Strony

19 maja 2012

Fortuna kołem się toczy (19)

19. Problemy zaczynają się z wbitą w pamięć drzazgą
~ Ewa Lipska
        
Spadała. Leciała coraz niżej i niżej. Nie mogła się zatrzymać. Czerń wirowała wokół niej. Łapała ogromne hausty powietrza. Dusiła się. Z jej oczu pociekły słone łzy. Myśli zaczęły zbyt szybko wirować. Mgła zapanowała w jej umyśle.
Krzyk. Ktoś ją woła. Próbuje odpowiedzieć. Zaczyna kaszleć. Dławi się własną śliną. Przed oczami pojawiają się mroczki. Robi się senna.
Krzyk. Otwiera oczy. Widzi zamazaną postać. Wpatruje się w czyjeś oczy. Ból. Głowa. Zaciska powieki. Unosi się w powietrzu. Spada.
Nagle wszystko ustaje. Czuje czyjś delikatny dotyk. Uspokaja się. Gorzki płyn spływa po gardle. Gorące prądy przechodzą przez jej ciało.
Owe wspaniałe tęczówki przejmują nad nią kontrolę. Jej pamięć wywraca się do góry nogami.

*

W dormitorium dziewczyn z klasy szóstej panował półmrok, a jedynym źródłem światła była różdżka Meadows, spokojnie spoczywająca na stoliku obok łóżka, na którym siedziała czwórka przyjaciół. Każdy z nich wpatrywał się w jakiś niesprecyzowany punkt, myślami błądząc gdzieś daleko. Jednak głównym powodem ich zadumy była oczywiście Lily Evans, dziewczyna o błyszczących, zielonych oczach, których wszyscy jej pozazdrościli. To właśnie o nią się martwili i pragnęli w końcu ujrzeć jej roześmianą twarz i zmysłowo pofalowane, rude włosy, dzięki którym świat nabierał kolorów. 
Było już dawno po dwudziestej, czyli minęły już prawie dwie godziny odkąd ci wyszli z gabinetu dyrektora, oznajmiając mu przy okazji o terminie jutrzejszego spotkania bandy Ślizgonów, na co Dumbledore zareagował dość ekscentrycznie.
         Z tego letargu wyrwał ich hałas szeroko otwieranych drzwi, które z cichym trzaskiem uderzyły od ścianę.
         - Co się tutaj, do jasnej Anielki, dzieje?! – krzyknęła rozjuszona Lissie, która właśnie wparowała do pomieszczenia. Jednak nikt jej nie odpowiedział, przez co jeszcze bardziej się zdenerwowała. Popatrzyła na nich spod przymrużonych powiek, ciągle zastanawiając się nad przyczyną aż tak ponurych min. Po chwili warknęła nawet, żeby zwrócić na siebie uwagę.
         - Przestań – powiedziała Anne, sprawiając, że rudowłosa zaczęła ją bardziej lubić. – Jest już wpół do dziewiątej, jesteśmy zmęczeni, a na dodatek Lily…
         - Zaraz – przerwał jej Remus, który wystraszony spojrzał w stronę blondynki. – Która jest?
         - Ósma trzydzieści, a co?
         - Cholera! – wykrzyknął, sprawiając, ze reszta podskoczyła. James popatrzył na niego dziwnym wzrokiem. Po raz pierwszy słyszał, żeby jego przyjaciel przeklną, a to był nie lada wyczyn. Gdyby nie miał aż tak podłego humoru, pewnie zacząłby klaskać.
         Lupin za to wpadł w panikę. Jeszcze nigdy w życiu nie zapomniał o czasie pełni. Przecież jakby Wisborn mu tego nie uświadomiła i zacząłby się przemieniać na oczach przyjaciół… Wybij to sobie z głowy, pomyślał, po czym szybkim krokiem wyszedł z dormitorium, a później z Pokoju Wspólnego, zostawiając przyjaciół samych sobie. Pędem przemierzał szkolne korytarze, które według niego strasznie się dłużyły.
         Po pięciu minutach znalazł się przed drzwiami do Skrzydła Szpitalnego, które po chwili zastanowienia – i złapaniu kilku głębokich wdechów – otworzył szeroko, wchodząc do środka. Nieprzytomnym wzrokiem rozejrzał się wokół, szukając pani Pomfrey, która zawsze prowadzała go do Bijącej Wierzby, aby tam mógł spokojnie – tak, jasne! – przejść przemianę. Właściwie to nie rozumiał dlaczego, w końcu chodził już tam co miesiąc przez sześć lat i jakoś nic dziwnego się nigdy nie stało. No, ale nie będzie się przecież kłócił z pielęgniarką, ponieważ ta mu już tak dużo razy pomogła, nawet bardzo dużo, że nie potrafi tego zliczyć, i nie ma do tego po prostu serca.
         Nagle jego uwagę przykuła pewna scena, odgrywająca się dosłownie naprzeciwko niego, gdzie to dziwnie rozkojarzona pani Poppy, biegała wokół jednego z łóżek szpitalnych, z którego od czasu do czasu dochodziły jakieś niezidentyfikowane dźwięki.
Zaraz, zaraz, znam skądś ten głos, przeszło przez myśl brązowowłosemu, który po chwili zaczął przybliżać się w stronę owego łóżka. Tym razem szedł powoli, mając coraz to gorsze przeczucia, które, kiedy tylko zobaczył, kto leży na owym łóżku, sprawdziły się.
- Lily! – wykrzyknął przestraszony, po czym raptownie kucnął, łapiąc dziewczynę za rękę i przy okazji odgarniając z twarzy kilka niewinnych kosmyków. – Co się stało!?
- Nie odpowie ci, jest… - zaczęła pielęgniarka - która w końcu po szaleńczym biegu szukania przeróżnych eliksirów, stanęła obok łóżka, wpatrując się w twarz chorej – jednak przerwał jej cichy jęk, dobiegający od strony nieprzytomnej?...
         Panna Evans uchyliła lekko powieki, ale po chwili natychmiast je zamknęła. Remus nawet nie był pewny czy cokolwiek zarejestrowała. Cały czas usilnie wpatrywał się w niespokojny wyraz twarzy przyjaciółki, przez który raptownie przeszedł jakiś grymas, sprawiając, że chłopak wystraszony popatrzył na panią Pomfrey. Ta tylko westchnęła.
         - Dobrze – stwierdziła. – Dałam jej eliksir usypiający, więc za jakieś – tutaj popatrzyła na zegar wiszący na ścianie nad drzwiami wejściowymi – dwie minuty powinna zapaść w głęboki sen i obudzić się dopiero za parę dni, jak nie dłużej.
         Remus tylko przytaknął. Jednak po chwili uświadomił sobie, że aby zdążyć na pierwszy cykl przemiany to musi być już za dziesięć minut w przejściu. Wziął głęboki oddech, po czym kiwając głową w stronę kobiety, skierował się szybkim krokiem w stronę wyjścia.
         Nie musiał czekać długo, ponieważ ta natychmiast pojawiła się koło niego, rozumiejąc od razu, o co chodziło chłopakowi.
         - Remusie – zaczęła, po chwili i obejrzała się do tyłu lekko zaniepokojona. – Czy dzisiaj mógłbyś iść sam? Wiem, że tyle razy tam chodziłeś i wiesz wszystko. Ja wolałabym jednak pozostać z panną Evans, może…
         - Nie ma sprawy – odpowiedział stanowczo i uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że w tym momencie rudowłosa bardziej potrzebuje opiekunki niż on.
         Nagle poczuł jak przez jego ciało przebiega fala gorąca, która po chwili zaczęła go trochę szczypać. Zaklną pod nosem, po czym puścił się biegiem przez korytarze, nie zwracając uwagi na to, że jego kroki głośnym echem roznosiły się po korytarzu. Już nic się dla niego nie liczyło, oczywiście oprócz pewnego dotarcia do Wrzeszczącej Chaty. Po prostu musiał wiedzieć, że nikomu krzywdy nie zrobi, po prostu musiał.
         Kolejny atak bólu złapał go, kiedy wchodził na błonia, a był tak silny, że musiał się na moment zatrzymać. Zacisnął mocno pięści i usta, znów rozpoczynając swój szaleńczy maraton. Nie miał czasu do stracenia.
         Już nigdy więcej nie mam prawa zapomnieć, zganiał siebie w myślach, po czym, już trochę uspokojony, wszedł do tunelu. Chyba po raz pierwszy od jakiegoś roku przejdę przemianę samotnie. Już nawet udało mi się zapomnieć jak to jest stać się dzikim zwierzęciem i nie panować nad własnym ciałem i zachowaniem, pomyślał i westchnął, kiedy w końcu dotarł do końca przejścia. Klapa otworzyła się z lekkim skrzypieniem.
         Remus krzyknął donośnie, zginając się w połowie. Zegar wybił dziewiątą w tym samym momencie, kiedy chłopakowi zaczęły wyrastać pazury i zwęziły mu się źrenice. Ból był nie do wytrzymania. Czuł jak każda część jego ciała pulsuje, jakby ktoś wbijał w niego malutkie, a zarazem ostre kolce. Już po paru sekundach miał dość, ale wiedział, że przemiana trwa, według niego, za długo. Istna męczarnia.
         Upadł na zimną i brudną posadzkę, gdy kark zaczął mu się wyostrzać. Wbił pazury w podłogę, ponieważ poczuł jak jego paznokcie się boleśnie wydłużają. Czuł jak w jamie ustnej, teraz już pysku, rosną mu kły, przecinające wargi. To bolało!
         Wpadł w szał. Już miał dosyć tej doprowadzającej do szału, udręki. Nie mógł nic zrobić, żeby coś przestało szarpać jego skórą, która przy każdym, chociażby najmniejszym, dotknięciu, pulsowała.
         Z jego gardła wydobył się przerażający odgłos wilczego wycia, który po chwili przerodził się w cichy charkot. Remus, a właściwie teraz już zwierze wpadło w szał. Zaczęło miotać się po całym domu rozwalając wszystko, co stanęło mu na drodze. Lupin nie patrzył czy to stół, krzesła, czy łóżko, wszystko zostało doszczętnie zniszczone. Jednak to nie rozładowało jego złości ani cierpienia, wręcz przeciwnie. 
         Zawył jeszcze raz, kiedy poczuł, że zranił sobie łapę, z której natychmiast zaczęła lecieć wręcz bordowa ciecz. Nie przejął się tym, ponieważ poczuł jeszcze więcej tych okropnym doznań. Warknął, przy okazji całkowicie niszcząc jeden z taboretów.
         A były dopiero dwie minuty po dziesiątej.

*

         Rudowłosa dziewczyna, która bezwładnie leżała na szpitalnym łóżku, natychmiast otworzyła swoje zielone oczy, po czym wystraszona usiadła. Zakręciło się jej w głowie, przez co spowrotem upadła na miękkie poduszki. Westchnęła mimowolnie, a jej ręka powędrowała w stronę czubka głowy, który został szczelnie obwinięty grubym bandażem.
Świetnie, po prostu cudownie, pomyślała rozgoryczona, ale wargi zadrgały jej lekko, ponieważ przypomniała sobie go, jej ukochanego, który lada moment powinien się tutaj pojawić. Przez jej myśli zaczęły przewijać się chwile spędzone wraz z nim, te wszystkie czułe gesty, pocałunki… Ruda bezwiednie oblizała usta, przez co zachichotała pod nosem. Tak, ona go po prostu kocha jak nikogo innego na świecie, co oczywiście wiele razy mu udowodniła. Jeszcze pamiętała tą gorącą scenę w jej pokoju, gdzie to nagle wparował jej brat i ich przyłapał. Wtedy na jego twarzy pojawiła się mordercza furia, prawie się z nim pobił. Na szczęście chłopaki byli już wcześniej przyjaciółmi, przez co w dość szybkim czasie dostała aprobatę wyboru od brata. W końcu, jak on to stwierdził, mogła trafić gorzej.
- Lily! – Z zadumy wyrwał ją czyjś nadzwyczaj piskliwy krzyk. Natychmiast podniosła głowę, ale nawet nie zdołała do końca przyjrzeć się dziewczynie, ponieważ ta wpadła w jej ramiona i zaśmiała się głośno. – Obudziłaś się, nareszcie! Wiesz, że miną tydzień i już jest piętnasty listopada! Masz szczęście, bo dzisiaj niedziela i możesz sobie jeszcze trochę odpocząć, ale jutro już musisz iść na lekcje! Masz tyle zaległości i w ogóle jest sprawdzian z eliksirów…
- Przestań! – przerwała jej brutalnie zielonooka, po czym odsunęła się od niej jak najdalej. – Co ty sobie wyobrażasz?! Czemu mnie przytulasz?! Pomyliłaś mnie z kimś, dziewczyno?
Lissie otworzyła szeroko oczy, po czym szybko cofnęła się, unosząc ręce ku górze w geście desperacji. Stała tak przerażona i zdumiona zarazem, co jakiś czas kręcąc głową z niedowierzania.
Lilka była naprawdę zła, w końcu kto śmie jej przerywać tak wspaniałe błądzenie myślami! I już miała zamiar wyprosić nieznaną, kiedy drzwi do Skrzydła Szpitalnego otworzyły się z głośnym łomotem. Do sali wparowała piątka ludzi, którzy z szerokimi uśmiechami podbiegli do łóżka chorej.
- Pani Pomfrey nam przed chwilą powiedziała, bo zauważyła przez okno jak się obudziłaś – zaczęła Dorcas, przytulając swoją najlepszą przyjaciółkę, która niezaprzeczalnie zbyt często znajduje się w szpitalu. I to jeszcze teraz, kiedy… Meadows natychmiast odpędziła od siebie te okropne myśli, po czym, przybierając na twarz uśmiech, odsunęła się od Lilki, żeby dać do niej dostęp innym.
- Tak, nie chciała nam przeszkadzać – dopowiedział James i tym razem on mocno wtulił się w swoją ukochaną.
- I słusznie – tym razem zdanie dopełniła Anne, uśmiechając się szeroko.
- Ej, zaczekajcie chwilę! - Łapa przerwał ten wybuch radości, poważniejąc. Coś mu się tutaj nie zgadzało… Ten błędny wzrok dziewczyny, szkliste oczy, sztuczny uśmiech i przerażenie?...
- Ona nas nie pamięta. – Wszyscy jak na komendę spojrzeli w stronę Lissie, która z nieodgadnionym wyrazem twarzy wpatrywała się w zielonooką. Wszyscy zamarli, a Lilka słysząc to, wybuchła głośnym śmiechem. Śmiała się tak długo, że aż rozbolał ją brzuch, przez co musiała się położyć, żeby się trochę uspokoić. Wzięła parę głębszych oddechów, aby wyrównać swój oddech, po czym, już całkowicie spokojna, stanęła na nogach.
- To, że ciebie, złotko, nie znam, to nie znaczy, że nie pamiętam moich przyjaciół i – tutaj jej wzrok padł wymownie na Ann – i Wisborn.
- W-wisborn? – powtórzyła blondynka, gwałtownie zaciskając powieki i marszcząc czoło. Lily zaś, słysząc to, tylko wywróciła oczami i parsknęła śmiechem. Jednak raptem spoważniała i zaczęła się nad czymś dogłębnie zastanawiać.
- Cóż, wprawdzie, jeżeli już nie jesteś zainteresowana moim chłopakiem, to możemy do siebie mówić po imieniu – uśmiechnęła się wesoło, rozglądając się po pomieszczeniu.
I jej wzrok nagle spotkał się z jego. Jak ona kochała te tęczówki, wręcz je uwielbiała. Mogłaby wpatrywać się w nie przez całe życie i nigdy jej by się to nie znudziło. A dodając pieszczoty z jego strony i te wspaniałe słowa wypowiedziane prosto do niej, mogłaby nawet umrzeć.
- Macie dziwne miny – powiedziała i puściła perskie oko do Syriusza, który, kiedy tylko to zauważył, otworzył buzie.
- Stop – zarządziła nagle Dorcas. – Stop – powtórzyła i siląc się na spokój, wzięła głęboki wdech. Jej czarne oczy spoczęły na zielonookiej przyjaciółce, ręka zaś powędrowała w stronę włosów, które z rozmysłem lekko poczochrała, co robiła zawsze, gdy tylko się zdenerwowała. – Lily, możesz powiedzieć nam, kim według ciebie jesteśmy? – Lilka wywróciła oczami, ale widząc zawziętą minę Dor, prychnęła.
- Robicie ze mnie idiotkę? Proszę bardzo! – zdenerwowana machnęła ręką, która w pierwszej kolejności powędrowała w stronę panny Roshid. – Tej tu, w ogóle nie znam. – powiedziała, na co jej przyjaciele zastygli w miejscu, wsłuchując się w jej dalsze słowa. Ruda tym razem dłonią wskazała blondynkę – Wisborn, znaczy teraz Anne, chciała mi odbić chłopaka, przez co pokłóciłyśmy się dość ostro, ale teraz już chyba wszystko jest dobrze. – I jakby czekając na potwierdzenie swoich słów, spojrzała na dziewczynę, która machinalnie pokiwała głową.
- Dalej stoi Dorcas Meadows, moja najlepsza przyjaciółka. Znamy się od pierwszej klasy i wiemy o sobie wszystko – uśmiechnęła się w stronę czarnowłosej, która odetchnęła z ulgą.
- Chociaż to się zgadza – szepnął cicho James pod nosem, jednak nikt z zebranych go nie usłyszał. Właśnie powoli zaczął sobie uświadamiać rzecz, która wstrząsnęła jego ciałem i duszą. Była to świadomość, że Lily nie wie, kim on dla niej jest; nie wie, co do niej czuje… Nie licząc oczywiście nagłej wiadomości, że jego ukochana ma chłopaka. Prawie wiedział, że chodzi o tego przeklętego Patricka, który wywrócił jej świat do góry nogami, a przecież już wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Jeszcze chwila i Liluś byłaby jego dziewczyną; to z nim by się całowała i to jego by kochała najmocniej na świecie… Prawie domyślał się, że gdyby to on ją wtedy pocieszał, to go by sobie wybrała. Ale naturalnie ten cholerny Smith musiał się wtrącić! I w tym momencie kruczoczarny poprzysiągł sobie, że niedługo położy temu kres. Niedługo...
Jego myśli przerwał śmiech Lily, która szczęśliwa zmierzwiła Syriuszowi włosy.
- A ty, Łapko, jesteś najseksowniejszym facetem w Hogwarcie. Huncwotem i moim najdroższym przyjacielem, za którym szaleję od dzieciństwa. I chyba nigdy się z tobą nie nudziłam. W końcu Syriusz Black nie wie, co to słowo oznacza, nie? – James, słysząc jej wypowiedź, prychnął oburzony.
- To ja jestem najseksowniejszym facetem, a nie ten wymoczek – powiedział poważnie, po czym parsknął śmiechem, widząc minę Łapy.
- Tak, tak, braciszku, przecież to jasne – powiedziała szczęśliwa Lily i przytuliła się do niego mocno. – James Potter, mój najukochańszy brat bliźniak. Naturalnie Huncwot pod pseudonimem Rogacz. Znam cię na wylot i kocham z całego serca! Wiesz, że nie potrafiłabym bez ciebie żyć? Pewnie tak – odpowiedziała na swoje pytanie i pocałowała Jima w policzek, nadal się w niego wtulając. Kruczoczarny zaś z wzrokiem wbitym w nieokreślone miejsce, stał sparaliżowany, ciągle próbując przyswoić sobie te okropne i wspaniałe zarazem słowa.
Brat?... brat?... brat?, ten głuchy termin odbijał się po jego całym umyśle, tworząc najokropniejszą wizję na świecie. Natychmiast odpędził od siebie owe myśli, mając nadzieję, że Liluś prędko sobie przypomni całą prawdę. I oby sobie ją przypomniała. Chyba wolałby nie wiedzieć, co by zrobił, gdyby przez całe życie uważała go za bliźniaka. Zaraz…
- Bliźniaki? Przecież my nawet nie jesteśmy podobni! – zaperzył się szybko James, trzymając mocno, już pobielałe, kciuki.
- Głupku, jesteśmy bliźniakami dwujajowymi, które nie muszą być do siebie podobne. Może w końcu się czegoś nauczysz, co? – zapytała i śmiejąc się głośno, popukała chłopaka w głowę. Za plecami usłyszała czyjeś parsknięcie. Natychmiast się odwróciła, a jej uśmiech się jeszcze bardziej pogłębił, a w oczach pojawił się ten błysk.
- Cały czas mu to powtarzam – zaśmiał się blondyn, ale po chwili przestał i zaczął wpatrywać się w Lily z ciekawością, a zarazem z pewnym niepokojem. – A kim ja według ciebie jestem? – zapytał cicho i skupił się na jej osobie, która teraz po cichu stawiała kroki, zmierzając ku niemu. Po chwili zatrzymała się bardzo blisko niego, tak, że prawie stykali się nosami, przez co ten stanął jak wryty.
- Remus Lupin, przezywany Lunatykiem. Huncwot i przyjaciel – szeptała na tyle głośno, że wszyscy w sali dokładnie słyszeli jej słowa. Przytuliła się do niego, lekko unosząc głowę ku górze. – Ale oprócz tego jesteś… kocham cię najbardziej na świecie. Nie potrafiłabym żyć bez ciebie, jesteś moim chłopakiem, moim powietrzem, moim sercem – mówiła cicho, ale kiedy tylko skończyła, bez zbędnych ceregieli mocno wpiła mu się w wargi.
Remus zaś zastygł wbity w ziemie, nie mogąc się poruszyć. I tak stał, czując na ustach smak swojej dziewczyny?... 

10 komentarzy:

  1. pierwsza;d
    Ew jestem totalnie wzburzona,że przez dlugi okres nie było rozdziału.Nie podobaa mi się to :*
    ale wynagordziłaś mi to meg a; d ciekawe jak sie teraz czuje James ,reszta paczki przez lily zdradź mi troche;p;d

    OdpowiedzUsuń
  2. Ło :D Dobre! :) Lily i utrata pamięci? A właściwie, to jej się coś wszystko pomieszało xD Co się stało.... Czekam na dalszą część opowieści :)))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłabym tu się rozpisywać,ale napisze Ci tylko jedno co jest już dla Ciebie oczewiste :
    KOCHAM CIĘ !!! <3333333333333333333333333333333333333

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo! xDD Cudownie! Chociaż dobrze wiesz, co ja sądzę o wymazywaniu Lilce pamięci. >.< James niedługo dostanie porządnego ataku serca. :DDD
    Cud, miód i orzeszki, ale o tym mówiłam Ci już na gadulcu. Buziak <3333

    OdpowiedzUsuń
  5. Że co? O stary, Słońce ty moje, co ty tu narobiłaś?
    Remus chłopakiem Lils? James bratem? Syriusz... No z Syriuszem to się zgadzam, ze jest najseksowniejszy xd
    Nie no, jestes genialna normalnie, ale to już chyba kiedyś mówiłam, prawda?
    Ale wiesz co?. Nie spodziewałam się takiego czegoś! To jest rewelacyjne! jestem ciekawa jak to teraz zrobisz. jak bd przywracać jej pamięć? I James wku.rzy się na remusa? Nie powinien, w końcu to nie jego wina.
    matko, nooo, kooocham cię ;****

    OdpowiedzUsuń
  6. OMG! nocia jest rewelacyjna!

    OdpowiedzUsuń
  7. Niesamowite! Skąd czerpiesz tak wiele pomsłów? Myślałam, że już wszystko będzie szło gładko Lily będzie z Potterem i wszystko będzie pięknie. Ale nie! Sprawy się komplikują co bardzo mi się podoba. Bardzo lubie takie opowiadania. Jestem tylko zła, że zakończyłaś roździał w takim momencie..!
    Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę.

    OdpowiedzUsuń
  8. nie no! nie możesz przestać tu pisać, bo bo.. nie możesz :) i napewno nikt nie czytaaa. napewno (miało być z ironią w pisaniu) czekam oczywiście na kolejną :*

    OdpowiedzUsuń
  9. oj, namotałaś między przyjaciółmi. chyba nie chcę wiedzieć, co będzie się działo między jamesem i remusem... no i lily. jej to zawsze się coś złego przydarzy. nowy szablon. ładny.

    OdpowiedzUsuń
  10. O mamuniu, jakie poplątanie w głowie... nie zazdroszczę Lilce i Hunctwotom... :(
    lecę czytać w końcu ten dwudziesty drugi, bo mi coś ostatnio nie idzie... ech
    xD

    OdpowiedzUsuń