20 czerwca 2017

Dziewczynka z ulicy (45)

Rozdział XLV

Następnego dnia z samego rana poszłam do pracy. Nie zdążyłam nawet zjeść śniadania, ponieważ zaspałam. Położyłam się spać dość późno, bo do drugiej w nocy oglądaliśmy z Ashtonem filmy. Na ostatnim prawie zasnęłam, ale przebudziłam się wtargnięciem Toma. Wyglądał na oburzonego, widząc nas leżących razem na łóżku, jakbyśmy niewiadomo co robili. Ja zostałam wygnana do siebie, a Ash za karę musiał dzisiaj skosić trawę przed domem. Swoją drogą, odkąd zaczęliśmy się umawiać z Ashtonem, Tom wydawał się bardziej srogi i ciągle nas pilnował. Nadopiekuńczość pana Irwina trochę mnie bawiła, za to Ash jedynie się irytował i klął pod nosem. 
Przebrałam się w stój pracowniczy i stanęłam za ladą. O siódmej rano klienci raczej nas nie odwiedzali, dlatego mogłam na spokojnie wypić herbatę. Penny do tej pory nie potrafiła uwierzyć, że kawa mi nie smakowała. Pewnego razu poszłyśmy do kawiarni, gdzie spróbowałam niemal każdej z oferty. Najbardziej przypadła mi do gustu taka z dużą ilością mleka karmelowego, ale i tak na szczycie ulubionych napojów widniała herbata.
Dźwięk otwieranych drzwi wyrwał mnie z zamyślenia. Do środka sklepu wszedł młody chłopak, na oko dwudziestoparoletni, z burzą rudych włosów na głowie. Uśmiechnął się uprzejmie.
– Dzień dobry – przywitałam się radośnie, strając się odgonić napływające zmęczenie.
– Cześć. Ty to pewnie Delilah, prawda?
Zrobiłam zaskoczoną minę.
– Tak – potaknęłam niepewnie. – Mogę w czymś pomóc?
– Właściwie możesz. Potrzebuję koszulki z zaplecza.
– Hę?
– Gdzie moje maniery! Jestem Dominic – przedstawił się, uśmiechając szeroko i podchodząc bliżej z wyciągniętą ręką. – Dominic Lith. Ojciec się dzisiaj źle czuje, więc wysłał mnie na zastępstwo.
Czyli to syn właściciela? Brzmiało sensownie.
– To super – szczerze się ucieszyłam. Gdybym musiała do zamknięcia siedzieć sama, chyba bym oszalała.
– A Luke’a nie ma?
– Nie. Pojechał na parę dni gdzieś z Melody. Mówili gdzie, ale zapomniałam – zamyśliłam się, po czym wzruszyłam ramionami. Ważne, że co jakiś czas Mel wysyłała mi wiadomości i zdjęcia z ich wyprawy. Ostatnie były chyba z jakiejś wystawy obrazów powojennych? Albo coś w ten deseń.
– Taki to pożyje. – Dominic ewidentnie się rozmarzył. – Zaraz wracam.
Zniknął za drzwiami prowadzącymi na zaplecze, a po paru minutach wrócił. Zaczęliśmy niezobowiązującą rozmowę na przeróżne tematy i z zaskoczeniem zauważyłam, że pół dnia minęło niesamowicie szybko. Dominic okazał się naprawdę przyjemnym towarzyszem. Poza tym ciągle mnie rozśmieszał. Przeczuwałam więc, że jutro obudzę się z wielkimi zakwasami na brzuchu.
Po czternastej zauważyłam, że najwyższy czas zacząć naprawdę pracować. Postanowiliśmy podzielić się robotą, żeby szybciej skończyć. Ja stanęłam za kasą, a Dominic donosił towar z magazynu na półki. Byłam w trakcie obsługiwania przemiłej staruszki, kiedy rozdzwonił się firmowy telefon. Uśmiechnęłam się przepraszająco do kobietki i odebrałam.
– Cześć, Delilah. – Po drugiej stronie usłyszałam głos szefa. – Przepraszam, że dzwonię dopiero teraz. Wiesz, że otwieram nowy punkt i nie za bardzo miałem czas z rana. Radzisz sobie?
– Dzień dobry, panie Lith. Tak, jest okej. Lepiej już się pan czuje?
– Lepiej. Wczoraj trochę bolała mnie głowa, ale poza tym jest dobrze, dziękuję – powiedział zadziwionym tonem. – Będę za niecałą godzinę i puszczę cię wcześniej. Już i tak się dzisiaj naharowałaś.
– Nie, było w porządku. Chociaż gdyby nie przysłał pan Dominica, pewnie nie czułabym już nóg – zaśmiałam się pod nosem.
Po drugiej stronie zaległa cisza.
– Delilah... Ja nikogo do ciebie nie przysłałem.
Zmarszczyłam czoło.
– Jak to? A pana syn?
– Mój syn? Delilah, Philip, czyli mój syn, przeprowadził się pół roku temu do Europy. Czy aktualnie w sklepie pomaga ci jakiś twój kolega?
– Nie – przeraziłam się, patrząc na monitor, na którym widniał obraz z kamer. Dominic w spokoju nadal rozkładał towar na półkach, nieświadomy, że poznałam prawdę. – Nie mam pojecia, kim on jest. Przedstawił się jako pana syn – wyszeptałam przerażona w słuchawkę.
– Udawaj, że dalej myślisz, że jest moim synem, Delilah. Już do ciebie jadę. Będę za dwadzieścia minut!
Rozłączył się, a ja drżącymi rękoma odłożyłam słuchawkę na miejsce. Niech się pan pośpieszy, panie Lith! Jakby na złość, w sklepie poza mną a Dominiciem, o ile w ogóle się tak nazywał, nie było żywej duszy. Wyjrzałam przez okno. Nie dziwne, skoro zaczął padać ulewny desz. Szybko naskrobałam esemesa do Asha, żeby natychmiast przyjechał, po czym nerwowo zaczęłam rozglądać się wokół. W zasadzie mogłam najzwyczajniej w świecie ucieć, ale nie potrafiłabym zostawić sklepu na pastwę tego nieznajomego chłopaka. Za bardzo lubiłam pana Litha, żeby opuścić jego życiowy dobytek bez nadzoru. Gdyby domniemany Dominic chciał mi coś zrobić, na pewno zrobiłby to wcześniej. Postanowiłam więc dalej udawać i traktować go jak syna właściciela.
– Delilah!
Przed kasą pojawił się rudzielec. Uśmiechał się na ustach, ale oczy pozostały czujne.
– Och! – wykrzyknęłam, przygryzając wargę zaskoczona. Wzięłam dwa głębokie i ciche oddechy. – Przestraszyłeś mnie!
– Przepraszam. Kto dzwonił?
– Mój chłopak – skłamałam szybko.
– Nie wiedziałem, że masz chłopaka – przyznał, poruszając sugestywnie brwiami. – Jak się nazywa? Długo razem jesteście?
Dopiero teraz spostrzegłam, że od rana zadawał mi dziwnie dużo pytań.
– Ashton. Chociaż za jakieś dziesięć minut pewnie go poznasz. – Uśmiechnęłam się sztucznie. – Zaraz tutaj będzie.
Dominic podrapał się po policzku, po czym pokiwał głową w zamyśleniu.
– Super. Ej, wymienimy się? Mogę teraz ja postać za kasą?
– Jasne...
– Zostały ci tylko chipsy do rozłożenia, parę pudełek batonów i czekolady. Dasz sobie radę?
Roześmiałam się niewesoło. Nie wiedziałam, czy dobrym pomysłem było pozostawienie go bez nadzoru z dostępem do gotówki. Swoją drogą, czego on chciał, skoro do tej pory z kasy nie zginęły żadne pieniądze? Może teraz, kiedy dowiedział się o rzekomym przyjeździe Ashtona, zrobi to, po co tutaj przyszedł?
– Pewnie. W końcu pracuję tu dłużej niż ty – starałam się zażartować. Wstałam, wyminęłam chłopaka i ruszyłam w półki. Nie mogłam zrobić żadnego głupiego ruchu, bo z pewnością obserwował mnie na kamerach. Postanowiłam więc całkowicie skupić się na wykładaniu towaru. Rozpakowywałam już czwarty karton, kiedy nagle poczułam szarpnięcie za ramię. Zostałam odwrócona, przez co stałam twarzą w twarz z Dominiciem, który wyglądał na nieźle wkurzonego.
– Za często spoglądasz na zegarek, Delilah – wysyczał, mocniej zaciskając pięść na moim ramieniu.
– O czym ty mówisz? Dominic, co się dzieje?
– Nie kłam. Słyszałem, jak rozmawiałaś z szefem i wiesz, że nie jestem jego synem.
Próbowałam się wyrwać. Na próżno. Chłopak był zdecydowanie silniejszy.
– Świetnie! Czego więc chcesz? Po co to udawanie?
– Szczerze? Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Miałem się z tobą rozprawić od razu po przyjściu, ale widząc, jak łatwowierna jesteś, postanowiłem się trochę zabawić.
– Co?
Poczułam wszechogarniające przerażenie.
– Niektórym... dżentelmenom – wysyczał mi prosto w twarz – bardzo nie podobają się zeznania, które zamierzasz złożyć w sądzie. Masz się wycofać, inaczej tobie i twoim bliskim może stać się coś bardzo złego. Luke, Melody, Ashton, Max, to tylko niektóre osoby mogące ucierpieć. Rozumiemy się?
– Chyba zwariowałeś! Skoro jesteś taki poinformowany, dobrze wiesz, że Miles to kryminalista! On gwałcił dzieci!
Dominic groźnie zmrużył oczy i popchnął mnie na szafki. Poczułam ból w plecach, ale starałam się grać twardą. Mimo że miałam ochotę rozpłakać się ze strachu. Zacisnęłam usta, postanawiając się więcej nie odzywać. Chłopak przycisnął mi rękę do gardła, przez co nie mogłam złapać oddechu. Z półek spadły słoki, które rozprysły się na podłodze. Wszędzie było pełno ketchupu.
– Nie będę się powtarzał. Masz zamknąć ryj.
Nagle usłyszałam dźwięk dzwonka, oznaczający, że ktoś wszedł do środka. Dominic natychmiast ode mnie odszedł i uśmiechając się niebiezpiecznie, ruszył biegiem do wyjścia. Ja za to zaczęłam cała drżeć z przerażenia. Upadłam na kolana, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
Co się właśnie stało?
– Delilah? Gdzie... – Głos Ashtona brzmiał jakby zza ściany. Podniosłam wzrok, widząc sylwetkę chłopaka wchodzącego do alejki. Zauważając mnie, raptownie zamilkł i parę sekund później już klęczał obok. – Ja pierdole, wszystko okej?
– Ja...
Spojrzałam prosto w piwne oczy Asha i... rozpłakałam się.
– Ej, spokojnie, nic się przecież nie stało. Każdemu mogło się zdarzyć. No wiesz, zbicie paru słoików... Wezmę to na siebię. Zapłacę za to, słyszysz?
– Ni-ie – wycharczałam, pociągając nosem. – Nie o to... chodzi. Ja...
Dzwonek u drzwi znów rozdźwięczał i nim się spostrzegłam przed nami stanął pan Lith ze zmartwionym wyrazem twarzy. Rozglądał się wokół ze zdenerwowaniem.
– Delilah, czy ten... Dominic, nadal tu jest?
Pokręciłam przecząco głową.
– Jaki Dominic? – wtrącił Ashton, na którym się wsparłam, by wstać na nogi. Niepewnie przestąpiłam z jednej na drugą, odchrząknąwszy.
– Wszystko jest na kamerach, panie Lith.
– Dobrze, Delilah. Idź do domu. Ashton – zwrócił się do chłopaka – odwieź ją, dobrze? Zamknę sklep na dzisiaj. Trzeba wyjaśnić tę sytuację. Masz jutro wolne.
– Dzię-kuję.
Tylko na tyle było mnie stać. Złapałam Ashtona za rękę i pociągnęłam do wyjścia. Nie chciało mi się nawet przebierać. Pragnęłam jedynie być jak najszybciej w domu, by opowiedzieć o wszystkim Penny. Jeżeli miałaby się stać krzywda jej, Ashowi, Maxowi, Tomowi lub całej reszcie, siłą mnie nie zaciągną do tego sądu. Wyprę się wszystkich słów, które kiedykolwiek powiedziałam.
Ashton przez drogę powrotną milczał, za co byłam niesamowicie wdzięczna. Odezwał się dopiero, kiedy usiedliśmy wraz z Penny w kuchni. Popijając herbatę, lekko trzesącym głosem opowiedziałam o całej tej porąbanej sytuacji.
– Naprawdę się boję – wyznałam, przygryzając wargę.
– Nie masz czego. Zgłoszę to z rana na policję i do prokuratury, Deli.
– A jak on naprawdę wam coś zrobi?
Ręka Asha pokrzepiająco ścisnęła moje kolano.
– Nie ma nawet takiej opcji – powidziała pewnym głosem Penelope. Za chwilę jednak zmarszczyła czoło, zastanawiając się. – Nie rozumiem tylko, dlaczego ten Dominic zwlekał aż tyle czasu? Przecież kamery zarejestrowały jego obecność, twarz, wszystko...
Wzruszyłam ramionami.
– Powiedział, że chciał się zabawić, tak łatwo mu uwierzyłam – przypomniałam sobie słowa chłopaka.
– Co za skurwiel!
– Ashton, język! – zgromiła syna Penelope.
– Sorry – przeprosił, choć zabrzmiało to nieszczerze.
W kuchni zaległa cisza, ponieważ każdy pogrążył się we własnych myślach. Ciekawa byłam, co takiego siedziało w głowie Penny, bo co chwila zerkała za siebie. Może tylko grała twardą, a bała się równie mocno jak ja? Zapewne nawet nie o siebie, ale o swoją rodzinę. Pewnie w tym momencie żałowała, że wzięła pod dach kogoś takiego jak Delilah Mosley i że w ogóle postanowiła rozpocząć proces przeciwko Milesowi.
Poczułam wibrację w kieszeni, więc sięgnęłam po komórkę i odebrałam.
– Halo?
– Delilah – westchnął pan Lith – nie mam dobrych wiadomości. Przejrzałem taśmy. Faktycznie, był tam jakiś chłopak z rudymi włosami, ale twarzy prawie wcale nie widać. Poza tym na nagraniach zupełnie nie ma momentu, jak staliście przy półkach i jak cię dusił.
– Co? To niemożliwe! – wydukałam trzęsącym się głosem. Zerknęłam z przerażeniem na Irwinów: – Dominic usunął...
Zamilkłam.
– Delilah? Jesteś? – pytał pan Lith.
– Tak. Skąd pan w ogóle wie, że mnie dusił? Nikomu o tym nie mówiłam... A skoro, podobno, Dominic usunął nagranie... To pan, prawda?
– Co? – W głosie Litha usłyszałam nutkę strachu. – Na pewno coś wspomi...
– Nie – przerwałam. – Pan mu pomagał? Ja... To niemożliwe! Dlaczego?
– Nie przychodź już więcej do pracy, Delilah.
Rozłączył się. Popatrzyłam z niedowierzaniem na Asha, a potem na Penny. Westchnęłam głośno.
– Jak on mógł? To pan Lith usunął te nagrania. Tylko czemu? A może on to zaplanował? Przecież zawsze wydawał się takim miłym człowiekiem...
Penelope zmarszczyła bezwiednie czoło, po czym złapała za swój telefon.
– Bezzwłocznie dzwonię na policję. Trzeba wszcząć dochodzenie. Zajmę się tym – dodała uspokajająco, zapewne dostrzegłszy przerażenie na mojej twarzy. – Idź do pokoju, Deli. Połóż się, odpocznij. Za dużo wrażeń jak na jeden raz.
Kiwnęłam głową.
– Zaraz do ciebie przyjdę! – krzyknął Ash, kiedy wyszłam z kuchni. Odetchnęłam głęboko.
Dzisiejszy dzień był totalną porażką. Nie dość, że zostałam okłamana, napadnięta i zaszantażowana, to jeszcze okazało się, że mój szef brał w tym udział. Osoba, której ufałam i którą darzyłam sympatią. W łazience przemyłam twarz zimną wodą i szybko przebrałam się w dresy, w których czułam się o wiele wygodniej. Położyłam się pod kołdrą, ale zamiast pójść za radą Penny i zasnąć, postanowiłam poczytać książkę. Przynajmniej na moment mogłam ucieć od ponurej rzeczywistości.
Dla Ashtona „zaraz” okazało się godziną.
– Co tak długo? – spytałam, gdy zamknął za sobą drzwi.
– Nawet mnie nie denerwuj – syknął, a ja słysząc to, zmarszczyłam czoło, odkładając książkę na bok. – Ojciec zachowuje się jak porąbany.
– To znaczy?
Ash wpakował się do łóżka.
– Mama od razu do niego zadzwoniła i powiedziała, co się stało. Przejął się, ale nie tym co trzeba. Jasne, martwił się i pytał, czy wszystko z tobą okej...
– Ale?
– Ale potem uświadomił sobie najgorszą rzecz z możliwych. – Ash niemalże warknął.
– Jaką?
– A taką, że będziemy sami – zaakcentował – w domu i niewiadomo, co głupiego przyjdzie nam do głowy.
Parsknęłam głośno śmiechem, nie potrafiwszy się powstrzmać.
– To nie jest zabawne, dziewczynko z ulicy. Przez godzinę musiałem słuchać opowieść o tym, jak bardzo możesz nie być gotowa na seks, i żebym uszanował twoją decyzję. Bla, bla, bla. Mam już tego dość! Ja pierdole, jakbym był z tobą tylko dlatego, żeby się bzykać!
Przygryzłam wargę, raptownie poważniejąc.
– A nie jesteś? – zapytałam niepewnie, przez co Ashton aż zmrużył oczy w gniewie. – Nie zrozum mnie źle, ale twoje... związki raczej nie polegały na miłości, serduszkach i czekoladkach. Tom o tym wie, pewnie dlatego aż tak świruje. Swoją drogą – zastanowiłam się na głos – czemu w ogóle ze mną jesteś?
– A ty? – Odbił pałeczkę. – Przecież mnie nawet nie lubiłaś.
– To prawda, ale teraz jesteś znośny.
– Znośny?
– Mhm. – Pokiwałam głową, uśmiechając się szeroko. – A tak szczerze, czuję się przy tobie bezpiecznie, jakbym w życiu nie miała żadnych problemów. Poza tym chyba trochę cię... lubię.
Wzruszyłam beztrosko ramionami.
– To... fajnie?
– Teraz ty odpowiedz. Czemu jesteś z dziewczynką z ulicy? Gardziłeś mną – przypomniałam.
Ashton zmierzwił włosy, co oznaczało u niego poczucie niepewności. Spojrzał mi w oczy, ale pod moją czujną obserwacją, zaraz opuścił głowę. Wreszcie westchnął głęboko.
– Nie wiem, okej?
– Nie wiesz? – powtórzyłam zaskoczona. Spodziewałam się każdej odpowiedzi, nawet tej najgłupszej, że mam fajne nogi czy tyłek. Ale „nie wiem”? Poczułam się, jakbym została spoliczkowana.
– Tak, nie wiem. Próbuję to rozgryźć od samego początku – wyznał szczerze, czym mnie zaskoczył. – Kompletnie nie jesteś w moim typie. W porównaniu do dziewczyn, z którymi się wcześniej spotykałem, ciało masz co najmniej słabe. Popularność zerowa, kujonica też z ciebie żadna. Jesteś... przeciętna.
Wolałabym stać znów przed Dominiciem, duszona i popychana, niż siedzieć w tej chwili z Ashtonem i wysłuchiwać jego zwierzeń.
– Super, dziękuję bardzo, Ashton.
– Wolałabyś, żebym skłamał? – spytał zaskoczony.
– Nie.
– No właśnie. – Uśmiechnął się, ukazując dołeczki w policzkach. Pochylił się i zamierzał mnie pocałować, ale się wyrwałam. Raptownie stanęłam na nogi. – Co jest?
– Naprawdę pytasz? Właśnie przynałeś, że nie wiesz, czemu jesteś z kimś tak... przeciętnym. Po co więc w ogóle robiłeś mi nadzieję? Jesteś dupkiem! Jeżeli chciałeś się zabawić moim kosztem, brawo, udało ci się!
– O czym ty, do chuja, mówisz, Delilah?
– Wszystko jest bez sensu. My jesteśmy bez sensu! Wiesz co? Chyba spasuję.
– Co? – zapytał jawnie zdziwiony.
– Idź stąd, Ashton.
Odwróćiłam się do niego plecami, czując pękające serce. Dobrze, że nie wyznałam Ashowi, że się w nim zakochałam. Wtedy poza bólem w klatce piersiowej, czułabym też wstyd.
– Ty chyba nie mówisz poważnie, dziewczynko z ulicy?
Zostałam złapana za ramię, ale skutecznie strąciłam ręke Ashtona.
– Skoro nie wiesz, dlaczego w ogóle jesteśmy razem, nie uważasz, że ten związek traci kompletnie sens? Po co angażować się w coś, co z góry skazane jest na porażkę?
– Jaką porażkę?
– Tyle razy mówiłeś, że rozmawiając ze mną, czujesz się, jakbyś gadał ze ścianą. Wreszcie zrozumiałam, o co ci chodziło. Przestań powtarzać, to nudne. A teraz wyjdź. Nie żartuję.
Ashton wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami.
– Czy powiedziałem coś nie tak? Źle, że się przyznałem?
– Dobrze – roześmiałam się niewesoło. – Bardzo dobrze. Przynajmniej wiem, na czym stoję.
– Ale, Delilah, ja...
– Idź stąd – warknęłam, okręcając się na pięcie. – Po prostu wyjdź. Koniec z tym głupim, udawanym związkiem. Ty wreszcie odsapniesz i nie będziesz musiał wymyślać powodów zmuszania się do bycia ze mną, a ja... jakoś sobie poradzę.
– Delilah, jesteś niepoważna...
– Nie dośc, że przeciętna, to jeszcze niepoważna? Dziękuję, Ash – niemalże wysyczałam, byłam tak wściekła.
– Dużo dzisiaj przeszłaś i zachowujesz się jak wariatka. Chodź do mnie i już nie świruj, okej? – Rozłożył ramiona, przyglądając mi się z uwagą.
Prychnęłam głośno.
– Chyba żartujesz?! Myślisz, że tak wszystko naprawisz? Otóż nie, panie dupku! Nie jestem idiotką...
– W tym momencie bym polemizował...
– Wynoś się stąd, Ashton – warknęłam, po czym odwróciłam się i popchnęłam go z całej siły. Oczywiście, nic mu się nie stało, ale dzięki temu wreszcie otrzeźwiał. Wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, ale spasował i wreszcie wyszedł. Dźwięk trzaśniętych drzwi tak mnie wystraszył, że aż się popłakałam. Rzuciłam się na łóżko i przykryłam głowę poduszką, żeby Ashton przypadkiem nie dosłyszał, jak zaskoczył mnie tym głośnym hukiem. I wcale, ale to wcale, nie ryczałam dlatego, że zerwałam właśnie z chłopakiem, którego kochałam.

6 komentarzy:

  1. oh, tyle wrażeń, jestem zaskoczona i całym Dominikiem i panem Lithem.. a na koniec Ash ze swoim bardzo nietaktownym zachowaniem. porobiło się, aj.

    Pozdrawiam,
    P. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nareszcie działo się coś więcej poza słodyczą. :P

      Usuń
  2. Szacun. Zaskoczyłaś mnie tym działem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy rozdział. I tak Deli jest mało roztrzęsiona, jak na takie przejścia. Tak samo jak ona, nigdy nie chciałabym być z człowiekiem, który uważa, że jestem przeciętna. Z jakiejkolwiek strony. To chyba naturalne, prawda? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Racja, nikt by nie chciał. Te slowa troche bolą, mimo ze sa prawdziwe. :)

      Usuń