Strony

11 maja 2012

Najważniejszy obowiązek wobec dzieci to dać im szczęście (4)

Część czwarta
           
            Zegar wybił dopiero godzinę dziewiętnastą trzydzieści siedem, ale przez te półgodziny swojego pierwszego dnia dyżuru na innym oddziale Draco i Hermiona mieli pełne ręce roboty i nie zanosiło się na chociażby chwilę przerwy. Obydwoje, kiedy tylko Paul oznajmił, żeby pacjenci na drugim piętrze zgłaszali się do nich z wszelkimi problemami, nie mieli czasu nawet na dopicie, już zimnej, kawy. Co dopiero mówiąc o jakiejkolwiek rozmowie niezwiązanej bezpośrednio z wykonywanym fachem. Oczywiście, od czasu do czasu rzucali sobie zdziwione, ale i trochę zaciekawione spojrzenia, które – kiedy tylko się na tym przyłapywali – prędko zmieniały swój tor.
Niczym zabawa w kotką i myszkę.
            Hermiona właśnie szybko przechodziła z jednej sali do drugiej, gdy ktoś ją zaczepił. Stanęła na chwilę, w myślach przy okazji powtarzając sobie, dlaczego zmierzała akurat w tamtą stronę, po czym odwróciła się na pięcie. Z radością w oczach patrzyła na nią Klara, która zaśmiała się, widząc rozkojarzoną minę uzdrowicielki.
            – Proszę, masz tutaj ostatnią, zarejestrowaną dzisiaj pacjentkę – powiedziała, uśmiechając się serdecznie na dźwięk dość głośnego i ociężałego westchnięcia, które wydała z siebie panna Granger. – Pierwsze dni zawsze są najgorsze, przyzwyczaisz się, Hermiono, zobaczysz – dodała i puściła jej perskie oczko.
            – Obyś miała racje – odetchnęła głęboko szatynka, drapiąc się przy okazji po głowie, przez co jej brązowe pukle zaczęły delikatnie falować. Dziewczyna nie wiedziała dlaczego, ale z całego swojego ciała najbardziej uwielbiała właśnie włosy, choć czasami było z nimi aż za dużo zachodu. Znów wsunęła dłoń pod gęste loki, lecz jednak tym razem tylko lekko poprawiła fryzurę, unosząc je łagodnie do góry.
            Kiwnęła głową w stronę swojej koleżanki po fachu, po czym lokując teczkę z danymi pacjentki pod pachą, ruszyła w stronę swojego gabinetu, całkowicie zapominając o wcześniejszym powodzie, dla którego zaszła aż na drugi koniec korytarza. Musiała choć na chwilę odpocząć; niemiłosiernie boląca głowa i sprawa zniknięcia Zoey wcale nie ułatwiały jej pierwszego dnia w pracy, wręcz przeciwnie - nie mogła się na niczym skupić. Ciągle niechcący się potykała, była niedelikatna w stosunku do chorych, a nawet zbiła fiolkę z eliksirem pobudzającym skurcze, którego ważenie zajmuje całe trzy tygodnie i pięć dni. Była po prostu wściekła i zmartwiona.
            Jestem beznadziejną matką, pomyślała, rzucając teczkę na stół i z głośnym jękiem siadając na jednym z foteli w gabinecie. Moja córka zaginęła, a ja, jak gdyby nigdy nic, pracuję.
Wiedziała jednak, że owe zajęcie jest bardziej owocne niż samotne siedzenie w domu. Tutaj przynajmniej była pewna, że nie zrobi jakiegoś głupstwa, na przykład wtrącając się w śledztwo Harry’ego. Całkowicie wierzyła, że przyjaciel nie spocznie, póki nie odnajdzie swojej chrześnicy. Na duchu podnosił ją również fakt, że jako szef Biura Aurorów zarządził, że w poszukiwaniach ma wziąć udział dość spora grupa jednych z lepszych aurorów. A jej pomoc nic nie wniesie, może nawet wiele utrudnić.
Ale, cholera, czemu to tak długo trwa!, krzyknęła w myślach i podparła głowę rękoma. Chciała płakać, miała ochotę uderzać bez rozpamiętania w mebel, na którym właśnie siedziała. Pragnęła niszczyć, coś rozwalić. Niestety, nie miała na nic siły. Jej organizm był dzisiaj stanowczo zbyt wyczerpany, żeby używać siły fizycznej większej niż minimum.
A marzyła tylko o tym, by jej córeczka znalazła się cała i zdrowa.
Czy to tak wiele?!
Przecierając oczy, spojrzała na duży zegar, który wisiał na ścianie nad regałem z przeróżnymi tomiskami. Wskazywał dopiero dwudziestą.
– Hermiona!
Usłyszała krzyk, który poprzedziło głośne trzaśnięcie drzwiami. Zerwała się na równe nogi, lekko zamglonym wzrokiem przyglądając się blondynowi, który właśnie wpadł do pokoju.
– Szukam cię i szukam – powiedział głośno, ale po chwili westchnął ociężale, mierzwiąc sobie włosy jednym ruchem dłoni. Ten gest wywołał u Hermiony niechciane rumieńce – za bardzo kojarzył jej się z czasami szkolnymi, a dokładnie z momentami gdy ten dopiero co zsiadał spocony z miotły po wyczerpującym i – jeżeli grali z Gryfonami – przegranym meczu. Zazwyczaj wtedy był okropnie zły, ale dzięki temu jego oczy zawsze niebezpiecznie, ale i pięknie błyszczały.
Tym razem było podobnie. Hermiona poczuła, jakby znów mieli po siedemnaście lat.
– Przepraszam – zdołała tylko odpowiedzieć. – Przepraszam – powtórzyła, delikatnie chrząkając, po czym sięgnęła po kawę, która stała bezpiecznie na biurku. Złapała kubek niepewnie w dłonie, by po chwili wziąć głębokiego łyka, który był trochę zbyt duży, przez co jej oczy lekko zaszły łzami. Odstawiła naczynie, drżąc.
– Wszystko w porządku? – zapytał Draco, zaczynając podchodzić do niej powolnym krokiem. Szatynka westchnęła, ale pokiwała twierdząco głową i bez żadnego słowa opuściła gabinet, całkowicie ignorując fakt, że Draco właśnie wyciągał w jej stronę swoją dłoń. Dziewczyna zostawiła oniemiałego Malfoya, który, kiedy tylko drzwi się zamknęły, uśmiechnął się ledwo zauważalnie, a w jego szarych oczach pojawił się dziwny błysk.
           
*

            Dochodziła godzina dwudziesta druga. Po raz pierwszy od jakiś dziesięciu minut w św. Mungu zrobiło się dość spokojnie. Ludzie nie biegali już we wszystkie strony, cały czas się ze sobą zderzając. Nawet uzdrowiciele mieli chwilę, żeby usiąść i choć trochę dać odpocząć swojemu ciału. Tak było i na piętrze drugim w gabinecie przełożonych oddziału położniczego. Panna Granger i pan Malfoy w ciszy rozkoszowali się paroma minutami wolności od harmideru szpitalnego. Jednak tak było tylko pobieżnie; wewnątrz siebie toczyli nieme walki. Hermiona nawet z nerwów zaczęła obgryzać paznokcie, lekko potupując nogą.
Ile by dała, aby w tym momencie i ona mogła zacząć szukać Zoey; może nie tyle, co szukać – to zadanie należało do jej przyjaciela – ale zrobić coś pożytecznego. Cokolwiek! Denerwowała się jak nigdy, co jakiś czas rzucając okiem na zegar ścienny.
Draco zaś z zainteresowaniem przypatrywał się, oczywiście niezauważalnie, kobiecie, której nie widział już od dobrych paru lat. Zmieniła się, i to bardzo. Wyładniała, a nawet śmiał stwierdzić, że stała się bardzo atrakcyjna; każdy jej ruch i gest, pomimo tego, że czasami był on dość niezdarny, miał w sobie aż za dużo seksapilu.  
            Ich rozmyślania przerwało głośne pukanie do drzwi. Popatrzyli na siebie zaskoczeni, po czym równocześnie odpowiedzieli „proszę”. Znów rzucili sobie kolejne spojrzenie, lecz tym razem w ich oczach dało się zobaczyć nutkę rozbawienia.
            Niestety, nie na długo, ponieważ do ich gabinetu weszła Lavender, a zaraz za nią jej rudowłosy mąż. Hermiona zamarła. Raptownie wstała na nogi i zaklęła w duchu siarczyście. Całkowicie zapomniała o rozmowie, którą miała przeprowadzić z panią Weasley, i to był jej błąd.
            Ron również wyglądał na zaskoczonego; z niedowierzaniem przyglądał się Hermionie, która zacisnęła mocno wargi. Pamiętał ten widok; zawsze tak robiła, kiedy była przestraszona bądź zdezorientowana. I zamierzał to wykorzystać, tym bardziej że jego wcześniejsza miłość do niej przerodziła się w nienawiść, która podwoiła się w momencie, kiedy ten zauważył Dracona.
            – Malfoy – zwrócił się do blondyna, kiwając głową na przywitanie. Uzdrowiciel odwzajemnił gest, po czym wstał, z zamyśleniem spoglądając na dawnych przyjaciół. Oczywiście, nie raz obiło mu się o uszy, że szkolna Trójca rozpadła się parę lat temu, lecz jakoś nigdy nie mógł w to uwierzyć. Doskonale pamiętał, jak zawsze razem przemierzali przez szkolne korytarze, jak z ledwością unikali wszelkich niebezpieczeństw czy kar; zawsze razem, bez względu na wszystko.
– Granger – dodał Ron, uśmiechając się groźnie. Dziewczyna zaś tylko zacisnęła pięści, nie wydobywając z siebie żadnego głosu. Nie chciała, by jej nowy partner dowiedział się, dlaczego ci zerwali ze sobą przyjaźń, a była wręcz pewna, że jeśli choć trochę zdenerwowałaby Weasleya, Draco dowie się nie tylko o jej miłości w stosunku do niego, ale także o córce, która powstała przy jego udziale. Na myśl o Zoey, Hermiona jeszcze bardziej posmutniała; w jej oczach zaczęły zbierać się łzy, a oddech nieznacznie przyśpieszył, robiąc się ciut głośniejszy.  
            – Widzę, że spotkanie to będzie czysto rodzinne – zaczął Ron, wymownie patrząc w stronę obydwóch uzdrowicieli. Draco, słysząc to, uniósł ze zdziwienia brwi, a Hermiona głośno przełknęła ślinę. Malfoy spojrzał na szatynkę, po czym widząc jej przestraszony wyraz twarzy, chrząknął donośnie, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych.
            – Nie rozumiem, o co panu chodzi, panie Weasley – odpowiedział całkowicie służbowym tonem i wskazał ręką krzesła, które stały przy jednym z biurek. Pacjentka natychmiast zajęła wskazane miejsce, a za jej przykładem poszedł Ron. Draco usiadł po drugiej stronie stołu i widząc jak Hermiona trochę się uspokaja, z wdzięcznością patrząc na niego, puścił jej oczko.
             Malfoy w zamyśleniu sięgnął po teczkę, w której znajdowały się dane Lavender Weasley. Szybko przelatując wzrokiem po tekście, złożył ręce i podniósł głowę, uśmiechając się uroczo w stronę małżeństwa. Chrząknął ponownie.
            – Okres płodowy – zaczął – to czas, w którym…
            Urwał w połowie zdania, ponieważ przerwało mu głośne pukanie w drzwi, które po chwili otworzyły się z lekkim hukiem. Do gabinetu wparował sam Harry Potter, który widząc zebrane towarzystwo, zamarł w bezruchu. Z niedowierzaniem wpatrywał się w Rona, który wstał raptownie na nogi. Hermiona poszła za jego śladem.
            – Potter – wysyczał przez zaciśnięte zęby rudowłosy i zmrużył groźnie oczy. Kiedy wybierał się tutaj wraz z żoną, nie miał bladego pojęcia, że zostanie przywitany przez dwójkę swoich dawnych przyjaciół. Inaczej w ogóle by nawet nie wychodził z domu; za dużo urazów z przeszłości, żeby zapomnieć o nienawiści, która wręcz od niego promieniowała.    
            Harry tylko delikatnie kiwnął mu głową. Nie miał zamiaru znów się kłócić z Weasleyem. Nie przy ludziach. Podobny gest uczynił w stosunku do Malfoya, ale zrobił to z łagodnym uśmiechem, który blondyn bez przeszkód odwzajemnił. Po chwili Harry westchnął głośno i spojrzał na swoją ukochaną przyjaciółkę, którą traktował jak siostrę. Właściwie to często nawet tak do siebie wołali, przez co Zoey…
            – Hermiono, mogę cię prosić? – zapytał, próbując zdobyć się na rzeczowy ton głosu. Na szczęście miał to opanowane do perfekcji. Granger natychmiast i dość szybkim krokiem skierowała się w jego stronę, po czym wyszli, zamykając delikatnie drzwi. Jednak zanim zamknęły się one całkowicie, usłyszała, jak Draco wzdycha, od początku zaczynając swój przerwany wykład.
            – Nie ma żadnych śladów – zaczął powoli Harry, nie owijając w bawełnę. Wiedział, że w tym momencie jego przyjaciółka musi usłyszeć prawdę, choćby tą najgorszą. – Szukaliśmy we wszystkich miejscach, do których mogła się sama udać, ale nikt o niej nie słyszał ani jej nie widział. Przypuszczamy także, że ktoś mógł ją porwać – Hermiona, gdy tylko to usłyszała, wciągnęła głośno powietrze – albo zaczarować, co jest bardziej prawdopodobne. W końcu ten list pisała własnoręcznie, sama także wyszła z domu; jej kroki prowadzą do głównej ulicy, a potem nagle się rozmazują. Ta sytuacja jest dziwna. Naprawdę nie mam pojęcia, co się stało. Tym bardziej że prawie nikt z Ministerstwa dokładnie nie zna waszego miejsca zamieszkania, w końcu to mugolska dzielnica. A jakby Zo uciekła, to dlaczego? To nierealne! Przecież…
            – Ale znajdziesz ją, tak? – zapytała, przerywając Harry’emu w połowie dość chaotycznej wypowiedzi.
            – Oczywiście! – odpowiedział z pewnością w głosie i uśmiechnął się pocieszająco. – Hermiono, obiecuję, że nie spocznę, póki jej nie znajdę – dodał, a dziewczyna uspokoiła się trochę. Miło było to słyszeć.
            – Dziękuję – powiedziała. Nagle do jej głowy wpadło wiele myśli – zaczęła wyobrażać sobie twarz uśmiechniętej Zo. Jej czara goryczy się przepełniła, więc z płaczem rzuciła się Potterowi w ramiona. Ten natychmiast mocno ją do siebie przytulił, głaszcząc ją lekko po plecach. Doskonale wiedział, jaką katorgę przeżywa szatynka. Jemu także nie było łatwo, wręcz przeciwnie - po raz pierwszy od jakiegoś czasu stracił nad sobą panowanie w czasie jakiejś wyprawy. Zresztą, cały dzisiejszy dzień chodził strasznie wściekły, zdarzyło mu się nawet nawrzeszczeć na jakiegoś gamonia, który trochę za głośno kaszlał.
A wszystko to za sprawą jednej, małej, niewinnej ośmiolatki.
            Na szczęście już za parę godzin wróci do Luny. I do minidzidziusia, który jeszcze rósł w brzuchu jego ukochanej.   

*

             Była wdzięczna Merlinowi, że ten dzień nareszcie się skończył.
Od kiedy tylko przekroczyła wejście do św. Munga, marzyła jedynie o tym, by wrócić do domu, paść na łóżko i zanieść się płaczem. Chciała pozbyć się w końcu tego uczucia, które wypełniało jej serce od czasu, gdy dowiedziała się o zaginięciu córki. Pragnęła ją wreszcie znaleźć, mocno do siebie przytulić i oznajmić, że rezygnuje ze swojej posady, żeby tylko mogła przebywać z nią każdą minutę swojego życia. 
            Westchnęła ociężale, po czym dopijając już ostatni łyk kawy i zapinając guziki czarnego płaszczyka, zaczęła kierować się w stronę wyjścia.
            – Do zobaczenia, Hermiono.
Usłyszała jeszcze za sobą zmęczony głos Draco, który uśmiechnął się delikatnie w jej kierunku. Pomimo negatywnych emocji, które wręcz zalewały jej ciało, zdobyła się na odwzajemnienie gestu.
            – Tak, dobranoc – odpowiedziała melodyjnym głosem i nieświadomie zaczęła gryźć swoją dolną wargę, przez co blondyn uśmiechnął się jeszcze szerzej.
            – Nie zdążyliśmy dzisiaj prawie w ogóle ze sobą porozmawiać, a przyznam, że jestem dość ciekawy twojego teraźniejszego życia – zaczął, zarzucając na siebie swój płaszcz. – Oby udało nam się to pojutrze – dodał, po czym mrugnął do niej zadowolony, na co ta tylko wywróciła oczami.
Przez moment udało jej się zapomnieć, w jak parszywej sytuacji się znajduje.
            – Jasne – odpowiedziała i już miała zamiar otworzyć ponownie usta, żeby coś oznajmić, kiedy ten się ponownie wtrącił.
            – Ach, i nie przejmuj się, na pewno wszystko będzie dobrze.
            I wyszedł. Tym razem to on pozostawił dziewczynę całkowicie zdezorientowaną, która uśmiechnęła się delikatnie, próbując w pełni uwierzyć w jego pocieszające słowa. Jednak po chwili jej radość wyparowała, ponieważ uświadomiła sobie, że prędzej czy później będzie musiała mu powiedzieć o tym, że ma córkę. Córkę, której nie widziała od dwóch dni…
            Poza tym skąd on, do jasnej cholery, wiedział, że coś się dzieje?! 

5 komentarzy:

  1. dzień dobry!
    *-idiotko!
    -co się jej czepiasz?!
    -dla ogółu!
    -spokój!* mówię ci, rozmowy z sumieniem i diabełkiem są wyciągające. xD notka... nawet fajna. czemu 'nawet'? bo Zo nie było! ;P ale za to było dużo Draco który zarywa do Granger ! ^^ kiedy się Hermiona skapnie że to Draco 'przetrzymuje' jej córkę? pozdrawiam, AleX;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Zacznijmy od tego, ze szablon jest cudowny. Tez ostatnio korzystam z Szablonownika. ;) Rozdział był świetny! Ron jak zwykle idiota. Nigdy go nie lubiłam. Powinien pomóc Hermionie w trudnych chwilach, a nie się od nie odwracać. Harry jak zwykle cudowny. xD Jak ja uwielbiam Harry'ego&Lunę. ;D Przecież to taka cudowna para. ;) Jak na plan wejdzie "wujek Blaise", to zacznie się akcja. ; d Diabełek zawsze lubi mieszać. Następny rozdział 10.02? Mam nadzieje. ;d Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ron, oh jak ja go nie cierpię. Cieszę się, że to u ciebie negatywny bohater. Wiesz co z rozdziału na rozdział coraz bardziej mi się to podoba, lubię historię Dracmione, a Twoja nie dość, że ciekawa to jeszcze napisana całkiem dobrym językiem.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z góry uprzedzam, że nie ponoszę odpowiedzialności za wszystko, cokolwiek to będzie, co napiszę w tym komentarzu... Jestem chora i chyba mam gorączkę, a przez ten katar gadam nosowo jak Snape =.=”
    Zacznę od szablonu. Nagłówek jest nieziemski, a to zdjęcie Hermiony po... E... Lewej, jest śliczne! A ten zegar z bryloczkiem z wierzą Eiffla, ja chcę taki!
    Tylko denerwuje mnie, że tło się trochę z nim nie bardzo zlewa no i po lewej robią się takie paski, bo na tło nachodzi jeszcze kawałek nagłówka. No i tło pod blogiem (ale to może tylko na moim komputerze, ale sprawdzałam i na mozilli i na explorerze) jest jakieś wąskie, mam wrażenie, że literki mi uciekają po za nie, ciężko się czyta...
    (...)zbiła fiolkę z eliksirem pobudzającym skurcze, którego ważenie zajmuje całe trzy tygodnie i pięć dni – ojej... Biedna, to rzeczywiście strata ^ ^”
    Co do tego, że Hermiona mówi, że jest beznadzieją matką mam ochotę się zgodzić XD Ale ok., nie zrobię Ci tego...
    W sumie, mądrze myśli... Dobra! Lepiej pracuj niż siedź na tyłku w domu! Więcej zdziałasz.
    Wiesz, fajnie mieć za przyjaciela Aurora... Gdyby kazała Severusowi coś zrobić to wątpię żeby Śmierciojadki się za to zabrali...
    Ona jest niemożliwa, córka jej zginęła, pracy ma po dziurki.. W uszach, a zachwyca się tlenioną fryzurą Draco...
    Debil, dała mu kosza, a ten się jeszcze szczerzy (wybacz mi, o, Ew! Nie lubię go... Chyba, że to Drarry, wtedy ta jego palantowatość jest fajna XD).
    Tak, tak, a Hermiona wprost kipi seksapilem ;] Żeby mu tylko ten seksapil nie wykipiał, od tego wpatrywania się XD (Sorry!)
    Jak mogłaś napisać, że Ron nienawidzi Hermiony =.=”? Jak mogłaś?!
    Jak ja lubię te chłodne przywitania: Malfoy! Potter! Weasley! Granger! ...Snape! XD
    Ej... Bo przestanę lubić Rona o.O A jak na razie owszem, lubię go, w przeciwieństwie do Harry’ego...
    Jeny... Ron wyrażający się tym tonem do Harry’ego... Ew, zniszczysz mi tym opowiadaniem psychikę...
    Co za mroHna atmosfera... Zaczynam być ciekawa, o co takiego oni się cholibka pożarli...
    (...)usłyszeć prawdę, choćby tą najgorszą – choćby TĘ najgorszą. Tak, będę Cię za to tępić i to z premedytacją ;]
    Nie mogę uwierzyć, że Harry myśli tak rzeczowo, dobitnie, mądrze... I że on w ogóle myśli, sorry, to nie realne...
    Zresztą cały dzisiejszy dzień chodził strasznie wściekły, zdarzyło mu się nawet nawrzeszczeć na jakiegoś gamonia, który trochę za głośno kaszlał(...) – o, normalnie bym się z Harrym dogadała XD Też tak robię jak wrócę do domu zła na coś... Możesz się spytać Kate, jej się najbardziej na gadu dostaje ^ ^”
    *wali głową o biurko* Głupia! Jak mogłaś tak w ogóle pomyśleć! *krzyczy sama na siebie* Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że Draco jest fajny! Głupia ty!
    Mogliby już znaleźć to cholipne dziecko... To napięcie jest dobijające... Jak ja, osoba, która nie cierpi dzieci, na dodatek świetnie wie, gdzie to dziecko się znajduje, śmiem się denerwować i wyczekiwać kiedy ją w końcu znajdą? Dobra... Od razu się przyznaję, że chcę zobaczyć minę Hermiony kiedy się dowie, gdzie jest Zo i minę Draco kiedy się dowie, że to jej dziecko...
    Ale piszesz tak świetnie, że robisz mi pranie mózgu, kobieto!
    Wyszło jakoś nie składnie...

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy szablon jest bardzo ładny :) szczególnie ta urocza dziewczynka, ale tło odstrasza :/ jest zbyt intensywne. To takie moje odczucia :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń