Strony

9 grudnia 2017

Fortuna kołem się toczy (48)

Hej, hej. :)
Zgodnie z wolą Moniki wstawiam ostatni napisany rozdział Fortuny przed dopadnięciem zapaści twórczej. Wiem, że miałam skończyć wreszcie to cholerne opowiadanie, ale... No, nie potrafię. Niemniej, będę próbować, a nuż coś się naskrobię? Tymczasem liczę, że długość rozdziału trochę zrekompensuje mą niemoc. :)
Nie uważacie, że wyglądają uroczo? :D Mówię, oczywiście, o Lily i Jimie, o, tutaj, poniżej. Swoją drogą, to trochę gówniarskie zachowanie, że wstawiam kolejny art, ale samo przeglądanie ich daje mi radość, więc może i Was trochę rozweseli. :)


I mam jeszcze najważniejsze pytanie: jakieś ciekawe plany na sylwestra? Bo ciągle się waham, co takiego zrobić, a z Waszą pomocą może uda mi się wymyślić coś interesującego. :)
No, to teraz do następnego!
Buziaki!



48. Nadchodzi czas, kiedy będzie trzeba wybrać między tym co dobre, a tym co łatwe
~ J. K. Rowling




Po ostatnich zajęciach Regulus udał się do gabinetu Dumbledore'a w ramach cotygodniowej nauki Oklumencji. Ochrona wspomnień wychodziła mu naprawdę dobrze, to z osłanianiem myśli miewał problemy. Szczególnie gdy w głowie kłębiło się ich zbyt wiele.
– Skup się, Regulusie – powtórzył dyrektor, westchnąwszy. – Można z ciebie czytać jak z otwartej księgi. Pamiętaj, że Voldemort jest ekspertem w dziedzinie Legilimencji.
– Wiem.
Regulus zmrużył w gniewie oczy.
– Legilimens – szepnął Dumbledore, który nie potrzebował różdżki do rzucenia zaklęcia. Po chwili przed oczami młodego Blacka pojawił się, po raz kolejny zresztą, obraz szczupłej blondynki, a potem na wierzch wypłynęły jego prawdziwe myśli na temat Anne. Zawstydził się mocno, próbując jak najszybciej wyrzucić Dumbledore'a z głowy albo przynajmniej zaprowadzić go w mniej krępujące rejony pamięci.
Na próżno.
Kiedy Albus wreszcie się wycofał, na jego twarzy widniał leciutki uśmieszek.
– Widzę, że panna Wisborn, a w szczególności jej zachowanie, bardzo pozytywnie na ciebi wpływa, Regulusie.
– Nie twoja sprawa – warknął nieprzyjemnie.
To, że zwracał się do dyrektora na „ty”, nie miało znaczenia już od ich pierwszego spotkania.
– Oczywiście, mój drogi chłopcze. Ach, cudownie jest być młodym i zauroczonym, czyż nie? – dodał po chwili, chichocząc pod nosem.
Black uniósł wysoko brwi zirytowany i kompletnie wyprowadzony z równowagi.
– Nie jestem zauroczony – zaprzeczył syknięciem. – Tylko...
Zamilkł, nie wiedząc, co dalej powiedzieć.
– Tylko?
– Nic.
Dumbledore odwrócił się w stronę biblioteczki, udając, że czegoś szuka, choć w głębi starał się nie roześmiać. Kto by się spodziewał, że Regulus po przejściu do Gryffindoru aż tak się zmieni? I to we wręcz niemożliwie krótkim czasie? Albus wielokrotnie zastanawiał się, czy aby ceremonia powtórnego przydziału nie należała do jednych z jego lepszych pomysłów i czy nie wprowadzić jej na stałe. Jedenastoletnie dzieci są zbyt podatne na oddziaływanie rodziców, by w pełni ukształtować własne przekonania, czego doskonałym przykładem był właśnie Regulus Black. Dumbledore przeczuwał, że oprócz chłopaka znalazłoby się parę innych osób, na których zmiana domu wpłynęła bardzo korzystnie i którzy wreszcie mogli poczuć się sobą.
Dyrektor wyrwał się z głębokiego zamyślenia, znów wzrokiem powracając do Regulusa.
– Zanim spróbujemy jeszcze raz, proszę cię, żebyś się mocno skupił.
– Przecież próbuję!
– Mocno skupił – powtórzył – i pomyślał o konsekwencjach wynikających z wystawiania panny Wisborn przed tłum.
– Co? Jakich konsekwencjach? – spytał Regulus, poprawiając się wygodniej na krześle.
– Jeżeli ja potrafię zobaczyć twoje myśli o Anne, to Voldemort z pewnością równie łatwo do nich dotrze. Różnica polega na tym, że ja się wyłącznie z tego powodu ucieszę, ale on będzie próbował wykorzystać tę wiedzę przeciwko tobie.
Regulus odetchnął głęboko, a po chwili zamyślenia dodał:
– Będzie chciał ją skrzywdzić.
– Będzie chciał ją skrzywdzić – powtórzył Dumbledore, przytaknąwszy. Za okularami połówkami w jasnoniebieskich tęczówkach pojawił się smutek.
Czy Regulus będzie potrafił spojrzeć sobie później w oczy, wiedząc, że przez własne nierozgarnięcie bezpośrednio przyczynił się do wyrządzenia krzywdy tej blondynce? Pięści chłopaka bezwiednie się zacisnęły, a na twarzy pojawił się zacięty wyraz.
– Dawaj jeszcze raz, Dumbledore.
Zanim jednak dyrektor po raz wtóry wypowiedział zaklęcie, do gabinetu bez pukania wparował James Potter. Szybko pokonał odległość dzielącą go od drzwi do biurka. Nie zauważając siedzącego na krześle Regulusa, bez namysłu wypalił:
– Panie profesorze, chcę się zapisać do Zakonu!
– James...
– Zanim pan zaprzeczy, musi pan wiedzieć, że naprawdę mi zależy! Jestem już pełnoletni, więc mogę podejmować decyzje sam. Poza tym moi rodzice też...
– James – powtórzył Albus z mocą, przerywając Potterowi, nim chlapnąłby coś trudniejszego do wytłumaczenia. – Wyjdź, proszę, i poczekaj za drzwiami na swoją kolej.
Potter, jakby otrząsnąwszy się z pierwszego szoku, zawstydził się lekko własnym zachowaniem. Był jednak niesamowicie podniecony samą myślą przystąpienia do Zakonu Feniksa, że zapomniał o manierach i dobrym wychowaniu. Z góry założył też, że Dumbledore się nie zgodzi, dlatego postanowił od razu rzucić wszystkie karty na stół i przekonywać dyrektora tak długo, dopóty ten wreszcie by się nie poddał.
Z lewej strony dobiegł głośny śmiech. Dostrzegając Regulusa Blacka wygodnie rozłożonego na krześle, James rozchylił usta w totalnym osłupieniu.
– Brawo, Potter, gratuluję podjęcia tak przyszłościowej decyzji! – drwił w najlepsze Regulus. – Nie rozumiem tylko, dlaczego postanowiłeś podzielić się tą nowinką z samym dyrektorem. No, ale mniejsza, od zawsze nie grzeszyłeś rozumem. A tak przy okazji, to Evans wie, że zamierzasz resztę życia spedzić w celibacie? Chociaż może to właśnie ona cię do tego namówiła? W sumie zbytnio bym się nie zdziwił, Evans od zawsze wydawała się aż zanadto świętoszkowata.
– Black?
– Świetnie, Potter, pięć punktów dla Gryffindoru – ironizował dalej Regulus, nie mogąc się powstrzymać.
– Co ty tu robisz, na Merlina? Nie powinieneś raczej stać w lochach pod wejściem do pokoju wspólnego Ślizgonów i podlizywać się tym Śmierciożercom?
– James – wtrącił Dumbledore, co zabrzmiało nieco groźnie – poczekaj za drzwiami.
Chłopak przepraszająco spojrzał na dyrektora, potaknął i powolnym krokiem ruszył w stronę wyjścia. Uprzednio, oczywiście, zmierzył Blacka pogardliwym spojrzeniem.
– Niech się Potter nie fatyguje, Dumbledore. Już i tak się zasiedziałem. Nic tu po mnie.
Szybko wstał z krzesła i wyszedł, na widok czego Albus jedynie westchnął. Najwyraźniej następnym razem spróbuje wyciągnąć z młodego Blacka trochę więcej serca. Może za tydzień te pozytywne uczucia, które się w nim zakorzeniły, wykiełkują i dadzą pierwsze owoce?
– Przepraszam, profesorze – wybąknął Jim ewidentnie skruszony.
– Coś czuję, że nie za wyzwanie kolegów?
Potter zmarszczył czoło.
– Nie. Za to, że o mało się nie wygadałem. I że nie zapukałem. I w ogóle, że wparowałem tu jak do siebie... Przepraszam.
Albus pokręcił jedynie głową, po czym ręką wskazał miejsce, na którym wcześniej siedział Regulus.
– Usiądź, mój drogi chłopcze.
Po wykonaniu prośby dyrektora, James od razu wrócił do sedna sprawy:
– Profesorze, chciałbym zostać członkiem Zakonu Feniksa – powtórzył pewnym tonem. – Pełnoprawnym członkiem. Rozumie pan? Chodzi mi o walkę z Voldemortem i jego poplecznikami! Nie mogę bezczynnie siedzieć, gdy tyle się wokół dzieje! Poza tym myślę, że mama pewnie by sobie życzyła, żebym poszedł w ślady jej i taty...
– Myślę, że Dorea wolałaby raczej, żeby jej syn najpierw skończył szkołę.
– Przecież skończę! Tylko chciałbym przy okazji robić też coś pożytecznego, a nie tylko bezczynnie siedzieć.
– Uważasz, że nauka nie jest pożyteczna?
– Tego nie powiedziałem – zaprzeczył od razu James, powoli przeczuwając, że rozmowa zaczęła schodzić na niebezpieczne tory. – Proszę mnie przyjąć! Dobrze pan wie, panie profesorze, że się nadam!
– Nie.
– Słucham?
– Nie – powtórzył dosadniej Albus, po czym spokojniejszym tonem zaczął wyjaśniać: – Nie, nie zostaniesz członkiem Zakonu, dopóki nie skończysz szkoły, James. Coś czuję, że w tym momencie twoja decyzja urodziła się raczej z chęci zemsty, a nie z tych moralnych pobudek, o których tak wylewnie mówisz.
James w osłupieniu wpatrywał się w dyrektora. Nie tego się spodziewał. Owszem, wiedział, że będzie trudno przekonać Dumbledore'a, ale obstawiał, że koniec końców mu się uda. A tu to stanowcze „nie”?
– Ale... ale...
– Posłuchaj, chłopcze – westchnął – doskonale rozumiem, dlaczego chcesz walczyć z Voldemortem i bardzo się z tego powodu cieszę. Musisz jednak zrozumieć, że na razie to nauka powinna być u ciebie na pierwszym miejscu. Zanim dodasz cokolwiek o swojej pełnoletniości – powiedział od razu, widząc, jak James otwiera usta, by polemizować – przemyśl wszystko na spokojnie. Przykro mi to mówić, James, ale nie jesteś jeszcze gotowy.
– Czyli rozumiem, że po skończeniu Hogwartu mam do pana wrócić?
Albus uśmiechnął się nieco smutno.
– Zostaniesz członkiem Zakonu tylko wtedy, gdy uznam, że jesteś gotowy. Obyś mnie dobrze zrozumiał, James – zastrzegł. – Możesz być gotowy tuż po ukończeniu szkoły, nieco później w kolejnych latach, ale może też okazać się, że nigdy.
– Ale panie profesorze, ja naprawdę...
– James, proszę. Nie zmienię zdania.
Potter próbował wymusić na dyrektorze jakiekolwiek inne słowa za pomocą świdrującego wzroku, lecz wreszcie się poddał.
Nie wygrałby.
Nie z Dumbledore'em.
Tak szybko, jak sobie to uświadomił, tak szybko uleciały resztki nadziei.

*

Charles chodził po domu i klął pod nosem. Gdziekolwiek spojrzeć było pełno białych włosów, które doprowadzały go niemal do szewskiej pasji. Wczoraj również robił rundkę po wszystkich pokojach, rzucając co rusz Chłoczyść. Zaglądał nawet za szafy, pod łóżka i poduszki, co nigdy wcześniej mu się nie zdarzało.
No, tak.
Nigdy wcześniej nie miał kota, który właził dosłownie wszędzie, nawet tam, gdzie mogłoby się wydawać nierealne wciśnięcie jednego palca. Charles wielokrotnie zastanawiał się, czy aby kot ten nie był magiczny i najzwyczajniej w świecie nie umiał się teleportować albo kurczyć do rozmiarów robaka.
Z westchnieniem wszedł do łazienki na piętrze, ale widząc przewaloną kuwetę i rozsypany żwirek, warknął:
– Czemu jeszcze nie pozbyłem się tego sierściucha?! Mogłem go od razu oddać, a nie! Teraz są same problemy, na Merlina! Jutro na pewno go wywalę!
Kot, jakby przeczuwając, że o nim mowa, powoli wślizgnął się do łazienki. Z podniesionym ogonem podszedł do przewróconej kuwety i popatrzywszy Charlesowi prosto w oczy, mocniej ją popchnął. Jeszcze więcej żwirku posypało się po posadzce.
Potter zmrużył oczy w gniewie.
– Chodź tu, ty pchlarzu jeden! – krzyknął i rzucił się na zwierzaka, któremu udało się jednak uciec. Wydostał się na korytarz, a później zbiegł po schodach ewidentnie dumny. Charles bez namysłu pognał za kotem, próbując go złapać.
Na szczęście skończyło się wyłącznie na próbach.

*

Remus od ostatniej rozmowy z Lissie krążył po zamku niczym duch. Przyjaciele wielokrotnie próbowali pociągnąć go za język, ale skutecznie ich zbywał. Dopiero parę dni temu, kiedy wreszcie Lily zauważyła tę dziwną zmianę między nim a Lissie, domyśliła się prawdy. Od tamtej pory zamiast ciągłego wypytywania zaczęły się nieme oraz pełne współczucia spojrzenia, niedające spokoju. Z początku Remusa strasznie one irytowały, lecz wreszcie przywykł i machnął ręką. Powinien być przecież wdzięczny przyjaciołom, że się martwili...
Jedynym pozytywem całej sytuacji było zachowanie Lissie, której również ich zerwanie przysporzyło wiele nerwów. Remus doskonale widział ślady po łzach na policzkach dziewczyny, zapuchnięte oczy i smętny wyraz twarzy. Dzięki temu wiedział, że Roshid kochała go na tyle mocno, by rozpaczać. Niestety, też na tyle słabo, by nie podołać najważniejszej próbie. Zresztą, Remus nie miał do niej żalu – w końcu kto o zdrowych zmysłach chciałby związać się z wilkołakiem?
Na szczęście Lupin miał plan.
Przeczytał kiedyś w gazecie artykuł o pewnych naukowcach z Niemiec, którzy rozpoczęli badania nad stworzeniem nowego eliksiru na wilkołactwo. Podobno podeszli do sprawy dość przekornie, co poskutkowało otrzymaniem zadowalających wyników. Pozostała im jedynie najtrudniejsza część, a mianowicie próby na ludziach zarażonych chorobą.
I w tutaj postanowił wkroczyć Remus.
Bo co mu innego pozostało w życiu? Jedyne, na co mógłby się przydać, było właśnie zrobienie z siebie królika doświadczalnego. Przyszłość stanowiły wyłącznie czarne obrazy, a próba podjęcia jakiejkolwiek pracy z pewnością zakończyłaby się fiaskiem. Choroba, którą postanowił obdarzyć go los, niemal natychmiast odstraszyłaby potencjalnych pracodawców, więc koniec końców Remus i tak wylądowałby na ulicy, brudny i głodny. Mógłby przez to kompletnie się załamać i, nie daj Merlinie, oszaleć. Wówczas nie byłoby ratunku ani dla niego, ani innych ludzi, którzy przypadkiem znaleźliby się w otoczeniu Lupina podczas kolejnej przemiany.
Zamordowałby z zimną krwią, czego nie potrafiłby sobie wybaczyć.
Zresztą, gdyby życie poprowadziło Remusa po najciemniejszych ścieżkach, bez zastanowienia sam by się zabił.
Zamrugał, nagle wracając do rzeczywistości.
Dokończył przywiązywać list do stópki sowy. Dopiero gdy ptak zniknął za horyzontem, Remus powolnym krokiem wycofał się z sowiarni.
Jedyne, co mu pozostało, to nadzieja na wygranie z chorobą.

*

Niedziela od lat kojarzyła się z odpoczynkiem, a przynajmniej dla Hogwartczyków. Nauczyciele mogli wreszcie odsapnąć we własnych komnatach w ciszy i spokoju, choć przede wszystkim z daleka od uczniów, tak, jak w przypadku profesora Flitwicka. A i uczniom dana była możliwość zapomnienia o ciągłych esejach, wszelkich innych pracach domowych i ogólnie o nauce. Ten czas większość poświęcała sprawom towarzyskim, spotykając się z przyjaciółmi, albo wręcz przeciwnie – na odpoczywaniu w samotności.
Chyba że ktoś postanowił się lenić w ciągu tygodnia, wówczas niedziela zdecydowanie nie kojarzyła się błogim lenistwem. Raczej ze stresującym dniem pełnym wrażeń oraz walką z czasem.
Jak dobrze, że Lily należała do tej pierwszej grupy ludzi. Nie musiała więc spinać tyłka i próbować wyrobić się przed zajęciami poniedziałkowymi. Zresztą, nawet gdyby musiała i tak nie dałaby rady. Od rana czuła się koszmarnie, bolał ją brzuch, a na domiar wszystkiego parę godzin temu dostała również migreny. Leżała z zamkniętymi oczami plackiem na łóżku, starając się nawet nie myśleć, bo każda próba kończyła się mocniejszym pulsowaniem.
Prawie zasnęła, kiedy usłyszała skrzypnięcie drzwi.
Ktoś wszedł do środka. Mimo że osoba ta ewidentnie starała się być cicho, nie wychodziło jej. Lily powstrzymała westchnienie, po czym powoli uchyliła powieki. Światło, które wpadło szczeliną między przysłoniętymi kotarami, wywołało nieprzyjemny ból. Evans syknęła, przystawiając dłonie do czoła.
– Lily? Obudziłam cię?
Dorcas pochyliła się nad przyjaciółką, dokładnie lustrując ją wzrokiem.
– Co ci? Źle się czujesz? – spytała przejęta i usiadła na skraju łóżka.
– Trochę.
– Trochę? Chyba bardziej niż trochę. Znowu masz migrenę, prawda?
Lily nie odpowiedziała, potwierdzając tym samym przypuszczenia Dorcas, która powoli zaczynała się martwić. W przeciągu miesiąca przyjaciółka miała już trzy poważne migreny i dwie słabsze, czego osoba w tak młodym wieku co Lilka raczej nie powinna doświadczać.
– Byłaś u Pomfrey? – zapytała.
– Nie.
– Ale dlaczego? – podniosła głos Meadows. – Nie możesz się tak katować. Idź do niej, da ci pewnie jakiś ohydny eliksir i ci przejdzie. Poza tym uważam...
– Dora, proszę, ciszej.
– Przepraszam. W każdym razie uważam – dalej mówiła już niemal szeptem – że powinnaś jej też powiedzieć o tych ciągłych migrenach. Lily, to nie jest normalne. W ogóle rozmawiałaś o tym z kimkolwiek? Poza mną, oczywiście.
Evans machinalnie pokręciła głową, co nie było zbyt mądrym pomysłem.
– Daj spokój, Dorcas, jak zwykle przesadzasz. Pewnie się przeziębiłam. Zobacz, takie są skutki nienoszenia w zimę czapki – starała się uśmiechnąć ze swojego żartu, choć wyszedł jej bardziej grymas.
– To nie jest śmieszne. Może ja jednak pójdę po Pomfrey, co?
– Dzięki za propozycję, ale nie trzeba – westchnęła Lilka. – Zaraz powinno mi przejść. A tak poza tym pierwszy raz od dawna jesteśmy zupełnie same. Nie sądzisz, że czas na szczerą pogawędkę?
Dorcas przygryzła wargę niepewna.
– Dasz radę wykrzesać z siebie słowa, będąc w takim stanie?
– W jakim stanie? – powtórzyła dość prześmiewczo Evans, podnosząc się nieco wyżej. Choć głowę nadal miała stabilnie ułożoną na stosie poduszek. – Robisz z igły widły, Dor. Ja nie umieram. Boli mnie tylko głowa. No, weź – dodała, gdy nie otrzymała odpowiedzi – przynajmniej odwrócisz moją uwagę. Mam cię prosić?
Meadows spasowała, wzdychając głośno. W zasadzie brakowało jej szczerych rozmów z przyjaciółką, które niegdyś urządzały niemal codziennie, a ostatnio aż zbyt rzadko. Bez dalszych więc wątpliwości położyła się obok Lily i zaczęła błądzić wzrokiem po suficie. Miała jej tyle do opowiedzenia!
Siedziały w ciszy dobre parę minut, aż wreszcie Dorcas parsknęła głośno w brodę.
– Tak dawno nie gadałyśmy, że nawet nie wiem, od czego zacząć. Chciałabym ci wszystko powiedzieć naraz.
– Mam to samo – zaśmiała się Evans najdelikatniej jak potrafiła ze względu na migrenę. – Jak wam się układa z Łapą?
– Serio? Tyle pytań do wyboru, a ty zadałaś to o Syriuszu?
– Po prostu chcę wiedzieć, czy jesteś szczęśliwa.
– Bardzo.
Na samą myśl serce Meadows zabiło szybciej, a na jej ustach wykwitł lekki uśmiech.
– Tak myślałam. Swoją drogą, co wam się ostatnio stało? – zamyśliła się na chwilę Lily, a kiedy Dorcas zrobiła zdziwioną minę, wyjaśniła: – Zachowujecie się gorzej niż Lissie i Remus na początku  związku. Migdalicie się, szczebioczecie jak jakieś gołąbki, to do was zupełnie niepodobne. Co się stało z tym twoim: – zniżyła głos, udając przyjaciółkę – „publiczne okazywanie uczuć jest słabe, zapamiętaj Lily. I ty, Syriuszu, też. Nie będę się całować przy ludziach, nie ma nawet takiej opcji”.
– Wymyślasz.
Dorcas wywróciła oczami, udając niewzruszoną, choć w głębi duszy niemal paliła się ze wstydu. Nie mogła przecież wyznać Lilce, że ich związek przeszedł do kolejnego etapu w momencie, gdy postanowili go skonsumować. Seks zabrał wszelkie opory, zlikwidował bariery i obudził do tej pory nieznane uczucia, co poskutkowało również pogłębieniem ich relacji.
– Dobrze wiesz, że nie wymyślam. Poza tym miałyśmy pogadać szczerze, pamiętasz? – obruszyła się nieco Evans.
Albo migrena zdawała się powoli ustępować albo Lily zaczęła o niej zapominać.
– Szczerze pogadać, tak? W takim razie jak ci się układa z Jamesem?
– Jesteś wredna, Dor.
– Skądże znowu – nieznacznie się zirytowała, by z niemą satysfakcją powtórzyć słowa Evans: – po prostu chcę wiedzieć, czy jesteś szczęśliwa.
Lily zgromiła przyjaciółkę wzrokiem.
– Bardzo – prychnęła mimowolnie.
Znów wokół nich zapanowała cisza. Tym razem jednak była ona niezręczna, a nawet lekko przytłaczająca. Najprawdopodobniej ich rozmowa zbliżała się ku końcowi, mimo że zachowanie Dorcas na to nie wskazywało. Dziewczyna nadal leżała na łóżku Lily, co chwilę rzucając jej dziwne spojrzenia. Evans za to znów zaczęła pulsować głowa, więc parę razy westchnęła głośniej.
– Nie kłóćmy się – wypaliła nagle Meadows, przekręcając się na bok i uważnie wpatrując w rudowłosą. – To głupie.
– Tak, nawet bardzo.
Lilka prześmiewczo zaakcentowała ostatnie słowo, co poskutkowało wystąpieniem szerokiego uśmiechu na twarzy Dorcas, który niemalże od razu został odwzajemniony. Ciężka cisza zdała się odejść w zapomnienie, ustępując miejsca tej błogiej i pełnej zrozumienia. Brunetka znów wygodnie rozłożyła się na plecach, a ręce schowała za głowę.
– Wiesz... Nie dziwi cię ostatnie zachowanie Anne? – spytała po namyśle Lily.
– Co masz na myśli?
– No, najpierw prawie w ogóle nie chce z nami gadać, tylko siedzi nosem w tych książkach – zaczęła wyliczać Dora, podnosząc głos. – Dobra, gdyby się jeszcze uczyła do egzaminów, ale ona tylko czyta te romanse... I co jej to da? Miłość na papierku?
– Cóż, to też jakaś miłość, nie?
– Nie broń jej. Poza tym wiem, że się ze mną zgadzasz.
– No, dobrze – spasowała. – Ale co my możemy? Zabronić jej czytać?
– A nawet jeśli, to co? Może wreszcie się opamięta.
– Zgłupiałaś do reszty – westchnęła Lily nieprzekonana. – Jak lubi, niech czyta. Może tak się uspokaja, czy coś... Hej, chwileczkę. Czy ty przypadkiem nie jesteś na nią tak cięta przez te plotki?
Dorcas odwróciła spojrzenie na parę sekund, ale to wystarczyło. Lily uniosła brwi i uśmiechnęła się z wyższością.
– Nie wiem, o czym mówisz.
– Weź przestań. Ściemniać to my, ale nie nas – prychnęła. – Na serio myślisz, że Anne byłaby na tyle głupia, by spotykać się z Regulusem? Proszę cię! Przecież jest naszą przyjaciółką i zapewne doskonale pamięta, jaką krzywdę wyrządził ci ten chłopak.
– Próbowałam ją o to zapytać.
– I? – zainteresowała się jawnie Evans.
– Mówię przecież, że próbowałam. Wystraszyłam się i wreszcie nic nie powiedziałam...
– Co? Dlaczego?
– Bo pewnie by się tylko na mnie wkurzyła, że wierzę w jakieś głupie, niestworzone historie.
– A widzisz! Czyli nawet ty nie traktujesz tych plotek na serio!
– Może nie do końca – przyznała wreszcie pod czujnym wzrokiem Evans, po czym dodała: – Ale na bank coś jest na rzeczy. Każda plotka ma w sobie choć trochę prawdy.
– Oby nie tym razem.
Dorcas powoli potaknęła. Bezwiednie przygryzła wargę, zastanawiając się nad sytuacją z Anne. Nadszedł najwyższy czas, żeby urządzić z nią taką samą szczerą rozmowę jak teraz z Lily.
– Szkoda jednak, że te plotki o Liss i Remusie okazały się prawdą – westchnęła smutno rudowłosa. – W ogóle jakim cudem taka zakochana para jak oni się rozeszła? Nie potrafię tego pojąć...
– No... Dobra, zmieńmy temat, bo wchodzimy na niebezpiecznie smutne rejony – zarządziła Dorcas pewnym głosem nieznoszącym sprzeciwu, po czym wypaliła: – Pogodziłam się z Gabrielem.
Lily otwarła szerzej oczy.
– Co ty mówisz? Jak to? Kiedy?
– W święta – zaczęła, po czym dokładnie opowiedziała o przebytej w Egipcie rozmowie. Evans słuchała dokładnie, ani razu nie przerywając. Doskonale widziała, jaką radość u przyjaciółki wywoływało zakończenie konfliktu z bratem. – A wiesz co jest najlepsze? Gabriel zaproponował mi, że po skończeniu Hogwartu będę mogła z nim zamieszkać.
– T-to wspaniale, Dorcas – zająknęła się Lily, będąc całkowicie zaskoczoną. Niekoniecznie ze względu na propozycję. Dopiero teraz dziewczyna uświadomiła sobie, że za parę miesięcy faktycznie kończą szkołę, a ona nie ma się gdzie podziać. Nie będzie przecież siedziała Potterom na głowie. Już i tak za wiele była im winna. Nie miała też pieniędzy na wynajęcie mieszkania, kawalerki czy czegokolwiek. O jakiejkolwiek pracy już nie wspominając. Może udałoby się jej znaleźć jakiś pokój, ale na samą myśl o mieszkaniu z obcymi ludźmi po jej ciele przeszedł zimny dreszcz.
– Lily? Co jest? Zbladłaś. Nadal cię boli głowa?
– Nie – odchrząknęła. – Znaczy tak, nadal mnie boli, ale już nie tak mocno. Po prostu... Uświadomiłam sobie, że nie mam gdzie mieszkać – wyznała przygnębiona, lecz widząc zdziwiony wyraz twarzy Dorcas, wyjaśniła: – W sensie po Hogwarcie.
– A Potterowie?
– Daj spokój, Dor. Nie będę siedziała Jimowi i jego tacie na głowie. Powinnam się wreszcie usamodzielnić – dodała z pewnością w głosie i pokiwała głową. Brzmiała, jakby starała się przekonać samą siebie.
Meadows milczała dłuższą chwilę, z uwagą przyglądając się przyjaciółce. Wreszcie na jej usta wstąpił szeroki uśmiech, a oczy zaczęły radośnie błyszczeć.
– Wynajmijmy coś razem.
– Co?
– No, jakieś małe, przytulne mieszkanko. Zapytamy się jeszcze Ann, ale myślę, że się zgodzi. Pamiętasz, jak się żaliła na rodziców, którzy po powrocie do domu pilnują ją na każdym kroku.
– Okeeej, ale co z Gabrielem? Nie chcesz mieszkać z bratem?
– Weź przestań. Nawet przez myśl mi to nie przeszło – parsknęła Dorcas, po czym chwyciła Lily za ramiona. – No, zgódź się! Dzięki temu nie stracimy kontaktu, nadal będziemy się przyjaźnić i...
– Nawet jeżeli byśmy ze sobą nie mieszkały i tak będziemy przyjaciółkami, Dor. Już się ode mnie nie uwolnisz.
– To super, Lily, ale nadal nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
– Oczywiście, że się zgadzam. Nie mam innej opcji.
– Nie musiałaś dodawać tego ostatniego – obruszyła się Meadows, choć bardziej dla żartu niż naprawdę. W rzeczywistości cieszyła się jak dziecko. Pierwszy raz też nie mogła się doczekać, aż opuści Hogwart i wreszcie pójdzie na swoje. Bo tak na marginesie, czy wkraczanie w dorosłość z przyjaciółkami u boku nie brzmiało pięknie?

3 komentarze:

  1. Czołem oczywiście! ;)
    Podoba mi się obrazek przed rozdziałem, nie mam nic przeciwko kolejnym :P
    Co my tu mamy... Regulus i Anne ? Wiem że miło im się ostatnio rozmawiało, ale że to weszło w taką poważną, przynajmniej jednostronną relację ?! Chociaż weźmie się w garść jeśli chodzi o oklumencję.
    Nie dziwię się, że Albus nie chce teraz Jamesa w Zakonie. Sama mam wrażenie, że robi to tylko dla zemsty, a nie w walce o wyższe idee.
    Przejdźmy do Remusa. Smutno mi, że mu smutno. Widać że Lissie też przeżywa ich rozstanie, ale może to leczenie coś da...hmm co tam planujesz ?
    Dorcas i Lily, miło. Dobrze, że mogły sobie wreszcie pogadać. Co to za migreny, coś mnie ominęło? Ich relacja faktycznie trochę się ostatnio rozluźniła, więc miło że o nich pamiętasz. Pomysł z mieszkaniem bardzo dobry. Tak właśnie to widzę ;). Nie zepsuj tego.
    Halo weny nadal nie ma ?! Kawa, czekolada, spanie? :) Co to za pytanie w sprawie sylwestra..hmm ? Wiesz co, sama nie wiem, albo zostanę w domu, bo oczywiście nie zostawisz nas bez niczego, albo wyjdę gdzieś ze znajomymi, to zawsze pomaga :D.
    Weno wracaj, pozdrawiam i czekam ;)
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście. :P

      Czy ja wiem, czy to poważne? Regulus jest raczej pozytywnie nastawiony/zaskoczony zachowaniem Anne i tym, że jest dla niego miła, ot tak, bez żadnej przyczyny. W życiu raczej nie spotkał podobnej osoby, więc myślę, że ma prawo też ją polubić. ;)

      Jeżeli chodzi o Remusa, to wszystko wyjdzie w następnym rozdziale. Nie jestem przekonana, czy Ci się to spodoba, tak swoją drogą...

      Haha, Twoje rady są bezcenne. :) Wszystko odhaczone, ale niechęć została. Trochę irytuje mnie ta blokada, bo nie pamiętam, kiedy ostatnio taką miałam. Najgorsze jest to, że w zasadzie każdy rozdział do końca mam już rozpisany w punktach, więc wystarczy po prostu usiąść na tyłku, spiąć się i napisać. Albo może "aż"?

      Buziaki!

      Usuń
  2. Świetny pomysł, Lupin! Życzę zdrówka :)

    OdpowiedzUsuń