24 czerwca 2017

Dziewczynka z ulicy (46)

Rozdział XLVI

Przechodząc wzdłuż korytarza, usłyszałam głośne krzyki Ashtona. Przystanęłam. Najciszej jak potrafiłam, podeszłam do zamkniętych drzwi od pokoju chłopaka i bezceremonialnie zaczęłam podsłuchiwać. Wiedziałam, że to niegrzeczne, ale... W zasadzie na szybko nie potrafiłam znaleźć żadnego dobrego wytłumaczenia, dlaczego właśnie tak postąpiłam.
– ...rwa, stary, to nie wypali. Mówię ci, ona jest wkurwiona. – Zamilkł, więc pewnie mówił teraz ktoś, z kim gadał przez telefon. – Taaa, jasne. Próbowałem, ale ciągle ucieka. Ale co ja poradzę? Mam ją związać? Tak, zajebisty pomysł, Holt.
Chwileczkę... Czy Ashton rozmawiał o mnie z Issym? Przystawiłam ucho do drzwi, by lepiej słyszeć.
– W takim razie to ty musisz ją przekonać. Delilah nie jest głupia, Holt, nie nabierze się. Tego już nie musisz wiedzieć. Po prostu mi pomóż. Chcesz, żeby była szczęśliwa, czy nie? Bo nie wie, co robi. Kurwa, Holt, ogarnij się. Też cię nie lubię. Taaa. Tak, o siódmej. Nara.

O co tutaj chodziło?  Czy Ashton stworzył koalicję z Isaaciem, żebym do niego wróciła? Skoro poświęcił się na tyle, by w ogóle porozmawiać z Issym, może naprawdę mu na mnie zależało? Pełna wątpliwości oddaliłam się z miejsca przestępstwa i ruszyłam do salonu. Dosiadłam się do Toma, który półleżąc na kanapie, co chwila przełączał programy w telewizorze. Dostrzegając zapewne moją nietęgą minę, wyprostował się i uśmiechnął pocieszająco. Odwzajemniłam gest trochę bezuczuciowo.
Odkąd zostałam napadnięta w sklepie, czyli od przeszło tygodnia, Tom wziął urlop na żądanie i siedział w domu. Postanowił pilnować rodzinę, którą ja bezdusznie wystawiłam na niebezpieczeństwo. Czułam się niesamowicie winna, że przez taką przybłędę jak ja, Irwinowie musieli strzec nie tylko swoich najbliższych, ale i całego dobytku. Kto wie, czy na dniach przed domem nie zjawią się jacyś porąbani, zamaskowani faceci z bronią? Tym bardziej że dwa dni temu okna w biurze Penelope zostały wybite. Na szczęście Maxa wywieźli do babci i dziadka, gdzie mógł bez żadnych zmartwień spędzać wakacje. Penny prosiła o to również Asha, lecz ten uparł się, że nie zamierza mnie zostawić. Po części byłam mu za to ogromnie wdzięczna, ale z drugiej strony mimo rozpadu naszego związku, nadal martwiłam się o tego dupka. Ostatnią rzeczą, jakiej bym chciała, to żeby Ashtonowi stało się coś złego. Wówczas w życiu bym sobie nie wybaczyła.
– Chyba nie zamierzasz znów uciec? – zapytał srogim tonem Tom, uważnie lustrując mnie wzrokiem. 
– Nie.
Westchnęłam.
Przypomniałam sobie moment, kiedy dowiedziałam się o wybiciu szyb w pracy Penelope. Tak się przeraziłam, że bez zastanowienia złapałam za plecak. Chciałam uciec i nigdy nie złożyć tych cholernych zeznań. Nie mogłam pozwolić, by Irwinom stało się coś złego z mojej winy. Ashton jednak skutecznie mnie wtedy zatrzymał. Zauważywszy, co robię, najzwyczajniej w świecie złapał mnie pod pachę i zamknął w łazience. Na całą noc, żebym „przemyślała swoje postępowanie”. 
– No, myślę. Jeżeli tylko się dowiem, że znów spróbujesz, złoję ci tyłek.
– Tak, tak, Tom, wiem. – Wywróciłam oczami, wygodniej usadawiając się na kanapie. – Chociaż dalej nie rozumiem. Nie chcecie świętego spokoju? Po co wam taka przybłęda jak ja?
– Nawet mnie nie denerwuj, Deli. Uwielbiam cię, ale w tej chwili naprawdę mam ochotę wbić ci trochę rozumu do głowy.
Tom brzmiał groźnie i bardzo przekonująco, więc spasowałam. Oboje zamilkliśmy, zatapiając się we własnych myślach. Ze znużeniem oglądałam dokument przyrodniczy, które Tom wręcz uwielbiał. Po jakimś czasie zszedł do nas Ashton, na widok którego moje serce zabiło szybciej. Usiadł obok, także w ciszy, rozkładając się wygodnie. Stykaliśmy się ramionami, przez co nie mogłam myśleć o niczym innym. Czułam perfumy Asha i ciepło bijące od jego ciała. Zaczynałam się roztapiać.
Jezu, Delilah, opanuj się!
Skarciłam się w myślach, ale raczej to nie pomogło. Kątem oka zerknęłam na profil chłopaka, lecz kiedy zauważyłam leciutki uśmieszek błąkający się na jego twarzy, natychmiast odwróciłam spojrzenie. Przygryzłam wargę.
Nagle poczułam dotyk na nodze. Ze zgrozą zarejestrowałam palce Ashtona, zataczające kółeczka na moim udzie. Starałam się udawać, że niczego nie poczułam, szczególnie przed Tomem, ale chyba nie wyszło. Tom chrząknął nieznacznie, w wyniku czego Ashton przestał. Na chwilę. Sekundę później ręka Asha powędrowała pod moją bluzkę, zaczynając gładzić plecy. Wzdrygnęłam się lekko, czując się dziwnie. Pragnęłam, żeby ten dotyk nigdy się nie skończył, a jednocześnie marzyłam o ucieczce.
– Nadal się gniewasz? – wyszeptał niespodziewanie Ashton, pochylając się bliżej. – Bo jeżeli nie, moglibyśmy zamknąć się teraz...
– Nie – przerwałam, odsuwając się.
Tom zmarszczył czoło, patrząc na nas z uwagą.
– Czyli się nie gniewasz? – Ashton uśmiechnął się z wyższością.
– Nie. To znaczy tak – warknęłam. – Dobrze wiesz, o co chodzi!
– Możesz mi wytłumaczyć?
– Nie!
– Czyli się nie gniewasz? Wiedziałem! – Ash znów się wyszczerzył, przez co jeszcze mocniej się zirytowałam. Jak on mi grał na nerwach! Zmrużyłam groźnie oczy, licząc, że przestanie. Bardzo się pomyliłam. Chwilę później rozsadowił się na kanapie, kładąc się na mnie prawie całym ciężarem.
– Przestań! – krzyknęłam i odepchnęłam Ashtona.
– Przecież nic nie robię...
– Ashton, Delilah, natychmiast się uspokujcie! Zachowujecie się jak dzieci. Rozumiem, że się pokłóciliście i teraz próbujecie do siebie... dotrzeć, ale błagam was. Kto tak postępuje? Powinniście porozmawiać. Na osobności.
Tom miał rację, więc przytaknęłam powoli głową. Zachowywałam się jak wariatka. Od razu mogłam powiedzieć Ashowi, że nasz związek nie ma przyszłości i że nie powinien się nawet starać. Zresztą, po co w ogóle się starał, przecież nie wiedział, dlaczego ze mną był?
– Świetny pomysł, tato! W takim razie mam propozycję nie do odrzucenia!
Nie dowiedziałam się, co to dokładnie za propozycja, ponieważ w tym momencie zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Melody, więc odebrałam i poszłam do kuchni.
– Halo?
– Właśnie się o wszystkim dowiedziałam! – zaczęła bez przywitania. W głosie dziewczyny usłyszałam strach i smutek. – Calum gadał z Luke’iem. Dlaczego nic mi nie powiedziałaś? Od razu bym przyjechała! Czy Issy wie?
Wzięłam parę głębszych oddechów, nim odpowiedziałam:
– Nie, Issy nie wie. Ma własne problemy z mamą. Przyznał jej się do bycia gejem i teraz próbują zacieśnić relacje. Nie chciałam tego psuć. A nie dzwoniłam do ciebie – dodałam natychmiast, zanim Melody zdążyła się wtrącić – bo jesteś na wakacjach. Powinnaś odpoczywać i cały świat mieć w poważaniu. Włącznie ze mną i moimi problemami – zaakcentowałam.
– Nie od tego są przyjaciele.
– Może i tak, ale...
– Nie ma żadnego „ale”, Deli – prychnęła Mel. – Za cztery godziny jestem w domu Irwinów. Czekamy właśnie z Luke’iem na autobus.
– Ani mi się waż! – podniosłam głos. – Nie próbuj nawet wracać do Sydney. Nie marnuj swoich wymarzonych wakacji dla przybłędy. Już i tak zbyt wiele osób cierpi przeze mnie...
Po drugiej stronie słuchawki zaległa cisza.
– Mel? Żyjesz? Halo? – pytałam przestraszona brakiem odpowiedzi. Czyżby ludzie Milesa znaleźli ich i zaatakowali? – Melody? Wisborn, do cholery, odezwij się!
– I co? Miło? Podobnie ja się martwię o ciebie, Delilah. Tylko jakieś sto razy mocniej.
Odetchnęłam, jednocześnie się zirytowawszy.
– Jesteś wredna.
– Dziękuję. Będę za cztery godziny. Może pięć. Na razie.
Rozłączyła się. Melody naprawdę nie mogła wrócić do Sydney. Nie chciałam, by kolejna bliska osoba znalazła się pod odstrzałem. Usiadłam przy stole, chowając twarz w dłoniach. Czułam bezsilność. Ocknęłam się dopiero, gdy usłyszałam samochód parkujący na podjeździe, a sekundę później stukot obcasów po chodniku. Nie musiałam nawet patrzeć przez okno, by wiedzieć, że Penelope wróciła do domu. A właściwie wpadła niczym burza.
– Delilah!
Zerwałam się na równe nogi i pognałam prosto do przedsionka, w którym znajdowali się już Tom i Ashton. Obaj wyglądali na zaskoczonych. Penny, widząc nas, uśmiechnęła się szeroko.
– Co się stało, kochanie? – zapytał Tom, podchodząc bliżej żony i pomagając jej zdjąć płaszczyk.
– Mam dobrą wiadomość – zaświergotała. – Ten Dominic, który cię zaatakował Deli, został dzisiaj z rana aresztowany. Znaleźli go w jakimś hostelu za miastem. Właściwie złapali go ze względu na przyprowadzenie tam prostytutki... – Wzruszyła ramionami. – W każdym razie siedzi w areszcie, czekając na proces.
– To wspaniale, Penny!
– Ale to nie wszystko – dodała, chwytając męża pod ramię. – Właściciel sklepu, w którym pracujesz...
– Pan Lith?
– Tak. Lith zgłosił się sam na komendę i opowiedział, jak było. Okazuje się, że kiedy przyjechał na miejsce i poszedł sprawdzić nagrania, znalazł tam notkę, w której zagrożono jego rodzinie.
– O Boże! – sapnęłam, przytykając rękę do ust. – Nie wiedziałam...
– Nikt nie wiedział, Deli. Lith wyjaśnił wszystko policji, a do rozprawy dostał również swego rodzaju ochronę. Kwestią czasu jest wsadzenie Milesa do więzienia na wiele, wiele lat. Ale ja postaram się, by dostał dożywocie.
W oczach Penny pojawił się groźny błysk.
– Super, skoro wszystko idzie jak po maśle, możemy wrócić do naszej rozmowy, tato? – wtrącił Ashton, zwracając się do Toma. – Wam też się przyda chwila dla siebie.
– O co chodzi, Ash?
– To głupie, Penny. Ashton wydziwia.
– Wcale nie wydziwiam, tato – zaoponował, zakładając ręce na ramiona. Wyglądał jak mały, oburzony chłopczyk. Słodko. – Sam powiedziałeś, żebyśmy z Delilah porozmawiali na osobności i wszystko sobie wyjaśnili.
Zrobiłam zaskoczoną minę. Co ten chłopak znowu kombinował?
– No dobrze, ale nie miałem na myśli tego, byście poszli gdzieś na miasto i się szwędali po nocy. Dobrze wiesz, Ashton, że jest niebezpiecznie.
– Rudego złapali i siedzi w areszcie. Miles jest jego kolegą z celi. Jeżeli napadną nas zwykli, niepowiązani z całą sytuacją przestępcy, to będzie pech nad pechami. Poza tym nic się nie stanie, tato. Będziemy się kręcić w tłumie między ludźmi. No weź, musimy z Deli porozmawiać. Koniecznie.
– Ale może ja nie chcę rozmawiać? – weszłam Ashtonowi w słowo, ale zostałam jedynie zgromiona spojrzeniem. Spasowałam. Z głupim się nie wygra.
– Dokąd chcecie dokładnie iść? – zapytała Penny, marszcząc czoło.
– Jakaś kawiarnia, czy coś. Tam, gdzie będzie pełno ludzi. W tłumie nic nam nie grozi. Mamo, dobrze wiem, że mnie rozumiesz – zwrócił się do Penelope. – Proszę.
Okej, Ashton potrafił grać przed rodzicami. Patrzył na nich tak przeuroczo, że sama się poddałam i naprawdę pragnęłam z nim porozmawiać. Penny wreszcie się zgodziła, co wcale nie wydawało się dziwne. Ashton, gdy chciał, potrafił ustawić Penelope koło nogi.
– Macie się meldować co godzinę – zarządził Tom, przyglądając się nam z uwagą. Ashton wywrócił oczami, ale ja kiwnęłam głową.
– Na razie! Dzięki!
Ash złapał mnie za rękę i pociągnął ku wyjściu. W biegu sięgnął również po kluczyki od samochodu. Na miejsce pasażera zostałam niemalże wrzucona. Zanim zdążyłam zapiąć pas bezpieczeństwa, Ashton ruszył z piskiem opon.
Widząc uśmiech błądzący po twarzy Irwina, zaczęłam żałować, że się w to wpakowałam.
Ash ewidentnie coś szykował.

*

Coraz bardziej się irytowałam.
– Mieliśmy porozmawiać! A od – spojrzałam na zegarek na kokpicie – dwudziestu minut siedzimy w ciszy. Ashton, do cholery, gdzie jedziemy?
– Spokojnie, kochanie, zaraz będziemy.
– Co? Zwariowałeś? Nie jestem twoim „kochaniem”! – oburzyłam się nie na żarty. – Jeżeli zaraz się nie zatrzymasz, dzwonię po Toma. Mam dość tych twoich głupich gierek, Ashton. Zachowaj się raz jak dorosły i...
– Jesteśmy na miejscu.
Samochód raptownie stanął, przez co zamilkłam. Rozejrzałam się wokół i przygryzłam wargę niepewna. Znajdowaliśmy się na jakimś parkingu pośrodku lasu. Na totalnym odludziu.
– Ashton... Nie mieliśmy iść do kawiarni?
– Kłamałem – wyznał spokojnie, po czym zgasił silnik. – Chodź, chcę ci coś pokazać.
– Nigdzie nie idę. Nie tak się umawialiśmy. Poza tym robi się ciemno.
Ash wywrócił jedynie oczami. Wysiadł, otworzył bagażnik, wyjął coś ze środka, po czym znalazł się tuż obok mnie.
– Wyjdziesz sama czy mam cię zanieść?
– Nie ośmielisz się! – parsknęłam głośno, rozsadzając się wygodniej. – Nie masz na tyle siły, żeby...
Nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Ashton bez uprzedzenia wyjął mnie z samochodu i postawił na ziemi.
– Idziesz sama czy cię nieść? Nie żartuję, Delilah. Naprawdę musimy porozmawiać.
– A czemu nie możemy pogadać tutaj?
– Bo nie.
– To nie jest odpowiedź – prychnęłam zła, ale zauważywszy jego uniesione brwi, poddałam się. Odetchnęłam głęboko i szybkim krokiem ruszyłam prosto.
– Delilah!
– Co? – warknęłam, odwracając się na pięcie.
– W drugą stronę. – Ashton wyszerzył się, ręką pokazując właściwy kierunek. Bez słowa wyminęłam chłopaka, czerwona ze złości i wstydu. Szliśmy tak długo, dopóki słońce nie schowało się za horyzontem. Zrobiło się zimno, tak jakby bardziej wietrznie. Usłyszałam też dziwny szum. Zmarszczyłam czoło, przyspieszając kroku. Drzewa zaczęły rzednąć, aż wreszcie moim oczom ukazał się oszałamiający widok.
– Morze?
– Ocean – poprawił Ashton, nagle znajdując się tuż obok.
Nigdy nie widziałam czegoś równie przepięknego. Na niebie pojawiły się pierwsze gwiazdy, piasek szeleścił pod butami, a fale głośno rozbijały się o brzeg. W oczach zawitały mi łzy.
– Tu jest pięknie, Ash. Dziękuję.
Popatrzyłam Irwinowi prosto w oczy, uśmiechnąwszy się szeroko. Cała złość na chłopaka raptownie wyparowała. Serce zabiło mocniej, a nogi zaczęły robić się niczym z waty. Ash ewidentnie się zawstydził, ponieważ zmierzwił sobie włosy ręką.
– Spoko.
Niespodziewanie Ashton spod pachy wyjął koc, który rozłożył na piasku. Wcześniej byłam tak zła, że nawet go nie zauważyłam. Poczułam się głupio. Ash otwierał buzię, by coś powiedzieć, ale przerwał mu dźwięk dzwoniącego telefonu. Westchnął, nim odebrał.
– Cześć, tato. Nic nam nie jest. Tak. Tak. W kawiarni. Jaki szum? Może w głowie ci szumi? Dobra, nie mam czasu. Na razie.
Rozłączył się.
– Ashton!
– No co? – Wyglądał na zaskoczonego.
– Dlaczego zachowałeś się tak niegrzecznie? Tom się martwi.
– I przeholowuje. Zresztą, odkąd jesteśmy razem, nie daje żyć. Nagle zrobił się odpowiedzialnym tatusiem...
– Przesadzasz – prychnęłam. Oparłam się wygodnie na łokciach, podziwiając nocne niebo. – Poza tym nie jesteśmy już razem, pamiętasz? Zerwaliśmy.
Ashton nagle chwycił za moje ręce, jednocześnie przygwożdżając całym ciałem do koca. Poczułam się niekomfortowo, czując oddech chłopaka na szyi, a jego piwne oczy bystrze wpatrzone w moje.
– Jeżeli jeszcze raz przygryziesz tak wargę, dziewczynko z ulicy, nie ręczę za siebie – wymruczał, przejeżdżając językiem po moim policzku. Zadrżałam, próbując się wyrwać. Na próżno, bo Ash był zdecydowanie silniejszy.
– Co robisz?
– Rozmawiam, nie widzisz? – Uśmiechnął się przymilnie i mrugnął.
– Myślę, że nie na tym polega rozmowa...
– To nie myśl – przerwał mi pocałunkiem. Ashton przylgnął do moich warg niespodziewanie, podgryzając i liżąc. Nie potrafiłam przywołać zdrowego rozsądku, więc się poddałam. Zaczęłam odwzajemniać pieszczoty, całkowicie się zatracając. Jakimś cudem wyrwałam rękę z uścisku Asha, którą bez namysłu przeniosłam na jego włosy. Pociągnęłam za tę roztrzepaną czuprynę, wywołując jęk nie tylko u siebie. Kiedy pomyślałam, że nie dam rady dłużej, pocałunki nagle ustały. Oddychaliśmy z Ashtonem głośno, wpatrując się w siebie z dziwnymi wyrazami twarzy. Na mojej na pewno widniało zaskoczenie pomieszane z pożądaniem, za to na Asha... Czy to zawstydzenie?
– Musisz mnie wysłuchać, nie przerywając. Obiecujesz?
Westchnęłam głęboko i powoli pokiwałam głową. Czułam totalne zamroczenie, więc nawet gdybym chciała i tak nie potrafiłabym wydusić żadnego słowa.
– Słuchaj... Ja... – chrząknął. – Miałem ci to powiedzieć wcześniej... Kiedy nagle uznałaś, że lepiej ci będzie bez takiego przystojniaka jak ja.
– Chyba żartujesz!
– Obiecałaś nie przerywać. – Zostałam zganiona przez Ashtona, więc zamilkłam rozeźlona. – W każdym razie chciałem wtedy powiedzieć, że... Naprawdę nie wiem, dlaczego jestem z kimś takim jak ty. Dziewczynką z ulicy, to śmieszne... Po prostu nic mi nie grało i nie znalazłem ani jednego wytłumaczenia.
– Świetnie, dziękuję bardzo.
– Delilah, z łaski swojej zamknij się, dopóki nie skończę – zabrzmiał groźnie. Pierwszy raz go takim widziałam. Wydawał się zdenerowany, ale również niesamowicie zdeterminowany. – Aż nagle mnie natchnęło. Tak jakby pod koniec całego przemówienia. Tylko, oczywiście, nie dałaś mi dojść do głosu, a później, gdy się tylko pojawiałem na horyzoncie, uciekałaś, udając wielce obrażoną.
Próbowałam wstać na równe nogi, lecz na próżno. Ashton, jakby przewidując ten ruch, skutecznie mnie unieruchomił. Twarz Irwina znów znalazła się niebezpiecznie blisko mojej.
– Świnia z ciebie, Ash.
– Różnie mnie nazywali – westchnął. – Wracając, nie istnieje żaden racjonalny powód, dlaczego ktoś taki jak ja, chce być z kimś takim jak ty.
– Och, wal się!
– Poza jednym – brnął dalej nieprzejęty moimi nieudolnymi próbami wyrwania się z jego objęć.
Ashton nachylił się bliżej, patrząc mi uważnie w oczy. Czułam, jak niemal stykaliśmy się ustami, przez co oddech bezwiednie przyspieszył. Nie potrafiłam powstrzymać uczuć na wodzy. Serce zabiło mocniej, a w brzuchu pojawił się znajomy ucisk.
– Kocham cię, dziewczynko z ulicy.
– Hę? – zająknęłam się, unosząc wysoko brwi. – Ty... że?
Kompletnie nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, ale najpierw uśmiechnęłam się szeroko, a chwilę później chichotałam niczym głupia. Normlanie nie potrafiłam przestać. Do oczu napłynęły mi łzy.
– Dobrze się czujesz?
– Ja... ja... – próbowałam wykrztusić. Na póżno, bo kolejna salwa śmiechu mnie dopadła.
Ashton patrzył na tę dziwną scenę z politowaniem i wielkimi rumieńcami na policzkach.
– Cholera, dosyć...
– Okej, okej – starałam się uspokoić. – Już... będę grzeczna. Obiecuję. Po prostu ty...
– Co ja? – Wyglądał, jakby naprawdę nie wiedział, o co chodzi.
– Długo nad tym myślałeś?
– Nad czym?
– Nad tym, że mnie... kochasz – parsknęłam, nie dając rady się powtrzymać. – Przecież to absurdalne!
Ash zmrużył groźnie oczy i przysunął się bliżej.
– A niby dlaczego? – wycedził absolutnie wkurzony.
– Mogłeś wymyślić lepszy powód. No wiesz, żeby się ze mną dalej spotykać. Chociaż nie powiem – wyznałam, klepiąc chłopaka po ramieniu – nie spodziewałam się czegoś takiego.
– Ale... co?! O czym ty, do cholery, gadasz?
– Ej, ale tak na serio. Ile nad tym myślałeś? Czy wypaliłeś tak z marszu? – dopytywałam jawnie zainteresowana. Swoją drogą, Ashton kompletnie mnie zaskoczył. Nie spodziewałam się, że jest w stanie wyznać miłość, żebyśmy się zeszli. Może w jakiś dziwny sposób Ashowi naprawdę na mnie zależało?
– Nie wierzysz mi, nie? – westchnął głośno, przejeżdżając ręką po twarzy. – Tak szczerze, to chciałem ci to powiedzieć już wtedy. No wiesz, jak się pokłóciliśmy, ale spanikowałem. Ja...
Ash odwrócił spojrzenie w drugą stronę. Skutecznie mnie to otrzeźwiło.
– Czekaj, ty nie... Nie żartujesz? Naprawdę...
– Kurwa, tak – warknął głośno, ni stąd ni zowąd okręcając się i łapiąc za moje policzki. – Kocham cię, Delilah. I nie, nie żartuję. Mogę to powtórzyć milion razy, bylebyś mi uwierzyła.
– Kochasz mnie?
– Tak.
– Aha.
Dupek się nabija, ewidentnie. Zerwałam się na równe nogi i nawet nie zakładając butów, ruszyłam w stronę samochodu.
– Ej, co ty odchrzaniasz?! – Ashton natychmiast znalazł się obok. Złapał mnie w talii, pociągnął i mocno objął ramionami. – Ja ci tu miłość wyznaję, a ty uciekasz? Czemu nie możesz być jak inne dziewczyny!
W głosie Asha usłyszałam jęk.
– Bo jestem przeciętna? – zacytowałam słowa chłopaka sprzed paru dni. – Poza tym skąd wiesz, jak zachowują się w takim momencie dziewczyny? Powiedziałeś kiedyś którejś, że ją kochasz?
– Tak.
– Serio? – zdziwiłam się. Nigdy mi o niej nie wspomniał. Poczułam lekką zazdrość.
– Teraz, tobie. I uciekłaś – powiedział z wyrzutem. – Ale i tak cię kocham.
– Powtarzasz się.
– Wiem. Obiecałem, że dopóki nie uwierzysz, nie dam ci spokoju.
Zamilkłam, przetwarzając dane. Czy mogłam uwierzyć Ashtonowi? Czy istniała jakakolwiek szansa, że nie kłamał? Popatrzyłam prosto w piwne oczy. Jaśniały. Usta zacisnął w wąską linię, a na policzki wdarł mu się lekki rumieniec. Ciekawe, czy pojawił się wskutek wypowiedzianych słów, czy przez coraz silniej wiejący wiatr?
– Kochasz mnie? – zapytałam, starając się uwierzyć. Przypomniała mi się sytuacja podczas naszego pierwszego spotkania. – Przybłędę z chaszczem na nogach?
– No... nie przesadzajmy. Są granice.
– Czyli...
– Zanim wpadniesz w panikę: to żart, dziewczynko z ulicy – westchnął ociężale i przyciągnął mnie mocniej. Nosem potrałam koszulkę Ashtona, jednocześnie wdychając jego perfumy. – Uspokoiła się? Uwierzyła? Wybaczyła?
– Tak, nie wiem, może.
Wargi Ashtona musnęły moje, czemu bez wahania się oddałam, wlewając w to wszystkie emocje, z którymi ostatnio musiałam walczyć. W wyniku czego niewinny całus przerodził się w szalejący od ogromu uczuć pocałunek. Jedną rękę wplotłam we włosy Asha, druga znalazła się pod koszulką na jego plecach, po których przeciągnęłam paznokciami. Ashton jęknął mi prosto w usta, przez co poczułam, że odlatuję. Cały otaczający świat zdawał się wyparować, liczyliśmy się tylko my i nasze głośne oddechy mieszające się ze sobą. Wreszcie oderwałam się od tych cudownych warg, łapiąc powietrze do płuc. Zresztą, Ash wyglądał podobnie. Calutki zarumieniony, z błyszczącymi oczami i szerokim uśmiechem błądzącym na twarzy. Sama nie potrafiłam powstrzymać ogarniającego mnie nadmiaru szczęścia. Uzewnętrzniłam je, również w postaci uśmiechu.
– A jak teraz brzmi twoja odpowiedź?
Zamyśliłam się chwilę.
– Tak, może, chyba tak.
– Zajebiście! Jeszcze ze dwie takie rundki i nie będziesz w stanie odpowiedzieć niczego poza: „tak, tak, tak, Ash, mocniej”!
Parsknęłam śmiechem, zdzielając Ashtona w ramię. Zrobiłam to bardziej z zasady niż samego oburzenia. Nagle Ash wziął mnie w ramiona i zaprowadził w stronę koca. Szkoda tylko, że zamiast delikatnego położenia postanowił rzucić mną jak piłką. Sapnęłam głośno, łapiąc się za bok.
– Au! Bolało!
– Sorry. – Nie zabrzmiało to szczerze. – Właściwie należało ci się, dziewczynko z ulicy.
– A niby za co?
– A za to, że się pojawiłaś. Gdybym cię nie poznał, nadal miałbym w dupie cały świat i próbowałbym przespać się z Wilson. Rodzice nigdy nie byliby dumni z syna, a ja pewnie koniec końców zaćpałbym się gdzieś, pobił lub trafił do więzienia. Ej! Może wtedy byśmy się jednak spotkali? No wiesz, romans w celi. Mrrr... – zamruczał. – Romantycznie, nie?
– Jesteś debilem, Ashton.
Przerwała nam melodyjka wydobywająca się z plecaka. Sięgnęłam po telefon i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
 – Siema, Mosley – przywitał się Isaac. Brzmiał radośnie, co ostatnio rzadko mu się zdarzało. – Co robisz?
– Cześć, Issy. Tak jakby jestem na plaży.
– To wiem, ale co robisz? – zaakcentował sugestywnie.
– Siedzę na kocu... Issy? O co chodzi?
– E, to słabo! Myślałem, że się bzykacie na zgodę – prychnął Isaac. – Wiedziałem, że Irwin skiepści sprawę...
– No, wiesz! To nasza sprawa, czy...
– Daj na wstrzymanie, czaję. Po prostu badam grunt. Dobra, nie bzykają się, możemy iść! – krzyknął niespodziewanie do słuchawki, przez co musiałam odsunąć komórkę od ucha. Najdziwniejsze jednak było podwójne echo towarzyszące krzykowi Issy’ego. Zmarszczyłam brwi, zerkając na Ashtona.
– Przygotuj się na cyrk – ostrzegł Ash, rozkładając się wygodnie na plecach i chowając ręce za głowę.
– Co?
Nie doczekałam się odpowiedzi. Nie musiałam, ponieważ parę chwil później z lasu zaczęły wyłaniać się kontury głośno śmiejących się i rozmawiających osób. Dopiero kiedy podeszli bliżej, zorientowałam się, że to nasi przyjaciele. Uśmiechnęłam się szeroko, widząc Mike’a, Luke’a, Caluma, Issy’ego i Mel.

7 komentarzy:

  1. O matko, a co to za cyrk teraz będzie? Jak mogłaś przerwać w takim momencie! xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałam, przepraszam. ;P Koniec opowiadania powinien być trochę emocjonujący. :)

      Usuń
  2. Super. Emocje nie do opisania. Powiedz że to nie koniec :( i będziesz jeszcze pisać. Naprawdę jesteś świetna w tym co robisz. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, to opowiadanie się skończy, ale pisać nie przestanę. Za bardzo to lubię. I dzięki. :)

      Usuń
    2. OOOOOOO! Jakie emocje!
      Nie, nie wierze, że kończysz... Mówiłam Ci, że uwielbiam Twoje opowiadanie i Twój styl pisania? Nie możesz tego zrobić!

      Buziaki
      P. :*

      Usuń
    3. Spokojnie, będą inne opowiadania. Muszę dokończyć te zaczęte. Wypadałoby, nie? XD

      Usuń
    4. tak myślę :D
      P.

      Usuń