16 października 2017

Fortuna kołem się toczy (40)

40. Życie składa się z takiego łańcucha złączonych ze sobą rozstań
~ Charles Dickens

Kolejne dni dla Jamesa były jak nocny koszmar, z którego nie potrafił się obudzić. Marzył, aby cała ta farsa okazała się jedynie majakiem umysłu zmęczonego codzienną nauką i pisaniem wielostronicowych esejów. Właściwie nawet mógłby uwierzyć w teorię o śnie, gdyby nie Charles włóczący się po domu niczym duch. James odnosił wrażenie, że ojciec przeżywał stratę o trzykroć gorzej. Nie jadł, nie spał, nie mówił. Tak, jakby wszystkie z założenia normalne czynności wykonywał wyłącznie dzięki Dorei.
Do pogrzebu Charles zachowywał pozory zdrowo myślącego człowieka, który jakoś radził sobie ze stratą ukochanej. Pocieszał płaczącą Lily, wspierał syna, dziękował przyjaciołom za złożone kondolencje i za przyjście na pochówek. Kiedy jednak biała trumna została zakopana głęboko w ziemi, a on wraz z synem wrócili do pustego i cichego domu, nie wytrzymał. Załamał się. Bez najmniejszego słowa zamknął się w sypialni i nie wychodził z niej aż do wieczora następnego dnia. James z początku się nie wtrącał, dając ojcu trochę prywatności.
Dzisiaj jednak sytuacja zdecydowanie wymknęła się spod kontroli.
Przypomniał sobie akcję sprzed dwóch godzin, o której nie potrafił przestać myśleć. Wychodząc z łazienki, usłyszał okropny wrzask dochodzący z sypialni. Natychmiast znalazł się tuż przy drzwiach, w które zaczął głośno walić pięścią.
– Tato! – krzyknął zaniepokojony. – Otwórz! Co się stało?
Charles zdawał się kompletnie nie słyszeć syna. Po chwili do wrzasku dołączył najpierw lament, a później mrożący krew w żyłach szloch. Słysząc to, James raptownie przestał. Poczuł ból w klatce piersiowej.
– Dlaczego mi to zrobiłaś?! Dlaczego zasnęłaś?! Mówiłem, żebyś nie spała, kochana! – zanosił się płaczem Charles. – Ja nie dam rady żyć bez ciebie! Chodź i mnie stąd zabierz, Doreo, proszę! Zaklinam cię, błagam, wróć do mnie! Do nas... My nie damy rady bez ciebie żyć. Nie damy rady...
Ostatnie zdanie powtarzał niczym mantrę.
James przełknął ślinę, po czym silnym kopniakiem otworzył drzwi. Na szczęście nie wyleciały z zawiasów, ale i tak narobiły ogromnego huku. Charles nie wyglądał, jakby kontaktował, jakby odróżniał rzeczywistość od fikcji. Klęczał przy łóżku, rwał włosy z głowy, a z jego oczu leciały rzewne łzy. Przypominał człowieka objętego szaleństwem umysłu, co poważnie przeraziło Jamesa. Chłopak podszedł do ojca niepewnie, po czym kucnął obok i położył mu rękę na ramieniu. Dopiero dotyk syna zdołał otrzeźwić pana Pottera na tyle, by zamglonym wzrokiem popatrzeć na jego twarz.
– Jej już nie ma. Dorei nie ma. – Kolejna fala łez poleciała po policzkach Charlesa.
– Wiem, tato.
– Ona nie wróci, James. Zostawiła nas samych. Jesteśmy sami – mówił cicho pod nosem. – Nie ma jej. Ona...
Słowo „umarła” zawisło niewypowiedziane w powietrzu.
– Mama nas kochała, tato. Ona nas kochała – powiedział pewnym głosem Jim, po czym bez słowa przygarnął ojca w ramiona. Charles nadal płakał, co chwilę wypowiadając imię żony, ale wydawał się o wiele spokojniejszy. Poczuł, że miał wspólnika w cierpieniu, że nie był samotny. James tak długo głaskał ojca po włosach i plecach, dopóki tamten nie zasnął. Przelewitował więc Charlesa na łóżko, przykrył szczelnie kołdrą i zszedł na dół do kuchni. Swoją drogą, za każdym razem, gdy przekraczał jej próg, wyobrażał sobie Doreę stojącą na środku i wymachującą żartobliwie drewnianą łyżką lub wałkiem. Wystarczyło jednak zamknąć oczy, bo po ich otwarciu obraz znikał.
Musiał pomyśleć i ochłonąć, dlatego zaparzył sobie jakieś ziółka.
Nigdy w życiu nie widział ojca w takiej rozpaczy, co zdecydowanie przerażało. Zawsze uważał Charlesa za jednego z najbardziej dzielnych mężczyzn, dla którego kroczenie przez świat wydawało się banałem. Dopiero teraz James zdał sobie sprawę, że ta pewność i odwaga były zasługą Dorei. Bez ukochanej Charles stawał się jedynie cieniem dawnego siebie.
James cholernie się bał tą nagłą słabością, przerażała go myśl o pozostawieniu ojca samego w pustym domu, co chwilę przypominającego o śmierci pani Potter. Chciał zostać o tydzień dłużej w nadziei na polepszenie sytuacji, ale nie mógł. Dumbledore dał mu jasno do zrozumienia, że oczekuje Jamesa najpóźniej w niedzielę, czyli równe siedem dni od pogrzebu. Z początku słowa te strasznie go zirytowały. W końcu jak miał pogodzić się ze śmiercią mamy w tak niewielkim czasie? Zrozumiał je dopiero teraz, siedząc i pijąc śmierdzącą herbatę, która tak bardzo smakowała Dorei.
Gdyby został, zatraciłby się w smutku i powrót do normalności okazałby się niemożliwy. Owszem, bał się o ojca i głównie dlatego myśl o przedłużeniu wolnego w ogóle pojawiła się w głowie Jamesa. Charles jednak powinien sam uporać się ze stratą małżonki, przecież każdy przeżywał żałobę w inny sposób i w różnym tempie.
Westchnął głośno i przejechał dłonią po rozwichrzonych i tłustych włosach. Nie kąpał się od dwóch dni, a przecież chcąc stworzyć pozory należało się myć przynajmniej raz dziennie. Zanim wyszedł z kuchni, zerknął na cztery listy, w spokoju leżące na stole. Dwa były od Lily, jeden od Łapy i Lunatyka, a ostatni od Dorcas. Nie miał siły ich nawet otworzyć. Poza tym doskonale wiedział, co takiego pisali jego przyjaciele: że współczują i tęsknią.
Przed udaniem się do łazienki zajrzał jeszcze do pokoju ojca. Na szczęście Charles spał, choć James doskonale widział, że dręczyły go koszmary. Ojciec napinał twarz i co jakiś czas kręcił głową, jakby starając się je odgonić.
James zamknął się w kabinie prysznicowej i kąpał tak długo, aż wszystkie smutki, żale, nadzieje czy złości spłynęły wraz z wodą do odpływu. Może się całkiem nie uwolnił, ale przynajmniej poczuł się zdecydowanie lepiej. Poza tym pierwszy raz od dawna zaburczało mu w brzuchu, co niesamowicie go zaskoczyło.
I ucieszyło.
Wpadł też na genialny plan, którego postanowił trzymać się niczym tonący brzytwy.
Nie wiedział, że brzytwa ta była ostra jak diabli i każda próba złapania mogła skończyć się wyłącznie fiaskiem.

*

Hogwart bez Jamesa Pottera wydawał się dla Lily niezbyt przyjemny, ponury i zwyczajnie nudny. Brakowało jej ciągłych spotkań z przyjacielem, jego żartów, uśmiechu, a przede wszystkim tych orzechowych oczu, które – szczególnie ostatnimi czasy – powodowały, że odlatywała. Dopiero nieobecność Jima uświadomiła jej, jak bardzo jej na nim zależało. Szczególnie gdy każdą wolną chwilę poświęcała na rozmyślaniu nad nastrojem chłopaka i nad tym, czy trzymał się po śmierci Dorei. Po pogrzebie chciała zostać z nim i Charlesem, pomóc im w przechodzeniu żałoby, ale się powstrzymała. Sami musieli uporać się ze stratą, a obecność Lily na pewno by nie pomogła.
Co nie przeszkadzało dziewczynie w ciągłym zamartwianiu się ich losem.
Najbardziej bolał ją fakt, że James nie odpisał na żaden z wysłanych listów. Syriusz i Dorcas również nie dostali odpowiedzi, dlatego wręcz nie mogła się doczekać, by zobaczyć Jamesa. Musiała wiedzieć, jak się czuł i co myślał. Z drugiej strony jednak coraz bardziej się stresowała, ponieważ postanowiła wreszcie ujawnić własne uczucia.
Z tego powodu też zmierzała do pokoju wspólnego Krukonów w celu znalezienia Patricka. Najpierw trzeba było wyprostować tę sprawę, a dopiero później zająć się dalszą tęsknotą za Jamesem.
– Cześć, Sara – przywitała się z przyjaciółką Smitha, która siedziała na jednej z kanap. – Widziałaś gdzieś Patricka?
Blondynka wzdrygnęła się, podnosząc wzrok znad czytanej książki.
– Nie widziałam, nie jestem jego niańką – powiedziała dość wrednym tonem, co Lily zbytnio nie zdziwiło. Odkąd zaczęła oficjalnie spotykać się z Krukonem, Sara stała się niemiła. Była zazdrosna.
– Okej... A mogłabyś zobaczyć, czy nie ma go w dormitorium?
Zanim Sara zdążyła odpowiedzieć, przed dziewczynami pojawił się szeroko uśmiechnięty Patrick. Nie spodziewał się spotkać tutaj Lily, szczególnie że od jakiegoś czasu relacje między nimi zdecydowanie się ochłodziły.
– Kiedy mówisz „go”, myślisz o mnie, prawda, Liluś?
Słowa Smitha wywołały smutek u Sary, co nie uszło uwadze Evans. Rudowłosa westchnęła jedynie i pokiwała głową. Zaczęła się denerwować nadchodzącą rozmową.
– Tak. Patrick, czy – odchrząknęła – możemy porozmawiać gdzieś na uboczu?
– Jasne.
Chłopak uśmiechnął się szerzej, kiedy złapał Lily za rękę i poprowadził prosto przez jedne z drzwi, za którymi znajdowała się męska część sypialniana. Dwie minuty później dotarli na koniec korytarza, a tam za kolejnymi drzwiami mieściło się dormitorium Patricka, które dzielił wraz z trzema innymi Krukonami z siódmego roku. Usiedli na łóżku przy oknie.
Dopiero teraz Lily zdała sobie sprawę z powagi sytuacji. Jeżeli zerwie ze Smithem, to oznaczałoby, że jej uczucia w stosunku do Jamesa były szczere oraz głębokie.
Czy znajdzie odwagę i wypowie te parę słów?
– Czemu jest ci tak wesoło? – zapytała zamiast tego, pragnąc odwlec nieuniknione.
– Poza tym że wreszcie cię widzę? Wygraliśmy puchar.
Evans zrobiła zaskoczoną minę. No tak, kompletnie zapomniała, że wczoraj odbył się ostatni mecz sezonu i z racji nieobecności Jamesa, na jego miejsce weszła jakaś brunetka z czwartego roku, której Lily nie znała osobiście. Była tak przerażona, że po dziesięciu minutach już została znokautowana tłuczkiem. Gryfoni próbowali się bronić, szczególnie ścigający dawali z siebie wszystko, ale bez szukającego wynik został przesądzony. Gryffindor spadł na trzecie miejsce w tabeli.
Jim się załamie, przeszło przez myśl rudowłosej, ale natychmiast się otrząsnęła.
– Też się cieszę, że cię widzę – wyznała zgodnie z prawdą.
– Przejdziemy się dzisiaj nad jezioro? Jak na październik jest bardzo ładna pogoda.
Wreszcie Lily postanowiła spiąć tyłek. Chwyciła Krukona za dłoń i uśmiechnęła się smutno.
– Nie, Patrick, nie przejdziemy się.
– Okej? – Zmarszczył czoło. – W takim razie co chcesz robić?
– Przyszłam tutaj porozmawiać. Musimy sobie coś wyjaśnić. Właściwie to ja muszę ci coś wyjaśnić – sprecyzowała, przygryzła wargę i westchnęła. Nie mogła stchórzyć, nie teraz. – Ja... My... Patrick, najwyższy czas przestać się spotykać.
– Co?
– W sensie jako para. Nie chciałabym tracić z tobą kontaktu, jesteś super i...
– Zrywasz ze mną, choć twierdzisz, że jestem super? – zdziwił się, przerywając Lily wpół słowa. – Dlaczego? Cały czas gniewasz się za ten epizod w wakacje? Przecież przepraszałem tysiące razy. Nie wiem, co mi strzeliło wtedy do głowy, Liluś. Rozumiem, że nie jesteś gotowa na seks, serio, szanuję to i poczekam. Jesteś warta czekania.
Evans zarumieniła się niczym piwonia.
– Mi nie chodzi o... seks – wypowiedziała szeptem. – Tylko o całokształt. Nie widzę między nami przyszłości, Patrick.
Chłopak nie mylił się do końca. Lily, faktycznie, nie była gotowa na seks, ale z nim. Nie wiedzieć czemu, nie chciała tracić dziewictwa z Patrickiem, którego darzyła jedynie sympatią. Pragnęła zrobić to z kimś innym, z kimś, komu oddałaby całe serce.
– W takim razie żyjmy teraźniejszością.
– Właśnie dlatego nie będziemy razem – wybąknęła, czym jeszcze mocniej zdziwiła Krukona. Pośpieszyła z wyjaśnieniami. – Patrick, ja nigdy, podkreślam, nigdy nie żyję teraźniejszością. Zawsze mam jakiś plan w zanadrzu, a wszystko musi być poukładane. Inaczej wariuję.
Na chwilę w dormitorium zapanowała ciężka cisza.
– To przez Pottera, prawda? Wreszcie uświadomiłaś sobie, że go kochasz... – stwierdził jedynie, po czym przejechał ręką po twarzy. Doskonale wiedział, że moment ten nadejdzie, nie spodziewał się jednak, że nastąpi aż tak prędko.
– Co?
– Daj spokój, Liluś. Mimo twoich słów ja naprawdę cię znam. A w każdym razie na tyle, by zauważyć zmianę, jaka w tobie zachodzi w obecności Pottera.
– O czym ty mówisz, Patrick? – Zacisnęła usta w wąską linię.
– W towarzystwie Pottera ty po prostu... No, nie wiem? Promieniejesz? Stajesz się zupełnie inną osobą. Spokojna, zabawna...
– Twierdzisz, że normalnie nie jestem ani spokojna, ani zabawna?
Lily lekko zirytowała się słowami Smitha, a już szczególnie ich prawdziwością. Do tej pory nie zauważała tych drobnostek, ale po głębszym zastanowieniu Patrick miał rację. Rudowłosa naprawdę najlepiej czuła się przy Jamesie. Dlatego teraz tak bardzo wariowała, bo nie widziała go od prawie tygodnia.
– Daj spokój i nie łap mnie za słówka – westchnął, wywróciwszy oczami. – Mówię, co widzę.
– Nie jesteś zły?
– Jestem, ale rozumiem. Nie zmienia to jednak faktu, że nadal będę próbował o ciebie walczyć – zwierzył się, po czym uśmiechnął szelmowsko. – Poza tym uważam, że parę dni wolnego dobrze nam zrobi. Też muszę sobie poukładać parę spraw.
W odpowiedzi Lily uśmiechnęła się słodko. Niepotrzebnie bała się tej rozmowy, powinna wiedzieć, że Patrick ją rozumie. W końcu spotykała się z nim głównie z powodu bliskości dusz, czyli bezproblemowego porozumiewania się. Nie pamiętała, z kim innym miała tak dobry kontakt poza gronem przyjaciół, oczywiście.
– Zawsze wiedziałam, że jesteś inteligentny – skomplementowała Lily, po czym dodała z nieco mniejszą pewnością. – Jeżeli mogę się wtrącić, to... Pasowalibyście do siebie z Sarą. Ona naprawdę cię lubi, Patrick.
Evans kiwnęła głową, uśmiechnęła się pod nosem z zaszokowanej miny Smitha, aż wreszcie opuściła dormitorium i pokój wspólny Krukonów. Czuła niesamowitą lekkość, którą przeplatały radość ze świadomością dokonania najlepszego wyboru z możliwych.
Jedyne, co jej pozostało, to czekanie na powrót Jamesa.

*

Anne, trzymając w rękach pergamin, kierowała się w stronę dormitorium Huncwotów. Ta głupia sowa znowu się pomyliła i zamiast dostarczyć list Syriuszowi, przyleciała prosto do niej, przerywając tym samym cotygodniowe spotkanie z Hagridem. Przyjaciel żalił się dziewczynie, że reszta całkiem zapomniała o odwiedzinach i że na tę chwilę była jedyną osobą, która wpadała na herbatę. Zrobiło jej się niesamowicie żal Hagrida, więc przy najbliższej okazji postanowiła zbesztać przyjaciół.
– Ann! – krzyknęła Alice, którą Wisborn minęła po drodze.
– Hej! Śpieszę się, pogadamy później, okej?
Alice machnęła ręką i wywróciła oczami. Anne ciągle była zabiegana, ale koniec końców zawsze znajdowała dla niej czas. Może nie traktowały się jak przyjaciółki, ale Alice zaliczała dziewczynę do grona bliższych znajomych.
Anne niczym burza wpadła do pokoju wspólnego, a później na schody prowadzące do męskich dormitoriów. Parę minut później bez pukania wparowała do pokoju Huncwotów. Miała nadzieję spotkać tam Łapę i przekazać mu ten piekielny list, przez który musiała zrezygnować z planów.
Nagle stanęła jak wryta, dostrzegając Regulusa.
Były Ślizgon leżał na łóżku i czytał książkę. Podniósł głowę i z zaskoczeniem stwierdził, że w progu stała ta blondynka, która pomogła mu pierwszego dnia. Na twarzy dziewczyny zauważył czerwony rumieniec, na widok czego zmarszczył czoło. Dlaczego... No tak, niemalże westchnął, wstając na nogi. Podszedł do kufra i nadal bacznie się jej przyglądając, ubrał koszulkę.
– Cześć – przywitała się grzecznie, odchrząkując.
Dopiero teraz rozejrzała się po pokoju. Ku zdziwieniu Regulusa podeszła do łóżka jego brata i zostawiła mu na stoliku nocnym jakąś kopertę. Uśmiechnęła się niepewnie do Blacka, po czym bez dalszych słów skierowała się w stronę wyjścia.
– Nie zabezpieczasz listu zaklęciem?
Pytanie to wydostało się z gardła, nim zdążył je powstrzymać.
– Nie. Po co miałabym to robić?
– Nie boisz się, że targnę na prywatność mojego kochanego braciszka? – zakpił, robiąc dwa kroki do przodu. – Ślizgoni z natury są wścibscy.
Blondynka parsknęła w brodę.
– Jesteś Gryfonem, pamiętasz? – Wywróciła oczami. – Poza tym myślę, że raczej nie interesuje cię życie Łapy... Znaczy Syriusza. Co właściwie brzmi nieco dziwnie, w końcu to twoja rodzina.
– Interesujące – stwierdził niespodziewanie cicho. Ta dziewczyna jak nikt potrafiła go zadziwić. – Jestem Regulus.
– Wiem.
Chwilę między nimi panowała cisza wykazująca charakter pełen podekscytowania i fascynacji, które wystąpiły między nimi.
– To właściwy moment na podanie imienia – dodał Black, nie mogąc się opanować. Patrzył na blondynkę z wyczekiwaniem, będąc niesamowicie ciekawym jej reakcji. Do tej pory każdy Gryfon traktował go z rezerwą, a nawet wrogością, co właściwie wydawało się naturalne. Dopiero ona wybiła się z tłumu.
– Anne.
Anne, powtórzył w myślach. Zbyt pospolite i mało pasujące.
– Długo jesteś Śmierciożercą? – spytała niespodziewanie i tym samym wywołując u Regulusa kolejny szok. Jak? Skąd? Co? Wisborn dostrzegła zagubienie w oczach chłopaka, więc pośpieszyła z wyjaśnieniem. – Widziałam Mroczny Znak. No, wiesz, zanim założyłeś koszulkę.
Black przeklął w myślach własne zapominalstwo. Zazwyczaj, gdy się rozbierał, otaczał Znak barierą niewidzialności, by przypadkiem braciszek i jego, pożal się Merlinie, przyjaciele niczego nie dostrzegli. Akurat teraz, kiedy przyszła ta blondynka, musiał zapomnieć!
– Niezbyt mądre z twojej strony było wypowiedzenie tej uwagi.
– Dlaczego?
– Mogę cię teraz zabić. Albo gorzej – zastanawiał się na głos – mógłbym donieść Czarnemu Panu, co z pewnością nie skończyłoby się dobrze.
– Fakt, mógłbyś – odpowiedziała jedynie i uśmiechnęła się smutno. – Twoja tajemnica jest u mnie bezpieczna. Nikt się nie dowie, obiecuję.
– Dlaczego?
Regulus bezwiednie powtórzył wcześniejsze pytanie Wisborn, która w odpowiedzi wzruszyła ramionami. Nie bardzo chciała drążyć temat, więc najzwyczajniej w świecie go zmieniła.
– Dam ci radę, dobrze? Tylko się nie złość – dodała od razu. – Żeby polepszyć relację z Łapą, przeproś Dorcas.
Black najpierw otworzył szeroko oczy, a później roześmiał się głośno, lecz niewesoło.
– Co? Chyba żartujesz...
– Zrobisz, jak uważasz. Po prostu to będzie najlepszy pierwszy krok, jaki możesz wykonać.
– Czemu mi pomagasz? – spytał pełen konsternacji. – Skąd w ogóle pomysł, że chcę się pogodzić z braciszkiem? Nienawidzimy się.
– Nie, Regulusie. Nie lubicie się, a to zasadnicza różnica. Nie lubicie się – powtórzyła – bo sobie nie ufacie. Kiedy wyciągniesz rękę i przeprosisz Dorcas, Łapa na początku oszaleje, ale w końcu zrozumie. Jesteście braćmi, powinniście wskakiwać za siebie w ogień...
– Nie masz o niczym pojęcia, więc się nie wtrącaj – warknął nieuprzejmie Regulus. Ta nieznośna blondynka wprawiała go w coraz silniejszą irytację.
– Okej. Do zobaczenie, Regulusie.
Rzuciwszy chłopakowi ostatnie spojrzenie, wyszła z pokoju. Black za to tępo wpatrywał się w zamknięte drzwi, nie dając wiary w to, co właśnie miało miejsce. Próbował zapomnieć i znów powrócić do czytanej lektury, jednak kompletnie nie potrafił się skupić. Przed oczami nadal widział blondynkę, która jak jeszcze nikt wywołała w nim w przeciągu tych paru minut tak wiele skrajnych emocji. Ponadto ciągle myślał nad ostatnimi słowami Anne. Czy Regulus naprawdę spróbowałby pogodzić się z bratem? Byłby zdolny do schowania dumy w kieszeń i przeproszenia? Owszem, Dorcas należały się jakiekolwiek wyjaśnienia, ponieważ potraktował ją okropnie. Żałował tego występku, nawet bardziej niż innych, ale czy dałby radę przyznać to przed innymi osobami, przed Syriuszem? Odkąd pamiętał starał się grać dumnego, odważnego i pewnego panicza Blacka, niepojmującego strachu i nigdy niewyrażającego skruchy. Gdyby teraz zdobył się na wypowiedzenie głupiego „przepraszam”, straciłby nie tylko w oczach innych, ale także i swoich.
A może by zyskał?
Nadal gryząc się z myślami, uświadomił sobie, że rozmowa z blondynką, mimo całego emocjonalnego zabarwienia, była miła. Regulus nie pamiętał, kiedy ostatnim razem podsumował jakąkolwiek dyskusję jako miłą.

2 komentarze:

  1. Myślałam, że Patrick zareaguje bardziej hmm... wybuchowo (?). No, ale dobrze, że w końcu się rozstali. Biedni Potterowie. Nie mogę tego czytać. Oni zawsze byli tacy szczęśliwi... Chyba od następnego rozdziału będę pomijać wątek Pottera, bo nie chcę znowu płakać. Ann i Regulus o.O Tym to mnie zaskoczyłaś. Wyczuwam, że coś między nimi będzie. W sumie jakby się zastanowić Reg nie jest taki zły. Gdyby nie akcja z Dor to bym go lubiła. Właśnie ciekawe czy schowa dumę do kieszeni i przeprosi Meadowes. No i oczywiście czy pogodzi się z Syriuszem. Rozdział świetny jak zawsze. Czekam na następny :)
    Pozdrawiam
    Amy

    PS. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, ale pisze to na szybko na telefonie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Patrick jeszcze będzie miał swoje pięć minut, to mogę obiecać, skoro tak Ci go brakuje. :P Cóż, wątek Potterów też mnie smuci, ale w życiu nie jest kolorowo i nigdy nie będzie, nawet jeżeli wokół jest pełno magii...

      O Regulusie mogłabym pisać i pisać, tak bardzo upodobała mi się jego postać. Mam więc nadzieję, że nie będziesz go miała dość? :P

      Dziękuję i w takim razie do następnego!

      Usuń