Strony

10 czerwca 2012

Najważniejszy obowiązek wobec dzieci to dać im szczęście (12)

Część dwunasta

Draco czuł się naprawdę rewelacyjnie. W każdym razie dopóty nie wróciła do niego świadomość, dopóty nie przypomniał sobie wydarzeń z ostatnich dni, które aż tak bardzo namieszały w jego życiu. Właściwie można powiedzieć, że przekręciły je o sto osiemdziesiąt stopni. Po pierwsze – i najważniejsze zarazem – po ośmiu latach nieświadomości wreszcie dowiedział się, że ma córkę. I to nie z byle kim, ale z Hermioną Gragner, kobietą, którą przez pierwsze sześć szkolnych lat wyzywał od najgorszych. Później, na siódmym roku, miał z nią dość płomienny romans, który zakończył się kłótnią i rozstaniem, skutkiem czego w kolejnych latach było częste zapijanie się do nieprzytomności, dzięki czemu chociaż na chwilę mógł się pozbyć tych cholernych wspomnień, niedających mu spokoju. Od tego czasu starał się bardzo skutecznie unikać wszelakich związków, które jeszcze – strzeż Merlinie! – mogłyby prowadzić do zakochania.
Teraz znalazł się jednak w sytuacji podbramkowej. Jego dotąd tłumione uczucia zaczęły wypływać na wierzch, znacznie się potęgując. Tym razem niestety nie potrafił ich powstrzymać, chociaż próbował z całych sił…
Zwlekł się z łóżka, będąc jeszcze lekko sennym. Przez chwilę wpatrywał się we wnętrze pokoju, zastanawiając się, gdzie podziała się większość jego wyposażenia. Rzeczywistość przyszła nagle. Przypomniał sobie, że wczoraj zamiast wrócić do domu przy Enfield, teleportował się do Malfoy Manor. Właściwie nie miał pojęcia dlaczego. Wydawało mu się, że po prostu nie chciał być sam. Mógłby popełnić wówczas jakieś głupstwo, które zaważyłoby na jego przyszłości, na przykład udać się do Hermiony i Zo.
Kątem oka spojrzał w stronę zegara stojącego przy garderobie i ze zdziwieniem spostrzegł, że dochodziła prawie dziesiąta. Pierwszy raz od paru dobrych lat spał aż tak długo. Ostatnie przeciwności losu naprawdę musiały go wykończyć.
Szybko przebrał się w czyste ubrania, skorzystał z toalety, po czym udał się na dół do jadalni. Jego żołądek od przebudzenia nie dawał mu spokoju. Kiedy wszedł do pomieszczenia, zastanowił się, gdzie aktualnie mogą znajdować się jego rodzice. Ojciec na pewno był już w Ministerstwie, ale miejsce pobytu jego matki stanowiło nie lada zagadkę. Draco zastanawiał się nad jej obecnością w ogrodzie albo altance. Po obfitym śniadaniu, które pośpiesznie przyniosły mu całkowicie zaskoczone jego obecnością skrzaty, udał się w stronę wyjścia. Gdy tylko skręcał korytarzem, prawie na kogoś wpadł.
Narcyza widząc swojego pierworodnego, zmarszczyła ze zdziwieniem czoło.
- Draco? – zapytała. – Co tutaj robisz?
- Nie cieszysz się, że przyszedłem? – odpowiedział pytaniem na pytanie blondyn i wbrew lekko ponuremu tonowi, uśmiechnął się szeroko. – A tak naprawdę nocowałem tu dzisiaj. Musiałem przemyśleć parę spraw.
Narcyza przyjęła jego tłumaczenie bez zastrzeżeń.
- Porozmawiajmy – zarządziła i nie dając Draco nawet dojść do głosu, pokazała ręką w stronę ogrodu. Młodszy Malfoy westchnął ociężale, ale posłuchał się matki. Chwilę potem siedzieli przy jednym ze stolików i pili kawę, przyniesioną przez skrzaty z rozkazu Narcyzy. Kobieta poprosiła o cappuccino o smaku waniliowym, za to Draco z lubością rozkoszował się mocnym espresso.
- Gdzie jest Zoey? Mam nadzieję, że jesteś na tyle rozsądny, iż nie zostawiasz ośmioletniej dziewczynki samej w domu.
- Zawsze pilnował jej Hubert, kiedy byłem w pracy, ale teraz… Wróciła do matki – odpowiedział mężczyzna po sekundzie wahania. Zdawał sobie sprawę, że jego słowa zrodzą bardzo wiele pytań. Narcyza jednak milczała, kiwając głową na znak zrozumienia.
- Hermiona musiała się niezwykle martwić. Dobrze, że to nieporozumienie z Zoey wreszcie się wyjaśniło.
Draco zakrztusił się.
- Skąd wiesz… Blaise! Kiedy zdążył ci to wszystko opowiedzieć?!
- Och, Draco – zaczęła, wywracając oczami, a kąciki jej ust nieznacznie się uniosły. – Powinieneś być raczej wdzięczny panu Zabiniemu, że cię wyręczył. Chociaż i tak musisz mi wytłumaczyć parę kwestii.
- Panu Zabiniemu? – powtórzył, niedowierzając. Po chwili parsknął śmiechem, widząc minę matki. – Od kiedy zaczęłaś go tak nazywać?
- Draco, to w ogóle nie jest zabawne – zganiła syna, przyglądając mu się uważnie. – Poza tym pan Zabini jest bardzo miłym młodzieńcem, który potrafi się zachować. To urodzony arystokrata, ma klasę i…
- I jest bardzo atrakcyjny.
- Draco! – zdenerwowała się kobieta, chociaż jej policzki niezauważalnie poróżowiały. – Nie mam pojęcia, co insynuujesz. Niemniej to nieprawda.
Blondyn nie odpowiedział, chociaż kolejną uwagę na ten temat miał już na końcu języka. Nie chciał jednak niepotrzebnie denerwować matki. Ona też ostatnio nie miała zbyt dobrego nastroju do żartów.
- Jak zamierzasz odzyskać Zoey?
Narcyza ani trochę nie pomagała swoimi bezpośrednimi pytaniami, na które zresztą sam nie zdążył sobie odpowiedzieć. Wzruszył tylko ramionami, wiedząc, jak marnie to wygląda.
- Nie wiem, matko, ale na pewno ją odzyskam. Choćbym miał zmierzyć się z hordą hipogryfów albo nawet i z samą Hermioną.
Narcyza strasznie się oburzyła.
- Na miejscu tej dziewczyny nie pozwoliłabym ci teraz nawet spojrzeć na Zoey.
- Dlaczego? – zapytał zbity z tropu. Nie mógł uwierzyć, że takie słowa wypowiedziała jego rodzona matka. – Przecież dobrze wiesz, że ją kocham i to na niej najbardziej mi zależy.
- Porównałeś właśnie Hermionę do hipogryfa, Draco – oznajmiła takim tonem, jakby to było oczywiste. Młody Malfoy wybałuszył na moment oczy. – Gdyby ktoś mnie tak obraził, nie zawahałabym się użyć Cruciatusa.
- Ale nie o to mi chodziło!
- W takim razie zważaj na słowa.
Blondyn westchnął, a w jego głowie pojawiła się wyłącznie jedna myśl: Kobiety. Jeżeli jakiś facet będzie w stanie je zrozumieć, oddam mu cały swój majątek, żeby podzielił się tą fundamentalną wiedzą. No dobrze, nie przesadzajmy, połowę majątku.
- Kiedy zamierzasz powiedzieć ojcu prawdę o Hermionie? – zapytała kobieta, ale wzrok skierowała na ogródek przed sobą. Nie wiedzieć czemu, ale Narcyza wręcz go uwielbiała. Mogłaby przy nim siedzieć godzinami. W pewnym sensie odrywał ją od rzeczywistości, była to jej pustelnia. – Zdajesz sobie sprawę, że prędzej czy później i tak się dowie.
- Wiem – odparł, po czym popatrzył na Narcyzę z prośbą w oczach. – Właściwie czy to właśnie ty mogłabyś mu o wszystkim powiedzieć? Kiedy dowie się, że matką jego wnuczki jest kobieta z mugolskiej rodziny, to mnie obrzeza. Jak nie gorzej. A chyba tego nie chcesz, prawda?
- Nie ma mowy, Draco.
- Ależ matko! Nie będzie ci żal, jeżeli twój pierworodny zostanie sponiewierany, a później zabity? Albo nie będzie ci wstyd, jak ród Malfoyów wygaśnie? W końcu muszę jeszcze mieć syna, żeby przedłużył linię, prawda? Co powiedzą sąsiedzi?!
- Nie gadaj głupot – skarciła syna kobieta, ale uśmiechnęła się delikatnie. Nie wiedzieć czemu, ale czasami śmieszyło ją to lekkie podejście Draco do życia i ta jego nadmierna przesada. – Nawarzyłeś eliksiru, to teraz musisz go wypić. I zrobisz to dzisiaj, na obiedzie.
Draco spojrzał na zegar.
Raptownie uświadomił sobie, jak niewiele czasu mu zostało.
- Nie mogę, matko – oznajmił, wstając na równe nogi. Podszedł do niej i pocałował ją w policzek. – Muszę lecieć do szpitala, a później umówiłem się z Blaise’em, a przecież wiesz, że twój przystojny i seksowny pan Zabini nie lubi czekać.
Kobieta przez chwilę wpatrywała się groźnie w syna.
- Po co idziesz do pracy? Przecież wziąłeś urlop.
- To też zdążył ci wypaplać? – zadrwił Malfoy, parskając śmiechem. – Widzę, że ucięliście sobie dłużą pogawędkę. Ojciec wie, że masz ochotę go zdradzić?
- Draco! To naprawdę nie jest zabawne! Myślałam, że będąc ojcem chociaż trochę dojrzałeś, widać jednak, że się przeliczyłam. Ty się nigdy nie zmienisz.
- Muszę zabrać parę niezbędnych rzeczy – odrzekł, dodając: - Do zobaczenia i pozdrów Lucjusza.
Młody Malfoy szybko wyszedł z domu, a jego nastrój z każdą sekundą zdawał się pogarszać. Narcyza nie miała pojęcia, jak bardzo jej ostatnie słowa zraniły Draco. Uświadomiła sobie to, aczkolwiek trochę za późno, bo w momencie, kiedy usłyszała donośny trzask oznajmiający teleportację.
Zmęczonym wzrokiem podążyła na linię horyzontu, zastanawiając się, jakie niespodzianki przyniosą kolejne dni. A także jak w najbardziej delikatny sposób oznajmić Lucjuszowi te wszystkie wiadomości. 

*

Draco stał w zaułku parę przecznic przed wejściem do świętego Munga. Bezbłędnie znał doń drogę, więc ruszył, nawet się nad nią dogłębnie nie zastanawiając. Kiedy przeszedł parę kroków, poczuł w kieszeni wibrację, po której nastąpił dźwięk muzyki. Sięgnął po telefon, zanim jednak przyłożył go sobie do ucha, po drugiej stronie rozległ się śmiech Blaise’a.
- Draco! – wykrzyknął, wypuszczając powietrze. – Nareszcie, stary!
Malfoy nie odpowiadał, czekając na dalszy rozwój sytuacji.
- Mam nadzieję…
- Że nie jestem zły, po tym jak wypaplałeś wszystko mojej matce? – wszedł mu w słowo blondyn, starając się zachować powagę. Było to jednakowoż trudne zadanie, ponieważ zaczął wyobrażać sobie widok zaskoczonego i skruszonego przyjaciela. Właściwie to Malfoy chciał się z nim tylko podroczyć, gdyż w głębi ducha cieszył się, że Blaise go wyręczył. Jakoś nie uśmiechało mu się dokładne relacjonowanie całej tej historii z Hermioną i Z. komukolwiek, a tym bardziej Narcyzie.
Zabini nieoczekiwanie parsknął śmiechem.
- Daj spokój, Draco. Znam cię i wiem, że jesteś mi cholernie wdzięczny – powiedział skromnie. – Poza tym Narcyza mnie uwielbia i przenigdy na mnie nie nakrzyczy. Co innego na ciebie.
- Tak, tak – zakpił Malfoy – oboje wiemy, że jesteś niesamowicie wspaniały.
- Nareszcie się do tego przyznałeś, stary!
Draco przytaknął mu prawie niedostrzegalnie, ponieważ jego myśli przez moment zajęły się czymś innym. Stał właśnie naprzeciwko ogromnej witryny sklepowej domu handlowego Purge & Dowse Ltd i wpatrywał się w manekina. Nie musiał się nawet przedstawiać, ponieważ na tyle zmodyfikowano ten automat, iż bez problemu poznawał pracowników szpitala. Malfoy zwinnym krokiem przeszedł przez szybę, nagle znajdując się pośrodku dużego holu. Przechodząc przez kolejne korytarze Munga, co chwila witał się z przechodzącymi obok pracownikami, nieznacznie kiwając głową.
- Draco, słuchasz mnie w ogóle?
- Nie – odrzekł bez skruchy. – Właśnie wszedłem do Munga. A mówiłeś o czymś ważnym czy sobie ot tak plotkowałeś?
Po drugiej stronie rozległo się głośne westchnięcie.
- Pytałem, czy pamiętasz o naszym dzisiejszym wypadzie do pubu, ale już chyba znam odpowiedź – zakpił Zabini. – I co ty robisz w Mungu? Przecież wziąłeś urlop, prawda?
- Tak, wziąłem, ale muszę zabrać z gabinetu parę drobiazgów – odrzekł Draco, wchodząc po schodach. – Wolę zrobić to teraz, żeby potem przypadkiem nie spotkać Hermiony, jak przyjdzie na swój dyżur.
- Wiesz, że kiedyś będziecie musieli poważnie porozmawiać? Nie możecie odkładać tego w nieskończoność.
- Wiem i to mnie najbardziej martwi – mówiąc to, wypuścił wstrzymywane przez jakiś czas powietrze. – Wolałbym jednak porozmawiać z nią w bardzo, bardzo dalekiej przyszłości.
Zabini nie odzywał się przez chwilę, prawdopodobnie w myślach przeklinając przyjaciela za jego głupotę i tchórzostwo.
- Najpierw będziesz musiał pogadać ze mną – zarządził. – Dzisiaj o dwudziestej, tam, gdzie zawsze.
Draco wszedł właśnie na oddział położniczy, rozglądając się dookoła z ciekawością, jakby chciał zapamiętać każdy najmniejszy szczegół. Bądź co bądź, już nigdy tu nie wróci. Chyba że odebrać jakąś zaległą dokumentację albo dane o pacjentach, kiedy będzie pracował  na innym oddziale.
- Dobrze wiesz, Blaise, że po tym wszystkim, co się ostatnio zdarzyło w moim życiu, ostatnią rzeczą, jaka przychodzi mi na myśl, jest alkohol.
- To kiepsko, stary, bardzo kiepsko. Już całkowicie nie rozumiem, co się z tobą dzieje. Kiedyś mogłeś w każdej chwili iść do baru na piwo, a teraz? Nie poznaję cię.
Malfoy nie odpowiedział, przetrawiając słowa przyjaciela. Blaise miał rację. Gdy tylko Draco przyswoił sobie fakt, iż jest ojcem i od tej pory musi być odpowiedzialny również za kogoś innego, jego spojrzenie na świat uległo niewyobrażalnej zmianie. Zaczął dorastać w wieku dwudziestu ośmiu lat.
Znajdując się tuż przed drzwiami do dawnego gabinetu, kątem oka spojrzał za siebie, ponieważ dobiegło go dziwnie znajome brzmienie głosu. Widząc tę szczególną osobę, a właściwie dwie, serce mu prawie stanęło. Jego pierwszą myślą była ucieczka i na pewno szybko schowałby się w najbliższym pomieszczeniu, gdyby nie został zauważony.
- Tato!
Zoey krzyknęła na cały korytarz i wyrywając rękę z dłoni matki, szybko ruszyła biegiem w stronę Draco. Hermiona i Paul, z którym kobieta rozmawiała, dopóki córka jej nie przerwała, z całkowitym zaskoczeniem wpatrywali się, jak dziewczynka wręcz rzuca się ojcu w ramiona.
- Draco? – zapytał głos po drugiej stronie słuchawki. – Czy to była Zo?
- Nie mogę teraz rozmawiać, Blaise, do usłyszenia – zdążył jeszcze odpowiedzieć, po czym rozłączył się i mocno przygarnął do siebie Zoey. – Tęskniłem za tobą, Z.
Hermiona nie mogła uwierzyć własnym oczom.
Specjalnie przyszła o tej porze do Munga, żeby wszystko na spokojnie wytłumaczyć Paulowi i zabrać swoje rzeczy do domu, ponieważ za wszelką cenę nie chciała spotkać blondyna. Oczywiście los zadrwił z niej i tym razem. Przez chwilę wpatrywała się w tę niecodzienną scenę: Draco Malfoy przytulał do siebie jej córkę na środku korytarza w szpitalu. Nie miała kompletnie pojęcia, jak się zachować w tej sytuacji, co zrobić. Wreszcie zauważyła, że Malfoy stawia Zo na posadzce, a swój wzrok raptownie kieruje prosto na Hermionę. Zarumieniła się lekko. Miała nadzieję, iż mężczyzna tego nie dostrzegł, więc szybko odwróciła się w stronę Paula.
- Przepraszam cię na moment.
Zanim zrobiła pierwsze parę kroków, wzięła głęboki, uspokajający oddech. Teraz już nie było odwrotu. Postanowiła raz i na zawsze wyjaśnić sobie wszystko z Draco. Po raz pierwszy od tygodnia była pewna tego, co musi zrobić. Tym bardziej że jeszcze nigdy nie widziała ani Zo, ani jej ojca aż tak szczęśliwych. Widocznie ci zachowywali się tak, będąc wyłącznie w swoim towarzystwie, toteż Hermiona nie miała wyboru.
Stanęła bliżej córki, którą złapała bezwiednie za rękę. Po chwili jednak zorientowała się, że głupio postąpiła, ponieważ Draco rzucił im przewlekłe i dość wymowne spojrzenie. Niemniej tylko tak Hermiona potrafiła się bardziej skupić, sama obecność Zo ją wspierała.
Popatrzyła na szeroko uśmiechniętą córkę i westchnęła głośno, sprawiając, że dwie pary oczu o jednakowym odcieniu szarości spoczęły prosto na niej. Przez moment stała lekko skrępowana, nie za bardzo wiedząc, jak zacząć. W końcu zwyczajne „cześć” zabrzmiałoby zdecydowanie zbyt prostolinijnie, a gdyby Hermiona przeszła od razu do rzeczy mogłoby się wydać to dość dziwne.
Wybrała więc mniejsze zło, z którym wiązało się całkowite pominięcie wstępu rozmowy.
- Myślałam, że przyjdziesz dopiero około dwudziestej – zagadnęła spokojnie, czym zupełnie siebie zadziwiła. – Co tutaj robisz?
Draco niestety nie miał tyle szczęścia co panna Granger. Odchrząknął zatem, żeby głos nie zdradził jego aktualnego samopoczucia. Właściwie to przez moment był kompletnie zaskoczony faktem, w jaki sposób Hermiona się do niego zwróciła. Myślał, że po tym, co się między nimi wczoraj wydarzyło, nie będzie chciała go znać, a tym bardziej widzieć na oczy.
- Poprosiłem wczoraj o urlop i o przeniesienie do innego oddziału – powiedział, uważnie wpatrując się w Hermionę. Dziewczyna ze zdziwienia uniosła brwi ku górze. – Przyszedłem teraz, bo musiałem zabrać parę rzeczy. Tak więc już mnie nie ma i raczej nie powinnyście – w tym miejscu rzucił smętne spojrzenie Zoey – mnie już nigdy więcej spotkać. Chyba że przypadkiem.
Zo, jakby za dotykiem czarodziejskiej różdżki, natychmiast posmutniała, a jej oczy zaczęły niebezpiecznie błyszczeć.
- Draco, nie mów tak, proszę.
Hermiona złapała za ramię mężczyznę, który miał zamiar od nich odejść. Malfoy nie chciał po raz kolejny przeżywać rozstania ze swoją ukochaną córką. Po prostu by tego nie zniósł, dlatego wolał najzwyczajniej w świecie uciec. Mimo iż na pewno po wyjściu z Munga cholernie by tego żałował.
- Słuchaj, Hermiono – przerwał jej, nagle zdając sobie sprawę, jaki ból sprawia mu wypowiedzenie jej imienia na głos – zrozum, że całkowicie cię rozumiem. Wiem też, że Z. sto razy lepiej będzie u ciebie. Nikt ani nic nie zastąpi jej matki, a ojca przecież można. Żałuję jedynie, że poznałem ją zaledwie tydzień temu.
Draco po raz kolejny zamierzał odejść od nich jak najdalej, ale ponownie powstrzymały go ręce Hermiony.
- Malfoy, na gacie Merlina, czy dasz mi w końcu coś powiedzieć?! – wykrzyknęła lekko zdenerwowana, a swoimi słowami wywołała u Zoey cichy chichot. – Chciałam ci powiedzieć, że nie zabronię ci się spotykać z małą. Jest tak samo twoja jak i moja. Wiem, że ją kochasz. Ona ciebie też. Poza tym Zo naprawdę potrzebuje ojca. Dlatego możemy się umówić, jak i kiedy będzie przychodziła do ciebie. Jestem ci to winna, Draco.
Blondyn w tej chwili był zdolny wyłącznie do stania i patrzenia.
Z letargu wybudził go dopiero szczery śmiech Zoey i uczucie, jak ta się na niego ponownie tego dnia rzuca. Draco natychmiast wziął ją na ręce i ucałował w czubek głowy.
- Dziękuję.
Hermiona odwzajemniła jego uśmiech i przez parę sekund była w istocie niezwykle szczęśliwa, dopóty nie uświadomiła sobie, jak ciężką próbę szykuje dla niej los. Przykładem mogła być teraźniejszość, ponieważ Draco wpatrywał się w nią szczerym wzrokiem i z przeogromną wdzięcznością. Zapomniała już, jak bardzo kochała te jego tęczówki.
- Nareszcie mamy rodzinę, mamusiu! – krzyknęła Zoey. – Wiedziałam, że mi się uda! Wiedziałam!
I przygarnęła ich mocno do siebie, wywołując u Draco jak i u Hermiony absolutne zdziwienie. Dziewczynka nawet nie zdawała sobie sprawy, jakie teraz myśli przewijały się przez głowy jej rodziców, które zostały wywołane tą nagłą bliskością. Panna Granger prawie stykała się czołem z policzkiem blondyna, którego twarz wręcz zatonęła w jej gęstych lokach. Draco z trudem powstrzymał jęk, który wyrywał się z jego krtani. Zapach Hermiony zdecydowanie nie działał zbyt kojąco na jego napięte nerwy i wyostrzone zmysły. W takich chwilach zawsze przypominały mu się czasy, kiedy czuł ją całym ciałem, będąc w trakcie jednych z ich tajemnych spotkań na siódmym roku.
Mimo iż cała ta przedziwna sytuacja trwała ułamek sekundy, Hermionie zdawało się, jakby minęła wieczność. Kiedy tylko jej racjonalny umysł dał o sobie znać, natychmiast odsunęła się od Zo i Draco. Na lekko chwiejnych nogach przyglądała się dwójce jednych z najważniejszych osób w jej życiu.
Malfoy po raz kolejny tego dnia odchrząknął głośno, a jego ręka bezwiednie powędrowała do włosów. W jego głowie narodziła się ochota na kieliszek Ognistej. Albo właściwie butelkę.
Za wszelką cenę starał się rozładować napięcie.
- W takim razie kiedy mógłbym uwolnić cię od tego małego potwora?
Tak jak się spodziewał, Zoey zareagowała natychmiast. Dała sójkę w bok ojcu, starając się zrobić oburzoną minę, która po nieudanej próbie przerodziła się w szeroki uśmiech.
Hermiona za to zaśmiała się delikatnie.
- Myślę, że sobota to byłby dobry dzień. Chyba że masz jakieś inne plany – dodała, patrząc uważnie na Malfoya, który pokręcił przecząco głową. – To świetnie.
- Nie jestem potworem!
- Jesteś, jesteś i dobrze o tym wiesz! – mówiąc to, Draco poczochrał Zo włosy, na co ta aż pisnęła. Odskoczyła w stronę Hermiony i schowała się za jej plecami.
- Ratuj mnie, mamo! – wykrzyknęła. – Tata znowu zgrywa ważniaka!
Panna Granger, słysząc słowa córki, uśmiechnęła się, tym bardziej że zauważyła zirytowaną minę blondyna. Popatrzyła z przeogromną miłością na Zoey i w duszy gratulowała jej idealnie sformułowanego zdania.
- Myślę, że Draco ma wiele racji.
- Oczywiście, że tak!
- A ja myślę – dodała Zo, nie zwracając uwagi na poprzednie słowa jej ojca – że tata jak zawsze chce się popisać. Ale nie przejmuj się mamo, ten typ tak ma.
Tym razem Hermiona nie mogła się powstrzymać. Z jej gardła wydobył się głośny, melodyjny śmiech. Od zawsze uwielbiała, kiedy Zo wydawało się, iż pozjadała wszelkie rozumy. Najwyraźniej akurat to zachowanie odziedziczyła po ojcu, który teraz w akcie zemsty przerzucił ją sobie przez ramię. Brunetka widząc, jak z oczu jej córki poleciały łzy przeogromnego szczęścia, przez moment poczuła się, jakby naprawdę byli rodziną. Zresztą każdy, kto zobaczyłby teraz ich zachowanie, na sto procent tak właśnie by pomyślał.
Kiedy parę minut później sytuacja w minimalnym stopniu się uspokoiła, Hermiona zaczęła ustalać z Draco szczegóły sobotniego popołudnia.
- Mamo? – przerwała Zo Hermionie jej dość rozległy monolog. – Czy nie możemy sobie porozmawiać z tatą w domu?
Granger zamilkła raptownie, nie za bardzo wiedząc, co odpowiedzieć. Ostatnią rzeczą, jaką by chciała, to widok Malfoya rozciągniętego u nich na kanapie w salonie. Nie, właściwie to najbardziej tego pragnęła…
Draco tylko patrzył.
Hermiona zdała sobie sprawę, że jej milczenie może wydać się dość sugestywne, dlatego natychmiast wzruszyła ramionami. Bezpośrednio zwróciła się do blondyna.
- Jeżeli nie masz nic przeciwko, Draco, to oczywiście możesz wpaść do nas na kolację – zaproponowała, zastanawiając się nad czymś dogłębnie. – Około osiemnastej. Wcześniej, wybacz, nie damy rady, bo idziemy z Zo jeszcze do Harry’ego i Luny.
Malfoy pokiwał głową.
- Będę zaszczycony – błysnął uśmiechem w stronę obu pań, lekko się kłaniając. Zoey zaśmiała się, jakby to zachowanie Draco było dla niej czymś najnormalniejszym na świecie. Hermiona za to stała oczarowana. Przy niej nigdy nie postępował aż tak nonszalancko. Owszem, często bywał zrelaksowany czy odprężony, gdy leżąc razem wpatrywali się w sufit czy niebo, niemniej ostatnimi czasy zdawała się go odkrywać na nowo. Najwyraźniej wcześniej nie byli na tyle dojrzali, aby sobie w zupełności zaufać, a teraz wystarczyła krótka rozmowa z udziałem Zoey, by patrzyli na siebie jak nigdy w życiu.
Hermiona uśmiechnęła się, po czym złapała córkę za rękę.
- Chodź, idziemy zobaczyć, co u Jamesa.
Zo rozpromieniła się i całując ojca w policzek, natychmiast ruszyła w stronę wyjścia z oddziału. W końcu czekał ją cały wieczór w rodzinnej atmosferze. Już nie mogła się doczekać!
- Do zobaczenia, Draco. Będziemy musieli jeszcze poważnie porozmawiać.
Malfoy patrzył, jak sylwetki kobiety i dziewczynki powoli maleją, by wreszcie zniknąć z pola jego wzroku. W tej chwili ogarnęła go przeogromna radość, wręcz mógłby zacząć skakać i krzyczeć, mimo iż takowe zachowanie zdecydowanie byłoby godne pożałowania dla osoby z szanującego się rodu Malfoyów. Dlatego siłą woli się powstrzymał, zdobywając się wyłącznie na szeroki uśmiech.
Bezwiednie sięgnął po telefon do kieszeni i wybrał numer.
- Stary – zaczął podniesionym głosem – nie uwierzysz! Hermiona zaprosiła mnie na kolację i pozwoliła mi się widywać z Z.!
- Piłeś już coś? Draco, przecież umawialiśmy się dopiero na ósmą…

*

Hermiona w skupieniu przeżuwała kawałki mięsa, lekko pochylając się nad talerzem. Mimo to kątem oka bacznie obserwowała Zoey i jej ojca, będąc zafascynowaną ich płynną rozmową.
Zanim Draco zjawił się w progu ich domu, strasznie się bała. Myślała, że kolacja ta stanie się najbardziej krępującą w całym jej życiu. I faktycznie tak było przez pierwsze dziesięć minut. Malfoy niepewnie rozglądał się po kuchni, salonie, a później i jadalni, jakby nie będąc pewnym tego, co może go tutaj spotkać. Na szczęście po podaniu dań na stół Zoey naprawdę umiejętnie rozładowała tę napiętą atmosferę, prawdopodobnie nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Aktualnie więc cała trójka cieszyła się z wzajemnego towarzystwa.
- Tato? Jutro zabierasz mnie do siebie, tak? – pytała dziewczynka, spoglądając z ciekawością na Malfoya, który pokiwał w zamyśleniu głową. – Co będziemy robić?
Draco przez chwilę milczał, po czym uśmiechnął się szeroko.
- Możemy pójść do Malfoy Manor. Narcyza strasznie się o ciebie martwiła. Ojciec też, ale znając jego umiejętność okazywania uczuć, doskonale to maskował.
- Tak – przytaknęła Zo i zmarszczyła czoło – to cały dziadek. Pamiętasz, jak go pocałowałam w policzek?
Zoey roześmiała się głośno, a Draco poszedł za jej przykładem. Jedynie Hermiona miała dość niewyraźną minę, chociaż kąciki jej ust nieznacznie się uniosły. W jej głowie pojawił się obraz doszczętnie oniemiałego Lucjusza. Doskonale wyobraziła sobie jego minę. Przytknęła więc rękę do buzi, starając się zdusić wyrywające się z jej gardła parsknięcie.
- Chciałabym to zobaczyć.
- Na pewno kiedyś będziesz świadkiem jeszcze wielu podobnych scen z Lucjuszem i Z. w rolach głównych. Zresztą, masz na to moje słowo, bo tego po prostu nie można przeoczyć – zakończył blondyn, jakby nie zdając sobie sprawy z podwójnego sensu jego słów. Kiedy zorientował się, że powiedział odrobinę za dużo, jego wzrok natychmiast powędrował ku Hermionie. Kobieta jednak uśmiechnęła się doń delikatnie, starając się tym samym nie wywierać na niego większego wpływu. Swoim zachowaniem próbowała przekazać Draco, że nie wzięła jego obietnicy na poważnie, mimo iż naprawdę tego pragnęła. Jego słowa rozpaliły w niej iskierkę nadziei, ale panna Granger natychmiast starała się ją zgasić. Nie chciała po raz kolejny odczuwać ogromnego żalu, który wręcz boleśnie atakował jej ciało za każdym razem, gdy pozwoliła sobie choć na moment zatopić w fantazjach.
Draco natomiast odchrząknął i ponownie zagaił rozmową Zo, uśmiechając się szeroko.
- Pamiętasz, o co cię prosiłem zaraz po wizycie dziadków?
- O nie! – jęknęła po chwili zastanowienia Zoey, rumieniąc się niczym piwonia. – Nie ma mowy, tato! Dziadek mnie zabije!
- Przyrzekłaś mi na Historię Hogwartu!
- Nie, tato, proszę!
- O co chodzi? – zapytała Hermiona, całkowicie nie mając pojęcia, o czym oni mówią. Jeszcze nigdy nie widziała aż tak zawstydzonej córki, dlatego teraz starała się utrwalić ten widok w pamięci. Musiała przyznać, że w głębi duszy zazdrościła Draco tej umiejętności. – Czemu ja nigdy nie wiem, o czym rozmawiacie?! – zaperzyła się, ale wbrew swoim słowom, jej oczy zabłyszczały radośnie.
- Po prostu poprosiłem małą, żeby…
- Nie mów! – krzyknęła dziewczyna, zrywając się z krzesła i rzucając się w stronę ojca. Zakryła mu usta dłonią, a jej oczy przybrały wielkość spodków. – Mama nie może wiedzieć!
Draco starał się uwolnić, przez co ugryzł ją lekko w rękę. Zoey pisnęła, śmiejąc się jednocześnie. Mężczyzna mocno przygarnął ją w swoje ramiona i zaczął tarmosić jej włosy, całkowicie rujnując ich zaczesaną koncepcję. A Hermiona tak bardzo starała się zrobić tego przeklętego warkocza!
- Pomocy, mamo!
Panna Granger jakby głucha na krzyki córki, śmiała się z surrealistyczności całej sytuacji.
Przez moment każdy z obecnych poczuł się pełnoprawnym członkiem rodziny.
Draco, czując się dość niekomfortowo, na powrót zajął się jedzeniem. W głębi duszy musiał przyznać, że Hermiona przygotowała naprawdę wykwintną kolację. Roladki w sosie pieczarkowym były równie pyszne jak schab pieczony z owocami. Nie żeby nie pasowała mu kuchnia Huberta – wręcz przeciwnie! Jego umiejętności kulinarne zdecydowanie mogłyby dorównywać najlepszym kucharzom na świecie, ale…
Jego rozmyślania przerwało głośne westchnięcie Zoey, która najwyraźniej starała się zwrócić na siebie uwagę blondyna. Ten jednak udawał, że nic nie zauważył, chcąc podenerwować córkę. Uśmiechnął się pod nosem.
- Tato? – zaczęła ponownie, jęcząc. – Zjadłeś już?
- Zo! – oburzyła się Hermiona, tym samym sprawiając, że zażenowana dziewczynka opuściła głowę. – Kochanie, przecież wiesz, nie wolno się tak zachowywać. To jest niekulturalne. Pamiętaj, czego cię uczyłam.
Draco zdając sobie sprawę, że kobieta dopiero rozpoczęła swój monolog, wszedł jej w zdanie. Panna Granger z niedowierzaniem zaczęła się w niego wpatrywać, a jej oczy lekko się zwęziły.
- Tak – mówiąc to, odłożył widelec i nóż – a co?
- Chcesz zobaczyć mój pokój?
Hermiona prychnęła powątpiewająco i wywróciła oczami. Wstała od stołu, zgarnęła brudne talerze i ruszyła do kuchni. Mamrotała coś cicho pod nosem, sprawiając, że Draco całą siłą woli powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem. Z zaskoczeniem poczuł poruszenie po swojej prawej stronie. Zoey przybliżyła twarz do jego ucha, by szepnąć jak najciszej się dało:
- Mama się wkurzyła. Może lepiej pochwal jej kolację.
Zadziwiony Draco musiał przyznać córce rację. Dlatego jak panna Granger ponownie weszła do jadalni, uśmiechnął się do niej jak najpiękniej potrafił.
- Przepysznie gotujesz, Hermiono – zaczął  przymilnie i dla zwiększenia efektu oparł się wygodnie, kładąc ręce na brzuchu. – W życiu się tak nie najadłem. Będziesz musiała dać parę przepisów Hubertowi. Zobaczysz, będzie ci ogromnie wdzięczny. Ja tak samo.
Szatynka bez słowa poukładała miski, talerze i sztućce na tacę, ale kiedy wyszła z pomieszczenia dało się zauważyć rosnący coraz bardziej uśmiech na jej ustach.
Draco pogratulował sobie w duchu, tym bardziej że Zo wyciągnęła kciuk do góry.
- No chodź wreszcie – stęknęła, zaczynając szarpać ojca za rękaw. – Specjalnie dzisiaj posprzątałam w pokoju!
- Dobrze, już idę, ty natrętny skrzacie.
Dziewczynka zrobiła oburzoną minę, ale nim Draco spostrzegł, już ciągnęła go po schodach na górę. Będąc w połowie drogi, z kuchni dobiegł ich krzyk Hermiony.
- Draco, napijesz się może kawy?!
- Poproszę!
Chciał coś jeszcze dopowiedzieć, ale Zo skutecznie mu to uniemożliwiła. Zamknęła właśnie drzwi od pokoju, po czym zaczęła z przejęciem opowiadać o czymś blondynowi. Szatynka, słysząc donośny trzask, tylko westchnęła. Usiadła na kuchennym blacie i machnęła różdżką, zagotowując wodę w czajniku. Przy wymowie kolejnego zaklęcia z szafki nad zlewem wyfrunęły dwa kubki, do których nasypały się dwie odmierzone łyżeczki kawy. Hermiona zdecydowała się na czekoladowe cappuccino, a Draco zrobiła tak zwaną małą czarną.
Doskonale zdawała sobie sprawę, że jej córka nie wypuści teraz Malfoya z pokoju przez co najmniej pół godziny, dlatego powędrowała do salonu. Wygodnie usadowiła się na kanapie, sięgając po pierwszą książkę z brzegu. Zaczęła czytać jakieś tanie romansidło, a dla dodatkowego urozmaicenia czasu popijała od czasu do czasu gorącą kawę, która w przemiły sposób łaskotała ją w gardło.
Z letargu wybudziły ją podniesione głosy, a po nich śmiech i szybki tupot stóp po posadzce. Uniosła oczy znad lektury, które uważnie przyglądały się teraz rozradowanemu wyrazowi twarzy Zoey. Dziewczynka podeszła szybko do matki i bezceremonialnie władowała się jej na kolana. Hermiona odłożyła książkę na bok i przeciągnęła się lekko, czując, jak po nogach przechodzą ją ciarki. Nie było to zbyt miłe uczucie. Parę sekund później do pomieszczenia wszedł również uśmiechnięty Draco, który w mgnieniu oka usadowił się obok pań, bacznie je obserwując.
- To moja? – zapytał, sięgając po kubek stojący na stole. Z błogą miną wychylił od razu połowę, czym wywołał u Hermiony uniesienie brwi. – Mmm, pycha…
- Jest już zimna. Może zrobię ci drugą?
Malfoy pokręcił przecząco głową.
- Skąd wiedziałaś, jaką piję?
- Ja… pamiętałam – odrzekła, zająknąwszy się. Właściwie to nie miała pojęcia, dlaczego nie zapytała się blondyna o cukier albo przynajmniej o mleko. Robiła tę kawę, błądząc myślami całkowicie gdzieś indziej. To był po prostu odruch, jakby od zawsze parzyła mu ten napój.
Zarumieniła się i spuściła głowę, chowając ją we włosach córki.
Zoey za to oparła się wygodnie o ramię matki, przymykając oczy. Była przeogromnie szczęśliwa, ale również i bardzo zmęczona. Marzyła, by ten dzień się nigdy nie skończył, dlatego z uporem starała się nie zasnąć. Dość nieudolnie. Nawet nie wiedziała kiedy, a powieki same jej opadły. Przeniosła się w odległą krainę snów, w której mogła robić wszystko, czego tylko zapragnęła.
Zegar wybił godzinę dziewiątą.
Hermiona poruszyła się, chcąc zmienić niewygodną pozycję, ale jej śpiąca córka stanowczo jej to uniemożliwiła. Blondynowi na ten widok podniosły się kąciki ust.
- Może zaniosę ją do łóżka, co?
- A mógłbyś? Dziękuję.
Gdy tylko Draco wziął na ręce ich córkę i skierował swoje kroki na górę, panna Granger nie mogła oderwać myśli od tego, jak pięknie wyglądała ta scena. Niczym rodem z romansu, który dosłownie przed chwilą czytała. Doskonale aczkolwiek wiedziała, że życie to nie książka, którą można poprawić, jeżeli coś się nie podoba. Przeniosła się na krzesło przy stole, czekając na Malfoya, z którym musiała uciąć sobie poważną rozmowę.
- Nie przebierałem jej w piżamy, nie chciałem jej niepotrzebnie budzić.
- Dziękuję – powtórzyła Hermiona i gestem pokazała blondynowi krzesło. Zrobił tak, jak zaproponowała, a właściwie kazała.
- Będę się już powoli zbierał – zaczął mężczyzna, zdając sobie sprawę z późnej pory. – Ale zanim mnie jeszcze pognasz, to ustalimy szczegóły jutra? O której mam przyjść? Może być dziesiąta?
Kobieta nie odpowiadała, a jej nastrój uległ diametralnej zmianie.
- Coś się stało? – spytał Draco, nagle zdając sobie sprawę, że w ciągu jego parominutowej nieobecności, humor dziewczyny całkiem się popsuł. Gdyby jeszcze wiedział, czym było to spowodowane… - Hermiono?
- Myślisz, że jak już się zgodziłam, żebyś spotykał się z Zo, to wszystko będzie w porządku?
Na czole mężczyzny pojawiła się zmarszczka.
- Właściwie to wydawało mi się…
- To źle ci się wydawało! – prychnęła Granger, przerywając mu. Całą swoją złość przeniosła w tej chwili na Draco. Ostatnio zawsze kiedy nagle zostawali sami, w kobiecie budził się przeogromny żal, a potem rozgoryczenie. Nie potrafiła tego powstrzymać, mimo iż ciągle próbowała się opamiętać.
- O co ci znowu chodzi? – zapytał, podnosząc trochę głos. Nie miał pojęcia, co strzeliło w Hermionę, że nagle się zaczęła na niego wydzierać. – Możesz mi wreszcie wytłumaczyć, co ci się nie podoba?
- Ty mi się nie podobasz – warknęła, po czym dodała – i twoje zachowanie!
Draco wstał z krzesła na równe nogi, ciskając w kobietę błyskawicami z oczu. Ta szybko poszła za jego śladem.
- W dupie mam, co o mnie myślisz, Granger.
- To po co w ogóle dzisiaj tu przyszedłeś?!
- Dla Z. – odetchnął, starając się uspokoić. – Wszystko robię wyłącznie dla małej.
Hermionie na te słowa zadrgała powieka. Momentalnie się uspokoiła, ale nie na tyle, żeby spuścić go z oczu czy usiąść z powrotem na krześle.
- Nie wiedziałam, że aż tak mnie nienawidzisz – powiedziała spokojnie, samą siebie zadziwiając. Patrzyła prosto w szare tęczówki mężczyzny, który sprawiał wrażenie, jakby ktoś poraził go prądem. A minę miał co najmniej głupią.
- Co? – spytał, opuszczając ręce. – Proszę cię, wytłumacz mi wszystko po kolei, bo nie nadążam za twoim tokiem rozumowania.
Kobieta zagryzła dolną wargę.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi, że Zo jest u ciebie? Chciałeś się ze mnie ponabijać, widząc, jak rozpaczam? I jak próbuję powiedzieć ci, że mamy córkę? Naprawdę cała ta sytuacja aż tak cię bawiła? Ktoś jeszcze w tym uczestniczył czy prowadziłeś tę grę na własną rękę?
- Jaką grę, na Merlina! – wykrzyknął i bez zastanowienia zaczął podchodzić bliżej do kobiety. – Do tej pory nie wiedziałem, że mam córkę, bo mi o tym nie raczyłaś powiedzieć! Z. nagle wparowała do mnie do domu i zaczęła wykrzykiwać, że jestem jej ojcem. Kiedy się dowiedziałem, że uciekła od swojej matki, której tożsamości nie chciała mi zdradzić, od razu zaproponowałem, że ją odwiozę. Odmówiła. Nie mogłem więc wyrzucić dziecka na bruk!
- Naprawdę nie wiedziałeś, że to ja…
- Nie! – krzyknął, zaciskając zęby. – Powtarzam ci to od wczoraj, kobieto! O tobie dowiedziałem się dzień przed porodem Luny, ale najpierw sam musiałem poukładać sobie wszystko w głowie. Do cholery, co miałem zrobić?! Podejść do ciebie i rzucić ci prosto w twarz, że już znam całą prawdę?!
Hermiona milczała. Zdała sobie raptownie sprawę, że Zo właściwie poprzewracała życie Draco do góry nogami. I zrobiła to bez żadnych skrupułów. Nie martwiła się tym, co dzieje się w głowie jej ojca, z jakimi uczuciami musi walczyć i co musi przeżywać. Przez krótki moment zrobiło się jej niewyobrażalnie żal Malfoya. Wzbudziła się nawet w niej chęć przytulenia blondyna  i pocieszenia go w jakikolwiek sposób.
Niestety szybko ochłonęła.
- A jednak wiedziałeś o mnie, kiedy mnie pocałowałeś!
- To prawda – przytaknął i zrobił skruszoną minę – i za to cię przepraszam. Nie powinienem był tak postąpić, ale nie znalazłem innego sposobu, aby cię uciszyć.
Na słowa Malfoya kobieta prychnęła zdenerwowana faktem, że ten ją najzwyczajniej w świecie wykorzystał. Jeszcze nigdy nie poczuła się aż taką idiotką.
- Mogłeś powiadomić kogokolwiek, że znalazłeś czyjeś dziecko! Policja, aurorzy, nawet sam Harry! Wszystkim mogłeś powiedzieć o Zoey! Nie obchodziło cię to, że jej rodzina może wychodzić z siebie, nie mając pojęcia, co się dzieje?!
Draco odchrząknął nieznacznie, po czym podrapał się niepewnie po głowie.
- Nie pomyślałem o tym.
- Nie pomyślałeś! – powtórzyła, warcząc, a w jej ciele na powrót zaczęła buzować adrenalina. – Jesteś kretynem, Malfoy!
- Ja?! Spójrz lepiej na siebie! Totalna ignorantka, której wydaje się, że świat kręci się wyłącznie wokół niej! Poza tobą nic cię nie interesuje! Blaise mi mówił, że jak Z. zaginęła, to Harry postawił cały oddział aurorów na równe nogi, aby tylko ją znaleźć! Z twojej prośby! Nie obchodziło cię nawet to, że Luna może prawie poronić przez ten stres! Powiedz, czy chociaż raz ją odwiedziłaś lub spytałaś o jej samopoczucie?! Widzisz, zawsze o tobie musi być głośno i każdy musi tańczyć, jak mu zagrasz!
- Kłamiesz! – krzyknęła jak najgłośniej potrafiła. – Nie wiesz nic o tym, co wtedy przeżywałam!
- Właśnie, ty przeżywałaś! Zawsze tylko ty, ty i ty!
Draco zaczął coraz szybciej do niej podchodzić, lecz ta momentalnie się odsunęła.
- Nie waż się mnie tknąć, Malfoy! – wywarczała, mrużąc gniewnie oczy. – Nie mam pojęcia, jakim cudem Zo aż tak cię kocha! W ogóle nie pasujesz do roli ojca! To jest absolutnie śmieszne!
- Do jasnej cholery, nie prosiłem o to! – krzyknął, po czym jeszcze głośniej powtórzył: - Nie prosiłem o to, żeby być ojcem!
Mężczyzna nagle zamilkł. W akcie złości powiedział zdecydowanie za dużo. Nie chciał tego. Słowa same wyrwały się z jego gardła. Już miał zamiar ponownie otworzyć usta, żeby sprostować swoje myśli, kiedy zauważył, jak oczy Hermiony powiększają się do wielkości spodków. O dziwo, nie patrzyła na niego.
Momentalnie odwrócił się w stronę schodów, patrząc wprost na zapłakaną twarz swojej córki. Całe rozdrażnienie zdało się rozpłynąć w powietrzu, a zastąpiło je niedowierzanie i niemoc. Natychmiast zaczął kierować się w stronę dziewczynki, ale ta po prostu uciekła z powrotem do siebie do pokoju.
- Z., nie o to mi chodziło! Przepraszam! Zoey!
Chciał wbiec za nią po schodach, ale powstrzymała go czyjaś ręka. Przechylił się lekko do tyłu, wpatrując się w smutne czekoladowe tęczówki. Hermiona pokręciła przecząco głową i wskazała na drzwi wyjściowe.
- Zostaw ją – powiedziała cicho i na pozór obojętnie. Zdradził ją jednak łamiący się głos i lekko drgająca warga. – Już i tak dzisiaj dużo przeszła. Daj jej wreszcie święty spokój, Draco. Nie widzisz, jak przez ciebie cierpi?
Blondyn nie odzywał się przez parę sekund.
- Idź do domu, Draco.
Hermiona westchnęła głośno, wchodząc na schody. Skierowała się prosto do pokoju córki. Kiedy na moment drzwi się uchyliły, do uszu mężczyzny dobiegł szloch. Ten dźwięk skutecznie ranił jego serce, zdawało się pękać i odkruszać.
W biegu złapał za płaszcz, wyszedł na zewnątrz i teleportował się prosto do jednej z mrocznych uliczek. Przez chwilę wpatrywał się w ciemność przed sobą, by wreszcie ruszyć przed siebie pewnym krokiem.

35 komentarzy:

  1. a było tak pięknie! ze tez Hermiona zawsze z czymś musi wyskoczyć ! myślałam ze już będzie super, ona zaprosiła go na kolacje, milo było i bach! taka scena na koniec! o.O szok mam tylko nadzieje ze Zo mu jakoś wybacz, to nie tak miało zabrzmieć przecież... czekam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie może być przecież aż za słodko. Poza tym los lubi płatać sobie figle, a to jest doskonały przykład. A co do Draco i Zo, to sama nie do końca wiem, jak to się wszystko potoczy. :P

      Usuń
  2. Czekałam na ten moment, chociaż jakby na to spojrzeć z pewnej perspektywy to ich wyjaśnienia szlag trafił...

    Wiesz, że jesteś zołzą, Ew? ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiedzi
    1. Faktycznie, właściwie to nie doszli do konsensusu. No ale co ja poradzę. Miej do nich pretensje, nie do mnie. :D
      Heeej, czemu? XD

      Usuń
  4. Hermiona jest taką egoistką, aż boli mnie, jak Z. może mieć taką matkę. Czytając to opowiadanie zauważyłam, że rzeczywiście ona myśli tylko i wyłącznie o sobie. Nie zdaje sobie sprawy, że tak naprawdę Zoey cierpi przez nią, a nie przez Draco. To ona doprowadziła do konfliktu pomimo tego, że widziała, jak doskonale się dogadywał Draco z Zoey. Nie wiem, może to taka wewnętrzna zazdrość o to, że Z. mogłaby pokochać Dracona bardziej niż ją? To by było całkiem logiczne wytłumaczenie. Poza tym wkurza mnie jej zmiana charakteru: raz jest radosna, a potem robi awanturę (oczywiście to ma bardzo pozytywny wpływ na opowiadanie, bo jest ciekawsze). Nie ogarniam jej troszeczkę :D
    W ogóle, dziwi mnie to, że niby ona chce, żeby Z. była szczęśliwa, ale nie chce też pozwolić Draconowi być z nią tak naprawdę.
    Jestem na nią zła. I nie lubię jej -.-
    Czy Draco nie może zostać na położnictwie? Przepraszam, ale ja sobie NIE WYOBRAŻAM go na innym oddziale. Taka ironia losu, ale... Na miejscu pacjentek Św. Munga zorganizowałabym to... jak to się nazywa? takie coś jak ludzie protestują... a no tak: protest xD Więc ja bym zorganizowała protest, stworzyła petycję i walczyła :D

    I co? Ja mam teraz czekać do kolejnego 10-ego? :(

    Ale warto czekać, oj warto <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba muszę zacząć bronić Hermionę, żeście się na nią rzuciły. ;)
      Ona po prostu się boi. Pamięta, co przeżywała po rozstaniu z Draco w siódmej klasie, a potem jak samotnie musiała wychowywać Zo. Nie mówię, że to nie jest jej wina. Owszem, jest. Mogła przecież powiedzieć Malfoyowio córce, ale jako realistka doskonale wiedziała, że ten najpierw nie uwierzy, później będzie się wypierał, by wreszcie z przymusu zacząć płacić alimenty na dziecko, które będzie go obchodziło jak zeszłoroczny śnieg. No i nie chciała, żeby jej córka cierpiała, wiedząc, że ojciec ma ją w poważaniu.
      Ale wyszło jak wyszło dzięki Zoey. Hermiona nie może uwierzyć, że po części jej marzenia się spełniły. Bądź co bądź, naprawdę pragnie dla Zo jak najlepiej, ale chce również poznać obiekcje Draco na temat ich córki. Po prostu boi się mu zaufać, więc naskakuje na niego. No i faktycznie jej trochę zazdrosna o relację łączącą Zo z Draco. I chciałaby w pewnym sensie też należeć do ich "gangu", bo teraz czuje się pominięta.
      I właściwie poczekała, aż Zo pójdzie spać, prawda? To że Zoey potem zeszła i wszystko słyszała, to już nie jej wina.
      Uff, mam nadzieję, że choć trochę ją obroniłam. :D
      A i następny rozdział przewiduję za jakieś dwa tygodnie może? :)

      Usuń
  5. oj jak sie skończyło, aż się oczy zaszkliły
    taka sielanka zakończona szlochem :(:(
    ojoj

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie podejrzewałam Hermiony o coś takiego. Jak mogła się tak zachować, czy ona nie widzi jak Zoey kocha Dracona? Czy naprawdę musi być tak zaślepiona w swoje durne idee? Ona chyba jest zazdrosna o niego. Widzi, że jest jeszcze ktoś poza nią z kim mała się umie dogadać. Przykro mi się zrobiło. Nie mogła trzymać gęby na kłódkę, albo chociaż zapisać tego w pamiętniku albo nawet powiedzieć mu to gdy będą sami, nie ona musiała udowodnić małej jak jest naprawdę.
    Oby Draco tylko się tym nie przejął i poradził sobie jakoś. Aż mam ochotę go przytulić na pocieszenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biedna Hermiona... Dziewczyna nie wie, co ma robić, bo życie jej stanęło do góry nogami, a Wy jeszcze na nią naskakujecie... Ach, ta niewdzięczność. ;) Ale tak na serio to wszystko na ten temat wytłumaczyłam pod komentarzem Poem. ;)
      A do Draco każdy chciałby się przytulić. :P

      Usuń
  7. Mogę przynudzać.
    Czytałam to na dwa razy, pierwsza czesć ta bardziej optymistyczna na komórce i bardzo mi się podobało.
    Blaise urzekł Narcyzę, normalnie cudo, czekam na reakcję Lucjusza. Narcyza u ciebie jest taka ludzka i miła, podoba mi się to.
    Hermiona postąpiła dobrze, przemogła się i zaprosiłą D do siebie, bo jest ojcem Z.
    Szkoda, że on zachowuje się, jak dupek i dziecko musi na tym cierpieć. Już chyba rozumię ten spojler, co mi wczoraj z prologu podesłałaś.
    Buziaki
    Otka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale Draco to powiedział w złości! Chociaż właściwie w złości kryje się najwięcej prawdy... Teoretycznie. W każdym razie kogo Blaise nie mógłby urzec? Przecież on jest cudowny, co okaże się jeszcze w kolejnym rozdziale. I czytałaś część trzynastą, a nie prolog. :P

      Usuń
    2. Bo nie wiedziałam, że 13 i prolog to osobne rozdziały!
      Draco nie jest moim zdaniem gotowy do roli ojca na poważnie i na bycie z H.
      Otka

      Usuń
    3. Ale jaki prolog Ot? Wysyłałam Ci tylko kawałek 13. Nie rozumiem. ;)
      Może i nie jest aż tak bardzo gotowy, ale właściwie kto jest? Znasz jakiegoś faceta, który ze zdecydowaniem powie "jestem gotowy do bycia ojcem" i mówi na serio?
      Ja nie. XD

      Usuń
  8. Ja tam nie wiem, co mam Ci wypisywać w tych komentarzach, skoro wszystkie swoje zachwyty wyraziłam na GG. ;) W każdym razie szkoda, że to już końcówka, ale mam nadzieję, że to, co mi obiecałaś w 13 rozdziale się pojawi! ;D

    ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co racja, to racja, ale jak siostra komentuje to od razu się tak milej na serduchu robi. I pojawi się, pojawi, mały zboczuchu. <3

      Usuń
  9. Wiadomo, że musiało się skończyć jakąś kłótnią, bo przecież byłoby za pięknie. Sama z resztą mówiłaś, że to będzie zagmatwane. No to Malfoy narobił sobie problemów. Bo trudniej jest przekonać do siebie zranione dziecko niż dorosłą osobę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba że to zranione dziecko bardzo kocha tę osobę. ;) No ale szczerze powiedziawszy, sama nie wiem, jak to się skończy. Wprowadziłyście we mnie zamęt totalny i nie mam pojęcia, czy aby czegokolwiek nie zmienić lub poprawić. ;)

      Usuń
    2. Właśnie dlatego, że dzieci tak mocno kochają tak mocno można je zranić.

      Niczego nie poprawiaj. To twoja historia i zostaw ją tak jak na początku zakładałaś i napisałaś.

      Usuń
    3. Może i masz rację, ale dziecko ma dobre serce, więc powinno szybciej wybaczać i nie chować urazy, prawda? ;)
      Hm, no właśnie w tym problem, bo najpierw muszę to napisać. :D

      Usuń
    4. No niby tak, dzieci łatwo zranisz albo szybko wybaczą.

      Pisz tak jak chciałaś pisać. Musiałaś mieć jakąś koncepcje na dalszą część pisząc ten odcinek.

      Usuń
    5. Masz rację, Karola, zupełną rację. To się będzie działo... ;)

      Usuń
    6. To dobrze, ze się będzie działo. Lubię jak się dzieje. Życzę dużo weny.

      Usuń
    7. (Nie)dziękuję zatem. ;)
      A kiedy u Ciebie jakaś nowość? I kiedy zaczniesz pisać te nowe opowiadania, na które masz pomysły? Bo już się nie mogę doczekać. A właściwie to co się w nich będzie działo? Zdradzisz trochę? :D

      Usuń
    8. Kiedy może jutro. A co do opowiadań -> patrz forum, off top

      Usuń
    9. Tak, już widziałam i się doczekać nie mogę. ;)

      Usuń
  10. Czytałam to opowiadanie na onecie, ale piszę tutaj. Jestem pod wrażeniem i to wielkim. Zo jest nietypowym dzieckiem. I muszę przyznać, że ma charakterek. Wykreowałaś ją tak, że nie da jej się nie kochać.
    Szkoda, że opowiadanie zmierza ku końcowi, ale postanowiłam, ze przeczytam też inne twoje dzieła. Zaraz wpiszę się do subskrypcji.
    Pozdrawiam i życzę weny.
    Destiny
    [magiczna-podroz]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że sama niezmiernie uwielbiam Zo, chciałabym, aby moja córka - jak kiedyś takową będę posiadała, oczywiście :D - miała do niej podobny charakter.
      Cóż, to chyba dobrze, że opowiadanie kończy się epilogiem, a nie zawieszeniem, prawda?
      Czekam w takim razie na relacje z innych opowiadań. :D
      Ciepło,
      Ew

      Usuń
  11. Już myślałam, że usunęłaś tamtego bloga... Dziewczyno! Nie strasz mnie tak! ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tamtego, to znaczy którego? I spokojnie, zawsze powiadamiam. :P

      Usuń
  12. Super rozdział... Zaskoczenie z tą Hermioną... Jak tak można?
    Czekam na 13, pewnie również mocno zaskoczy, prawda? Końcówka Musi być mocna ^^
    -Lizzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że zaskoczy. Jestem naprawdę niezwykle ciekawa, co sobie pomyślicie o końcówce. I dzięki. ;)

      Usuń
  13. Witaj. Jestem Sen Chu z ocenialni www.literacka-krytyka.blogspot.com
    Twój blog znajduje się aktualnie u mnie w kolejce i moje pytanie jest takie: co dokładnie mam ocenić? Wybrane opowiadanie czy wszystko to, co jest dostępne na blogu? Nie mogę znaleźć Twojego zgłoszenia, a, jak wiadomo, spytać się u źródła jest najłatwiej ;)
    Pozdrawiam i liczę na szybką odpowiedź na stronie ocenialni!

    OdpowiedzUsuń
  14. Droga Ew, pod linkiem (w spisie treści) części pierwszej kryje się po raz drugi prolog. Tak dla informacji i szybkiej poprawy ;)

    OdpowiedzUsuń