Strony

22 sierpnia 2016

Dziewczynka z ulicy (18)

Rozdział XVIII

Melody, która była w trakcie jedzenia sałatki, bez słowa odłożyła widelec na tacę. Całą uwagę poświęciła mi, za co byłam jej wdzięczna. Odetchnęłam głęboko, mając nadzieję, że nie zostanę znienawidzona.
- Zabiłaś kogoś? – zapytał Isaac, mrużąc oczy.
- Co? Oczywiście, że nie! – zaprzeczyłam bez zastanowienia.
- W takim razie pobiłaś i ten ktoś jest w śpiączce? Porysowałaś komuś samochód, spaliłaś dom? – dalej wymieniał niewzruszony Holt. Nie wiedziałam, czy żartuje, miał tak poważną minę.
- Nie.
- Więc nie rozumiem, czemu się tak spinasz – odparł, wzruszając ramionami. Znów zaczął obżerać się frytkami i wrócił do klikania w telefon, kompletnie mnie olewając.
- Daj spokój, Issy. Co się stało, Delilah?
Melody uśmiechnęła się zachęcająco.
- Poszłam na układ z dupkiem – wyznałam, raptownie czując ulgę ogarniającą całe ciało.
- Jaki układ?
- Dobrze wiesz, że z matmą idzie mi okropnie, prawda? Nie stać mnie też na korepetytora, a wy, z góry przepraszam, żadnymi orłami nie jesteście, więc też mi nie pomożecie.
- Ej! – przerwał Isaac. Jednak słuchał, mimo iż udawał, że nie. – Zdaję z klasy do klasy, co nie?
- W każdym razie – mówiłam dalej, ignorując chłopaka - chodzi o to, że dupek obiecał pomóc mi z zaległościami i ze znalezieniem pracy, z czym też mam niemały problem.
- No okej, to miłe z jego strony, ale nadal nie rozumiem, do czego pijesz, Delilah.
- W zamian muszę zrobić wszystko, żebyś się z nim umówiła.
Tak, jak się spodziewałam, reakcja Melody nie należała do najprzyjemniejszych. Najpierw zaskoczona uniosła brwi, a potem na jej twarzy pojawił się grymas. Była bardzo zła. Isaac jedynie głośno parsknął śmiechem. Obie jednak kompletnie go zignorowałyśmy, wpatrując się w siebie nawzajem.
- Jak mogłaś się na to zgodzić? Dobrze wiesz, co zrobił i że go nie znoszę!
- Wiem – przytaknęłam. – Dlatego wpadłam na pomysł, który może ci się spodobać.
- Nie byłabym tego taka pewna – burknęła.
Wywróciłam oczami.
- Posłuchaj. On chce cię odzyskać, ale ty go nawet nie chcesz słuchać, dlatego wymyślił sobie, że skoro ja się z tobą trzymam, to uda mi się sprawić, że wreszcie dostrzeżesz jego wspaniałość. Sęk w tym, że wcale nie zamierzam cię do niego przekonywać. Wręcz przeciwnie. Pomyślałam, że zamiast go bardziej zachęcać, zniechęcę go do ciebie. Tak fest go zniechęcę, a przy okazji może uda znaleźć się jakiś inny obiekt, do którego dupek mógłby sobie powzdychać. Co o tym sądzisz, Mel?
Wilson milczała, usilnie się zastanawiając. Widziałam to po jej zmarszczonym czole. Wreszcie uśmiechnęła się szeroko.
- Świetny pomysł! Upieczemy wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu. Ty się poduczysz i znajdziesz pracę, a ja wreszcie pozbędę się Ashtona Irwina na zawsze.
- Mówiłam, że ci się spodoba.
- Tak naprawdę cholernie bałaś się mi o tym powiedzieć. – Mel trafiła w dziesiątkę.
- Może i tak, ale ciągle miałam nadzieję.
Roześmiałyśmy się.
- Jezu, tak się cieszę, że jestem facetem. Wy, kobiety, macie tak posrane problemy życiowe, że aż szkoda gadać. Idę, zanim się porzygam, tak uroczo wyglądacie w tej chwili.
Kiedy Isaac odszedł, zabierając tacę, nie mogłyśmy się powstrzymać i zaczęłyśmy śmiać się jeszcze głośniej. Z pewnością przyciągnęłyśmy tym zachowaniem parę nieprzychylnych spojrzeń, ale miałam to głęboko gdzieś. Najważniejsze, że Melody spodobał się mój plan.
- Pomogę ci – oznajmiła niespodziewanie. – Już się nie mogę doczekać, żeby odegrać się na Irwinie za te miesiące prześladowania. Od czego zaczynamy, Delilah?
Wzruszyłam ramionami.
- Szczerze mówiąc, najpierw chciałam ci o wszystkim powiedzieć. Niczego jeszcze nie wymyśliłam.
- W takim razie może przyjdziesz do mnie po szkole i…
- Nie – przerwałam Mel. – To za szybko. Dopiero dzisiaj się zgodziłam, więc musimy jeszcze z dupkiem ustalić szczegóły naszego układu. Gdybym po szkole od razu do ciebie przyszła, zacząłby coś podejrzewać.
- Masz rację – przytaknęła, wracając do jedzenia sałatki. – W takim razie jak porozmawiacie, od razu daj mi znać. Ja pomyślę nad potencjalnymi kandydatkami i nad tym, co zrobić, żeby go do siebie zniechęcić. Co sądzisz o robieniu z siebie kompletnej idiotki?
Zachichotałam.
- Może najpierw ulegniesz na moje prośby, żeby się z nim umówić, a dopiero później wdrożymy plan zrobienia z ciebie idiotki w życie, co sądzisz? – zaproponowałam. Nie spodziewałam się, że będę miała z tym tyle zabawy. Gdybym tylko wiedziała, nie czekałabym niepotrzebnie tygodnia i zgodziłabym się od razu.
- Super!
- I chyba wiem, gdzie was ze sobą spiknąć – zastanowiłam się. – Mike zaprosił nas na imprezę urodzinową w piątek za dwa tygodnie. Myślę, że wtedy będzie najodpowiedniejszy moment, żeby zacząć.
- Ech, będę musiała wykrzesać z siebie wszelkie pokłady cierpliwości, ale zgoda.
- Jeżeli znajdziesz też jakieś pokłady aktorstwa, nie będę narzekać – parsknęłam śmiechem.
- Zobaczę, co da się zrobić.
Melody wstała z krzesła.
- Dobra, lecę na zajęcia. Muszę iść trochę wcześniej, żeby skończyć wczorajszy rysunek. Dzisiaj będziemy malować portrety, a nie chcę marnować czasu na jakąś martwą naturę  – szczerze się uradowała.
- Powodzenia!
Mrugnęła, po czym wręcz wybiegła ze stołówki. Podziwiałam ją, że aż tak oddała się sztuce. Melody kochała malować i robiła to, kiedy tylko mogła. Na lekcjach, na przerwach, pewnie nawet śpiąc, śniła o kredkach, farbach i ołówkach. Pokręciłam głową. Zostałam sama przy stoliku, więc otworzyłam książkę i zaczęłam powtarzać wiadomości na nadchodzący sprawdzian z francuskiego.

*

Wychodząc ze szkoły, wpadłam na kogoś. Odbiłam się i byłabym upadła, gdybym nie oparła się o drzwi.
- Uważaj, jak leziesz! A to ty – powiedział Ashton, kiedy tylko zauważył, z kim się zderzył. Założył ręce na ramiona i wpatrywał się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem. Ostatnio zauważyłam, że coraz częściej się na mnie gapił. Okej, rozumiałam, że nie znosił przybłęd, ale czasami mógłby się powstrzymać.
- A ty jak zawsze milutki.
Starałam się go wyminąć, ale skutecznie zagrodził drogę.
- A dziewczynka z ulicy jak zawsze pyskata.
- Chcesz czegoś? – spytałam zrezygnowana. – Śpieszę się. Obiecałam odebrać Maxiego z przedszkola.
Ashton uniósł brew do góry.
- Moi starzy poprosili o to ciebie? To ja jestem jego starszym bratem.
- Może wiedzą, że byś się nie zgodził i nie chcieli się z tobą bezsensownie sprzeczać? – wywróciłam oczami. – Mogę przejść?
Irwin dopiero po dłuższej chwili zszedł mi z drogi. Moja wolność nie trwała jednak długo, bo gdy tylko trochę przeszłam, usłyszałam jego kroki. Zrównał się ze mną, ale nie zatrzymał.
- Podwiozę cię. Poza tym i tak musimy porozmawiać i ustalić szczegóły.
- Nie obraź się, Ashton, ale…
- Delilah!
Przed nami, jakby znikąd, wyrósł Isaac. Obrzucił Ashtona wrogim spojrzeniem, po czym całą uwagę skierował na mnie.
- Czekam i czekam. Mówiłaś, że się spieszysz, a ja też nie mam całego dnia.
- Jasne, jasne – przerwałam Holtowi, nim zdążył się bardziej rozkręcić. – Już idę. Widzimy się w domu – zwróciłam się do Ashtona i bez dalszego słowa wyjaśnienia, ruszyłam za Isaaciem.
- Zaczepiał cię? Mam mu przywalić? – zapytał, gdy odeszliśmy kawałek.
- Nie – zaprzeczyłam, wywracając oczami. – Niechcący na siebie wpadliśmy.
Usiedliśmy w samochodzie, po czym Isaac ruszył. Wspominałam już, że uwielbiałam z nim jeździć? Prowadził spokojnie, w całości skupiając się na drodze. Całkowicie przeczyło to jego dość wybuchowemu charakterowi. Włączył płytę, a z głośników popłynęło mocne brzmienie. To chyba był metal albo rock. Nie potrafiłam jeszcze odróżnić niektórych gatunków muzyki, chociaż szło mi lepiej niż z początku. Poza tym Isaac obiecał, że pomoże mi nadrobić moje muzyczne braki, bo nie chciał się pokazywać z kimś aż tak cofniętym. Do tej pory nie byłam pewna, czy żartował.
- Wiesz, jak tam dojechać?
- Jedziesz do świateł, a potem dwa razy w prawo – przypomniałam sobie, patrząc przez okno i rozglądając się po okolicy. Z dumą mogłam stwierdzić, że powoli zaczynałam ogarniać dzielnice, w której znajdował się dom Irwinów. Poza tym bez problemu trafiałam do szkoły, przedszkola Maxa i do sklepu. Oczywiście, wiedziałam też, gdzie był park, plac zabaw i inne charakterystyczne miejsca, ale gdyby ktoś wyrzucił mnie pomiędzy domami, w życiu bym się nie odnalazła.
- Daleko jest z tego przedszkola do domu Irwinów?
- Nie, pięć minut drogi. A co?
- Umówiłem się i…
- Jasne – przerwałam mu z uśmiechem. – Wrócimy pieszo.
Kiedy już zaparkował, do głowy wpadła mi znakomita myśl.
- Isaac, co robisz za dwa tygodnie w piątek? – zapytałam, w ukryciu ściskając kciuki.
- Jeszcze nie wiem. Może jakaś impreza albo koncert. – Wzruszył ramionami. – Czemu pytasz?
- Bo szykuje się impreza u Mike’a Clifforda. Zostaliśmy zaproszeni, a plan Mel i mój wręcz nakazuje tam naszej obecności.
- Clifford? To ten w kolorowych włosach?
Przytaknęłam.
- Nie.
- Ale czemu? Zresztą, już powiedziałam, że przyjdziemy, więc tak jakby nie masz wyjścia – starałam się zmienić pałeczkę. Chyba niezbyt to wyszło, ale w zanadrzu miałam jeszcze jeden pomysł. – Chyba nie chcesz zawieść swojej przyjaciółki Melody, co? Poza tym będzie tam darmowy alkohol…
- No dobrze! – jęknął. – Jesteś  taką męczydupą.
- Chyba męczyduszą?
- Nie – odpowiedział, prychając. – A teraz wysiadka.
- Dzięki, Isaac. Jesteś najlepszy – oznajmiłam, wychodząc z samochodu. Ostatnie słowa opuściły krtań dość niespodziewanie, ale w zasadzie nie żałowałam. Kto by pomyślał, że przerażający satanista może okazać się dobrym kumplem?
Podniosłam głowę, patrząc wprost na wysoki budynek z czerwonej cegły. Nad wejściem widniał napis: „Przedszkole u krasnoludków”, po przeczytaniu którego parsknęłam cicho. Ciekawe, kto go wymyślił? Bez wahania weszłam do środka przez oszklone drzwi, ale po tym moja pewność wygasła. Gdzie, do cholery, miałam pójść? Schodami na górę, na dół? A może wzdłuż korytarza?
- Szuka pani czegoś?
- Tak, dziękuję – uśmiechnęłam się do wysokiej blondynki na obcasach. Przez krótko ścięte włosy i dopasowaną marynarkę wyglądała niczym rasowa bizneswoman. – Przyszłam po Maxymiliana Irwina, ale kompletnie nie wiem, gdzie iść. Czy byłaby pan tak miła i pokazała mi drogę?
- Jest pani kimś z rodziny? – zapytała wyniośle.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że patrzyła na mnie z góry. Przedszkole najwyraźniej źle obchodziło się z osobami w roztrzepanym kucyku i lekko przetartych dżinsach. Zdarły mi się nie tylko kolana, kiedy wyskoczyłam z samochodu Ashtona podczas ataku paniki. Poza tym odkąd wróciłam z tego wypadu upiększającego z Penelope, ani razu się nie umalowałam – nie wiedziałam jak. Może faktycznie wyglądałam jak obdarciuch?
- Niby nie, ale…
- W takim razie proszę, abyś jak najszybciej opuściła budynek. Natychmiast.
- Ale pani nie rozumie, ja muszę…
Znów mi przerwała, pokazując ręką drzwi.
- Jeżeli jeszcze raz cię tutaj zobaczę, dzwonię po policję.
Westchnęłam. Nie chciałam się z nią kłócić, ale przecież musiałam jakoś odebrać Maxa. Obiecałam Penny, że przyprowadzę go do domu, więc nie mogłam jej zawieźć. Wyszłam z budynku, ale zatrzymałam się tuż przed drzwiami. Jeżeli zadzwoniłabym teraz do Penelope albo Toma, dowiedzieliby się o porażce, a przecież nie mogłam dać im sposobności do myślenia, że przybłęda nie potrafi odebrać nawet dziecka z przedszkola. W tej sytuacji miałam tylko jedno wyjście.
Wyjęłam telefon z kieszeni i wybrałam numer.
- Cześć, Ashton. Nie dzwoniłabym, gdyby to nie było ważne – mówiłam na wydechu – ale jest sprawa. Stoję pod przedszkolem Maxiego, a jakaś babka nie chce…
- Wiedziałem, że tak będzie. Nie ruszaj się stamtąd, zaraz przyjadę.
- Dzię…
Nawet nie zdążyłam dokończyć, bo się rozłączył. Westchnęłam więc, przysiadając na murku. Wyjęłam książkę z plecaka i zgłębiłam się w kolejnej lekturze z listy na angielski. Jeżeli się dzisiaj zepnę, uda mi się ją skończyć.
- A ty znowu czytasz?
Podniosłam oczy, wpatrując się w niewzruszoną twarz Ashtona.
- Znowu? – powtórzyłam, nie do końca rozumiejąc.
- Przed wuefem, na stołówce i teraz tutaj. Wszystko z tobą w porządku?
- Obserwujesz mnie.
Zaskoczył mnie. Ashton musiał mi się przyglądać cały dzień, skoro wiedział, gdzie i kiedy czytałam. Włożyłam książkę z powrotem do plecaka, który zarzuciłam na ramię. Wstałam i otrzepałam spodnie.
- Chodźmy już. Zerwałem się z próby, żeby tu przyjechać.
Bez słowa podreptałam za nim. Szedł szybko, przez co prawie biegłam. Nagle poczułam, jak ktoś ciągnie mnie za rękę.
- To ty?! – wykrzyknęła blondynka, szarpiąc mną. – Mówiłam coś na temat tego, jeżeli się tu znowu pojawisz. Dzwonię na policję!
- Ale ja naprawdę – jąkałam się, próbując wyjaśnić całą sytuację.
- Ona jest ze mną, Sabine – zwrócił się do kobiety Ashton, a mi posłał wredny uśmieszek. Zaczerwieniłam się niczym burak. W każdym razie tak myślałam, sądząc po gorącu rozlewającym się na policzkach.
- Och, Ashton.
Blondynka zamrugała zaskoczona, ale szybko się zrehabilitowała. W oka mgnieniu puściła moją rękę, nawet na mnie nie spojrzawszy.
- Tak, wiem, wiem. Wygląda jak złodziejka. Nie przejmuj się, Sab, każdy może się pomylić. Szczególnie widząc kogoś takiego jak ona. – Kiwnął na mnie głową.
- Myślałam, że chce coś ukraść albo kogoś porwać. Jako dyrektorka muszę pilnować podopiecznych. Rozumiesz, dbać o bezpieczeństwo w placówce.
Czy ona starała się tłumaczyć przed o wiele młodszym chłopakiem?
- Oczywiście, Sab. Dobrze, my już pójdziemy. Max na pewno już czeka.
- Tak, tak – zgodziła się. – Pozdrów Toma. Już od dawna tu nie przychodził.
- Jasne. Na razie.
Ashton się pożegnał i ruszył wzdłuż korytarza. Tym razem jednak szedł wolniej i zdecydowanie bliżej mnie niż powinien. Kiedy tylko blondynka zniknęła nam z oczu, nachylił się i wyszeptał:
- Sabine to dyrektorka. Leci na mojego ojca, odkąd pamiętam. Właściwie leci na wszystkich, którzy są przy kasie – dodał w zamyśleniu.
- Jest wredna. Poza tym mogłeś darować sobie tę złodziejkę.
- Zero zabawy – roześmiał się.
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami z numerem 05, które Ashton bez pukania otworzył. Zajrzałam do środka. Była tam wielka salka z gromadką biegających i krzyczących dzieci. Widziałam małe stoliczki i krzesełka, no i oczywiście tabuny zabawek, klocków, samochodzików i lalek.
- Deli! – krzyknął Maxi, kiedy nas dostrzegł, po czym skoczył wprost na mnie. Bez zastanowienia wzięłam go na ręce, uśmiechając się. – Wiedziałem, że przyjdziesz!
- Ja też tu jestem, młody.
- Tak, to super – opowiedział Maxi, prawie ignorując starszego brata – Pójdziemy dzisiaj na plac zabaw, Deli? Albo może pogramy w taką nową grę?
- Jasne, jasne. Na razie jednak wróćmy do domu, okej?
- Tak. Chodź, pokażę ci moją szafeczkę.
Zeskoczył na ziemię i chwycił mnie za rękę.
- Idź go ubierz, a ja pójdę porozmawiać z opiekunką. Powiem jej, że ty też możesz odbierać Maxa – wyjaśnił Ashton, głośno wzdychając. Chciałam mu podziękować, ale nawet nie zdążyłam otworzyć buzi, Max tak bardzo szarpał.
Piętnaście minut później siedzieliśmy z Maxem w kuchni i jedliśmy obiad, który z rana przygotowała Penelope. Ku zdziwieniu, chwilę po nas wrócił z pracy Tom, więc szykował się naprawdę ciekawy wieczór. Tym bardziej że Max ciągle coś plótł o tej nowej grze.
- Nie miałeś wrócić na próbę? – zapytałam Ashtona, kiedy ten usiadł przy stole.
- Zadzwoniłem do chłopaków i powiedziałem, że nie dam rady.
- Swoją drogą, nie wiedziałam, że masz zespół. Grasz czy śpiewasz?
- Gram – powiedział, wkładając do buzi kawałek kurczaka. Przeżuwał dość wolno. – Uprzedzając twoje następne pytanie: na perkusji.
Kiwnęłam głową.
- Dziękuję, że przyjechałeś. To wiele dla mnie znaczy.
- Nie mogłem pozwolić, żeby brat siedział przez pół dnia sam w przedszkolu. Nie zrobiłem tego dla ciebie.
- Wiem, ale mimo wszystko dziękuję – starałam się zabrzmieć jak najbardziej szczerze.
- Spoko.
Przez resztę obiadu milczeliśmy, a ja usilnie starałam się na niego nie patrzeć.

6 komentarzy:

  1. Od razu widać, że rozdział dłuższy, podoba mi się :) Masz bardzo swobodny styl pisania, chodzi mi o to, że wydaje się jakbyś nie miała żadnego problemu z rozwinięciem wątku i doborem słów. Zdecydowanie wolę czytać książki i jest to jedyne ff, właściwie to chyba jedyny blog, który czytam. Cóż... po prostu chyba zostałam Twoją fanką :P

    Pozdrawiam,
    P. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie przyjemnie mi czytać tak miłe słowa. Niezmiernie się cieszę, że podoba Ci się ta historia, droga P. :)
      Pozdrawiam!
      Ew

      Usuń
  2. Świetny rozdział :) Cieszę się że spełniłaś moją prośbę co do długości rozdziałów :) Czekam na następny :) :) Meg

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam z niecierpliwością na następny :)
    /P.:)

    OdpowiedzUsuń