Strony

19 maja 2012

Fortuna kołem się toczy (13)

13. Książki są jak ludzie, których wartości nie poznaje się po stroju
~ Parandowski

Na błękitnym niebie widać było tylko niknące łuny promieni słońca. Pomimo swej wczesnej pory, jesienny klimat dawał się we znaki. Wcześnie robiło się ciemno i coraz częściej dął silny wiatr, który chaotycznie rozwiewał wszystkie kolorowe liście Zakazanego Lasu. Ptaki, które latem organizowały tam swoje koncerty, teraz odlatywały w siną dal, a zwierzęta, niegdyś wygrzewające się w słońcu, pod koniec jesieni zapadały w twardy, zimowy sen. Cały świat pogrążał się w ciemnych kolorach, jednak ta pora roku była witana z wielkim entuzjazmem.
Nieopodal wysokiego, magicznego zamku, znajdowała się wioska, w której było pełno młodych ludzi, spacerujących od jednej sklepowej witryny do drugiej. Już z daleka można było dosłyszeć ich podniecone głosy, które domagały się jeszcze jednego spaceru wokół budynków. Jednak najgłośniej zachowywały się cztery dziewczyny, które ze śmiechem podążały do „Trzech Mioteł”, aby odpocząć przez chwilę po wyczerpujących zakupach.
- Ale nogi mnie bolą – poskarżyła się Dorcas i sapnęła niewyraźnie, co wywołało u przyjaciółek napad szaleńczego chichotu. Blondynka oparła głowę na ramieniu zielonookiej, próbując nieudolnie powstrzymać śmiech. Lissie podniosła głowę do góry i tak trwała zamyślona, dopóty brunetka nie uderzyła jej lekko w ramię.
- Już dwadzieścia po piątej? – zapytała samą siebie Ann. Mimo wyraźnego zaskoczenia w głosie, wzruszyła delikatnie ramionami i uśmiechnęła się na widok Dor i Lis, które obgadywały jakąś Puchonkę, poruszającą się niedaleko od nich.
- Co?! – krzyknęła nagle Lily ze zdziwieniem. Rzuciła torby z ciuchami w ramiona przyjaciółek i szybko pobiegła na umówione miejsce. – Dzięki! – dodała zanim całkowicie zniknęła za zakrętem. Anne zaś pod wpływem toreb, które dostała od Lilki, zachwiała się. Przeklęła szpetnie, ale szybko złapała równowagę. Po chwili rozejrzała się wokół i rzuciła mordercze spojrzenie Meadows i Roshid, które zwijały się ze śmiechu.
Evans szybkim tempem przemierzała alejki Hogsmeade. Pomimo tego, że znała cały rozkład wioski na pamięć, z tego pośpiechu zabłądziła. Miała już dosyć tego zwariowanego dnia. Nie dość, że spóźniła się na spotkanie całe dwadzieścia minut, to jeszcze pomyliły jej się ulice i zamiast do sklepu Zonka trafiła do kawiarenki pani Puddifoot. Odwróciła się na pięcie i już miała skręcić w lewo, kiedy przypadkiem na kogoś wpadła. Odbiła się od osobnika i z impetem upadła na chodnik, przy okazji zbijając sobie pośladki. Jęknęła zdruzgotana i już miała zamiar wygarnąć osobie, przez którą była cała w błocie, jednak poczuła jak silne ramiona oplatają ją w tali i podciągają do góry.
- Przepraszam – powiedziała szybko Lilka. Spojrzała na twarz chłopaka, który jej pomógł, po czym uśmiechnęła się szeroko. – Za to i spóźnienie – dodała szybko. Chłopak wpatrywał się w nią z błyskiem w oku, ale nic nie powiedział. Wziął rudowłosą za rękę i poprowadził w stronę obskurnej herbaciarni. Stanęli przed szyldem sklepu. Smith popchnął lekko dziewczynę, aby ta weszła do środka, jednak Ruda nie poruszyła się nawet o milimetr. Miała mieszane uczucia co do tego budynku, bo wyglądał tak jakby miał się zaraz zawalić.
- Jesteś pewny, że to tutaj? – spytała Lily, a w jej głosie słychać było nadzieję na pomyłkę. Pokiwał głową z pewnością i pociągnął Evans za rękaw, aby w końcu się ruszyła. Byli już w połowie drogi, kiedy zielonooka ponownie stanęła.
- Myślisz, że ta ruina się nie zawali? – pytała nadal już lekko wystraszona. Pokiwał głową z dezaprobatą i czekał na kolejne reakcje panny prefekt. Ta tylko wzięła parę głębszych oddechów, po czym złapała chłopaka za rękę, mając nadzieję, że zrozumie ten gest jako zgodę na dalsze działanie. Chłopak stwierdził w myślach, że Lily coraz bardziej go zaskakiwała, oczywiście pozytywnie.
Ruda usłyszała głośne skrzypnięcie drzwi, więc z ciekawością rozglądnęła się po barze. Otworzyła szeroko oczy i zaniemówiła. Cała herbaciarnia wyglądała przecudnie. Kremowe ściany bezbłędnie komponowały się z brązem kanap i stolików. Na kremowym kolorze muru było wytatuowane brązowe winorośle, które podnosiło się i opadało, od sufitu do podłogi. W całym pomieszczeniu panował ład i porządek, dzięki czemu kawiarenka była przytulna i aż chciało się w niej zostać choć chwilę dłużej. Otóż to był doskonały przykład, aby nie oceniać książki po okładce.
Patrick zamknął jej buzie, dzięki czemu Ruda się zarumieniła. Zdjął z niej kurtkę, którą zawiesił na wieszaku obok i poprowadził do stolika przy oknie.
- Skąd znasz tą herbaciarnie? – spytała rudowłosa, siadając na wyznaczonym przez chłopaka miejscu. Wzięła do ręki menu i zaczęła powoli je wertować. Smith uśmiechnął się pod nosem, po czym także sięgnął po swoją kartę.
- Przypadkowo wszedłem do środka – powiedział radośnie. – Głupi zakład – dodał z błyskiem w oku i machnął ręką w kierunku kelnerki, która podeszła do niego kocim krokiem, po czym zaczęła się przymilnie uśmiechać. Ten, jednak nic sobie z tego nie zrobił, tylko spojrzał znacząco na rudowłosą.
- Poproszę herbatę z cynamonem i goździkami – odezwała się szybko dziewczyna, ponieważ od razu zrozumiała zamiary czarnowłosego.
- Dla mnie malinową z cytryną – odrzekł, aby po chwili zamknąć menu i uśmiechnąć się do rudowłosej. Odwzajemniła gest z wielką przyjemnością.
Przez chwilę trwała krępująca cisza, jednak Smith przerwał ją szybko. Dokładnie minutę później rozmawiali ze sobą doskonale, tak, jakby znali się od dzieciństwa. Pomimo tego, że obydwoje mieli mieszane uczucia, nie chcieli tego przerwać.
Słońce już dawno schowało się zza horyzont, przez co na ciemnym niebie widać było tylko gwiazdy. Było już naprawdę późno, dlatego do parki podeszła właścicielka kawiarenki.
- Zamykamy za dwie minuty – powiedziała lekko szorstkim głosem i znacząco spojrzała na drzwi. Tamci tylko wydali z siebie cichy pomruk niezgody, ale natychmiast jej posłuchali. Mozolnym krokiem udali się w stronę wyjścia, przedtem płacąc za wszystkie napoje, które zdążyli wypić w ciągu trzech godzin.
Gdy byli w połowie drogi, na nowo rozpoczęli przerwaną im rozmowę.
- Ale z ciebie szczęściara – powtórzył po raz kolejny tego dnia. – Też chciałbym pojechać do Francji, tym bardziej z tobą – dodał prawie szeptem, co wywołało u dziewczyny przyjemne dreszcze. Nie wiedziała jednak, co odpowiedzieć, więc milczała i czekała na dalsze wyznania czarnowłosego. – Wiesz – zaczął ponownie – czasem to zazdroszczę Potterowi.
- Jamesowi? – poprawiła go machinalnie. – Dlaczego? – spytała i popatrzyła wprost na niego. Kiedy tylko wypowiedziała jego imię, przez jego twarz przeszedł grymas niezadowolenia.
- Tak, Jamesowi – odparł ironicznie chłopak i podrapał się po głowie. Rudowłosa spojrzała na niego zdziwiona. Czyżby był zazdrosny?, przeszło jej przez głowę, ale szybko się opanowała.
– Sam nie wiem. Może dlatego, że tak często z tobą przebywa – dodał szybko i wzruszył ramionami. – Albo tego, że jest twoim przyjacielem. – Gdy tylko wypowiedział te słowa, spojrzał jej prosto w oczy. Przez chwilę zielone tęczówki odnalazły drugie, tego samego koloru oczy i wpatrywały się w nie z głębszym uczuciem. Zaiskrzyło.
Tę magiczną chwilę przerwał gong ogromnego zegara, który znajdował się na jednej z wież Hogwartu. Dziewczyna lekko zamglonym wzrokiem spojrzała w tamtym kierunku, aby po chwili wydać z siebie jęk, zawierający w sobie wiele uczuć. Otóż najmniejsza wskazówka zegara prezentowała dziewiątą, a to przecież już dawno po ciszy nocnej.
Patrick od razu zrozumiał, o co chodziło, więc złapał ją za rękę, którą przyjęła z wielką chęcią, a nawet uścisnęła ją mocniej niż powinna, i poprowadził w stronę wejścia. Jednakże czarnowłosemu to wcale nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, bo uśmiechnął się niemrawo pod wpływem tego czułego gestu.
Wolnym, acz stanowczym krokiem ruszyli ku wrotom zamku, co chwila rzucając sobie ukryte spojrzenia.
Pomimo tego, że nie chcieli wracać do swoich dormitorium, wiedzieli, że nie mają wyjścia. Poza tym dziewczyna umówiła się, iż opowie wszystko swoim przyjaciółkom, więc one prawdopodobnie siedzą we wspólnym i czekają na nią, aby ta zdała jakiekolwiek relacje z randki. Nie chciała, żeby przez nią zarwały nockę.
- Chodź, odprowadzę cię – rzekł czarnowłosy i pociągnął dziewczynę w stronę schodów, prowadzących prosto do wieży Gryffindoru. Nawet nie zauważyła, kiedy przekroczyła bramy szkoły, jednak nie przejęła się tym zbytnio. Teraz marzyła jedynie o tym, aby ten, na pozór zwykły chłopak, nigdy nie puścił jej ręki. Niestety, jak to czasem mówią: „Nadzieja, matka głupich”, bądź „Każda chwila mija.”
- To kiedy znów się spotkamy? – zapytał chłopak, a w jego głosie można by dosłyszeć nieme błaganie i podniecenie na kolejną myśl, aby zobaczyć tą rudowłosą Gryfonkę. Mimo tego, iż nadal była przy nim swoją osobą, już za nią tęsknił. Nie wiedział, czym jest to spowodowane, ale w tym momencie pragnął jedynie tego, aby być jak najbliżej tej Wiewióry.
Przelotnie spojrzał na jej minę i znieruchomiał. Nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Nie chciał przyjąć do siebie tej myśli, że ona może się na to nie zgodzić. Zawsze w głębi duszy wiedział, że ma w sobie ten zwierzęcy magnetyzm, który przyciągał do niego płeć piękną. Czasem wykorzystywał tę umiejętność, dodając do niej swój urok osobisty i pewność siebie, ale tylko w przypadku, aby się jakoś odprężyć. Lubił czuć na sobie te wszystkie pożądliwe spojrzenia ze strony dziewczyn. Mimo tego, że czasem wykorzystywał uczucia innych dziewczyn, naprawdę nie był złym facetem. Jednak jeżeli chodziło o pannę Evans, czuł, że w głębi serca nie jest mu obojętna. Przy niej mógł być sobą.
Otępiały patrzył na Lilkę, nie za bardzo wiedząc, co oznacza ten grymas, który co jakiś czas przechodził po jej twarzy. Nawet nie zdawał sobie teraz sprawy z tego, jaką walkę wewnętrzną przeżywa ta dziewczyna.
- Ach… - mówił dalej, jednak lekko przedenerwowanym tonem. – Skoro nie chcesz… - Nie dokończył, ponieważ mu przerwała.
- Chcę, naprawdę chcę – powiedziała Lily z dziwnym błyskiem w oku. – Bardzo – dodała już szeptem. Nie wiedziała dlaczego, ale w tym momencie miała wielką ochotą, aby go pocałować. Nagle jakaś siła ją po prostu na niego popchnęła, więc z zachłannością wpiła mu się w usta.
Na początku całowała go brutalnie i dość mocno, jednak po chwili całus przerodził się w bardziej namiętny. Chłopak na początku nie wiedział, co się dzieje, jednak po chwili zaczął odwzajemniać pieszczotę. Całowanie przychodziło im z lekkością. Po raz pierwszy doznali takiego uczucia; w ich brzuchach niespodziewanie zaczęło wirować, czując dreszcze, które pogłębiały się z każdym pocałunkiem. Ugięły się pod nimi kolana, jednak na szczęście byli do siebie mocno przytuleni, przez co nie upadli na posadzkę.
Lilka jedną ręką zaczęła bawić się jego krawatem, zaś drugą mierzwiła mu czarne włosy. On jednak nie pozostawał jej dłużny, tylko objął ją w pasie i z delikatnością gładził jej zaczerwieniony policzek.
Nie wiedzieli, ile tak trwali, jednak musieli się w końcu przestać, ponieważ zabrakło im tlenu. Kiedy oderwali się od siebie, oddychali płytko, a ich twarze były mocno zarumienione.
Gdy tylko zielonooka zaczęła racjonalnie myśleć, odskoczyła od Patricka jak oparzona. Jednak widząc jego minę, uśmiechnęła się niemrawo. Odwzajemnił gest, a w jego oczach dostrzegła radosny błysk.
- Chyba muszę już iść – rzekła kulawo i wyczekiwała na reakcję chłopaka. Ten tylko posmutniał lekko, ale nic nie powiedział. – To dobranoc – dodała dziewczyna zawiedzionym głosem i powiedziała hasło, dzięki któremu portret się uchylił.
Już wchodziła do przejścia, kiedy Smith pociągnął ją za rękaw. Odwróciła się tak, że teraz jej oczy zrównały się z jego.
- To pa – odpowiedział i ponownie pocałował Evans. Oddała pocałunek z wielkim uśmiechem na twarzy. Jednak zanim zaczynała się wkręcać, przerwał go. – Dobranoc. – Musnął jej usta jeszcze raz i z nieopisaną radością, oddalił się od niej. Rudowłosa przez chwilę stała sparaliżowana, aby później żwawym krokiem wejść do pokoju wspólnego. Uśmiechała się, a jej oczy błyszczały dziwnie radosnym blaskiem.
Jakie było jej zdziwienie, kiedy oprócz dziewczyn zastała tam również siedzących Huncwotów, którzy z minami skazańców wpatrywali się w dogasające już płomienie.
- Co ty taka wesoła, Lily? – zapytała ze śmiechem Dorcas, ale w głębi duszy znała odpowiedzieć na to pytanie.
- Dorki, Dorki, Dorki, bo życie jest piękne! – zaśpiewała z wyższą nutą i okręciła się wokół własnej osi. Przyjaciółki, widząc to i słysząc, zaśmiały się dźwięcznie. Jednak chłopaki nie podzielali ich zapału. Byli jacyś odrętwiali, a najbardziej James, który aż kipiał ze złości, chociaż nieumiejętnie starał się to ukryć.
- Dobrze się czujesz? – pytał Syriusz, który wpatrywał się w Rudą z dziwną miną, wyrażającą i radość, i zdeterminowanie. Musiał przyznać, że jeszcze nie widział, aby od jego przyjaciółki bilo aż tyle pozytywnej energii.
- Nigdy nie czułam się lepiej – roześmiała się perliście rudowłosa i cała w skowronkach rzuciła się na kanapę pomiędzy Lissie a Jamesem. Po chwili zarzuciła na nich swoje ramiona. Widząc zachowanie swojej lubej, Potterowi do głowy przychodziła tylko jedna myśl:
- Upił cię! – krzyknął głośniej, niż zamierzał i szybko wstał z siedzenia. Ta tylko spojrzała na niego groźnie, dzięki czemu Jim odetchnął głęboko. Usiadł obok Lily, która położyła na jego ramieniu, głowę. Był tak zdziwiony zachowaniem swojej Lilusi, że przez moment zaprzestał oddychać. Z resztą nie tytko on. Syriusz i Remus także wpatrywali się w nią z mieszanymi uczuciami. Jeszcze nigdy nie byli świadkiem tego, że Lily dobrowolnie oparła się o Rogatego, zresztą ona w ogóle koło niego nie siadała.
- No, opowiadaj – ponagliła ją Dorcas i szturchnęła ramię Ann, która powoli usypiała. Evans uśmiechnęła się, po czym zaczęła swoja historię. Przez całą opowieść, co jakiś czas towarzyszyły jej entuzjastyczne odgłosy dziewczyn i pomruki niezadowolenia chłopaków, ale nie przejmowała się nimi za bardzo, bo musiała dokładnie przeanalizować zachowanie Smitha.
- … No i wtedy, pocałowaliśmy się! – pisnęła zachwycona Lily, po czym wzięła kolejny oddech, aby mówić dalej. Potter patrzył na nią z wrogością i zdziwieniem.
- Jak to pocałowaliśmy!?! – zapytał głośno. – Nie dałaś mu w twarz? Przecież gdybym ja cię pocałował, to od razu miałbym podbite oko! – żachnął się Rogaty i położył ręce na piersiach.
- No, tak, ale ty, James, jesteś moim przyjacielem, a to raczej nie wypada, prawda? – powiedziała rudowłosa z zapytaniem i rozejrzała się po reszcie. Zmarszczyła brwi, kiedy przyuważyła, że dziewczyny kiwają głową z potwierdzeniem, jednak chłopaki z zaprzeczeniem. Przez jej twarz przeszedł grymas, ale szybko się opamiętała. Chrząknęła znacząco i dodała:
- Nieważne – zreasumowała zielonooka. – Nawet poczułam te motylki w brzu… - przerwała, widząc ich miny. Czy powiedziała coś nie tak? – Co je... – ponownie nie dokończyła, ponieważ Potter zerwał się z kanapy, ciągnąc za sobą rudowłosą. Spojrzała na niego, a kiedy zobaczyła w jakim jest stanie, skuliła się ze strachu. Otóż z jego oczu cisnęły się błyskawice, a dłonie mocno zacisnął w pięści.
Wszyscy zamilkli i wpatrywali się w nich z szeroko otwartymi oczami.
- Spójrz na siebie! – krzyknął rozjuszony James. – Zobacz, jak się zachowujesz! – Lily pierwszy raz w życiu słyszała, aby ten tak głośno wrzeszczał i to jeszcze na nią. - Ja się staram: jestem grzeczniejszy, nie wyżywam się na Smarkerusie, zaprzestałem z kawałami! To wszystko dla ciebie, ale ty oczywiście tego nie widzisz, tylko umawiasz się z jakimś Kruponem, a mnie całkowicie ignorujesz jakbym był tylko jakąś zabawką, która, żeby przypodobać się swojej pani, musi rezygnować ze wszystkiego, co lubi! – W tym momencie Potter przestał już nad sobą panować. – Łamiesz mi serce! – Kiedy rudowłosa myślała, że skończył, ten rozpoczął ponownie swój wywód, tylko jeszcze głośniej. - Rozumiem, że… Nie, właściwie to nic nie rozumiem! Czy ty nie wiesz, jak ja cię kocham?! Myślisz, że sobie żartuję?! Ty nic nie rozumiesz, bo jesteś tylko brudną, egoistyczną, zapatrzoną w siebie szlamą! Twoja krew jest tak brudna, że kiedy przechodzisz po korytarzu nie można za tobą iść, bo aż śmierdzi!
Lily już nie panowała nad swoimi emocjami, zresztą podobnie jak Rogacz, tylko jej uczucia były trochę w inne. Z jej oczu poleciały gorzkie łzy, które spadały w obrotowym tempie. Rozszlochała się głośno i miała zamiar stąd uciec, jednak James jej na to nie pozwoli, zagradzając jej przejście do schodów prowadzących na górę. Pierwszy raz się go tak strasznie bała.
- Jesteś szmatą i śmieciem! Nie wiesz, co to miłość, bo nie ma czegoś takiego dla szlam! I nigdy nie doświadczysz takiego uczucia! Mam cię dosyć! Po prostu jak nigdy mam cię dość!  – James złapał kilka głębszych oddechów i oparł się o ścianę.
- Wiem… przepraszam – szepnęła zielonooka, jednak wyraźnie przez co wszyscy ją dokładnie słyszeli. Nie zwracając już na nic uwagi, po prostu uciekła do dormitorium.
Do Jima natychmiast przyleciała prawda. Otworzył szeroko oczy i usiadł na podłodze przy murze. Przesadził i to strasznie przesadził. Zanim jednak zdążył się całkowicie zorientować w sytuacji, podeszły do niego dziewczyny, które, jak tylko najmocniej potrafiły, uderzyły go w twarz.
Syriusz zaś nawet nie zwrócił na niego uwagi, ponieważ szybkim krokiem podążył w stronę dormitorium dziewczyn z szóstego rocznika. Nie wiedział, co się dzieje na dole, ale sądząc po odgłosach, James dostawał niezłe reprymendy.
Wpadł jak burza do pokoju i rozejrzał się ze zdenerwowaniem. Lily nie było ani w swoim łóżku, ani w żadnym innym, więc na chwilę się wystraszył. Po chwili jednakowoż z łazienki dobiegł go odgłos tłuczonego szkła. Zaklął pod nosem i zaczął walić pięścią w drzwi.
- Lily, słoneczko, proszę otwórz – mówił Łapa, w którego głosie słychać było nutkę strachu i prośby. Nie wiedzieć czemu, ale klamka drgnęła, a z łazienki wprost na ramiona chłopaka, rzuciła się rudowłosa, która zanosiła się szlochem. Wziął ją na ręce i zaniósł do jej łóżka. Położył ją i chciał przykryć kocem, lecz ta uczepiła się jego szyi i w ogóle nie chciała puścić. Westchnął zrezygnowany, ale przytulił pannę Evans jeszcze mocniej. Po chwili cała góra jego koszuli była mokra od gorzkich łez dziewczyny, ale nie przejął się tym tak bardzo. Najważniejsze w tym momencie było to, aby Potter poniósł poważne konsekwencje przez swoją głupotę. No, i żeby ta wspaniała Gryfonka, nie popadła w jakąś paranoję. Nie miał pojęcia, dlaczego postąpił tak, a nie inaczej, przecież on nigdy nie przejmował się łzami dziewczyn. Jednak Lily była jego najlepszą przyjaciółką, czy tego chciał, czy nie. Zawsze mu pomagała, chciała dla niego jak najlepiej. Zresztą, obydwoje uważali się bardziej za rodzeństwo. Kochali się jak brat i siostra, nawet tak na siebie czasem wołali.
Jedyne, co pozostało ósemce przyjaciół to nadzieja. Nadzieja na lepsze jutro.

18 komentarzy:

  1. O kurde. To nie złą Lilka ma skalę głosu, skoro postawiła na nogi cały autobus ;DD
    Ale coś mi się wydaje, że po prostu zdała sobie sprawę, gdzie śpi. A Rogacz był taki szczęśliwy...xD
    Ciekawe, co będzie się działo w Beau....no, w tej francuskiej szkole ;DD
    Buziaki;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne, pięknie, wspaniale. jestem ciekawa co Lilka krzyczała. A może o dziwo stanie się coś z goła innego? No nie wiem, nie wiem. Wesołego jajka życzę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny! Taki... wesoły, zupełna zmiana klimatu, od poprzedniego rozdziału. Czekam na kolejny ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Czyżby Lily obudziła się i zobaczyła obok siebie Jamesa? xd

    Cieszę się, że ''jako tako'' Lily się z nim pogodziła... :))
    Całuję i czekam na kolejny rozdział. ^^

    ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetna notka! Mam nadzieję, że Lily nie zabije Jamesa. Chociaż należy mu się za to, co wczeniej powiedział. A i sorry, że tak dawno nie komentowałam. Poprawie się. (hihi) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. adrianna27@amorki.pl23 lipca 2012 18:44

    ładna notka,ciekawa. kiedy mozna spodziewac sie nowego rozdziału?

    OdpowiedzUsuń
  7. Genialny rozdział ! haha, uwielbiam Lilkę ; D . Chciałabym zobaczyć, jak robi to o co prosi ja Remus xDD. Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy ! ; *.

    OdpowiedzUsuń
  8. Niezły rozdział. Najbardziej podobała mi się końcówka, ta z Syriuszem. Aż żal mi się go zrobiło, kiedy przeczytałam, że Dorcas woli jego brata. Ale cóż... Czekam na relacje z dalszej podróży oraz na zakopanie toporów wojennych Lily i Jamesa ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. sz kurde-blaszka:D ej Dziewczyno genialne!Lily jest niesamowita,ba!Ona jest po prostu jedyna!Wspaniale się czyta,mam tak malutko czasu,ale tutaj zdążyłam zajrzeć;D;DI bardzo dobrze,przynajmniej oderwałam się od tego wszystkiego co mnie otacza..u mnie new,hmm nie wiem kiedy będzie...ale kurczę już wiem dla kogo xDPozdrawiam Cię serdecznie i do następnego!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hmmm no i jest kochana pięknie;) Nie lubie Regulusa, więc na miejscu Dorcas bym go zostawiła, choć z drugiej strony, gdyby go nie było, byłoby nudno, a Łapa miałby zbyt łatwo;) A wracając do Lily, to coś czuję, że Rogaś nie wyjdzie cało z tego autokaru xD A u mnie? u mnie może niedługo się coś pojawi, ale nic nie obiecuję, bo teraz muszę się skupić na nauce;p Pozdro;]

    OdpowiedzUsuń
  11. Czarna Nikula23 lipca 2012 18:48

    Coś mi się zdaje, że James dostanie niezłą burę od Lilki, ale cóż xD Przynajmniej się do niego będzie odzywać ;p A Dorcas... Ejj, no. Jak ona mogła? Łoch. Biedny Syriusz. Czyli, że... On też jest w niej zakochany! Prawdopodobnie xD Luux. Czekam na kolejną.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ciekawe czemu Lilka krzyczała. Albo zdała sobie sprawę koło kogo śpi, albo coś jej się przyśniło? Na pewno coś wymyślisz;) Biedny Syriusz, szkoda mi go. Ciekawe co się wydarzy jak już będą na miejscu;D

    OdpowiedzUsuń
  13. za je bi sty rozdział moge go czytac i czytac i tak mi sie nie znudzi :):):)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ooo, teraz się zacznie ;p Lily da im wszystkim popalić, czuję już to w kościach ;)
    No i kurcze, co z Syriusz/Dorcas/Regulus? Jestem ciekawa jak to rozwiniesz.

    OdpowiedzUsuń
  15. oj nie przesadzaj ja ? ja Ci żyć dałam ale troszeczkę Cię namawiałam żebyś dodała rozdział :)
    Ja nie jestem boczuś !
    rozdział cudowny :)
    Strasznie Ci dziękuję za dedykację :*

    OdpowiedzUsuń
  16. goss120@amorki.pl23 lipca 2012 18:52

    Ach ten zwierzęcy magnetyzm mrau:D rozwaliło mnie to! a myśli petera, lily junior... a ja myślałam że to kobiety planują ślub pierwsze boże a może peter jest tranwystytą (czy jakkolwiek się to pisze) a myślałam że jamesik nigdy nie powie liluśi że jes szlamcią Rozdział świetny
    PS Co się ze mną dzieje krótkie komentaże o nie co ja teraz zrobię bez potopowych komentarzy??
    PS2 i znowu nie mogę ustawić mojego wspaniałego nicka ugh ugh

    OdpowiedzUsuń
  17. Dobrze, że James wreszcie wszystko jej powiedział, choć trochę przegiął z tą szlamą. Tak czy inaczej rozdział wspaniały.

    OdpowiedzUsuń
  18. Dzisiaj zaczęlam czytać i się nie mogę oderwać!! Jesteś
    Ś W I E T N A !
    Czekam na następny rozdzial liczę że będzie niedlugo :)

    OdpowiedzUsuń