Strony

30 czerwca 2012

Najważniejszy obowiązek wobec dzieci to dać im szczęście (13)

Część trzynasta

Blaise przekręcił się na drugi bok, kiedy po raz czwarty tej nocy usłyszał żwawą melodyjkę dochodzącą z jego nocnej szafki. Ziewnął szeroko i z powrotem zamknął oczy, mając nadzieję na szybki powrót do tej pięknej krainy, z której wyrwano go bez uprzedzenia. Przeciągnął się.
- Merlinie i Morgano, do cholery!
Michelle uchyliła powieki, rozglądając się wokół nieprzytomnym wzrokiem.
- Odbierz w końcu ten cholerny telefon, Blaise – rozkazała i głębiej zakopała się w połach kołdry. – I jeżeli to Draco, to powiedz mu, żeby się bardzo dobrze zastanowił, zanim zechce wybrać się do nas z wizytą. Rozszarpię go, gdy tylko go zobaczę.
Zabini zdecydowanie potaknął. Zerknął na zegarek, który wskazywał godzinę drugą nad ranem, po czym warknął zdenerwowany:
- Pomogę ci.
Sięgnął po komórkę i opadając z powrotem na poduszki, nacisnął zieloną słuchawkę.
- Czego?!
- Stary! – Blaise od razu poznał głos przyjaciela, mimo iż ten mówił dość bełkotliwie. – Nareszcie! Naw… Nawet nie wisz, co ja tu przyżywam. Moje życie to dupa! Czarna, bezdenna dupa…
- Dobrze się czujesz? – spytał Zabini, marszcząc czoło i jednocześnie odganiając od siebie resztki zmęczenia. – Nie mów, że się nawaliłeś? Dlaczego? Czy ty chociaż raz nie możesz rozwiązać swoich problemów bez pomocy alkoholu? Draco!
Po drugiej stronie słuchawki usłyszał głośne czknięcie.
- Ależ ja się czuje reweal… relaw… relawycyjnie!
- Właśnie słyszę – parsknął śmiechem Zabini, po czym dodał: - Co się stało?
Draco jednak nie odpowiadał. W tle za to było słychać głośną muzykę, krzyki i śmiechy. Mimo później pory Blaise nie potrzebował zbyt wiele czasu, by sobie wszystko dokładnie poukładać w głowie.
- Gdzie jesteś? – zapytał, a kiedy usłyszał odpowiedź, która ledwo trzymała się kupy, z westchnieniem wyszedł z łóżka. Zaczął się szybko ubierać, mając nadzieję, że zdąży, zanim całkowicie pijany przyjaciel wplącze się w jakieś kłopoty albo zrobi coś, czego następnego dnia będzie cholernie żałował. – Zaraz będę, nie ruszaj się stamtąd.
Odłączył się i już miał zamiar wychodzić, gdy usłyszał niewyraźny głos Michelle.
- Co się stało?
- Nic takiego, śpij, kochanie – odrzekł i podszedł do kobiety z zamiarem skradnięcia jej całusa, ale ta się do niego najzwyczajniej w świecie odwróciła plecami. – No nie?! Obraziłaś się? Za co?!
- Jestem twoją żoną, a ty mi nawet nie chcesz powiedzieć, o co chodzi! Nie traktuj mnie jak jakiejś nierozumnej nastolatki!
- Merlinie, skoro twoja ciekawość jest aż tak nieograniczona to wiedz, że Draco…
- Teraz już nie chcę wiedzieć. Dobranoc!
- Ale…
Rozmowa ta trwała jeszcze parę minut, a kiedy dobiegła końca - Michelle po prostu przestała się do niego odzywać - Blaise wyszedł wściekły z domu. Na cały świat, ale przede wszystkim na swojego przyjaciela, który zapijał smutki w ich ulubionym pubie.
Draco właśnie miał zamiar wypić kolejny kieliszek czystej, ale jakaś dłoń uniemożliwiła mu tę czynność. Ze złością odwrócił głowię, lecz kiedy spojrzał prosto na twarz przyjaciela, uśmiechnął się szeroko. Po chwili zastanowienia wpadł mu w ramiona, przeklinając swój los.
- Jak mnie znazłeś? – spytał pijackim tonem, mrugając zaciekle. – Masz, napijmy się jak za starych lat!
I jakby na zawołanie, jednym haustem wychylił całą zawartość kieliszka. Przez chwilę nie miał pojęcia, co się wokół niego dzieje, czuł się wręcz zagubiony, ale ten stan minął bardzo szybko. Już parę sekund później miał ochotę na dalszą zabawę. Zszedł z krzesła przy barze z zamiarem potańczenia. Ponownie jednak przytrzymał go Zabini.
- Nie uważasz, że powinieneś już skończyć? Zaprowadzę cię do domu, a jutro mi wszystko opowiesz. Poza tym myślałem, że byłeś u Hermiony.
- Bo byłem! – wykrzyknął blondyn, nagle przypominając sobie bezpośrednią przyczynę pojawienia się w barze. – Straciłem je, Blaise. Straciłem moje dwie ukcho… ukochane panie. Nie mam już rodziny, nie mam nic, kurwa. Wszystko sobie zabrałem. I nie oddam. Zobaczysz! Nie oddam!
- Co?
- Powiedziaem coś okropnego – sprostował, sepleniąc, co kompletnie nie było podobne do przedstawiciela rodu Malfoyów. – Z. i Hemiona nie chcą mnie już znać. Straciłem je, kurwa! Moja miłoszć przepadła!
- O czym ty, do cholery, gadasz?!
Malfoy milczał, starając się poukładać myśli w swojej zapijaczonej głowie.
- Czy można wyleczyć się z miłości, Blaise? – zapytał blondyn i gdyby Zabini nie usłyszał czknięcia, a później głośnej wiązanki przekleństw, jeszcze by pomyślał, że przyjaciel wytrzeźwiał.
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zapytawszy, zmarszczył czoło.
Blaise był coraz bardziej ciekawy faktu, który zmusił Draco do picia. W końcu chęć sięgnięcia po alkohol rodziła się u niego wyłącznie z trzech powodów. Pierwszym była utrata kontroli nad własnym życiem lub nieradzenie sobie z problemami wszelakiej maści. Drugim, „chlanie” w gronie przyjaciół z okazji awansu, wygranego meczu przez ulubioną drużynę czy ot tak, dla zabicia czasu. Trzeci powód bezpośrednio dotyczył Hermiony Granger. Zabini wywnioskował, że zdecydowanie chodzi o ten ostatni, chociaż w drodze wyjątku można dopisać doń kolejną osobę, a mianowicie Zoey Granger.
- Czy ty chcesz mi powiedzieć, że znowu zakochałeś się w Hermionie? – zadał pytanie, które nurtowało go od bardzo dawna i doskonale wiedział, że tylko wstawiony Draco będzie zdolny na nie odpowiedzieć.
Malfoy raptownie zamilkł, czym potwierdził dedukcję Zabiniego.
- O kurwa.
- To mało powidziane, stary…
Barman postawił przed Blaise’em kieliszek, który po chwili zapełnił. Kiwnął do niego głową, po czym odszedł do kolejnych gości. Blondyn, z siłą wpatrując się w swoją setkę, po paru sekundach zastanowienia wzniósł ją do góry i krzyknął na cały lokal.
- Za niespełnioną miłoszć!
Wiele osób mu wtórowało. Kiedy Draco trzymał już trunek przy ustach, nagle zamarł, patrząc na Blaise’a. Wyrwał zdumionemu przyjacielowi kieliszek z dłoni, który po chwili zastanowienia sam wychylił. Ze swoim zrobił to samo.
- Nie możesz pić! – ledwo wybełkotał. – Nie za nies… niesepeł… niepełnioną miłoszć! Przecież masz Mich… Michelle!
Blaise pokręcił głową, próbując zdusić w sobie chęć parsknięcia śmiechem. Uwielbiał pijanego Malfoya i jego rozumowanie, które było tak pokręcone, że bez posiadania przynajmniej pół promila we krwi nie dało się go zrozumieć. Niemniej, musiał mu przyznać rację. Miał żonę, którą kochał i która zdecydowanie była jego spełnioną miłością.
Na jej wspomnienie gniewnie zmrużył oczy, po czym przyłożył przyjacielowi prosto w czuprynę.
- Hej!
- Przez ciebie będę kompletnym abstynentem!
Draco najwyraźniej nie mógł przypomnieć sobie znaczenia tego ostatniego, bardzo trudnego w wymowie słowa, więc tylko zmarszczył czoło. Zrobił przy tym naprawdę komiczną minę.
- Twoje głupie telefony ją zdenerwowały, a później ja dodałem swoje trzy grosze – zaczął tłumaczyć – i skończyło się na tym, że nie będzie żadnego seksu przez następny tydzień. Dziękuję ci bardzo, przyjacielu.
- A miała o… okres?
- Kurwa, a skąd ja mam to wiedzieć? Przecież nie chodzi po domu i nie krzyczy na całe gardło „mam okres, mam okres, uciekaj, kto może” – warknął przez zaciśnięte zęby, ale widząc wzrok blondyna, westchnął, raptownie się uspokoiwszy. – Zapytałem. I właśnie wtedy się na mnie całkiem obraziła…
- Będziesz więc musiał jechać na ręcznych obrotach.
Blaise nie mógł dać wiary w zachowanie Malfoya. Mężczyzna był kompletnie zalany, nie potrafił nawet wypowiedzieć poprawnie zdania, ale natychmiast trzeźwiał, kiedy rozmowa schodziła na temat seksu.
W ciszy wypili kolejne dwie kolejki.
Wreszcie Draco nie wytrzymał i zaczął się żalić na całego. Miał w nosie fakt, że darł się prawie na cały pub, czym zasłużył sobie na parę nieprzychylnych spojrzeń. Zabini próbował go jakoś powstrzymywać, ale tamten wymyślał ciągle coś nowego i coś głośniejszego. Krzyczał, podśpiewywał, śmiał się, a był cholernie przybity. W końcu Malfoy zdecydował, że pora skończyć z obiema pannami Granger i postanowił poszukać sobie miłości zastępczej, gdzieś indziej. Wstał i na chwiejnych nogach ruszył prosto na parkiet. Blaise oczywiście pognał od razu za nim, płacąc przy okazji barmanowi dość spore pieniądze za obalone przez Malfoya butelki. Na chwilę przyjaciel zniknął mu z oczu, ale nie musiał długo szukać, by go znaleźć. Draco flirtował właśnie z jakąś chudą blondyną.
- Szukam miłości – zaczął Draco, próbując uśmiechnąć się filuternie – i chyba dobrze trafiłem. Zos… zostaniesz moją miłoszcią?
Chciał coś jeszcze dodać, ale uniemożliwiła mu w tym ciągle powracająca czkawka.
Kobieta zachichotała pod nosem, czym sprawiła, że Blaise z miejsca ją znienawidził. Okropnie nie lubił takich fałszywych cnotek, które najpierw udawały niedostępne, ale milutkie, by później stawać się najzwyczajniejszymi zołzami. Nie miał pojęcia, dlaczego Draco ciągle takie wybierał. Może były dobre w łóżku?
- Wybacz, kochanie – wtrącił się Zabini, zwracając się do dziewczyny, a tym samym próbując uratować Malfoya przed kolejnym złym wyborem – mój przyjaciel zbyt dużo dzisiaj wypił. Odreagowuje stres związany z jutrzejszym… ślubem. Za wszystkich facetów, którzy stracili wolność!
Wzniesieniem kolejnego toastu odwrócił od siebie uwagę, dzięki czemu mógł niezauważenie przemknąć pomiędzy ludźmi, ciągnąc za sobą Malfoya. Kiedy byli tuż przy wejściu, ten nagle stanął i zrobił pytającą minę.
- Biorę jutro szlub? Z kim?!
- Z Hermioną, kurwa! – zdenerwował się Blaise, mając dość tej całej farsy. – Specjalnie to powiedziałem, żeby odczepiła się od ciebie ta cizia. Oby nas teraz nie szukała. A w ogóle to zgłupiałeś? Na moment się odwróciłem, a ty zwiałeś! Masz szczęście, że cię znalazłem. Ciekaw jestem, jak wytłumaczyłbyś Zo, że jakaś inna kobieta jest w ciąży z twoim kolejnym dzieckiem! Jeszcze chwila i zacząłbyś się do niej przystawiać! Ba! Wtedy straciłbyś całkowicie szansę u Hermiony! Słuchasz mnie?!
Blaise potrząsnął dość mocno przyjacielem, który zdał się dopiero teraz wybudzić z transu.
- Nap… naprawdę wychodzę jutro za Hemionę? – pytał, a jego oczy zaczęły niewyobrażalnie błyszczeć. – To jest mój wieczór kawalerski? Żenię się!!!
Parę osób spojrzało na niego ze śmiechem i w geście gratulacji unieśli do góry swoje butelki, szklanki czy kieliszki zapełnione alkoholem w przeróżnej formie.
Zabini tylko patrzył.
Po jakichś dziesięciu minutach szarpania, błagań i gróźb udało mu się wreszcie wyciągnąć Draco na zewnątrz. Z teleportacją poszło o wiele łatwiej, bo wystarczyło go tylko mocniej trzymać. Kiedy jednak blondyn stanął przed drzwiami swojego domu, zwrócił zawartość żołądka prosto na swoje buty, czym sprawił, że i Blaise’owi wszystko podeszło do gardła. Na szczęście Zabini w porę oprzytomniał i natychmiast rzucił zaklęcie czyszczące.
Starał się jak najciszej wprowadzić Malfoya do środka, do salonu, ale zadanie to graniczyło z cudem. Wreszcie się poddał i po prostu przelewitował go za pomocą różdżki. W takich sytuacjach dziękował Merlinowi, że był czarodziejem. Parę minut później z niechęcią, ale i lekkim współczuciem przyglądał się marnej sylwetce blondyna, która bezwładnie leżała na jednej z ogromnych kanap. W tym momencie Draco wyglądał jak wrak człowieka. Blaise zastanawiał się nad czymś chwilę, ale wreszcie uznał, że mimo łączącej ich wieloletniej przyjaźni, za cholerę nie ściągnie butów Malfoyowi, które na dodatek zostały wcześniej zarzygane. 
Przywołał do siebie jeszcze koc z jednego z pokoi na Enfield, po czym wyszedł, współczując Draco porannego samopoczucia. Kątem oka spojrzał na zegar z kukułką i przeklnął w myślach. Dochodziła piąta. Za nic na świecie nie wstanie jutro do pracy. Może zadzwoni do Harry’ego i uda mu się wybłagać chociaż parę godzin więcej snu?
Teleportował się z głośnym trzaskiem prosto do sypialni. Natychmiast zrzucił z siebie ciuchy, pozostając w samych bokserkach, po czym wsunął się pod cieplutką kołdrę. Przytulił się do śpiącej Michelle i, z zamiarem dowiedzenia się jutro całej prawdy od Draco, nawet nie zdążył się zorientować, kiedy zasnął. 

*

Draco obudził przeraźliwy ból głowy. Czuł się, jakby ktoś niewidzialną ręką wbijał mu igły w całe ciało. Starał się uchylić powieki, ale nawet przy tak minimalnym wysiłku, miał wrażenie, że rozpada się na kawałki. Zaciskając zęby, z jękiem podniósł się do pozycji siedzącej. Jak za mgłą widział wskazówki zegara, które pokazywały dopiero ósmą dwadzieścia. Miał zamiar ponownie położyć się spać, kiedy uświadomił sobie, że nie pamięta prawie niczego z wczorajszej nocy. W głowie gdzieniegdzie pojawiały się ledwo wyraźne przebłyski, których nie potrafił złożyć w całość. Ostatnim kompletnym wspomnieniem był moment, gdy załamany po kłótni z Hermioną wszedł do baru. Potem widział kolejno puste kieliszki, dziwnych ludzi, Blaise’a i jakąś blondynę, która uśmiechała się do niego zalotnie. Na samą myśl rozszerzyły mu się oczy. Miał tylko nadzieję, że przyjaciel powstrzymał go przed kolejnym beznadziejnym romansem. Już i tak miał wystarczająco dużo kłopotów…
Stanął na chwiejnych nogach i zaczął kierować się w stronę łazienki. Po chwili zmienił zdanie i zaszedł do kuchni. Tak jak się spodziewał, Hubert przygotował mu butelkę schłodzonej wody oraz eliksir na kaca. W takich chwilach dziękował Merlinowi, że wybrał sobie akurat takiego lokaja. Gdyby pokusił się na skrzaty domowe – jak radził mu ojciec – teraz na pewno stałby na środku pomieszczenia z szeroko rozłożonymi rękoma, nie mając pojęcia, co dalej robić.
Po prawie godzinnym prysznicu, po którym ból i zmęczenie przeszły w zapomnienie, a Draco poczuł się jak nowonarodzony, postanowił napisać krótką notkę do Blaise’a. Przeprosił za swoje zachowanie, podziękował za ratunek, a na końcu zapytał o to, co działo się wczorajszej nocy, bo w głowie miał zupełną pustkę. Oczami wyobraźni już widział zdenerwowaną minę przyjaciela.
Zaśmiał się pod nosem.
Malfoy rozłożył się wygodnie na fotelu i prawie duszkiem wypił kolejną butelkę wody. Może i eliksir na kaca odganiał ból, ale uczucie suchoty w gardle pozostawało.
Z lekko przymkniętymi powiekami zaczął rozmyślać o pracy, gdy momentalnie przypomniał sobie o obietnicy, którą teoretycznie złożył wczoraj Hermionie.
Długo zajęło mu zastanawianie się nad swoim losem i zdecydowanie, by wreszcie wziąć sprawy we własne ręce. W końcu nie mógł ciągle polegać na innych. Postanowił raz i na zawsze skończyć z hulaszczym trybem życia, które do tej pory prowadził. Tym bardziej że ostatnio obudziło się w nim pragnienie ustatkowania, założenia rodziny. Najwyraźniej dorósł, kiedy przyjął do siebie fakt bycia ojcem. Dzięki temu w pewnym sensie zapełnił pustkę w sercu. Niemniej, pojawiła się również tęsknota za Z., jej ciągłą bieganiną i tym zaraźliwym śmiechem.
Dopiero kiedy ją stracił, uświadomił sobie, jak bardzo ją kocha.
- Nie mogę się teraz poddać – zaczął mówić do siebie. – Nie teraz, kiedy nareszcie wiem, na czym stoję.
Dosłownie chwilę zajęło mu wymyślenie planu, który chociaż w minimalnym stopniu ułatwiłby mu kontakt i z Zoey, i z Hermioną. Teraz wystarczyło tylko teleportować się prosto przed ich dom - najlepiej z bukietem czerwonych róż w rękach – i po prostu szczerze przeprosić za swoje karygodne zachowanie. Dodatkowo mógłby jeszcze rzucić się na kolana, ale to dopiero gdy te będą chciały wyrzucić go za drzwi.
- Jesteś żałosny, Malfoy.
Mimo to próbował zaufać swojemu szczęściu; wręcz modlił się, by mu wybaczono.
Niecałe dziesięć minut później stał przed wejściem i czekał, aż Hermiona otworzy mu drzwi. Jeszcze nigdy nie był aż tak zdenerwowany. W jego głowie pojawiały się myśli dotyczące wyłącznie ucieczki. Nieumiejętnie starał się je odgonić, rozglądając się wokół. Rzucił smętne spojrzenie kwiatom i zaczął się zastanawiać, czy aby nie przesadził. Później ze strachem zarejestrował, że klamka powoli się rusza, by wreszcie mógł stanąć oko w oko z…
- Tata?
Draco odchrząknął, bo nie wiedział, jak się zachować. Nie przewidział, że otworzy mu Zoey, stanowczo bardziej stawiał na Hermionę. I to właśnie do niej miał skierować swoją mowę, którą ćwiczył ze dwadzieścia razy przed teleportacją.
- Mogę wejść?
Dziewczynka pokiwała głową, więc Draco uśmiechnął się z wdzięcznością, przechodząc przez próg. Zo jednak nie odwzajemniła gestu, czym przypomniała mężczyźnie jak bardzo ją zranił.
Westchnął.
- Kochanie – zaczął, starając się mówić jak najdelikatniej potrafił – chciałem cię naprawdę bardzo przeprosić. Nie chodziło mi o to, że nie chcę być twoim ojcem. Po prostu się przejęzyczyłem. Szczerze to nie marzę o niczym innym. Ja… Wiesz, że cię kocham, prawda?
- Zo? Kto przyszedł?
Chciał jeszcze coś dodać, ale zająknął się, ponieważ przerwała mu Hermiona, wchodząc do przedsionka. Blondyn od razu się zorientował, że wstała najwyżej paręnaście minut temu. Miała lekko potargane włosy, a na sobie biały, atłasowy szlafrok, który zdecydowanie aż za bardzo przyciągał wzrok mężczyzn. Na szczęście w pobliżu był tylko Malfoy. Hermiona zaś, widząc Draco z kwiatami, raptownie się zatrzymała. Wpatrywała się w niego uważnie, a przy okazji starała się niezauważalnie zakryć wystającą koszulę nocną.
- Przepraszam – wyrzucił z siebie blondyn, prawie załamując ręce – przepraszam. Zachowałem się jak kompletny dup… ignorant – szybko się poprawił, nie chcąc dawać dziecku złego przykładu.
- To prawda – przytaknęła Hermiona, podchodząc bliżej. – Nie popisałeś się.
- Ale jestem człowiekiem i jak każdy popełniam błędy. Potrafię się jednak do tego przyznać. Z. – ze skruchą ponownie zwrócił się do córki, na czole której pojawiła się zmarszczka – jeszcze raz przepraszam. Mam nadzieję, że nie zniszczyłem całkowicie tego, co nas połączyło…
Wpatrywał się prosto w szare oczy Zoey, rejestrując zmianę w mimice jej twarzy. Bez zastanowienia, ale z lekkim uśmiechem, wyciągnął z bukietu jedną różę i wręczył ją dziewczynce.
- Dla mojej ukochanej.
Zo mimowolnie się zaśmiała, po czym już bez zbędnych słów wpadła ojcu prosto w ramiona. Jeżeli miała być szczera, to w nocy - zanim zasnęła - już wybaczyła tacie tę wpadkę. Doskonale wiedziała, że nie każdy jest idealny. Oprócz tego była stuprocentowo pewna, że Draco ją kocha i nigdy ani o niej nie zapomni, ani jej nie zostawi. Dodatkowo, kiedy powieki zdawały się ciążyć, wpadła na jeszcze jeden plan, ale zanim zdecydowała całkiem wdrożyć go w życie, przemyślała wszystkie za i przeciw. Tym razem nie mogła dopuścić, by kochane przez nią osoby w jakikolwiek sposób cierpiały.
Z rozmyślań wyrwało ją ciche podziękowanie Hermiony, gdy ta przyjęła resztę bukietu od Malfoya. Zo całą siłą woli starała się nie roześmiać, widząc minę mamy. Panna Granger nienawidziła róż, a tym bardziej czerwonych, ale mimo wszystko udawała wdzięczną. Pewnie jak tylko tata wyjdzie, kobieta spali kwiaty w kominku.
- Czyli mamę kochasz bardziej ode mnie? – spytała Zoey, z ciekawością przyglądając się wybałuszonym oczom jej rodziców. – To cudownie!
- Co?
- Dałeś mi jeden kwiatek i powiedziałeś, że mnie kochasz. Mamie dałeś więcej, więc ją kochasz bardziej. Logiczne – stwierdziła, wzruszając ramionami. Nie zwracając już uwagi ani na Hermionę, ani na Draco, którzy potajemnie rzucili sobie porozumiewawczy uśmiech, popędziła do swojego pokoju, aby się ubrać. Wróciła dosłownie pięć minut później, zastając rodziców pogrążonych w rozmowie na bliżej nieokreślony temat.
Stanęła obok matki i złożyła ręce w koszyczek.
- Pojedziemy do babci i dziadka, tato?
- Zo – sapnęła oburzona Hermiona – ile razy ci mówiłam, że nie przerywa się…
- Jasne, nie ma problemu! Tylko najpierw wstąpimy jeszcze na chwilę na Enfield, dobrze? Zjesz śniadanie, a ja w tym czasie muszę poszukać pewnego przedmiotu, o który Lucjusz ciągle się dopytuje.
Panna Granger zrobiła oburzoną minę, ale po chwili westchnęła zrezygnowana. Nie chciała po raz kolejny psuć humoru reszcie. Wczoraj wystarczająco się popisała. Z konsternacją, ale i z serdecznością patrzyła, jak Draco wygłupia się z Zo, tym samym przeszkadzając jej w ubiorze kurtki.
- Przyprowadzę ją o siódmej, zgoda?
Hermiona potaknęła i całując Zo na pożegnanie w czoło, patrzyła, jak drzwi wejściowe się zamykają. Wokół raptownie zapanowała głucha cisza, która powoli zaczęła łagodzić spięte nerwy kobiety.
Czego nie można było powiedzieć o Draco, który wbrew ogarniającemu go złemu przeczuciu pozwolił Z. pomóc sobie w szukaniu srebrnego medalionu ojca. Kiedy Zoey jadła śniadanie, obyło się bez większych problemów. Poprosił Huberta o przeszukanie północnej części dworku, sam zaś zajął się pokojami gościnnymi, w których trzymał przeróżne i niepotrzebne graty. Problem pojawił się dopiero, gdy jego znudzona córka zaproponowała mu wsparcie. Zgodził się bez zastanowienia, ciesząc się z kolejnej pomocnej dłoni. W końcu co trzy głowy to nie jedna. Dopiero później okazało się, jaki błąd popełnił, ponieważ jego córka zaczęła chaotycznie biegać po całym domu, rozrzucając wszystkie rzeczy, gdzie się tylko dało. Hubert najpierw się zdenerwował, próbując wyperswadować panience Zoey takie zachowanie, ale gdy to nie pomogło, podłamał się lekko.
Draco, klnąc cicho pod nosem, skierował się w stronę przedsionka, skąd rozlegał się dźwięk donośnego pukania. Zostawił Zo samą w jego sypialni, nie mogąc patrzeć, jak wyrzuca mu wszystkie ubrania z szafy i buszuje po jego garderobie.
Otworzył drzwi, błądząc myślami wokół córki.
Nagle poczuł, jak ktoś wiesza mu się na szyi, oplatając ją mocno rękoma. Przez moment nie wiedział, co się dzieje, tym bardziej że czyjeś czarne włosy całkiem przesłoniły mu widok. Wciągnął głęboko powietrze, przy czym zmarszczył nos, czując słodko-kwiatowy zapach. Lekko go zemdliło, więc odsunął się parę kroków w tył. Z zaskoczeniem wpatrywał się wprost w roześmiane tęczówki…
- Pansy? Co tutaj robisz?
Dziewczyna uśmiechnęła się filuternie.
- Stęskniłeś się, kochanie? – spytała, na powrót znajdując się bardzo blisko Malfoya. Zniżając głos do szeptu, zaczęła wodzić palcem po jego klatce piersiowej. – Słyszałam, że wziąłeś urlop. Wspaniale. Nie będziemy musieli w ogóle wychodzić z łóżka.
- Z jakiego łóżka? Pans, o co ci chodzi? I skąd wiesz o moim urlopie?
Draco zdecydowanie odsunął od siebie kobietę, starając się nie stracić cierpliwości. Może w szkole byli przyjaciółmi, a po wojnie spotykali się ze sobą co jakiś czas na niezobowiązujący seks, ale od kiedy poznał prawdę o swojej córce, całkowicie nie miał ochoty znowu wracać do punktu wyjścia. Pragnął się ustatkować, kochać i być kochanym. A Pansy? Panna Parkinson już dawno przeszła w zapomnienie.
- Posłuchaj, Draco, nie przyszłam tutaj, żeby gadać – westchnęła coraz bardziej rozdrażniona, zakładając ręce na piersi. – Rozumiem, że możesz być na mnie zły. Uwierz mi, sama byłam zaskoczona, kiedy ten dzieciak do ciebie przyszedł. Swoją drogą, dobrze, że się go pozbyłeś. W każdym razie przemyślałam to i owo i wiem, że strasznie się wygłupiłam. Przecież ty się w ogóle nie nadajesz na ojca, więc jak mógłbyś nim zostać?
Kobieta zaśmiała się gardłowo, podchodząc do Malfoya. Mężczyzna wpatrywał się w nieokreślony punkt przed sobą, jakby powoli trawiąc słowa Pansy. Otrzeźwiał dopiero, kiedy poczuł delikatne szarpnięcie za włosy, a później mokry pocałunek na swoich ustach.
- Tato! Znalazłam!
Zoey jak burza wpadła do przedsionka, sprawiając, że Draco momentalnie odepchnął od siebie Parkinson. Rzucił jej znaczące spojrzenie, które kryło w sobie złość i rezygnację. Pansy nie musiała długo myśleć, by się zorientować, jakie faux pas popełniła. Ze zmrużonymi powiekami patrzyła, jak Draco serdecznie uśmiecha się do dziewczynki, którą niebawem wziął na ręce.
- Gdzie był?
- W twojej szafce przy łóżku – odpowiedziała i z podziwem zaczęła oglądać medalion. – Jest ciężki.
- A jaki ma być? – parsknął mężczyzna i poczochrał córkę po głowie, w wyniku czego ta krzyknęła z zaskoczeniem. – Mam nadzieję, że po sobie posprzątałaś. Hubert i tak przez ciebie będzie miał aż za dużo pracy.
- Dobrze, pójdę mu pomóc, ale – przerwała na chwilę, jakby się nad czymś dogłębnie zastanawiała – czemu nie przywołałeś tego naszyjnika zaklęciem, tato?
Draco na moment stracił rezon i siłą woli powstrzymał się od pacnięcia ręką w czoło.
- Bo to – zająknął się – magiczny medalion, na który nie działają żadne czary.
Zoey milczała, ale kiedy do jej uszu doleciało głośne chrząknięcie, zaciekawione spojrzenie natychmiast powędrowało prosto na Pansy. Dziewczynka wpatrywała się w brunetkę z nieokreślonym wyrazem twarzy. Zanim jednak zdążyła sobie cokolwiek uroić w głowie, Malfoy od razu zadziałał. Podszedł do drzwi i otworzył je na oścież, wskazując ręką kierunek ogrodu.
- Jak widać, nie pozbyłem się, a teraz do widzenia, Pansy.
Słowa Draco sprawiły, że Parkinson stała osłupiała z szeroko otwartymi oczami. Jeszcze nikt nigdy nie potraktował jej w taki sposób! Już otwierała buzię, by odparować ripostą, kiedy blondyn ponownie się odezwał.
- A tak na marginesie, to ciekawe, że przypomniałaś sobie o mnie dopiero po tygodniu. Jakoś wcześniej w ogóle nie dawałaś znaku życia. Zapewne miałaś ciekawsze rzeczy do roboty.
Kobieta z oburzeniem uniosła wysoko głowę i skierowała się prosto do wyjścia. Zanim drzwi się zamknęły, usłyszała głośny śmiech tej smarkuli, przez którą musiała pożegnać się z jej najlepszym kochankiem. Z trudem zdusiła wiązankę przekleństw, jakie cisnęły jej się na usta.
Malfoy za to poczuł niesamowitą ulgę, która raptownie go wypełniła. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ciężar, który do tej pory przygniatał jego serce, po prostu zniknął. Nie miał pojęcia, że bezpośrednią przyczyną jego powstania była Pansy. Najwidoczniej w głębi duszy czuł, jakby zdradzał dwie panny Granger, ponieważ teoretycznie, aż do tej pory, niczego z Parkinson sobie dokładnie nie wyjaśnili.
Z zadumy wyrwało go lekkie poszarpywanie. 
- To idziemy do dziadków czy nie? – spytała Zo i nie czekając na odpowiedź, zaczęła ubierać buty. – Tato, a użyjemy kominka?
Draco zmrużył powieki.
- Po co? Przecież teleportacja jest o wiele wygodniejsza. Poza tym cali ubrudzimy się w popiele…
Widząc jednak zdecydowaną minę córki, odpuścił i głośno westchnął. Po chwili wywrócił oczami, bo zauważył, jak na jej twarzy pojawia się coraz szerszy uśmiech.
- Jeszcze nigdy nie podróżowałam Fiuu! – wykrzyknęła radosna, popychając ojca w stronę dużego pokoju. – Gdy prosiłam o to mamę, była nieugięta, a używała nawet takich samych argumentów jak ty. Teraz już wiadomo, kto jest tym słabszym rodzicem.
- Hej!
Malfoy zrobił oburzoną minę, ale nie potrafił się długo boczyć na Zoey. Wystarczyło spojrzeć na jej radosne tęczówki. Blondyn nie przeczuwał jednak, że pod szczęściem kryje się coś więcej, coś, co sprawi, że dzisiejszy dzień skończy się trochę inaczej niż zaplanował. W szczególności dla niego i Hermiony…
Nie minęło pięć minut, gdy Draco i Z. stali pośrodku salonu w Malfoy Manor, patrząc wprost na zaskoczoną postać Narcyzy. Kobieta zaczęła nawet coś krzyczeć, ale Zo nie słuchała, bowiem od tego momentu zaczęła wdrążać swój wcześniej wymyślony plan w życie. Tym razem miał on na celu połączenie rodziców i była wręcz pewna, że się uda. Teraz wystarczyło tylko zamienić parę słów z babcią.

*

Hermiona już od bardzo dawna nie czuła się aż tak wypoczęta.
Niecałą godzinę temu napuściła do wanny wodę zmieszaną z przeróżnymi olejkami aromatycznymi, których zapach skutecznie ją uspokajał. Dzięki ich pomocy zawsze regenerowała siły potrzebne do ponownego zmierzenia się z szarą rzeczywistością. Poza tym musiała jakoś ukoronować dzisiejszy dzień, który należał całkowicie do niej. Kąpiel była wisienką na czekoladowym torcie, od którego aż ciekła ślinka.
Panna Granger do obiadu chodziła w szlafroku i przegryzając co nieco, z przeogromnym zainteresowaniem zagłębiła się w lekturze. Z letargu wyrwało ją dopiero głośne burczenie w brzuchu. Nie chciało jej się przygotowywać niczego konkretnego, więc postanowiła zadzwonić do Luny. Doskonale zdawała sobie sprawę, że przyjaciółka jeszcze dokładnie nie przyzwyczaiła się do nowej sytuacji i ciężko jej jest pogodzić obowiązki domowe oraz dziecko. Dodatkowo, już od dawna, a właściwie to od momentu kiedy Zo zaginęła, nie rozmawiały ze sobą tak szczerze, od serca. I teraz nadszedł najwyższy czas, by nadrobić zaległości.
U Potterów spędziła naprawdę cudowny wieczór. Prawie zapomniała, jakie to uczucie być w gronie najbliższych osób. Pomogła Lunie przyrządzić obiad, a później bawiła się z Jamesem, który jest przeuroczym noworodkiem. I lekko narwanym, Hermiona uśmiechnęła się do własnych myśli, oczami wyobraźni przypominając sobie, jak malec ciągle się wiercił i kopał małymi nóżkami.
O wpół do dziewiątej wreszcie wyszła z łazienki i skierowała się do salonu. Miała jeszcze trzydzieści minut. Zoey zadzwoniła do Hermiony jakiś czas przed siódmą, prosząc mamę o wyrażenie zgody na przedłużenie wizyty w Malfoy Manor o jeszcze, co najmniej, dwie godziny. Rozgrywała właśnie jakiś ważny mecz szachowy z dziadkiem, a przecież nie mogła się tak zwyczajnie poddać!
Hermiona zdziwiła się więc, kiedy nagle usłyszała głośne pukanie, a po nim skrzypienie otwieranych drzwi. Zmrużyła oczy, wstając z kanapy, i sięgnęła po różdżkę, która leżała na stole. Zrobiła parę kroków do przodu, czując, jak serce w klatce piersiowej zaczyna jej coraz mocnej łomotać. Bezgłośnie wzięła głęboki oddech, przeczuwając najgorsze.
Krzyknęła przestraszona, gdy ktoś raptem na nią wpadł.
- Hermiona? – zapytał szczerze zdumiony Draco, trzymając kobietę za ramiona. – Co ty najlepszego wyprawiasz? Czemu nie zamknęłaś drzwi na klucz?
Panna Granger poczuła wszechogarniającą ulgę, zaczęła się powoli uspokajać, w myślach wytykając swoje gapiostwo.
- Ja… zapomniałam, cholera.
Malfoy w odpowiedzi wywrócił oczami, a przy tym nie mógł powstrzymać uśmiechu, który wręcz cisnął mu się na usta. Nie miał pojęcia, że Hermiona z wiekiem – nie żeby była  stara! – stała się bardziej płochliwa. Kiedyś nijak dało się ją wystraszyć, uchodziła nawet za jedną z odważniejszych osób, a teraz? Wystarczyła tylko chwila niepewności, a kobieta od razu cała się spinała. Zapewne zostało to spowodowane faktem, że w ostatnich dniach była podatna na wiele skrajnych emocji przez ucieczkę Zoey.
- Jak ci minął dzień?
- Wspaniale – odrzekła z westchnieniem Granger. – Nareszcie sobie odpoczęłam. Tego mi było potrzeba. Dziękuję, że wziąłeś dzisiaj Zo. A tak swoją drogą, gdzie ona jest?
Ku zdziwieniu kobiety, blondyn parsknął śmiechem.
- Jak Lucjusz wygrał pierwszą partię, mała wręcz narzuciła mu rewanż. Nie wiem, kto ją uczył grać w szachy, ale jest naprawdę niezła. W każdym razie w drugiej turze to ona zwyciężyła. Skończyli zaledwie – w tym miejscu spojrzał na zegarek – dwadzieścia minut temu. Chciałem ją już zabrać do domu, ale tym razem ojciec się wściekł. Przy Z. zachowuje się jak dziecko.
Hermiona mimowolnie zachichotała, ponieważ wyobraziła sobie oburzoną minę pana Malfoya, który został pokonany przez dziewięciolatkę. Właściwie to nie zdziwiła się za bardzo tym ewenementem, bo Zo już od najmłodszych lat ciągle grała w szachy. Z Harrym, z jego pracownikami, z Blaise’em. Pamiętała, że czasami żałowała, że pokłócili się z Ronem. Mężczyzna byłby wniebowzięty, gdyby mógł zagrać partyjkę z kimś naprawdę dobrym.
- Słuchasz mnie, Hermiono? – zapytał Draco, machając ręką przed jej twarzą, co wybudziło ją z transu. Popatrzyła na niego przepraszającym wzrokiem. – Tak, jak już mówiłem, ich ostatnia gra zaczęła się ciągnąć i ciągnąć, bo nikt nie chce przegrać. Narcyza więc wpadła na pomysł, żeby mała po prostu została u nich na noc. Zanim Z. i Lucjusz skończą te swoje głupie rozgrywki, ona po prostu padnie ze zmęczenia.
Panna Granger przez moment milczała, by wreszcie pokiwać powoli głową.
- Dobrze. To w sumie będzie najlepsze wyjście. Ale Draco – zająknęła się – nie musiałeś się fatygować.
- Jak to? Lepiej żebyś nie wiedziała, gdzie jest Z.?
- Nie, nie – zaprzeczyła, odruchowo kręcąc głową – nie to chciałam powiedzieć. Chodziło mi, że nie musiałeś się tutaj osobiście teleportować. Wystarczyło zadzwonić.
Kobieta uśmiechnęła się niewinnie.
- Musiałem.
- Dlaczego?
- Bo najwyższy czas dowiedzieć się, na czym stoimy – stwierdził stanowczym, choć miękkim głosem. – Musimy porozmawiać.
Blondyn był lekko zdenerwowany, bowiem nie miał pojęcia, w jaki sposób Hermiona przyjmie jego wyjaśnienia i… czyny. Przestąpił z jednej nogi na drugą, tym samym zmieniając ciężar nacisku.
- Już próbowaliśmy rozmawiać, Draco – rzekła, zakładając ręce na piersi i bacznie wpatrując się w mężczyznę przed sobą. W głowie zawitała jej myśl, że blondyn niezwykle pięknie prezentuje się w otaczającej go poświecie, ale szybko ją odrzuciła. – Daj spokój. Za żadne skarby nie potrafimy dojść ze sobą do konsensusu. Dobrze wiesz, że nasze rozmowy zawsze kończą się kłótnią.
- Nie zawsze…
Hermiona zmarszczyła czoło, ale kiedy uświadomiła sobie, o jakiej dokładnie rozmowie mówi Draco, zarumieniła się niczym dojrzała piwonia. Spuściła nawet głowę, żeby włosy zakryły jej różowe policzki.
- Spójrz na mnie – zaczął raptownie blondyn, czym zaskoczył nie tylko siebie. – Będziemy musieli porozmawiać więc trochę inaczej, żeby się dogadać. 
- Inaczej?
- Tak – potwierdził i zrobił parę kroków do przodu. Stał teraz na wyciągnięcie ręki od Hermiony. – Zanim moja matka zaproponowała, żeby Z. została w Malfoy Manor, zaczęła się mnie wypytywać o ciebie. Nie mam pojęcia dlaczego, nawet nie pytaj. Oczywiście nie za bardzo wiedziałem, co mam odpowiadać, więc po prostu milczałem. Wreszcie Narcyza zdradziła mi pewną ciekawostkę o kobietach. Powiedziała, że… Mogę przeprowadzić pewien eksperyment?
Nagłą zmianą tematu Draco sprawił, że Hermiona wpatrywała się w niego w skupieniu. Mogłoby się wydawać, że w pewnym sensie przyswajała rewelacje, którymi obdarzył ją mężczyzna. Raptem zdając sobie sprawę, że ten o coś zapytał, odchrząknęła. Jej brwi powędrowały ku górze, ale niepewnie kiwnęła głową, wyrażając tym samym zgodę na działanie.
Z przerażeniem zarejestrowała, że Malfoy bez uprzedzenia wręcz się na nią rzucił. Popchnął ją w kierunku stołu i mocno przycisnął do blatu. Hermiona jak przez mgłę poczuła bolesne zbicie kości ogonowej, ponieważ w tym momencie liczył się tylko jego zniewalający zapach i ten szary, przeszywający wzrok.
- Co ty…?
Chciała coś jeszcze dodać, ale uniemożliwił jej to drżący głos.
- Powiedziała, że jeżeli kobieta w dość jednoznacznej sytuacji nie będzie potrafiła zapanować nad emocjami, to znaczy, że czuje coś więcej…
Draco momentalnie odsunął się od panny Granger, ale nie spuszczał z niej wzroku. Jego nieodgadniony wyraz twarzy również nie pomagał Hermionie się skupić. Westchnęła więc mimowolnie, nie widząc sensu w dalszym kłamaniu. Poddała się, a zarazem postanowiła po tylu latach wreszcie wyznać mu prawdę. Miała tylko nadzieję, że mężczyzna przez to nie przestanie spotykać się z Zo.
- No cóż – odchrząknęła, nie bardzo wiedząc, jak dokładnie zacząć – Narcyza miała rację. Niestety, moje uczucia w stosunku do ciebie nie zmieniły się od siódmej klasy. A uwierz mi, bardzo chciałam nad nimi zapanować. I ciągle chcę i próbuję, ale po prostu nie potrafię.
Przerwała, czując się najzwyczajniej w świecie głupio. Nie pomagało jej również zachowanie Malfoya polegające na staniu i patrzeniu.
- Idź już, Draco, wystarczająco się dzisiaj zbłaźniłam. Dziękuję, że powiadomiłeś mnie o Zo, ale…
Nie dane jej było dokończyć, ponieważ nagle poczuła, że ponownie wpada na ten cholerny blat stołu. Na ustach poczuła wargi blondyna, a jego ręce mocno przycisnęły ich ciała do siebie.
- Draco! Co ty najlepszego robisz?!
Hermiona starała się wyrwać z jego żelaznego uścisku, ale bezskutecznie. Sprawiła jedynie, że na twarzy Malfoya pojawił się szeroki uśmiech, a jego oczy zaczęły niebezpiecznie błyszczeć.
- Moje też.
- Co twoje też?
- Moje uczucia też się nie zmieniły.
Draco ponownie złożył pocałunek na wargach dziewczyny, ale tym razem zrobił to o wiele spokojniej. Pragnął na zawsze zapamiętać ich lekko kwaskowaty smak, który wywoływał spustoszenie w całym jego organizmie. Panna Granger czuła się za to, jakby śniła. Bała się, że każdy kolejny dotyk może ją obudzić. Z trudem oderwała się od Malfoya, tym bardziej że ten coraz mocniej przyciskał ich ciała do siebie oraz do stołu. Chciała coś powiedzieć, cokolwiek, ale blondyn skutecznie jej to uniemożliwił. Wydała z siebie okrzyk, kiedy poczuła, że traci grunt pod nogami. Draco najzwyczajniej w świecie wziął ją na ręce i powolnym krokiem, nie przestając całować jej szyi, zaczął kierować się w stronę schodów.
- Postaw mnie – zaczęła stanowczo, lecz zdradziły ją kąciki ust unoszące się do góry – przecież sama umiem chodzić!
- Żebyś jeszcze uciekła i zostawiła mnie tutaj samiutkiego? Nie ma mowy! Tym bardziej że przerabialiśmy już kiedyś podobny scenariusz, pamiętasz?
Hermiona mimowolnie zachichotała.
- Które drzwi są od twojej sypialni? – zapytał bez ogródek, przygryzając płatek ucha kobiecie. – A zresztą, nieważne. Może być każdy pokój. Wystarczy nam łóżko.
- Mówisz poważnie?
- A wyglądam, jakbym żartował?
I jakby na potwierdzenie swoich słów, postawił ją z powrotem na podłodze i powoli zaczął błądzić rękami po jej ciele. Zaczął nawet rozwiązywać biały szlafrok, ale Hermiona skutecznie mu to uniemożliwiła. Odsunęła się od niego tylko o milimetr, by móc złapać głęboki oddech i choć trochę ochłonąć. Nie mogła myśleć, kiedy każda część ciała wręcz ją paliła, szukając bliskości i dotyku.
- Nie uważasz, że powinniśmy porozmawiać?
- Kobieto – jęknął Malfoy – co ty masz do tych rozmów? Później będzie na nie czas. Teraz mamy o wiele ważniejsze rzeczy na głowie. Hermiono, no! Okażże mi litość! Czekałem na ten moment już…
Granger zamknęła mu usta pocałunkiem.
- Drzwi na lewo – dodała jeszcze za pamięci, zanim jej myśli zajęły się całkiem czymś innym.
Z każdym kolejnym dotykiem, pocałunkiem, czuła się, jakby rosły w niej skrzydła. Czuła się wolna, a zarazem przepełniona przeróżnymi uczuciami i emocjami, które ciągle się w niej kumulowały. Od kiedy Zo przyszła na świat, wręcz nie śmiała marzyć o czymś podobnym. Zawsze na pierwszym miejscu była córka. I oczywiście nadal będzie, bez względu na to, jaki scenariusz pisze los dla niej i Draco.
Czując, że zbyt szybko zaczyna brakować jej warstw ubrań na ciele, oderwała się od ust blondyna. Spod rzęs patrzyła prosto na jego twarz, na której malowało się naprawdę wszystko: niedowierzanie, podniecenie, euforia.
- Obiecaj mi coś – zaczęła, ale kiedy ten nic nie odpowiedział, dodała: - Obiecaj, że już nas nie zostawisz. Nigdy.
- Przyrzekam. Zresztą, wiesz przecież, że obie z Z. jesteście dla mnie najważniejsze. Kocham was, moje drogie panny Granger.
Chcąc przypieczętować obietnicę, pocałował Hermionę delikatnie w czoło. Przez chwilę milczeli, w skupieniu przyglądając się sobie nawzajem. Ku zaskoczeniu obydwojga, szatynka zaczęła się nagle chichotać.
- Co? 
-  To się Zo zdziwi rano – stwierdziła lekko, lecz widząc zmarszczone czoło blondyna, zaczęła wyjaśniać: - Bo zobaczy jutro ciebie w moim łóżku. Aż się boję tych jej niewinnych pytanek. Swoją drogą, czy ciebie też nimi obarczała?
Draco zaczął się niepohamowanie śmiać.
- Jak zapyta o cokolwiek związanego z seksem, odpowiemy jej, że moja pszczółka zapylała twój kwiatek.
Hermiona na moment wybałuszyła oczy, lecz po chwili wtórowała mężczyźnie. Domyśliła się, że blondyn przeprowadził z ich córką tę szczególną rozmowę, której boją się wszyscy rodzice. W tym momencie ogarnął ją żal, że nie była przy tym obecna.
- Poza tym zawsze możemy rano zadzwonić do moich rodziców, żeby przetrzymali ją w domu do, powiedzmy, kolacji – zaproponował Draco z błyskiem w oku i ponownie rozpoczął zabawę z sutkami Hermiony. Kobieta jęknęła mimowolnie.
I już żadne z nich nie spało tej nocy.

20 komentarzy:

  1. więc. ocham szczęśliwe zakończenia i twojego Malfoya. Aż nie wiem,co napisać. Kompletna rozdzina i jest ok.
    Tylko niech Balise nie będzie miał kłopotów z żoną, przez Draco.
    A kiedy epoilog??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się w takim razie. Szczerze powiedziawszy, to nie przewidywałam innego zakończenia. A epilog dzisiaj albo jutro, bo dopiero wróciłam. :P

      Usuń
  2. O jej .. Koniec już ? Hej ! Ja jeszcze nie chce ! Ah chce już Zobaczyć co będzie z Z. :) !
    Nieee no nie wierzę że został jeszcze tylko epilog .. ;(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, koniec, nareszcie! Już się doczekać nie mogłam. Można wreszcie zająć się czymś innym. :) No ale tak szczerze to wszystko zawsze się kończy i chyba lepiej tak niż porzuceniem, prawda? :D

      Usuń
  3. Szkoda, że już koniec :D Zawsze się rozkręca opowiadanie już pod sam koniec :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz czekam na koniec Twoich opowiadań. Jedno przecież doprowadziłaś do końca. :P

      Usuń
  4. Ah, nie spodziewałam się takiego zakończenia. Zoey jako mistrzyni szachów, nieźle, nieźle, biedny Lucjusz, przegrać z ośmioletnim dzieckiem, to wstyd na całą rodzinę ;p
    Aż trudno uwierzyć, że do końca pozostał tylko epilog. Co ja bd czytać jak to opowiadanie się skończy? Dobra, nie marudzę już ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tak z czystej ciekawości, to myślałaś, że jakie ono będzie? :) Epilog pojawi się już dzisiaj, więc... Właściwie to koniec. Definitywny. :D

      Usuń
  5. o masakra! to koniec? ej no pociągnij dalej! ja chciałabym zobaczyć minę Z! :D ale super Ci to wyszło :D Zo mistrzem gry w szachy! ha ha ha po kim to ma? :) a najzabawniejszy moment jak Bliase powiedział Draconowi że ten się jutro żeni z Hermioną! no padłam jak przeczytałam! genialne! buziak :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie! Cieszę się, że historia się spodobała, serio. I że zakończenie. Ciężko mi szło jego pisanie, tak przy okazji. :P
      Mnie też to śmieszyło, szczerze mówiąc. XDD

      Usuń
  6. Szkoda, że to już koniec, ale ten odcinek powalił mnie na kolana. Najpierw pijany Malfoy święcie przekonany,dzięki Blaisowi, że naprawdę bierze ślub z Hermioną i ten wieczór był jego wieczorem panieńskim, a potem Lucjusz, który przegrał z ośmiolatką. To musiało być dla niego druzgocące. A końcówka...po prostu cud, miód i orzeszki ;).
    Naprawdę szkoda, że to już koniec, ale nie mogę się doczekać epilogu.
    Pozdrawiam,
    [corka-huncwota]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba wieczorem kawalerskim. :PP
      Dzięki wielkie! A w ogóle to z całego rozdziału wszyscy zapamiętali tylko ten moment z rzekomym ślubem Hermiony i Draco, a potem fakt, że Zo jest dobra w szachy. No nieźle. XD

      Usuń
  7. Ja to mam szczęście,jak zawsze zresztą!:( Trafiłam na takie świetna opowiadanko(od razu przeczytałam wszystkie rozdziały) a tu koniec?Jak możesz się tak znęcać nad ludzmi?;DJa chce więcej i więcej Twoich opowiadań!Dlatego mam nadzieje że po skończeniu tego znaczniesz jakieś nowe równie świetne jak to;)Ja sama zastanawiam się czy nie wrócić do pisania bloga .. ;)

    Pozdrawiam,Effy;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, to miłe. :P Ale już dzisiaj pojawił się epilog, więc zapraszam! I nie straciłaś zbyt wiele. :D

      Usuń
  8. Ja od razu jak przeczytałam miałam skomentować, ale jakoś, no cóż... byłam zmęczona i nie dałam rady.
    Na początek powiem tak: a już się bałam, że jednak nie będą razem. Nie powiem, że się cieszę, że to koniec, bo się nie cieszę, ale myślę, że nie ma sensu tego przeciągać w nieskończoność. Ten moment jest moim zdaniem idealny na zakończenie, przepraszam za brak interpunkcji w tym zdaniu, ale po prostu mi się nie chce myśleć.
    Też bym się upiła na jego miejscu. Też bym próbowała kogoś wyrwać wiedząc, że straciłam coś ważnego. Jednak pewnie, uciekłabym i nie walczyłabym o to, co wywalczył Malfoy. Ja byłabym takim tchórzem, jakim, moim zdaniem, była Hermiona.
    Podsumowując opowiadanie: jedno z najlepszych, jakie czytałam. Z uśmiechem na twarzy przyglądałam się sytuacji Draco, Hermiony i Zoey. Bałam się, że jednak nie będą razem... Cieszę się, ze stało się inaczej. Pozdrawiam, Poem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę, Poem, aż łezka mi się w oku zakręciła. Dziękuję za te wspaniałe słowa. Dla nich naprawdę warto skończyć opowiadanie. :P W każdym razie sama też porównywałam się do sytuacji Draco i Hermiony, ale nie doszłam w końcu do żadnych wniosków. To przecież tylko bajka. ;)

      Usuń
  9. Zakończenie mnie zabiło. Siostrzyczko, nie tego się po Tobie spodziewałam.;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że nie tego, ale obiecuję poprawę. ;)

      Usuń
  10. Początek i opis zachowania Draco mnie rozbroił - wiem facet cierpiał ale w tym swoim cierpieniu był przezabawny. Zo w końcu postawiła na swoim

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się zatem i zarazem doskonale Cię rozumiem. Sama nie mogę, kiedy widzę pijanego w sztok faceta, bo nie potrafi inaczej poradzić sobie z problemem. Mimo wszystko to śmieszne. :)
      Ano, postawiła i wyszło na jej. XD

      Usuń