Strony

29 listopada 2012

Ogień i lód (2)

Rozdział 2:  Nowa permanencja


Dni mijały niezauważalnie szybko, ale noce pozostawiały wiele do życzenia. W szczególności dla mnie. Wiedziałam, że rodzina ostatnio ciągle się o mnie martwi, dlatego powinnam chociażby udawać: emanować pozytywną energią, uśmiechając się czy radośnie rozprawiając o niczym ważnym. Bóg mi świadkiem, że próbowałam. Coś jednak blokowało mnie od środka. Tłumaczyłam się niechęcią do kłamstwa, co było absurdalne. Przez parę ostatnich dni nagminnie rozmyślałam na temat uczuć, które przejmowały kontrolę nad moim ciałem, tym samym wpływając na zachowanie. Głównie były to rozgoryczenie i melancholia, z którymi nie chciałam walczyć. Czułam się słaba, a nie jak rasowy wampir. Szczerze mówiąc, wampirem byłam zawsze do dupy.
Westchnęłam, po czym wstałam z kanapy, przy okazji wyłączając telewizor. Znudzonym wzrokiem popatrzyłam na zegar wiszący na ścianie naprzeciwko. Wskazówki pokazywały godzinę szóstą dwadzieścia jeden, czyli miałam jeszcze trochę czasu, zanim wraz z rodzeństwem będę musiała udać się do nowej szkoły.
Świetnie, po prostu cudownie, warknęłam w myślach i przeklęłam szpetnie. Po raz tysięczny zmieniamy całe środowisko, aby nie zauważono u nas dziwnych oznak niestarzenia się. Zasrane wampiry, zakpiłam. Chyba zaczynam mówić sama do siebie, a jak wiadomo, to pierwsza oznaka szaleństwa. Chociaż, patrząc na to z drugiej strony, szalona jestem już od ponad wieku, zironizowałam.
- Rose, daj mi spokój – jęknęła Alice i ignorując blondynkę, stanęła tuż przede mną. Zlustrowała wzrokiem dżinsy i kurtkę, które miałam na sobie, po czym pokiwała głową z uznaniem. Uśmiechnęła się szeroko. – Wszystko gotowe. Musimy tylko poczekać aż chłopaki wrócą z polowania.
Zaśmiałam się cicho. Co jak co, ale Alice we wszystkim znajdzie dobre strony. Bycie ciągłą optymistką często się opłaca, a już szczególnie w podobnych sytuacjach. Szkoda, że nie potrafię się zmusić do ciągłej radości. Życie, a raczej bierna egzystencja, mogłoby być wówczas nawet zadowalające.
Nagle do salonu jak burza wpadła Rosalie.
- Bello? – spytała nadzwyczaj spokojnym głosem. Przyjrzałam się jej błyszczącym złotym tęczówkom oraz palcom, które co chwila wykręcały blond kosmyki włosów. – Uczeszesz mnie?
- Chyba żartujesz?! – zaśmiałam się głośno, ale kiedy zauważyłam minę siostry, raptownie zamilkłam.
- Świetnie! Jak zwykle można na ciebie liczyć! – warknęła po nosem i głośno tupiąc nogą niczym mała dziewczynka, wyszła z salonu. Skręciła w stronę garażu. To właśnie tam czuła się najlepiej. Od zawsze uwielbiała reperować różne ustrojstwa, a szczególnie te w samochodach. Można by powiedzieć, że Rose miała hobby – ależ irionia! Blondynka bardzo rzadko, a właściwie prawie nigdy, zwracała uwagę na cokolwiek, co znajdowało się poza jej nosem.
Alice uśmiechnęła się wymownie. Rzadko przeglądałam jej myśli, ponieważ przeważnie pokrywały się z moimi, co było sporym ułatwieniem. Zazwyczaj.
Westchnęłam. Nie miałam ochoty czekać na braci. Przyznam, że wolałabym już mieć ten dzień za sobą. Zastanawiam się tylko dlaczego, skoro takich dni była już masa. Zmienialiśmy szkołę już nie raz nie dwa, niemniej z czasem było coraz gorzej. Zaczęliśmy popadać w monotonność. Rutyna wzięła nad nami górę, przez co egzystowaliśmy niczym roboty nastawione na ciągle identyczny tryb. Teraz wyłącznie czekaliśmy, aż baterie całkowicie się rozładują, dzięki czemu przy ponownym naładowaniu znów nabierzemy siły.
Nagle w mojej głowie pojawił się dziwny obraz. Od razu wiedziałam, z czym mam do czynienia. Niemniej, zawsze kiedy nieświadomie widziałam myśli Alice, która akurat miała wizję, nie mogłam przez moment nad sobą zapanować. Chociaż czasami specjalnie i z ciekawością zagłębiałam się w jej umysł – pomimo tego że to najzwyczajniej pozbawianie kogoś przestrzeni osobistej czy prywatności – aby choć na chwilę uciec od rzeczywistości. Lubiłam to uczucie, które do tej pory nie równało się z żadnym innym.
Jak szybko wizja się zaczęła, tak skończyła. Szatynka zamrugała raptownie, co oczywiście było antropoidalnym przyzwyczajeniem. W końcu przebywając między ludźmi, trzeba było opanować ich zachowanie do perfekcji. Inaczej wyróżnialibyśmy się z tłumu jeszcze bardziej, co było wręcz niedopuszczalne. Musieliśmy jak najmniej zwracać na siebie uwagę innych osób, wokół których przebywaliśmy. Szkoda, że nie zawsze nam się to udawało.
- Dobrze, w takim razie możemy już iść – oznajmiła raptownie Alice, z ciekawością przyglądając się wskazówkom zegara. Po sekundzie zaczęła wpatrywać się w nie bardziej natrętnie, co lekko mnie zdziwiło.
- Co robisz? – spytałam, nie bardzo wiedząc, o co chodzi mojej siostrze, jednak ta w odpowiedzi machnęła na mnie dłonią. Zacisnęłam zęby, przestąpiłam z jednej nogi na drugą, założyłam ręce na ramiona. W tym momencie żaden obserwator nie domyśliłby się, że jestem kimś więcej niż człowiek. Wyszło idealnie, jak zawsze.
Z mojego transu wybudził mnie odgłos donośnego chrząknięcia. Szybko skierowałam wzrok w tamtą stronę, tym samym stając twarzą w twarz z Jasperem, który wyszczerzył się do mnie szeroko. Nie sposób było nie odwzajemnić uśmiechu. Chwilę później, tuż za nim, pojawił się Emmett. Puścił do mnie perskie oko, po czym szybko skierował się w stronę garażu, z którego wydobywały się dziwne dźwięki.
Potwierdzeniem mojego przypuszczenia, że brunet udał się tam wyłącznie, by zdenerwować Rose, był krzyk blondynki. Wampirzyca zawsze wychodziła z równowagi, kiedy ktoś jej przeszkadzał. I zazwyczaj był to Emmett. Wiele razy słyszałam w jego głowie myśli o cudownie brzmiącym głosie Rosalie, więc pewnie tylko dlatego robił ukochanej na złość.
Dosłownie trzy minuty i czterdzieści osiem sekund później jechaliśmy w stronę szkoły. Wyruszyliśmy, dzieląc się na dwie grupy. Alice stwierdziła, że tak będzie o wiele wygodniej. Oczywiście wiedziała o czymś, o czym my nie mieliśmy pojęcia, ale do tego się już nie przyznała. W zasadzie to mogłabym jej poszperać tu i ówdzie, ale stwierdziłam, że to mało ważne, a nie widziałam potrzeby zapychania umysłu niepotrzebnymi bzdurami. W każdym razie moje siostry i ja miałyśmy przybyć jako pierwsze, przy okazji udając się do sekretariatu po nasze plany zajęć. Dopiero później o jakieś dziesięć minut Jasper i Emmett powinni zaparkować samochód na parkingu. Wszystko zostało dopięte na ostatni guzik, ale - szczerze powiedziawszy - nie dostrzegłam w tym choćby najmniejszego sensu.
Przed wyjazdem chciałam jeszcze zamienić parę słów z Carlisem, tymczasem ten pojechał już na dyżur do szpitala. Nadal nie miałam pojęcia, jak on wytrzymuje. Chodzi mi o styczność z krwią. Gdybym była na jego miejscu, przenigdy nie dałabym rady opanować  dzikiej natury, mimo że wampirem jestem od ponad wieku. Zresztą kiedy przyjeżdżam do niego z wizytą, muszę się głęboko skupić, wytężyć całą siłę woli, by powstrzymać się przed rzuceniem na kogokolwiek. Po prostu nie potrafię się oduczyć reagowania na zapach tej wspaniałej czerwonej cieczy. Ona mnie do siebie przywołuje, śpiewa pieśń dziękczynną w moją stronę. To silny afrodyzjak, który żyje własnym życiem, tylko czekając na moje potknięcie, na jeden błędny ruch.
- Obudź się, Bello! – warknęła mi do ucha Rosalie i widząc, że udało się wydobyć mnie z sideł refleksji, zacisnęła mocno usta. Uniosła lekko brodę ku górze. – Dojechałyśmy.
Natychmiast, nie zwracając uwagi na blondynkę, wysiadłam z pojazdu Alice – żółtego porsche. Tak szczerze to Carlisle kupił ten samochód dla mnie, jednakże gdy zobaczyłam oślepiający kanarkowy kolor, od razu oddałam prezent mojej siostrze, której  auto nadzwyczaj przypadło do gustu. W zamian dostałam oczywiście srebrne volvo, z jakiego do teraz jestem niesamowicie dumna.
Z udawanym zainteresowaniem zaczęłam przyglądać się budynkowi prezentującemu swą masywność naprzeciwko. Zbudowany został z czerwonej cegły dość długi okres czasu temu. Mniemam, iż było to w pierwszej połowie dziewiętnastego wieku. Wówczas podobne koncepcje zapanowały nad światem architektonicznej mody. Szkoła składała się z pięciu pięter, więc chcąc nie chcąc trzeba przyznać, że była wysoka. Oczywiście w porównaniu z innymi liceami w Stanach Zjednoczonych. Mimo to konstrukcja nie przyciągała aż tak wielkiej uwagi. Wydawała się zwykła, prosta i nudna.
Z całkiem innej perspektywy patrzyło się na tereny przed szkołą. Twarz osoby, która właśnie obserwowała tak zróżnicowaną zieleń, na pewno wyrażałaby zachwyt. Wszystkie drzewa i krzewy, alejki i nawet ławki, które ktoś poustawiał w paru miejscach, były zadbane. Śmiem nawet stwierdzić, że to niezwykle piękny krajobraz.
Chyba zaczęło mi się tutaj podobać.
Niestety, wypowiedziałam te słowa trochę za szybko, ponieważ wraz z siostrami przekroczyłam próg szkoły. Zamarłam. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam aż tak obleśnego i odpychającego widoku. Z czystym sercem pomyślałam, że budynek wewnątrz przypominał starą ruderę. Obdarte z farby i wyżłobione w niektórych miejscach ściany, lekko zapleśniałe sufity, brudne podłogi, zewsząd latające drobinki kurzu. Czułam się, jakbym weszła do baraku, a nie do szkoły. Ciekawe, czy reszta budynków w tym mieście również jest aż tak zniszczona.
- Dzień dobry.
Usłyszałam głos Alice. Lekko zniesmaczona przestałam rozglądać się wokół, po czym spojrzałam w prawą stronę, gdzie znajdowało się okienko sekretariatu. Nim się spostrzegłam, Alice już zawzięcie tłumaczyła coś kobiecie siedzącej za szybą.
Podeszłam do nich bliżej.
- Moje siostry i ja chciałybyśmy odebrać plany zajęć – powiedziała dźwięcznym głosem, uśmiechając się delikatnie w stronę sekretarki. Kobieta patrzyła na nas zaciekawiona i zarazem lekko zawstydzona. – I naszych dwóch braci.
- Braci? – spytała, marszcząc czoło. Chwilę później zaczęła szukać czegoś zawzięcie w dokumentach porozrzucanych po całym biurku. – Ach, pan Jasper Hale i Emmett Cullen.
Sekretarka zmrużyła oczy.
Skoro one wyglądają tak… tak, to ciekawe, jak wyglądają ich bracia?, pomyślała, wyobrażając sobie dwóch panów prosto z okładki gazety.
Zaczęłam się śmiać, przez co poczułam na sobie parę zdziwionych spojrzeń. Natychmiast zaczęłam udawać, że się zakrztusiłam.
- Proszę bardzo – rzekła w końcu sekretarka, przerywając ciszę, która zaczęła powoli gęstnieć. – Tutaj jest rozpiska waszych lekcji. – Podała Alice pięć małych kartek. – Pamiętajcie, by pod koniec lekcji zebrać podpisy u nauczycieli, a jak skończycie wszystkie dzisiejsze zajęcia, oddajcie mi te plany z powrotem.
Pokiwałyśmy głową na znak zrozumienia i dziękując kobiecie, skierowałyśmy się w stronę wyjścia, aby nareszcie opuścić budynek. Powolnym krokiem zmierzałyśmy na parking, gdzie chłopaki powinni już na nas czekać. Przez cały czas żadna z nas nie oddychała, ale poruszałyśmy klatką piersiową. W taki sposób łatwiej nam było zapanować nad swoją naturą. Oczywiście do naszych nosów docierały niektóre silniejsze zapachy, aczkolwiek jeżeli się mocno skupiłyśmy, łatwiej było je odgonić.
Powoli pojawiało się coraz więcej uczniów.
Kim oni są? Jacy piękni, jakby nie byli z naszej planety…
Czy ten blondyn jest wolny?
Ale mają ciuchy! Pewnie zamawiają w sklepach z całego świata. Z Paryża, Mediolanu…
Ciekawa jestem, co dzisiaj przygotują na obiad…
Obleję trygonometrię, jeżeli się nie pouczę, ale nie mogę przestać myśleć o tej szatynce.
Zaproszę ją chyba na następny bal…
Miałem zamiar…
Oni są naprawdę…
Nienawidzę tych nowych…
Dziwni…
Cholera…
Zamknęłam gwałtownie oczy, próbując odrzucić nawał myśli. Moja głowa pulsowała, miałam dość. Na szczęście po paru próbach udało mi się całkowicie oczyścić umysł.
- Wszystko w porządku? - zapytała mnie Alice, a widząc, jak pokiwałam głową, uśmiechnęła się do mnie pocieszająco. Chwilę potem, ku mojemu zdziwieniu, zawarczała cicho. Popatrzyłam na nią, unosząc brwi z zaskoczenia. Alice wpatrywała się w grupkę ludzi, którzy zebrali się wokół Jaspera i Emmetta. Właściwie to rzucała złowrogie spojrzenia dziewczynom. No i paru chłopakom. Zmrużyła groźnie oczy, na co ja zaśmiałam się cicho. Co ta zazdrość potrafi zrobić z wampirem…
Moją radość przerwało nagle mocne uderzenie w plecy. Natychmiast odwróciłam się do tyłu i już miałam zamiar coś wywarczeć, ale zauważyłam morderczą minę Rose. Co dziwne, nie wpatrywała się we mnie. Nastrój ponownie się zmienił, parsknęłam głośno.
Parę minut później siostry całkowicie rozgoniły towarzystwo, po czym złe na swoich lubych, obraziły się. Emmett i Jasper popatrzyli na mnie z zakłopotaniem, kiedy Rose i Alice skierowały się do klas, gdzie miały pierwsze zajęcia. Wzruszyłam ramionami, oznajmiając tym samym, że to ich problem, nie mój.
W sumie nie miałam nic lepszego do roboty, więc również poszłam na lekcję. Według planu pierwszy był angielski z panem Cornwellem.
- Kto mi powie, jakie są konflikty w Hamlecie?
Siedziałam właśnie w klasie numer trzydzieści osiem i ze znudzeniem obserwowałam pomieszczenie, całkowicie ignorując wywód nauczyciela. Temat, który omawiał na dzisiejszej lekcji, znałam na pamięć. W końcu ciągle zmieniając liceum, cały czas zaczynałam od klasy pierwszej. Ja i Alice. Zaś Rose, Emmett i Jasper szli od razu na rok drugi. Dzięki temu mogliśmy dłużej zostać w danym mieście.
- Może Isabella? – Unosząc brwi, spojrzałam wprost na pana Cornwella, który stał nade mną z dziwną miną.
- Bella – poprawiłam machinalnie, ale kiedy zauważyłam, jak jego usta zaczynają drgać, westchnęłam. – Oczywiście polityczne, ponieważ Klaudiusz to uzurpator. U Hamleta widać symptomy i kompleksy. Pozostaje jeszcze kwestia jego obłędu. Widział ducha ojca, więc jest szalony – zakończyłam, ze zdziwieniem zauważając, że każdy na mnie patrzył. Czy tylko ja czytałam akademicką analizę dzieł Szekspira? Wywróciłam oczami, stwierdzając przy okazji, że program nauczania licealistów schodzi na psy.
Pan Cornwell odszedł szybko w stronę tablicy i ponownie zaczął swój monotonny wykład.
Reszta dnia minęła nadzwyczaj spokojnie. Nie licząc plotek, których miałam już po dziurki w nosie. Poza tym ten nawał ludzkich myśli stawał się po trochu nie do zniesienia. Na szczęście byłam wampirem, dzięki czemu przetrwałam.
Dlaczego wszystkich interesują nasze osoby? Bądź co bądź, jesteśmy drapieżnikami, toteż ludzie powinni trzymać się od nas z daleka. Albo raczej próbować, bo jeżeli byśmy chcieli, moglibyśmy w niecałe pięć minut zabić każdego w szkole. A ci wręcz przeciwnie - robią wszystko, byleby być bliżej nas. 
Od zawsze wiedziałam, że ludzie to półgłówki.

13 komentarzy:

  1. Super rozdział. Masz naprawdę bardzo duży talent. Nie mogę się doczekać kiedy pojawi się Edward. Czekam na następną notkę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka bardzo mi się podobała i z wielką, nawet nie wiesz jak bardzo, niecieprliwością czekam na kolejny rozdział. ;** Wyczekuję Edwarda.

    Całuję. ^^ <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Żeby przerywać w takim momencie. Kto by pomyślał.... no dobra. Ja jestem wyjątkiem :D Booski rozdział

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Oryginalny pomysł na opowiadanie, nie powiem. Bardzo fajnie piszesz i jeżeli to nie problem, to mogłabyś mnie powiadamiać o nowych rozdziałach na moim blogu? Z góry dziękuje :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Och, nowy wampir?? Ciekawe kto to taki;> Już mnie zżera ciekawość;D Spodobał mi się ten wątek: "...i poszłyśmy na parking, gdzie mieli być: Emmett i Jasper. Wokół nich stała grupka rozchichotanych dziewczyn. Na ten widok Alice i Rosalie warknęły. Podeszły do nich i pocałowały ich, bardzo namiętnie. Ja zaśmiałam się w duchu. Co ta zazdrość robi z człowiekiem, wampirem?";D Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. O tak - bycie w liceum i to w pierwszej klasie może być wnerwiające. Z zwłaszcza kilka razy xD CViekawe, kto to ten nowy wampir? Może to Edzio? Byłoby wtedy jeszcze ciekawiej, niż gdyby był człowiekiem. ^^ CZekam na newsa

    OdpowiedzUsuń
  7. ooooo, jaki super tajemniczy koniec xD pięknie, pięknie! obydwa rozdziały przeczytałam, są świetne! nie mogę się doczekać, aż napiszesz kolejny:*
    pozdro,

    OdpowiedzUsuń
  8. Czyżby Edward? :) Ogólnie notka mi się podobała. Wow. Wampiry są tak przystojne? xD Hmm... Ciekawe, bardzo ciekawe. ;p I tak na serio to rzeczywiście to trochę tajemnicze, ale i zarazem bardzo ciekawe.
    Pozdrawiam :**

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniały rozdział :)
    Bardzo podoba mi się ta zmiana, że to Bella jest z rodzina Cullenów i ma dar taki jaki miał Edward :)
    Świetny pomysł :)
    Masz talent :)
    Rozdział napisany fantastycznie :)
    Strasznie mi się podobało :)
    A szczególnie fragment, w którym zazdrosne Alice i Rosalie podeszły do Emmetta i Jaspera :) W końcu oni są ich :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. suuper nie moge sie doczekac juz kiedy edward sie pojawi:)) masz super pomysly jeszcze nie czytalam takiej historyjki jest swietna czekam na newsa:))))

    OdpowiedzUsuń
  11. Dopiero zaczynam.
    Podoba mi się.
    Czekam na NN.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dlaczego Twój blog znajduje się na dhl skoro nie jest w tej tematyce?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam opowiadania o Draco i Hermionie. Tylko są skończone i na razie nie zamierzam napisać nic nowego o tej tematyce. Wejdź w opisy historii, tam będzie wszystko. :)

      Usuń