Autorka: Nika
Ministerstwo
Magii jak zawsze tętniło życiem. Wszędzie biegali ludzie, a przedstawiciele
poszczególnych oddziałów wymieniali się ze sobą poglądami i wrażeniami po
ciężkim dniu. Nikt nie przejmował się szalejącą na dworze burzą. Ludzie mieli o
wiele więcej problemów na głowie. Nad wszystkimi pracownikami w tym budynku
górował jeden, którego czarodzieje zwykli byli tytułować „Ministrem Magii”.
Sprawował on nadzór nad pracą każdego piętra w ministerstwie, udzielał porad i kiedy
była taka potrzeba – krytykował. Ów mężczyzna właśnie wyszedł z kominka,
luzując sobie ciemnofioletowy krawat. Nienawidził swojego urzędowego garnituru,
tym bardziej, że materiał spodni bezlitośnie drapał go w uda. Modlił się tylko,
żeby korytarz szybko się skończył i mógł wreszcie zasiąść w swoim gabinecie i
przebrać się w coś o wiele wygodniejszego. Matka zawsze dbała o to, żeby
wyglądał przyzwoicie, ale on zaczynał mieć powoli wszystkiego dość. Miał ochotę
wyrwać się z tego miasta gdzieś daleko, na jakąś imprezę i najlepiej nawalić
się do nieprzytomności. Odpowiedzialność była taka…. odpowiedzialna.
Zignorował
wszystkich, którzy chcieli w jakiś sposób zwrócić na siebie jego uwagę. Nie
odpowiedział na żadne „dzień dobry, Panie Ministrze”, ani nikomu nie pomachał
na powitanie. Zamiast tego niemal pobiegł do swojego gabinetu i zatrzasnął za
sobą drzwi. Wziął kilka głębokich oddechów, po czym odpiął górne guziki
koszulki. Od razu podszedł do okna i otworzył je na oścież mimo, że na zewnątrz
szalała nawałnica. Kilka prostych zaklęć i nie musiał się martwić tym, że wiatr
zwieje dokumenty z biurka lub deszcz zamoczy wszystko w pomieszczeniu. Z cichym
westchnieniem powiesił marynarkę w szafce i usiadł w wielkim, czarnym fotelu. Z
niechęcią spojrzał na szereg małych, papierowych samolocików, leżących na
parapecie. Jeszcze dobrze nie wszedł do Ministerstwa, a ludzie już coś od niego
chcieli! Z otchłani goryczy wyrwał go czyjś głos. Do gabinetu weszła wysoka,
brązowowłosa kobieta ubrana w krwiście czerwony, skąpy kostium. Rogowe okulary
na nosie i wbita w kok różdżka dodawały jej inteligencji. Widok Hermiony
Granger, jego osobistej sekretarki, zdawał się być jedynym pozytywnym aspektem
pracy Ministra.
- Panie
Ministrze, czy życzy pan sobie kawy? – spytała kobieta, mrugając prowokacyjnie
oczami. Usiadła na brzegu biurka i założyła nogę na nogę. Zaraz, zaraz…czy ona
nie miała na sobie bielizny?!
- Jakie „Panie
Ministrze”? Hermiono, skarbie, przecież mówiłem, że gdy jesteśmy sami, możesz
mi mówić po prostu Draco. – Uniósł na nią swoje stalowoszare oczy i uśmiechnął
się lekko. Kobieta zachichotała pod nosem i wstała.
- A więc,
Draco. Chcesz kawę? – poprawiła się.
- Ależ
oczywiście. Z dwiema kostkami cukru.
- Czyli jak
zwykle – powiedziała pod nosem kobieta, wychodząc z gabinetu. Draco Malfoy
pokręcił w zastanowieniu głową i wyciągnął z szuflady gruby, oprawiony w czarną
skórę zeszyt. Zawsze zapisywał tutaj najważniejsze dla niego sprawy. Musiał w
końcu wrócić do rzeczywistości, a w rzeczywistości jest przecież Ministrem. Ze
średnim zainteresowaniem przerzucał śnieżnobiałe kartki, kiedy w końcu natrafił
na dzisiejszą datę. Nad liczbą dwanaście widniały dwie świeczki, a nad
jedenastką napis „Przyjęcie”. Jego oczy niemal nie wyszły z orbit. Zanim
Hermiona wróciła z kawą, jego już dawno nie było w gabinecie.
Zapomniał
wziąć z gabinetu marynarki! Dlaczego był aż tak głupi?! Musiał zapomnieć!
Oczywiście, urodziny Ew od miesięcy chodziły mu po głowie, ale nie miał
pojęcia, że to nastąpi tak szybko. Biegnąc w deszczu błogosławił adrenalinę,
która strzeliła mu do głowy. Nie miał pojęcia, jak sobie poradzi, ale wiedział,
że sam nic nie wskóra. Doskonale pamiętał hotel, w którym gościł kilka razy, a
na samą myśl, uśmiechnął się wrednie. Ta dziewczyna była dla niego przyjaciółką
zawsze, kiedy tego potrzebował. Mógł w każdej chwili przyjść do niej po radę i
ona zawsze mu jej udzielała. Lubili razem popić i zazwyczaj nie pamiętali, co
się działo potem. Dobrze się razem bawili, ale Draco wiedział, że ona nie jest
mu przeznaczona.
Wbiegł do hotelu
i nie zwracając uwagi na to, że jest przemoczony do suchej nitki, przebył
krótką drogę dzielącą go od windy. Żelazne drzwi zamknęły się przed nim w
momencie, kiedy nacisnął przycisk z numerem dziewiątym. A potem rozległa się
jakaś głupkowata muzyczka rodem z „imsów” i wyciąg ruszył. Z niecierpliwości,
tupał głośno nogą. Dlaczego to gówno jedzie tak wolno?! Czy nie można włączyć
jakiegoś przyspieszenia? Była ósma rano! Nie miał całego dnia na cackanie się!
Całe szczęście, że w windzie siedział sam, bo ludzie z pewnością uznaliby, że
jest psychicznie chory. Z prędkością światła wypadł z windy i po chwili znalazł
się tuż przed drzwiami do pokoju o wdzięcznym numerze „666”. Już miał wyciągnąć
różdżkę i używając hasła, wejść do środka, ale zatrzymał się gwałtownie. Co jak
co, ale kulturę to on posiadał i choćby waliło się i paliło, zapuka. W jego
zamierzeniach miało to być nazwane „pukaniem”, ale przerodziło się w walenie.
Kiedy nikt mu nie otworzył, wyciągnął różdżkę i wszedł do środka. Zaklęcie
otwierające jej pokój znał od miesięcy. Stając w progu zorientował się,
dlaczego przyjaciółka nie miała zamiaru otworzyć drzwi. Kręciła się przy
toaletce w salonie z turbanem na głowie i coś śpiewała, a w telewizji leciał
dobrze mu znany serial „Brzydula”.
- Przeleć
mnie w tej koniczynie! Przeleć mnie w tej koniczynie jeszcze raz! Teraz będzie
numer drugi: rób to w rytmie boogie-woogie! Przeleć mnie w tej koniczynie!
- Nika! –
zawołał Draco, zbliżając się do niej. Zauważyła go w lustrze i pomachała w jego
kierunku, nadal nie przestając śpiewać:
- Teraz
będzie numer trzeci: ona krzyczy „nie rób dzieci!”. Przeleć mnie w tej
koniczynie!
- Nika, co ty
śpiewasz? – zaśmiał się Minister Magii, siadając na białej sofie.
- Piosenkę,
nie słychać? – Uśmiechnęła się przymilnie i ściągnęła ręcznikowy turban z
głowy. Na ramiona opadły jej mokre, długie, brązowe włosy.
- Jakoś nie
znam takich tekstów – odpowiedział mężczyzna, wciąż się śmiejąc.
- Nie? A to
znasz? Zakręć mną, taką mam chętkę! Zakręć mną na galaretkę!
- Dosyć! Nika,
mamy mały problem – Draco, w przypływie desperacji, zatkał kobiecie usta
dłonią. Jej brązowe oczy uniosły się na jego twarz. Prychnęła niczym rozjuszona
kotka, po czym wyrwała się z jego objąć.
- Niby jaki to
problem? Mam nadzieję, że to nic poważnego, bo Ula właśnie ma zamiar pójść do
łóżka z Markiem – powiedziała Nika, siadając na jednym z foteli. Mężczyzna
przejechał dłonią po twarzy i westchnął z bólem. Jego przyjaciółka była
naprawdę kochana, ale…
- Twoja
siostra ma dzisiaj urodziny – wydusił z siebie, patrząc na reakcję kobiety.
Upuściła z rąk szczotkę do włosów i otworzyła usta ze zdziwienia.
- Pieprzysz! –
zawołała. – Dopiero teraz mi to mówisz! Za pięć minut będę gotowa! – Z
prędkością światła wybiegła do swojej sypialni. Po chwili wróciła z zupełnie
suchymi włosami i ubrana w klasyczną „małą czarną”
- Ale wiesz,
że na dworze pada? – zasugerował Draco.
- To ubiorę
kozaki.
*&*
A w Forks jak
zwykle lało. Draco i Nika posuwali się powoli po miasteczku, siedząc w
jasnoróżowym kabriolecie. W radiu leciała właśnie jakaś najnowsza piosenka
zespołu „Afromental”, której oczywiście Nika nie omieszkała zaśpiewać.
- Możesz
przestać? – syknął Draco, ściszając muzykę. – Zrób coś dla muzyki i nie
śpiewaj, proszę! Uszy mi za chwilę zwiędną!
- Wokalista
się znalazł! – burknęła kobieta, krzyżując ramiona na piersiach. Malfoy
uśmiechnął się do siebie z lubością. Przynajmniej będzie miał chwilę spokoju,
zanim znajdą Edwarda i Bellę. Miał nadzieję, że ta druga właśnie nie wyszła na
polowanie, bo inaczej weźmie różdżkę i strzeli sobie Avadą w łeb. Dlaczego
musiał to wszystko jak zwykle przełożyć na ostatnią chwilę?! Z piskiem opon
zatrzymał się na jakimś parkingu, gdzie stało tylko srebrne volvo. Po prawej
zaczynała się drużka, prowadząca do lasu.
- Znów poszli
na łąkę? – warknęła Nika, wysiadając z samochodu. Od razu zarzuciła sobie na
ramiona płaszcz przeciwdeszczowy, po który natychmiast się cofnęła, jak tylko
wyszli z hotelu. – Tylko migdalenie im w głowie!
- A ty jak
zwykle czarująca...
Draco i Nika odwrócili się
gwałtownie, stając twarzą w twarz z Bellą Cullen. Jej miodowe oczy lśniły z
radości. Od razu rzuciła się na Nikę z uściskami. Zaraz za nią, z lasu wybiegł
Edward, po czym oparł dłonie na kolanach, próbując złapać oddech.
- Sam tego
chciałeś. Na własne życzenie związałeś się z wampirzycą... – Uśmiechnął się
Draco, ściskając prawą dłoń Swana. Oboje uśmiechnęli się na widok splecionych w
uścisku dziewczyn.
- Poczułam
wasz zapach, dlatego przybiegłam jak najszybciej mogłam – odezwała się Bella,
zwracając się tym razem do Malfoy’a. - Co was tu sprowadza? Przecież leje, a
chyba nie chcieliście sobie zrobić w takim dniu wycieczki krajoznawczej...
- Ew ma
urodziny – wyjaśniła krótko Nika, a Bella i Edward wytrzeszczyli oczy ze
zdziwienia. – Dzisiaj. Zbieramy całą ekipę i urządzamy dla niej imprezę.
Piszecie się?
- No pewnie! –
odpowiedział od razu Ed, obejmując Bellę w pasie. – A gdzie to wszystko się
odbędzie?
- Trzeba
będzie przejechać kawał drogi. Musimy dostać się do Lily i Jamesa, oni nam
pomogą... – Draco wsiadł do samochodu, a za nim reszta ferajny.
- Ale oni
przecież...
- Tak, wiem.
„Ale oni
przecież w historii Ew żyli jakieś pięćdziesiąt lat temu” – chciała powiedzieć
Nika, zanim jeden z jej towarzyszy brutalnie przerwał jej wypowiedź. Mimo, że
różnica czasowa stanowiła pewien problem, kobieta wiedziała, że Malfoy mu
podoła. Desperacja malowała się na jego twarzy, niczym Mona Lisa na płótnie,
więc była pewna sukcesu. Minister Magii wyciągnął z kieszeni maleńką, złotą
klepsydrę.
- Chcesz się
cofnąć w czasie?! – pisnęła Nika, patrząc na poczynania mężczyzny. Kręcił
częścią świecidełka, niemal wwiercając w nie oczy. – Draco! Chcesz się cofnąć o
pięćdziesiąt lat?! Jesteś szalony! Dlaczego nikt mnie nie słucha?! – wołała
tylko dziewczyna, kiedy blondyn zakładał na szyję jej, Belli i Edwardowi zmieniacz
czasu. Po chwili na parkingu nastała cisza. Jedyną oznaką tego, że byli w
Forks, pozostał jasnoróżowy kabriolet ze złotym napisem „Fabulus” na
tablicy rejestracyjnej.
Pojawili się
chyba nie w tym miejscu i o złym czasie. Niemal stratowała ich banda dzieciaków
w czarnych strojach i wymalowanych na czarno twarzach. Edward pisnął jak mała
dziewczynka mówiąc, że przypomniało mu się dzieciństwo.
- A co? Matka
cię w betoniarce kołysała? – spytała jego ukochana najzupełniej poważnie,
głaszcząc go po głowie. Swan kiwnął lekko głową.
- Widać –
stwierdziła Nika, rozglądając się dookoła. Mury zamku wydawały jej się znajome.
W końcu, sama pisała o Hogwarcie i była obeznana w tej tematyce. Niewątpliwie
znaleźli się w odpowiednim miejscu. Czas również powinien być dobry. Ale gdzie
jest tak zwana: „czwórka wspaniałych” i ich najlepsze przyjaciółki?
- Trafiliśmy –
powiedziała Nika, zwracając na siebie uwagę Draco. Rozglądała się dookoła,
próbując wyłapać w tłumie płomienno rudą czuprynę. Z Lily były jak siostry,
więc nie powinno być problemu. Nagle, jak na zawołanie, zauważyła ją jakiś metr
od siebie. Dziewczyna, ubrana w szkolne szaty, szła w tą samą stronę, co oni.
- Li...! –
zaczęła Nika, ale kiedy dziewczyna się odwróciła, zaniemówiła. To nie Lily!
Była do niej bardzo podobna, tylko nosek miała lekko zadarty...i inny kolor
oczu. W końcu zrozumiała, z kim ma do czynienia.
- Lissie!
Poczekaj! – podbiegła do uczennicy. Draco puścił się pędem za nią, a Bella i
jej ukochany zostali na miejscu, rozglądając się po starych murach zamku.
- Znasz mnie?
– spytała Roshid, patrząc na Nikę z ukosa. Zabawnie zmarszczyła brwi. Cała
Lissie...
- Czy znam? Po
tym, co mówiła mi o was Ew, znam każdy wasz wstydliwy sekret. Nawet taki, że
kochasz się w Remusie – powiedziała Nika, uśmiechając się wrednie. Rudowłosa
zarumieniła się słodko, opuszczając głowę. Po chwili jednak spojrzała na nią z
ciekawością.
- Znasz Ew? –
spytała.
- Pewnie. To
moja siostra. Pomożesz nam? Tu chodzi właśnie o nią – wyjaśniła szybko Nika,
patrząc na nową znajomą z niemą prośbą w oczach. Ruda odwróciła się w praco i
zawołała:
- Syriusz!
Dorcas! Chodźcie tutaj na chwilkę! – W tym samym momencie, zza gobelinu
wyłoniła się para. I chłopak, i dziewczyna mieli czarne włosy i pogniecione
ubrania. Błyszczyk wyraźnie rozmazał się na twarzy dziewczyny.
- Cześć! A wy
kim jesteście? – zagadnęła Dorcas, mocno trzymając za rękę swojego towarzysza.
- Właśnie?
Odpowiedz, jeżeli moja turkaweczka pyta! – prychnął Syriusz, mierząc Draco
pogardliwym spojrzeniem.
- Hola! My w
sprawie Ew!
- Jakiej Ew? –
spytał Black.
- No...tej
autorki, która o was pisała. Nie pamiętasz? – Bella zbliżyła się do Draco i
Niki, próbując jakoś pomóc.
- Nie znam
żadnej Ew i jeżeli nie powiecie, co naprawdę tutaj robicie, zawołam Rogacza i
razem zrobimy z wami porządek! – mówił Syriusz.
- Uważaj, bo
narobię w gacie, lalusiu! – syknęła Nika, zakładając piersi na ramiona, przez
co jej dwie przyjaciółki uniosły się delikatnie. A Łapa przecież był bardzo
uległym pod tym względem mężczyzną.
- Nie
pamiętasz Ew? – kontynuowała Nika. – Nie pamiętasz? To dzięki niej trzymasz
teraz Dorcas za rękę! Nie pamiętasz pewnego małego liściku, który wrzuciłeś do
kieszeni szaty autorki? – mówiła, patrząc mu prosto w oczy. Błysk zwątpienia
rozjaśnił ciemne oczy chłopaka, a on sam uśmiechnął się po chwili niewinnie.
- Ach! Ta Ew!
Chodźmy do Wspólnego! Tam siedzi reszta – zarządził Łapa, prowadząc wszystkich
w stronę schodów prowadzących na siódme piętro. Szedł razem ze swoją dziewczyną
na przedzie, przez co doskonale było słychać ich rozmowę:
- Jaki liścik,
Syriusz?!
- Kochanie,
ale to nie ważne! Teraz trzeba znaleźć resztę, bo ta ładna pani...ała! Za co?!
- Za chęć do
życia i miłość do ojczyzny!
Szli przez
kilka długich chwil. Draco i Nika, bez żadnych emocji, podążali za Lissie,
Dorcas i Syriuszem, a Bella i Edward rozglądali się i komentowali ruchome
obrazy cichymi „ochami” i „achami”.
Kiedy znaleźli
się pod obrazem Grubej Damy, Dorcas wypowiedziała hasło. Portret ukazał im
wejście do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Edward znów pisnął na widok wielkiego
lwa, który majestatycznie wisiał nad kominkiem mówiąc, że on ma taką fryzurę
jak jego babcia.
Kilka osób siedziało na fotelach
naprzeciwko kominka. Syriusz usiadł na oparciu kanapy, na której siedziała
spleciona w uścisku para. Rudowłosa dziewczyna bezlitośnie wkładała swojemu
chłopakowi język w usta.
- Rogacz,
Lilka, ci państwo do was – powiedział Syriusz, niemal siłą odciągając ich od
siebie.
- Do nas? –
Lily przygładziła palcami włosy, opierając głowę na ramieniu Jamesa. Chłopak
poprawił sobie okulary na nosie i uśmiechnął się zawadiacko.
- Nika! Jak
dobrze cię widzieć! – zawołał, ściskając dłoń przyjaciółki Draco.
- Znacie się?
– zdziwiła się Bella.
- Nie
zapomnij, że ja też piszę o tych czasach. Z Jamesem spędziłam kilka miłych
chwil – mrugnęła w kierunku chłopaka kokieteryjnie, na co jego uśmiech tylko
się powiększył.
- Czy ja o
czymś nie wiem, kochanie? – Lily złapała swojego chłopaka za rękę, zwracając na
siebie jego uwagę.
- Wiesz o
wszystkim, słoneczko – odpowiedział James, wciąż wpatrując się w Nikę, która
zachęcająco oblizała wargi.
- Koniec tego
dobrego, bo Nika znów się napali – przerwał tą całą szopkę Draco, przez co
dostał po głowie od swojej przyjaciółki. – Pomóżcie nam zorganizować super
urodziny dla Ew! Musicie podążyć z nami do naszych czasów i wtedy...
- Ominą nas
lekcje? – spytał Peter, chrupiąc w najlepsze fasolki wszystkich smaków.
- Taaak!
- To ja się
piszę! – zawołał Syriusz i jak na zawołanie ustawił się koło Draco, który już
wyciągał z kieszeni zmieniacz czasu. Tym razem było ich o wiele więcej, więc
przenoszenie się było trudne, ale skuteczne. Wylądowali na środku głównego
placu w Londynie, tuż pod hotelem, w którym mieszkała Nika.
- Dobra, więc
zaczynamy! – zarządził Draco, a wszyscy ustawili się wokół niego. Każdy
otrzymał swoje zadanie, które w ciągu godziny musiał zrealizować. Draco musiał
zająć się odpowiednim miejscem, co dla Ministra Magii nie powinno stanowić
problemu. Nika i Bella poszły razem do baru na końcu ulicy, który miał u Niki
dług wdzięczności i właśnie zamierzała naciągnąć go na nieludzkie ilości
alkoholu. Dorcas, Ann, Lissie i Lily postanowiły okraść spożywczak dwie
przecznice dalej, żeby zdobyć masę niezdrowego żarcia, a Huncwoci i Edward
otrzymali najważniejsze zadanie. Musieli załatwić dwa torty: jeden zwykły, a
drugi taki, z którego wyskoczy striptizer, którym okazał się sam Draco Malfoy.
Potem musieli odnaleźć solenizantkę i sprowadzić ją na miejsce, które wyjawi im
Minister przez lusterko. I zaczęło się zamieszanie. Draco po kilkunastu minutach
wynajął budynek starego teatru, który miał całkiem pokaźną salę balową. Po
chwili dołączyły do niego dziewczyny z prowiantem. Brakowało tylko reszty
chłopców. W międzyczasie, Draco sprowadził wszystkie jego służące z Malfoy
Manor, żeby przystroiły wszystko na fioletowo. Wszystko musiało być dopięte na
ostatni guzik! Draco nie dopuszczał do siebie żadnej możliwości porażki. To się
po prostu musiało udać!
- Draco! –
Minister poczuł wibrację w kieszeni. To James próbował się z nim skontaktować.
– Znaleźliśmy ją na wakacjach na Majorce. Związaliśmy ją, wsadziliśmy do worka
i zasłoniliśmy jej oczy różową opaską. Coś jeszcze?
- Wystarczy.
Teraz sprowadźcie ją tutaj. Goście zaczynają się schodzić.
- Się robi,
szefie.
- Mam
nadzieję, że wszystko się uda – powiedziała Bella, patrząc na Nikę i Dorcas,
witające gości w drzwiach. Pojawił się nawet Arturo Redrota z Dianą Denver,
Anahi Potter z Lucasem...
- Mamy ją! –
jak spod ziemi wyrośli przez Draco Huncwoci wraz z Edwardem. Ten ostatni
trzymał na rękach jakiś wyjątkowo wątpliwej jakości worek, w którym coś
się ruszało.
- Czekajcie!
Ja się zmywam! A wy, jak tylko goście będą gotowi, zróbcie niespodziankę! –
zarządził Draco i pstrykając palcami, zniknął. Nika i Dorcas kazały wszystkim
być cicho. Chłopcy z ociąganiem uwolnili Ew z worka, ale zamiast radosnego
powitania, każdy z nich dostał kopniaka w cztery litery.
- Nie
zadzierajcie ze mną! – zawołała groźnie drobna blondynka, wyłaniając się z
połów worka.
-
NIESPODZIANKA! – krzyknął tłum, rzucając się na solenizantkę. Jednak do
blondynki jako pierwsza dobiegła Nika.
- Siostro!
Wszystkiego najlepszego! Życzę ci super faceta, którego nigdy nie będzie boleć
głowa i będzie ci robił takie rzeczy, o których ostatnio pisałaś!
- Jesteś
głupia, wiesz? – zaśmiała się Ew.
- Wieeeeem!
Ale za to mnie kochasz, nie? – siostry znów się uściskały. Po krótkiej
ceremonii wręczenia prezentów, przyszedł czas na punkt kulminacyjny przyjęcia.
Zza zaplecza nadjechał wielki, różowy tort, na widok którego Ew zaczęła się
histerycznie śmiać. Z głośników zabrzmiała muzyka z „Mody na sukces”, a z tortu
wyskoczyła jakaś półnaga blondynka.
- Ej!
Pomyliłaś imprezy! Osiemdziesiąte urodziny Hugh Hefnera są trzy ulice dalej! –
zawołała Bella widząc, że Edward zaczyna się ślinić. Dziewczyna zasłoniła swoje
nagie piersi ramionami i spytała, czy może zostać na imprezie, bo tu jest
fajnie. W tym samym czasie nadjechał drugi tort, jednak równie oczojebnie
różowy. Z głośników zabrzmiała piosenka „Jesteś szalona”, a z ciasta wyskoczył
Draco w samych obcisłych bokserkach. Zabawnie kołysząc biodrami odtańczył
seksowny taniec przed samym nosem solenizantki. Dziewczyny mdlały; nawet sama
Nika pozwoliła sobie na ciche westchnienie, jednak szybko jej myśli pobiegły w
zupełnie innym kierunku, ponieważ James zaciągnął ją do toalety.
Kończąc
taniec, Draco namiętnie pocałował Ew, na co ta zarumieniła się jak buraczek.
Wszyscy pili, śmiali się i wariowali w toaletach, aż miło. Impreza urodzinowa
przeszła do historii jako jedna najlepszych z stuleci, bo tylko Nika pamięta,
co się na niej działo i właśnie skończyła to opisywać. I wszyscy żyli długo i
szczęśliwie.
Peace and love, ludzie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz