Część dziewiąta
Poród trwał już od dobrych czterech godzin, lecz nic nie wskazywało na to, by wkrótce dobiegł końca. Luna nie zdawała sobie sprawy, że może być on aż tak wyczerpujący. Podobno był to jeden z najlepszych okresów w życiu kobiety: kiedy ta mogła wreszcie wydać na świat swoje dziecko – gówno prawda! Strasznie się męczyła, a bóle i powodujące je skurcze zdawały się ciągle rosnąć.
Najbardziej z tego wszystko cierpiała jednak wewnątrz, w środku. Nie było przy niej Harry’ego, a zanim jeszcze zaszła w ciążę, marzyła, by urodzić dziecko w towarzystwie swojego ukochanego. Wtedy wszystko na pewno wydawałoby się piękniejsze.
Hermiona ze smutkiem i współczuciem wpatrywała się w wykrzywioną twarz swojej przyjaciółki, kiedy ta głośno parła. Doskonale zdawała sobie sprawę, jak ona się w tym momencie czuje. Gdyby nie fakt, iż Luna wiedziała, że Harry na pewno ucieszy się z pierworodnego dziecka i będzie naprawdę cudownym ojcem, była wręcz w identycznej sytuacji – kiedy szatynka rodziła, również nie miała przy sobie nikogo kochanego, kto pomógłby jej chociażby samą obecnością.
Swoje zmęczone spojrzenie przeniosła wyżej. Wpatrywała się teraz prosto w sylwetkę Draco, który ze spokojem mówił coś cicho do swojej pacjentki, próbując ją uspokoić i dać jakiekolwiek wskazówki. Kobieta musiała przyznać, że od dawna nie widziała go aż tak zrelaksowanego, wbrew położeniu, w jakim się znalazł.
Zastanawiała się, dlaczego nadal nie było żadnych oznak, że poród wkrótce dobiegnie końca. Dziecko jakoś zupełnie nie miało ochoty wydostać ze środka swojej matki. Owszem, bezustannie napierało na wyjście, lecz na razie kończyło się wyłącznie na tym.
Z rozmyślań wyrwał ją kolejny skowyt przyjaciółki, który przesądził sprawę. Z westchnięciem rzuciła ostatnie spojrzenie blondynce, po czym po cichu wyszła z porodówki. Swoje kroki skierowała prosto na korytarz przy jej gabinecie. Miała przeczucie, że właśnie tam zastanie swojego przyjaciela. Nie myliła się. Harry siedział tuż przed drzwiami do jednej z sal. Opuszczoną głowę schował w rękach, które opierał na kolanach.
Hermiona chrząknęła głośno, sprawiając, że ten popatrzył na nią zamglonym wzrokiem. Wyglądał zupełnie jak wrak człowieka z tymi rozczochranymi włosami, bladym wyrazem twarzy i dziwnie bezosobowym spojrzeniem. Jeszcze nigdy nie widziała go aż tak roztrzęsionego.
Kiedy Potter wpadł do gabinetu jej i Draco, wykrzykując coś zawzięcie o Lunie, całkowicie ją zaszokował. Po raz pierwszy od bardzo dawna widziała swojego przyjaciela aż tak rozemocjonowanego. Owszem, Harry’emu można naprawdę wiele zarzucić, ale zawsze miał stalowe nerwy. Miał zimną krew, którą potrafił zachować w prawie każdym momencie. Oprócz dzisiejszego dnia widziała go takiego tylko dwa razy w życiu. Pierwszy raz był na pogrzebie Molly – w końcu kobieta była mu bliska prawie jak matka. A drugi kiedy dziewczyna poprosiła go, by został chrzestnym Zoey.
Na samo wspomnienie córki, przeszedł ją zimny dreszcz. Odepchnęła jednak te myśli od siebie, ponieważ w tej chwili musiała całkowicie skupić się na swoim przyjacielu.
- Harry – westchnęła, siadając obok niego. Bezwiednie chwyciła go za ręce i mocno je ścisnęła, próbując dodać mu otuchy. Ten aczkolwiek dalej wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt przed sobą.
Nie mogła nań patrzeć, po prostu nie wiedziała, co zrobić. Ale musiała się przemóc. W końcu on pomagał jej niezliczoną ilość razy. Czas się choć trochę odwdzięczyć.
- Harry, posłuchaj – zaczęła ponownie, czując się nieco pewniej – nie możesz tak tutaj tkwić. Wiem, że się boisz, ale Luna naprawdę ciebie potrzebuje.
Potrząsnęła lekko przyjacielem, przez co ten chociaż na nią spojrzał.
- Słyszysz? Luna cię potrzebuje. Nie możesz przecież stchórzyć, prawda? Postaraj się, wiem, że to trudne, ale chociaż spróbuj...
Potter jęknął.
- Hermiono – powiedział cicho zachrypniętym głosem, chrząkając nieznacznie – ja nie mogę.
- Dlaczego?
- Nie mogę patrzeć, jak ona tam cierpi...
Brunet ponownie objął rękami głowę, po raz kolejny okazując swoją słabość. Wstydził się tego, ale naprawdę cholernie się bał i po prostu nie mógł nawet myśleć. A co dopiero coś zrobić.
Hermiona westchnęła głośno. Mogła się tego domyślić. Harry zawsze był czuły na czyjeś męki i gehennę. Jedynym sposobem - jaki w tym momencie przyszedł Hermionie do głowy- przekonania go do swoich racji była czysta manipulacja. Nie uszczęśliwiało ją to posunięcie, ale doskonale zdawała sobie sprawę, że tym razem inaczej nie wygra walki. A nagroda była niezwykle wysoka i warta każdej stawki.
- Uwierz mi, Harry, że ona bardziej cierpi, kiedy ciebie tam nie ma. Czuje się bardzo samotna i opuszczona, przez co nie zachowuje się tak, jak powinna. Musisz do niej iść, choćby ze względu na to, by ją uspokoić. Przecież nie chcesz, żeby przez takie zamartwianie Luna straciła kontrolę nad swoim ciałem, prawda? Wierz mi, gdyby coś takiego miało miejsce, nie wiem, czy którekolwiek z nich, Luna albo dziecko, byliby w stanie to przeżyć.
Och, zdecydowanie przesadziłam, przeszło raptownie przez głowę Hermionie, kiedy ta spojrzała na przerażonego przyjaciela. Faktycznie, kobieta trochę podkoloryzowała, szczególnie to ostatnie zdanie, ale naprawdę nie widziała innego wyjścia.
Teraz z ciekawością i lekkimi wyrzutami sumienia przyglądała się mimice Harry’ego. Dosłownie toczył w sobie jakąś niemą walkę. Wreszcie jego oczy nabrały dziwnego blasku, co oznaczało tylko jedno – zdecydował się.
Potter wziął parę głębszych oddechów, po czym powoli wstał. Ruszył prosto korytarzem, niepewnie rozglądając się wokół. Wpadł do sali z wielkim hukiem, sprawiając, że oczy Luny i Draco natychmiast ku niemu powędrowały.
Kiedy Hermiona spojrzała na twarz swojej przyjaciółki, aż uśmiechnęła się delikatnie. Łzy, które pojawiły się w oczach Luny, zdecydowanie nie świadczyły o bolesnym porodzie. Harry podszedł do swojej ukochanej, coś zawzięcie, ale cicho tłumacząc. Po chwili złapał ją za dłoń, którą przyłożył do swoich warg i niespiesznie pocałował.
Oddech blondynki zdecydowanie się uspokoił, co było bardzo dobrym sygnałem.
- Doskonały pomysł.
Lekko drgnęła przestraszona, kiedy usłyszała słowa Draco tuż przy swoim uchu. Mężczyzna stał niebezpiecznie blisko niej, więc prawie niedostrzegalnie się odsunęła. W każdym razie miała taką nadzieję.
- Może coś wreszcie ruszy. Chociaż, sama przyznaj, to dziwne, że od ponad czterech godzin nic a nic zdaje się nie dziać. Jak tak dalej pójdzie, będziemy musieli po raz drugi wywołać poród.
- Poczekajmy jeszcze pół godziny – zdecydowała, przyglądając mu się uważnie. – Jak sytuacja dalej się nie poprawi, damy jej ten eliksir. Chyba że wcześniej Luna będzie chciała cesarskie cięcie – mówiąc to, skrzywiła się, bo usłyszała głośny i urywany krzyk domniemanej.
W odpowiedzi Draco kiwnął głową.
Przez chwilę oboje milczeli, każdy będąc pogrążonym we własnych myślach.
- Hermiono – zaczął niepewnie blondyn – wiem, że to nie jest odpowiedni moment, ale ta myśl nie daje mi spokoju od jakiegoś czasu. Rozumiem, że nie chcesz za bardzo o tym rozmawiać, w końcu pewnie to dla ciebie ciężki temat, ale...
Szatynka uniosła brwi w geście zdziwienia, ale i zaciekawienia.
- Chodzi mi o twoją córkę – mówiąc to, Malfoy zmierzwił sobie włosy w akcie zakłopotania. – Co się z nią właściwie stało? Wiem, że zaginęła, ale... ktoś ją porwał? Czy może sama uciekła? Albo...
- Masz rację, nie chcę o tym rozmawiać – przerwała mu raptownie, pąsowiejąc. Smutek natychmiastowo ogarnął całe jej ciało na samo wspomnienie Zoey.
- Ale może mógłbym jakoś pomóc?
Hermiona rzuciła mu lodowate spojrzenie.
- A niby co chcesz zrobić? – wywarczała przez zaciśnięte zęby od hamowanej złości. – Będziesz obklejał całe miasto kartkami z napisem „zaginęła”? Sama bym już dawno to zrobiła, gdyby wiedziała, że to w jakikolwiek sposób pomoże! Nie wiem, co się stało z moją Zo, nie mam pojęcia! A wiesz, co jest w tym wszystkim najgorsze? Nieważne, czy ktoś ją porwał, czy uciekła sama albo jeszcze coś innego, najbardziej boję się, że już nigdy więcej jej nie zobaczę! Do cholernej śmierci będę żyła z poczuciem winy, że coś się jej stało, a mnie wtedy przy niej nie było! Rozumiesz to?!
Swoim podniosłym krzykiem sprawiła, że teraz nie tylko Malfoy wpatrywał się w nią zaszokowany. Kątem oka dostrzegła, że i Harry z Luną przez moment całkowicie pogrążyli się w jej monologu.
Draco już otwierał buzię, aby coś odpowiedzieć, ale niespodziewanie przerwał mu dziwny odgłos, po którym nastąpił wrzask. Mężczyzna natychmiast oprzytomniał, po czym podbiegł do pacjentki, która zaczęła spazmatycznie oddychać od wstrzymywanego płaczu.
- Cholera – zaklął pod nosem. – Łożysko się odkleiło.
Pospiesznym ruchem zdjął prześcieradło okrywające Lunę i delikatnymi ruchami dłoni zaczął badać jej brzuch. Nie było już czasu nawet na wywoływanie porodu.
- Trzeba jak najszybciej wyciągnąć dziecko z brzucha, inaczej się udusi – powiedział na tyle cicho, żeby matka nie usłyszała jego słów i niepotrzebnie wpadła w panikę, ale na tyle głośno, by Hermiona go usłyszała. Pokiwała szybko głową, podając mu niezbędne narzędzia. Kiedy Draco przymierzał się do cesarskiego cięcia, szatynka w czysto mugolski sposób przymierzała się do podania jej narkozy.
Zanim chociażby zdążyła przyłożyć jej strzykawkę do ręki, poczuła, jak blondynka zaczyna drżeć. Zerknęła w stronę jej odbytu... i aż zaniemówiła. Natychmiast złapała prześcieradło, próbując zatamować nadmierny krwotok z macicy.
Nie minęło dwadzieścia sekund, kiedy Luna zaczęła się niespodziewanie trząść.
- Wstrząs hipowolemiczny, jeszcze tego brakowało.
Jęknęła głośno, nie za bardzo wiedząc, kogo ratować najpierw. Popatrzyła na Draco z nadzieją, że on coś wymyśli, jednak ten po prostu stał oniemiały.
Malfoy po raz pierwszy nie miał pojęcia, co robić. Cała ta sytuacja strasznie go zaskoczyła, nie miał ani chwili na rozmyślania. Nie zmieniło to aczkolwiek faktu, że stał w bezruchu i przyglądał się tej całej sytuacji z przerażeniem. Z transu nie wybudziło go nawet mocne potrząsanie przez Hermionę.
W końcu kobieta odepchnęła go mocno od kozetki Luny, zajmując jego miejsce. Z oszołomieniem przypatrywał się emocjom na jej twarzy. Jak przez mgłę słyszał jej głośne rozkazy i zarządzenia.
Granger bez zmrużenia oka jednym zwinnym ruchem przejechała skalpelem po podbrzuszu Luny, która nie miała nawet znieczulenia. Wykrzyknęła coś głośno, raptownie mdlejąc. Harry natychmiast rzucił się w stronę ukochanej, próbując ją jakoś ocucić. Szarpał ją lekko acz stanowczo za ramiona, warcząc coś pod nosem.
Porodówkę wypełnił coraz to szybszy odgłos pykania. Maszyna monitorująca czynności życiowe dziewczyny oznajmiała wszem i wobec, że serce pacjentki bije niemożliwe szybko. Za szybko.
Do Draco nagle doszła cała zniewalająca prawda. Zacisnął mocno pięść i zamknął powieki, starając się uspokoić. Musiał im pomóc, musiał się ocknąć, obudzić... Z bólem serca obserwował, jak Harry Potter z szaleństwem w oczach próbował uratować Lunę.
W momencie kiedy dało się słyszeć przewlekły pisk oznaczający zatrzymanie pracy serca, salę wypełnił głośny płacz nowonarodzonego dziecka.
Cała ta pokręcona sytuacja zdała się wreszcie wybudzić blondyna z transu. Ze złością odepchnął klęczącego przy łóżku Pottera, po którego twarzy ściekały łzy bezsilności i niedowierzania. Stanął tuż przy Lunie, patrząc w jej spokojny wyraz twarzy.
- Nie umrzesz mi teraz.
I jakby w bezwiednym odruchu uderzył pięścią prosto w miejsce na klatce piersiowej, gdzie znajdowało się serce dziewczyny. Potem powtórzył tą czynność jeszcze raz i jeszcze raz.
Tym razem gęstą ciszę w porodówce przerwał odgłos ledwo słyszalnego pikania.
*
Pół godziny po tym całym zwariowanym porodzie Malfoy siedział w gabinecie i najzwyczajniej w świecie wpatrywał się w chmury za oknem. Zaczynało powoli szarzeć, a silny wiatr mocno dął w szyby, sprawiając wrażenie, jakby gwizdał.
W tym momencie zamiast doglądać pacjentki albo przynajmniej zacząć uzupełniać niektóre dokumenty zastanawiał się, czy aby Hermiona także miała podobne problemy w czasie ciąży. Po raz pierwszy od kiedy poznał swoją córkę i dowiedział się, kim jest jej matka, poczuł się dziwnie pusty. Brakowało mu wspomnień. Obudziły się w nim dość rzadkie uczucia, a mianowicie żal i rozgoryczenie, że nie mógł być obecnym wcześniej w życiu Zoey. Pragnął patrzeć, jak dorasta, dowiedzieć się, jakie słowo wypowie jako pierwsze, a w szczególności być przy jej narodzinach. I, jakby Hermiona pozwoliła, odciąć pępowinę, a później trzymać na rękach to małe, bezbronne ciałko.
Tęsknił za tym, co go nie spotkało.
Z rozmyślań wybudziło go głośne wołanie, a następnie trzask otwieranych drzwi.
- Draco? – spytała Hermiona, wchodząc pewnym krokiem do środka. – Och, jak dobrze, że tutaj jesteś. Musisz mi pomóc. Szybko!
Blondyn bez zastanowienia podążył za swoją partnerką, próbując ją dogonić i dowiedzieć się, o co chodzi.
- Harry zamknął się od środka w sali!
- To raczej nie jest dziwne po tym, co go dzisiaj spotkało. Chyba przez moment może pobyć sam, prawda? – odpowiedział pytaniem na pytanie Draco, nic z tego nie rozumiejąc. – To duży chłopiec, Hermiono, nic mu się nie stanie.
Granger popatrzyła na niego zdenerwowana, prychając.
- Wiem przecież! Ale zamknął się tam z nieprzytomną Luną i dzieckiem! – dopowiedziała, raptownie stając przed drzwiami, na których widniała złota czwórka. – Nie chce mnie wpuścić, próbowałam na różne sposoby! Może ty coś zdziałasz.
- Ja? – zdziwił się Malfoy. – Dlaczego, na Merlina, akurat ze wszystkich ludzi miałby mnie wpuścić? Nie jestem jego przyjacielem, a w szkole się nienawidziliśmy.
Dziewczyna zdawała się go nie słuchać. Podeszła do drzwi i cicho zapukała.
- Harry – zaczęła spokojnym głosem – wiem, że mnie słyszysz. Draco chciałby z tobą porozmawiać. Podobno to pilne, więc powinieneś...
- Hermiono, naprawdę nie sądzę...
Ku zdziwieniu blondyna drzwi się lekko uchyliły. Hermiona rzuciła mu zwycięski uśmiech, po czym popchnęła go delikatnie. Zanim jednak niepewnym krokiem wszedł do salki, dziewczyna niemo ruszając ustami, życzyła mu powodzenia.
Westchnął ze zrezygnowaniem. Kompletnie nie miał pojęcia, co robić.
Podszedł do kozetki Luny, kątem oka rejestrując jej stan. Dziewczyna nie zdążyła się jeszcze wybudzić ze śpiączki pooperacyjnej, ale wszystko wskazywało na to, że nic jej nie jest. Po chwili swoje spojrzenie przeniósł na małe łóżeczko obok, gdzie spał niemowlak. Chłopczyk cicho, ale głęboko oddychał, będąc całkowicie spokojnym i w ogóle nieświadomym dramatu, który odbył się za jego główną przyczyną. I raczej nigdy się nie dowie.
Ktoś taktownie chrząknął za jego plecami.
Odwrócił się w stronę Harry’ego, po czym uśmiechnął pokrzepiająco. Potter nie odwzajemnił gestu, lecz nie zaprzestał dogłębnie lustrować wzrokiem blondyna.
- Tylko sprawdzałem – wytłumaczył się, dodając pod nosem: - Bo ktoś mnie do tego zmusił.
Ze zdziwieniem spostrzegł, że tym razem usta bruneta lekko zadrgały.
- A więc to był jej pomysł, prawda? – zapytał. – Mogłem się domyślić. Ale właściwie dobrze się stało, bo to ja chciałbym z tobą pomówić.
Draco usiadł na jednym z krzeseł, przyglądając się, jak Potter idzie w jego ślady, wcześniej po raz ostatni rzucając tęskne spojrzenie swojej ukochanej. Zanim jednak zupełnie przeszedł do rozmowy, wyciągnął różdżkę z kieszeni i rzucił na salę zaklęcie wyciszające.
- Słuchaj, Draco – zaczął Harry pewnym głosem – na początku chciałem ci podziękować. Uratowałeś Lunę, po prostu będę ci wdzięczny do końca życia. Chciałbym, żebyś to zapamiętał...
- Nie ma sprawy, naprawdę – powiedział blondyn, machając ręką. – Taka jest moja praca.
- Niemniej, dziękuję – zamilkł na chwilę, zastanawiając się nad czymś głęboko. Potter przygryzł lekko dolną wargę, po czym westchnął. – Chcę chociaż odrobinę spłacić swój dług.
- Harry, mówię ci, nie masz wobec mnie żadnego długu. To moja praca – powtórzył, wyraźnie akcentując ostatnie zdanie. Po raz pierwszy było mu niezwykle głupio. Owszem, przywykł do tego, że jego pacjenci dziękowali mu za ich wyleczenie i dobrą opiekę, ale jeszcze nigdy za uratowanie życia. Tak, to było strasznie niezręczne.
- Hermiona mnie zabije – wymruczał pod nosem brunet i wziął głęboki oddech. – Draco, to co teraz powiem, może wydać się dla ciebie szokiem, ale musisz wiedzieć. Obiecałem jej, że nigdy nie wtrącę się w wasze życie, ale naprawdę tym razem nie mam wyjścia. Mam tylko nadzieję, że Hermiona kiedyś mi to wybaczy.
Draco milczał, coraz bardziej się denerwując. Domyślał się, do czego zmierza Harry.
- Prawda jest taka, że... – przerwał Potter, by po chwili zastanowienia znów zacząć: - Dobrze wiesz, że Hermiona ma córkę, prawda? I że ona zaginęła? Zoey ma osiem lat i... cholera, nie wiem, jak ci to powiedzieć!
- Harry, ja wiem.
Przez pięć sekund zaszokowany Potter patrzył prosto na Draco.
- Wiesz?! Jak to wiesz?!
- Siadaj – westchnął blondyn – to będzie długa historia.
I opowiedział mu po kolei o wszystkim, co tylko miało miejsce od chwili wkroczenia Zoey w jego życie. Nie zataił niczego, chociaż czasami bardzo go kusiło. Przyznał się nawet do pocałunku z Hermioną. W tym momencie Harry’emu zrobiło się dziwnie niewygodnie i wszystko wokół interesowało go bardziej niż Malfoy, co było akurat dość zabawne. Mówił mu, że przez pierwsze parę dni w ogóle nie marzył nawet o takim zakończeniu tej całej farsy. Przedstawił swoje gdybania na temat matki dziewczynki, a w szczególności jak ją sobie wyobrażał. Dopiero po jakiejś półgodzinie zwierzania się i podzielenia swoimi rozmyślaniami wokół nich zapadła cisza, która – ku zdziwieniu panów – w ogóle nie była krępująca.
- No cóż – chrząknął Harry, a jego ręka raptownie powędrowała do włosów. – Powiem ci, że całkiem nieźle się trzymasz po czymś takim. Gdybym ja znalazł się na twoim miejscu, pewnie już od dawna siedziałbym na oddziale zamkniętym parę pięter wyżej.
Draco parsknął śmiechem.
- Wiesz, co mnie zastanawia najbardziej? – drążył Potter w skupieniu. – Jakim cudem Zo na to wszystko wpadła i tak świetnie rozegrała swoją grę. Sam przyznaj, dobrze to sobie wykombinowała, co?
- Czy ty kiedykolwiek w nią wątpiłeś? – odpowiedział pytaniem na pytanie Draco. – W końcu to moje geny.
W sali dało się słyszeć radosny śmiech.
- Tylko ciekawe, jak na to wszystko zareaguje Miona – westchnął wreszcie brunet, wzdychając głośno.
- Jak to? – spytał Malfoy, marszcząc czoło.
- Przecież trzeba jej jak najszybciej wszystko powiedzieć.
- Nie ma mowy – zaprzeczył blondyn szybkim ruchem głowy. Kiedy jednak dostrzegł narastającą złość na twarzy Harry’ego, szybko dopowiedział: - Gdy tylko Hermiona dowie się, że znam prawdę, to zabroni albo mi spotykać się z Zoey, albo jej ze mną. Już raz straciłem córkę, nie chcę ponownie przez to przechodzić. Tym bardziej iż teraz wiem, że ją mam.
- Nie jestem pewny, czy...
- Harry, proszę, nie mów jej – poprosił Malfoy. – Zdaję sobie sprawę, że będzie dla ciebie trudno mieć jakiekolwiek tajemnice przed swoją przyjaciółką, ale...
- Przecież Miona nie może dalej żyć w przekonaniu, że Zo ktoś porwał lub, co gorsze, coś się jej stało!
Draco z bólem w oczach wpatrywał się w bruneta.
- Rozumiem – westchnął wreszcie, zamykając szczelnie powieki. – Pozwól mi się przynajmniej nią nacieszyć jeszcze przez trzy dni, dobrze? Później odwiozę Zo do domu i całkowicie zniknę z jej życia. Z Hermiony także.
- Nie o to mi chodziło – zaprzeczył Harry raptownie. – Chciałem, żebyś powiedział Hermionie, że znalazłeś jej córkę. Nie musisz przy tym w ogóle wspominać, że znasz prawdę. Wtedy i Miona będzie szczęśliwa, i ty po części też. Wtedy nadal będziesz mógł spotykać się z Zo, jakoś to wykombinuję.
Zanim Draco zdążył cokolwiek odpowiedzieć, przerwał mu płacz noworodka. Uśmiechnął się do siebie, widząc przerażony wyraz twarzy Pottera.
- Zapomniałem ci pogratulować, tatuśku – zaśmiał się, sprawiając, że Harry rzucił mu lodowate spojrzenie. Kiedy jednak płacz stawał się niebezpiecznie głośniejszy, Draco wywrócił oczami i podszedł do noworodka. Zwinnym ruchem wziął go na ręce, na co Harry uniósł tylko brwi do góry. Niestety, moment później mina mu zrzedła, ponieważ Malfoy chciał mu przekazać jego syna. Potter cofnął się o dwa kroki.
- Merlinie, z kim ja przebywam. – Blondyn wzniósł oczy ku niebu, a właściwie to ku sufitowi. – Weź go, tylko ostrożnie. Musisz trzymać mocno, żeby ci przypadkiem nie wypadł. Jedną dłoń podłuż pod główkę, nie potrafi jej jeszcze samodzielnie trzymać – zaczął instruować niedoświadczonego ojca.
- Harry!
Przerwał im krzyk Hermiony i nieustanne pukanie w drzwi.
- Otwórz jej – zachęcił Draco. – Ona przeżywa teraz całą tę sytuację zapewne bardziej niż ty.
W odpowiedzi Harry tylko westchnął, ale posłusznie jednym ruchem różdżki zdjął wszystkie zaklęcia blokujące. Szatynka raptownie wpadła do środka, prawie potrącając swojego przyjaciela. Patrzyła na niego ze złością, mocno zaciskając pięści.
- Ty kompletny idioto! – wykrzyczała na tyle cicho, by nie przestraszyć dziecka, które dalej spokojnie spoczywało w ramionach Malfoya. – Dlaczego mi to zrobiłeś?! Jesteś kretynem wiesz?! Największym, jakiego znam!
I ku zdziwieniu wszystkich zaczęła go mocno okładać pięściami w klatkę piersiową. Harry przez chwilę nie wiedział, co się dzieje, nawet nie próbując powstrzymać przyjaciółki. Draco natomiast całą swoją silną wolą powstrzymywał się od nagłego wybuchnięcia śmiechem.
- Martwiłam się o was – wysapała wreszcie wykończona, powoli dochodząc do siebie. Prawie. Wkrótce znów emocje nad nią zapanowały i z jękiem rzuciła się Harry’emu prosto w ramiona. Dziewczyna zaczęła cicho łkać w jego koszulkę, nie mogąc się uspokoić. Tak jakby od dłuższego czasu tylko na to czekała.
Draco nagle poczuł się strasznie głupio. W tym momencie w ogóle nie był tutaj potrzebny. Popatrzył na zasypiającego malca, po czym delikatnie ułożył go z powrotem w łóżeczku.
Skierował się w stronę wyjścia, ostatni raz rzucając smętne spojrzenie Hermionie, która nadal zdawała się go nie zauważać. Uchwycił jednak zamyślony wzrok Harry’ego, którego prawie cała twarz zatopiła się w lokach szatynki.
Wyszedł, zastanawiając się, o co chodziło.
*
Ze snu wyrwały ją dziwne odgłosy dobiegające z dołu. Ziewnęła szeroko, przekręcając się na drugi bok. Miała zamiar ponownie przywołać do siebie Morfeusza, by ten ciasno oplótł ją swoimi ramionami, lecz coś nie dawało się jej do tego stopnia odprężyć. Położyła się na wznak, nasłuchując. W salonie albo przedsionku głośno stuknęło, co tylko potwierdziło jej przeczucia.
Zwinnym ruchem zeskoczyła z łóżka i bez zastanowienia zbiegła schodami na dół. Omiotła spojrzeniem korytarz, po czym zwróciła je ku salonowi. Przez lekko uchylone drzwi wpadała jasna smuga, która minimalnie rozświetlała kawałek holu. Podeszła cicho do otworu, żeby zajrzeć do środka, ale w myślach zaczęła wypominać swoje gapiostwo. Całkowicie zapomniała, że posadzki w domu jej taty były strasznie lodowate, a ona nawet nie założyła kapci.
Zbierając w sobie odwagę, stanowczym krokiem weszła do środka.
Przez chwilę w milczeniu przyglądała się ujrzanemu obrazowi i zastanawiała się, co dalej zrobić. Przy stole niechlujnie siedział jej tata, który jedną ręką podpierał głowę, a w drugiej trzymał szklankę do połowy zapełnioną złotym płynem. Jego włosy sterczały w ogromnym nieładzie, podobnie jak jego ubranie: pogniecione i ledwo się na nim trzymające.
Zoey szybko do niego podbiegła.
- Tatusiu – wykrzyknęła przestraszona – co ci się stało?!
Niczego niespodziewający się Draco lekko drgnął. Odwrócił twarz ku swojej córce, bacznie się jej przyglądając tym swoim zamglonym szarym wzrokiem. Zo dopiero teraz zauważyła, że twarz miał wykrzywioną w grymasie, a na jego policzkach widniały perłowe smugi.
- Och, tato – westchnęła dziewczynka, po czym mocno się do niego przytuliła. Blondyn westchnął w odpowiedzi i posadził córkę na swoich kolanach, opierając brodę na jej ramieniu.
Przez pięć minut wokół panowała ciężka cisza.
- Mama zawsze mi mówiła, że jeżeli człowiek się źle czuje, to nigdy nie poczuje się lepiej, jeżeli komuś o tym nie powie.
- Od zawsze wiedziałem, że Hermiona jest niezwykle mądrą kobietą – wypowiedział spokojnie i nawet wyraźnie Malfoy. Mimo tego, że wypił ponad jedną czwartą Ognistej, był zdecydowanie za bardzo trzeźwy.
Zo opuściła ze smutkiem głowę.
- Już wiesz, prawda? – spytała, całkowicie zdając sobie sprawę z tego, jaką usłyszy odpowiedź. – Nienawidzisz mnie?
- Co? – Draco prawie się zadławił, słysząc jej ostatnie słowa. Natychmiast przytulił ją mocniej do siebie, stanowczo zaprzeczając: - Oczywiście, że nie! Kocham cię, Z., naprawdę. I zawsze będę cię kochał. Chcę, żebyś to sobie zapamiętała, dobrze?
Potrząsnął lekko dziewczynką, a widząc, jak ta powoli acz delikatnie się uśmiecha, pocałował ją w czubek głowy.
- W takim razie o co chodzi? – dopytywała Zoey, marszcząc śmiesznie nos. Skoro teraz była pewna, że to nie jej wina, stała się o wiele spokojniejsza. I zdecydowana, o tak. – O mamę? To jej nie lubisz?
Tym razem Malfoy milczał, nawet nie ważąc się wydobyć z siebie żadnego słowa. Zwinnym ruchem wychylił dużego łyka ze szklanki, krzywiąc się nieznacznie. W końcu westchnął, poddając się.
- Z., tu nie chodzi, kogo lubię, a kogo nie. Chodzi o to, że niebawem mogę cię stracić, bezpowrotnie stracić.
- Dlaczego?
- Bo... bo – jąkał, starając jak najdokładniej dobrać odpowiednie słowa. – Bo na pewno wolisz mieszkać z mamą niż ze mną.
Zoey zagryzła dolną wargę, zastanawiając się nad czymś uważnie.
- A nie możemy mieszkać wszyscy razem? Mama, ja i ty? No i jeszcze Hubert, przecież go tutaj nie zostawimy, prawda? Tato! – wykrzyknęła, a w jej oczach pojawiała się coraz większa nadzieja.- Możesz się do nas przeprowadzić! Pokażę ci wtedy mój pokój i zabawki! Zobaczysz, będzie naprawdę fajnie! Chociaż właściwie to ty masz większy dom... To może ja z mamą przyjedziemy tutaj, co? Tu jest tak dużo miejsca!
- Z.! – wykrzyknął Draco, próbując wejść jej w słowo, co zrobił z bólem. Sam musiał przyznać, że jej słowa brzmiały naprawdę pięknie. Szkoda tylko, że były całkiem nierealne. – Nie ma takiej opcji. Za parę dni będziesz musiała wybierać pomiędzy mną a mamą. Wiem, że to będzie trudne, dlatego ci ułatwię sprawę. Za trzy dni wrócisz do Hermiony i to będzie nasze ostatnie spotkanie. Już nigdy więcej mnie nie zobaczysz, obiecuję.
- Ale ja chcę cię widzieć! Chcę, żebyś był moim tatą, no! Czemu nie możemy być jedną wielką rodziną? – mówiła coraz ciszej, a jej ostatnie pytanie poprzedziły słone łzy.
- To niemożliwe.
- Dlaczego? – drążyła dziewczynka, łkając i pociągając nosem.
- Bo twoja mama mnie nienawidzi! – krzyknął zdenerwowany, nie panując już nad emocjami. Kropla przelała czarę...
- Mówiłeś, że to nie ma nic wspólnego z nielubieniem!
- Kłamałem!
- Mama nigdy nie kłamie!
Draco wypuścił ze świstem wstrzymywane powietrze, po czym westchnął, próbując się uspokoić. Przynajmniej tyle był winien swojej córce.
- Dlatego będzie lepiej, jeśli zamieszkasz z nią – powiedział stanowczym tonem, by szybko dodać, widząc, jak Zoey już otwiera buzię: - Koniec tematu.
Ośmiolatka zrobiła naburmuszoną minę i założyła ręce na piersi. Ze złością wpatrywała się w blat drewnianego stołu. Parę sekund później złość przerodziła się w smutek, a ten następnie w przeogromne zmęczenie. Z trudem opanowała ziewnięcie, ponieważ doskonale wiedziała, że gdyby się nie powstrzymała, tata kazałby jej niezwłocznie iść spać.
Nie tak planowała. Kiedy tylko uciekła od mamy, od razu wiedziała, że będzie trudno. Doskonale zdawała sobie sprawę, że jeżeli coś pójdzie nie tak, wszystko się skończy, a ona straci jedyną szansę na posiadanie kompletnej rodziny. Do tej pory szło naprawdę świetnie. Pokochała swojego tatę, a on ją. Bawili się razem, rozmawiali i śmiali. Przez to całkowicie straciła orientację w sytuacji, która skutecznie zaczęła ją przerastać. Najpierw na horyzoncie pojawił się Blaise, ale na szczęście tutaj łatwo ominęła przeszkodę. Plan zaczął się walić, gdy zadzwoniła do mamy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że tak mocno tęskni. I wtedy tata dowiedział się prawdy. Łatwo było się domyślić, że jeżeli bardziej zbliżała się do jednego rodzica, ten drugi szybko się oddalał.
Tata ma rację, pomyślała, mimowolnie wzdychając. Po prostu nie mogę mieć rodziny.
- Mamy jeszcze trzy dni, tak? – zapytała, obiecując sobie w głębi ducha, że ten ostatni czas spędzony z tatą, będzie najlepszym w jej życiu i nigdy go nie zapomni. – Co będziemy robić?
Draco z zaskoczeniem wpatrywał się w córkę, ale cieszył się, że tak zwinnie zmieniła temat.
- Nie mam pojęcia – wzruszył ramionami, po czym uśmiechnął się z uczuciem w jej stronę. – Myślałem, że ty coś wymyślisz. W każdym razie zrobisz to jutro. Teraz idziemy spać, już prawie pierwsza w nocy.
Zoey pokiwała głową, by po chwili zastanowienia dodać:
- Mogę spać dzisiaj z tobą?
W odpowiedzi Draco wstał i przerzucił ją sobie przez ramię. Dziewczynka śmiała się i krzyczała na zmianę, próbując wyrwać się z ojcowskiego uścisku. Gdy jednak wchodzili po schodach, zaprzestała, mocniej wtulając się w Malfoya. Blondyn tylko uśmiechnął się pod nosem.
Położył córkę delikatnie na swoim łóżku, ciasno przykrywając kołdrą.
- Dobranoc – powiedział, całując ją w czoło. Sam ułożył się wygodnie i zamknął szczelnie oczy, próbując o niczym nie myśleć, a później w najlepsze zasnąć. Przeszkodziło mu w tym jednak ciągłe wiercenie Zo, która sekunda po sekundzie zmieniała miejsce swojego położenia. Wreszcie poddała się i usiadła po turecku.
- Tato – westchnęła, przybliżając się nieco do niego. – Śpisz?
- Nie. Kręcisz się, jakbyś miała jakieś robaki. O co chodzi?
- No bo – zaczęła, a Draco słysząc niepewność w jej głosie, uchylił powieki zaciekawiony. – Pamiętasz, jak przyszli do nas dziadkowie? Wtedy powiedziałeś coś bardzo dziwnego, czego nie zrozumiałam. No i myślę o tym już przez cały dzień.
- O co chodzi?
- Wspomniałeś coś wtedy, że mnie „zrobiłeś”. Nie do końca wiem, o co ci wtedy chodziło. Wytłumaczysz mi?
Draco zawzięcie milczał, nie wierząc własnym uszom. Po chwili jednak zaczął przeklinać na siebie w myślach. Jak mogłem być takim cholernym głupkiem! Skąd miałem wiedzieć, że Z. nie jest jeszcze uświadomiona! I co ja mam teraz zrobić?!
- Zoey, nie wydaje mi się, żeby teraz był dobry moment, by ci to wszystko wyjaśniać – powiedział, modląc się w duszy, by się zgodziła. Spojrzał prosto w jej szare oczy, ale dostrzegł w nich ciekawość i postanowienie, czyli już nie było odwrotu. – Dobra, niech będzie, ale... A więc... Ech, kobiety to kwiatki, a mężczyźni pszczółki, a dobrze wiesz, że pszczółki kochają kwiatki. No i te kwiatki mają w sobie taki płyn, a właściwie nektar.
- Och, tato, ale co jedno ma do drugiego? – parsknęła śmiechem dziewczynka, całkowicie nie zdając sobie sprawy, w jak krępującej sytuacji postawiła swojego ojca.
- Zaraz do tego, hm... dojdę. W skrócie: zadaniem pszczółek jest wlatywanie do kwiatka i zapylanie go, przez co później rośnie z tego piękny owoc. Rozumiesz?
Zo pokręciła przecząco głową, marszcząc czoło.
- Merlinie, zaraz zwariuję – szepnął do siebie zdenerwowany. – Ty w ogóle nie wiesz, skąd się biorą dzieci?
- Oczywiście, że wiem! Tatusiowie wkładają je mamusiom przez pępek!
Draco patrzył na nią w osłupieniu przez parę sekund, po czym wybuchnął niepohamowanym śmiechem. Tym bardziej że Zoey była naprawdę pewna tego, co mówiła.
- Otóż nie. Tatusiowie nie wkładają dzidziusia do mamusi, tylko taką małą komóreczkę. I nie przez pępek, ale przez... kwiatka. No i ta mała komóreczka, jak już jest w mamusi, rośnie, a potem staje się dzidziusiem.
- Jak przez kwiatka tam wchodzi? Skąd ten kwiatek?
- Tak po prostu jest. Mamusie mają kwiatki, a tatusiowie pszczółki – powtórzył błagalnym tonem Malfoy. – I właśnie, tak jak wcześniej mówiłem, te pszczółki wchodzą do kwiatków, żeby zapylić mamusię. Wtedy powstaje owoc, a właściwie to dzidziuś. Dlatego powiedziałem, że cię zrobiłem, tak też się na to mówi. Wpuściłem swoją pszczółkę do kwiatka mamusi...
- Hmm... – zastanowiła się Zoey. – Chyba rozumiem. Więc każdy tatuś ma swoją pszczółkę i może ją w każdej chwili wypuścić, tak?
Draco zakaszlał, odwracając wzrok od córki.
- W pewnym sensie tak.
- Ty też masz taką pszczółkę?
- Tak – odpowiedział powoli, nie za bardzo wiedząc, co sądzić o jej pytaniu. – A czemu...
- Mogę ją zobaczyć?
- Nie! – wykrzyknął całkowicie przerażony. Merlinie i Morgano, w co ja się wplątałem... – Moja pszczółka aktualnie śpi. I tobie też to radzę.
Zoey tylko westchnęła, po czym rzuciła się na poduszki. Przez chwilę milczała, wsłuchując się w ciszę. Na szczęście nie było słychać szaleńczego bicia serca Draco, który próbował się uspokoić.
- Ale powiedz mi jeszcze, jak ten dzidziuś wydostaje się z mamusi?
- Tak, jak został tam włożony. Tylko wtedy dzidziuś jest taki duży, że nie może się obyć bez pomocy lekarza. Inaczej kwiatek może się... rozerwać. A jak dzidziuś chce wyjść z brzuszka mamusi, to nazywa się poród. Rozumiesz już teraz?
- Częściowo.
- To wspaniale. Idziemy spać.
Draco odwrócił się do niej plecami i szczelnie zamknął powieki.
- Ale jeszcze...
- Spać! – wykrzyknął zachrypniętym głosem, kuląc się po swojej stronie łóżka. Poczuł, jak materac się ugina, a jego córka głośno wypuszcza powietrze z płuc. Parę minut później w sypialni słychać było jej spokojny i miarowy oddech.
Malfoy za to zasnął dopiero, kiedy słońce powoli zaczęło wyłaniać się zza chmur. Przez prawie całą noc w głowie krążyła mu jedna myśl, która w ogóle nie chciała dać mu spokoju.
Hermiona mnie zabije, jak się dowie.
Nie no to było zarąbiste ! ;) A to na końcu o kwiatkach i pszczółkach normalnie mnie tak rozwaliło że się cały czas śmieję ;D
OdpowiedzUsuńJa chyba w takiej sytuacji jak Draco nie wytrzymałabym i chyba zaczęłabym się śmiać ;P A to czy jej pokaże " swoją pszczółkę " nie no nie mogę ;D
Bardzo fajny rozdział ! Już nie mogę się doczekać kolejnej części ;*
Mam nadzieję że ukaże się szybko ;) ;*
ciesze sie na nowy rozdzial ale mam ochote cie zabic za urwanie bez konfrontacji d i h. Plus za pszczolkii kwiatki.
OdpowiedzUsuńPrzyznaję się, że opuściłam się w czytaniu, dlatego dzisiaj postanowiłam nadrobić straty i ponownie, od początku zaznajomić się z treścią tego cudownego opowiadania. Ale przechodząc do rzeczy:
OdpowiedzUsuńRozdział przyjemny. Na porodach się nie znam, więc nie skomentuję. Autentycznie jednak przez moment poczułam się biedną Luną i tak strasznie zrobiło mi się jej szkoda, że zwyzywałam w duchu Pottera za jego strach i tchórzostwo. Miałam szczere chęci go zamordować, jednakże za bardzo go lubię, z racji tego po chwili mi przeszło.
Kontynuując: rozmowa Harry'ego z Draco... Podoba mi się koncepcja Pottera na temat wytłumaczenie tego wszystkiego Hermionie. Granger i tak doszłaby po pewnym czasie do prawdy, chyba że nie chciałaby tego robić. Jednakże nawet jeśli, nastąpiłoby to po pewnym czasie i do tej pory byliby do siebie przywiązani, w sensie Z., Malfoy i Miona.
Koniec, za bardzo zagłębiam się w szczegóły.
Teraz przechodzę do ostatniej części. Pijany, a raczej wstawiony Draco - to musiał być cudowny widok. Naprawdę. Odnośnie rozmowy Z. z Malfoyem... Prawdę mówiąc, nie wiem, co sądzić. Ta sytuacja wydawała mi się jakaś taka... No, nie wiem, na pewno przepełniona emocjami. Nie lubię takich scen, czy to w książkach, czy to w filmach. Wtedy udaję, że ich nie było i przechodzę dalej. Bohaterowie są wtedy za bardzo ckliwi, a ja nigdy nie doświadczyłam takich uczuć, bo się przed nimi blokuję. Zgrabnie jednak z tego wypłynęłaś, bez bólu. Z pszczółkami. To chyba musi być straszne, w sensie uświadamianie dzieci. U mnie taką rolę przejęła babcia, całe szczęście ona nie bawiła się w żadne kwiatki, wyciągnęła książkę i jakoś poszło. Wracając do tematu, widzę oczyma wyobraźni wyraz twarzy Dracona, który pojawił się po prośbie o pokazanie pszczółki. To wygląda niesamowicie.
Teraz samo zakończenie: wiem, że wszystko się ułoży. Jestem świecie przekonana, że zakończy się szczęśliwie. Co prawda wolę nieszczęśliwe zakończenia, ale w przypadku tego opowiadania takie nie pasuje. Ewentualnie wesołe z nutką goryczy, pozornie szczęśliwe. A słowa: "Hermiona mnie zabije, jak się dowie" wywołały wielki uśmiech na mojej twarzy. Doskonałe zdanie.
Nie umiem pisać komentarzy, z reguły są długie, chaotyczne i przerażają złym stylem. Lubię zwrot przeraża złym stylem. Szczególnie w wykonaniu Colina Fritha w "To właśnie miłość". Oglądałaś? Jak nie, to nadrób, scena z tańczącym Hugh Grantem - niesamowita.
Ale ja nudzę...
Coś jeszcze chciałam napisać, zapewne jedyną mądrą rzecz, ale zapomniałam, co to było. Trudno. Pamięć krótkotrwała u mnie szwankuje. Byleby się nie stało ze mną tak, jak z Leonardem z "Memento".
Kończę, pijąc cudowny brązowozłoty napój. I nie jest to Ognista Whiskey, tylko najzwyklejsza w świecie herbata. Koniecznie z cytryną i dwiema łyżeczkami cukru.
Czekam z zapartym tchem na następny rozdział. To tak metaforycznie, miesiąc bez oddychania nie da się raczej wytrzymać. A przynajmniej nie ludziom, a superbohaterem nie jestem. Jeszcze nie.
Głupie to wyrażenie... "Z zapartym tchem"... Kto to wymyślił?!
Ohahahah, słodkie, niesamowicie słodkie, zwłaszcza ta rozmowa pod koniec rozdziału, hahah, nigdy tego nie zapomne... xDD
OdpowiedzUsuńAle świetne, naprawdę, jak każde ^^ I oby tak dalej!
Nie no to genialne! A te kwiatki i pszczółki najlepsze! Kocham normalnie! :):):)
OdpowiedzUsuńOch, a Harry? Hehe biedaczek! Ciesze sie ze powiedzial Draco,choc Draco juz to wiedział.:)
Zostały im 3dni... Kurcze,mam nadzieje ze wszystko bedzie dobrze:)
Sciskam
Rany Ew ale cię wcięło. Masz szczęście, że ta notka była taka długa. Malfoy i uświadamianie dzieci xD. Opis porodu Luny dobrze napisany, ale straszny.
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem wszystko za jednym razem / widzę trochę powiązań i inspiracji z "Tylko mnie kochaj", gratuluje, wyszło rewelacyjnie ^^
OdpowiedzUsuń