4 stycznia 2015

Odwracając czas (5.1)

Dziękuję bardzo za odpowiedzi i w sumie macie rację. Od dzisiaj będę powiadamiać mniej-więcej kiedy będzie można spodziewać się kolejnego rozdziału. :)
Ciepło i zapraszam do czytania!
Ew

  ROZDZIAŁ V, PART I

     - Jeszcze raz, Harry.
     - Harry Potter ma mało czasu i tylko trzy szanse – powtórzył po raz trzeci Harry, podpierając się łokciem na blacie. Od ponad dwóch godzin siedzieli z Hermioną w salonie i wałkowali kolejne słowa podsunięte przez karteczkę. Przez chwilę czuł się znowu jak na czwartym roku przed drugim zadaniem Turnieju Trójmagicznego.
     - To jasne. Chodzi o trzy wspomnienia Syriusza i że masz…
     - Mało czasu, tak wiem – westchnął. – O innych niech na razie nie myśli…
     - Po tych trzech wspomnieniach od razu przeniosłeś się do przeszłości, tak? – zapytała Hermiona, drapiąc się po brodzie. Siedziała przy stole, na którym leżało wiele książek na przeróżne tematy. Były to głównie mugolskie słowniki łacińsko- i grecko-angielskie, dzięki którym poznali już dosłowne znaczenie poszczególnych zaklęć przenoszących do wspomnień.
     - Tak.
     - W takim razie właśnie o tym mowa. I najwidoczniej również te szanse będą trzykrotne. Byłeś już raz w przeszłości, więc masz jeszcze dwie. Proste.
     - Skąd wiesz, że tylko trzy? – zaciekawił się Harry, ponieważ wreszcie dowiedział się czegoś nowego.
     - Wspomnienia też były trzy.
     - Właściwie to wspomnień było więcej, gdzieś z osiem.
     - No tak – potwierdziła Hermiona – ale zaklęcia były trzy, więc tak to traktujmy. Zresztą sam autor tych słów mówił, że masz tylko trzy szanse, pamiętasz?
     Kiedy Harry pokiwał głową, Hermiona zapytała:
     - Co było dalej?
     - Harry Potter musi uważnie patrzeć.
     - No i tutaj mamy problem – powiedziała Granger i głośno westchnęła, po czym wzięła łyka kawy.
     - Uważasz, że nie byłem zbyt uważny? Opowiedziałem ci o wszystkim, co widziałem!– zezłościł się Harry.
     - Ale mogłeś coś przeoczyć. Jakiś ważny szczegół, który byłby teraz niezwykle pomocny.
     Harry jęknął głośno, kładąc głowę na książkę.
     - Nie możemy po prostu przytknąć już różdżkę do karteczki?
     - Nie! – odparła Hermiona szybko. – Nie mamy pewności, co się dalej stanie. Musimy być wszystkiego pewni, żeby nie wpaść w niebezpieczeństwo.
     - Ale wiemy, co się stanie. Przeniesiemy się do 1975 roku! Poznasz moich rodziców, zobaczysz młodego Syriusza i Remusa!
     - Przykro mi, Harry, ale dopóki nie będę stuprocentowo pewna, że nie jest to pułapka, nie pozwolę ci tam wrócić.
     - Nigdy nie będziesz stuprocentowo pewna – mruknął pod nosem, czego Hermiona nie zdołała usłyszeć. Patrzyła tylko na Harry’ego wyczekująco, więc szybko dalej wyrecytował: - Harry Potter uważnie patrzył, teraz będzie robił. Niech pamięta o szansach, a każda będzie inna. Harry Potter musi dać radę i pomóc.
     - Pierwsze zdanie jest logiczne i potwierdza moje słowa, że przeoczyłeś coś we wspomnieniach. Inaczej już dawno znałbyś rozwiązanie tej tajemnicy .Wszystko musi być jakoś powiązane… Tylko co łączy twoich rodziców, Syriusza i Regulusa? No dobrze, twoi rodzice przyjaźnili się z Syriuszem, ale co ma z tym wspólnego Regulus? Jedyne, co wiąże go z tą historią, to pojawianie się we wspomnieniach Syriusza i medalion… Będzie robił? To w zasadzie też jasne. Musisz coś zrobić i w tym ma pomóc umiejętność rozmawiania z ludźmi z przeszłości, mogą cię też widzieć… Nie rozumiem do końca, o co chodzi z każdą inną szansą. W sensie co? Jak i komu masz pomóc?
     Hermiona wstała i zaczęła chodzić po pomieszczeniu, a Harry podziwiał jej każdy krok. Cieszył się, że przyznał się dziewczynie do wszystkiego, inaczej nie zdawałby sobie sprawy z połowy rzeczy, na które ona wpadła. Czuł się jak za starych dobrych czasów. Brakowało mu jedynie zawsze dowcipkującego Rona, którego ostatnio rzadko widywał. Harry był tak zajęty swoimi sprawami, że zapomniał o kumplu. Nawet nie sprawdził, jak się Ron czuł po wypadku. Postanowił jak najszybciej zobaczyć się z nim w pracy, o której też zresztą zapomniał, i przeprosić go za swoje zachowanie.
     - Chyba nie mamy wyjścia, Harry – westchnęła nagle Hermiona, stając przed Potterem. – Musimy z powrotem znaleźć się w 1975 roku. Inaczej nie poradzimy sobie z tą tajemnicą.
     - Wreszcie uświadomiłaś sobie, że nie jest to pułapka? – zapytał Harry, a na jego ustach bezwiednie pojawił się uśmiech.
     - Nie do końca, ale trzeba zaryzykować, co, jeżeli chcesz wiedzieć, niezbyt mi się podoba.
     - Wspaniale! – wykrzyknął Harry, ignorując połowę jej słów. Wyleciał jak z procy do sypialni po różdżkę, którą Hermiona kazała mu schować, żeby go nie kusiła. Kiedy wreszcie pojawił się w kuchni, różdżkę trzymał wysoko, jakby w pogotowiu.
     - Zaraz! Czekaj chwilę!
     - Co znowu?
     Harry coraz bardziej się niecierpliwił. Już nie mógł doczekać się ponownego ujrzenia Lily i Jamesa, któremu z samego rana zdołał wybaczyć. Najważniejsze, że koniec końców James Potter kochał żonę i syna i był zdolny oddać za nich życie. Reszta nie miała większego znaczenia.
     - Musimy wymyślić plan, jak niepostrzeżenie dostać się do pokoju wspólnego Gryffindoru. Wcześniej, Harry, miałeś niebywałe szczęście, trafiając na Syriusza, który cię tam wprowadził. Myślę, że kolejny raz nikt nie będzie taki głupi.
     - Czemu?
     - Co czemu? Na Merlina, Harry, kto normalny pozwoliłby trzydziestolatkom szwędać się po Hogwarcie? Mówiłeś, że Dumbledore wyjechał, ale co z McGonnagall, Slughornem czy innymi nauczycielami pracującymi w tamtych czasach? Mogliby zacząć zadawać niewygodne pytania, co zrodziłoby wiele problemów. Przez przypadek możemy zmienić przeszłość, a to wpłynęłoby na naszą teraźniejszość… Nie możemy do tego dopuścić!
     Harry milczał, a jego oczy z sekundy na sekundę robiły się coraz większe.
     - Hermiono, jesteś genialna! Już wiem, o co chodzi z tą zagadką! Musimy pomóc przeżyć Syriuszowi, Remusowi i moim rodzicom! Musimy im powiedzieć prawdę o wszystkim: Voldemorcie, Pettigrew, śmierciożercach, o wszystkim! Skoro mam szansę, nie pozwolę im umrzeć, Hermiono. Mamy też szansę szybszego pokonania Voldemorta! Wystarczy im powiedzieć, gdzie Voldemort ma horkruksy i jak je zniszczyć. Mamy szansę na uratowanie wszystkich istnień, które zginęły podczas pierwszej i drugiej wojny!
     Hermiona żałowała, że przez przypadek podsunęła Harry’emu ten pomysł. Oczywiście, niesamowicie pragnęłaby pomóc ludziom odzyskać ich poległe na wojnach rodziny, ale musiała myśleć racjonalnie. Byłaby to zbyt wielka zmiana, żeby przyszłość jakoś przez nią nie ucierpiała. Za dużo ryzyka.
     - Nie. Przykro mi, Harry, ale nie możesz tak niespodziewanie wpaść do przeszłości, streścić wydarzenia z przyszłości i mieć nadzieję, że to jakoś pomoże. Miałoby to zbyt wielki wpływ na przyszłość. Pamiętaj, że są konsekwencje, za które trzeba płacić wysoką cenę.
     Błysk w oczach Harry’ego momentalnie przygasł.
     - Wiem, że chciałbyś wszystkich uratować, ale nie da rady. Nie w ten sposób. Sama nie marzyłabym o niczym innym, jednak… - zamilkła, patrząc uważnie na Pottera.
     Mężczyzna opuścił różdżkę, wyraźnie przybity. Zdawał sobie sprawę z prawdziwości słów Hermiony, ale poczuł zbyt wielką nadzieję, by teraz tak po prostu odpuścić. Los dawał mu szansę wcześniejszego pokonania Voldemorta! Już nawet nie chodziło o rodziców czy jego najbliższych. Mógł uratować wszystkich. Musiał tylko przekonać Hermionę do swojego planu, co nie było aż tak łatwą sprawą.
     - A jeżeli nie zmieniłoby to przyszłości?
     Hermiona uniosła brwi.
     - Niemożliwe. Wszystko ma swoje następstwa, Harry.
     -Ale, Hermiono, zobacz, ile osób byśmy uratowali. Moich rodziców, Syriusza, Remusa, Dorę, Freda, Dumbledore’a! Nawet Moody’ego, Hedwigę, Zgredka!
     - Bellatriks, innych śmierciożerców…
     - Daj spokój, Hermiono! Myśl pozytywnie!
     - O ile wiem, moim zadaniem jest myślenie racjonalnie.
     Harry westchnął.
     - Pozwól mi przynajmniej spróbować powiedzieć rodzicom o zdradzie Petera. Proszę.
     Podszedł do Hermiony i położył jej ręce na ramiona. Po chwili przygarnął ją mocniej do siebie, opierając podbródek na głowie kobiety. Wciągnął zapach jej perfum, czując przyjemne łaskotanie w nosie.
     - Przepraszam cię, Harry, ale nie mogę na to pozwolić. Mogę ci pomóc jedynie, jeżeli obiecasz, że pozostawisz wszystko tak, jak jest. Niczego nie będziesz chciał zmienić.
     Wyplątała się z uścisku Harry’ego, uważnie się mu przypatrując. Niesamowicie ciężko było jej wypowiedzieć te słowa, ale nie miała wyjścia. Patrzyła na zamglone spojrzenie zielonych oczu i czuła nieprzyjemny dreszcz przechodzący po ciele.
     - Niech będzie. Zgadzam się – westchnął Harry, opuszczając wzrok. Okłamał Hermionę, ale zrobił to dla większego dobra. Musiał uratować ofiary wojny, choćby kosztem złości Hermiony Granger.
     Hermiona przyglądała się mu przez chwilę, by wreszcie pokiwać głową.
     - W takim razie trzeba się teraz zastanowić nad planem działania… Jesteś pewien, Harry, że wystarczy tylko dotknąć różdżką tej kartki, żeby się przenieść?
     - Tak.
     - Dobrze – odparła lekko, zaczynając dzielić się z Harrym swoimi pomysłami. Z każdym kolejnym Harry nie mógł się nadziwić, jakim cudem Hermionie aż tak szybko udało wymyślić się tak szczegółowy plan. Był pod wrażeniem.
     - Czy o czymś zapomniałam? – spytała nagle Hermiona. – Wszystko jasne?
     - Nie. Tak – odpowiedział kolejno na pytania, unosząc lekko kąciki ust. – A będziesz umiała zmienić nasz wygląd? To znaczy, pamiętasz jeszcze to zaklęcie kamuflujące? Ostatnim razem używałaś go, mając niecałe dwadzieścia lat…
     Hermiona popatrzyła na Harry’ego wilkiem, więc Potter szybko zamilkł.
     - Dobrze, im szybciej zacznę cię przemieniać, tym szybciej skończę. Trochę ciężej będzie mi rzucać zaklęcia na siebie, ale wystarczy lustro i chwila cierpliwości. Tylko się nie ruszaj – zastrzegła, by po chwili niespodziewanie zaczarować włosy Harry’ego. Teraz zamiast czarnych kosmyków zrobiły się rudawe i dłuższe do ramion. Potem zmieniała nos, kontury ust i rysy twarzy tak, by wyglądał na młodszego, przeciętnego piętnastolatka. Kiedy skończyła i dokładnie przyjrzała się swojemu dziełu, uśmiechnęła się radośnie. Harry kompletnie nie przypominał siebie. Był raczej podobny do kogoś z rodziny Weasleyów przez wzgląd na rudość i piegowatość.
     - Świetnie. Teraz moja kolej.
     Kiedy Harry podziwiał swój nowy wygląd, Hermiona zajęła się swoim. Tym razem miała nieco trudniejsze zadanie. Nie dość, że musiała rzucać czary na siebie, co samo w sobie było skomplikowane, to jeszcze efekt miał wyjść prawie identyczny jak u Harry’ego. Plan zakładał, że jeżeli kogoś spotkają, przedstawią się jako dzieci Harry’ego Grangera: Ron i Hermiona. Nikt o nich nic nie słyszał, bo chodzili do Durmstrangu, ale ojciec po wizycie w Hogwarcie postanowił ich przenieść. Zanim jednak by do tego doszło, mieli się tam rozejrzeć. Hermiona pomyślała, że dzięki temu wypytywanie o jakiekolwiek szczegóły nie będzie aż tak dziwne, a może ich przybliżyć do rozwiązania zagadki magicznej karteczki.
     Kobieta, a raczej dziewczyna, o przystrzyżonych, prostych, rudych włosach wpatrywała się w lustro z zaskoczeniem. Miała lekko zadarty nos, okrągłą twarz i szramę na prawym policzku.
     - Jak wyglądam? – zapytała, patrząc na Harry’ego. – Może być?
     - Khm… No ładnie, ładnie, Hermiono.
     Granger wywróciła oczami na nieporadny komplement, po czym odetchnęła głęboko. Nadszedł czas. Kiwnęła więc głową do Harry’ego, przywołując go do siebie. Stanął obok, łapiąc ją za ramię. Hermiona przytknęła różdżkę do karteczki i… nic się nie stało.
     - Jesteś pewny, że nie było żadnej inkantacji?
     - Tak. Daj, może ja spróbuję?
     Harry dotknął magicznego pergaminu różdżką z ostrokrzewu i poczuł przed sobą nagłe wirowanie. Znów miał wrażenie, jakby leciał, ale teraz podróż trwała zdecydowanie krócej. Tym razem wylądowali na błoniach. Harry szybko podniósł się na nogi, pomagając Hermionie. Dziewczyna widocznie zbladła.
     - Czy przypadkiem nie mówiłeś, Harry, że trafiłeś tu zimą?
     Przed nimi rozpościerało się wręcz błękitne niebo bez żadnej chmury. Słońce grzało, ptaki śpiewały, lato rozgościło się już na dobre.
     - Na pewno. Jeszcze jak patrzyłem przez okno, byłem strasznie zdziwiony. Wszędzie było pełno śniegu, jestem tego pewny.
     - W takim razie dlaczego…
     - Nie wiem, Hermiono – przerwał Harry. – Może teraz trafiliśmy na maj lub czerwiec? Może zbyt długo zwlekaliśmy z podróżą, a czas tutaj biegnie dwa razy szybciej?
     - Raczej dziesięć razy szybciej – mruknęła Hermiona pod nosem. – Najwyraźniej masz rację – powiedziała, chociaż nie była co do tego przekonana.
     Harry bezwiednie złapał Hermionę za rękę, ale zaraz ją puścił. Mieli udawać rodzeństwo, nie parę, zganił się w myślach. Ruszyli przed siebie, rozglądając się z uwagą.
     - Nie widzisz niczego dziwnego w tym, że tylko twoja różdżka potrafiła nas tu przenieść?
     W oddali zauważył przechadzającego się Regulusa, więc nie odpowiedział.
     Hermiona szturchnęła go w ramię, czym skutecznie odwróciła jego uwagę od młodszego Blacka. Kiwnęła głową w stronę najbliższego drzewa, przy którym siedziała para. Dziewczyna opierała się o ramię chłopaka i rozmawiali o czymś przyciszonymi głosami. Harry podszedł bliżej, uważnie przyglądając się rodzicom. Jakim cudem się zeszli, skoro jeszcze parę miesięcy temu wręcz skakali sobie do gardeł?
     Harry zmarszczył czoło. Coś się nie zgadzało.
     Kiedy jednak zobaczył roześmiane oczy Lily, wszystkie wątpliwości i pytania przestały mieć znaczenie. Ruszył w kierunku pary, ale poczuł silny uścisk na ręku. Hermiona starała się go przyciągnąć do siebie.
     - Myślę, że to nie jest dobry pomysł, Harry.
     Potter spiorunował ją wzrokiem.
     - Czemu? Uważasz, że nie powinienem porozmawiać z rodzicami? Jest to prawdopodobnie jedna z nielicznych ku temu okazji…
     - Nie, skąd – odparła zarumieniona Hermiona. – Po prostu pomyślałam, że najpierw powinniśmy znaleźć Syriusza. Musimy przecież poznać prawdę i odkryć tajemnicę magicznej karteczki. A skoro tak szybko mija tu czas, możemy nie zdążyć tego zrobić. Kiedy tylko dowiemy się czegoś konkretnego, znajdziemy twoich rodziców, obiecuję.
     Przez chwilę na twarzy Harry’ego gościł grymas, który z każdą sekundą łagodniał. Wreszcie pokiwał głową, nie do końca zadowolony, ale utwierdzony w przekonaniu, że Hermiona jak zwykle miała rację.
     Szybkim krokiem ruszyli w stronę pokoju wspólnego Gryfonów w poszukiwaniu Syriusza. Jakiś czas temu wspólnie doszli do wniosku, że w tej historii musi chodzić wyłącznie o niego. Po pierwsze, pojawiał się we wspomnieniach, które – bądź co bądź – tyczyły się głównie jego. Po drugie, kiedy Harry pierwszy raz przeniósł się w czasie, jedną z pierwszych osób, którą spotkał, był właśnie Syriusz. I wreszcie po trzecie, to Harry, będący złączony nierozerwalną więzią emocjonalną z ojcem chrzestnym, został wytypowany przez karteczkę. Wszystkie te punkty, które Hermiona skrupulatnie rozpisała, idealnie pasowały do ich założeń.
     Nie wiedzieli jednak, na czym dokładnie polegało ich zadanie.
     Niecierpliwie przemierzali hogwarckie korytarze.
     - Zatrzymaj się, Harry – powiedziała nagle Hermiona, stając.
     - Coś nie tak?
     - Nie, w porządku, ale pomyśl. Jak głupi lecimy prosto do pokoju wspólnego, a jeżeli Syriusza tam nie będzie? Mogliśmy wysnuć błędne założenia, tak samo jak wyszło z tym latem. Nie możemy zwracać na siebie większej uwagi niż to konieczne. Pamiętaj, musimy ominąć wszelkie niewygodne pytania.
     Harry przytaknął, po czym wyjął z kieszeni pergamin. Rozwinął go i szepnął pod nosem: przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego.
     - Harry, jesteś genialny! Nie mogę uwierzyć, że sama nie wpadłam na to, by wziąć ze sobą Mapę Huncwotów – wykrzyknęła mile zaskoczona Hermiona.
     - Pelerynę Niewidkę też mam na wszelki wypadek. – Poklepał kieszeń. - Pomóż mi szukać Łapy.
     - Tylko musimy się streszczać, żeby nikt przypadkiem nic nie zauważył. Pamiętaj, że w tamtych czasach tylko Huncwoci wiedzieli o mapie. No i byli jej jedynymi właścicielami…
     Harry kiwnął głową wpatrzony w poruszające się na pergaminie kropki oznaczone imionami i nazwiskami . Przez chwilę milczeli, wypatrując tej z napisem Syriusz Black. Wreszcie Harry pokazał palcem nieruchomy punkt, wyszeptał: koniec psot i zamknął mapę, schowawszy ją z powrotem do kieszeni.
     Ku zdziwieniu Harry’ego i Hermiony, Syriusz przebywał w bibliotece. Było to ostatnie miejscem, w którym spodziewali się jego obecności. Po drodze mijali uczniów, którzy w ogóle nie zwracali na nich uwagi, najwidoczniej mając własne zmartwienia. Harry ze smutkiem zauważył brak jakichkolwiek rozmów czy śmiechów zawsze roznoszących się po korytarzach. Wszyscy wydawali się być bardziej poważni, nawet około jedenastoletnie dzieci, które powinny wesoło biegać, a nie z przygaszonymi minami snuć się niczym duchy.
     Hermiona pierwsza weszła do biblioteki, uśmiechając się do bibliotekarki. Rozejrzała się wokół, by zauważyć Syriusza siedzącego przy stoliku przy oknie. Podeszli więc do niego, chrząkając, na dźwięk czego Syriusz uniósł głowę. Odłożył gazetę na blat.
     - Cześć, Ła… - Harry raptownie przerwał. – Cześć.
     Mało brakowało, a popełniłby karygodną gafę. Nie istniała możliwość, by znał pseudonim Syriusza, jakim zwracali się do niego wyłącznie Huncwoci.
     Harry odniósł dziwne wrażenie, że Syriusz wydawał się nieco starszy niż ostatnio. Zauważył jego zmęczone spojrzenie, sińce pod oczami, przygnębiony wyraz twarzy i lekko zapadłe policzki. Wyglądał na zmartwionego. Twarz miał bardziej podłużną, a czarne jak smoła włosy roztrzepane w każdą z możliwych stron.
     Przynajmniej to się nie zmieniło, odetchnął Potter w myślach, po czym popatrzył na Hermionę z prośbą w oczach. Miał nadzieję, że jakoś uratuje niezręczną sytuację. Poza tym liczył, że jak zawsze okaże się bardziej elokwentna i w mgnieniu oka uda jej się wszystko wyciągnąć. Ze zdziwieniem więc zauważył pobłyskujące łzy zbierające się pod jej powiekami.
     - Tak? – zapytał Syriusz gardłowym głosem. – O co chodzi? Jestem zajęty.
     Hermiona nadal milczała, co zazwyczaj jej się nie zdarzało. Nie było wyjścia, Harry musiał przejąć inicjatywę.
     - Cześć - powtórzył, zaczynając kulawo. – Nie wiem, czy pamiętasz Harry’ego Grangera, ale jesteśmy jego dziećmi. Tata mówił, że mamy cię znaleźć i że nam pomożesz.
     Syriusz zmarszczył czoło.
     - Harry Granger?
     - Tak, tak, nasz tata – dołączyła się do rozmowy panna Granger, najwyraźniej już opanowawszy swoje emocje. Syriusz przyglądał im się z uwagą, swój wzrok zdecydowanie dłużej zatrzymując na Hermionie. W każdym razie Harry odniósł takie wrażenie.
     - Pamiętam…
     - Wspaniale – szczerze ucieszyła się Hermiona. – Kiedy tu był, stwierdził, że Hogwart bardzo mu się spodobał i postanowił nas przenieść. Chodziliśmy wcześniej do Durmstrangu i… Ach, gdzie nasze maniery! Jestem Hermiona, a to Ron.
     Syriusz niepewnie uścisnął im ręce.
     - Wszystko świetnie, ale to dziwne, że wasz ojciec dopiero teraz chce was tu przenieść. Ostatnio widziałem go jakieś parę lat temu. Macie szczęście, że w ogóle go zapamiętałem, inaczej już dawno odesłałbym was z upiorogackiem. A wszystko dzięki temu świetnemu żartowi z Franka – westchnął do wspomnień.
     Harry z konsternacją zauważył, że Syriusz nazwał ojca Neville’a po imieniu, a nie tak jak ostatnio – nazwisku.
     - Parę lat temu?
     - To jaki mamy rok? – wypalił Harry, a Hermiona dała mu sójkę w bok.
     Syriusz za to zaśmiał się ponuro. Najwidoczniej atmosfera goryczy obecna na korytarzach Hogwartu i jemu dała się we znaki. Harry zastanawiał się, gdzie podział się ten zabawny, robiący wszystkim kawały chłopak z zadziornymi iskierkami w oczach. Przed nim stało kompletne przeciwieństwo Blacka.
     Harry zerknął na Proroka Codziennego spokojnie spoczywającego na blacie. Od razu przywitało go ogromne zdjęcie palących się domów i uciekających ludzi. Potter zmrużył oczy, starając się odczytać tytuł nagłówka: Masakra w mugolskiej wsi Feltwell w hrabstwie Norfolk, Czarny Pan ponownie atakuje.
     - To zagubienie w czasie chyba jest u was rodzinne, nie? – Łapa pokręcił głową z niedowierzaniem. – 1978.
     - CO?! Hermiono, straciliśmy trzy lata – mruknął Harry do dziewczyny, lecz ta wzrokiem nakazywała mu zamilknąć. Syriusz patrzył na nich z podniesionymi brwiami i pewną dozą nieufności.
     - Jesteście pokręceni.
     Ani Harry, ani Hermiona nie przejęli się jego słowami. Może na tę chwilę wydawali mu się nienormalni, ale za jakiś czas Syriusz zapomni o rodzeństwie Granger – dwójce zaskakujących piętnastolatków.
     - Przepraszamy na chwilę – zwrócił się Potter do osiemnastoletniej wersji swojego ojca chrzestnego. Wziął Hermionę pod rękę i zniknęli za regałem w kącie.
     - O co chodzi? Syriusz już i tak ma w stosunku do nas wątpliwości. Zresztą, nie dziwię mu się po tym, co naopowiadaliśmy. Mogłeś być bardziej dyskretny, Harry – wytknęła. – Nie musiałeś tak bezczelnie pytać o rok…
     Harry całkowicie zignorował słowa panny Granger.
     - Musimy powiedzieć mu prawdę.
     - Co? Chyba żartujesz!
     - Wręcz przeciwnie, jestem śmiertelnie poważny. Nie patrz tak na mnie. W gruncie rzeczy wiesz, że mam rację.
     Kiedy kobieta milczała, Harry złapał ją za ramiona. Stali twarzą w twarz, bacznie wpatrując się w swoje oczy.
     - Uciekły nam trzy lata, Hermiono! Nie mamy innego wyjścia. Musimy jak najszybciej poznać prawdę. Możemy mieć te trzy szanse powrotu do przeszłości, ale nie wiesz, kiedy tu znów wrócimy. Nie było mnie jeden dzień, a tu minęło aż tyle czasu… Równie dobrze następnym razem wylądujemy w trakcie naszego pobytu w Hogwarcie i niczego się już nie dowiemy.
     - To bardzo niebezpieczne, Harry. Możemy zaburzyć ciągłość czasu i sprawić, że się nawet nie urodzimy. Jak wtedy zrobimy cokolwiek? Jak tu wrócimy? Jak wykonamy zadanie, nie istniejąc?
     - Musimy zaryzykować.
     - Czy ty nie rozumiesz, jak tragiczne mogą być konsekwencje twojego widzimisię?
     - Nie jestem głupi, Hermiono. Ze wszystkiego doskonale zdaję sobie sprawę, ale powiedz mi, jak inaczej możemy wykonać powierzone nam zadanie?
     - Nawet nie wiemy, czego to zadanie dotyczy…
     - Właśnie. Dlatego musimy pytać i drążyć. – Harry westchnął, przykładając ręce do skroni i je rozmasowując. – Jeżeli cię to uspokoi, możemy zacząć od kompletnie niewinnych pytań, a dopiero potem stopniowo przechodzić do tych ważniejszych. Zobaczymy, jak z początku zareaguje Syriusz na te proste informacje.
     - A później co? Powiesz mu o Voldemorcie, wojnie, o jego śmierci? Przecież Syriusz potraktuje nas jak totalnych idiotów, Harry. Gdyby ktoś do mnie podszedł i mówił, że umrę, zamieniłabym go w żabę dla świętego spokoju. Wątpię, by Syriusz był równie cierpliwy co ja.
Hermiona wpatrywała się w Harry’ego w skupieniu.
     - Nie mówmy mu nic o przyszłości. Po prostu zapytajmy o te wspomnienia, karteczkę i zaklęcia, i dajmy temu spokój. Wiem, że za wszelką cenę próbujesz go uratować, Harry, ale tak się nie da. – Hermiona ujęła twarz Harry’ego w dłonie. – Naprawdę nie da.
     - Dobrze, niech będzie – poddał się wreszcie Harry, wzdychając. – Porozmawiamy tylko o przeniesieniu w czasie, ale chodźmy już, bo Syriusz zacznie się niecierpliwić i coś podejrzewać.
     Hermiona uśmiechnęła się z uczuciem do Pottera, po czym ramię w ramię wyszli zza regału. Syriusz zdawał się zapomnieć o rodzeństwie Granger, całą swoją uwagę skupiając na niedawno czytanym artykule w gazecie. Teraz najwyraźniej go skończył, ponieważ zgiął gazetę wpół i niewyraźnie zaklął pod nosem.
     - O, to wy? – zapytał zaskoczony Łapa. – Myślałem, że daliście sobie spokój i się zmyliście.
     - Nie tak łatwo się nas pozbyć – odparła cicho i przekornie Hermiona. – Wierz mi.
     Syriusz, ku zdziwieniu Granger, uśmiechnął się szeroko i puścił do niej oczko. Harry zdawał się tego nie zauważyć, ponieważ przysiadł się do stolika. Black zmrużył oczy, ale nic nie powiedział. Nie przywykł do tego, by jacyś obcy ludzie bez skrępowania z nim rozmawiali i zachowywali się aż tak otwarcie. Szczególnie przez wzgląd na aktualne czasy. Nikt nie był już tak ufny jak kiedyś. Wojna potrafiła zmienić człowieka. Wystarczyło zobaczyć, jak bardzo zmieniła jego i Rogacza. Osoby, które kiedyś żyły z dnia na dzień, nie przejmując się niczym i ciągle wygłupiając, teraz nie robili niczego bez uprzedniego, i najlepiej parokrotnego, przemyślenia. Przestali żartować i śmiać się z kolegów czy koleżanek, nie dokuczali już niewinnym uczniom, a czasami wręcz przeciwnie – lecieli im z pomocą. Nie panoszyli się po korytarzach jak jeszcze rok temu, co rusz rzucając przeróżnymi zaklęciami na prawo i lewo. Wydorośleli, stali się bardziej poważni. Syriusz czasami potrafił jeszcze przypominać dawnego siebie, szczególnie w obecności Smarkerusa, ale James? Odkąd na początku siódmego roku dowiedział się o śmierci matki, nie pozwalał sobie na ani jedną chwilę zapomnienia. Trzymał się w ryzach i uczył pilnie, starając jak najlepiej przygotować się do nadchodzącej wielkimi krokami wojny. Każdy głupi zauważył przemianę Jamesa Pottera. Niektórzy do tego stopnia, że albo mianowali go prefektem naczelnym, jak było w przypadku Albusa Dumbledore’a, albo zaczęli się z nim umawiać – w przypadku Lily Evans. Było to kolejne zaskoczenie, które przez ponad dwa tygodnie stanowiło podstawę najczęściej powtarzalnych plotek. Syriusz jednak bardzo cieszył się ze szczęścia przyjaciela. Jakoś pod koniec piątego roku zauważył zmianę w zachowaniu Rogatego i mniej-więcej od tamtego czasu już wiedział. Wiedział, że James Potter naprawdę zauroczył się Lily i nie była to już żadna gra w podchody. Naprawdę próbował zacząć się z nią spotykać, więc Syriusz nie miał wyjścia – musiał zaakceptować wybór przyjaciela, który bądź co bądź nie okazał się aż taki zły. Kiedy zdołał lepiej poznać Lily Evans, zauważył w niej przemiłą, mądrą i zawsze starającą się pomagać innym czarownicę.
     - Co sądzisz o umiejętności podróżowania w czasie?
     Z letargu Syriusza wyrwał przyciszony głos Hermiony. Zaskoczyła go tym pytaniem do tego stopnia, że nie miał pojęcia, co odpowiedzieć. Wzruszył więc ramionami.
     - Znasz jakieś metody? Zaklęcia? Czy, no nie wiem, specjalne karteczki?
     - Słyszałem kiedyś o Zmieniaczu Czasu, ale… - raptownie ucichł, po czym podejrzliwie zmrużył oczy. – Po co wam to wiedzieć? O co chodzi? Podobno mieliście zadać mi parę pytań odnośnie Hogwartu.
     - Przepraszam, Syriuszu, ale nie mamy na to czasu – wtrącił się do tej pory milczący Harry. – Słyszałeś kiedyś o takim zaklęciu jak Reditio medii?
     Harry z uwagą wpatrywał się w ojca chrzestnego. Chciał jak najszybciej wypytać go o szczegóły i poznać prawdę. Dzięki temu będzie potem jeszcze mógł porozmawiać z rodzicami. Tak bardzo pragnął wiedzieć, jakim cudem zostali parą!
     - To po co tu jesteście, jeśli nie macie czasu? – naburmuszył się Łapa.
     - To nieważne. Odpowiesz mi?
     - Może najpierw zadaj pytanie?
     Harry westchnął, ale usłużnie powtórzył:
     - Reditio medii. Mówi ci coś to zaklęcie?
     - No i? Ciągle czekam…
     Syriusz z coraz większym zniecierpliwieniem wpatrywał się w rodzeństwo.
     - Reditio
     - Harry, on cię nie słyszy – przerwała Potterowi wpół słowa Hermiona. Tym samym przyciągnęła na siebie wzrok obu panów.
     - To raczej on mnie nie słyszy! Halo! – Syriusz pomachał Harry’emu ręką przed twarzą. Harry za to kompletnie zignorował ten gest, z uwagą wpatrując się w Hermionę.
     - Jak to nie słyszy? Słyszy wszystko, co mówię, tylko się zgrywa. Dlaczego nie chcesz nam nic powiedzieć na temat karteczki znalezionej w falsyfikacie medalionu Salazara? Syriuszu, proszę! Powiedz, co wiesz. Staramy się tobie pomóc!
     Black parsknął śmiechem.
     - Jesteście chorzy. Oboje – mówiąc to, podniósł się z miejsca. Złapał torbę i zarzucił ją przez ramię, po czym skierował się do wyjścia. Harry niemal natychmiast zerwał się z miejsca i pognał za nim.
     - Poczekaj!
     - Czego wy tak naprawdę chcecie? – zdenerwował się Łapa.
     - Chcemy cię uratować! Musisz żyć! – Harry już nie panował nad wypowiadanymi słowami. – Ja i Hermiona przybyliśmy z przyszłości dzięki twojej karteczce. Znaleźliśmy ją w medalionie twojego brata! Sam dałeś nam do wykonania misję, mamy cię uratować od śmierci! Syriuszu, wiem, jak to prześmiesznie i nierealnie brzmi, ale to prawda! Jestem twoim chrześniakiem, synem Lily i Jamesa. Kiedy byłem mały zabił ich Voldemort, ale ja zdołałem przeżyć. Ciebie zamknęli w Azkabanie, a potem zabiła cię Bellatrix! Przybywamy po to, by pomóc ci przeżyć!
     Wreszcie skończył. Oparł dłonie na kolanach i zaczął głęboko i szybko oddychać. Czuł się jak po maratońskim biegu. Miał zaczerwienioną twarz od nadmiaru emocji, a kłykcie pobielałe od ściskania. Kątem oka zerknął na Hermionę stojącą z tyłu. Miała przyciśniętą dłoń do ust i ze strachem wpatrywała się w wręcz rozwścieczoną postać Syriusza.
     Black przestąpił z nogi na nogę.
     - No i? Zamierzasz mi coś odpowiedzieć?
     - Przecież przed chwilą wszystko ci powiedziałem. – Zszokowany Harry otworzył szerzej oczy.
     - To dziwne, bo jakoś nic nie słyszałem. Nie mam ochoty nawet z wami rozmawiać. Jesteście porąbani i nie podobacie mi się. Idźcie stąd lepiej, nim się wkurzę i walnę w was zaklęciem.
     Odwrócił się na pięcie i zaczął się oddalać.
     - Umrzesz! Bellatriks Lestrange cię zabije! James też umrze! Voldemort prawie wszystkich pozabija!!! – Harry darł się na cały korytarz i mimo wielu przechodzących uczniów i bibliotekarki siedzącej przy swoim biurku, nikt nawet nie raczył na niego zerknąć. Dopiero kiedy w akcie desperacji wykrzyknął: „Cholera!”, przyciągnął ku sobie wiele nieprzychylnych spojrzeń.
     - Nic nie rozumiem, Hermiono – westchnął przeciągle. – Dlaczego Syriusz mnie tak perfidnie zignorował?
     Granger zaciekle milczała, wpatrując się w coś przed sobą. Wreszcie uniosła wzrok, a wyraz jej twarzy przedstawiał zrozumienie, co jeszcze bardziej zaskoczyło Harry’ego.
     - Och, to banalne. Każde słowo dotyczące przyszłości choćby w minimalnym stopniu, staje się głuche. Żadna z aktualnie żyjących osób nie jest w stanie przyswoić prawdy. Wydaje mi się, że zaklęcie zostało skonstruowane właśnie tak, abyśmy nie mogli zmienić biegu wydarzeń. Ależ to sprytne i niesamowicie fascynujące!
     - W takim razie jak mamy uratować Syriusza, skoro on nawet nie wie, co do niego mówimy?
     Hermiona odetchnęła głęboko, zanim odpowiedziała.
     - Mam wrażenie, że nie chodzi o pomoc Syriuszowi.
     - To komu? Może moim rodzicom? – zapytał Harry, znów odzyskując nadzieję.
     - Może… - Hermiona zmarszczyła czoło, usilnie się nad czymś zastanawiając. – Jak wpadłeś tutaj pierwszy raz, to gdzie dokładnie wylądowałeś?
     - Chyba przed wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów, a co?
     - Nie, nic, tak sobie myślę na głos. – Wzruszyła ramionami.
     - Myślisz, że chodzi o kogoś kompletnie innego? Nie o Syriusza ani Lily i Jamesa? Może o Remusa, choć to strasznie naciągane, bo widziałem go tylko raz…
     - Jest sposób, by się tego dowiedzieć, Harry. Posłuchaj, ty pójdziesz do swoich rodziców i zaczniesz opowiadać im o przyszłości. Spokojnie – dodała, widząc, że Harry próbuje się wtrącić - jeżeli to nie o nich była mowa na tej karteczce, nic strasznego się nie stanie. Ten, kto wymyślił to zaklęcie, był prawdziwym geniuszem…
     - A co z tobą?
     Harry dopiero parę sekund później uświadomił sobie, że Hermiona w swoim planie nie zawarła siebie.
     - A ja muszę się rozejrzeć.
     - Odkryłaś coś nowego?
     - Może – powtórzyła. – Idź na błonia. Spotkamy się przy głównym wejściu za piętnaście minut.
     Nim Harry zdążył w jakikolwiek sposób zaprotestować, Hermiona zniknęła już za korytarzem. Z westchnieniem odwrócił się na pięcie i udał w stronę wyjścia na zewnątrz. Nie mógł się doczekać. Czekała go rozmowa z rodzicami! I to nie taka, którą układał sobie w głowie odkąd pamiętał, ale prawdziwa! Miał przeogromną nadzieję, że chodziło właśnie o uratowanie Lily i Jamesa. Gdyby tak było, mógłby ich zapytać o dosłownie wszystko i nareszcie poznałby odpowiedzi na pytania nurtujące go od naprawdę wielu, wielu lat! Bezmyślnie przyspieszył kroku, by wkrótce stanąć tuż przed rodzicami.
     Lily i James nadal siedzieli oparci pod drzewem. Rozmawiali o czymś poważnym, co Harry zdołał wywnioskować z wyrazu ich twarzy. Poza tym kiedy tylko podszedł, raptownie zamilkli. James zmarszczył czoło, ale Lily uśmiechnęła się zachęcająco.
     - Jestem Harry – przywitał się, kompletnie ignorując plan Hermiony. Skoro po raz pierwszy w życiu mógł z nimi realnie porozmawiać, nie chciał kłamać. No dobrze, kiedy znalazł się tu ostatnim razem, przez moment zamienił parę słów z Lily, lecz wówczas trwał w zbyt wielkim szoku. W końcu co się dziwić, skoro niespodziewanie staje się twarzą w twarz z młodszymi wersjami nieżyjących rodziców? Nie potrafił wykrzesać z siebie ani grama uczuć, po prostu był zbyt zagubiony. Może wtedy nie dał nic po sobie poznać, ale niesamowicie się przestraszył.
     Całkiem odwrotnie niż teraz.
     Emocje zdały się wziąć nad nim górę. Harry ze szklącymi się oczami wpatrywał się w rodziców. Miał milion myśli na sekundę i nie potrafił złapać oddechu. Dopiero kiedy dokładnie ich lustrował, próbując wyłapać każdy, choćby najmniejszy, szczegół ich wyglądu czy zachowania, uświadomił sobie, jak bardzo za nimi tęskni. Mimo iż tak naprawdę nie znał ani Lily, ani Jamesa, a słyszał o nich jedynie z opowieści. Przez chwilę nie wiedział, co robić. Próbować się zaprzyjaźnić? Wyznać im całą prawdę i jednocześnie mieć nadzieję, że to ich powinien uratować przed nazbyt wczesną śmiercią? Harry wbrew wszystkiemu czuł się bezpieczny w ich towarzystwie. Dopiero potem przyszła czas na radość pomieszaną z goryczą, przecież Lily i James nawet nie zdawali sobie sprawy z szansy porozmawiania z własnym synem…
     - Cześć – odparła miło Evans. – Pomóc ci w czymś?
     - Nie. Czemu? – Głos miał trochę zachrypnięty, więc odchrząknął.
     Zaskoczyła Harry’ego tym pytaniem. Czy naprawdę wyglądał, jakby potrzebował pomocy? Szybko przeczesał włosy na głowie i z zaskoczeniem zauważył, że James zrobił to samo.
     - No wiesz, młody, jesteśmy prefektami naczelnymi – odparł Potter i na potwierdzenie własnych słów pokazał odznakę przypiętą do szaty.
     Harry wiedział, że Dumbledore mianował Jamesa prefektem, ale widzieć a słyszeć to zasadnicza różnica. Wpatrywał się więc z niedowierzaniem w przypinkę.
     Przez chwilę milczał, nie mogąc znaleźć odpowiednich słów. Poza tym zaczynało mu się robić słabo, jakby z oddali słyszał głośne łopotanie serca. Harry miał wrażenie, że próbowało jakimś cudem wyrwać się z jego piersi.
     - Jestem waszym synem – oznajmił niespodziewanie, orientując się, że wstrzymywał powietrze.
     Lily przekręciła głowę i Harry przez moment poczuł wielką nadzieję. Chciał, aby zrozumieli jego słowa. Wtedy jednoznacznie byłoby wiadome, że musiał uratować właśnie ich, co w tej chwili stanowiło jego największe marzenie.
     - Słucham?
     - Jestem Harry Potter, wasz syn.
     Gdy odpowiedziała mu głucha cisza, znów dodał:
     - W przyszłości zabije was Voldemort. Stanie się to za jakieś parę lat, kiedy już zostaniecie małżeństwem. Dołączycie do Zakonu Feniksa i będziecie walczyć… do samego końca. Wasza miłość mnie uratuje i przeżyję, dlatego mam nadzieję, że i moja pozwoli mi się odwdzięczyć.
     Harry zaczął gestykulować, ale Lily i James zdawali się tego nie dostrzegać. Najwyraźniej kiedy mówił im cokolwiek o przyszłości, nie tylko go nie słyszeli, ale również nie widzieli. Tak jakby zatrzymali się na jego poprzednich słowach i reszty nie potrafili w ogóle przyswoić. Faktycznie, ten kto wymyślił to zaklęcie, był prawdziwym geniuszem, Harry w myślach potwierdził słowa Hermiony. Jednocześnie robiło mu się smutno. Ewidentnie nie chodziło o ratunek Potterów, co potwierdziły dalsze słowa jego ojca.
     - No więc? – popędził go James. – Sorry, młody, ale nie mamy na to czasu. Nie widzisz, że jesteśmy zajęci?
     - James!
     Lily spojrzała spod byka na Pottera, jednocześnie dając mu sójkę w bok.
     - Nie przejmuj się… Harry, tak? Czasami wracają do niego stare nawyki.
     - Jasne, rozumiem.
     Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad dalszymi pytaniami. Skoro nie mógł wspominać o przyszłości, musiał pozostać w teraźniejszości albo cofnąć się do przeszłości. Tylko czy Lily i James udzieliliby kompletnie obcej osobie odpowiedzi na typowo osobiste pytania? Harry musiał też pamiętać, że w tle ich życia toczyła się wojna. Nie ufali komu popadnie, a każda niedyskretność mogłaby wywołać u nich podejrzliwość, z którą Harry raczej nie chciałby mieć do czynienia.
     Nie było wyjścia, musiał wrócić do pierwotnego planu. Tylko jak kłamać, jednocześnie chcąc poznać prawdę?
     - Jestem z Durmstrangu, ale wraz z siostrą zamierzamy się przenieść tu, do Hogwartu. Pomyślałem, że porozmawiam z kimś, kto może udzielić mi odpowiedzi na niektóre pytania.
     Mimo że Harry był pochłonięty myślami, zauważył czujne i dyskretne spojrzenie wymieniane pomiędzy Lily a Jamesem.
     - Postaramy się pomóc, Harry. Prawda, James?
     - Tak, tak. Pytaj śmiało… i szybko.
     Lily znów spiorunowała swojego chłopaka wzrokiem, na co ten tylko wzruszył ramionami. Przejechał także ręką po czarnych włosach i uśmiechnął się przepraszająco. Spojrzenie Lily niemal od razu złagodniało, a Harry zacisnął wargi, czując, jak uśmiech stara się wstąpić na jego usta mimo przygnębiającego nastroju. Urok Jamesa Pottera niewątpliwie działał na jego mamę. Nadal był niesamowicie ciekawy powodu i tego, jak się zeszli. Tylko jak o to zapytać i nie wzbudzić podejrzeń?
     Harry musiał szybko wymyślić temat zastępczy, który równocześnie pozwoli mu dowiedzieć się czegokolwiek o przeszłości oraz odsunąć zainteresowanie Lily i Jamesa od swojej postaci na dalszy tor. Zmarszczył czoło, uświadamiając sobie niektóre fakty i próbując zebrać je w całość.
     - Czy Hogwart jest bezpiecznym miejscem?
     W głębi duszy pogratulował sobie dobrego wyboru pytania, na które, oczywiście, znał odpowiedź.
     Lily już otwierała usta, by coś powiedzieć, ale wtrącił się James. Z mocą patrzył wprost na syna i pełnym szczerości tonem oznajmił:
     - Nie znam bezpieczniejszego miejsca na ziemi.
     - Chodzi o to, że w Anglii trwa wojna, Voldemort terroryzuje mugolaków i mugoli. Nie da rady się tutaj wejść? Przecież w Hogwarcie może mieć szpiegów, którzy pomogą mu wedrzeć się do środka. – Harry od razu przypomniał sobie sytuację pod koniec szóstego roku i Malfoya, który wpuścił do szkoły bandę śmierciożerców.
     Oboje patrzyli na Harry’ego w totalnym zaskoczeniu, toteż zaczął zastanawiać się, co takiego powiedział. Miał tylko nadzieję, że przez przypadek nie zdradzi niczego niekorzystnego. Przydałaby się Hermiona ze swoim rezolutnym i błyskawicznie myślącym mózgiem.
     - On już na pewno ma szpiegów w Hogwarcie, Harry, ale myślę, że nie powinieneś się tym przejmować – zaczęła powoli i dosadnie Lily. – Voldemort boi się profesora Dumbledore’a, więc myślę, że James ma rację. Nie ma bezpieczniejszego miejsca.
     - Mamy na to jakąś pewność? Nie chcę, żeby coś stało się mojej siostrze. Tym bardziej że nie jesteśmy czarodziejami czystej krwi.
     - Dopóki Dumbledore rządzi szkołą, nie ma szans, że Voldemort i jego poplecznicy zaatakują. - James wyprostował się lekko, wyraźnie skoncentrowany i zaabsorbowany. Wpatrywał się w Harry’ego ze zmrużonymi oczami. - Jesteś jedyną osobą poza nami, Syriuszem i Remusem, która otwarcie wymawia imię Sam-Wiesz-Kogo…
     Harry momentalnie zamarł, przeklinając w myślach. Jak mógł się aż tak bardzo wygłupić? W trakcie drugiej wojny z Voldemortem chociażby wspomnienie o nim wywoływało zamęt i wszechogarniającą panikę. Teraz najwyraźniej było podobnie, o ile nie gorzej, ponieważ w tych czasach rządy Czarnego Pana powoli i skutecznie sięgały apogeum.
     - Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym, kto je nosi.
     Zza pleców doszedł Harry’ego kobiecy głos, więc momentalnie się odwrócił. Odprężył się widząc Hermionę, która uśmiechnęła się smutno. Podeszła bliżej, a Harry bezwiednie złapał ją za rękę. Granger rzuciła mu spojrzenie pełne paniki, starając się wyrwać dłoń z uścisku, lecz na próżno. Harry zdecydowanie był silniejszy.
     - To moja dziewczyna, Hermiona Granger.
     Lily uśmiechnęła się przyjaźnie, a James tylko kiwną głową. Za to Hermionę ogarnęło przerażenie. Nachyliła się do Harry’ego i szepnęła mu do ucha:
     - Co ty najlepszego wyrabiasz?! Nie taki był plan… Wszystko zepsujesz, Harry.
     Chłopak nie odpowiedział, wzruszając ramionami. Jego wzrok mówił: wytłumaczę ci później, obiecuję.
     - Bardzo mądre słowa, Hermiono. – Lily przerwała gęstniejącą ciszę. – Ty też zamierzać przenieść się do Hogwartu jak Harry?
     Granger pokiwała głową.
     - Raczej tak, chociaż ciągle się nad tym zastanawiam. Myślę, że Harry wykazuje ku temu większe chęci, prawda? – Harry wywrócił oczami na widok oburzonej miny Hermiony.
     - Dlaczego?
     - Głównie przez wzgląd na jego rodziców, panie Potter – odpowiedziała ironicznie Hermiona, po czym raptownie zdała sobie sprawę ze swojego faux pas. Ze strachem popatrzyła na zaskoczone i podejrzliwe miny Lily i Jamesa.
     - Skąd wiesz, jak się nazywam? Czemu zwracasz się do mnie na per pan? Kim wy, u licha, jesteście?
     James podniósł się na nogi, groźnie mierząc wzrokiem nieznaną dwójkę. Odkąd tylko Harry, o ile w ogóle się tak nazywał, pojawił się na horyzoncie, od razu przeczuwał, że chłopak coś ukrywa i perfidnie łże. Teraz nie miał najmniejszych wątpliwości i chciał jak najprędzej poznać prawdę. Czasy, jakie ostatnio nadeszły, z pewnością nie były przyjemne. Nie mógł nikomu wierzyć, powinien stawać się czujny na widok każdego nowoprzybyłego gościa. Kiedy James tylko na kogoś patrzył, od razu widział w tym kimś wroga i szpicla. Lily często naśmiewała się z jego uprzedzenia, ale tym razem intuicja go nie zawiodła. James Potter wyciągnął różdżkę, mierząc prosto w Harry’ego, swojego syna.
     - Panie Potter, proszę się uspokoić! Zaszła tutaj przeogromna pomyłka, której nie można wytłumaczyć na żaden z logicznych sposobów. Niech mi pan uwierzy, ponieważ nieraz próbowałam.
     Hermiona starała się jeszcze jak mogła uspokoić powstałą przez nią sytuację. Stanęła tuż przed końcem różdżki Jamesa, lecz Harry natychmiast zasłonił ją swoim ciałem. Lily również podniosła się na nogi, nieświadomie przygryzając wargę. Nie ufała tym dzieciakom, ale coś w oczach tego chłopaka nie pozwalało przejść obojętnie obok.
     - Nie chcemy kłopotów, dlatego proszę, schowaj różdżkę. Nie mamy złych zamiarów – tłumaczył spokojnym tonem Harry, co w trakcie kursów aurorskich zdołał opanować do perfekcji. – Chciałem zadać tylko kilka zupełnie nieznaczących pytań.
     Różdżka Jamesa została wycelowana prosto w głowę Harry’ego.
     - Mówcie, kim jesteście!
     - James! – warknęła Lily, podchodząc do swojego chłopaka. – To tylko dzieci, daj im spokój. Pozwól się wytłumaczyć. Sama jestem ciekawa kilku rzeczy, o które chciałabym ich zapytać. Poza tym jeżeli zaraz nie przestaniesz, przyciągniemy tylko niepotrzebnych gapiów, a tego nie chcesz, prawda?
     Potter kątem oka zerknął na Lily, by wreszcie westchnąć. Cofnął się o dwa kroki, opuszczając różdżkę. Niemniej, nadal groźnym wzrokiem mierzył dwójkę rudowłosych, obcych dzieciaków.
     - Tłumaczcie się jak na spowiedzi. Jak tylko rozpoznam, że kłamiecie, to…
     - To co? Zamienisz nas w żaby?
     Harry nie mógł się powstrzymać i wywrócił oczami. Wiedział, że jego tata był buńczuczny i w gorącej wodzie kąpany – w końcu po kimś musiał odziedziczyć te cechy.
     Coraz mniej podobała mu się ta sytuacja. Nie mógł przecież niczego wytłumaczyć ani Lily, ani Jamesowi, mimo że aż tak bardzo pragnął. Zaklęcie po prostu nie pozwoliłoby im zrozumieć słów Harry’ego. Musieli więc z Hermioną jak najskuteczniej odwrócić uwagę i skierować ich myśli na inne tory. Tylko jak?
     - Tak naprawdę wcale nie chcemy się tutaj przenosić – rozpoczęła Hermiona, ściskając Harry’ego za ramię. – Musieliśmy wymyślić tę bajeczkę dla pewnych względów, których nie możemy zdradzić. Przyszliśmy tutaj tylko w jednym celu: musieliśmy jak najprędzej porozmawiać z profesorem Dumbledorem.
     - Po co?
     - Bez urazy, panie Potter, ale to nie pańska sprawa.
     James już otwierał buzię zdenerwowany i wyraźnie niepocieszony zasłyszaną odpowiedzią, ale przerwała mu Lily.
     - Jesteś od nas młodsza tylko o parę lat, dlaczego więc ciągle zwracasz się do nas formalnie?
     Hermiona wzruszyła ramionami.
     - To nie jest najważniejsze.
     - A co według ciebie jest?
     - Bezpieczeństwo i pokonanie Voldemorta, ale nie mnie o tym opowiadać. Harry, musimy już iść. Profesor Dumbledore nas oczekuje.
     Harry otworzył szerzej oczy, ale dostrzegając wymowny wzrok Granger, natychmiast przytaknął.
     - Naprawdę miło było mi was poznać, pani i panie Potter. I tak tego nie przyswoją – dopowiedziała półgębkiem, zerkając na Harry’ego. Ruszyli w stronę jednego z wejść do zamku. Po chwili zniknęli Lily i Jamesowi z oczu. Potter przez moment chciał ich dogonić, dowiedzieć się czegoś jeszcze, ale jego dziewczyna skutecznie go powstrzymała.
     - Niech idą. Najwyraźniej mieli ku temu ważny powód.
     - Ku czemu? Żeby nas zdenerwować?
     Lily westchnęła głośno, ponownie siadając na kocu.
     - Zamierzasz do mnie dołączyć – poklepała miejsce obok siebie – czy nadal będziesz patrzył na wszystko bazyliszkowym wzrokiem?
     - No już dobrze, dobrze – skapitulował. – Nie ufam im. Szczególnie chłopakowi. Mam wrażenie, że coś przed nami ukrywał.
     - Każdy coś ukrywa, James. Z tą różnicą, że jedni złe rzeczy, a inni dobre.
     - A co myślisz o nich?
     - Nie wiem, ale też nie spodziewaj się, że kompletnie obce osoby będą skłonne powierzyć ci swoje największe sekrety.
     - Cóż, z moim urokiem osobistym bym się nie zdziwił , gdyby wszystko wyśpiewali – uśmiechnął się Potter, a w odpowiedzi Lily lekko trzepnęła go w ramię. – Może masz rację. Niech idą i robią swoje… Pomimo tego, jak bardzo im nie ufam i jak bardzo wydali się dziwaczni, powiedzieli dzisiaj coś bardzo interesującego.
     - Co takiego?
     - Nazwali nas państwem Potter…
     Lily wywróciła oczami w sposób zadziwiająco podobny co Harry. Nikt jednak nie zdołał tego dostrzec. Tak samo, jak innych podobieństw w zachowaniu pomiędzy nieznajomym chłopakiem a Lily i Jamesem.
     W tym samym czasie Harry i Hermiona przemierzali korytarze Hogwartu, by wreszcie znaleźć się tuż przy ruchomych schodach. Dziewczyna zatrzymała Harry’ego, ciągnąc go lekko za rękaw bluzy. Schowali się w cieniu padającym na ścianę.
     - Harry, tak bardzo cię przepraszam – zaczęła przyciszonym głosem. – Jak zobaczyłam twoich rodziców, spanikowałam. Na pewno chciałeś zadać im jeszcze mnóstwo pytań…
     - Nic się nie stało, Hermiono. Wrócę tu i wtedy się czegoś dowiem.
     - Przykro mi.
     - I tak nie wiedziałem, o co ich zapytać – westchnął. – Choć zakładałem, że wrócę do przeszłości, jakoś nie pomyślałem o ułożeniu pytań do rodziców. Bardziej byłem przejęty zobaczeniem ich. W sumie dobrze, że przyszłaś, bo atmosfera powoli zaczynała gęstnieć. Patrzyli na mnie jak na głupka.
     - Gdyby tylko wiedzieli…
     - Że rozmawiają z własnym synem, który dodatkowo jest starszy od nich o jakieś dziesięć lat? – zironizował Harry, krzyżując ręce i opierając się o ścianę. – Tak, myślę, że wtedy byliby zadowoleni.
     - Próbuję cię pocieszyć, Harry.
     Hermiona popatrzyła na Pottera z wyrzutem.
     - Wiem, przepraszam. Po prostu dziwnie się czuję. No i dalej nie rozumiem, jakim cudem mama zgodziła się spotykać z tatą. Po tym co widziałem ostatnio, jak potraktował tego chłopca… Musiał się naprawdę zmienić.
     - Syriusz kiedyś mówił, że James Potter stał się kompletnie inną osobą na początku siódmego roku. Ciekawe dlaczego? – zastanowiła się na głos Hermiona, a Harry pokiwał głową.
     - Cóż, następnym razem, kiedy tu wyląduję, dokładnie wszystko przemyślę i przygotuję całą listę pytań – mówiąc to, uśmiechnął się do swojej dziewczyny, która niemal natychmiast odwzajemniła gest. Hermiona czuła się niezręcznie. Poza tym było jej strasznie przykro i głupio, że zachowała się tak nierozważnie. Powinna była bardziej trzymać się planu. A propos planu…
     - Po pierwsze, chciałeś powiedzieć: wrócimy. Nie pozwolę ci wędrować w czasie samemu. To niebezpieczne.
     - Tak, tak – skwitował, przeczesując włosy.
     - A po drugie, dlaczego powiedziałeś Lily i Jamesowi, że jestem twoją dziewczyną, a nie siostrą, jak zakładał plan?
     Harry odchrząknął, rumieniąc się nieznacznie. Nie umknęło to uwadze Hermiony.
     - Może to głupie, ale chciałem, żeby rodzice choć w minimalnym stopniu wiedzieli, z kim się spotykam.
     - Ale, Harry, oni tego nie…
     - Zapamiętają, wiem. Mimo wszystko czuję się lżej, że cię im przedstawiłem – uśmiechnął się niepewnie.
     - To miłe. – Hermiona podeszła do Harry’ego i najzwyczajniej w świecie się w niego wtuliła. Nosem dotknęła wgłębienia w szyi. Zapach jego perfum lekko drażnił jej zmysły. Cofnęła się o krok, nadal uważnie wpatrując się w twarz Harry’ego.
     - Nie jesteś zła, że umyślnie zmieniłem plan?
     - Może trochę. – Wzruszyła ramionami. Przez chwilę milczała, usilnie się nad czymś zastanawiając. – Muszę ci o czymś powiedzieć, Harry. O czymś bardzo ważnym.
     - Co się stało?
     Harry spojrzał na dziewczynę ze zmarszczonym czołem.
     - Chyba wiem, o kogo chodzi w tej całej tajemnicy z karteczką… - Kiedy Harry się nie odezwał, westchnęła: - O Regulusa Blacka.
     - Że co? To niemożliwe… - szybko zaprzeczył. – Przecież ja go nawet nie znam. Dlaczego akurat na mnie wypadło? Równie dobrze to mógł być... khm…
     - No kto?
     - Choćby Stworek!
     Hermiona patrzyła na Harry’ego spod uniesionych brwi. Opuścił głowę.
     - Nawet sam w to nie wierzysz, Harry.
     - To niemożliwe – powtórzył. – Jakie dokładnie mam zadanie?
     - Tego nie wiem.
     - W takim razie skąd masz pewność, że chodzi właśnie o Regulusa Blacka?
     - To akurat proste – zaczęła szybko wyjaśniać. – Przede wszystkim trafiłeś do jego wspomnień. Syriusz też się w nich przewijał, bo byli braćmi i w dzieciństwie to właśnie z Syriuszem Regulus czuł się najbardziej związany.
     - Przecież się pokłócili. – Harry przypomniał sobie ostatnie spotkanie Blacków w Zakazanym Lesie. – Coś musiało spowodować ucieczkę Syriusza z domu.
     - Może i tak, ale każdy się kłóci. Wydaje mi się, że te wspomnienia miały raczej pokazać dobrą stronę Regulusa. No wiesz, żeby potencjalna osoba oglądająca jego przeszłość, mogła sobie wyrobić o nim odpowiednie zdanie.
     - Wszystko świetnie, Hermiono, ale po co miałbym wyrabiać sobie o nim zdanie? Wiem, kim był.
     - Nieprawda. Wiedziałeś tylko, jak umarł i jak żył przed śmiercią. Że służył Voldemortowi i się mu sprzeciwił. Tak właściwie nie miałeś pojęcia, w zasadzie to nikt nie miał, że za jego obsesją kryło się coś głębszego.
     - Niby co?
     - Harry – jęknęła Hermiona – rusz czasem głową! Przede wszystkim więzi z rodziną, a raczej ich brak… Regulus ewidentnie czuł się zmuszony, głównie przez zastraszanie, do popierania ideologii rodziców. Jako dziecko starał się jeszcze z tym walczyć, poza tym miał wtedy Syriusza po swojej stronie. Ale potem? Zadając się ze Ślizgonami, powoli zaczął myśleć jak oni.
     - Wszystko świetnie, Hermiono, ale to nadal nie wyjaśnia naszej roli w tej całej tajemnicy.
     Granger wzruszyła ramionami.
     - Może i nie, ale przynajmniej mamy jakiś punkt zaczepienia. Teraz tylko wystarczy wykombinować, co takiego musimy zrobić i jaki to będzie miało związek z Regulusem.
     - Czekaj, czekaj. Nadal nie opowiedziałaś mi, skąd masz stuprocentową pewność, że to on… Wspomnienia niczego nie wyjaśniają. Nadal sądzę, że równie dobrze może chodzić o Stworka.
     Harry ze wszystkich sił starał się przekonać do własnych racji. Oczywiście, zdawał sobie sprawę z wad tego wytłumaczenia, lecz nadal miał nadzieję, że chodzi o Syriusza lub o jego rodziców. Argumenty Hermiony za to zdawały się przybierać na sile, co Harry’emu nie za bardzo przypadło do gustu.
     - W pierwszej podróży do przeszłości wylądowałeś pod wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów, Harry. Wydaje mi się, że to idealny dowód. A teraz przecież spotkaliśmy go na błoniach. Najwyraźniej zaklęcie doprowadzało nas zawsze do niego.
     - To o niczym jeszcze nie świadczy.
     - Ale ty jesteś uparty! – westchnęła, po czym uśmiechnęła się pod nosem. – Też tak myślałam, dlatego właśnie cię zostawiłam. Musiałam się upewnić, nim bym ci o tym powiedziała.
     - Czyli jak ja rozmawiałem z rodzicami, ty…
     - Zaczaiłam się w lochach przed Kamienną Ścianą.
     - Hermiono! Zadziwiasz mnie! - Harry wpatrywał się w dziewczynę z niedowierzaniem, na co ta zarumieniła się lekko. Nie spodziewał się, że zawsze stateczna i raczej nieszukająca kłopotów dziewczyna była w stanie pójść prosto do jaskini węży - i to dosłownie. – I co? Dowiedziałaś się czegoś?
     - Ekhm… No więc jak tylko Regulus przyszedł do lochów i mnie zobaczył, powiedziałam mu, że niebawem umrze. Nawet podałam mu dokładną datę.
     - I?
     - I kazał mi się puknąć w głowę i spadać, kimkolwiek bym nie była.
     - Naprawdę tak powiedział?
     - No – przeciągnęła słowo – niezupełnie. Użył bardziej obraźliwych epitetów, które wstyd mi nawet powtórzyć…
     Harry niebezpiecznie zmrużył oczy.
     - Co powiedział? – wysyczał przez zaciśnięte zęby. – Nikt nie będzie cię obrażał!
     - Daj temu spokój, Harry. Najważniejsze, że mamy pewność, że chodzi właśnie o niego. Nie zareagował tak jak inni, słyszał moje słowa i, co najważniejsze, odpowiedział mi. To znaczy, że również je przyswoił. A czy przypadkiem zaklęcie nie miało na to nie pozwalać? Na zmianę jakiegokolwiek czynnika z przeszłości? Myślę, że poznanie daty własnej śmierci, jest właśnie tym czynnikiem…
     - Co nie zmienia faktu, że nie powinien się tak zachowywać. I jak niby mam mu teraz pomóc, uratować, czy Merlin wie co? Skoro wiem, a właściwie nie wiem – bąknął zniesmaczony – co powiedział. Obraził cię.
     Harry powiedział to z takim wyrzutem, że Hermionę ogarnęło wzruszenie do tego stopnia, by do niego podejść i musnąć jego usta własnymi. Niefart chciał, by akurat wtedy ktoś zszedł ze schodów.
     Syriusz stanął jak wryty, szeroko otwartymi oczami patrząc to raz na Hermionę, to raz na Harry’ego.
     - Naprawdę jesteście chorzy – powtórzył zniesmaczony kwestię ze spotkania w bibliotece. – Brat z siostrą! Obrzydlistwo!
     Hermiona odkręciła się na pięcie, rumieniąc się, a Harry tylko odchrząknął.
     - Nie zbliżajcie się więcej do mnie. I najlepiej będzie, jeżeli się tu nie przeniesiecie. Hogwart to nie miejsce dla takich jak wy.
     Odszedł szybkim krokiem. Hermiona i Harry już więcej się nie odezwali, zaskoczeni ostatnimi słowami Syriusza. Nie spodziewali się po nim takiej surowości. Harry wyciągnął więc z kieszeni różdżkę, której koniec po chwili przytknął do karteczki. Z mętlikiem w głowie wylądowali w salonie w Dolinie Godryka.
     - Cóż, przynajmniej Syriusz będzie miał co wspominać – wyszeptał wreszcie Harry, powodując nerwowy chichot u dziewczyny.
Hermiona zaczęła odczarowywać najpierw siebie.
     - Myślę, że Syriusz w przyszłości będzie miał więcej zmartwień na głowie niż obraz całującego się rodzeństwa.
     Po tych słowach, nie wiedzieć czemu, popatrzyli po sobie i wybuchli głośnym śmiechem pełnym ulgi.
     Kiedy Hermiona zdjęła również zaklęcie transmutujące z Harry’ego, pożegnała się i za pomocą kominka przeniosła prosto do siebie. Następnego dnia musiała pozałatwiać wiele spraw związanych ze wznowieniem działalności stowarzyszenia. Oznajmiła jednak, że wpadnie tu albo do Kwatery Głównej jakoś pod wieczór lub w południe, by przedyskutować do tej pory zdobyte informacje. Teraz jednak kazała Harry’emu kłaść się spać i choć przez chwilę nie myśleć o podróżach w czasie, wspomnieniach i magicznych karteczkach.
     Tak też uczynił i pół godziny później głośno chrapał w poduszkę.

6 komentarzy:

  1. świetnie, z niecierpliwością czekam na więcej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo łatwo się czyta. Życzę weny i zapraszam do siebie:

    Śmierć przyjdzie po każdego. Można tylko opóźnić lub przybliżyć jej proces. Lecz nikt nie pozna dokładnej daty, oprócz trybuta.
    Sam została wybrana przez własnych sąsiadów z Dystryktu Ósmego i musi stanąć do wali o swoje życie mierząc się z potężnymi przeciwnikami nie tylko na arenie Igrzysk, ale i w realnym świecie. Cały czas musi być czujna, gdyż nigdy nic nie wiadomo o zamiarach Organizatora Pierwszego Ćwierćwiecza Poskromienia.
    ,,Spodziewaj się niespodziewanego." - Jeramin Lewerto

    Serdecznie zapraszam: http://igrzyska-25.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Po prostu perełka. bardzo lekko się czyta, ogólnie wszystko bardzo ciekawe. Z niecierpliwością będę czekać na kolejne rozdziały. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Bardzo mi się podobał plan Hermiony, szkoda tylko, że nie wszystko poszło zgodnie z nim. Ale przynajmniej zrozumieli, o co w tym wszystkim chodzi. Harry momentami jest aż rozczulający z tą swoją ciapowatością. Wyobraziłam sobie jak na niego patrzyli James, Lily i Syriusz. Zapewne myśleli, że jest wariatem :D
    Dodatkowo ta historia potwierdza, że panna Granger zawsze musi ratować Pottera z opresji. Ach, który to już raz?

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani Ron, ani Harry nie przeżyliby bez Hermiony. Gdyby nie było jej w kanonie, z 7-częściowej sagi zrobiłaby się jedna książka. Chłopaki zginęliby w diabelskich sidłach - jak nie wcześniej. :P

      Usuń