12 listopada 2014

Odwracając czas (2.1)

ROZDZIAŁ II, PART I

     - Dzień dobry, Harry. - Kobieta uśmiechnęła się delikatnie, ale w jej brązowych oczach Harry dostrzegł ogromny smutek. - Co z Ronem? Jak się czuje?
     Usiadła obok Pottera.
     - Uzdrowiciele wprowadzili Rona w śpiączkę. Chcą go tylko dokładnie zbadać, nie martw się – uspokoił dziewczynę, widząc jej szeroko otwarte oczy. – Jeżeli nic nie wykryją, a z pewnością tak będzie, wybudzą go, wleją w niego najohydniejsze eliksiry, jakie tylko istnieją, i Ron będzie jak nowy.
     - Od zawsze wiedziałeś, jak mnie uspokoić, Harry. I rozśmieszyć. Brakowało mi ciebie - westchnęła z półuśmiechem.
     Nie zareagował na ukrytą zaczepkę, ale zaczął uważniej przypatrywać się Ginny. Starał się wyglądać obojętnie, oceniając w tym samym czasie stan własnych uczuć. Po parosekundowym zamyśleniu uznał, że wreszcie był wolny. Harry nie poczuł nic poza radością spotkania przyjaciółki. Żadnego uczucia, które choć trochę mogłoby namieszać. Stwierdził finalne odkochanie i nareszcie mógł zamknąć kolejny rozdział życia.
     - Niepotrzebny i krępujący rozdział – szepnął pod nosem.
     - Mówiłeś coś?                                                     
     -Nie, nic - zaprzeczył. – Zupełnie nic.
     Harry siedział spokojnie na krześle i z zaciekawieniem przyglądał się przechodzącym po korytarzach uzdrowicielom. Zastanawiał się, czy nie wejść do Rona albo czy nie zaprowadzić tam Ginny, ale odrzucił ten pomysł. Jeżeli Marietta będzie miała takie życzenia, sama tu przyjdzie i zaprosi ich do środka. A właściwie tylko jego, bo nie wiedziała jeszcze nic o obecności Ginny.
     - Marie jest u Rona, dlatego tak tu siedzisz, prawda?
     - Tak. Nie chciałem im przeszkadzać – wyjaśnił i przejechał ręką po włosach.
     - To do ciebie podobne. Dobro innych zawsze jest u Harry’ego Pottera na pierwszym miejscu. Tak było i zapewne będzie.
     - Cóż – odetchnął - taki już jestem i na razie nie planuję się zmieniać.
     - Szkoda, że nie dostrzegłam tego wcześniej. No wiesz, zanim my…
     - Po co wracać do przeszłości, Gin? - Harry wykrzywił usta i ułożył dłoń na ramieniu dziewczyny.
     - Masz rację – uśmiechnęła się na tyle, ile pozwolił jej powód ich spotkania. – Trzeba się skupić na tu i teraz.
     Harry wzruszył ramionami, nie pojmując aluzji.
     - Czy ja wiem? Chyba jednak przyszłość powinna być priorytetem. Może nie ta odległa, jak ostatnio sugerował Slughorn, ale przynajmniej ta bliska. Myślę, że Hermiona też tak uważa.
     - Na pewno, Hermiona zawsze wybiegała myślami naprzód. A tak a propos, co u niej słychać? Już dawno nie rozmawiałyśmy, a tęsknię za jej subtelnym humorem. Jak się wam układa? Tak samo jak parę lat temu?
     - Dobrze – zapewnił Harry, raptownie orientując się, do czego dąży Ginny. Nie spodobało mu się to, więc postanowił jak najszybciej uciąć temat. – Właściwie to bardzo dobrze, ale nie rozmawiajmy o Hermionie i o mnie. Powiedz, co u ciebie? Jak sobie radzisz w Harpiach? Pewnie jest o tysiąckroć lepiej niż na początku twojej wielkiej kariery, mam rację? Śledziłem twoje poczynania. Trudno było je zresztą przegapić, skoro rozpisywali się o tobie na ponad dwóch stronach Proroka. Gdybyś widziała rozmarzoną minę Rona – Harry zaśmiał się ze wspomnienia. - Ciągle powtarzał, jak bardzo jest dumny ze swojej małej siostrzyczki.
     - Czyli już nie ma mi za złe, że nie gram w Armatach? Nareszcie… Pamiętam jak jeszcze na weselu ciągle mi wypominał, że go zdradziłam. Ech, czasami bycie siostrą Rona jest strasznie trudne.
     Harry pokiwał głową. Sam wielokrotnie naraził się na wybuchowość przyjaciela, która w większości przypadków była kompletnie nieuzasadniona.
     - Hm, ale co u mnie? – zastanowiła się na głos Weasley. – Tak naprawdę poza drużyną nie mam życia. Rzadko gdzieś wychodzę, więc nie mam też wielu znajomych, z którymi mogłabym spędzać czas po rozgrywkach. Codziennie trenuję i prawie co chwila jestem w drodze na jakiś kolejny mecz. Mogłoby się wydawać, że nasza drużyna jest niesamowicie zgrana, ale to nieprawda. W przerwach prawie wcale się do siebie z dziewczynami nie odzywamy. One mają swoje życia, ja mam swoje i jakoś żadna nie chce się wtrącać. Może to i lepiej, ale czasami miło byłoby zamienić z kimś słówko na temat inny niż quidditch.
     Ginny zapatrzyła się przed siebie, a Harry nie za bardzo wiedział, co odpowiedzieć. Została w końcu graczem znanej drużyny, miała wielu fanów, zwiedzała świat, była w ciągłym ruchu - wszystko zdawało się układać po jej myśli. Wiele osób dałoby się zabić za takie życie, chociaż Harry będąc na jej miejscu, już dawno by to rzucił w cholerę. Nie potrafiłby odseparować się od niektórych osób – rodzina była najważniejsza. Najwidoczniej Ginny powoli dochodziła do podobnych wniosków, bo wydawała się bardzo przybita.
     - Moje życie uczuciowe to jedno wielkie zero – zwierzała się dalej Ginny, czując wstyd przed odsłonięciem skrawka duszy. – Może parę razy pojawił się facet, z którym mogłoby się udać, ale nie potrafiłam się nigdy zaangażować. Harry, ja ciągle żyję wspomnieniami. Przy każdej, nawet najgłupszej czynności, zastanawiałam się, jak ty byś to zrobił i co byś mi wtedy powiedział. Szczerze? Powoli zaczyna doprowadzać mnie to do szału…
     Po słowach Ginny powietrze wyraźnie zgęstniało.
     Harry uważał, że nie miała prawa tego mówić. Tym bardziej że to z jej winy rozpadł się ich wieloletni i, mogłoby się wydawać, udany związek.
     Potter do dziś pamiętał wieczór, kiedy Ginny ni stąd ni zowąd oświadczyła, że nie mogą dłużej być razem. Przyznała się Harry’emu, że wzięła udział w przesłuchaniu na ścigającą i że parę dni temu dostała pozytywną odpowiedź. Startując, kompletnie nie spodziewała się takiego wyniku, dlatego list od trenera Harpii z Holyhead strasznie ją zaskoczył. Na początku w ogóle nie brała możliwości grania w drużynie pod uwagę, wiedziała, z czym będzie się to wiązało i nie zamierzała opuścić Harry’ego. Po wielu przemyśleniach doszła jednak do odwrotnego wniosku i postanowiła postawić na siebie zamiast na ich związek. Następnego dnia jak gdyby nigdy nic spakowała się, zostawiając Harry’emu jedynie karteczkę z przeprosinami i z życzeniami szczęścia.
     Z początku Harry wielokrotnie próbował się z nią skontaktować, ale wszystkie jego sowy wracały. Ginny nie otworzyła ani jednego listu, w których pisał, jak bardzo ją kochał i pragnął z nią porozmawiać, wyjaśnić wszystko na spokojnie. Obecnie bardzo się cieszył, że Ginny na żaden mu nie odpowiedziała, bo gdyby to zrobiła, natychmiast by się do niej teleportował i ich historia mogłaby ułożyć się całkiem inaczej. Mogliby do siebie wrócić, pobrać się i mieć już dzieci. Mogliby być rodziną, ale pomiędzy Ginny i Harrym wciąż obecna byłaby przeszłość, która i tak wcześniej czy później dałaby o sobie znać. Potter był pewny, że wówczas ich małżeństwo nie pociągnęłoby długo i jednoznacznie skutkowałoby rozwodem albo innymi problemami.
     Suma summarum Harry cieszył się, że udało mu się uwolnić z tego toksycznego związku. Zwłaszcza, że traktował Ginny jak księżniczkę, od kiedy sięgał pamięcią. Był kompletnie zaślepiony doskonałością dziewczyny, nie widział żadnych jej wad, a nawet jeśli widział, skutecznie zamieniał je w zalety. Tak naprawdę w tamtym czasie Harry zapomniał, jak być Harrym Potterem. Dlatego po zerwaniu popadł w okropną rozpacz prowadzącą stopniowo do depresji.
     Każdy mógł potwierdzić, że Potter strasznie przeżywał to rozstanie. Ron koszmarnie wstydził się za siostrę, tym bardziej że wiedział o ukrytych oświadczynach tej dwójki. Oprócz niego, Hermiony i Marietty nikt nie miał bladego pojęcia, że Harry i Ginny są narzeczeństwem.
     Na samo wspomnienie czasu potrzebnego do zebrania odwagi, by klęknąć przed Ginny, Harry’emu przebiegał dreszcz po plecach. Nie miał pojęcia, co by się z nim stało, gdyby Hermiona i Ron nie otworzyli mu wtedy oczu. Zapewne do dzisiaj wspominałby lata spędzone z Weasleyówną…
     Po zerwaniu Granger dała Harry’emu spokój przez prawie dwa miesiące, ledwo się powstrzymując. Wreszcie nie wytrzymała. Nie potrafiła dłużej patrzeć, jak przyjaciel rujnował sobie życie. Zapędziła więc jego i Rona do roboty w ogródku pani Weasley, by ucięli sobie męską pogawędkę, która faktycznie pomogła. Harry zaczął przynajmniej wychodzić z domu i wykonywać powierzone mu obowiązki, ale dalej nie zachowywał się tak, jak na człowieka przystało. Snuł się wszędzie niczym duch. Teoretycznie był obecny na wszystkich rodzinnych spotkaniach, lecz tak naprawdę nie brał w nich udziału. Często milczał, błądząc myślami po nieznanych nikomu ścieżkach. Ron nigdy w życiu nie widział kogoś bardziej przygnębionego i do tej pory nie potrafił uwierzyć, że przyczyną tego smutku była jego siostra, jedna z najbliższych mu osób.
     Przełom nastąpił niespodziewanie. Harry zamknął się w swoich czterech ścianach w Dolinie Godryka i przeglądał stare rzeczy, niektóre należące do jego rodziców, niektóre do niego, jak jeszcze był małym chłopcem. Nikomu do tej pory nie chciał zdradzić dokładnych wydarzeń z tamtej nocy, ale następnego ranka obudził się z myślą, że czas wreszcie zakończyć to nędzne użalanie nad sobą.
     Od tamtej pory w dzień rocznicy śmierci rodziców brał wolne i zostawał sam w domu, zajmując się wspomnieniami i próbami dowiedzenia się więcej o Lily i Jamesie. Każdy wiedział, że nie można mu wtedy przeszkadzać przez dwadzieścia cztery godziny, nawet jeżeli by się paliło i waliło.
     - Słuchasz mnie?
     - Przepraszam – powiedział Harry, wracając do rzeczywistości. – Co mówiłaś?
     - Nic ważnego. Tak sobie tylko wspominałam.
     Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, drzwi do sali, w której leżał Ron, otworzyły się z cichym skrzypnięciem. W progu pojawiła się najpierw burza jasnych loków, a potem lekko opuchnięta, zaczerwieniona i zmęczona twarz Marietty.
     - Harry, możesz… Ginny? Co tutaj robisz?
     - Jak tylko dowiedziałam się o wypadku, natychmiast się teleportowałam.
     Jej bratowa zmarszczyła czoło.
     - Mama przesłała mi Patronusa.
     Marietta westchnęła, po części żałując, że powiadomiła Molly, ponieważ dzisiejszej nocy sama chciała posiedzieć przy mężu. Napisała do teściowej w liście, żeby odwiedziła Rona dopiero jutro, ale… Ale nie wpadła na to, że Molly od razu powiadomi o tym całą rodzinę Weasleyów.
     - Marie! Harry! – Z końca korytarza rozległ się przytłumiony krzyk Hermiony i stukot jej obcasów, miarowo uderzających o posadzkę. – Ginny?
     - Ktoś jeszcze dzisiaj wypowie moje imię z takim zdziwieniem? – westchnęła dziewczyna pod nosem.
Harry zerknął na Ginny kątem oka i prawie się uśmiechnął. Prawie, ponieważ w tym momencie spojrzał na rozzłoszczoną Hermionę. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad przyczyną zdenerwowania kobiety. Widział wycelowane prosto w niego mordercze spojrzenie, ale dlaczego? Tego już nie wiedział.
     - Hermiona – uśmiechnęła się w stronę szatynki Weasleyówna – całe wieki cię nie widziałam, ale się zmieniłaś…
     - Nie sądzę, że to dobre miejsce i czas na taką pogawędkę, Ginny.
     Odpowiedziało jej milczenie. Hermiona z troską spojrzała na zapuchniętą twarz Marietty, po czym podeszła do przyjaciółki i przytuliła ją.
     - Jak się czujesz? – szepnęła jej do ucha. – Z Ronem wszystko w porządku?
     - Tak. Jego stan jest stabilny, a jak wszystko dalej będzie dobrze, to go wybudzą.
     - A ty? Trzymasz się jakoś?
     Westchnęła głęboko. – Jakoś. Ron musi się szybko ocknąć, bo chcę już wracać do domu…
     Hermiona uśmiechnęła się czule do Marie.
     - Jeszcze trochę i wrócicie. A tak poza tym, potrzebujesz może czegoś? Przynieść ci kawę, herbatę lub coś do jedzenia z bufetu?
     - Nie, dzięki, sama pójdę. Muszę rozprostować nogi. Tylko, Hermiono, jak…
     - Jak coś się będzie działo, natychmiast dam ci znać.
     Marietta kiwnęła głową w podziękowaniu i chwilę potem jej szczupła sylwetka zniknęła na schodach do góry na piąte piętro.
     Tymczasem Hermiona z westchnieniem zwróciła się do Harry’ego.
     - Możemy porozmawiać na osobności?
     - A coś się stało? – zapytał Harry, ale poszedł za Hermioną. Dziewczyna zerknęła jeszcze na Ginny, po czym zaczęła:
     - Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Ron leży w szpitalu? Też jestem jego przyjaciółką i się o niego martwię! Czemu muszę dowiadywać się o takich rzeczach od Justina Finch-Fletchleya, który biega pomiędzy departamentami, krzycząc, że Ron Weasley oberwał klątwą, a nie od własnego chłopaka? Przecież byłeś z nim na akcji!
     Potter westchnął, czym jeszcze bardziej zdenerwował Hermionę.
     - Daj spokój. Ostatnią rzeczą, jaką bym dzisiaj zrobił po tej całej sytuacji, to zawiadamianie kogokolwiek. Nawet ciebie. Niech Marietta decyduje o tym, kogo chce tu widzieć a kogo nie. Poza tym, na jej miejscu też wolałbym mieć święty spokój... – wypalił Harry. – Jestem już bardzo zmęczony i nie mam ochoty się z tobą kłócić o to, czy powinienem ci wysłać sowę, czy nie. Z Ronem już w porządku, tylko to się liczy, więc wejdę jeszcze do niego na chwilę i wrócę do domu. Przyjadę tutaj z samego rana i mam nadzieję, że Ron zostanie już wtedy wypisany.
     - Świetnie! W takim razie porozmawiamy jutro – oburzyła się Hermiona i odwracając się na pięcie, ruszyła w stronę sali, w której leżał Ron. Harry lekko spąsowiał. Może i faktycznie powinien skontaktować się z Hermioną? Sam z pewnością byłby wściekły, gdyby dowiedział się o chorym przyjacielu od prawie obcej osoby...
     Zrezygnowany podszedł do Ginny, pożegnał się i nawet nie zaglądając do Rona, ze względu na obecną tam Hermionę, zszedł na parter, by po chwili teleportować się z głośnym trzaskiem prosto do Doliny Godryka.

* * *

    31 października 2008 roku był dniem pochmurnym i niezbyt przyjemnym dla oczu i ciała. Zewsząd wiał silny i zimny wiatr, a od rana z nieba padała mżawka, która nie ułatwiała dzieciom i dorosłym dekorowania domów przed zbliżającym się wielkimi krokami wieczorem. Dzieci ze smutkiem wyglądały przez okna, mając nadzieję, że nadopiekuńczy rodzice, mimo pogody, pozwolą wyjść im z domu i chodzić, zbierając słodycze. W końcu czym byłoby Halloween bez zębów i brzuchów bolących od nadmiaru zjedzonych cukierków?
     Harry’emu ostatni dzień października kojarzył się trochę inaczej. Kiedy mieszkał u Dursleyów, nie dane mu było zebranie chociażby jednego cukierka czy lizaka dla siebie. Parę razy ciotka Petunia pozwoliła mu wyjść z domu w jakiejś starej szmacie, pod warunkiem, że wszystko, co dostanie, odda Dudziaczkowi. Pamiętał, że po odwiedzeniu pierwszych dwóch domów, Harry’emu udało się włożyć do kieszeni spodni dwa cukierki, ale kiedy Dudley to zauważył, najpierw poskarżył się Vernonowi, za co Harry następnego dnia dostał tygodniowy szlaban, a później chodził wszędzie za Harrym i od razu zabierał mu wszystkie smakołyki, chowając do swojego wielkiego i pękającego w szwach wora. Jedynym plusem zachłanności Duddleya był fakt, że po zjedzeniu tego wszystkiego (zazwyczaj robił to od razu po powrocie do domu), następnego ranka budził się prawie pozieleniały i schorowany do tego stopnia, że nie mógł ruszyć się z łóżka i dalej dokuczać Harry’emu.
     Dlatego, kiedy Potter dorósł, Halloween nie miało dla niego aż tak wielkiego znaczenia. Poza tym w tym dniu miał ważniejsze plany: zabierał się za porządki w Dolinie Godryka, zbierając, sortując i przeglądając stare rzeczy należące do jego rodziców i do niego samego z czasów dzieciństwa. W ten sposób próbował powrócić do przeszłości i chociaż w minimalnym stopniu poznać Lily i Jamesa Potterów.
     Na chwilę obecną pan Harry Potter spał głęboko, pochrapując pod nosem, ze zwichrzonymi włosami rozrzuconymi w nieładzie na poduszce i z nogą zwisającą z łóżka. I pewnie trwałby tak dalej, gdyby nie obudziło go natarczywe pukanie w szybę. Harry niechętnie wstał na nogi i otworzył okno z cichym skrzypnięciem. Świstoświnka wleciała do środka, zrobiła rundkę pod sufitem i grzecznie wylądowała na komodzie. Mężczyzna odczepił mały pergamin od jej stópki i lekko głaszcząc ją po główce, przeczytał:

 Harry!
Z Ronem już wszystko w porządku. Wybudził się wczoraj w nocy i uzdrowiciele pozwolili mu rano wrócić do domu. Wiem, że bardzo chciałbyś się z nim zobaczyć, on też ciągle mówi, że musi z Tobą porozmawiać, ale daj mu jeszcze ze dwa dni. Widzę, że nie czuje się aż tak dobrze, jak powinien, chociaż przed nikim tego nie przyzna, nawet przed własną żoną...
Z całusami, Marie.

     Harry założył okulary na nos i szybko naskrobał odpowiedź, w której napisał, jako szef aurorów, że przydziela Ronowi tygodniowy urlop na całkowite wyleczenie, i jako przyjaciel, że wpadnie jakoś za parę dni oraz życzył Marie wytrwałości, bo wiedział, że chory Ron często przysparza wiele kłopotów.
     W o wiele lepszym humorze zszedł na dół, wiedząc, co go zaraz czeka. Zrobił sobie kawę i powolnym krokiem pomaszerował do pokoju na końcu korytarza. Drzwi były zamknięte na cztery spusty od roku. Harry czekał niecierpliwie na kolejną okazję do odwiedzenia tego zakurzonego, pełnego skarbów i pajęczyn schowka. W pomieszczeniu było ciemno, więc pociągnął za sznurek, zapalając żarówkę. Dała ona tylko nikłą poświatę, ale Harry'emu to wystarczało. Rozejrzał się uważnie wokół; nic się nie zmieniło. Połowa pokoju zawalona była duperelami, książkami i innymi dziwnymi przedmiotami, które Harry musiał dzisiaj przejrzeć. Stało tam też wielkie pudło od Slughorna. Po drugiej stronie zaś na wielkim regale znajdowały się uporządkowane już kartony z podpisami takimi jak "Lily", "James" czy "Harry - dzieciństwo". Oczywiście, kartonów było o wiele więcej, ale tylko te trzy stały wysunięte na sam brzeg, które i tak po chwili namysłu, i przesunięciu wszystkich gratów z podłogi pod ścianę, zdjął zaklęciem na podłogę. Ręcznie zdecydowanie nie dałby rady. Pamiętał jak rok temu poprosił Hermionę o nauczenie go zaklęcia zmniejszająco-zwiększającego, którego za cholerę nie mógł przyswoić, także teraz w kartonach, mimo że wyglądały na mało pojemne, było więcej rzeczy, niżby ktokolwiek mógł przypuszczać.
     Zaczął przeglądać szpargały, siedząc na ziemi. Każdą, chociażby najmniejszą rzecz wyjmował powoli i ostrożnie, nie chcąc przypadkiem niczego zniszczyć. Dokładnie oglądał, by wreszcie umieścić ją w specjalnym kartonie. Spędził tak przynajmniej pół godziny, ale nie miał dość. Uwielbiał przyglądać się albo zdjęciom Lily i Jamesa za młodu, albo drobiazgom, które ci przynajmniej raz trzymali w rękach, a nawet podręcznikom i książkom, które czytali. Chociaż z tym czytaniem Harry bardziej stawiał na Lily.
    - Co, do cholery? – zapytał na głos Harry, wyjmując z pudła złoty wisior, wykładany szmaragdami, które układały się w literę S.
     Harry z uwagą przyglądał się medalionowi Salazara Slytherina, który widział niejednokrotnie. Znał nawet każdą jego rysę czy wgłębienie. Doskonale wiedział, że była to podróbka należąca do Regulusa Blacka. Nie miał tylko pojęcia, skąd ona się tutaj wzięła. W ostatnim tygodniu, kiedy odwiedził Grimmauld Place 12, widział ją na szyi Stworka. Nie wydawał skrzatowi żadnych poleceń, bez których ten nie mógł nic z nim zrobić, a poza tym Stworek nigdy by nie oddał nikomu, nawet Harry’emu, „medalionu swojego pana”.
     Potter przejechał palcem po literze i westchnął do wspomnień. Otworzył medalion, a później równie szeroko swoje oczy. W środku znajdowała się lekko pożółkła karteczka. O ile pamiętał, a pamiętał dobrze, nie był to pergamin z wiadomością do Voldemorta, ponieważ zanim oddał falsyfikat Stworkowi, wyjął go i włożył do woreczka, który dostał od Hagrida na siedemnaste urodziny. Woreczek zaś spokojnie spoczywał w szafce nocnej przy łóżku. W takim razie - co to była za karteczka i w jakim celu ktoś włożył ją do środka? Harry, oczywiście, nie mógł długo czekać, by poznać odpowiedź. Sięgnął po nią i ze zdziwieniem zauważył, że zaczęły pojawiać się na niej czarne, lekko zawijane napisy. Harry bezwiednie zmrużył oczy, żeby lepiej widzieć.
     Harry Potter ma mało czasu i tylko trzy szanse. O innych niech na razie nie myśli. Harry Potter musi uważnie patrzeć.
     A po ich zniknięciu, ukazał się jeszcze jeden, pogrubiony i ukośny:
     - Reversio initii – przeczytał Harry na głos. – Ale co to w ogóle zna...
  Zanim Harry zdążył dopowiedzieć, poczuł nagły skurcz żołądka i przez chwilę myślał, że zwymiotuje. Wstał na chwiejnych nogach i obijając się o framugę drzwi, skierował się w stronę kuchni. Nie zaszedł jednak zbyt daleko, bo zakręciło mu się w głowie i padł na kolana. Zaczął przeklinać swoją głupotę i brak różdżki, która bezczynnie leżała na kuchennym stole, kiedy zauważył - a raczej nie zauważył - że jego ciało powoli rozpływało się w powietrzu.

* * *

     Przemierzała długą drogę i była już bardzo zmęczona. Pragnęła jedynie oddać tą ciężką rzecz przyczepioną do nóżki, zamoczyć dzióbek w miseczce z wodą, dostać chociażby dwa chrupki jako przekąskę i może zdrzemnąć się na jakiś czas, by wreszcie móc odlecieć prosto do swojej pani. Zahukała głośno i podlatując do okna, zapukała w nie parokrotnie. Nic się nie stało, więc powtórzyła tę czynność. Też nic, a nie mogła przecież odlecieć. Czekała więc usłużnie na człowieka, kiedy podleciała i usiadła koło niej druga, ruda i bardziej opierzona sowa.
     Obie czatowały pod oknem Harry’ego Pottera.

11 komentarzy:

  1. Omg omg omg!
    Czatowałam na ten rozdział codziennie ;)
    Jest naprawdę bardzo dobry, podoba mi się Twój styl pisania. Już nie mogę doczekać się na kolejną część szczególnie, że zakończenie jest mocno intrygujące.
    Pozdrawiam i życzę owocnej pracy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję bardzo. :) Kolejna część jakoś pod koniec listopada.

      Usuń
  2. #MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki

    Okej, nie wiem co jest z postacią Ginny, że ona mi tak działa na nerwy. Z reguły lubię ją, bo zazwyczaj jest opisywana w taki fajny sposób, ale obie wiemy, że tutaj jest płytką, wredną i nie dbającą o innych. W czytaniu jestem trochę do przodu to już tutaj wspomnę, ze to jej wpadnięcie do Rona, i rozmowa z jego żoną o Hermionie i Harrym, gdy Grangerówna była w kuchni... no naprawdę!

    Wracając do tej części. Myślę, że Hermiona trochę przecholowała, zawsze wydawało mi się to dziwne, że gdy ktoś ledwo wylądował w Mungu, nagle pojawiał tam się każdy Weasley i bliska im osoba. Po co? Harry miał 100% rację mówiąc, że wzywac powinna innych żona Rona. Ale idzie jej to wybaczyć, bo myślę, że jej temperament zaogniła Ginny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam szczerze, nie lubię Ginny. Naprawdę. Pewnie dlatego w większości moich opowiadań albo jej nie ma, albo jest właśnie taka wredna. W większości, nie tutaj. :P Już wyjaśniam i dodam malutki spojler. Głównie w "Odwracając czas" chodzi mi o ukazanie zmiany w zachowaniu bohaterów. I wyznam, że jedną z nich będzie właśnie Ginny, ale więcej wyjaśni się w drugiej części. :)

      Usuń
    2. W takim razie skuszę się na drugą część! Przede wszystkim po to by zobaczyć różnice między stylami u ciebie bo u siebie widzę ją wielka, a wszak to bd kilka miesięcy przerwy u ciebie ;)

      Usuń
  3. To, niestety, trzeba będzie poczekać. Na razie w kolejce mam dwa inne opowiadania, które "leżą" od dawien dawna. :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Cieszę się że Weasley się wybudził ;) Coś mi się zdaje że Ginny tak nie do końca pogodziła się z zerwaniem z Harrym, że nadal go kocha.

    OdpowiedzUsuń
  5. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Ginny od zawsze mnie irytowała, w sumie nie wiem dlaczego. Może wpływa na to fakt, że w praktycznie każdym fanfiku jest kreowana na zabawną, fajną i mówiącą co myśli. Ech, odpychająca postać. U Ciebie Ginny jest troszkę inna, ale też mnie denerwuje :D Zapewne nie pogodziła się z zerwaniem z Harrym, ale przecież sama tego chciała, więc w czym problem? Ech, te dramy...
    Hermiona trochę przesadziła, a ten foch był jak kaprys małej dziewczynki. Prawda jest taka, że Harry nie myślał nawet o powiadamianiu jej, bo tak był przejęty. Ech, Hermiono ogarnij się ;)
    Ciekawość pana Pottera zaprowadziła go na manowce i to dosłownie. Aż się nie mogę doczekać, co będzie w kolejnym rozdziale, ale tego dowiem się jutro :)

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń
  6. #MagiczneSmakołyki #KarmelkoweMuszki
    Chyba nie skłamię, jak powiem, że ten rozdział dużooo krótszy od poprzedniego? Szkoda ;[

    Nie lubię Ginny. Nigdy nie lubiłam, więc jej zachowanie, lekko prosząco-płaszcząco-błagające o powrót do Pottera (choć oczywiście niebezpośrednio) - w to mi graj. Cieszę się, że Ronowi nic nie jest. Jak zakładam nowe(?) zaklęcie sprowadziło Pottera do przeszłości - już, już nie mogę się doczekać co będzie dalej!

    Świetnie oddajesz charaktery bohaterów Rowling. Naprawdę, naprawdę podziwiam te Hermiony i tych Potterów, którzy pasują mi do wizji z kanonicznej powieści!

    Ale żeby nie było kolorowo - zdecyduj się następnym razem, czy Ginny nazywasz kobietą czy dziewczyną - masz dwa akapity obok siebie i dwa określenia, które - jak dla mnie się kłócą...

    Pozdrawiam,
    Farfocel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogólnie to jest jedynie pierwsza część drugiego rozdziału - musiałam go podzielić, żeby Was nie zamęczyć zbyt dużą ilością tekstu. :P

      Ja też nie lubię Ginny, co na pewno będzie widać w kolejnych częściach. Mogę Ci to obiecać. :) U niej to zależy od dnia: jednego zachowuje się w miarę, czyli jak kobieta, a innego wiadomo, rozkapryszona dziewczynka. Ale tak na serio, to przejrzę w wolnej chwili i coś z tym zrobię, dzięki za info. :)

      Pozdrawiam!

      Usuń