Strony

9 października 2016

Dziewczynka z ulicy (22)

Rozdział XXII

Z wrażenia aż zachłysnęłam się wodą, którą piłam. Zaczęłam się dusić i kaszleć, a do oczu napłynęły łzy. Każdy normalny człowiek zaraz by podszedł, pomógł, klepnął w plecy, cokolwiek… Ale oczywiście Ashton Irwin nie należał do tych normalnych. Stał z założonymi rękoma i z drwiącym uśmieszkiem przyglądał się moim nędznym próbom złapania oddechu.
Wreszcie mi się udało. Odetchnęłam.
Posłałam Irwinowi gniewne spojrzenie i w akcie nienawiści przywaliłam mu pięścią w ramię. Uderzyłam naprawdę mocno, aż ręka mnie zabolała.
- Au! Za co?
- Za jajco, dupku!
Przez parę dobrych minut mierzyliśmy się wrogo wzrokiem, aż w końcu Ashton spasował. Tak! Pierwszy raz udało mi się wygrać z nim potyczkę na gesty! Poczułam przeogromną dumę, a humor mimowolnie mi się poprawił.
- Gdzie ta praca?
- W sklepie spożywczym. Jakieś trzy przecznice stąd – wyjaśnił, siadając przy stole.
- Super! Jak ci się udało ją załatwić?
- Luke tam pracuje.
Jęknęłam głośno. Jeden dupek, z którym muszę mieszkać i chodzić do szkoły, to już dużo. Myślałam, że podczas pracy uwolnię się od ich towarzystwa.
- A nie masz innej opcji?
- Chcesz zarabiać kasę czy nie? – Wyglądał na zirytowanego.
- Dobra, dobra, nie obrażaj się. Dzięki. – Usiadłam koło Ashtona. – Kiedy mam zacząć?
- Ogólnie Luke mówił, żebyś przyszła dzisiaj. Pokaże ci co i jak robić, a normalnie zaczynasz w poniedziałek.
- Okej – zgodziłam się, potakując. Zerknęłam na zegarek, którego wskazówki pokazywały godzinę szesnastą pięćdziesiąt. – Czyli o której mam tam pójść?
Ashton wyszczerzył się w najbardziej wredny sposób, jaki kiedykolwiek widziałam. Aż zadrżałam. On coś knuł, zdecydowanie.
- Powiedziałem, że będziesz o piątej.
- Przecież to za dziesięć minut!
- W takim razie radzę ci się pośpieszyć – roześmiał się, wstał i najzwyczajniej wyszedł z kuchni. Rozdziawiłam buzię. Co za dupek! Jak miałam w dziesięć minut przebyć ponad półgodzinną trasę? Nawet biegnąc, nie dałabym rady. Pozostało mi jedno wyjście: zadzwonić po szofera. Pierwszy na liście znalazł się Issy, ale ku nieszczęściu nie odbierał. Potem był Mickey, ale w trakcie półminutowej rozmowy okazało się, że jego samochód od tygodnia tkwił u mechanika.
Zapukałam do drzwi mojej ostatniej deski ratunku. Nie czekając na zaproszenie, wparowałam do środka, jak to w zwyczaju robił Ashton.
- Mógłbyś mnie tam podwieźć? Proszę? – zapytałam cicho, niepewna jego reakcji.
Irwin leżał na łóżku z laptopem na brzuchu. Leniwie przeniósł na mnie spojrzenie, a jego brew powędrowała do góry.
- Niby dlaczego miałbym ci pomagać? Tego nie było w naszej umowie.
- Bo masz serce?
Ashton prychnął głośno, po czym zaczął klikać coś na komputerze.
- No dobra! – wykrzyknęłam, wyrzucając ręce. – Obiecuję, że do imprezy Mike’a Melody się z tobą umówi, okej?!
Nie znalazłam innego wyjścia z tej sytuacji.
Ashton uśmiechnął się szeroko, ukazując w policzkach dołeczki, i wręcz zeskoczył na podłogę, uprzednio odkładając laptopa. Chwycił bluzę i zgarnął kluczyki z biurka, po czym ruszył w moją stronę.
- Nie mogłaś tak od razu, dziewczynko z ulicy? - Puścił oczko i mnie wyminął, zbiegając po schodach. – Szybciej, przecież nie chcemy, żebyś się spóźniła!
Czułam, jak złość wzrastała po każdym jego słowie. Powstrzymałam się jednak, zagryzając język. Potrzebowałam tej pracy, a żebym mogła ją dostać, w przeciągu pięciu minut musiałam znaleźć się w tym sklepie, wykonanie czego było możliwe jedynie z pomocą Ashtona. Nie mogłam więc go teraz obrazić, ale kto powiedział, że nie zrobię tego zaraz po powrocie? Już nieco uspokojona, ruszyłam za Irwinem do garażu.
Tym razem nie kazał przejść mi na tylne siedzenia, z czego się ucieszyłam. Pewniej czułam się, patrząc Ashtonowi na ręce podczas jazdy.
- Przyśpiesz trochę!
Irwin wlókł się niemiłosiernie. Licznik pokazywał dziesięć kilometrów na godzinę.
- Nie mogę.
- Dlaczego? – zapytałam zdziwiona, odwracając ku niemu głowę. Na ustach Ashtona widniał drwiący uśmieszek.
- Przy wyższej prędkości możesz dostać kolejnego ataku – stwierdził tak spokojnym i pewnym tonem, aż szczęka mi opadła z niedowierzania. Powiedzieć, że Irwin był dupkiem, to zdecydowanie za mało.
- Ale za dwie minuty muszę być na miejscu! Przyspiesz. Zamknę oczy. Proszę, Ashton.
Chłopak spojrzał się na mnie, po czym westchnął, ale wcisnął gaz. Faktycznie przyspieszył, bo wraz z rosnącą prędkością serce zaczynało mi bardziej pulsować. Linie na drodze, podobnie zresztą jak obrazy za oknem, mijały coraz szybciej. Zacisnęłam powieki i bezwiednie złapałam Ashtona za ramię, które mocno ścisnęłam. Myślałam, że zaraz na mnie nawrzeszczy, że mam zabierać brudne łapy, ale milczał.
Kiedy z piskiem opon zatrzymał się na parkingu przed sklepem, niemal wyskoczyłam ze środka. Nogi miałam niczym z waty, ale cóż, nie było wyjścia. Spojrzałam na zegarek na ręku, wybiło równo siedemnasta.
- Dzięki – wyszeptałam trzęsącym się głosem. – Wrócę pieszo.
- Nie miałem zamiaru czekać, dziewczynko z ulicy.
Odjechał, nim zdążyłam odpowiedzieć. Pokręciłam głową, ten dupek był niemożliwy. Zanim weszłam do sklepu, wyrównałam oddech. Rozejrzałam się po wnętrzu, nie dostrzegając niczego ciekawego ani dziwnego. Sklep jak sklep. Dużo regałów, jakieś lodówki, tysiące produktów spożywczych. Podeszłam do kasy niepewnie, ponieważ siedział tam Luke z oczami utkwionymi w ekranie telefonu.
- Cześć – przywitałam się grzecznie, przestępując z jednej nogi na drugą.
Luke podniósł głowę. Przygryzł kolczyk w wardze.
- No cześć. Chcesz czegoś?
- No… Miałam tu dzisiaj przyjść, żebyś powiedział mi co i jak. No wiesz, wyjaśnił, co mam robić, i tak dalej.
- Dzisiaj? – spytał zaskoczony. – Myślałem, że w poniedziałek?
- Co?
Czy to jakieś żarty?
- Mówiłem Ashowi, żebyś przyszła od razu po szkole. W poniedziałki jest stosunkowo mały ruch, więc spokojnie bym cię wtedy podszkolił. Obsługi kas, terminali, rozumiesz, normalka.
- Co za dupek! – wykrzyknęłam wściekła. Nie mogłam uwierzyć, że Irwin oszukał mnie w tak perfidny sposób.
Luke zamrugał zdumiony, po czym roześmiał się głośno.
- Nie wierzę, że tak łatwo się nabrałaś. Myślałem, że jesteś mądrzejsza.
- Spadaj – warknęłam i zmroziłam wzrokiem Hemmingsa. – Irwin gorzko tego pożałuje.
- W zasadzie należy mu się mały rewanż.
Czy ja dobrze usłyszałam?
- Co?
- No ostatnio zachowuje się, jakby pozjadał wszystkie rozumy – wyjaśnił Luke, wzruszając ramionami. – Można by mu wreszcie utrzeć nosa, a ty, Delilah, wydajesz się do tego idealną osobą.
- Ja? Czemu? – pytałam ewidentnie zaciekawiona i lekko zszokowana słowami blondyna.
- Odkąd zamieszkałaś z Irwinami, nigdy nie widziałem go aż tak wściekłego. Na nikogo poza tobą aż tak bardzo się nie wkurzał – roześmiał się Luke, na co wywróciłam oczami.
- No jest czego zazdrościć. Co proponujesz?
- Nic wielkiego. Po prostu dzisiaj cię przeszkolę, a potem odwiozę do domu. Za godzinę i tak zamykamy, więc…
- Serio?
Dlaczego Luke Hemmings był miły? Czyżby to kolejny szatański pomysł Irwina, żeby wpuścić biedną Delilah w kanał?
- Tak. – Uśmiechnął się. – Już się tak  mi nie przyglądaj. Nie żartuję.
- Myślałam, że mnie nie lubisz?
- Miałem zły dzień – oznajmił, beztrosko wzruszając ramionami.
- Cały tydzień?
Luke roześmiał się wesoło, po czym się przybliżył.
- Daj spokój. Będziemy razem pracować, nie uważasz więc, żeby się do siebie normalnie odzywać? Bez żadnej spiny ani kłótni?
- Jasne. Byłoby super – zgodziłam się i szeroko uśmiechnęłam. Postanowiłam zaufać Hemmingsowi, mając nadzieję, że się nie zawiodę. – Jak wrócę do domu, pierwsze co zrobię, to pójdę do Ashtona i mu podziękuję za podwózkę.
Luke parsknął śmiechem.
- Już sobie wyobrażam jego minę. Pewnie będzie myślał, że się pomylił. Założę się o dziesięć dolców, że jutro na naszej próbie będzie cholernie zły. Tym bardziej kiedy potwierdzę, że naprawdę miałaś do mnie dzisiaj przyjechać na to szkolenie.
 Zachichotałam, po czym poprawiłam grzywkę wpadającą do oczu. Kolejna godzina zapowiadała się interesująco. Kto zresztą by pomyślał, że w najbliższym czasie nie dość, że normalnie pogadam z Lukiem Hemmingsem, to jeszcze będziemy się razem śmiać? Świat naprawdę uwielbiał płatać figle swoim mieszkańcom. Chociaż akurat w tym przypadku nie miałam co narzekać.

*

- Czym ty się tak denerwujesz? – zagadnęła Melody, poprawiając pasek swojej torebki. – Przecież Witkowsky cię nie zje.
Wywróciłam oczami. Nie byłabym tego taka pewna, pomyślałam, ale nie odważyłam się powiedzieć tego na głos. Nikomu jeszcze nie przyznałam się do moich spostrzeżeń a propos Artura. Kiedy wczoraj przed zaśnięciem po raz setny analizowałam sytuację z samochodu, doszłam do wniosku, że trener naprawdę chciał mnie pocałować! Było to jednocześnie zaskakujące odkrycie, jak i lekko podniecające, bo na samą myśl o całowaniu się z Witkowskym czułam ucisk w brzuchu.
- Ale na pewno nie będzie zadowolony.
- Dziwisz się? Masz zamiar odejść z drużyny.
- Może po prostu nie będę przychodzić na treningi? – wymyśliłam, na chwilę przystając.
- Na wuef też masz zamiar nie chodzić?
Jęknęłam. Kurde, kompletnie zapomniałam, że Artur poza trenerem był również nauczycielem wychowania fizycznego, co znaczy musiałam go widywać codziennie.
Wraz z Mel szłyśmy przez szkolne korytarze. Melody miała teraz zajęcia plastyczne, na które szła z niespotykanym dla siebie ociąganiem i brakiem chęci. Podobno nadal malowali czyjś portret. Może po prostu nie podeszła jej uroda tej osoby albo po prostu wolała rysować inne rzeczy, jakieś krajobrazy czy coś? Ja za to przepełniona strachem kroczyłam w stronę kantorka Witkowskyego, w celu poinformowania go, że odchodzę z drużyny.
- Powodzenia.
- Tobie też.
Pożegnałyśmy się, rozchodząc w dwie różne strony.
Pięć minut później stałam przed drzwiami do pokoju trenerów, starając się przewidzieć chociaż kawałek czekającej mnie rozmowy. Zapukałam, a po głośnym „proszę”, niepewnie weszłam do środka.
- Dzień dobry – przywitałam się grzecznie, zagryzając dolną wargę.
Artur siedział przy biurku przed komputerem i zapamiętale pisał coś na klawiaturze. Na mój widok jednak przerwał.
- Cześć, Delilah.
Uśmiechnął się, przez co całkowicie wyleciało mi z głowy to, co miałam mu powiedzieć. Wyglądał tak uroczo. Musiałam zacząć improwizować.
- Chciałam tylko powiedzieć, że wypisuję się z drużyny.
- Co? Dlaczego? – zapytał Artur, marszcząc czoło. Wstał z krzesła i podszedł bliżej. Staliśmy naprzeciwko siebie niemal na wyciągnięcie ręki. – Chyba nie przez tą podwózkę? Delilah, jeżeli zrobiłem coś nie tak…
- Nie, nie! – zaprzeczyłam szybko, mrugając. – Po prostu dostałam pracę i zaczynam ją zaraz po zajęciach. Nie będę miała kiedy chodzić na treningi.
Artur odetchnął głęboko.
- Czyli to nie przeze mnie?
- Oczywiście, że nie! – Raptownie przypomniałam sobie uczucie jego ręki spoczywającej na kolanie, wskutek czego dość mocno się zarumieniłam.
- Już myślałem, że przekroczyłem granicę.
Na to nie odpowiedziałam. Najzwyczajniej w świecie patrzyłam na twarz Artura, wprost w jego przeszywające, niebieskie spojrzenie. Zrobił parę kroków do przodu, stając tuż przede mną. Niemal czułam jego oddech, przez co mój puls nieznacznie przyśpieszył. Kiedy jednak odgarnął kosmyk włosów, które ciągle wpadały mi do oczu, zadrżałam. Na ten widok Artur uśmiechnął się nieznacznie.
- Widzę, że nie tylko ja się tak czuję – wyszeptał ledwo słyszalnie. – Wracając do twojej rezygnacji, mam rozwiązanie. Na zajęciach wychowania fizycznego będziesz biegała jak na treningu, a poza tym będziemy spotykać się na długich przerwach, żeby omówić plan działania i… wzmocnić twoje ciało.
Ostatnie słowa zabrzmiały niczym pieszczota. Jak obietnica.
- To znaczy? – zadałam pytanie drżącym głosem.
- Zaraz ci pokażę.
Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, podszedł do okna i przekręcił rolety. Po chwili zatrzasnął też drzwi na klucz.
- Artur? – Czułam się kompletnie zdezorientowana zachowaniem Witkowskyego.
- Zanim zacznę, powiedz, że pasuje ci ten układ.
- Co? – wymamrotałam, a wzrokiem bezwiednie powędrowałam do ust trenera.
- Czy na wuefie będziesz ćwiczyć biegi? Nie chcę stracić tak dobrej zawodniczki.
Pokiwałam głową, nawet się nie namyślając. Właściwie w tej chwili zgodziłabym się na jego każdą propozycję. Zaczęły pocić mi się ręce, a na ciele pojawiła się gęsia skórka. Tylko dlaczego? Czyżby organizm postanowił spłatać mi figla? Przy Arturze czułam się jak kompletna kretyna, która nie potrafiła wymówić żadnego słowa, nie wspominając o sklejeniu jakiegokolwiek sensownego zdania.
- Wspaniale – szczerze się ucieszył. Znów znalazł się niebezpiecznie blisko. – Powiedz mi jeszcze jedną rzecz. Co teraz czujesz?
Położył rękę na moją talię, jeszcze bardziej ku sobie przyciągając.
- J-ja… - wyjąkałam, zamrugawszy.
- Tak myślałem.
Zanim w ogóle zdążyłam się zastanowić, o czym konkretnie myślał, jego druga dłoń dotknęła mojego niesamowicie czerwonego i gorącego policzka. Oblizał powoli wargę, ciągle patrząc mi w oczy, przez co niemal czułam, jak się roztapiałam. Chciałam coś powiedzieć. Naprawdę! Marzyłam, aby wydobyć z siebie jakikolwiek dźwięk, ale najwyraźniej nie było mi to dane.
Usta Artura wylądowały na moich.

7 komentarzy:

  1. wow, wow, wow, WOW!

    o wow, chyba nic więcej nie napiszę po przeczytaniu tego rozdziału
    Oh Artur, wow

    Pozdrawiam,
    P. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, rozbawiłaś mnie tym komentarzem. Dzięki. :)

      Usuń
    2. to Ty to wszystko zrobiłaś :)
      dalej WOW !
      p.

      Usuń
  2. Halo halo!!!
    A co tu się dzieje?! Nie no ja nie moge... Weź wywal tego Witowsky'iego z opowiadania błagaaaam. Jak ja go nie lubię... Z tego co pamiętam, to kiedyś już dzieliłam się z Tobą przemyśleniami na temat romansu nauczyciela (wuefisty ) z jego uczennicą. Na dodatek imię Artur kojarzy mi się z moim nauczycielem od WF, którego nie za bardzo lubię. A wracając do bloga- długo mnie nie było, nie dodawałam komentarzy, ale czytałam notki. Kiedy dodałaś "Wakacyjne Spaczenie" myślałam, że później nastąpi wielki powrót Fortuny... Ale nadal czekam na nowy rozdział Dziewczynki☺☺
    Pozdrawiam i życzę weny,
    Roth Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale miałam urwanie głowy na uczelni. W każdym razie pamiętam te Twoje przemyślenia, lecz ten pomysł miałam już dawno w głowie, więc i tak postanowiłam go napisać. Jeżeli Cię to pocieszy, następne rozdziały powinny Ci się bardziej spodobać (oby!) :)
      Nie-dziękuję i również pozdrawiam!

      Usuń
  3. Ciekawe jak podjęcie pracy wpłynie na naukę Delili i jej licznych "adoratorów"... ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Delilah jest silną kobietą, poradzi sobie. :P Poza tym ma ważniejsze rzeczy na głowie, a nie jacyś tam adoratorzy. XD

      Usuń