Strony

26 maja 2020

Fortuna sprzyja śmiałym (8)

Maj powoli dobiega ku końcowi, a słońca ciągle brak. Depresji można dostać, mówię Wam. Nawet pisać mi się jakoś nie chce. Nie pamiętam, kiedy ostatnio otworzyłam Worda i naskrobałam słowo czy dwa. O Fortunie nie wspomnę, bo wstyd. Oby czerwiec okazał się bardziej owocnym miesiącem, ponieważ powoli kończą mi się rozdziały na zapas. :P
A co słychać u Was? Radzicie sobie? Jak mijają Wasze dni? Czy też łączą się w całość i czas przecieka Wam między palcami?
Ja w tych dziwnych czasach trochę poszalałam, bo... uwaga! Założyłam bookstagrama. Tak, serio. Nie kłamię. Chętnych zapraszam → INSTAGRAM oraz na → POMISTRZOWSKU. Czytanie książek lepiej mi wychodzi niż pisanie, więc tam udzielam się znacznie częściej. 

https://www.huffpost.com/

8.  Najcięższa praca, jaką do tej pory wykonywałam, to praca nad sobą samą

~ dżusta

Nowy rok zaczął się szybko, a dla Dorcas – za szybko. Nie zdążyła wypocząć na tyle, by pracę na innym stanowisku podjąć w pełni sił i z dużą dozą energii. Z tego też powodu zaspała na pierwszy dzień instruktażowy, szef się zdenerwował i chciał ją zwolnić, przez co babcia musiała osobiście pofatygować się do ministerstwa.
– Ostatni raz załatwiam ci robotę – wyrzuciła, podchodząc do wnuczki. – Nie będę lizać tyłków kolejnym, głupim ministerialnym durniom. 
– Dobrze, babciu…
– Mówię poważnie, Dorcas, zacznij się przykładać… Jeżeli ci to pomoże, to ojciec kiedyś przedstawił mi prostą zasadę: pracuj, zarabiaj, żyj godnie. Trzymałam się jej i, jak widać, źle na tym nie wyszłam. Nie łam się – dodała już milszym tonem i poklepała dziewczynę po ramieniu.
 – Ja po prostu chcę robić to, co będę lubić. Człowiek w pracy spędza ponad połowę życia, dlatego fajnie byłoby zajmować się czymś interesującym. A nie jakimiś bzdurami, przy których czas wlecze się wolniej niż ognisty ślimak.
– Czyli gdzie chciałabyś pracować?
– No, właśnie nie wiem – jęknęła Dorcas.
– Więc zanim się dowiesz, łaskawie rusz tyłek i do roboty. Galeony same się nie zarobią i, jak Merlina kocham, nie dostaniesz już ode mnie ani knuta. Trzeba cię nauczyć odpowiedzialności, ot co! A już tak bez żartów, to oczekuję cię dzisiaj na kolacji, drogie dziecko. Możesz wpaść z koleżankami, a szczególnie z tą rudą.
– Z Lily? Czemu?
– Bo jak ją ostatnio widziałam, wyglądała jak szyszymora. Blada, wychudzona, jakby ostatni posiłek zjadła w święta.
– Spróbuję, ale nie obiecuję. Ostatnio… nie dogadujemy się zbyt dobrze. To ja lecę, babciu, ale… chyba niedługo znów zacznę szukać nowej posady. No, zobaczymy, pa!
Dorcas pomachała i zniknęła za drzwiami, wywołując u Natashy Meadows głębokie westchnięcie.
Czasami kompletnie nie rozumiała niedbałości, którą okazywała wnuczka, szczególnie gdy moment nakazywał powagę. Zwaliła jednak winę na geny, bo Dorcas to swoje luzackie podejście i nieprzejmowanie się niczym z pewnością odziedziczyła po dziadku. Tak, jej mąż, Tymoteusz, świeć Merlinie nad jego duszą, potrzebował aż za częstego prostowania do pionu – głownie na bankietach wymagających ogłady, na które ona, jako ówczesny podsekretarz samego Ministra Magii, dostawała regularne zaproszenia.
Dorcas, nie zdając sobie sprawy z bycia głównym tematem rozmyślań Natashy, próg dzielący przed nowymi wyzwaniami przekroczyła niepewnie. Nad głową wisiał szyld z napisem: Departament Kontroli Nad Magicznymi Stworzeniami, a pod nim zgniłą zielenią raził kolejny: Wydział Duchów.
– Dzień dobry – przywitała się, rzucając w eter.
Pomieszczenie pracownicze nie należało do wielkich, ale było… ciekawe – Dorcas nie zamierzała skarżyć się już pierwszego dnia; do narzekania wyznaczyła dni drugie. Siedziało tu więcej czarownic niż w poprzedniej pracy, a i znalazło się też paru czarodziejów.
I duchów, dodała w myślach sceptycznie.
Wiadomym było już od czasów pierwszego roku w Hogwarcie, że Dorcas nie czuła się komfortowo w obecności duchów. Nie przepadała za tym nienaturalnie chłodnym uczuciem, gdy przepływali przez ciało. Poza tym niczemu, co po śmierci przybiera jakąkolwiek postać i może rozmawiać, nie wolno ufać.
Dlaczego więc Dorcas zgodziła się podjąć pracę akurat w wydziale, gdzie kontakt z duchami stał na porządku dziennym?
– Cześć. Ty jesteś Dorcas Meadows, tak? Nasza nowa praktykantka. Milo mi cię poznać. Nazywam się Ur…
– Cóż, było miło, ale muszę lecieć. Nie tego szukam.
Bez dalszych wyjaśnień Dorcas opuściła najpierw Wydział Duchów, a potem całe ministerstwo. Teleportowała się do kawiarni na Pokątnej, gdzie zamówiła placki z dyni i kawę miodową. Doskonale zdawała sobie sprawę z własnego, głupiego postępowania i z tego, że wieczorem przy kolacji dostanie ostrą reprymendę od babci, ale co mogła począć? Nie znalazła jeszcze pracy idealnej, a pierwszej lepszej nie zamierzała przyjąć…
Tej wymarzonej zacznie szukać jutro, postanowiła, pochłaniając kolejne placki.
Albo pojutrze.
Albo najlepiej w weekend, gdy wyszpera troszkę więcej czasu.

*

Plumf siedziała na podwyższeniu przed biurkiem i przyglądała się kursantom uczęszczającym na fakultet. Niektórych szczerze lubiła, za ich chłonne umysły oraz umiejętności, zaś inni według niej już dawno powinni zrezygnować. Nawet w jednej dziesiątej nie nadawali się na pomocnika mistrza eliksirów, a co dopiero do wykonywania samodzielnej pracy.
Ławkę na przedzie klasy zajmowała Anastacia Frobisher, która warzenie eliksirów miała we krwi. Od dawna nie trafił jej się tak zdolny przypadek i Hilda wierzyła, że dziewczyna jeszcze wiele osiągnie. Reszta kursantów, owszem, posiadała trochę oleju w głowie, ale czy w przyszłości to wystarczy? Brakowało im ogłady oraz intuicji będącej nierozłącznym towarzyszem uzdrowiciela. 
Najbardziej zaskakującym przypadkiem jednak był James Potter.
Wzrok Hildy powędrował na koniec klasy, gdzie chłopak z wiecznie potarganymi włosami w skupieniu dodawał… Czy to były rogate ślimaki?
– Potter!
Plumf odskoczyła od biurka i w oka mgnieniu znalazła się przy ostatniej ławce. James wyrwany z zadumy podniósł wzrok.
– Tak, pani profesor?
– Co ty najlepszego wyprawiasz? – spytała podniesionym głosem, kompletnie tracąc cierpliwość.
– Napój leczący z czyraków?  
James zmarszczył czoło. Zapatrzył się na przyrządzany eliksir i mógłby przysiąc, że wszystko wyglądało jak powinno.
– Miarka się przebrała, Potter. Nie dość, że nie posiadasz za grosz talentu ani wiedzy, to jeszcze postanowiłeś nie stosować się do zaleceń z podręcznika? Skądś wytrzasnął te ślimaki?
– Postanowiłem zrobić eliksir szybciej, żeby wyrobić się z resztą z listy, dlatego przyrządzam go według przepisu z księgi eliksirów, pani profesor.
– Takiś mądry? – prychnęła Plumf, a w myślach przypomniała sobie recepturę, o której mówił Potter. Cóż, faktycznie były tam rogate ślimaki. – W takim razie dodaj teraz kolce jeżozwierza i machnij różdżką, bo mniemam, że to zamierzałeś właśnie uczynić, i podejdź do mnie z fiolką, jak skończysz.
– Oczywiście, pani profesor.
Niecałe dziesięć minut później James stanął przed biurkiem Hildy. W dłoni dzierżył próbkę gotowego eliksiru. Ku zaskoczeniu, napój wyglądał porządnie, lecz Plumf nie dała zwieźć się pozorom. Znając Pottera, na pewno coś sknocił.
– A teraz słuchaj mnie uważnie, Potter. Wywołam u ciebie czyraki, wypijesz eliksir i zobaczymy efekt. Jeżeli nie zadziała, zostaniesz usunięty z kursu na uzdrowiciela. Ja, jak i zapewne reszta moich kolegów po fachu, mamy już dość twojego partactwa. Lepiej więc módl się, żeby eliksir zadziałał, a przynajmniej nie zaszkodził. Frobisher – zwróciła się do Anastaci – widzę, że zaraz skończysz swój. Przelej go od razu do fiolki, niech raczej będzie w pobliżu.
– Dobrze, pani profesor.
Dziewczyna szybko wykonała polecenie Plumf.
– A więc Potter, szykuj się.
Hilda machnęła różdżką. Na dłoni Jamesa pojawiły się okropne, czerwone i cuchnące krosty. Zaczęły pękać, a ze środka wypływała ropa. Chłopak się skrzywił, po czym bez wahania wypił własny eliksir. Smakował ohydnie, ale czego można się spodziewać po ślimakach, śluzie gumochłonów czy marynowanych kręgosłupach jeżanek?
James spojrzał na dłoń. Czyraki zmalały, a później zniknęły.
– Jak się czujesz? – spytała Plumf, uważnie przyglądając się kursantowi.
– Poza śmierdzącym oddechem jest okej. Czy to znaczy, że nie wylatuję?
– Poszczęściło ci się, Potter. Cóż, wracaj na miejsce i dokończ pozostałe eliksiry. I Potter – dodała, kiedy James zaczął odchodzić od biurka – może jeszcze będą z ciebie ludzie.
Większego komplementu Jim nie mógł dostać. Cała ta sytuacja utwierdziła go w przekonaniu, że nauka nie poszła w las. Wystarczyło siedzieć nosem w książkach przez ostatnie miesiące i faktycznie, osiągnął sukces. Niewielki, co prawda, ale pierwszy raz od początku kursu dostał pochwałę od profesora, co graniczyło z cudem. Wstyd się przyznać, ale też pierwszy raz od dawna, kiedy tak siedział przy eliksirze, mieszał go i dodawał kolejne składniki, wiedział, co robił.
James poczuł dumę, a potem większy zapał.
Musiał przecież udowodnić, nie tylko sobie, ale również innym, że da radę. Zostanie tym cholernym uzdrowicielem i gdy następnym razem coś stanie się jego bliskim, będzie potrafił pomóc. A szczególnie Lily – nie pozwoli, by sytuacja z magicznej menażerii się powtórzyła.
Biorąc głęboki, uspakajający oddech, zapalił ogień pod kociołkiem. Podwinął rękawy, po czym zabrał się za kolejny eliksir z listy: lek na smoczą ospę.

*

Siedziała na łóżku z żałosną miną. W oczach Lily błyszczały łzy, a twarz przybrała czerwony odcień od nadmiaru emocji. W dłoni trzymała ostatnie pieniądze, jakimi dysponowała: jeden sykl i dziewięć knutów. Jeśli dobrze wyliczyła, stać ją jeszcze na trzy chleby, parę bułek, jakiś ser oraz kilka jabłek.
I koniec.
Życie bywało przewrotne, skoro Lily, jako najlepsza absolwentka na roku, mogła nie przeżyć kolejnego miesiąca z powodu braku zatrudnienia. Nikt nie chciał przyjąć do pracy osoby, której sama obecność spowodowała niemal kompletnie zniszczenie magicznej menażerii. Chodziła, pytała, błagała – bezskutecznie. Żaden czarodziej nie zamierzał jej zatrudnić, nawet na najmniej płatnym stanowisku, jakim było sprzątanie żerdzi sów roznoszących Proroka Codziennego.
Lily próbowała także szczęścia u mugolskich pracodawców, ale w papierach nie mogła zapisać przecież zakończenia nauki w Hogwarcie. Gdy pytali, co robiła w przeciągu siedmiu lat, milczała. Wszyscy więc z góry zakładali, że tułała się po poprawczakach czy więzieniach. Skutkowało to otrzymaniem odmowy na miejscu.
– A gdybym czyściła ulice? – zapytała pewnego dnia, chwytając się ostatniej deski ratunku.
– Moje dziecko – powiedział podstarzały mugol pracujący w urzędzie – jesteś jeszcze młoda. Mierz wyżej.
– Ale ja naprawdę potrzebuję pieniędzy.
– Można przeżyć bez nowych spodni czy bluzek – oznajmił wyniośle, źle rozumiejąc słowa Lily. – Szukanie odpowiedniej pracy to ciężki orzech, czasami zajmujący lata. Mi się poszczęściło i już po studiach zaproponowano mi wakat. Jestem szczęśliwy tu, gdzie jestem. Weź ze mnie przykład, nie poddawaj się i aplikuj na lepsze stanowiska. Wyglądasz na mądrą dziewczynę. Przeżyjesz bez modnych ubrań.
– Może i tak – zamruczała pod nosem do siebie – ale ubrań się nie je. Głodna nie pożyję zbyt długo.
Staruszek nie uchwycił, że ludzie często łapali się tych najgorszych prac, by móc włożyć co do garnka. Szczególnie nie spodziewał się tego po młodej dziewczynie. Odprawił więc Lily machnięciem ręki i krótkim cmoknięciem.
Z zadumy pełnej użalania się wyrwało Lily pukanie do drzwi frontowych. Wstała i nieśpiesznie wyszła na korytarz.
– O, Jim, cześć – przywitała się z chłopakiem zaskoczona.
Potter zlustrował Lily wzrokiem.
– A ty w piżamach? Prawie czas na herbatę.
– Nie miałam dzisiaj niczego w planach – oznajmiła, wzruszywszy ramionami. – Wchodź.
– W zasadzie przyszedłem tylko na chwilę, bo zaraz muszę wracać do domu. Mam jutro zaliczenie z…
– Mhm, świetnie – przerwała znienawidzoną, starą śpiewkę. – To co tu robisz?
– Wysłałaś przecież list. Pisałaś, żebym przyszedł, jak najszybciej będę mógł, więc jestem. Coś się stało?
Brwi Lily powędrowały do góry.
Ostatni list, jaki w pośpiechu naskrobała do Jamesa, o ile dobrze pamiętała, wysłała prawie dwa tygodnie temu. Przeżywała wówczas kryzys, bo dostała ostatnie wezwanie do zapłaty za prowadzenie konta u Gringotta. Jej skrytka świeciła pustkami, zatem nie mieli skąd pobrać należności. Chciała wtedy pogadać z Jimem, by prosić o pożyczenie paru galeonów. Czy to możliwe, że James dopiero dzisiaj wyskubał dla niej odrobinę czasu?
– Cóż, trochę ci to zajęło – chrząknęła z wyrzutem. – Chciałam z tobą porozmawiać.
– I tyle?
– Co?
– Chciałaś tylko porozmawiać? – zdziwił się James. – Specjalnie przekładam naukę na ważne zaliczenie, a ty zamierzałaś najzwyczajniej poplotkować? Naprawdę mam wiele istotniejszych rzeczy do roboty. Lily, musisz w końcu zrozumieć…
– Ależ rozumiem doskonale! Dla Jamesa Pottera liczy się tylko jakiś pochrzaniony kurs! – przeklęła ze złości, co zwykle się nie zdarzało. – Po co uganiałeś się za mną przez te wszystkie lata? Dla zabawy? Dostałeś, co chciałeś, więc zabawka poleciała w kąt? Tym dla ciebie jestem? Zwykłym przedmiotem?!
– O czym ty, do cholery, gadasz?
– Słyszałeś.
– Tak, słyszałem – żachnął się urażony. – Lily Evans po raz pierwszy nie znajduje się w centrum uwagi, dlatego zaczyna jej odwalać. Musisz nabrać trochę ogłady. Nie będę zawsze za tobą latał, tym bardziej że ostatnio mam również inne zobowiązania!
– Zawsze będziesz miał inne zobowiązania, James. Problem polega na tym, że nie potrafisz wybrać tych najważniejszych. Albo przystopować, kiedy przesadzasz.
Potter zmrużył gniewnie oczy.
– Czyli najlepiej, jakbym rzucił wszystko w cholerę i znów zaczął się za tobą uganiać?
– Nie – westchnęła, próbując się opanować. – Po prostu pamiętaj, że nauka nie jest najważniejsza.
– Ha! I kto to mówi? Największa kujonica Hogwartu? Nie rozśmieszaj mnie… Idę. Wyślij sowę, gdy wszystko przemyślisz i zrozumiesz swoje głupie postępowanie. Lily, kocham cię, ale naprawdę nie jesteś pępkiem świata.
Drzwi za Jamesem Lily zatrzasnęła głośniej, niż musiała.
Czuła się osamotniona, niepotrzebna oraz w głównej mierze bezwartościowa. Chyba naprawdę robiła coś źle, skoro niemal wszyscy przyjaciele się odwrócili. Ta kłótnia z Jimem była zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Ostatnio posprzeczała się też z Anne i Dorcas, które wyrzuciły jej brak pracy i kolejny miesiąc nieskładania się na czynsz. Lissie nie odpisała od świąt, najpewniej ciągle urażona zignorowaniem przez Lily sprawy Remusa. Syriusz z kolei trzymał stronę Jamesa, również będąc pochłoniętym przez kurs.
Przeszła do kuchni, gdzie zjadła kromkę chleba z serem. Musiała dawkować jedzenie. Zajęta myślami, nie zauważyła wejścia Dorcas.
– Smacznego.
– Och! – zawołała, podskakując na krześle. – Dzięki.
– Znowu ser? Dziewczyno, zacznij się lepiej odżywiać, jedz warzywa albo mięso. Nawet babcia dostrzegła twoją nienaturalną bladość.
Lily wzruszyła ramionami.
– Mhm. A ty nie w pracy? – zagaiła.
– Nie. Zwolniłam się.
– Co? Czemu?
– Nie podobało mi się – wytłumaczyła i zajrzała do lodówki. – Pusta. Świetnie. Czyli w tym tygodniu również ja robię zakupy? Doskonale.
– Nawet nie spróbowałaś! Od razu się poddałaś? – wyrzuciła nagle Evans, olewając sprawę lodówki. Nie mogła uwierzyć w poczynania przyjaciółki, w jej głupotę. Od pół roku Dorcas zmieniła pracę minimum tuzin razy, ciągle nie znajdując tej „idealnej”, jak mawiała. A tymczasem ona, Lily, ledwo wiązała koniec z końcem, a każdy potencjalny pracodawca wysyłał ją na szczaw. Poczuła zazdrość, co dość szybko zaowocowało we wściekłość.
– Jesteś taką idiotką! – wytknęła, nie potrafiąc się powstrzymać.
– O co ci chodzi, co? – Z oczu Meadows poleciały błyskawice. – Może lepiej spójrz na siebie! Zalegasz już dwa miesiące z czynszem i ciągle tylko wyżerasz nasze zapasy! Myślisz, że nie zauważyłam twojej codziennej kawki albo herbatki? Tak samo proszki do prania, papier toaletowy czy… czy wszystko inne! Zacznij wreszcie się dokładać!
– Świetnie! Zacznę się dokładać, kiedy wreszcie wybierzesz robotę. Babcia przecież nie będzie cię utrzymywać do końca życia!
– Jak jesteś taka mądra, to sprawa została uproszczona! Jeżeli nie zapłacisz czynszu w następnym miesiącu, masz stąd odejść! Nie będę na ciebie więcej łożyć kasy! Ani ja, ani Anne, której też się nie przelewa, a jednak mimo wszystko zachowuje się fair w stosunku do nas i płaci!
– Nie rozumiesz, że każdy odrzuca moją kandydaturę?!
– Nic mnie to nie obchodzi! Płać i już!
– Och, odczep się!
 Obie dziewczyny powiedziały za dużo, naglone przez niepewność lub brak stałości. Dopiero, gdy zamknęły się w pokojach, a negatywne uczucia ustąpiły, zrozumiały, jak mocno przesadziły.
Dorcas wzięła parę uspokajających oddechów. Wiedziała, że nadużywała zaufania babci i jej miłości do wnuczki. Była zła na siebie, choć wydarła się na przyjaciółkę, a przecież wcale tak nie myślała. Lily z kolei walnęła się na łóżko, zamierzając przespać resztę dnia. Nocy, najlepiej, też. Nie chciała wybuchnąć, po prostu emocje wzięły górę. Najpierw rozmowa z Jamesem, a potem zazdrość o Dorcas odrzucającą kolejne niewykorzystane możliwości, mocno ją podburzyły. Do tego brak galeonów również nie pomagał. Swoją drogą, parokrotnie zastanawiała się, czy przyjaciółka zdawała sobie sprawę z problemów finansowych Lily, czy nie. Może myślała, że Lily oszczędza na czynszu i jedzeniu, zanim zdobędzie pracę? Albo po prostu olewała temat, zajmując się własnymi kłopotami. Cokolwiek by to nie było, ani ona, ani Anne nie dostrzegały prawdy.
A Lily nie zamierzała już więcej prosić o pieniądze. Dzisiejsza sprzeczka z Jimem skutecznie wybiła jej ten pomysł z głowy. Woli nie jeść przez tydzień niż czuć upokorzenie i stracić w oczach bliskich. Bo wiadomym było, że gdy wołasz o pomoc, ludzie zaczynają traktować cię jak nieudacznika.
I choć Lily nie posiadała już prawie nic (większość rzeczy posprzedawała), akurat godności nie zamierzała stracić.

9 komentarzy:

  1. Czołem!
    Muszę przyznać, że mam naprawdę niezłe wyczucie czasu, zawsze jak sobie pomyślę, że dawno nie pojawił się nowy rozdział, to tu bach, jest następny :D Pogoda jest beznadziejna, to akurat prawda,a niby już koniec maja... No i świetnie, że założyłaś książkowego instagrama, zaraz tam wpadnę, zanim wyleci mi to z głowy :P
    Dorcas to naprawdę fenomenalny przypadek, nie chciałabym być w jej skórze, kiedy jej babcia dowie się, że znowu rzuciła pracę. Ciekawe swoją drogą czego ona właściwie szuka ?
    James dla odmiany zupełnie nie przypomina samego siebie :D Jakoś dziwnie oglądać go w roli kogoś, kto nie widzi świata poza książkami, no ale cóż :D Zastanawiam się czy szybciej on sam zrezygnuje z tego pomysłu, czy raczej faktycznie jego nauka się za chwilę do czegoś przyda. Szkoda mi Lily i znowu mam wrażenie, że szykuje się dla niej jakaś kolejna niebezpieczna sytuacja, w ogóle w tej 2 części Fortuny ciągle mam takie wrażenie. Ale miało być bardziej mrocznie, prawda? W takim razie potwierdzam, że działa :D
    Trzymaj się w takim razie dzielnie, na pewno twoja wena wcześniej czy później znowu wróci i nic się nie martw myślę,że pisanie wychodzi ci równie dobrze co czytanie ;).
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej!

      Chyba porozumiewamy się telepatycznie, czy coś. Wejdź mi w umysł i powiedz teraz, kiedy dodam kolejny (odpowiedź: czerwiec) się nie liczy. :P Na Instagrama zapraszam, zapraszam! I do dołączenia do obserwatorów również. :)

      Oj, prawda. Jim zmienił się o 180 stopni, ale myślę, że miał ku temu dobry powód. Jak dalej się potoczy między nim a Lily tego, oczywiście, nie zdradzę. Ale faktycznie coś się szykuję. Będzie mrocznie, bo jakby nie patrzeć Samantha, która uczepiła się Lily, jest zła do szpiku kości. Ale więcej nie zdradzam. Muszę wreszcie przysiąść do Fortuny i napisać parę rozdziałów. O! Taki mam plan na weekend, trzymaj kciuki. :)

      Dziękuję!

      A co u Ciebie? Jak studia zdalne? Niedługo sesja, chyba będzie łatwiej niż normalnie? :)
      Ściskam!

      Usuń
    2. Prędkość z odpisywaniem mam zawrotną,wiem :D Bardzo chciałabym wiedzieć kiedy to będzie,ale całe szczęście już koniec czerwca, więc liczę na to, że niedługo. Instagram obczajony, więc chociaż tam jestem na bieżąco :P Wiem, że nie zdradzisz nic, przyzwyczaiłam się. Jak idzie pisanie? Studia zdalnie wcale nie są łatwiejsze jakby się wydawało, szczególnie u mnie, kiedy nie możesz czegoś zobaczyć na żywo, albo poćwiczyć na preparacie, no ale w każdym razie zmierzamy już do końca sesji :P

      Usuń
    3. Moje też jest zawrotna, jak widać. :P Trzymam kciuki, żebyś wszystko zdała śpiewająco i najlepiej na raz, bez żadnej powtórkowej. W ogóle ogromnie Ci zazdroszczę długich, 3-miesięcznych wakacji. Ile bym nadała za taki odpoczynek! A nie marne 2 tyg... Pisanie słabo. Nie mogę się wcale zmobilizować, a jak już siadam, to znajdzie się jakiś huncwot, który mi przeszkadza. I tyłek, że tak ładnie napiszę. Został mi przedostatni rozdział na Fortunę, no masakra! :)

      Usuń
  2. Zgadzam się z numerem ósmym.Praca nad samym sobą jest baaaardzo ciężka, cały czas ją wykonuję :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czasami tak jak, że nie ma się ochoty na pisanie, ale to na pewno chwilowe. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, bo ten przestój trzyma się już długo. :(

      Usuń