Strony

6 lutego 2017

Dziewczynka z ulicy (27)

Rozdział XXVII

- Dobrze się czujesz?
Czy ja oby się nie przesłyszałam? Ashton Dupek Irwin martwił się o przybłędę?
- Od kiedy się mną przejmujesz?
- Wyglądasz tak tragicznie, że każdy by się przejął – odparował niemalże od razu. Słowa brzmiały wrednie, choć mówiąc to, wyraz twarzy Ashtona nie zmienił się. Nadal uporczywie mi się przyglądał, lecz tym razem wyglądał spokojniej.
Westchnęłam, nie chciałam się kłócić.
- Trochę mi niedobrze, ale nie jest źle.
- To zaskakujące pod względem tego, ile wypiłaś.
- Skąd wiesz, ile wypiłam? Obserwujesz mnie – wypaliłam. Ashton uniósł brwi wysoko, przeczesał włosy, po czym wywrócił oczami.

- Mike się wygadał, że piłaś nalewkę, więc złożyłem całość do kupy. No wiesz, ty nigdy nie pijąca i alkohol? Od razu było wiadomo, że takie będą skutki. – Machnął na mnie ręką, na co prychnęłam głośno. – Poza tym, o ile pamiętam, obiecałaś mojej matce, że będziesz mnie pilnować na imprezie, a na tę chwilę jest całkiem odwrotnie. Nie uważasz, że coś tutaj nie gra?
- Nie muszę cię zawsze pilnować. Jesteś dorosły, choć zachowujesz się jak gówniarz.
- Ja też cię nie będę pilnował – wkurzył się.
- Nigdy cię o to nie prosiłam – odparowałam, czując narastającą złość. Wystarczyło chwilę pogadać z Irwinem, by całkowicie wytrzeźwieć. Bym mu nawet podziękowała, ale za bardzo mnie irytował.
Wpatrywaliśmy się w siebie groźnie, kiedy nagle wyraz twarzy Ashtona się zmienił. Zamiast zdenerwowanego dupka pojawił się zdeterminowany i zarazem lekko skrępowany chłopak. Dzisiejszego wieczoru Irwin zachowywał się naprawdę dziwacznie. Okej, na co dzień nie był normalny, ale teraz przekraczał wszelkie granice zdrowego rozsądku. Może jednak wypił więcej niż przyznał i poprzestawiały mu się klepki?
- Dobrze, więc następnym razem, gdy się tak spijesz, po prostu cię zostawię. Będziesz leżała nieprzytomna pod drzewem zdana na łaskę innych, obcych…
- Jeżeli to dla ciebie taki problem, możesz iść! – przerwałam mu, czując ogromne rozdrażnienie. – Nikt cię nie prosił, żebyś przebywał koło przybłędy, ani tym bardziej żebyś jej pilnował! Jestem duża, zawsze dawałam sobie radę! Nie zamierzam więc słuchać jakiegoś skretyniałego dupka, który ciągle mnie obraża i poniża…
- Jezu, jesteś taka irytująca!
Tymi słowami nie tylko mnie uciszył, ale również rozwścieczył. Wpatrywałam się w Irwina z groźnie zmrużonymi oczami. Musiałam się uspokoić, ale kiedy ten bezczelnie się uśmiechnął, nie wytrzymałam. Podparłam się i spróbowałam wstać. Niestety, nie udało się, bo Ashton zręcznie mnie powstrzymał. Złapał za rękę i przyciągnął bliżej, przez co prawie na niego wpadłam.
- Jesteś naprawdę irytująca, dziewczynko z ulicy – wyszeptał ledwo słyszalnie.
Zanim jednak zdążyłam zareagować, kompletnie osłupiałam.
Ashton zaczął się nade mną niebezpiecznie pochylać, po czym bez żadnych skrupułów, nie wspominając o pozwoleniu, pocałował mnie. Byłam tak zdezorientowana, że nie mogłam się nawet poruszyć. Po prostu siedziałam skamieniała, przyparta do drzewa, z całującym mnie Irwinem.
Czy można sobie wyobrazić bardziej niedorzeczną sytuację?
Oczywiście! Parę sekund później, kiedy wreszcie oprzytomniałam, zamiast go odepchnąć, oddałam pocałunek. Jego wargi były tak miękkie, ciepłe i cudowne, że nie potrafiłam się oprzeć. Sama nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, ale złapałam go za włosy i przyciągnęłam bliżej. Ashton całował naprawdę dobrze. Szczerze mówiąc, miałam gówniane porównanie aż do jednej osoby, ale robił to zdecydowanie lepiej niż Artur Witkowsky.
Irwin przejechał językiem po mojej dolnej wardze, na co zadrżałam. Bezwiednie otworzyłam usta, a ten dupek to wykorzystał, wtargnąwszy do środka językiem. Jęknęłam bezwiednie, co sprawiło, że raptownie otrzeźwiałam. Otwarłam szeroko oczy i najsilniej jak potrafiłam, odepchnęłam go od siebie i spoliczkowałam. Chłopak złapał się za policzek, kompletnie nie wiedząc, co się stało. Na twarzy był czerwony, usta miał niemalże spuchnięte, a włosy roztrzepane. Sama pewnie nie wyglądałam lepiej…
- Nigdy więcej tego nie rób – zdążyłam wysyczeć, całkowicie wkurzona. Nie tylko tym, że mnie pocałował, ale głównie dlatego, że go od razu nie odepchnęłam.
Ledwo podniosłam się na nogi. Zostawiając skołowanego chłopaka, szybkim krokiem się oddaliłam. Tak naprawdę marzyłam jedynie o powrocie do domu, ale najpierw musiałam znaleźć Mel i Issy’ego. Jedynym plusem tego pocałunku był fakt, że kompletnie wytrzeźwiałam.
Przepychałam się przez ludzi, nagle na kogoś wpadając.
- Co ci się stało? – Usłyszałam głos Luke’a. Złapał mnie mocno za ramiona i przyjrzał dokładnie. – Wszystko w porządku?
- Widziałeś gdzieś Melody?
- Stało się coś? – Hemmings chyba rzeczywiście się przejął. Rozejrzał się wokół, po czym wrócił spojrzeniem do mnie. – Wyglądasz… dziwnie, Delilah.
I tak też się czułam.
Ashton Irwin mnie pocałował? Własne myśli nie dawały mi spokoju, nie wspominając już o ciele, które całkowicie zawiodło. Dlaczego zamiast go odepchnąć, odwzajemniłam pocałunek? Najwyraźniej Irwin miał rację, byłam jeszcze pijana. Na trzeźwo nie zrobiłabym czegoś takiego! A jeżeli Ashton wykorzysta w jakiś sposób moją tymczasową słabość? Opowie o tym Penny albo Tomowi? Zadrżałam zdenerwowana. Nie dość, że szczerze zaczynałam się przejmować, to jeszcze nigdzie nie widziałam Melody i Isaaca, bez których nie chciałam wracać do domu.
Poczułam napływające do oczu łzy.
- Jezu, Delilah, czy ty płaczesz? – zapytał Luke, pochylając się nade mną. – Czy ktoś ci coś zrobił?
Pokręciłam przecząco głową. Gdybym chciała cokolwiek powiedzieć, już nie dałabym rady się powstrzymać i na sto procent bym się poryczała. Sama dokładnie nie wiedziałam dlaczego. Czy całowanie chłopców u każdej dziewczyny kończyło się płaczem?
- Chodź, wyjdźmy do ogródka. Świeże powietrze dobrze ci zrobi.
- Nie – szybko zaprzeczyłam – tylko nie tam. Kuchnia. Chodźmy do kuchni.
Luke niepewnie kiwnął głową. Złapał mnie za ramię i pociągnął, starannie omijając napotykane osoby. Z zaskoczeniem zauważyłam, że impreza powoli dobiegała ku końcowi. Ludzie zaczęli wychodzić, muzyka trochę ucichła i nie słychać było żadnych krzyków, a jedynie gdzieniegdzie pijane rozmowy.
Hemmings zatrzymał się w kącie przy lodówce, a po chwili zawahania wyjął z niej dwa piwa. Jedno podał mi, ale grzecznie odmówiłam. Koniec z alkoholem dzisiaj, jak i w najbliższej przyszłości.
- Chcesz pogadać?
- Nie – odparłam, uciekając wzrokiem.
- Na pewno?
- Tak.
- Jak odpowiadasz, byłoby miło, gdybyś na mnie patrzyła – powiedział dobitnie. Miał rację, zachowywałam się bardzo niegrzecznie. Westchnęłam, po czym uniosłam głowę, tym samym napotykając jego zamglone spojrzenie. – Okej, rozumiem, że nie ufasz mi na tyle, by się zwierzać. Powiedz mi jedynie, czy stało się coś złego? Nie obraź się, Delilah, ale wyglądasz, jakbyś dostała po twrzy.
Wbrew całej sytuacji, parsknęłam śmiechem. Przypomniałam sobie moment spoliczkowania Ashtona.
- Jesteś dziwną dziewczyną, Mosley – stwierdził Luke beznamiętnie, by chwilę później uśmiechnąć się lekko. – Nie obrażając Mike’a, chujowa impreza.
- Luke!
- No co? – Zaskoczony uniósł brwi.
- Wyrażaj się!
- Tak, mamo – prychnął, wywracając oczami. – W poniedziałek widzimy się w pracy?
W głębi duszy dziękowałam mu za zmianę tematu.
- Tak. Będę zaraz po szkole.
- Możemy jechać razem. Ojciec powiedział, że porzyczy mi auto. Też zaczynam od razu po lekcjach – dodał, wyjaśniając.
Pokiwałam głową zadowolona. Uwielbiałam spacerować, ale gdyby nie propozycja Luke’a, z pewnością musiałabym biec, żeby się nie spóźnić. Kto by później podszedł do śmierdzącej potem pracownicy?
Hemmings odzwajemnił mój uśmiech, po czym bez skrępowania wyciągnął paczkę Marlboro, z której wyjął jednego papierosa.
- Chcesz?
- Nie palę.
- Jak wolisz – powiedział i wzruszył nonszalancko ramionami. Zapalił i się zaciągnął, dymem chuchając prosto na mnie. Machnęłam ręką. – Sorry.
- Dlaczego palisz? Przecież to śmierdzi i powoduje raka.
- Trzeba na coś umrzeć.
- O ile wiem, śmierć raczej cię nie posłucha...
- Ale jeżeli będę palił, istnieje większe prawdopodobieństwo, że umrę akurat na raka płuc, a nie na przykład na zawał.
Uniosłam brwi ku górze. Ta logika brzmiała wręcz śmiesznie.
- Jesteś po prostu uzależniony i nie masz innego wytłumaczenia na to, dlaczego w ogóle zacząłeś palić.
- Może tak, a może jednak robię to dlatego, by dostać raka?
I jak ja miałam na to odpowiedzieć? Słowa Luke’a dosłownie zbiły mnie z pantałyku.
- Deli!
Najpierw usłyszałam nawoływanie, a następnie poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Przekręciłam głowę, wpatrując się prosto w zarumienioną twarz Melody. Poczułam ulgę. Dopóki nie zauważyłam osoby stojącej tuż za nią. Ashton nawet na mnie nie spojrzał, za to z uwagą studiował proces palenia papierosa u Luke’a.
- Szukam cię i szukam. Dopiero Ash was zauważył.
Ash, pomyślałam. Czyżby Melody wdrożyła już plan w życie?
- Też cię szukałam – wtrąciłam niepewnie. – Chciałabym już wracać do domu, Mel. Tylko trzeba znaleźć Isaaca.
- Issy’ego już tutaj nie ma.
- Jak to?
- Mark, chłopak z jego klasy – wyjaśniła, widząc moją niepewną minę – znalazł mnie i powiedział, że Issy prosił, by mi przekazał, że musiał się już zbierać. Podobno miał jakąś ważną sprawę do załatwienia.
- Ważną sprawę? Tak późno?
Melody mrugnęła porozumiewawczo, przez co odpuściłam. Zamierzałam się wypytać o wszystko jutro. Póki co naprawdę chciałam już stąd iść, tym bardziej że czekał mnie jeszcze ponad półgodzinny marsz do domu.
- Ja będę uciekać – zaczęłam, patrząc po wszystkich. – Do poniedziałku.
- Czekaj, przecież miałyśmy wrócić razem?
- Nie chcę cię zmuszać, Mel. Zostań, serio.
- Szukałam cię właśnie po to, by wrócić razem do domu – westchnęła Melody.
- Aha. W takim razie okej. Na razie, Luke – pożegnałam się z blondynem, nawet nie zwracając uwagi na Irwina. Ten jednak postanowił zaskoczyć nie tylko mnie, ale i nas wszystkich. Podszedł i przytulił mnie. Nie wiedziałam, kto był w większym szoku: ja, on, Mel czy Ashton. Cały ten zryw uczuć trwał zaledwie parę sekund, po czym Luke odszedł krok w tył i wyciągnął kolejnego papierosa.
- Na razie, Deli. Widzimy się w pracy.
- Jasne – odparłam, chwyciłam Melody pod rękę i pociągnęłam w stronę przedpokoju.
Nie zdążyłam przejść nawet przez kuchnię, kiedy usłyszałam wnerwiony głos Ashtona:
- A ty znowu jarasz, Hemmings? Jesteś wokalistą, powinieneś ograniczać, a nawet rzucić. Nie dziwne, że tak burczysz, kiedy śpiewasz...
Odwróciłam się na pięcie. Widziałam, jak Ashton z grymasem na twarzy wyciąga z ust Luke’a papierosa i gasi go w popielniczce stojącej przy lodówce na blacie. Hemmings zacisnął zęby ze złości.
- Ty też powinieneś się ograniczać, Irwin. Wystarczyłaby ci jedna dziewczyna, a nie latasz za wszystkimi bez celu. I tak żadnej do siebie nie przekonasz. Z takim charakterem? To cud, że w ogóle ktoś chce z tobą rozmawiać.
Resztę sytuacji widziałam, jakby w zwolnionym tempie. Ashton rzucił się na Luke’a, uderzając go pięścią prosto w nos, z którego poleciała krew. Luke nie pozostał bierny i zaraz oddał Irwinowi, przez co sekundę później zaczęli się naprawdę bić. Próbowałam tam doskoczyć i ich powstrzymać.
- Chłopaki, przestańcie! Natychmiast! – krzyknęłam, ale najwyraźniej oprócz chwilowej utraty mózgu, stracili również słuch. Żaden nie przerwał.
Na szczęście do kuchni wparował Mike’a i bez problemu ich rozdzielił.
- Czy wyście do końca powariowali? Jebani debile! Nudzi się wam? W takim razie bierzcie worki na śmieci i zaczynajcie sprzątać! Luke zostaje w kuchni, a Ashton do salonu! I niech tylko zobaczę, że w ogóle na siebie patrzycie.
Ku zdziwieniu, posłuchali go i z minami pełnymi złości, ale też skruchy, całkiem dostosowali się do słów Mickey’ego. W domu zaległa kompletna cisza.
- Resztę zapraszam do wyjścia! Impreza skończona!
Popatrzyłyśmy po sobie z Mel, po czym starałyśmy się po cichu opuścić kuchnię, a później całą posesję i jak najszybciej udać się do własnych domów. Nic bardziej mylnego. Kiedy tylko Mike zauważył, że próbujemy się wycofać, posłał w naszą stronę piorunujące spojrzenie.
- A panie gdzie się wybierają? Wy zostajecie i pomagacie pilnować tych debili.
- Bardzo chętnie, Mickey, ale jest już bardzo późno. Musimy się zbierać. Melody obiecała rodzicom, że...
- Nie umiesz kłamać, Deli – wtrącił Clifford, uśmiechając się szeroko. – Zamówię wam później taksówkę.
- No dobra – westchnęłam. – W takim razie im pomogę. Będzie szybciej.
- Jak wolisz. Tylko najpierw mi powiedz, o co tym debilom poszło.
- Ej! – obruszył się Luke. – Jakbyś nie zauważył, stoję dwa kroki od ciebie.
Mike ewidentnie go zignorował.
- A więc Deli?
- O papierosy. Mówiłam, że to zgubny nałóg – westchnęłam głośno i bez dalszych słów pomogłam Luke’owi wrzucać puste butelki do worka. Mel poszła za moim przykładem.

*

Taksówka podjechała pod dom Irwinów ponad godzinę później. Całą drogę przebyliśmy w kompletnym milczeniu. Nawet Melody nie pisnęła żadnego słówka, wyraźnie zatopiona we własnych myślach. Nie wspominając już o Hemmingsie i Irwinie.
- Na razie i dobranoc – pożegnałam się, wysiadając. Nawet nie zobaczyłam, czy Ashton ruszył za mną. Po tym co się między nami dzisiaj wydarzyło, nie miałam ochoty go oglądać przez co najmniej tydzień, choć wiedziałam, że to czcze życzenie. Otworzyłam drzwi wejściowe jak najciszej umiałam. Szybko zdjęłam buty i na paluszkach przemknęłam od razu do swojego pokoju. Ściągnęłam sukienkę i powiesiłam ją na krześle, po czym nałożyłam na siebie t-shirt. Nawet nie pokwapiłam się, by zmyć makijaż, byłam tak zmęczona.
Z jękiem rzuciłam się na łóżko.
Już przysypiałam, kiedy usłyszałam ciche pukanie. Zamarłam, spodziewając się najgorszego. Myślałam, że przemknęłam po schodach naprawdę bezszelestnie, ale najwyraźniej Tom albo Penny musieli się zbudzić. 
Tak bardzo nie chciałam, by dowiedzieli się, że piłam!
Z miną winowajcy, wybąknęłam:
- Proszę.
- Cześć. - W progu stał Ashton, który dopiero po namyśle wszedł do środka i niepewnie zamknął za sobą drzwi. – Musimy pogadać.

6 komentarzy:

  1. Dawno mnie tu nie było i myślałam, że będę miała tyle zaległości. Ale chyba Ciebie też nie było :( :( a rozdział cuuuudowny ! :D MEG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, studia robią swoje i chcąc nie chcąc trzeba się chociaż trochę pouczyć. ;P Dziękuję! Cieszę się, że wróciłaś!

      Usuń
  2. Straszna szkoda, że nie kontynuujesz "Fortuny". Jest to jedyne opowiadanie na Twoim blogu, które czytałam i miałam nadzieję, że wrócisz do jego pisania i publikowania. Zwłaszcza, że jakiś czas temu żaliłaś się, że mało osób komentuje Twoje posty. O ile dobrze pamiętam, choć mogę się mylić, to właśnie to opowiadanie przysporzyło Ci bardzo dużo komentarzy i obserwatorów i na pewno wiele osób wróciłoby na "Melodie duszy", gdybyś od czasu do czasu opublikowała jakiś nowy rozdział tamtego opowiadania... Serdecznie pozdrawiam,
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, droga A., nie mam na razie Weny na to opowiadanie. Poza tym chciałabym najpierw skończyć Dziewczynkę z ulicy, a potem wrócić do Fortuny, jak coś. Jedno wiem na pewno, zamierzam doprowadzić Fortunę do końca! :)

      Usuń
  3. Jak dobrze, że wciąż tu jesteś! :) Rozdział zdecydowanie dobrze się czytało. Wspominałam Ci kiedyś a jak nie to właśnie teraz wspomnę, że lubię Twój dobór słów. :) Czekam na dalsze losy bohaterów. Wspieram mocno i dużo weny.
    P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zamierzam się stąd nigdzie wybierać! Właśnie siadam do następnego rozdziału, oby więc wena się przydała :)

      Usuń