Strony

11 maja 2012

Najważniejszy obowiązek wobec dzieci to dać im szczęście (5)

Część piąta

            Draco jęknął głośno.
Chciał przekręcić się na bok i jeszcze trochę pospać, lecz raptownie przypomniał sobie o córce, która mieszkała z nim od dwóch dni, dlatego szybko otworzył oczy, po czym ziewnął szeroko. Przez chwilę nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się przed siebie, ale kiedy już jego mózg zaczął poprawnie funkcjonować, rozejrzał się wokół. Zdziwił się, ponieważ znajdował się w pokoju swojej córki. Raptownie przypomniał sobie, że przyszedł tutaj wczoraj - a właściwie dzisiaj – po pracy, żeby popatrzyć na Z. I musiał po prostu zasnąć.
Westchnął, po czym wstał na chwiejnych nogach, przeciągając się lekko. Zdrętwiały mu całe plecy i szyja. No tak, w końcu spał w fotelu, więc czego innego mógł się spodziewać?
       Nieśpiesznie wyszedł na korytarz, a gdy tylko usłyszał radosny głos Zoey, która prawdopodobnie rozmawiała właśnie z Hubertem, uśmiechnął się szeroko. Po chwili namysłu zaczął zmierzać w stronę łazienki, aby odświeżyć się trochę po całonocnej pracy. Poza tym woda zawsze działała na niego kojąco niczym lek na chorego. Po prostu czując, jak ciepłe strumienie spływają po ciele, rozluźniał się, odpędzając wszelkie niepotrzebne myśli. 
            Kiedy panicz Malfoy pojawił się w jadali, na zegarach wybiła godzina dziesiąta.
            - Cześć, tato – zaczęła Zoey i uśmiechnęła się szeroko do blondyna. – Wyspałeś się? – spytała po chwili, sprawiając, że Draco zachichotał pod nosem, na dźwięk czego dziewczynce wesoło zaświeciły się stalowe tęczówki - tak bardzo podobne do jego.
            - Tak, dziękuję – odpowiedział grzecznie, by potem usiąść przy stole i zająć się, wystygłym już lekko, śniadaniem. – A ty, Z.?
Zoey pokiwała tylko twierdząco głową.
Jadł w ciszy, z ciekawością słuchając, jak Z. i kamerdyner wymieniają miedzy sobą różne słowa. Co jakiś czas, oczywiście, wtrącał i swoje trzy grosze, ale w głównej mierze z zafascynowaniem próbował domyślić się, skąd jego córka zna aż tak misterne słowa. Cóż, dziewczynka na pewno była bardzo mądra. Po tacie, dodał w myślach, a jego kąciki ust lekko uniosły się ku górze.
            W końcu westchnął i wycierając dłonie serwetką, podziękował za posiłek. Musiał przyznać, że od jakiegoś czasu ciągle zastanawiał się nad tym, czy to aby przypadkiem nie jest jakiś dowcip. Żart, w którym on odgrywa główną rolę. Niby widział te podobieństwa między nimi, ale przecież mogło być to spowodowane jakimś zaklęciem. Tym bardziej że dziewczynka od razu mu powiedziała, że jej mama jest czarownicą. W każdym razie Draco postanowił w najbliższym czasie zrobić badanie, które ukaże, czy dziewczynka jest stuprocentowo jego dzieckiem. I wtedy już nie będzie żadnych niewiadomych oraz wszelkich innych wątpliwości.
Musiał także przyznać, że nie jest pewny, czego chce bardziej; by badania stwierdziły, że jest ojcem, czy że nie jest.
            - To co dzisiaj robimy, hm? – zapytał Malfoy, z zainteresowaniem przyglądając się, jak jego córka ze smakiem zajada się czekoladowymi ciasteczkami. Na tę uwagę jednak szybko podniosła głowę do góry i uśmiechnęła się, po czym wzruszyła ramionami.
         - Może pójdziemy do zoo? – odpowiedziała pytaniem na pytanie dziewczynka, swoją śmiałością sprawiając, że Draco parsknął śmiechem. I to był właśnie kolejny doskonały dowód na to, że Zoey powstała przy udziale jego płynu z lędźwi. – Byłam tam tylko raz z wujkiem i ciocią. Mama zawsze mówiła, że nie ma czasu. Zresztą, ona chyba nie przepada za zwierzętami, boi się ich chyba – dodała, lecz po chwili szybko zamilkła, uświadamiając sobie, że trochę za dużo powiedziała.
            - Wujkiem i ciocią? – Draco od razu wyłapał słowa klucze.
            A więc matka małej ma rodzeństwo, pomyślał Malfoy, przy okazji skreślając ze swojej listy w głowie dziesiątki tysięcy kobiet.
            Zoey tylko pokiwała głową, a na jej twarzy pojawił się lekki grymas, który nie spodobał się blondynowi. Jego córka – prawdopodobnie jego córka - powinna mieć zawsze na twarzy szeroki uśmiech. Już on tego dopilnuje!
            - Zdążysz się wyrobić przez godzinę? – spytał, przerywając ciszę. – W końcu jesteś dziewczyną, a one zawsze potrzebują masy czasu, aby się przygotować do wyjścia. I to bez względu, gdzie idą – dopowiedział, uśmiechając się delikatnie na widok ponownych błysków w oczach, jakie się raptownie pojawiły, przerywając jej smętne myśli. Zoey szybko pokiwała głową.
            Nie minęło pięć minut, jak dziewczynka szybko pobiegła na górę, aby się przebrać.
O tym, że nie wzięła ze sobą żadnych ubrań, powiadomiła Draco już dawno, na co ten zareagował od razu. Po prostu kazał przysłać do siebie swojego specjalnego krawca, który natychmiast wszystkim się zajął.
            Malfoy siedział właśnie na kanapie w salonie i czytał jakąś mugolską, kryminalną książkę. Czekał, aż jego córka zejdzie, by mogli teleportować się bezpośrednio do zoo, kiedy w kominku nagle zapłonął zielony ogień, z którego chwilę potem wyszedł zadowolony Blaise. Pan domu rzucił spojrzenie gościowi i uśmiechnął się szeroko. Jednym ruchem odłożył książkę na stoliczek obok, przy okazji zapamiętując numer strony czytanej jako ostatnia.
            - Stary, co ty tutaj robisz? – zapytał Draco, po czym szybko wstał i podszedł do przyjaciela, witając się z nim przy okazji. – Zaskoczyłeś mnie, nie powiem – dodał, pokazując Zabiniemu wolne miejsce, aby ten usiadł.  Po chwili obaj panowie z zapałem opowiadali sobie o nowinkach, które ostatnio pojawiły się w ich życiu.
- Po raz pierwszy od paru dni mam trochę czasu dla siebie – westchnął Blaise, biorąc łyk koniaku, który międzyczasie podał mu Hubert. – Harry postawił cały mój oddział na nogi, szukamy córki Hermiony – dodał, lecz widząc, jak Draco otworzył szeroko swoje oczy, zmarszczył lekko czoło.
            - Jak to córki Hermiony? Ona ma dziecko?! – pytał ciągle blondyn. Trzeba było powiedzieć, iż panicz Malfoy był w ogromnym szoku. – To dlatego ostatnio wyglądała tak smętnie – powiedział cicho, na co Blaise tylko popatrzył na niego z ciekawością.
            - No właśnie, widziałeś ją wczoraj! – wykrzyknął Zabini trochę zbyt przesadnie głośno. – A jak tam praca? Słyszałem też, że Pansy… -
- Nieważne – przerwał mu Malfoy. – Lepiej mi powiedz, kto jest mężem Hermiony? Zaraz, moment. Ona jest nadal Granger, tak? W takim razie nie ma męża. O, cholera! Nie spodziewałem się tego po niej... Ale kto w takim razie jest ojcem? No mów, Blaise!
Zabini milczał zaciekle, unosząc brwi ku górze. W tym momencie musiał przyznać, że jego przyjaciel zachowywał się co najmniej dziwnie. Jak jakaś stara baba, rozochocona stara baba.
- Dobrze się czujesz? – zapytał z radością w głosie. – Czyżby zainteresowała cię Hermiona?
- Zaraz tam zainteresowała... Jestem ciekawy, i tyle.
- Jasne – zakpił Blaise, parskając cicho.
- Jasne – powtórzył Draco, prychając. – Po prostu chcę wiedzieć. Nic więcej. Zresztą, znasz mnie...
Nie zdążył dokończyć, ponieważ przerwał mu dźwięk stóp, które szybko zbiegały po schodach, i towarzyszące temu wołanie.
            - Tato, jestem gotowa! – krzyknęła Zoey, wpadając do salonu. – Możemy już iść – dopowiedziała pośpiesznie, lecz widząc gościa, stanęła jak wryta z szeroko otwartymi oczami, patrząc na równie zaszokowanego Blaise’a.
            - Co ty robisz tutaj? – zapytał szatyn dość nieskładnie.
            - To, drogi przyjacielu, jest moja córka, Zoey – przedstawił dziewczynkę Draco, nie zwracając uwagi na miny swoich towarzyszy.
            - Wiem, kim ona jest! – wykrzyknął przerażony Zabini, nie zdając sobie sprawy, jaką gafę popełnił.
            - Wiesz? – powtórzył nadal niczego nierozumiejący blondyn. Po chwili jego wzrok padł na Zo, która zaczęła bawić się skrawkiem swojej bluzki, co na pewno było oznaką zdenerwowania.
            - Cholera, Draco, porwałeś dziecko!
            - Chyba żartujesz?! Z. sama do mnie przyszła i powiedziała mi, że jest moją córką!
            Blaise raptownie zamilkł, układając sobie przy okazji kilka faktów w głowie. A po chwili całkowicie oniemiał. Zo córką Hermiony, Draco ojcem, Draco i Hermiona, córka matki i ojca, córka, ojciec, matka, matki córka ojca?…
Merlinie, ty chcesz mnie zabić!, myślał gorączkowo, próbując się uspokoić.

*

            Godzinę później, kiedy sytuacja w domu Draco została opanowana i gdy Zoey po cichu obiecała Blaise’owi, że wkrótce powie mu prawdę, wszyscy teleportowali się do zoo. Z początku między nimi panowała głucha cisza, jednak po odwiedzeniu i dokładnym przyjrzeniu się paru oddziałom ze zwierzętami, można by rzecz, że ów trójka bawiła się świetnie. Oczywiście dalej pomiędzy nimi trwał ciężki i ogromny znak zapytania, aczkolwiek prawie bezbłędnie się z tym ukrywali. Do czasu, naturalnie.
            - Tato, kupisz mi watę cukrową? – spytała Zoey, z błyskiem w oku przyglądając się stojącej parę alejek dalej kobiecie, która takową sprzedawała. Malfoy uśmiechną się, kiwając przy okazji głową, po czym ruszył w tamtą stronę. – Tylko truskawkową! – krzyknęła za nim dziewczynka, śmiejąc się głośno z wyrazu twarzy swojego ojca.
            Niestety, jej radość szybko wyparowała, ustępując miejsca niepewności i lekkiej dezorientacji. Wiedziała, że przynajmniej jedna osoba dowie się o jej przedsięwzięciu i nawet cieszyła się, że to był Blaise, ale nie miała pojęcia, iż nastąpi to tak szybko.
            - Co ty wyprawiasz, mała? – zapytał Zabini, nie owijając w bawełnę, po czym kucnął przed nią, kładąc ręce na jej ramiona. – Hermiona ledwo żyje, rozpacza, Luna coraz gorzej się czuje, Harry postawił na nogi najlepszy oddział aurorów i jest strasznie nerwowy,  ja się cholernie martwię, a Michelle się na mnie obraziła, bo uważa, że nic nie robię, by cię odnaleźć! – wykrzyknął, przez co ludzie idący obok rzucili mu parę nieprzychylnych spojrzeń.
            - Wiem, ale to jest jedyny sposób, byśmy z mamą miały prawdziwą rodzinę! – odpowiedziała dziewczynka, po czym skierowała w jego stronę swoje smutne oczy. Blaise westchnął, a po chwili jego dłoń powędrowała do włosów, aby je trochę zmierzwić. Zawsze to robił, kiedy był lekko podenerwowany.
            - Zo, Draco to mój najlepszy przyjaciel. Zrozum, nie będę mógł patrzeć na to, jak potem będzie żył, dowiadując się, że ma dziecko z Hermioną. On oszaleje i się całkowicie załamie, jak nie gorzej – mówił, starając się zachować cierpliwość, chociaż w tym momencie dużo by dał, żeby móc się wykrzyczeć. – Poza tym Hermiona nie powiedziała Draco, że jesteś jego córką, bo pewnie miała jakieś swoje powody. Powinnaś to uszanować, wiesz?
            - Wiem! – powtórzyła Zo, przełykając gulę, która rosła jej w gardle. Zbierało jej się na płacz. – Ale wszystko będzie dobrze, zobaczysz, uda się!
            - A jak się nie uda? – zapytał Blaise, a widząc, jak po policzkach jego mini-ulubienicy zaczynają lecieć łzy, szybko ją przytulił.
            - Uda się, musi – zaperzyła się, choć na przekór wypowiedzianym słowom z jej ust wydobył się szloch. Mocniej wtuliła się w ramiona swojego wujka. – Tylko obiecaj, że nikomu o tym nie powiesz! Obiecaj, proszę! – dodała, odsuwając się od niego trochę i patrząc prosto w jego oczy.
            Balise zmiękł pod wpływem jej pełnego bólu spojrzenia. Westchnął, po czym niespokojnie rozejrzał się wokół. Draco wracał. Cholera, trzeba było to kończyć, zanim się teraz zorientuje, że coś jest nie tak.
            - Dobrze, ale pod warunkiem, że w najbliższym czasie zadzwonisz do Hermiony i powiesz jej, że nic ci nie jest. Zresztą będziesz to robić regularnie – zaznaczył, po czym wziął ją na ręce. Dziewczynka uśmiechnęła się smutno. – A wiesz, że dowiem się, jak nie zadzwonisz. I wówczas powinnaś zacząć się bać.
            - Jasne, dzięki, wujku – rzekła Zoey, po czym zaśmiała się wesoło, sprawiając, że z jej oczu poleciały kolejne łzy, które potem Blaise szybko wytarł.
            - A chcesz dostać w tyłek?
            - Wymyśl coś lepszego, nie boję się ciebie!
            Zabini ze śmiechem przerzucił ją sobie przez bark, sprawiając, że ta zaczęła głośno krzyczeć i śmiać się na przemian. Po dojrzałej rozmowie i wcześniejszych, pesymistycznych uczuciach nie było już śladu.
            - To jak, teraz się boisz? – zapytał szatyn, chichocząc cicho pod nosem, aby po chwili puścić oko do Draco, który z uśmiechem, i kręcąc głową w wyrazie dezaprobaty, właśnie do nich podszedł.
- Postaw mnie, postaw! – krzyczała dalej Zo, wiercąc mu się na plecach. Mimo tego jednak cieszyła się - nawet bardzo - a słychać to było w jej radosnych piskach. Żyć, nie umierać!
- Jak dzieci – westchnął tylko panicz Malfoy, uśmiechając się szeroko, po czym z zainteresowaniem zaczął obserwować ów dwójkę, jedząc przy okazji watę cukrową. I był całkowicie spokojny o to, jaką przyszłość przyniesie mu los. Czy aby się nie mylił?

*

            Dochodziła godzina osiemnasta. Blaise pożegnał się z nimi dosłownie parę minut temu, więc w tym momencie Zoey i Draco, wygodnie siedząc na kanapach w salonie, odpoczywali po całym dniu wrażeń. Trzeba było przyznać, że bawili się naprawdę znakomicie, tym bardziej że po przejściu całego obszaru zoo, zjedli wykwintny obiad w restauracji i poszli potem pograć w kręgle. Tak, dzisiejszy dzień trzeba było zaliczyć do udanych, nawet bardzo udanych.
            - Dziękuję, Hubercie – odpowiedziała dziewczynka, kiedy kamerdyner przyniósł jej kubek gorącej czekolady. Zoey uśmiechnęła się do niego, po czym wzięła delikatnego łyka ulubionego napoju. Westchnęła. – Co pijesz, tato? – spytała, z ciekawością przyglądając się, jak przez twarz Draco przechodzi grymas, kiedy połyka dany trunek.
            - Coś nie dla dzieci – odpowiedział, chichocząc chicho z naburmuszonego wykrzywienia warg córki. – Ognistą Whiskey – dodał po chwili, a widząc, jak Zo patrzy na niego ze zdziwieniem, parsknął ze śmiechu.
            - Dobre? – spytała dziewczynka, marszcząc śmiesznie brwi. – Mama nie pije przy mnie alkoholu. Mówi, że jestem za młoda, aby interesować się takimi sprawami – mówiąc to, prychnęła i wywróciła oczami. Moment później jednak uśmiechnęła się szeroko, widząc zakłopotaną minę swojego ojca, który po chwili zastanowienia, odłożył trunek na szafeczkę obok.
            W salonie zaległa cisza. Nie była ona krępująca - wręcz przeciwne, bo dzięki niej człowiek uspokajał swoje myśli, ich szaleńczy bieg. Mógł odetchnąć, by potem mieć siły na zmierzenie się z ich powrotem.
       - Tato? – zapytała sennym głosem Zoey, sprawiając, że Draco rzucił jej zainteresowane spojrzenie znad książki, którą właśnie czytał. – Masz może telefon?
            Zdziwiony Malfoy pokiwał głową, po czym wyciągnął różdżkę z kieszeni spodni i przywołał go do siebie. Pomimo tego, że był czarodziejem, posiadał parę mugolskich sprzętów. Po prostu uważał, że są one naprawdę przydatne, poza tym Blaise maczał w tym swoje paluszki.
       Komórka spadła prosto na kolana jego córki. Dziewczynka uśmiechnęła się do niego w podziękowaniu. W myślach zaczęła przypominać sobie numer do domu, przenosząc go przy okazji na ekranik telefonu. Przełknęła ślinę, wpatrując się w ciąg cyfr, ale wreszcie nacisnęła zieloną słuchawkę i przystawiła sprzęt do ucha. Draco tylko z ciekawością jej się przyglądał.
            Zoey ze strachem układała sobie w głowie przebieg rozmowy z mamą, aczkolwiek jej plany spełzły na niczym, ponieważ nikt nie odebrał. Zo szybko rozłączyła się, po czym ponownie westchnęła. Tym razem jednak zrobiła to z dostrzegalną ulgą w głosie.
            - Mama nie odbiera – powiedziała tylko, kładąc telefon na oparciu kanapy, na której siedziała. Przez moment milczała. Dopiła resztki gorącej czekolady i wstała. – Dobranoc, tato – dodała, po czym uśmiechając się delikatnie, wyszła z salonu, kierując się na górę do pokoju, w którym spała.
           Nie wiedziała, że zapomniała o bardzo ważnym szczególne.
           Draco z błyszczącymi oczami dopadł telefonu. Kliknął jeden klawisz, dzięki czemu na ekranie pojawiły mu się ostatnio wybierane numery. Blaise, Michelle, Harry, Pansy, Narcyza, Paul i - najważniejszy z nich wszystkich - „Numer nieznany”. Przez moment zastanawiał się, co powinien w tej sytuacji zrobić, i już miał nacisnąć zieloną słuchawkę, kiedy uświadomił sobie bardzo istotną rzecz. Jęknął w myślach i usunął numer, żeby go nie kusił. Parę minut później zaklną głośno pod nosem, żałując swojego posunięcia.
           Jeszcze nie czas, pomyślał, odkładając telefon na szafkę i udając się prosto do swojej sypialni. Następnym razem, kiedy już bardziej ją poznam. Ale na razie czeka mnie dyżur. I Hermiona.
            Uśmiechnął się do swoich myśli. Przymknął powieki i niemal natychmiast zasnął.

8 komentarzy:

  1. Draco wyszedł na kompletnego idiotę, że się nie skapnął,albo on wie, bo przecież chyba pamięta z kim sypiał, no ale, co tam...
    Ogólnie masz bardzo lekki styl, dzięki czemu łatwo udało mi się przebrnąć przez tekst, nie było zgrzytów, a wszystko jest dość ciekawie opisane. Cóż, nie lubię romansów,żadnego jeszcze nie stworzyłam, no dobra,wątki poboczne były,ale wokół nich nie skupiała się cała akcja.Zobaczymy, co wyniknie z dalszej części opowiadania, może uda Ci się mnie zaskoczyć? Hm,mam nadzieję, że wkrótce się dowiem,pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. Jezu, ja na jego (Draco) miejscu wybrałam bym ten numer, a poza tym szybciej bym się domyśliła, po tym co powiedział Blaise a może on po prostu inaczej myśli niż ja. Nie dam rady myśleć, szkoła mnie wykańcza. ;/
    Tak czy inaczej - dzień z Zoey, Blaise'a i Draco w ZOO - bezcenne ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Hmm... przecież Draco jest ślizgonem. Wykorzystuje sytuacje na swoją korzyść! Nie rozumiem czemu nie zadzwonił... No i chyba naprawdę ciężko kojarzy fakty. Poza tym rozdział ciekawy i miło się go czyta :)
    pozdrawiam i życzę weny :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No! Nareszcie nowy rozdział! Super, a mina Diabla i Zo bezcenna :D
    Szkoda ze Draco nie zadzwonił pod ten numer mógł puścić sygnal i sie rozłaczyc:) Hehe pozdrawiam :):*

    OdpowiedzUsuń
  5. '- Cholera, Draco, porwałeś dziecko!' Też bym chciała być 'porwana' przez Draco. ^^
    Rozdział podoba mi się straszliwe. I Blaise był <333
    Tylko trochę dziwi mnie postawa Draco. Skoro już mógł zadzwonić do mamy Zo. to powinien zadzwonić. Skoro jest ojcem to mógłby walczyć, chyba, o prawa rodzicielskie, czy co? Ja bym przynajmniej tak zrobiła...
    Wyobrażam sobie minę Malfoyowatego jak się dowiedział, że Granger ma dziecko. A tak w ogóle, co ma znaczyć, to na dole o rozdziałach? Miało być dziesiątego dnia, każdego miesiąca! Ja się tak nie bawię... ;<

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacznę od tego, że ten szablon ma śliczny nagłówek, ale to tło jest strasznie oczojeb... Za to notka bardzo ciekawa. ;P Widzę, ze wujek Zabini rozpieszcza Zoey. Farciara. Zabini jest cudowny. Szkoda, że nic n ie było o Mionie. No, ale. Przeżyjemy. Dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej. : )
    Przeczytałam właśnie całego Twojego bloga i muszę przyznać, że mnie wciągnął, zwłaszcza że zarwałam przez niego nockę. (; Masz fajne pomysły, doprowadziłaś mnie nawet do łez końcówką 'Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa'... Piękne, szkoda tylko że uśmierciłaś Hermionę. ;<
    Nowe opowiadanie od razu przypadło mi do gustu, a Zo i jej stosunki z Draco kompletnie mnie rozbrajają! ^^ Mam nadzieję, że dodasz następny rozdział jak najszybciej, bo już nie mogę się doczekać!
    Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo spodobało mi się to opowiadanie! Świetne.. Bardzo ciekawe. Z chęcią będę czytała kolejne rozdziały, mogłabyś mnie informować? GG: 26414954.

    OdpowiedzUsuń