Strony

12 maja 2012

Oficjalne, urodzinowe włamanie


 Autorka: Nika


Ministerstwo Magii jak zawsze tętniło życiem. Wszędzie biegali ludzie, a przedstawiciele poszczególnych oddziałów wymieniali się ze sobą poglądami i wrażeniami po ciężkim dniu. Nikt nie przejmował się szalejącą na dworze burzą. Ludzie mieli o wiele więcej problemów na głowie. Nad wszystkimi pracownikami w tym budynku górował jeden, którego czarodzieje zwykli byli tytułować „Ministrem Magii”. Sprawował on nadzór nad pracą każdego piętra w ministerstwie, udzielał porad i kiedy była taka potrzeba – krytykował. Ów mężczyzna właśnie wyszedł z kominka, luzując sobie ciemnofioletowy krawat. Nienawidził swojego urzędowego garnituru, tym bardziej, że materiał spodni bezlitośnie drapał go w uda. Modlił się tylko, żeby korytarz szybko się skończył i mógł wreszcie zasiąść w swoim gabinecie i przebrać się w coś o wiele wygodniejszego. Matka zawsze dbała o to, żeby wyglądał przyzwoicie, ale on zaczynał mieć powoli wszystkiego dość. Miał ochotę wyrwać się z tego miasta gdzieś daleko, na jakąś imprezę i najlepiej nawalić się do nieprzytomności. Odpowiedzialność była taka…. odpowiedzialna.
Zignorował wszystkich, którzy chcieli w jakiś sposób zwrócić na siebie jego uwagę. Nie odpowiedział na żadne „dzień dobry, Panie Ministrze”, ani nikomu nie pomachał na powitanie. Zamiast tego niemal pobiegł do swojego gabinetu i zatrzasnął za sobą drzwi. Wziął kilka głębokich oddechów, po czym odpiął górne guziki koszulki. Od razu podszedł do okna i otworzył je na oścież mimo, że na zewnątrz szalała nawałnica. Kilka prostych zaklęć i nie musiał się martwić tym, że wiatr zwieje dokumenty z biurka lub deszcz zamoczy wszystko w pomieszczeniu. Z cichym westchnieniem powiesił marynarkę w szafce i usiadł w wielkim, czarnym fotelu. Z niechęcią spojrzał na szereg małych, papierowych samolocików, leżących na parapecie. Jeszcze dobrze nie wszedł do Ministerstwa, a ludzie już coś od niego chcieli! Z otchłani goryczy wyrwał go czyjś głos. Do gabinetu weszła wysoka, brązowowłosa kobieta ubrana w krwiście czerwony, skąpy kostium. Rogowe okulary na nosie i wbita w kok różdżka dodawały jej inteligencji. Widok Hermiony Granger, jego osobistej sekretarki, zdawał się być jedynym pozytywnym aspektem pracy Ministra.
- Panie Ministrze, czy życzy pan sobie kawy? – spytała kobieta, mrugając prowokacyjnie oczami. Usiadła na brzegu biurka i założyła nogę na nogę. Zaraz, zaraz…czy ona nie miała na sobie bielizny?!
- Jakie „Panie Ministrze”? Hermiono, skarbie, przecież mówiłem, że gdy jesteśmy sami, możesz mi mówić po prostu Draco. – Uniósł na nią swoje stalowoszare oczy i uśmiechnął się lekko. Kobieta zachichotała pod nosem i wstała.
- A więc, Draco. Chcesz kawę? – poprawiła się.
- Ależ oczywiście. Z dwiema kostkami cukru.
- Czyli jak zwykle – powiedziała pod nosem kobieta, wychodząc z gabinetu. Draco Malfoy pokręcił w zastanowieniu głową i wyciągnął z szuflady gruby, oprawiony w czarną skórę zeszyt. Zawsze zapisywał tutaj najważniejsze dla niego sprawy. Musiał w końcu wrócić do rzeczywistości, a w rzeczywistości jest przecież Ministrem. Ze średnim zainteresowaniem przerzucał śnieżnobiałe kartki, kiedy w końcu natrafił na dzisiejszą datę. Nad liczbą dwanaście widniały dwie świeczki, a nad jedenastką napis „Przyjęcie”. Jego oczy niemal nie wyszły z orbit. Zanim Hermiona wróciła  z kawą, jego już dawno nie było w gabinecie.
Zapomniał wziąć z gabinetu marynarki! Dlaczego był aż tak głupi?! Musiał zapomnieć! Oczywiście, urodziny Ew od miesięcy chodziły mu po głowie, ale nie miał pojęcia, że to nastąpi tak szybko. Biegnąc w deszczu błogosławił adrenalinę, która strzeliła mu do głowy. Nie miał pojęcia, jak sobie poradzi, ale wiedział, że sam nic nie wskóra. Doskonale pamiętał hotel, w którym gościł kilka razy, a na samą myśl, uśmiechnął się wrednie. Ta dziewczyna była dla niego przyjaciółką zawsze, kiedy tego potrzebował. Mógł w każdej chwili przyjść do niej po radę i ona zawsze mu jej udzielała. Lubili razem popić i zazwyczaj nie pamiętali, co się działo potem. Dobrze się razem bawili, ale Draco wiedział, że ona nie jest mu przeznaczona.
Wbiegł do hotelu i nie zwracając uwagi na to, że jest przemoczony do suchej nitki, przebył krótką drogę dzielącą go od windy. Żelazne drzwi zamknęły się przed nim w momencie, kiedy nacisnął przycisk z numerem dziewiątym. A potem rozległa się jakaś głupkowata muzyczka rodem z „imsów” i wyciąg ruszył. Z niecierpliwości, tupał głośno nogą. Dlaczego to gówno jedzie tak wolno?! Czy nie można włączyć jakiegoś przyspieszenia? Była ósma rano! Nie miał całego dnia na cackanie się! Całe szczęście, że w windzie siedział sam, bo ludzie z pewnością uznaliby, że jest psychicznie chory. Z prędkością światła wypadł z windy i po chwili znalazł się tuż przed drzwiami do pokoju o wdzięcznym numerze „666”. Już miał wyciągnąć różdżkę i używając hasła, wejść do środka, ale zatrzymał się gwałtownie. Co jak co, ale kulturę to on posiadał i choćby waliło się i paliło, zapuka. W jego zamierzeniach miało to być nazwane „pukaniem”, ale przerodziło się w walenie. Kiedy nikt mu nie otworzył, wyciągnął różdżkę i wszedł do środka. Zaklęcie otwierające jej pokój znał od miesięcy. Stając w progu zorientował się, dlaczego przyjaciółka nie miała zamiaru otworzyć drzwi. Kręciła się przy toaletce w salonie z turbanem na głowie i coś śpiewała, a w telewizji leciał dobrze mu znany serial „Brzydula”.
- Przeleć mnie w tej koniczynie! Przeleć mnie w tej koniczynie jeszcze raz! Teraz będzie numer drugi: rób to w rytmie boogie-woogie! Przeleć mnie w tej koniczynie!
- Nika! – zawołał Draco, zbliżając się do niej. Zauważyła go w lustrze i pomachała w jego kierunku, nadal nie przestając śpiewać:
- Teraz będzie numer trzeci: ona krzyczy „nie rób dzieci!”. Przeleć mnie w tej koniczynie!
- Nika, co ty śpiewasz? – zaśmiał się Minister Magii, siadając na białej sofie.
- Piosenkę, nie słychać? – Uśmiechnęła się przymilnie i ściągnęła ręcznikowy turban z głowy. Na ramiona opadły jej mokre, długie, brązowe włosy.
- Jakoś nie znam takich tekstów – odpowiedział mężczyzna, wciąż się śmiejąc.
- Nie? A to znasz? Zakręć mną, taką mam chętkę! Zakręć mną na galaretkę!
- Dosyć! Nika, mamy mały problem – Draco, w przypływie desperacji, zatkał kobiecie usta dłonią. Jej brązowe oczy uniosły się na jego twarz. Prychnęła niczym rozjuszona kotka, po czym wyrwała się z jego objąć.
- Niby jaki to problem? Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo Ula właśnie ma zamiar pójść do łóżka z Markiem – powiedziała Nika, siadając na jednym z foteli. Mężczyzna przejechał dłonią po twarzy i westchnął z bólem. Jego przyjaciółka była naprawdę kochana, ale…
- Twoja siostra ma dzisiaj urodziny – wydusił z siebie, patrząc na reakcję kobiety. Upuściła z rąk szczotkę do włosów i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Pieprzysz! – zawołała. – Dopiero teraz mi to mówisz! Za pięć minut będę gotowa! – Z prędkością światła wybiegła do swojej sypialni. Po chwili wróciła z zupełnie suchymi włosami i ubrana w klasyczną „małą czarną”
- Ale wiesz, że na dworze pada? – zasugerował Draco.
- To ubiorę kozaki.
*&*
A w Forks jak zwykle lało. Draco i Nika posuwali się powoli po miasteczku, siedząc w jasnoróżowym kabriolecie. W radiu leciała właśnie jakaś najnowsza piosenka zespołu „Afromental”, której oczywiście Nika nie omieszkała zaśpiewać.
- Możesz przestać? – syknął Draco, ściszając muzykę. – Zrób coś dla muzyki i nie śpiewaj, proszę! Uszy mi za chwilę zwiędną!
- Wokalista się znalazł! – burknęła kobieta, krzyżując ramiona na piersiach. Malfoy uśmiechnął się do siebie z lubością. Przynajmniej będzie miał chwilę spokoju, zanim znajdą Edwarda i Bellę. Miał nadzieję, że ta druga właśnie nie wyszła na polowanie, bo inaczej weźmie różdżkę i strzeli sobie Avadą w łeb. Dlaczego musiał to wszystko jak zwykle przełożyć na ostatnią chwilę?! Z piskiem opon zatrzymał się na jakimś parkingu, gdzie stało tylko srebrne volvo. Po prawej zaczynała się drużka, prowadząca do lasu.
- Znów poszli na łąkę? – warknęła Nika, wysiadając z samochodu. Od razu zarzuciła sobie na ramiona płaszcz przeciwdeszczowy, po który natychmiast się cofnęła, jak tylko wyszli z hotelu. – Tylko migdalenie im w głowie!
- A ty jak zwykle czarująca...
Draco i Nika odwrócili się gwałtownie, stając twarzą w twarz z Bellą Cullen. Jej miodowe oczy lśniły z radości. Od razu rzuciła się na Nikę z uściskami. Zaraz za nią, z lasu wybiegł Edward, po czym oparł dłonie na kolanach, próbując złapać oddech.
- Sam tego chciałeś. Na własne życzenie związałeś się z wampirzycą... – Uśmiechnął się Draco, ściskając prawą dłoń Swana. Oboje uśmiechnęli się na widok splecionych w uścisku dziewczyn.
- Poczułam wasz zapach, dlatego przybiegłam jak najszybciej mogłam – odezwała się Bella, zwracając się tym razem do Malfoy’a. - Co was tu sprowadza? Przecież leje, a chyba nie chcieliście sobie zrobić w takim dniu wycieczki krajoznawczej...
- Ew ma urodziny – wyjaśniła krótko Nika, a Bella i Edward wytrzeszczyli oczy ze zdziwienia. – Dzisiaj. Zbieramy całą ekipę i urządzamy dla niej imprezę. Piszecie się?
- No pewnie! – odpowiedział od razu Ed, obejmując Bellę w pasie. – A gdzie to wszystko się odbędzie?
- Trzeba będzie przejechać kawał drogi. Musimy dostać się do Lily i Jamesa, oni nam pomogą... – Draco wsiadł do samochodu, a za nim reszta ferajny.
- Ale oni przecież...
- Tak, wiem.
„Ale oni przecież w historii Ew żyli jakieś pięćdziesiąt lat temu” – chciała powiedzieć Nika, zanim jeden z jej towarzyszy brutalnie przerwał jej wypowiedź. Mimo, że różnica czasowa stanowiła pewien problem, kobieta wiedziała, że Malfoy mu podoła. Desperacja malowała się na jego twarzy, niczym Mona Lisa na płótnie, więc była pewna sukcesu. Minister Magii wyciągnął z kieszeni maleńką, złotą klepsydrę.
- Chcesz się cofnąć w czasie?! – pisnęła Nika, patrząc na poczynania mężczyzny. Kręcił częścią świecidełka, niemal wwiercając w nie oczy. – Draco! Chcesz się cofnąć o pięćdziesiąt lat?! Jesteś szalony! Dlaczego nikt mnie nie słucha?! – wołała tylko dziewczyna, kiedy blondyn zakładał na szyję jej, Belli i Edwardowi zmieniacz czasu. Po chwili na parkingu nastała cisza. Jedyną oznaką tego, że byli w Forks, pozostał jasnoróżowy kabriolet ze złotym  napisem „Fabulus” na tablicy rejestracyjnej.
Pojawili się chyba nie w tym miejscu i o złym czasie. Niemal stratowała ich banda dzieciaków w czarnych strojach i wymalowanych na czarno twarzach. Edward pisnął jak mała dziewczynka mówiąc, że przypomniało mu się dzieciństwo.
- A co? Matka cię w betoniarce kołysała? – spytała jego ukochana najzupełniej poważnie, głaszcząc go po głowie. Swan kiwnął lekko głową.
- Widać – stwierdziła Nika, rozglądając się dookoła. Mury zamku wydawały jej się znajome. W końcu, sama pisała o Hogwarcie i była obeznana w tej tematyce. Niewątpliwie znaleźli się w odpowiednim miejscu. Czas również powinien być dobry. Ale gdzie jest tak zwana: „czwórka wspaniałych” i ich najlepsze przyjaciółki?
- Trafiliśmy – powiedziała Nika, zwracając na siebie uwagę Draco. Rozglądała się dookoła, próbując wyłapać w tłumie płomienno rudą czuprynę. Z Lily były jak siostry, więc nie powinno być problemu. Nagle, jak na zawołanie, zauważyła ją jakiś metr od siebie. Dziewczyna, ubrana w szkolne szaty, szła w tą samą stronę, co oni.
- Li...! – zaczęła Nika, ale kiedy dziewczyna się odwróciła, zaniemówiła. To nie Lily! Była do niej bardzo podobna, tylko nosek miała lekko zadarty...i inny kolor oczu. W końcu zrozumiała, z kim ma do czynienia.
- Lissie! Poczekaj! – podbiegła do uczennicy. Draco puścił się pędem za nią, a Bella i jej ukochany zostali na miejscu, rozglądając się po starych murach zamku.
- Znasz mnie? – spytała Roshid, patrząc na Nikę z ukosa. Zabawnie zmarszczyła brwi. Cała Lissie...
- Czy znam? Po tym, co mówiła mi o was Ew, znam każdy wasz wstydliwy sekret. Nawet taki, że kochasz się w Remusie – powiedziała Nika, uśmiechając się wrednie. Rudowłosa zarumieniła się słodko, opuszczając głowę. Po chwili jednak spojrzała na nią z ciekawością.
- Znasz Ew? – spytała.
- Pewnie. To moja siostra. Pomożesz nam? Tu chodzi właśnie o nią – wyjaśniła szybko Nika, patrząc na nową znajomą z niemą prośbą w oczach. Ruda odwróciła się w praco i zawołała:
- Syriusz! Dorcas! Chodźcie tutaj na chwilkę! – W tym samym momencie, zza gobelinu wyłoniła się para. I chłopak, i dziewczyna mieli czarne włosy i pogniecione ubrania. Błyszczyk wyraźnie rozmazał się na twarzy dziewczyny.
- Cześć! A wy kim jesteście? – zagadnęła Dorcas, mocno trzymając za rękę swojego towarzysza.
- Właśnie? Odpowiedz, jeżeli moja turkaweczka pyta! – prychnął Syriusz, mierząc Draco pogardliwym spojrzeniem.
- Hola! My w sprawie Ew!
- Jakiej Ew? – spytał Black.
- No...tej autorki, która o was pisała. Nie pamiętasz? – Bella zbliżyła się do Draco i Niki, próbując jakoś pomóc.
- Nie znam żadnej Ew i jeżeli nie powiecie, co naprawdę tutaj robicie, zawołam Rogacza i razem zrobimy z wami porządek! – mówił Syriusz.
- Uważaj, bo narobię w gacie, lalusiu! – syknęła Nika, zakładając piersi na ramiona, przez co jej dwie przyjaciółki uniosły się delikatnie. A Łapa przecież był bardzo uległym pod tym względem mężczyzną.
- Nie pamiętasz Ew? – kontynuowała Nika. – Nie pamiętasz? To dzięki niej trzymasz teraz Dorcas za rękę! Nie pamiętasz pewnego małego liściku, który wrzuciłeś do kieszeni szaty autorki? – mówiła, patrząc mu prosto w oczy. Błysk zwątpienia rozjaśnił ciemne oczy chłopaka, a on sam uśmiechnął się po chwili niewinnie.
- Ach! Ta Ew! Chodźmy do Wspólnego! Tam siedzi reszta – zarządził Łapa, prowadząc wszystkich w stronę schodów prowadzących na siódme piętro. Szedł razem ze swoją dziewczyną na przedzie, przez co doskonale było słychać ich rozmowę:
- Jaki liścik, Syriusz?!
- Kochanie, ale to nie ważne! Teraz trzeba znaleźć resztę, bo ta ładna pani...ała! Za co?!
- Za chęć do życia i miłość do ojczyzny!
Szli przez kilka długich chwil. Draco i Nika, bez żadnych emocji, podążali za Lissie, Dorcas i Syriuszem, a Bella i Edward rozglądali się i komentowali ruchome obrazy cichymi „ochami” i „achami”.
Kiedy znaleźli się pod obrazem Grubej Damy, Dorcas wypowiedziała hasło. Portret ukazał im wejście do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Edward znów pisnął na widok wielkiego lwa, który majestatycznie wisiał nad kominkiem mówiąc, że on ma taką fryzurę jak jego babcia.
Kilka osób siedziało na fotelach naprzeciwko kominka. Syriusz usiadł na oparciu kanapy, na której siedziała spleciona w uścisku para. Rudowłosa dziewczyna bezlitośnie wkładała swojemu chłopakowi język w usta.
- Rogacz, Lilka, ci państwo do was – powiedział Syriusz, niemal siłą odciągając ich od siebie.
- Do nas? – Lily przygładziła palcami włosy, opierając głowę na ramieniu Jamesa. Chłopak poprawił sobie okulary na nosie i uśmiechnął się zawadiacko.
- Nika! Jak dobrze cię widzieć! – zawołał, ściskając dłoń przyjaciółki Draco.
- Znacie się? – zdziwiła się Bella.
- Nie zapomnij, że ja też piszę o tych czasach. Z Jamesem spędziłam kilka miłych chwil – mrugnęła w kierunku chłopaka kokieteryjnie, na co jego uśmiech tylko się powiększył.
- Czy ja o czymś nie wiem, kochanie? – Lily złapała swojego chłopaka za rękę, zwracając na siebie jego uwagę.
- Wiesz o wszystkim, słoneczko – odpowiedział James, wciąż wpatrując się w Nikę, która zachęcająco oblizała wargi.
- Koniec tego dobrego, bo Nika znów się napali – przerwał tą całą szopkę Draco, przez co dostał po głowie od swojej przyjaciółki. – Pomóżcie nam zorganizować super urodziny dla Ew! Musicie podążyć z nami do naszych czasów i wtedy...
- Ominą nas lekcje? – spytał Peter, chrupiąc w najlepsze fasolki wszystkich smaków.
- Taaak!
- To ja się piszę! – zawołał Syriusz i jak na zawołanie ustawił się koło Draco, który już wyciągał z kieszeni zmieniacz czasu. Tym razem było ich o wiele więcej, więc przenoszenie się było trudne, ale skuteczne. Wylądowali na środku głównego placu w Londynie, tuż pod hotelem, w którym mieszkała Nika.
- Dobra, więc zaczynamy! – zarządził Draco, a wszyscy ustawili się wokół niego. Każdy otrzymał swoje zadanie, które w ciągu godziny musiał zrealizować. Draco musiał zająć się odpowiednim miejscem, co dla Ministra Magii nie powinno stanowić problemu. Nika i Bella poszły razem do baru na końcu ulicy, który miał u Niki dług wdzięczności i właśnie zamierzała naciągnąć go na nieludzkie ilości alkoholu. Dorcas, Ann, Lissie i Lily postanowiły okraść spożywczak dwie przecznice dalej, żeby zdobyć masę niezdrowego żarcia, a Huncwoci i Edward otrzymali najważniejsze zadanie. Musieli załatwić dwa torty: jeden zwykły, a drugi taki, z którego wyskoczy striptizer, którym okazał się sam Draco Malfoy. Potem musieli odnaleźć solenizantkę i sprowadzić ją na miejsce, które wyjawi im Minister przez lusterko. I zaczęło się zamieszanie. Draco po kilkunastu minutach wynajął budynek starego teatru, który miał całkiem pokaźną salę balową. Po chwili dołączyły do niego dziewczyny z prowiantem. Brakowało tylko reszty chłopców. W międzyczasie, Draco sprowadził wszystkie jego służące z Malfoy Manor, żeby przystroiły wszystko na fioletowo. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik! Draco nie dopuszczał do siebie żadnej możliwości porażki. To się po prostu musiało udać!
- Draco! – Minister poczuł wibrację w kieszeni. To James próbował się z nim skontaktować. – Znaleźliśmy ją na wakacjach na Majorce. Związaliśmy ją, wsadziliśmy do worka i zasłoniliśmy jej oczy różową opaską. Coś jeszcze?
- Wystarczy. Teraz sprowadźcie ją tutaj. Goście zaczynają się schodzić.
- Się robi, szefie.
- Mam nadzieję, że wszystko się uda – powiedziała Bella, patrząc na Nikę i Dorcas, witające gości w drzwiach. Pojawił się nawet Arturo Redrota z Dianą Denver, Anahi Potter z Lucasem...
- Mamy ją! – jak spod ziemi wyrośli przez Draco Huncwoci wraz z Edwardem. Ten ostatni trzymał na rękach jakiś wyjątkowo wątpliwej jakości worek, w którym  coś się ruszało.
- Czekajcie! Ja się zmywam! A wy, jak tylko goście będą gotowi, zróbcie niespodziankę! – zarządził Draco i pstrykając palcami, zniknął. Nika i Dorcas kazały wszystkim być cicho. Chłopcy z ociąganiem uwolnili Ew z worka, ale zamiast radosnego powitania, każdy z nich dostał kopniaka w cztery litery.
- Nie zadzierajcie ze mną! – zawołała groźnie drobna blondynka, wyłaniając się z połów worka.
- NIESPODZIANKA! – krzyknął tłum, rzucając się na solenizantkę. Jednak do blondynki jako pierwsza dobiegła Nika.
- Siostro! Wszystkiego najlepszego! Życzę ci super faceta, którego nigdy nie będzie boleć głowa i będzie ci robił takie rzeczy, o których ostatnio pisałaś!
- Jesteś głupia, wiesz? – zaśmiała się Ew.
- Wieeeeem! Ale za to mnie kochasz, nie? – siostry znów się uściskały. Po krótkiej ceremonii wręczenia prezentów, przyszedł czas na punkt kulminacyjny przyjęcia. Zza zaplecza nadjechał wielki, różowy tort, na widok którego Ew zaczęła się histerycznie śmiać. Z głośników zabrzmiała muzyka z „Mody na sukces”, a z tortu wyskoczyła jakaś półnaga blondynka.
- Ej! Pomyliłaś imprezy! Osiemdziesiąte urodziny Hugh Hefnera są trzy ulice dalej! – zawołała Bella widząc, że Edward zaczyna się ślinić. Dziewczyna zasłoniła swoje nagie piersi ramionami i spytała, czy może zostać na imprezie, bo tu jest fajnie. W tym samym czasie nadjechał drugi tort, jednak równie oczojebnie różowy. Z głośników zabrzmiała piosenka „Jesteś szalona”, a z ciasta wyskoczył Draco w samych obcisłych bokserkach. Zabawnie kołysząc biodrami odtańczył seksowny taniec przed samym nosem solenizantki. Dziewczyny mdlały; nawet sama Nika pozwoliła sobie na ciche westchnienie, jednak szybko jej myśli pobiegły w zupełnie innym kierunku, ponieważ James zaciągnął ją do toalety.
Kończąc taniec, Draco namiętnie pocałował Ew, na co ta zarumieniła się jak buraczek. Wszyscy pili, śmiali się i wariowali w toaletach, aż miło. Impreza urodzinowa przeszła do historii jako jedna najlepszych z stuleci, bo tylko Nika pamięta, co się na niej działo i właśnie skończyła to opisywać. I wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Peace and love, ludzie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz