15 marca 2015

Odwracając czas (6.2)

 ROZDZIAŁ VI, PART II

     Pogoda od samego rana idealnie zgrywała się z samopoczuciem Harry’ego. Było ciepło i słonecznie. Oczywiście na tyle, na ile pozwalał jesienny klimat, a jednak listopad już od dawna nie zapowiadał się tak przyjemnie.
     Harry siedział w łazience na krawędzi wanny tuż obok kociołka wypełnionego syczącą cieszą, który Hermiona ustawiła tam wczesnym rankiem. Wywar bulgotał dość nieregularnie, a para wydostająca się na zewnątrz co chwila zmieniała swój kolor. Dawało to wręcz piorunujący efekt, czym zresztą Harry się zachwycał przez pierwsze pięć minut. Kiedy jednak siedział tak od ponad pół godziny, mieszając zawartość kociołka i pilnując magicznie oplatających go płomieni, powoli tracił cierpliwość.
     Hermiona wpadła do Harrry’ego jakiś czas po siódmej, budząc go i opowiadając o nowym pomyśle, który zdążyła wymyślić wczorajszego wieczoru jeszcze przed położeniem się spać. Zaspany Harry przecierał oczy, ale wraz z kolejnymi słowami dziewczyny czuł napływającą falę energii. Plan brzmiał momentami wręcz idealnie, szczególnie że zakładał szczerą rozmowę Harry’ego z rodzicami. Hermiona wymyśliła, że skoro nie można było opowiedzieć Lily i Jamesowi o przyszłości, przyszłość musiała przyjść do nich sama. Postanowiła uwarzyć eliksir odmładzający, tak żeby wraz z Harrym wyglądali na siedemnastolatków. Gdy rodzice Harry’ego zobaczyliby tak wierną im kopię, na pewno zaczęliby coś podejrzewać. Pytanie brzmiało, czy daliby radę przyswoić tę informację i czy od razu nie uleciałaby ona z ich głowy. Tym jednak postanowili martwić się później – Hermiona naprawdę czuła się winna z powodu przerwania rozmowy pomiędzy Harrym a jego rodzicami, inaczej w życiu by się na to nie zgodziła.
Eliksir był prawie gotowy, gdy Hermiona dostała krótką notkę od Juliena, który załatwił spotkanie z przełożoną biura rejestracji stowarzyszeń. Od założenia WESZ minęło ponad dziesięć lat, także – jak się okazało – trzeba było ponownie umieścić ją w spisie. Panna Granger więc bezzwłocznie udała się najpierw do swojego mieszkania po papiery, a później do Ministerstwa, zostawiając Harry’ego z miksturą. Powiedziała, że będzie gotowa, jak tylko para stanie się bezbarwna. Na razie była jasnożółta, więc Harry musiał jeszcze chwilę poczekać.
     Przynajmniej miał czas na krótkie przemyślenie całej sytuacji.
     Nie mógł uwierzyć, że los doświadczył go w tak wspaniały sposób. Pozwolił mu poznać rodziców, ich zachowanie i sposób, w jaki rozkwitały ich uczucia względem siebie. Harry słyszał historię miłości Lily i Jamesa od wielu osób, jednak dopiero po powrocie do przeszłości uświadomił sobie sprawę z jej piękna i romantyczności. Pamiętał jeszcze, jak z początku czuł niechęć do Jamesa, do jego dziecinnych zagrywek i poniżania ludzi, ale gdy mu wybaczył, uświadamiając sobie, że każdy popełnia błędy, miał wrażenie, że jego więź z ojcem stała się silniejsza.
     Od ostatniego spotkania z rodzicami nie marzył o niczym innym, jak tylko o powrocie do nich. Ze wstydem zauważył, że w głowie co rusz świtała mu myśl pozostania na zawsze w przeszłości. Albo przynajmniej na dłużej – do momentu aż zupełnie poznałby Lily i Jamesa. Może Harry’emu nawet udałoby się z nimi zaprzyjaźnić? Pragnął również trwać przy Syriuszu i Remusie, za którymi strasznie tęsknił. Teraźniejszość wydawała się mu mniej kolorowa i zachęcająca. Oczywiście, miał tutaj przyjaciół i osoby, które kochał i na których mu zależało, ale Harry’emu brakowało rodziny.
     Z zaskoczeniem zauważył, że para wydobywająca się z kociołka stała się mniej widoczna, a żółte prześwity zniknęły. Parę minut później eliksir był gotowy, więc zgasił magiczne płomienie i – zgodnie ze wcześniejszymi instrukcjami Hermiony – odstawił zaklęciem kociołek na bok, by jego zawartość ostygła.
     Miał teraz chwilę na prysznic i śniadanie. Przy każdej, choćby minimalnej, czynności jego myśli jednak wracały ku zawartości kociołka i magicznej karteczki znajdującej się na kuchennym stole. Raptem do głowy wpadł mu irracjonalny pomysł, który obejmował powrót do przeszłości bez udziału Hermiony. Sam do końca nie wiedział, dlaczego w ogóle o tym pomyślał, ale wydawało mu się to bardziej logicznym posunięciem. Przede wszystkim Hermiona nie zmarnowałaby czasu, który mogłaby wykorzystać na sprawy związane z odnową stowarzyszenia. Nie trzeba byłoby też wyjaśniać jej obecności, kiedy już spotkaliby jego rodziców. Poza tym Harry miał wrażenie, że gdyby był sam, miałby więcej możliwości na rozmowę z Lily i Jamesem, mógłby również zadać im pytania dotyczące bezpośrednio Hermony. W końcu kogo najlepiej radzić się w sprawach sercowych jak nie rodziców?
     Oczywiście zdawał sobie sprawę, że Hermiona później będzie na niego śmiertelnie obrażona i nie omieszka nawet na niego nakrzyczeć, ale w tej sytuacji Harry wolał prosić o wybaczenie niż o pozwolenie. Tym bardziej iż był pewny, że pozwolenia na samodzielną wyprawę na pewno by nie otrzymał. Nie widział więc sensu w bezsensownym wykłócaniu się z dziewczyną. Miał też nadzieję, że po powrocie Hermiona będzie na tyle ciekawa wydarzeniami, że Harry będzie mógł szybko zmienić temat. Tylko czy poradzi sobie z wyrzutami sumienia, że tak bezczelnie potraktował Hermionę?
     Postanowił przestać myśleć, przynajmniej przez moment. Sięgnął więc po różdżkę, którą wsadził do kieszeni, i po magiczną karteczkę. Kroki skierował do łazienki, po czym bez zbędnych słów wypił całą chochlę eliksiru. Zanim zdążył pomyśleć, że czuje się całkiem normalnie, przez jego ciało przebiegł dreszcz, a żołądek skurczył się niemal boleśnie. Harry’ego zemdliło, więc doskoczył do umywalki. Spojrzał w lustro i prawie odskoczył z zaskoczenia. Wpatrywały się w niego szmaragdowe oczy chłopca, a raczej młodego mężczyzny, z burzą rozczochranych włosów na głowie. Jego twarz wyglądała, jakby nie doznała jeszcze żadnego zmartwienia, czoło stało się wyższe i nie miało ani jednej zmarszczki. Emocjonalnie Harry nie poczuł innej różnicy. Dalej był przytłoczony, czuł zmęczenie ciała, ale też zachwyt przed rychłym spotkaniem rodziców i możliwością uprzedzenia ich o śmierci i tym samym uratowaniu im życia.
     Mimo że Hermiona starała się mu wczoraj dokładnie wytłumaczyć, że w tej całej przygodzie nie chodzi ani o Lily i Jamesa, ani nawet o Syriusza, jakoś nie potrafił uwierzyć, że ma ona jakikolwiek związek z Regulusem Blackiem. Harry nic o nim nie wiedział, znał jedynie niektóre fakty z jego życia. Osoba wyznaczona do ratowania Regulusa musiałaby być przede wszystkim jakoś z nim zintegrowana, więc gdyby nawet chodziło o młodszego Blacka, to z pewnością zadania nie otrzymałby Harry. W końcu po to były te całe powroty do przeszłości. Ktoś dał szansę tragicznie zmarłym na przeżycie. Harry nie miał wątpliwości, że sprawa dotyczyła właśnie życia i śmierci, inaczej nie byłaby aż tak ważna i nie wymagałaby tyle zachodu. A nikt bardziej nie zasługuje na ratunek i przedłużenie życia niż jego rodzice, Syriusz i Remus.
     Niemal natychmiast przytknął różdżkę do karteczki.
     Znów pojawiło się to nieprzyjemne uczucie wirowania, ale powoli zaczął się do niego przyzwyczajać. Zamknął oczy, a otworzył je dopiero, gdy poczuł chłód. Z zaskoczeniem zauważył, że znalazł się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Wiatr wiał mu prosto w twarz, przez co na jego ciele pojawiła się gęsia skórka. Mimowolnie zadrżał. Podszedł do najbardziej wysuniętego punktu, z którego dobiegała łuna światła. Wyjrzał… i aż się cofnął. Znajdował się we wnętrzu jaskini na środku morza, a fale niebezpiecznie obijały się o wysokie i zaostrzone kamienie - woda zaczynała się podnosić. Harry przeklął pod nosem. Nie mógł pozbyć się wrażenia, że skądś kojarzył to miejsce. Wyjął zza pazuchy różdżkę, oświetlając przestrzeń i tym samym doznając jeszcze większego szoku. Harry Potter znajdował się w jaskini, w której Voldemort ukrył jeden z horkruksów, medalion Salazara Slytherina. Przestąpił z nogi na nogę. Przez chwilę zastanawiał się co zrobić, ale nie miał wątpliwości, że magiczna karteczka przeniosła go tutaj nie bez powodu.
     Ewidentnie chodziło o ratunek Regulusa Blacka.
     Kiedy tylko myśl ta zawitała w głowie Harry’ego, poczuł ogromny żal i rozczarowanie. Hermiona miała rację, a on sam dopiero zrozumiał, że wcześniej się tylko łudził. Gdzieś w duszy słyszał wewnętrzny głosik, który mówił: „i tak wiedziałeś, kogo miałeś uratować”. Było to prawdą, którą Harry bezwiednie starał się ukryć jeszcze głębiej w podświadomości. Wierząc, że gra toczyła się o życie jego rodziców, miał nadzieję, że jego życzenie może się spełnić. Od dzieciństwa nie marzył o niczym innym, pragnął jedynie, by Lily i James nie umarli. Był naiwny. W tej chwili najbardziej jednak żałował, że nie dana mu była ponowna rozmowa z rodzicami. Tyle chciał im jeszcze powiedzieć! Nawet specjalnie z tej okazji ułożył sobie na kartce pytania, którymi miał nadzieję ich uraczyć.
     - Diffindo – wyszeptał Harry z różdżką skierowaną na dłoń.
     Kiedy zaklęcie przecięło mu skórę i pojawiła się krew, szybko przytknął rękę do właściwego miejsca w skale. Sam do końca nie wiedział, jakim cudem aż tak dokładnie zapamiętał owy otwór.
     Uleczył rankę, a skalna ściana się rozsunęła. Nim jednak Harry zdołał przejść, poczuł przeszywający ból. Po raz pierwszy od czasu pokonania Voldemorta zapiekła go blizna. Ręka bezwiednie powędrowała do czoła. Była to ostatnia rzecz, jakiej mógłby się spodziewać. Zrobił parę kroków do przodu, starając się odpędzić to dyskomfortowe uczucie. Wchodząc do środka, oczami wyobraźni widział profesora Dumbledore’a, jego przeszywające spojrzenie spod okularów połówek i zwęglone przedramię. Harry mimowolnie westchnął do wspomnień.
     Podszedł bliżej, wpatrując się w czarną taflę jeziora. Woda zdawała się trwać nieruchomo, całkiem inaczej niż morskie fale poza jaskinią. Przez moment zastanawiał się, jakim cudem ma przywołać łódź, kiedy dostrzegł jej niewyraźny zarys po lewej stronie. Wspiął się na kamienie, nie mogąc uwierzyć we własne szczęście. Sam nigdy nie dałby rady wyłowić jej spod wody, ponieważ nie znał specjalnego zaklęcia. Łódka stała przycumowana do kamienistego brzegu, więc Harry ostrożnie, by przypadkowo nie zmącić wody, wszedł do środka. Zanim do końca zastanowił się, jak wprawić łódkę w ruch, ta drgnęła i zaczęła płynąć.
     Harry trzymał różdżkę wysoko uniesioną przed sobą, jakby obawiając się spotkania na wysepce Voldemorta. Na samo wspomnienie czarnoksiężnika czuł mrowienie w miejscu blizny.
     Gdy znajdował się już w trzech czwartych jeziora, jaskinia raptownie się rozjaśniła. Rozległ się też krzyk i kliknięcie towarzyszące teleportacji. Serce Harry’ego zaczęło bić głośniej. W myślach próbował przyspieszyć łódkę, czując jak ta zaczyna się coraz niebezpieczniej kołysać. Na krawędzi łódki pojawiła się koścista ręka, a po niej druga, aż wreszcie ukazała się przerażająca głowa trupa.
     - Incendio!
     Inferius wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk i zapadł w toń. Potem nadszedł kolejny i jeszcze jeden, więc Harry wyczarował koło łódki ogromny pierścień ognia. Dzięki temu, ku ironii sytuacji, mógł czuć się w miarę bezpiecznie. Wreszcie łódka zaryła o brzeg wysepki. Harry szybko wyskoczył na kamienie, jednocześnie rzucając zaklęcia na coraz to większe grono ożywionych zwłok otaczających wysepkę.
     Harry nie marzył teraz o niczym innym jak tylko o końcu tej głupiej zabawy.
     Na początku cała ta przygoda wydawała się wspaniała i dziękował niebiosom, że to właśnie on, Harry Potter, mógł doświadczyć czegoś tak niezwykłego jak powrót do przeszłości. Teraz wiedział, że już dawno powinien wrócić do normalnego życia.
     Przed nim zamajaczyła postać.
     - Regulusie!!!
     Harry przyspieszył, ponieważ sylwetka młodego Blacka zaczęła znikać pod natłokiem inferiusów. Rzucił w tamtą stronę Lacarnum Inflamare, przez co potwory zaczęły się palić. Na moment uciekły, dzięki czemu Harry znalazł się tuż przy Regulusie.
     Młody mężczyzna w totalnym szoku wpatrywał się w Pottera. Po chwili wycelował w niego różdżką.
     - Kim jesteś i co tutaj robisz? Skąd wiesz, jak się nazywam? Jakim cudem znalazłeś to miejsce?
     - To nie jest dobry czas i miejsce na takie pytania! – Harry starał się przekrzyczeć zgiełk i chaos panujący w jaskini. Wyczarował wokół nich ogniową barierę, co – żywił nadzieję – choć na jakiś czas zatrzyma inferiusy. – Musimy stąd uciekać!
     Regulus nie odpowiedział. Stał spokojnie, wpatrując się w dal przed sobą, co Harry’ego niesamowicie zirytowało.
     - Jestem z przyszłości! Muszę cię uratować, dlatego przywołaj Stworka!
     - Skąd wiesz o Stworku? Kim jesteś?!
     - Nie zadawaj teraz pytań! Po prostu uciekajmy!
     Nagle przez płomienie przeszedł inferius, który chwyciła Harry’ego od tyłu za szyję. Potter próbował się wyrwać, ale potwór był niesamowicie silny. Za chwil oplotła go kolejna para rąk. Nagle poczuł jak wpada pod wodę, więc odruchowo wciągnął powietrze. Różdżka wypadła Harry’emu z ręki i zaczęła opadać na dno.
     To był ten moment. Przed oczami Harry’ego przeleciało całe jego życie, bo wiedział już, że zaraz się z nim pożegna. Nie był gotowy na śmierć, w każdym razie nie chciał odchodzić ze świata w taki sposób. I to jeszcze trwając w przeszłości. Żałował słów, które pomyślał w nieodpowiednim momencie. Harry wcale nie chciał zostawać w przeszłości na zawsze! Pragnął wrócić do Hermiony, do najlepszego kumpla, do Teddy’ego, do swojego nudnego życia i do osób, które odgrywały w nim najważniejsze role!
     Nagle poczuł ogromne ciepło przeszywające jego ciało. Ciężar złagodniał, więc Harry nie myśląc dłużej, zaczął płynąć do góry. Musiał jak najszybciej złapać oddech. Kiedy tylko wynurzył się na powierzchnie, Regulus wciągnął go do środka płomiennego okręgu. Zrobił to na tyle brutalnie, że ogień zajął skrawek koszulki Harry’ego.
     Harry nie miał pojęcia, dlaczego Regulus w ogóle się pofatygował, żeby uratować kompletnie nieznaną osobą, ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać ani chwili dłużej.
     - Zawołaj Stworka! Natychmiast!
     - Nie zrobię tego. Chcę tu umrzeć – mówił spokojnie i opanowanym tonem, kompletnie wbrew całej sytuacji.
     - To czemu mnie uratowałeś?
     Harry’emu odpowiedziało milczenie.
     Regulus wpatrywał się w chłopaka nieprzeniknionym spojrzeniem. Niespodziewanie Harry uświadomił sobie fakt, że jest winny młodemu Blackowi życie. Przeklął pod nosem i nie zastanawiając się ani sekundy dłużej rzucił się na niego. Obaj opadli na zaostrzone kamienie. Harry poczuł ból w łokciu, ale starał się go zignorować. W tej chwili bardziej zajęty był okładaniem pięściami Regulusa. Miał w tym tylko jeden cel: zdobycie różdżki.
     Na szczęście Regulus był tak bardzo zaskoczony reakcją Harry’ego, że nawet nie zauważył braku różdżki. Harry natychmiast zerwał się na nogi.
     - Imperio! – wykrzyknął, celując w Blacka.
     Regulus raptownie znieruchomiał, a jego spojrzenie stało się mętne.
     - Zawołaj Stworka i każ mu nas zabrać na Grimmauld Place 12.Harry nie musiał dwa razy powtarzać.
     - Stworek!
     Skrzat teleportował się niemal od razu. Z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się to w panicza Regulusa, to w Harry’ego Pottera, którego notabene jeszcze nie znał.
     - Zabierz nas do domu.
     - Tak jest, panie!
     Nim Harry zdążył się zorientować, stał na dywanie w salonie Blacków. Oddychał głęboko, starając się złapać oddech. Podparł ręce na kolanach, zginając się wpół. Wreszcie podniósł wzrok, patrząc prosto na przerażonego Stworka i kompletnie skonfundowanego Regulusa. Tylko jaki teraz miał wykonać ruch?
    - Każ Stworkowi znaleźć moją różdżkę i ją tutaj przynieść – rozkazał Harry.
     Regulus powtórzył jego słowa, po czym skrzat rozpłynął się w powietrzu. Pojawił się minutę później, dzierżąc w malutkiej rączce różdżkę z ostrokrzewu.
     - Oddaj mi ją, Stworku – poprosił Harry i wyciągnął dłoń. Skrzat domowy niepewnie mu ją zwrócił, uprzednio kątem oka zerkając w stronę panicza Regulusa. Pan się przecież nie sprzeciwił, prawda? – A teraz, Regulusie, powiedz Stworkowi, żeby przez godzinę wykonywał tylko moje polecenia.
     Skrzat wydał z siebie cichy syk.
     - Panie...
     Regulus spojrzał na Stworka i kiwnął głową.
     - Podskocz, Stworku – powiedział Harry, aby w stu procentach przekonać się, czy zadziałało. Kiedy skrzat zrobił to, o co go poprosił, Harry wręcz westchnął z ulgi. – Unieruchom Regulusa dopóki ci nie powiem, żebyś przestał. Przepytam teraz twojego pana, Stworku, a ty będziesz musiał mi powiedzieć, czy mówi prawdę, czy kłamie, dobrze?
     Oczy skrzata rozszerzyły się, ale nie miał wyboru. Musiał wykonywać polecenia tego kompletnie nieznajomego chłopaka.
     Harry opuścił różdżkę, jednocześnie przerywając Imperiusa, a po paru sekundach w salonie rozległ się krzyk Regulusa:
     - Wypuść mnie! O co ci chodzi?! Kim ty, na Merlina, jesteś?!
     - Stworku, każ Regulusowi odpowiadać wyłącznie na moje pytania – zwrócił się Harry ponownie do skrzata.
     - Co mu zrobiłeś?! – zagrzmiał Regulus, przyglądając się Stworkowi. – Dlaczego…
     Raptownie zamilkł. Mógł poruszać ustami, ale nie wydobywał się z nich żaden dźwięk. Harry zaczął chodzić wzdłuż pomieszczenia. Wreszcie stanął tuż przed Regulusem.
     - Jak to zrobiłeś?
     - Jak zrobiłem co? – prychnął młodszy Black z furią w oczach. Nie miał pojęcia, co się wokół niego działo. Przed chwilą podłożył fałszywego horkruksa Voldemortowi, a teraz jakiś obcy chłopak go unieruchomił i pyta się o jakieś dziwne, niezrozumiałe rzeczy. Musiał jednak jak najszybciej przybrać odpowiedni ton i ukryć emocje. Przez chwilę się zapomniał, ale po raz kolejny nie mógł powtórzyć tego błędu.
     - Nie udawaj. Jak udało ci się mnie tutaj sprowadzić?
     - Nie mam pojęcia, o czym ty mówisz.
Harry spojrzał na Stworka, na co skrzat skulił się lekko.
     - Panicz Regulus mówi prawdę, sir.
     - Gdzie znalazłeś te zaklęcia?
     - Jakie zaklęcia?
     - Te, które przeniosły mnie do przeszłości! – wykrzyknął Harry. Był zły, że Regulus nie chciał z nim współpracować. Nie tak wyobrażał sobie kolejny powrót do dawnych lat… Chciał porozmawiać z rodzicami, a nie przesłuchiwać Blacka.
     - Że co?
     - Jeśli skłamie, powiedz mi o tym, Stworku – zwrócił się Harry do skrzata domowego. -Reversio initii albo Redutis finis. Słyszałeś kiedyś o tym?
     - Nie mam pojęcia, o co chodzi. Nie znam tych zaklęć.
     - W takim razie kto ci pomógł? Kto je wymyślił?
     Harry’emu odpowiedziała cisza. Zmarszczył czoło, po czym znów zaczął chodzić wzdłuż i wszerz salonu. Coś mu się tutaj ewidentnie nie zgadzało. Przez ostatni moment był wręcz pewien, że to Regulus ściągnął go do przeszłości, że chciał w ten sposób przeżyć. Teraz ten pomysł nie wydawał mu się aż tak prawdopodobny. Gdyby rzeczywiście tak było, czemu Regulus miałby kłamać?
     - Wiesz, kim jestem?
     - Nie.
     - Ale z pewnością masz jakieś przypuszczenia – powiedział z ciekawością w głosie. Usiadł na ramienniku wielkiej, czarnej kanapy, dzięki czemu mógł dokładnie obserwować wyraz twarzy Regulusa. Była to jedyna część ciała, której Stworek nie dał rady potraktować urokiem. Niestety, Black idealnie wyćwiczył swoją beznamiętną maskę. Znalezienie jakiejkolwiek oznaki emocji graniczyło z cudem.
     - Oczywiście.
     - Oświeć mnie.
     - Nie wiem, kim jesteś. Widzę cię po raz pierwszy w życiu, ale niesamowicie przypominasz mi Pottera. Najlepszego kumpla mojego braciszka.
     Harry w głosie Regulusa rozpoznał nutę ironii. Pokiwał głową w kompletnym zamyśleniu.
     - Jestem jego synem. Harry Potter. Pewnie mało cię to zainteresuje, ale zniszczyłem wszystkie horkruksy i Voldemorta. Miałeś rację. Napis na karteczce w twoim fałszywym medalionie się sprawdził. Chociaż w zasadzie narobił więcej szkód niż pomógł, ale nieważne – dodał pod nosem. – Aha, no tak, zapomniałem o najważniejszym. Zabrzmi to trochę głupio, ale… Jestem z przyszłości.
     Gdyby Regulus mógł, roześmiałby mu się prosto w twarz. Niestety, został unieruchomiony przez Stworka. Poza tym jego rodowa duma nie pozwoliłaby mu na tak pospólskie zachowanie. Lecz czy mówiąc o zostaniu pokonanym przez własnego skrzata domowego można w ogóle wspominać coś o dumie?
     - Co takiego się wydarzyło, że Syriusz wyprowadził się z domu?
     Pytanie nieznajomego dosadnie zbiło Regulusa z pantałyku.
     - Dlaczego chcesz to wiedzieć?
     - Stworku, może łatwiej będzie, jak rzucisz na niego zaklęcie prawdy? – Harry zwrócił się do skrzata. Nie wiedział, dlaczego nie pomyślał o tym rozwiązaniu już wcześniej.
     Stworek kiwnął głową i pstryknął palcami.
     - No więc? – dopytywał Harry, przenosząc wzrok ponownie na Blacka, który widocznie starał się walczyć ze samym sobą.
     - Dowiedział o się czymś istotnym.
     - O czym?
     - Dowiedział się, że próbuję przystać do Śmierciożerców.
     Harry’emu brwi podjechały do góry.
     - A kiedy dokładnie to miało się stać? Kiedy miałeś dostać Mroczny Znak? Znałeś już datę, prawda?
     - Tak. Dostałem go późnym latem 1978, pod koniec szóstego roku.
     Harry zmrużył oczy, które wraz z kolejnymi myślami zaczęły się rozszerzać. Hermiona miała kompletną rację! Wszystko to, cała karteczka i te zaklęcia, było powiązane wyłącznie z młodszym Blackiem. Czyż nie wtedy Harry wylądował po raz drugi w Hogwarcie? Przecież nawet spotkał Regulusa przechadzającego się po błoniach! W takim razie już wtedy miał szansę powstrzymania go przed złym wyborem i uratowania go. Najwyraźniej fakt powrotu do przeszłości nie był uwarunkowany opóźnieniami ze strony Harry’ego, ale obecnością punktów zwrotnych w życiu Regulusa. To takie proste!
     - W takim razie co działo się zimą 1975?
     - Nie pamiętam. Na pewno wiele – odparł enigmatycznie i zapewne gdyby mógł, wzruszyłby ramionami.
     - Dwunasty grudnia. Gdzie się wtedy tak spieszyłeś? – Harry przypomniał sobie wspomnianą przez Syriusza dokładną datę.
     - Naprawdę nie pamiętam. Pewnie na spotkanie z innymi Ślizgonami. Jakoś w tym czasie powstało specjalne stowarzyszenie tępiące szlamy i mugoli.
     - Zapisałeś się do niego, prawda?
     - Naturalnie! Jak każdy szanujący się mieszkaniec domu Slytherina. Uczyliśmy się nowych zaklęć i je praktykowaliśmy na jedenastoletnich dzieciakach.
     - Przecież sam miałeś zaledwie piętnaście lat! – oburzył się Harry, ale Regulus nie odpowiedział, bo najwyraźniej nie uznał jego wybuchu za pytanie. – No dobrze, ale wróćmy do początku. Znasz jakiekolwiek zaklęcia, które potrafią przenieść do dawnych lat?
     - Nie, ale słyszałem o Zmieniaczu Czasu.
     Harry westchnął głęboko, po czym przeczesał dłonią włosy. To akurat go nie urządzało…
     - A może ty coś wiesz, Stworku? Coś o magicznej karteczce i specjalnych zaklęciach? – zapytał od niechcenia Harry. Musiał powoli kończyć tę rozmowę i wracać do przyszłości. Zrobił to, co do niego należało. Uratował Regulusa. Przypomniały mu się jednak te dziwne sformułowania nabazgrane na kartce. Czułby się źle, gdyby nie spytał.
     - Nie wiem. Harry Potter uratował świat przed Czarnym Panem. Harry Potter uratuje panicza Regulusa.
     Harry przeciągnął dłonią po policzku. Nie miał pojęcia, o czym Stworek mówił. Przyjął jednak jego słowa za brednie skrzata domowego trwającego w szoku. Innego wytłumaczenia nie znalazł. W końcu z racji tego, że Stworek był niesamowicie przywiązany do Regulusa, nie mógł patrzeć na jego – bądź co bądź – cierpienie. Bez wątpienia jego pan został związany i przesłuchiwany przez kompletnie obcą osobę. Ten widok zdecydowanie wstrząsnął psychiką biednego skrzata…
     Harry musiał jak najszybciej skończyć tę całą zabawę.
     - Stworku, wymarz paniczowi Regulusowi wspomnienia związane ze mną. Każ mu się gdzieś ukryć i żyć spokojnym życiem. Gdy jednak poczuje prawdziwe niebezpieczeństwo, ma się bezzwłocznie teleportować na Grimmauld Place 12. Dopiero i tylko wtedy! Aha, i niech zapamięta, że Harry Potter uratował go przed niechybną śmiercią. Takie myśli zdecydowanie pomogą, jak kiedyś stanie przed moimi drzwiami. – Ostatnie zdanie Harry skierował bardziej do siebie. Nie chciał przypuszczać, że kiedykolwiek taka sytuacja mogłaby mieć miejsce, ale słowa Stworka nie chciały dać mu tak do końca spokoju.
     Gdy tylko Stworek wykonał polecenie Harry’ego, znów na niego spojrzał. Regulus znów mógł się ruszać, więc bezzwłocznie teleportował się gdzieś w niebyt.
     - Chciałbym jeszcze, żebyś i ty o mnie zapomniał, Stworku. Będziesz pamiętał jedynie to, że panicz Regulus prosił cię o pokazanie wyspy Voldemorta, że wypił eliksir, a potem rozkazał ci tutaj wrócić i jakimś cudem zniszczyć medalion Salazara Slytherina.
     Skrzat pstryknął palcami. W tym momencie Harry zwinnym ruchem przytknął różdżkę do magicznej karteczki i na powrót znalazł się w swoim przytulnym domu. Przez chwilę tępo wpatrywał się w ścianę, po czym zaczął wyrzucać sobie własną głupotę. Przecież mógł rozkazać też Stworkowi, by nigdy nie zdradził Syriusza Blacka! Wtedy cała ta okropna sytuacja na piątym roku w Departamencie Tajemnic w Ministerstwie Magii nigdy by się nie zdarzyła!
     Nim kompletnie zatracił się w tym pomyśle, w progu drzwi prowadzących do kuchni pojawiła się Hermiona. Minę miała groźną, a jej oczy ciskały błyskawice. Harry nieco się skulił i opuścił głowę.
     - Czy zdajesz sobie sprawę, jak wielkie masz kłopoty, Harry Potterze?!
     - Wiem, Hermiono! Wiem i przepraszam, ale…
     - Ale?!
     Kobieta zaczęła podchodzić bliżej.
     - Ale uratowałem Regulusa… Miałaś rację, chodziło o niego! Jak zawsze zresztą miałaś rację, Hermiono. Jesteś nieomylna!
     - Zamilknij, Harry Potterze. Dobrze ci radzę.

* * *

          Parę miesięcy później.
     Niedzielne popołudnie upływało w Norze w pełnej radości atmosferze. Molly postanowiła zaprosić na obiad swoje dzieci, Andromedę z Teddym i przede wszystkim Hermionę z Harrym, by świętować ich zaręczyny. Jak się okazało, dwa dni temu Harry poprosił Hermionę o rękę. Odkąd zdołał uratować Regulusa przed niechybną śmiercią i zakończył całą tę historię z powrotami do przeszłości, w jego głowie kiełkowała myśl o założeniu rodziny. Z początku próbował zaniechać tego pomysłu, tłumacząc się, że jeszcze mieli czas i zamiast na dzieciach powinni bardziej skupić się na sobie. Kiedy jednak uświadomił sobie, że wcale nie młodnieją, postawił wszystko na jedną szalę. Klęknął przed Hermioną w dopiero co wyremontowanym biurze jej stowarzyszenia. Przez moment czuł ogromną panikę, że kobieta może się nie zgodzić, że nie jest jeszcze gotowa na małżeństwo, ale na szczęście nic takiego nie miało miejsca. Hermiona ze łzami w oczach pokiwała powoli głową, wyszeptując najsłodsze słowo, jakie Harry’emu dane było kiedykolwiek słyszeć: „tak”. Wsunął jej na palec pierścionek Lily, który dawno temu znalazł w rzeczach rodziców, po czym niespodziewanie rozbrzmiały oklaski. Harry dopiero później zorientował się, że oświadczył się jej przed publicznością. Najwyraźniej gdy zmierzał do Hermiony, był tak bardzo zaaferowany i zestresowany, że nie potrafił przyswoić niczego innego.
     - Jeszcze raz wielkie gratulacje, Harry. – Artur Weasley uśmiechnął się lekko. Siedział na kanapie, przykryty kocem prawie pod szyję, w ręku dzierżąc kubek z gorącą herbatą. – Tobie też, Hermiono.
     - Dziękuję, panie Weasley.
     Hermiona odwzajemniła uśmiech, który momentalnie zniknął, kiedy mężczyzna zaczął kaszleć. Wszystkich ostatnio strasznie niepokoił coraz bardziej pogarszający się stan zdrowia pana Weasleya. Wziął zwolnienie z pracy i od ponad dwóch tygodni leżał w domu. Molly po wielu kłótniach udało się nawet wyciągnąć męża do Munga na badania, ale niestety niczego nie wykryły. Uzdrowiciele załamywali ręce. Wszyscy w jego towarzystwie starali się jednak nie tracić rezonu i szczęśliwego humoru. A w takich sytuacjach jak dzisiejsza, nie było to wcale trudne.
     Siedzieli przy stole, zajadając się ciastem domowej roboty i popijając gorącą, świeżo parzoną kawę.
     - Stary – zwrócił się do Harry’ego Ron z pełnymi ustami jedzenie – wiesz, że masz jeszcze szansę uciec, no nie? Nie powtarzaj tego samego błędu co ja.
     Wskazał głową na Mariettę, która jedynie zmierzyła go groźnym spojrzeniem.
     Harry uśmiechnął się mimowolnie, co od dwóch dni zdarzało mi się nadzwyczaj często.
     - Czy ja wiem… - zastanowił się na głos. – Chyba się jeszcze zastanowię, Ron.
     - Obyś za długo nie zwlekał. Zobacz, co ja teraz muszę przeżywać.
     - Ron!
     Molly i Marie wykrzyknęły jednocześnie, wywołując tym samym śmiech u reszty. Jedynie Hermiona uśmiechnęła się niemrawo, kątem oka zerkając na Harry’ego. Wydawał się rozluźniony, a jego zielone oczy błyszczały radośnie, więc uspokoiła się. Nie wiedzieć dlaczego, odkąd stała się oficjalną narzeczoną Pottera, coraz częściej nachodziła ją myśl, że Harry coś przed nią ukrywał. Było to dość przelotne, ale nie dawało jej spokoju.
     Do salonu wszedł George z Freddym na rękach.
     - Rozmawiałem z Ginny. Powiedziała, że postara się zdążyć, ale niczego nie obiecuje. Po meczu idą gdzieś razem z Thomasem.
     - Zauważyliście, że od kiedy Ginny z nim zamieszkała, strasznie się zmieniła? – zapytała Marie, ale nie doczekała się odpowiedzi. – Jak to w ogóle się stało? No wiecie, Ginny i Tom przyjaciółmi…
     - Powiedziała mu prawdę o czarodziejach, tyle wiem.
     - I tak po prostu postanowiła u niego zamieszkać?
     - Cóż, trochę to dziwne, to prawda. Ale przynajmniej wydaje się być szczęśliwa. – Hermiona wzruszyła ramionami.
     - Myślicie, że coś jest między nimi?
     - Pytałem się jej o to – wtrącił niespodziewanie Ron, przyciągając ku sobie zaskoczone spojrzenia. – No co? Lubiłem tego kolesia, ale zaczął podwalać się do mojej siostry. Poszedłem więc do niego, żeby go nastraszyć.
     - Ron! – wykrzyknęła oburzona Molly. Mężczyzna tylko wzruszył ramionami.
     - Musiałem się dowiedzieć, czego od niej chce. Mówił, że są tylko przyjaciółmi i wiecie co? Wierzę im.
     - Jak cię przekonał? Dał ci coś dobrego do jedzenia? – zironizował George.
     - Nie. Po prostu widziałem dwa oddzielne pokoje z oddzielnymi łóżkami i drzwiami na klucz. Poza tym gdyby Thomas chciałby wejść kiedykolwiek do pokoju Ginny, napotkałby problem. Rzuciłem parę zaklęć – odparł obojętnie, wywołując tym samym parsknięcie śmiechu u George’a, Harry’ego i pana Weasleya. Marie, Molly, Angelina i Hermiona wydawały się być jawnie oburzone.
     Zanim jednak ktokolwiek zdążył się odezwać, Andromeda zmieniła temat.
     - Wiadomo coś już o stanie zdrowia aurorów? Obudzili się z tej dziwnej śpiączki?
     - Niestety nie – westchnął Harry, raptownie pąsowiejąc. – Uzdrowiciele ciągle wyprobowują na nich nowe eliksiry, ale żaden do tej pory nie zadziałał.
     - Wujku Harry!
     Z dworu nagle dobiegł ich krzyk Teddy’ego. Harry i Ron zerwali się na równe nogi, a Hermiona, George i Marie poszli ich śladem. Nim jednak zdołali wykonać jakikolwiek inny ruch, do salonu Weasleyów wpadł lis. A raczej Patronus w kształcie lisa. Przemówił tonem Darriusa Berrowa:
     - Harry, Ron. Potrzebujemy was natychmiast w biurze. Ktoś włamał się do grobu Albusa Dumbledore’a.
     - Po co ktoś miałby się włamywać do jego grobu? – zapytał Ron Harry’ego, ale Potter tylko pokręcił głową.
     Odpowiedź przyszła niemal natychmiast.
     - Zniknęła jego różdżka.
     Harry, Ron i Hermiona popatrzyli na siebie z przerażeniem.
     Czarna Różdżka została skradziona.

2 komentarze:

  1. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Harry wykazał się wielką odwagą, chcąc pomóc Regulusowi. Bałam się, że nic z tego nie wyjdzie, ale na szczęście Stworek okazał się wybawcą. Cieszę się, że udało się uratować Regulusa.
    Poza tym fajnie, że Harry oświadczył się Hermionie, a Ginny jest z Thomasem. Pasują do siebie!
    Końcówka mega zaskakująca i zachęcająca do czytania części drugiej. Na pewno to zrobię w niedalekiej przyszłości :)

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej w bardzo dalekiej przyszłości, bo chwilowo nie mam kompletnie nastroju na pisanie drugiej części :(

      Usuń