Strony

2 listopada 2016

Dziewczynka z ulicy (24)

Rozdział XXIV
           
Obudziło mnie mocne szturchanie w ramię. Przekręciłam się na bok, ale byłam tak zmęczona, że nawet nie otworzyłam oczu. Kiedy jednak poczułam poduszkę  przyciśniętą do twarzy, przez co nie mogłam złapać powietrza, zaczęłam wierzgać rękoma i nogami. Ewidentnie kogoś kopnęłam, bo uścisk zelżał, a po pokoju przeszedł głośny jęk bólu. Usiadłam skołowana.
- Czyś ty kompletnie zwariował, dupku?! – krzyknęłam, dostrzegając skurczonego i trzymającego się za brzuch Ashtona. – Jeżeli chciałeś mnie zabić, są na to bardziej radykalne sposoby!
- Kurwa. Chciałem cię obudzić, ale spałaś jak zabita. Chrapałaś.
- Nie chrapię.
- Skąd niby masz wiedzieć, skoro kiedy chrapiesz, to śpisz? – warknął poirytowany, nadal trzymając się za brzuch. – Kop prosto w żołądek. Ja pierdole, ale nakurwia.
- Wyrażaj się!
Nie odezwałam się więcej, nie chcąc się niepotrzebnie kłócić i denerwować od rana.
- Skoro już raczyłaś wstać, to się zbieraj.
- Co?
- Jest wpół do ósmej, więc jeżeli chcesz zdążyć…
- CO?! – wykrzyknęłam, szybko spoglądając na zegarek. Faktycznie, dupek się nie mylił. Zaspałam. Niczym z procy wyskoczyłam z łóżka i łapiąc z szafy ubrania, zamknęłam się w łazience. Po dziesięciu minutach już zbiegałam na dół. Zdążyłam tylko wyszczotkować zęby, rozczesać włosy i się ubrać. O śniadaniu nie było nawet mowy, skoro chciałam dojść do szkoły na czas, a czekał mnie jeszcze piętnastominutowy spacer.
W trakcie ubierania dobiegł mnie krzyk Ashtona.
- Czekaj chwilę!
- Trochę mi się spieszy, jakbyś nie zauważył – zironizowałam, ale posłusznie zaczekałam, przestępując z nogi na nogę. Po chwili w korytarzu pojawił się Ashton, z połową kanapki w buzi i zarzuconą niechlujnie torbą na ramieniu. Złapał kurtkę i kluczyki z szafki, po czym włożył buty.
- Podwiozę cię.
- Co? – Zmarszczyłam czoło. – Dlaczego?
- Bo mam taki kaprys, dziewczynko z ulicy – westchnął ociężale. – Matka mi kazała.
To wszystko wyjaśniło, więc powoli kiwnęłam głową. Uśmiechnęłam się niepewnie.
- Dziękuję. I… przepraszam. No wiesz, za tego kopniaka.
- Spoko – powiedział, machnąwszy ręką. – Poza tym i tak chciałem pogadać.
- Zajeżdżamy jeszcze po kogoś?
Wsiedliśmy do samochodu, a Ash ruszył. Tym razem jechał spokojnie, za co byłam mu przeogromnie wdzięczna. Najwyraźniej nie chciał, żebym znów dostała ataku. Na chwilę w mojej głowie pojawiła dziwna myśl, że Ashton w sumie nie jest aż taki zły. Szybko jednak się zrehabilitowałam, przypominając sobie jego zachowanie sprzed paru dni.
- Twój Mickey ma już swoje auto, więc może jeździć sam.
Wywróciłam oczami, słysząc tą ironiczną wypowiedź.
- A Luke albo Calum?
- Jadą z twoim Mickeym.
- Nie bądź wredny – zwróciłam mu uwagę, prychając. Przecież to był jego przyjaciel, nie? – O czym chciałeś pogadać?
- O Wilson, a o czym?
- No dobra. O co chodzi? – Rozsiadłam się wygodniej w samochodzie, bacznie przyglądając się jego profilowi.
- Idę razem z Wilson na imprezę do Mike’a.
Powiem szczerze, zaskoczył mnie tym wyznaniem.
-To chyba dobrze?
- Zajebiście, tylko nie uważasz, że to trochę dziwne? – Zerknął na mnie kątem oka.
- Dziwne? Nie, dlaczego?
Czyżby Ashton był na tyle inteligentny, by domyślić się, że coś przeciwko niemu knułyśmy? Poczułam zimne poty, ale nie dałam niczego po sobie poznać. W każdym razie taką miałam nadzieję.
- Co ty jej tak właściwie nagadałaś?
- Nieważne. Ważne, że zadziałało – postanowiłam grać na zwłokę.
- Wilson mnie nienawidziła, dziewczynko z ulicy. Jakim cudem więc tak szybko zgodziła się, żeby się ze mną umówić?
- Uwierzysz, że posiadam dar przekonywania?
- Ta, jasne – prychnął, wywracając oczami. – A ja jestem królową elfów.
- W to akurat nie uwierzę. Co najwyżej mógłbyś być królem, a nie królową – zaśmiałam się cicho ze swojego nędznego żartu. Ashtonowi chyba się nie spodobał, bo zgromił mnie wzrokiem. – Daj spokój. Umówiliśmy się, że mam ją do ciebie przekonać, a jak widzisz, doskonale mi idzie. W umowie nie było niczego o ujawnieniu planu działania. Czy akurat w tym przypadku możesz mi zaufać?
Pytanie to rzuciłam niby od niechcenia, choć w głębi ducha modliłam się, by nie brnął dalej w ten temat. Byłam beznadziejnym kłamcą. I gdyby Ashton się postarał, bez problemu odkryłby całą prawdę. A przecież nie mogłam na to pozwolić.
Zajechaliśmy pod szkołę, a Irwin zręcznie zaparkował pod drzewem i zgasił silnik. Rozpiął pasy, ale jeszcze nie wysiadł. Za to odwrócił się i dokładnie zlustrował wzrokiem moją osobę. Najdłużej zatrzymał się jednak na nogach, na co się lekko zawstydziłam. Dzisiaj po raz pierwszy od… w zasadzie od zawsze, ubrałam sukienkę. Na dworze było nadzwyczaj ciepło, a nie chciałam znów pocić się w jeansach. Sukienka była w odcieniu beżu, lekko obcisła u góry, a u dołu rozkloszowana, ale zwiewna. Typowa wiosenna kiecka, zironizowałam w myślach.
- Zaczęłaś się normalnie ubierać, dziewczynko z ulicy? – zagadnął wrednie.
Czyli postanowił nie odpowiadać na moje wcześniejsze pytanie? Mogłam się tego spodziewać. Jeżeli rozmowa stawała się zbyt poważna, Irwin wolał ją pomijać, a najwyraźniej zaufanie należało do zakazanych tematów. 
- Ashton-dupek wrócił.
- On nie wrócił, bo ciągle tu był.
-Ha, ha, zabawne – zironizowałam. – Boki rwać. Dzięki za podwózkę. I za obudzenie.
- Luz.
Bez dalszych słów wysiedliśmy z samochodu. Ruszyłam przed siebie pewnym krokiem, chociaż mogłam przysiąc, że Ashton jeszcze chwilę się na mnie pogapił, nim odszedł w przeciwnym kierunku. Przeszłam parę kroków, nim dopadł mnie Isaac.
- Nie uwierzysz! Wiesz, z kim się umówiła Mel?!
- Tak, wiem. Z Ashtonem – odpowiedziałam zdziwiona, że on o tym wiedział. – Powiedziała ci?
- No właśnie nie!
- To skąd wiesz? – zapytałam jawnie zainteresowana. Czyżby rozmawiał z Calumem, Hemmingsem albo, nie daj Boże, z samym Irwinem?
- Od Adama.
- Kim, do cholery, jest Adam?
- Taki jeden z mojej klasy. – Issy wzruszył ramionami, po czym pociągnął mnie w stronę szafek.
- A skąd on wiedział?
- Tak właściwie cała szkoła wie. Nikt nie mówi o niczym innym od samego rana. Myślałem, że to głupi żart, ale skoro ty potwierdziłaś… Czy ona do końca zwariowała? Już nie pamięta, co ten dupek jej zrobił i jak przez niego płakała?!
Nie wiedziałam, co na to odrzec.
- Może miała jakiś ważny powód? – zapytałam bez większego przekonania.
- Tak? Niby jaki?! – warknął zły. – Już ja sobie z nią poważnie porozmawiam. A Irwin dostanie w mordę, że znów próbuje tych swoich durnych sztuczek na mojej przyjaciółce.
- Nie! – krzyknęłam za bardzo pochopnie. Powinnam wpierw to przemyśleć, bo w tej chwili Isaac stał ze zmrużonymi oczami i założonymi rękoma na piersiach, wpatrując się we mnie uważnie.
- Dlaczego? Sama go nienawidzisz. Dobrze wiesz, że mu się należy.
- No wieem – przeciągnęłam wyraz. Wreszcie westchnęłam. Nie było sensu kłamać, a szczególnie Isaacowi. Był najbliższym przyjacielem Mel, a moim dobrym kumplem, więc jak najbardziej powinnyśmy wtajemniczyć go w nasz przebiegły plan. Nie pozostało mi nic innego, jak wyznać prawdę. – On dostanie za swoje. Wkrótce.
- Co to znaczy?
- Tak jakby wymyśliłyśmy z Mel plan, żeby zemścić się na Irwinie – wyznałam, po czym opowiedziałam mu o wszystkim od początku. I to dosłownie. Nie pominęłam żadnej ważnej czy mniej ważnej sprawy. W każdym razie miałam taką nadzieję. Przez to wyznanie, spóźniłam się na pierwszą lekcję, dostając słowną uwagę. Mimo wszystko było warto. Isaac z początku nie wydawał się przekonany, ale z każdym kolejnym słowem nasz plan coraz bardziej mu się podobał. Oczywiście, wkurzył się, że nie dowiedział się o nim wcześniej, ale w zasadzie nie robił wyrzutów. Zrozumiał. W razie czego zaoferował również swoją pomoc, za co w podziękowaniu dostał najszerszy i najbardziej radosny uśmiech, na jaki było mnie stać.

*

- Luke? Wszystko w porządku? Jesteś strasznie blady – zagadnęłam Hemmingsa siedzącego przy kasie i bezwiednie wpatrującego się w bliżej nieokreślony punkt po prawej.
- Ta.
- Zachowujesz się dzisiaj dziwnie.
- Nie znasz mnie. Nie wiesz, jak zachowuje się normalnie – mruknął nieprzyjemnie, na co wywróciłam oczami. Odkąd przyszłam do pracy, Luke odnosił się do mnie strasznie opryskliwie. Wcześniej bym nawet na to nie zwracała uwagi, ale przecież sam chciał rozejm. Jak w takim razie miałam rozumieć tę sytuację? I niech teraz ktoś powie, że to kobiety są niezrozumiałe i niezdecydowanie!
- Może i tak, ale bycie wrednym z zasady nie jest normalne.
-  Jestem wredny?
- Tak – przyznałam, podchodząc bliżej. – Dobrze się czujesz? Może wyjdziesz wcześniej. Mogę pozamykać. Wiem już, jak działa kasa, a i…
Luke machnął ręką.
- Daj spokój. Nic mi nie jest. Po prostu mam zły dzień, to wszystko.
- Aha – odparłam niezbyt rezolutnie. Na ten moment tylko na tyle było mnie stać.
- Dobra, skończmy temat – zarządził, raptownie wstając. – Za pół godziny fajrant, więc pomóż mi posprzątać, to wypuszczę cię szybciej. Możesz pomopować podłogę?
Ochoczo kiwnęłam głową, zabierając się do roboty. Z jednej strony cieszyłam się, że Luke wypuści mnie wcześniej, ponieważ na dzisiaj umówiłam się z Ashtonem na korepetycje. A wiadomo, że im szybciej zaczniemy, tym szybciej skończymy. Musiałam dzisiaj jeszcze napisać esej na angielski, a nie chciałam siedzieć po nocy. Z drugiej strony jednak trochę szkoda zrobiło mi się Hemmingsa. Był niesamowicie przygnębiony w towarzystwie, więc nawet nie chciałam myśleć, jak zachowywałby się w samotności. Chyba nie odważyłby się zrobić czegoś głupiego, czego później mógłby żałować, prawda?
- Luke… - zaczęłam niepewnie, kiedy już miałam wychodzić. – Wiem, że się w zasadzie dobrze nie znamy, ale jeżeli kiedyś będziesz chciał pogadać…
- Ta, nie trzeba. Dzięki.
- Na pewno?
- Jasne. Idź już. Ash się wkurzy, jak się spóźnisz.
Zmarszczyłam czoło.
- Wiesz o tych korkach? – zapytałam lekko zdziwiona. Skoro Hemmings wiedział, mogła wiedzieć i reszta szkoły.
- No pewnie. Swoją drogą to miłe z twojej strony, że pomagasz mu zdobyć Wilson – powiedział niby luźnym tonem, choć w jego głosie wyczułam dziwną nutkę. Może był zazdrosny o Mel? Wywróciłam oczami na te głupie myśli. Przecież oni się nie znosili. Chyba nawet bardziej niż ja i Ashton.
- Taaak. Jasne. Cześć.
- Na razie.
Po tym suchym pożegnaniu jak najszybciej wyszłam ze sklepu. Cieszyłam się, że na dworze nadal było jasno, ponieważ szłam przez dziwne uliczki, którymi po nocy bałabym się przejść. Włożyłam słuchawki do uszu, włączając muzykę. Jak dobrze, że Maxie pozwolił mi je zatrzymać. Stwierdził, że ma jeszcze jedną parę, a ta mu nie jest potrzebna, więc mogę ją wziąć. Spacer z muzyką w tle to ostatnio jedno z moich ulubionych zajęć. Zaczęłam podśpiewywać i podskakiwać jak głupia, przez co ulicę przed domem Irwinów się wyrżnęłam. Wylądowałam wprost na chodniku, zdzierając sobie przy tym kolana i dłonie. W tym momencie jak nigdy przeklinałam wszelkie sukienki. Raz w życiu taką założyłam i się wywaliłam. Po prostu pięknie, Delilah, pomyślałam gniewnie. Wstając na nogi, syknęłam z bólu. Z kolan leciała krew, ale na szczęście nie aż tak bardzo. Jakoś doczłapałam się do domu, ciągle przeklinając.
Od razu poszłam do pokoju, nie chcąc, by ktokolwiek zobaczył, jaka ze mnie pokraka. Szybko rzuciłam torbę na łóżko i weszłam do łazienki. Usiadłam na krawędzi wanny i wodą starałam się przemyć ranę.
- Cholera!
Bolało gorzej niż można było się spodziewać.
- Słuchaj, dziś nie… - W drzwiach łazienki stanął Irwin, po czym przyjrzał mi się dokładnie. Jego wzrok powędrował na poobdzierane kolana. – Co ci się stało?
- Nic.
- Przecież widzę.
Podszedł bliżej i dokładniej przyjrzał się moim nogom
- Nic mi nie jest.
- Ale ty jesteś uparta, dziewczynko z ulicy – jęknął poirytowany. – Zwykłą wodą nic nie zdziałasz. Trzeba użyć utlenionej, żeby nie wdało się zakażenie.
- Taki z ciebie znawca? – Wywróciłam oczami.
Ashton za to jedynie prychnął, po czym bez słowa wyszedł. Myślałam, że dał mi spokój, więc dalej starałam się umyć te przeklęte kolana - na szczęście już przestałam krwawić. Pomyliłam się jednak, ponieważ dwie minuty później wrócił razem z wodą utlenioną i plastrami.
- Masz.
- Dzięki – odparłam niechętnie, ale posłusznie polałam ranę wodą utlenioną. Zaczęło się pienić, a ja syknęłam z bólu. – Cholera, ale piecze!
- Przeżyjesz. W każdym razie dzisiaj odwołuję korki.
- Co? Czemu?
- Umówiłem się z Darią – odpowiedział, jakby to była najjaśniejsza rzecz na świecie.
- Co? Z tą cycatą Darią? Przecież mówiłam ci, żebyś się z nikim nie spotykał. Popsujesz całą moją pracę, dupku.
Ashton groźnie zmrużył oczy.
- Chuj mnie obchodzisz.
- Świetnie! – warknęłam zirytowana, wstając na równe nogi. Kompletnie zapomniałam o piekących kolanach. – W takim razie sam lataj za Melody i kłam, żeby cię polubiła! Dobrze wiesz, że jak to wyjdzie na jaw, wszystko diabli wezmą!
- Nie mów mi, co mam robić, dziewczynko z ulicy – powiedział groźnym tonem, podchodząc bliżej. Staliśmy naprzeciwko i mierzyliśmy się złowrogimi spojrzeniami.
- Świetnie – powtórzyłam. – Radź więc sobie sam.
- Pamiętaj, że musisz jakoś zdać matmę.
- Zaczęłam zarabiać, więc jakoś uzbieram na normalnego korepetytora, który nie odwołuje zajęć, bo chce pobzykać – podniosłam głos. Sama nie wiedziałam, dlaczego się tak zdenerwowałam. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, co powiedziałam, więc niemal natychmiast na moją twarz wstąpił duży rumieniec.
- Jesteś zazdrosna? Pewnie sama byś chciała być na miejscu Darii.
Uśmiechnął się chytrze, a mi aż oczy wyszły z orbit.
- Chyba żartujesz! Nigdy w życiu, dupku. Wołami by mnie nie zmusili, żebym cię pocałowała. O seksie już nie wspominając.
- A ty znowu cała czerwona. Można pomyśleć, że naprawdę jesteś dziewicą, dziewczynko z ulicy.
Nie odpowiedziałam, mimowolnie odwracając wzrok.
- Naprawdę jesteś dziewicą?! – wykrzyknął zaskoczony swoim odkryciem, po czym roześmiał się głośno. – No, no, kto by się spodziewał!
- Nic o mnie nie wiesz.
- A jednak już coś wiem – nadal się śmiał. – Przynajmniej się kiedyś całowałaś?
- Tak! – warknęłam zirytowana, nagle przypominając sobie sytuację z wczoraj z Arturem w roli głównej. – Ale to nie twoja sprawa, dupku!
- Ciekawe, jak zareaguje na to reszta szkoły…
- Nie zrobisz tego! Inaczej powiem o wszystkim Mel. A już szczególnie o Darii.
- I tu się mylisz.
- Co? Wcale nie. O wszystkim się dowie, masz moje słowo – brnęłam dalej, zakładając ręce na ramiona. Starałam się wyglądać przekonująco groźnie.
- Pamiętaj o matematyce. Poza tym teraz znam twój jeden sekret, który może poznać naprawdę sporo innych osób. W tym twój Mickey i Holt.
- Co? A co oni mają z tym wspólnego?
Nie rozumiałam.
- Kto chciałby się spotykać z kimś tak niedoświadczonym, dziewczynko z ulicy?
- Co?! Ty sądzisz, że ja i… - zaśmiałam się głośno. – Jesteś taki głupi, Ashton.
- A co? Nie mam racji? Na pewno na któregoś z nich lecisz. Na razie obstawiam Holta, ale mogę się mylić…
- Jesteś zazdrosny, dupku? – powtórzyłam pytanie, które zadał mi jakiś czas temu. Był tak zdziwiony i zły, że aż zacisnął usta w wąską linie. Ja za to miałam naprawdę niezły ubaw. Ta rozmowa coraz bardziej zaczęła mnie bawić, była tak bezsensowna.
- Chyba żartujesz, przybłędo!
Wywróciłam oczami.
- Dobra, skończyłam z tobą rozmawiać, dupku. Wyjdź i zostaw mnie samą. I pamiętaj, jeżeli pójdziesz do Darii, nasz układ się skończy. Wcale nie żartuję. Poza tym jestem w stanie się dowiedzieć, czy się z nią przespałeś, czy nie. A teraz żegnam.
Wypchnęłam go z łazienki i zakluczyłam drzwi. Oparłam się o umywalkę i przemyłam twarz wodą. Usłyszałam trzaśniecie, co oznaczało, że Irwin opuścił również mój pokój. Dzisiejszy dzień był jednym wielkim nieporozumieniem, pomyślałam. Jak nigdy pragnęłam by się skończył, ale przecież czekał na mnie jeszcze esej z angielskiego. Westchnęłam głośno, wyszłam z łazienki, usiadłam przy biurku i zabrałam się do roboty. 
Nie cierpiałam tej cycatej lali mogącej zniszczyć cały nasz plan!

7 komentarzy:

  1. Wygląda na to, że Isaac okazał sie być fałszywym przyjacielem; głupia, glupia dziewczynka z ulicy, jakże niedoświadczona.. głupia, głupia ja, że czytam takie opowiadania ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to? Issy to dobry przyjaciel. Głupia ja, że piszę cos takiego. :p

      Usuń
  2. Strasznie szybko? Nie, wydaje mi się, że stopniowo akcja się rozwija. :) Rozdział zdecydowanie mi się podobał.
    Pozdrawiam, P. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie nie wiem. Takie odniosłam wrażenie, ale skoro mówisz, że nie, to nie będę narzekać. ;)

      Usuń
    2. Nie marudź :*
      P.

      Usuń
  3. Ash i Deli to co lubie najbardziej :D:D Meg ;):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie kolejne rozdziały powinny Ci się bardziej spodobać. :)

      Usuń