Strony

22 maja 2016

Dziewczynka z ulicy (6)

Rozdział VI

- Kim ty, kurwa, jesteś i co robisz w moim pokoju?!
Ocknęłam się ze snu kompletnie otumaniona. Zamrugałam oczami od nadmiaru światła. Świadomość dotarła do mnie, kiedy raptownie poczułam chłód na skórze. Ktoś ściągnął ze mnie kołdrę. Wzdrygnęłam się, patrząc w niesamowicie orzechowe i rozgniewane oczy. Ich właściciel stał nade mną z potarganymi włosami. Był wyraźnie zdenerwowany i mogłabym przysiąc, że czułam od niego lekki odór alkoholu. Wyglądał na góra dwadzieścia lat.
- A więc ty musisz być Ash. Cześć, jestem Delilah – powiedziałam cicho i niepewnie, podkulając nogi pod brodę. On to wie, jak całkowicie obudzić człowieka.
Chyba zaskoczyłam go tymi słowami, bo raptownie zamilkł. Zmarszczył czoło.
- Nie przypominam sobie, żebyśmy się znali. Poza tym czemu masz na sobie moją koszulkę?!
- Co to za krzyki?
Do pokoju wparowała zaspana Penelope, ale natychmiast się rozbudziła, widząc, kto narobił hałasu.
- Mamo! Czy…
- Po pierwsze, Ash, ciszej. Obudzisz Maxa – zaczęła już spokojnie, wzdychając głęboko. Poprawiła poły szlafroka, zawiązując pasek ciaśniej w talii. – Po drugie, mogłeś mnie uprzedzić, że jednak wrócisz na noc. Nie byłoby wtedy tej głupiej sytuacji. A po trzecie, czuć od ciebie alkohol, a o ile wiem, nie skończyłeś jeszcze osiemnastu lat. Masz na to jakieś wytłumaczenie?
Ash wpatrywał się w Penelope z tak śmiesznym wyrazem twarzy, że z całej siły starałam się nie roześmiać. Nie chciałam wtrącać się w ich kłótnię, mimo iż byłam jej głównym powodem. Na samą myśl od razu posmutniałam i zrobiło mi się głupio. Niezgrabnie stanęłam na nogi koło łóżka.
- To może ja…
- Leż, Delilah, i niczym się nie przejmuj. Przepraszam za mojego syna.
- Co?! O czym ty, do cholery, mówisz, mamo?!
- Język – upomniała Asha.
- Kim ona jest? – zapytał mocnym głosem, wskazując na mnie ręką. – Czemu śpi w moim łóżku i ma na sobie moje ubrania?!
Z przestrachem spojrzałam na zielony t-shirt z dziwnym napisem.
- Przepraszam! – zaczęłam natychmiast. – Zapomniałam plecaka z samochodu i nie miałam przy sobie nic innego… Zaraz ją zdejmę! Przepraszam!
Chwyciłam za skrawki koszulki i szybko ją z siebie ściągnęłam, pozostając jedynie w staniku i majtkach. W pokoju zapanowała cisza, którą parę sekund później przerwał chichot Penelope. Kobieta zasłoniła usta, starając się w jakiś sposób opanować. Ashowi za to prawie oczy wyszły z orbit. Tylko czemu?
Momentalnie uświadomiłam sobie własne faux pas i momentalnie starałam się zakryć rękoma. Czułam żar bijący z policzków. Boże, w skali jeden od dziesięciu w byciu idiotką, mogłaby spokojnie dostać sto.
- Załóż z powrotem tę koszulkę, Delilah, i połóż się spać. Miałaś ciężki dzień. A ty – zwróciła się ponownie do syna – chodź na dół. Wszystko ci wytłumaczę, a dzisiaj prześpisz się na kanapie.
Ash, jakby wyrwany z rozmyślań, bez krzyku pokiwał głową. Wychodząc z pokoju, rzucił mi spojrzenie, które, przysięgam, mogłoby zabić.
- Ty to wiesz, jak uciszyć chłopaka, Delilah – zachichotała. Po zmęczeniu nie było widać śladu. – Dobranoc.
Wyszła, zostawiając mnie z ciągle czerwonymi policzkami, ale przynajmniej zdążyłam już założyć koszulkę. Odchrząknęłam lekko, a po chwili namysłu ponownie weszłam pod kołdrę. Starałam się zasnąć, ale słysząc dochodzące z dołu głosy, jakoś nie potrafiłam. Tak bardzo chciałam wiedzieć, o czym rozmawiali… Wreszcie po jakichś pięciu minutach nie wytrzymałam. Wygramoliłam się z łóżka, niemalże niesłyszalnie otworzyłam drzwi i na palcach przeszłam na górę schodów. Na szczęście nie mogli mnie widzieć, siedząc w kuchni, za to ja doskonale słyszałam każde ich słowo.
- …pomóc. Delilah znalazła się w naprawdę ciężkiej sytuacji – tłumaczyła Penelope. – Chciałabym, abyś przynajmniej spróbował być miły albo udawał, że ci nie przeszkadza, Ash.
- Jakim cudem ona w ogóle się tu znalazła? Nie ma własnego domu?
- No właśnie nie ma, Ash. Biedna dziewczyna większość życia błąkała się po przytułkach, a ostatnio spędziła rok na ulicy. Czy ty rozumiesz, jakie to musiało być dla niej trudne?
- Hę? Chcesz mi powiedzieć, że jakaś bezdomna właśnie śpi w moim łóżku w mojej koszulce?! Mamo! Przecież ona może mieć wszy. Widziałaś jej nogi? W tych długich włosach może czaić się coś ohydnego i obślizgłego.
Spojrzałam w dół i niemal od razu odwróciłam wzrok. Dla Asha byłam obrzydliwa i w tym momencie tak właśnie się czułam. Poczułam łzy w kącikach oczu.
- Ash! – skarciła syna. – Spróbuj postawić się na jej miejscu i dopiero potem zacznij oceniać. Jest mi za ciebie strasznie wstyd. Nie tak cię z ojcem wychowaliśmy.
- W tym właśnie problem. Wy mnie w ogóle nie wychowaliście, bo prawie ciągle siedzicie w pracy!
- To nie czas na taką rozmowę.
- No tak, ty nigdy nie masz czasu! Właśnie o tym mówię! Prawie w ogóle z ojcem nie ma was w domu, a kiedy wreszcie się pojawiacie, to przyprowadzasz jakąś brudną przybłędę i kładziesz ją u mnie w pokoju! W jedynym miejscu, gdzie tak naprawdę mogę być sobą!
Penelope najwyraźniej zaskoczył wybuch Asha, bo przez chwilę się nie odzywała.
- Długo ona w ogóle tu zostanie? – zapytał ponownie Ash, tym razem nieco spokojniej.
- Na razie z ojcem postanowiliśmy, że na pewno do rozprawy.
- Do jakiej rozprawy?
- Sądowej, a jakiej? – zironizowała kobieta i mogłabym przysiąc, że wywróciła oczami. – Niestety, Delilah, ma trochę problemów z prawem.
- Co?! Nie dość, że przybłęda, to jeszcze przestępca? Kogo ty sprowadzasz do domu, mamo? A jak coś zrobi Maxowi? Przecież ona może nam wynieść połowę rzeczy i nawet nie zauważysz! Takim ludziom jak ona, nie można ufać!
Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam płakać. Takim ludziom jak ona – słowa Asha bębniły mi w głowie, doprowadzając do szału. Penelope coś odpowiedziała, ale nie słyszałam już co. Za bardzo się rozkleiłam. Pociągnęłam głośno nosem, a kiedy na dole zaległa cisza, zakryłam usta dłonią. Szybko uciekłam do pokoju, zamykając drzwi i wskakując pod kołdrę. Chciałam się uspokoić, wkładając głowę pod poduszkę, ale nie potrafiłam. Padło za dużo zbyt ostrych i bolesnych słów, chociaż w głębi duszy wiedziałam, że prawdziwych.
Nagle pod drzwiami usłyszałam ruch. Jeszcze mocniej wcisnęłam twarz w pościel, starając się zagłuszyć płacz jak najbardziej mogłam.
- Masz ją jutro przeprosić, Ash, i módl się, żeby ci wybaczyła. A teraz dobranoc. Myślę, że poradzisz sobie z pościeleniem kanapy sam.
Było to ostatnie zdanie, jakie tej nocy usłyszałam, choć płakałam jeszcze dość długo. Zasnęłam dopiero nad ranem, kiedy na niebie zaczęły pojawiać się pierwsze promienie słoneczne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz