27 czerwca 2017

Dziewczynka z ulicy (47)

Rozdział XLVII

Po wielu namowach i błaganiach Calum, Mike i Ashton wreszcie zgodzili się pójść do lasu po gałęzie. Zrobiło się już naprawdę zimno, a siedzenie pod kocami wcale nie pomagało, dlatego pomyśleliśmy o rozpaleniu ogniska.
Skończyłam jeść kanapkę, którą zapiłam łyczkiem piwa bezalkoholowego. Na szczęście Melody, przychodząc tutaj, wzięła ze sobą jedzenie. Inaczej chyba wszyscy szczęźlibyśmy z głodu. Issy za to nie zapomniał o alkoholu. Dziękowałam mu w duchu, że miał też trunki bezprocentowe, w końcu Ashton i Mike prowadzili samochody. Poza tym po ostatnim wybryku postanowiłam nie przesadzać z piwami. Wolałam zachować trzeźwy umysł, szczególnie otoczona zgrają takich durni, zażartowałam w myślach.
Szturchnęłam Melody w bok, pokazując ręką na leżącego dwa koce dalej Isaaca. Chłopak zasnął, głośno pochrapując.
– Cały Issy – westchnęła Mel, wtulając się w Luke’a. Chłopak dzisiaj był strasznie milczący, co rzadko się zdarzało. Chciałam podpytać o to Melody, lecz na razie nie znalazłam żadnej dobrej okazji.
– Tak. Swoją drogą, mówiłam, żebyście nie przyjeżdżali – westchnęłam głęboko. – Czuję się winna, że skończyliście wcześniej wakacje niż planowaliście...
– Daj spokój, Deli. Kiedy sprawa się wyjaśni, zawsze możemy wrócić.
– Mam nadzieję... Piękny dzień, co? – zapytałam bardziej siebie niż ją, mocniej opatulając się kocem. Gdzie ten Ash? Niech wraca z powrotem, bo palce znowu zdrętwiały mi z zimna, a nikt nie potrafił ogrzać jak on.
– Mhm... Mogę mieć pytanie? – Melody rzuciła mi niepewne spojrzenie, przygryzając policzek od środka. – Takie trochę prywatne.
– Jasne.
– Bo ja wiem, że wy z Irwi... Ashtonem to już tak na serio, ale...
– Ale? – powtórzyłam jawnie zainteresowana. Do czego Melody dążyła?
– Słuchaj, znam go o wiele dłużej niż ty, Deli. Nie uznaj, że źle wam życzę, czy coś. Po prostu się martwię. Czy... masz jakąś pewność, że on, no wiesz, nie jest z tobą ze złych powodów?
Zamyśliłam się, ale nim zdążyłam odpowiedzieć, Luke się wtrącił.
– To żeś walnęła, Wilson – prychnął. – Ja znam go najdłużej z was wszystkich i wiem – zaakcentował – że Ash jest z Delilah, bo naprawdę mu zależy. Nie powtarzaj mu tego, ale on cię kocha, Deli. Na bank.
Uśmiechnęłam się uroczo, wzruszając ramionami.
– Wiem.
– Wiesz? Skąd? – spytał zaskoczony Luke.
– Powiedział mi.
– CO? Ashton Irwin powiedział, że cię kocha – oznajmił Issy, który niespodziewanie wyprostował się, siadając. – A to gnida! Dlatego nie chciał mi się przyznać, co zamierzał! Nie gadaj, że na to poleciałaś, Mosley? Ej, Hemmings, ty też powiedziałeś Mel, że ją kochasz? – zwrócił się raptownie do Luke’a, który pod wpływem jego pytania i spojrzenia, zaczerwienił się.
– Issy, daj spokój – broniła blondyna Mel, głaszcząc go lekko po ramieniu. – Napiłeś się i gadasz głupoty.
– Może tak, może nie? Hemmings, radzę ci spiąć dupę... Chociaż może zatrzymaj to na jakąś waszą kłótnie, jak to zrobił Irwin? Nie lubię go, ale jest sprytny, to trzeba przyznać.
Popatrzyłyśmy na siebie z Melody i uśmiechnęłyśmy się porozumiewawczo. Isaac pod wpływem alkoholu lubił dawać niemądre rady, myśląc, że pozjadał wszelkie rozumy. Nie przejęłyśmy się więc jego gadaniem. Nie mogłam jednak powiedzieć tego o Luke’u, który co chwila rzucał Melody dziwne spojrzenia. Parsknęłam cicho w brodę, nie potrafiwszy się powstrzymać.
– Co ci tak wesoło?
Nagle usłyszałam czyjś szept przy uchu, skutkiem czego wzdrygnęłam się wystraszona. Ashton puścił mi perskie oczko, rzucił gałęzie na kupę, po czym znalazł się pod naszym kocem. Usiadłam między kolanami chłopaka, wtulając się plecami w jego tors. Owionął mnie gorący oddech i słodko-gorzki zapach perfum Asha. Musnął ustami złączenie między szyją a barkiem, na co bezwiednie zadrżałam. Rękami za to zaczął niepostrzeżenie błądzić po brzuchu, zataczając kółeczka. Kiedy jednak znalazł się pod bluzką, a moje rozgrzane ciało zetknęło się z jego zimnymi palcami, wydałam dziki okrzyk.
– Ej, przestańcie! Myślicie, że nie wiemy, co robicie? – burknął Calum, patrząc groźnie w naszą stronę. – Cholerne pary... Jak nie Ashton, to Luke, i na zmianę. A ja co z tego mam? Geja i debila po obu stronach...
Nie potrafiłam powstrzymać głośnego śmiechu. Zresztą jak każdy. No może poza domniemanym gejem i debilem, którzy w ramach zemsty wsadzili głowę Caluma w piasek.
– Och, walcie się!
– Możemy się walić razem – zasugerował Issy, ruszając sugestywnie brwiami. Hood cały poczerwieniał, po czym wstał i usiadł koło mnie i Ashtona.
– Wolę was obmacujących się niż jego. Boże... Nic tylko się napić. Kto ma wódkę?
Luke wyszczerzył zęby i podał przyjacielowi trunek wraz z sokiem pomarańczowym.
– Czy może ktoś rozpalić to ognisko? – zapytała Melody, szczękając zębami. – Jest naprawdę zimo.
– Ja byłem w lesie – wypalił od razu Ashton.
– Ja też.
– I ja.
Popatrzyłam na Mike i Caluma z rezygnacją, po czym zerknęłam na udającego śpiącego Isaaca i na chowającego się pod kocem Luke’a. Faceci, prychnęłam w myślach. Zbierając siłę, odkopałam się z koca i zaczęłam układać gałęzie na stos.
– Ma ktoś zapalniczkę albo zapałki? – spytałam, rozglądając się wokół. Gdy nie doczekałam się odpowiedzi, zwróciłam się do palących: – Luke? Mike? Ash?
– Rzuciłem.
– Co? – Uniosłam brwi, patrząc na Luke’a. Przygryzł kolczyk w wardze i bezczelnie wskazał palcem na Melody.
– Ona mi kazała. Powiedziała, że nie zamierza całować się z papierośnicą. Chociaż na początku ci to nie przeszkadzało – wytknął Melody, na co ta się lekko zawstydziła.
Parsknęłam śmiechem.
– A ty, Mickey?
– Masz, tylko nie zgub. To moja ulubiona – wyznał, rzucając we mnie zapalniczką z obrazkiem gołej kobiety.
– Serio?
– Chcesz coś jeszcze dodać?
– Nie – spasowałam, po czym zajęłam się robotą. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio rozpalałam ogień, co było dziwne. Gdy jeszcze mieszkałam na ulicy, bez tej umiejętności dnia bym nie przetrwała. Szczególnie w zimie. Odchrząknęłam, powracając do rzeczywistości. Trochę się pomęczyłam, ponieważ co chwila wiatr gasił płomień, ale wreszcie się udało. Na szczęście gałęzie, które chłopaki nazbierali, były suche i łatwo się zajmowały.
– Dzięki za pomoc – westchnęłam trochę urażona, znalazłszy się z powrotem pod kocem obok Ashtona.
– Już wróciłaś? Tak szybko? A było mi tak wygodnie...
– Okej – odparłam tylko i wstałam, by po chwili znaleźć się koło Mike’a. Ashton podniósł się do pozycji siedzącej i groźnie zmrużył oczy. – Posuń się, Mickey.
Wgramoliłam się pod koc. Nie wiem, co mnie naszło, ale chciałam zrobić na złość Ashowi, więc wtuliłam się mocno w Clifforda.
– Co robisz, Del?
– Jest mi strasznie zimno, Mickey. Nie obrazisz się, jak schowam ręce pod twoją bluzką?
Mike, zrozumiawszy do czego piłam, uśmiechnął się szeroko.
– Śmiało. A czy moje zlodowaciałe ręce też mogą schować się pod twoją – zaakcentował – bluzeczką?
– Śmiało.
Parsknęliśmy śmiechem, bo od strony Asha dobiegło głośne prychnięcie.  
– Jesteście głupi – westchnął Isaac, wywracając oczami. – Zróbcie tak jeszcze raz to Irwinowi pęknie żyła w dupie z zazdrości.
– Hej!
– A nie? – popatrzył na Ashtona, by zwrócić się do Mike’a. – Ej, Clifford, ty mówiłeś serio? Jakie ma cycki? Obstawiałem miseczkę B, ale...
Zanim się skumałam, o czym mówił Issac, Ashton znalazł się tuż obok i zerwał z nas koc. Siedzieliśmy grzecznie, każde na swojej części. Ash, uświadomiwszy sobie o kłamstwie Issy’ego, poczerwieniał na twarzy. Nie do końca wiedziałam, czy ze wstydu, czy złości.
– Wiedziałem! – zaśmiał się rubasznie Isaac, zbijając piątkę z Calumem. – Twoja zazdrość aż paruje, Irwin.
– Jeb się, Holt.
– Sam się jeb.
– Spokój – wtrąciła się Melody. – Nienawidzę, jak przeklinacie. A ty, Issy, już przestań. Chyba jesteście głodni, skoro zaczynacie się kłócić. Mam kiełbaski w plecaku, jak chcecie, to...
Nie zdążyła nawet dokończyć. Luke, Isaac i Calum prawie ją staranowali, próbując dopaść jedzenie. Zaczęli się przepychać, co wyglądało naprawdę komicznie. Zachichotałam pod nosem. Mike szturchnął mnie w bok.
– Też chcesz? Pójdę po gałęzie do lasu. Oni są tak zajęci, że na pewno o tym zapomnieli.
– Nie, dziękuję. Nie jestem głodna.
Mike wzruszył ramionami i bez słowa skierował się w stronę drzew. Miejsce Clifforda od razu zajął Ashton, chwytając za moją rękę.
– Nie lubię cię – wyznał gderliwie. – A już szczególnie, kiedy się ze mnie śmiejesz.
– Wiem, wiem.
Pogłaskałam Asha po policzku, co skutecznie go uspokoiło. Nie chciałam, by zaczął się nakręcać. Zaraz zrobiłby z siebie najbardziej biedną i zaniedbaną osobę na świecie. Odwróciłam głowę, wpatrując się w nadal przepychających się chłopaków. Luke próbował schować kiełbasę za Melody, wskutek czego dziewczyna chichotała niczym szalona. Cieszyłam się jej szczęściem.
Szkoda, że ta chwila nie mogła trwać wiecznie...
– O czym myślisz?
– Chciałabym, żeby to – zatoczyłam okrąg ręką – się nigdy nie skończyło. Nie pamiętam, kiedy byłam taka szczęśliwa, wiesz? I bezpieczna. Czuję się, jakbym mogła naprawdę żyć. Rozumiesz, prawda?
– Chyba tak – zamyślił się Ash. – Cieszę się, że postanowiłaś wprosić się buciorami do naszego domu.
– Ej, to Penny mnie ściągnęła...
– Wiem – roześmiał się głośno. – Chciałem zobaczyć, jak się złościsz. Wtedy tak śmiesznie marszczysz nos. Jakbyś powąchała coś zgniłego.
Zdzieliłam Ashtona w ramię za karę. Reszta zaczęła piec kiełbaski, uprzednio nadziawszy je na kijki, które Mike znalazł w lesie. Na sam zapach zaburczało mi w brzuchu. Chyba jednak byłam głodna.
Miałam wstać i wziąć sobie jedną, kiedy poczułam w kieszeni wibrację. Dostrzegając zdjęcie Toma na wyświetlaczu, natychmiast odebrałam.
– Już dawno nie dzwoniłeś – zachichotałam na przywitanie. – Za jakieś dwie, trzy godzinki będziemy wracać, spokojnie. Trochę się przedłużyło i...
– Deli.
– Penny?
Zrobiłam zaskoczoną minę i odeszłam parę kroków, żeby w ciszy wysłuchać, co miała do powiedzenia. Brzmiała na zmęczoną i zrezygnowaną. Musiało się coś stać.
– Tak. Mam ważną wiadomość – westchnęła dobitnie, czym mnie przeraziła.
– Dobrą czy złą?
– Nie wiem. Chodzi o Milesa.
– Tak? – zapytałam, krzyżując sporzenie z Ashtonem. Również wydawał się niespokojny.
– Dominic złożył dzisiaj zeznania jeszcze bardziej pogrążające Milesa. Teraz nie uniknie on dożywocia. Kiedy się o tym dowiedział, cóż... Jakieś pół godziny temu Miles popełnił samobójstwo. Powiesił się na prześcieradle...
Przytknęłam rękę do ust, kompletnie przerażona. Dlaczego ten człwiek się zabił? Okej, zrobił wiele, naprawdę wiele niedobrego, ale czy to dostateczny powód targnięcia na własne życie?
– Co?! I co teraz? – pytałam i zadrżałam bezwiednie. Ashton podszedł bliżej, więc mu powiedziałam: – Miles się zabił.
Ash zmarszczył czoło, nic nie odpowiadając.
– No właśnie nic, Deli. Cholera by to wzięła! Sprawa została zaniechana, nie dostaniecie też żadnego odszkodowania...
– Dlaczego? Przecież wszyscy wiedzą, że to prawda? Swoją śmiercią Miles potwierdził nasze zeznania.
– Tak – potwierdziła Penny ze smutkiem w głosie – ale nie został oficjalnie skazany. Nie doszło do procesu, nie ma ostatecznego wyroku, a co za tym idzie, sąd nie ma podstaw, by sądzić, że Miles dopuścił się zarzucanych zbrodni. Nawet jeżeli znajdzie się wiele świadków... Nie można skazać nikogo po śmierci. Tak mi przykro, Deli...
Wzięłam parę głębokich oddechów.
– No, trudno, Penny. Nic więcej nie zrobimy. Mimo śmierci Milesa, skończyło się dobrze. Dzieciaki trafiły pod opiekę specjalistów, dom dziecka zostanie wyremontowany. Teraz z pewnością będą robić tam kontrole częściej niż raz na rok.
– Racja, ale nadal nie otrzymasz żadnego odszkodowania ani...
– Nie potrzebuję tego – zaprzeczyłam od razu. – Mam was. Nawet jeżeli wywalicie mnie teraz z domu, nadal będę traktowała was jak... rodzinę.
Ostatnie słowo wyszeptałam najcieszej jak potrafiłam, samą siebie zadziwiając.
– Och, kochanie...
Dałabym sobie głowę uciąć, że Penny właśnie załkała. Sama się niesamowicie wzruszyłam. Poczułam napływające do oczu łzy, a w gardle powstała wielka gula, której nie potrafiłam przełknąć. 
– Dziękuję, Penny, za wszystko. Ja... – nie zdążyłam dokończyć, ponieważ Ashton wyrwał mi telefon z ręki. – Mamo, czy mogłybyście porozmawiać kiedy indziej? Jesteśmy z Deli zajęci.
– Ashton, może lepiej wrócimy do domu? – zaproponowałam, ale zostałam uciszona machnięciem dłoni. Próbowałam podsłuchać, co takiego mówiła Penny. Niczego jednak nie usłyszałam.
– Tak, mamo, miałaś rację. Dzięki. Tak – mówił Ash, wywracając oczami. – Na plaży. No, wiem, sorry, ale inaczej się nie dało. Niech ojciec nie świruje. Taaa, wiem, że się martwi. Tak. Mhm. Słucham. Dobra, pogadamy później, okej? Ha, ha, ha, zabawne. Przez następne trzy godziny macie z ojcem wolną chatę. Zaszalejcie. Na razie – roześmiał się na końcu i rozłączył.
– Co mówiła?
– Nic ciekawego. – Wzruszył ramionami. – Możemy wrócić później.
– O, czemu? – zdziwiłam się.
– Jak nic, będą się bzykać.
Wybałuszyłam oczy, rumieniąc się mocno. Nie chciałam sobie wyobrażać Penny i Toma w takiej sytuacji.
– Za grosz poszanowania, Ash... To twoi rodzice.
– No i? – parsknął głośno, po czym sugestywnie poruszył brwiami. – Może weźmiemy z nich przykład i się stąd wyrwiemy? Skoro już po całej sprawie, może wreszcie mi się oddasz? Bycie dziewicą jest przereklamowane...
– Ashton!
Zdzieliłam go po czuprynie. Mocno. Rozejrzałam się po reszcie przestraszona, że ktoś przypadkiem mógłby poznać moją tajemnicę. Na szczęście wszyscy zajęci byli albo sobą, albo jedzeniem. Odetchnęłam z ulgą.
– Dobra, dobra, na razie będę cicho. Ale – zagroził palcem – jeszcze do tego wrócimy, dziewczynko z ulicy. Zobaczysz.

6 komentarzy:

  1. Jak zwykle - cudowna Penny, durny Ash i zagubiona Del - ech... Czyli że jak ktoś jest głupi, to już głupim zostanie, nic mu nie pomoże, nawet morze miłości ani żaden wzór cnoty i uczciwości, prawda? Na to wygląda... :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie rozumiem twojego toku myślenia jak już się układa to zawsze coś musi się zepsuć. Ale po mimo to kocham to jak piszesz <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, cóż, w większości przypadków właśnie tak dzieje się w życiu i dziękuję. :*

      Usuń
  3. Ojej ojej, rozdziały tak szybko się pojawiły, że nie ogarnęłam! Przepraszam! ;****

    Aj Ew, wszystko pięknie i tu znów jakaś niespodzianka. Ale ale... najważniejsze, że Deli jest szczęśliwa.

    Pozdrawiam,
    P.

    OdpowiedzUsuń