16 sierpnia 2017

Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa (10)

X ZWIĄZEK Z HERMIONĄ TO COŚ POWAŻNEGO. LUCJUSZ POTWIERDZI MOJE SŁOWA

Od jakiegoś czasu czułem, że Hermiona coś przede mną ukrywa. Zachowywała się tak jakoś dziwnie. Przytyła, bo zaczęła coraz więcej jeść i to strasznie dziwne rzeczy, na przykład raz w czasie obiadu nałożyła sobie ziemniaki z rybą, a do tego sałatkę owocową i polała to wszystko sosem słodko kwaśnym. Patrząc na to arcydzieło, myślałem o zwymiotowaniu. Kiedy zapytałem się Hermiony o ten nowy specyfik, odpowiedziała, że eksperymentuje, a po zauważeniu, że jej nie wierzyłem, zaczęła płakać i się obraziła. Potem latałem za nią przez całe popołudnie i przepraszałem. Wybaczyła mi dopiero pod wieczór, bo położyłem się obok równie obrażony. Oczywiście, na początku zrobiła mi awanturę, ale jak zauważyła, że trochę przesadziła, pocałowała mnie. Później była upojna nocka, ale nie zdradzę szczegółów, bo gdyby Hermiona się dowiedziała, zabiłaby mnie, albo gorzej - rozpłakałaby się. 
Harry i Blaise śmieją się, bo uważają, że Hermiona ma humorki ciążowe i w ogóle zachowuje się, jakby miała dziecko w brzuchu. Sam, gdy to usłyszałem, śmiałem się wniebogłosy, jednak szybko do mnie dotarło, że oni chyba mogą mieć racje. Kurwa. Postanowiłem bardziej przypatrywać się Hermionie, na razie jej o nic nie pytając. Na tę chwilę należało skupić się na bardziej rzeczywistych sprawach, czyli spotkaniu z moimi rodzicami. 
Ustaliliśmy, że dzisiejsze walentynki spędzimy w Malfoy Manor. 
Przeciągnąłem się w łóżku, uważając, aby nie obudzić Miony. Dzisiaj w nocy przyśnił się jej koszmar, więc ze strachu przed zamknięciem oczu nie spała prawie wcale. Kiedy spytałem, o czym był ten sen, stwierdziła, że nie pamięta. Chociaż domyślałem się, że wiedziała, tylko nie chciała mi powiedzieć. No, cóż… Może nie była gotowa, a ja przecież mogłem poczekać. W końcu zmuszanie Hermiony niczego nie da, a może tylko pogorszyć sprawę.
Spojrzałem na zegarek, który wskazywał dziesiątą, i szybko zerwałem się z łóżka. Przecież w Malfoy Manor mieliśmy być o dwunastej, a nie wypadało się spóźnić. Szybko ubrałem się w jeansy oraz białą koszulę i wyszedłem z pokoju. Musiałem jeszcze coś załatwić, a mianowicie pójść do dyrektora w celu pożyczenia świstoklika, którym przeniesiemy się do rodziców.
Wróciłem dokładnie po półgodzinie.
Hermiona nadal spała na plecach, tyle że tym razem na jej twarzy widniał szeroki uśmiech.
Drgnęły mi kąciki ust, a serce zabiło mocniej. Zatarłem ręce i z błyskiem w oczach podszedłem do łóżka, aby obudzić moją śpiącą królewnę. Dotknąłem ustami jej poziomkowych warg i tak trwałem, czekając, aż otworzy swoje brązowe oczy. Nie minęła sekunda, a całowała mnie namiętnie, jednak ja ostatkami sił próbowałem nie odwzajemniać pieszczoty. Hermi nie wiedząc, co się działo, otworzyła oczy i spojrzała na mnie wyczekująco. Odetchnąłem w myślach, bo gdyby jeszcze dłużej mnie całowała, sam rzuciłbym się na nią, ale nie mieliśmy na to teraz czasu. Prawda?
– Draco… - zaczęła delikatnie, lecz jej przerwałem.
– Hermiono, niestety, nie możemy – powiedziałem i uśmiechnąłem się lubieżnie. – Została nam tylko godzina do…
Tym razem to ja nie dokończyłem, ponieważ Hermiona wstała tak szybko, jakby ją ktoś poraził prądem. W biegu złapała za jakąś paczkę i szczelnie zamknęła się w łazience. Po chwili słyszałem tylko szum wody, więc zaśmiałem się donośnie. Z braku zajęcia zacząłem czytać książkę „U bram niebios”. Ostatnio zauważyłem, zresztą nie tylko ja, że odkąd byłem z panną Granger, zacząłem ostro brać się za naukę. Kiedyś nawet bym nie pomyślał, że będę z zapałem czytał jakieś tam durne, niczego nie warte, powieści.
W trakcie czytania uświadomiłem sobie, jakie mamy szczęście. W sensie Hermiona i ja. Żadna inna para nie posiadała pokoju wspólnego i dormitorium wyłącznie dla siebie. Mogliśmy więc przebywać ze sobą częściej niż na przykład Ginny z Zabinim.
Spojrzałem na zegarek.
O, kurwa.
– Kochanie! – krzyknąłem, waląc pięścią w drzwi od łazienki. – Wychodź, bo mamy jeszcze tylko dziesięć minut, a wiesz, że świstoklik, będzie równo minutę przed dwunastą. 
Czy ona mnie w ogóle słuchała? Ech… Z kobietami źle, a bez nich jeszcze gorzej.
Miałem zamiar ponownie krzyknąć, aby się pośpieszyła, gdy usłyszałem kliknięcie zamka. Przelotnie spojrzałem na dziewczynę i oniemiałem. Pierwszy raz w życiu widziałem takie cudo. Dosłownie bóstwo w ciele mojej kobiety.
Otóż Hermiona ubrała czarną, aż do ziemi, atłasową suknię, która zaczynała się od czarnego gorsetu doskonale współgrającego z jej piersiami, a zjeżdżając coraz bardziej się zwężała, przez co materiał pięknie opinał jej smukłe ciało. Włosy zaś zostały upięte z tyłu, tylko jeden mały, niewinny kosmyk spływał po jej ramionach na przód. Cały strój podkreśliła czerwoną pomadką na ustach i biżuterią, którą dostała ode mnie. 
Widząc moją minę, która wyrażała zachwyt i podniecenie, uśmiechnęła się wrednie, po czym okręciła się. Przyuważyłem, że ma strasznie duże rozcięcie na plecach, więc pewnym, acz niestabilnym krokiem podszedłem bliżej. Chciałem zasunąć zamek zaczynający się na kości ogonowej, a kończący na środku kręgosłupa.  
Naprawdę miałem zapiąć jej wyśmienitą suknię, ale moje oczy dostrzegły coś jeszcze, a mianowicie koronkowe majteczki. Nie mogłem się więc powstrzymać i zamiast zapinać zamek, zacząłem, skrawek po skrawku, całować jej plecy, przejeżdżając językiem wzdłuż karku. Poczułem, że pod wpływem dotyku ciało Hermiony zadrżało. Uśmiechnąłem się delikatnie, jednak nadal nie przestawałem. Moje usta znalazły się już na szyi dziewczyny, a ta tylko oparła sobie głowę o moje ramię i czekała na dalsze pieszczoty. Ręce wsunąłem pod kreację, lecz kiedy poczuła, że łapię ją za pupę, oprzytomniała. Szybko się odsunęła, po czym pocałowała mnie stanowczo.
– Draco – szepnęła zmysłowo.
Pod wpływem głosu Hermiony stanąłem na baczność. Chyba poczuła to przez cienki materiał sukienki, bo zaśmiała się cichutko. – Nie teraz, mamy tylko pięć minut.
– Zdążę.
– Daj spokój, Draco – parsknęła. – Obiecuję, że jak wrócimy, wynagrodzę ci czekanie.
Poddałem się. W zasadzie nie miałem innego wyjścia.
Dokładnie minutę przed wyznaczonym czasem do dormitorium wleciała sowa niosąca w dziobie stary but. Trzymając Hermionę za rękę, złapałem go, po czym poczułem tylko szybkie wirowanie. Nie minęła chwila, a my stabilnie staliśmy u wrót małego zameczku.
Westchnąłem zrezygnowany.
Witaj na starych śmieciach, Malfoy, pomyślałem wpatrując się w mój dom, jednak kątem oka przyuważyłem, że Hermionie lekko drgnęły kąciki ust. Spojrzałem jej w oczy, w których malowało się tak wiele uczuć: zdenerwowanie, niepewność, zdeterminowanie i miłość. W zasadzie sam nie byłem zbyt pozytywnie nastawiony na tę wizytę, ale cóż… Moi starzy w końcu musieli poznać wybrankę ich pierworodnego i jedynego syna, z którą miałem zamiar spędzić resztę życia.
Denerwujesz się trochę, stwierdziła w myślach, jednak nic nie odpowiedziałem. Znała mnie na wylot, a kłamstwa i zapewnienia, że wszystko było w jak najlepszym porządku i tak by nie pomogły. – Pamiętaj, mamy siebie. Zresztą możemy sobie trochę pomóc – dodała szeptem i poczochrała moje, już i tak zwichrzone włosy.
Uśmiechnąłem się do siebie i pokiwałem twierdząco głową. Złapałem ją za rękę, po czym zebrałem w sobie siłę i zapukałem w mosiężne, mahoniowe drzwi. Przez chwilę tępo się w nie wpatrywałem, lecz kiedy poczułem, że jej delikatna dłoń mnie ściska, uśmiechnąłem się niemrawo.
Wrota do domu otworzył nam nasz lokaj, Tom. Zawsze go lubiłem, bo miał wspaniałe przystosowanie do życia. Był już w podeszłym wieku, ale kiedy byłem młodszy, często nazywałem go „dziadkiem”. Oczywiście, bardzo się wtedy denerwował i oznajmiał mi, że wcale nie jest taki stary, ale ja dobrze wiedziałem, że to lubił. 
– Panicz Draco – powiedział uradowanym tonem i wpuścił nas do środka.
Odpowiedziałem mu kiwnięciem głowy i lekkim uśmiechem. 
Hermiona weszła pierwsza, a widząc wnętrze, stanęła z wrażenia. Popchnąłem ją delikatnie w stronę salonu, z którego dobiegały już odgłosy szurania krzeseł i brzęczenia sztućców. Prawdopodobnie dopiero skończyli przygotowywać stół do obiadu. 
Zamknij buzię, skarbie, bo potraktuję to jako zachętę, pomyślałem i zaśmiałem się cicho. Dziewczyna zamknęła usta, ale nie ruszyła się nawet o milimetr. Hermi…
Przerwała mi, bo odwróciła się i spojrzała wprost w moje stalowe oczy, przez co się na chwilę zawiesiłem. W brązowych tęczówkach widniał strach przed nieznanym. Musiałem zrobić coś, by się rozluźniła, ale do głowy wpadł mi tylko jeden pomysł. Pocałowałem ją delikatnie w usta. Przez chwilę stała sparaliżowana, ale kiedy przygryzłem jej dolną wargę, odwzajemniła pieszczotę. Zarzuciła mi ręce na szyję i mocno przylgnęła do mojego ciała. Sam zaś złapałem ją w talii i mocno przytuliłem, nadal nie przerywając pocałunku. 
Trwalibyśmy tak naprawdę długo, gdyby nie znaczące chrząknięcie. Brązowowłosa znieruchomiała i szybko się odwróciła. Zauważając, kto nam przerwał, zalała się rumieńcem, przez co wyglądała strasznie uroczo. Zaśmiałem się z miny ojca, po czym podszedłem do niego i uścisnęliśmy się po męsku. 
– Ojcze – zwróciłem się do staruszka. – To jest Hermiona Granger – powiedziałem i wskazałem ręką na dziewczynę. Ona tylko uśmiechnęła się delikatnie i podała dłoń Lucjuszowi.
– Miło mi – odrzekła łagodnie i z wyczekiwaniem wpatrywała się w pana domu. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy zobaczyłem, że ojciec całuję ją w dłoń. Chyba się do niej przekonał. W końcu pierwsze wrażenie było ważne; a nie, przepraszam, dla Malfoyów – najważniejsze. Szczególnie że wparował akurat w momencie naszej słabości, że tak się wyrażę. 
Zaprosił nas do salonu, w którym na kanapie siedziała matka. Podeszła bliżej z uśmiechem i przygarnęła mnie do swojej piersi. Poczułem się jakoś dziwnie, bo ona nigdy się ze mną nie witała w ten sposób. Pocałowała mnie w policzek, po czym odwróciła się w kierunku Hermiony. Przeleciała jej smukłą figurę wzrokiem, po czym prychnęła. Bez dalszego słowa usiadła na krześle i czekała aż do niej dołączymy.
O co tej kobiecie chodzi?! 
Lucjusz rzucił Narcyzie znaczące spojrzenie, jednak ta ewidentnie go zignorowała. 
Ona chyba mnie nie lubi, pomyślała brązowooka smutno. 
Nie przejmuj się matką, ona nikogo nie lubi, odpowiedziałem, a Hermiona tylko zerknęła na mnie z dziwnym wyrazem twarzy.
– Chodź. 
Wskazałem ręką na krzesło obok Lucjusza. W milczeniu zaczęliśmy spożywać posiłek, jednak nie odbyło się bez natrętnych, niczym muchy, spojrzeń.
– Co panienka zamierza robić po skończeniu szkoły?
Do moich uszu dotarło bezuczuciowe pytanie matki. Miałem wrażenie, że Narcyza stała się zaborcza o swojego syna. Śmiać mi się chciało, ale cóż, dobre wychowanie nakazywało milczenie i niewtrącanie się do rozmowy, gdy znajdowało się poza tematem.
Puściłem ojcu perskie oczko, przez co parsknął w swój kielich. Lucjusz także dobrze wiedział, o co chodziło jego żonie.
– Zastanawiałam się nad uzdrowicielką i aurorem, ale po wyliczeniu zalet i wad obu prac stwierdziłam, że bardziej pragnę pomagać ludziom – odpowiedziała równie beznamiętnym głosem Hermiona. Dziewczyno, zadziwiasz mnie! Lucjusz chyba też pojął zasady nowej gry kobiet, bo zadrgały mu kąciki ust. 
– Bardzo ciekawy zawód – ciągnęła dalej Narcyza.
– W rzeczy samej – odpowiedziała Hermiona i uśmiechnęła się do mnie z dziwnym błyskiem w oku. Chyba wpadła na coś genialnego.
– Kim są twoi rodzice? – spytała matka z wrednym uśmiechem, a ja tylko zacisnąłem pięści. Przecież oni wiedzą, że starzy Hermiony są mugolakami, wiec czemu o to spytała? Lucjusz poruszył się nerwowo i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem. No cóż, teraz wystarczyło poczekać na dalszy ciąg wydarzeń. 
– Cóż… Obydwoje są dentystami – powiedziała z lekkim uśmiechem, ale tylko ja wiedziałem, że za tym uroczym krył się wredny.
Ona coś knuła!
– A co robią dentywiści? – Narcyza przypatrywała jej się z zamyśleniem.
– Dentyści – poprawiła ją machinalnie Hermiona. – Powiedzmy, że jest to bardzo podobny zawód do uzdrowicieli badających nagłe przypadki. No, oprócz tego zajmują się też czymś podobnym do odczytywania run i wyrazów numerologicznych – zakończyła z szelmowskim uśmiechem.
Nie, no, zaraz normalnie wybuchnę! I to nie tylko z tej bajki, którą opowiedziała brązowowłosa, ale z miny matki. Była tak zdziwiona i przerażona zarazem, że z zakłopotania przytaknęła głową i zabrała się za dalszą konsumpcję sałatki. 
Po obiedzie jakoś wszyscy się bardziej rozluźnili. No, oczywiście poza Narcyzą, która w najróżniejsze sposoby próbowała dogryźć Hermionie, lecz ta tylko ją zbywała i dalej zajmowała się rozmową ze mną bądź Lucjuszem. Z nim za to dogadywała się wyśmienicie. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby mój ojciec był tak rozmowny. Często dowcipkował i obgadywał służących lub niektórych ludzi z Ministerstwa.
Z dworu wyszliśmy dokładnie o osiemnastej. Prawdopodobnie zostalibyśmy dłużej, ale Dumbledore obiecał nam świstoklik punktualnie o szóstej.
Tegoroczne walentynki zaliczałem do udanych.
Poza za tym słowa ojca wciąż huczały mi w głowie. Otóż, gdy wychodziliśmy, on pocałował Hermionę w dłoń i policzek i coś jej szepnął do ucha. Ta tylko zaśmiała się perliście i podziękowała za udany dzień. Potem staruszek podszedł do mnie: 
– To wyjątkowa dziewczyna – zaczął tak cicho, że ledwo usłyszałem jego słowa. Na szczęście powiedział mi to wprost do ucha, więc Hermiona nigdy by nic nie usłyszała. – Dbaj o nią, bo mogą ci ją zabrać, i to tuż sprzed nosa – powiedział i z dziwnym błyskiem w oczach ponownie podszedł do Gryfonki. Jeszcze raz pocałował ją w policzek – chyba będę zazdrosny! - i szybkim krokiem odszedł w stronę Narcyzy, nadal siedzącej w salonie.
Z moich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk lejącej się wody spod prysznica. Było grubo po dwunastej, jednak dopiero znaleźliśmy się w dormitorium, ponieważ kiedy tylko wróciliśmy poszliśmy na spowiedź do Zabiniego, Ginny i Harry’ego. Swoją drogą, Potter wydawał się jakiś przybity. Chyba walentynki jakoś mu nie wyszły. No, trudno, pogadam z nim później.
Walnąłem się na łóżko, jednak szybko z niego wstałem.
O, kurwa! Zapomniałem o prezencie dla Hermiony. I co teraz, i co teraz?! Malfoy, ty jebnięty kretynie, jak mogłeś zapomnieć! 
Zaraz, zaraz, chyba wpadłem na pomysł. Już dawno chciałem to zrobić, ale jakoś nie było okazji, no i strasznie się bałem. Teraz chyba nadszedł ten moment. Niczym oparzony rzuciłem się w kierunku kufra, przez chwilę wywalałem z niego niepotrzebne graty, aby do mojej ręki trafiło małe, czarne pudełeczko. Uśmiechnąłem się do siebie, po czym schowałem je bezpiecznie do kieszeni spodni. Swoje rzeczy ponownie pochowałem do walizki i usiadłem na łóżku.
Chwila, przydałaby się jeszcze jakieś tło.
Parę razy machnąłem różdżką, przez co w dormitorium pojawiły się świeczki, które oświetlały drogę do łóżka. Wszystkie miały zapach wanilii i truskawek. Powiększyłem łóżko do rozmiarów łoża małżeńskiego, a na nie porozrzucałem masę płatków róży. Zgasiłem światło w pokoju i czekałem.
Nie minęło pięć minut, a usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi. Zanim jeszcze zdążyła wyjść, machnięciem różdżki zgasiłem światło w łazience. Dziewczyna wydała z siebie dziwny okrzyk, jednak szybko powstrzymała się od ciętej riposty. Wiedziała, że maczałem w tym palce.
Klęknąłem naprzeciwko wejścia do łazienki, w której prawdopodobnie stała dziewczyna i po raz ostatni tej nocy wypowiedziałem zaklęcie zapalające wszystkie świeczki w pokoju. Szybko odrzuciłem różdżkę, gdzieś w daleki kąt i z urzeczeniem wpatrywałem się w ciało oniemiałej Gryfonki, które było przykryte tylko atłasowym szlafrokiem. Z lubieżnym uśmiechem podszedłem do niej na czworaka i wyjąłem pudełeczko z kieszeni. 
– Hermiono Jane Granger – zacząłem oficjalnie, jednak cały czas badawczo przyglądałem się twarzy dziewczyny. – Wiem, że mamy dopiero siedemnaście lat i spotykamy się krótko, ale zakochałem się w tobie jak wariat. Nie ma chwili, żebyś nie pojawiła się w mojej głowie. Jesteś moim aniołem, który pomaga mi wstać, kiedy moje skrzydła zapomniały jak latać – pamiętałem jeszcze ten cytat. Gdzieś go przeczytałem i stwierdziłem, że będzie w sam raz na moje wyznania. – Kurde, zacząłem się denerwować. A co, jeżeli odmówi i wywali mnie na zbity pysk. Merlinie, ratunku! – Kurwa, kocham cię! Cholera, błagam, wyjdź za mnie?! Bo ja już chyba nie potrafię bez ciebie żyć...
Skończyłem.
A co, jeśli ona mnie nie kochałą? Klęczałem tak i wpatrywałem się w nią z dziwną miną. Po jej policzkach pociekły łzy, ale usta nadal wyginały się pod wpływem uśmiechu.
– Malfoy – zaczęła dość cierpko, przez co moje serce na chwile stanęło w miejscu. – Co ci w ogóle przyszło do tego przylizanego łba? Nie wierzę, że wystartowałeś z czymś takim. – W tym momencie zaczęła chichotać. – Chociaż czasem potrafisz powiedzieć coś od rzeczy, ale nie… - nie dokończyła, ponieważ zauważyła, że moje oczy wilgotnieją.
O, cholera! Tylko nie to, proszę! Nie rozbeczę się jak jakaś baba! Moja warga zaczęła drżeć, kurwa mać!
– Ale nie myśl, że ujdzie ci to na sucho. Teraz będziesz musiał się jeszcze bardziej starać. W końcu twoja przyszła żona będzie oczekiwać takich słów codziennie – dokończyła ze śmiechem i rzuciła się w moje ramiona. 
W tym momencie nie mogłem uwierzyć we własne szczęście. Szybko założyłem pierścionek na jej palec, żeby się tylko nie rozmyśliła i zacząłem nią kręcić wokół własnej osi. Dziewczyna piszczała z uciechy. Zresztą, z mojej twarzy uśmiech też nie schodził.
Wspominałem już jak ją bardzo kochałem?!
Postawiłem Hermionę delikatnie na dywanie i pocałowałem lekko, ale napastliwie. Nasz pocałunek się pogłębiał i przeradzał w bardziej namiętny. Przejechałem językiem po podniebieniu, przez co po jej ciele przeszły dreszcze. Oderwaliśmy się od siebie, aby złapać powietrze, jednak kiedy chciałem ponownie wpić się w jej usta, odepchnęła mnie delikatnie. 
Patrzyłem na nią spod przymrużonych oczu. Obserwowałem jej każdy, wyrafinowany ruch. Stanęła pośrodku pokoju, gdzie na około poustawiałem świeczki, i jednym zwinnym posunięciem ściągnęła szlafrok.
Zaniemówiłem.
Wyglądała bajecznie… cudownie… seksownie… 
Nie wiedziałem, jak miałem opisać jej strój. Niby taki zwykły, jednak na jej ciele wyglądał bezbłędnie. Czarny, koronkowy stanik i tego samego pokroju majtki, dokładnie opinały jej smukłe ciało. Oprócz tego z zakończenia stanika falami spływał lekki, przezroczysty materiał, który pod wpływem nawet najdelikatniejszego ruchu, powiewał lekko, odsłaniając jej płaski brzuch. 
– Wszystkiego najlepszego z okazji walentynek, mój drogi narzeczony – szepnęła zmysłowo i podeszła bliżej. Dobrze, że stałem koło łóżka, bo przez nadmiar wrażeń, usiadłem na nie z miną pełną pożądania. Hermiona złapała za moją koszulę i usiadła mi na kolana okrakiem, przez co potarła się o mojego przyjaciela. Całowała namiętnie, ale brutalnie. Nawet nie zauważyłem, że siedziałem nago. Hermiona przeniosła pocałunki nieco wyżej, przez co leżałem na środku łóżka. Moje ręce nagle zostały przywiązane do górnej ramy. Tak samo zrobiła z nogami, tyle że przyczepiła je do dolnej. Po chwili zawiązała mi czarną chustę na oczach.
Hermiona złożyła na moich ustach lekki pocałunek, po czym zaczęła swoją wędrówkę po reszcie ciała
Co się działo dalej? To moja słodka tajemnica!

12 komentarzy:

  1. Wreszcie, wreszcie, wreszcie!!!!!!!! 😉
    Jakie to happy ojej....
    Szczerze to zawsze śmieszyły mnie opowiadania, w których 17. są tak bardzo odpowiedzialni( nie że nie są) i chcą się pobrać i wgl taka sielanka. To trochę nierasistyczne, ale fajnie się to czyta 😂
    Podoba mi się to jak piszesz 😉😊 tak szybko i nie zanudzasz 😊
    Te charaktery postaci jakoś mi troszkę kłócą się z oryginalną wersją ALE to TWOJE opowiadanie i TWOJA fikcja literacka więc w sumie to nie wiem po co to napisałam.
    Znowu będę odliczać dni xdddd
    Pozdrawiam 😉😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to prawda z tymi 17-latkami, ale co poradzić - wspomniałam kiedyś, że pisałam to opowiadanie jako gówniarz, a więc miałam całkiem inne spojrzenie na rzeczywistość. Takie właśnie sielankowe, szczęśliwe, itp. :)

      Obiecuję, że teraźniejsze teksty będą zdecydowanie bardziej przypominać rzeczywistość. :P

      Również pozdrawiam!

      Usuń
  2. wróciłam, muszę nadrobić zaległości!!!
    P. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha ale pomysł z daniem rybnym, że też i mnie zemdliło ;p albo ta czarna sukienka ;) albo te oświadczyny - a zwłaszcza ta "słodka" tajemnica ;p
    Super rozdzialik miło się czyta w końcu razem <333333333333

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, fajnie, że się spodobało. :) Oby kolejne rozdziały były równie "super" :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
  4. Draco, ale łżesz w żywe oczy xd - masz mnie głęboko w dupie, najgłębiej, jak się da, ignorujesz mnie po całości, olewasz perfekcyjnie - a udajesz wielką miłość. Dziękuję za te fałszywe wyznania, ale nie biorę ich sobie w ogóle do serca, bo są całkowicie bez smaku - nie zawierają nawet grama prawdy - a raczej smakują jak suche trociny ;P. KŁAMCAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!! XDDDDD
    Nie wyjdę Ci na spotkanie, bo Ciebie i tak nie będzie - szkoda mojego czasu, zdrowia i sił na takiego patałacha. ;p Wyjeżdżam na Majorkę. Bywaj zdrów i nie pisz do mnie więcej (tych kłamstw). Nie gustuję w zarozumialcach.
    Nisko się kłaniam, jak przystało na Pańską służącą -
    Hermiona

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak Draco mówi prawdę? :O

      Pozdrawiam. :)

      Usuń
    2. Przede wszystkim nie ma żadnych wątpliwości co do uczuć Hermiony. Okazuje jej miłość nie czekając na reakcję, bo jest pewien, co Hermiona czuje, i podsyca ten ogień w ciemno. Umie czytać w myślach xd i w ogóle w sercu xd. Bo przecież każda komórka ciała i mózgu Hermiony głośno krzyczy: "Kocham Cię, Draco! <333333333" a myśl, nawet ta niewypowiedziana, ciągle go całuje..... :******** a on w tym się pławi xd

      Usuń
    3. Czyli według Ciebie Draco to (ładnie mówiąc) kawał drania? W zasadzie trzeba się z tym zgodzić, Draco, owszem, jest dupkiem. Tylko może, tak może, dla Hermiony będzie mniejszym dupkiem? :)

      Usuń
  5. Chcę być na miejscu Hermiony! *_* Rozdział świetny nie mogę się doczekać reakcji Lucjusza i Narcyzy, kiedy Draco przedstawi im swoją wybrankę. Coś czuję, że będzie się działo!
    Pozdrawiam i życzę dużo wney ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Toż przedstawił. Chyba że to nie ten rozdział... ;)

    OdpowiedzUsuń