Strony

11 listopada 2016

Dziewczynka z ulicy (25)

Rozdział XXV

Trwała już druga lekcja, kiedy dostałam sms.
Przestraszona, że ktoś, a szczególnie pan Brown, mógłby usłyszeć wibracje, szybko wyciągnęłam telefon z kieszeni. Wiadomość od Ashtona?
Nic nie było.
Zrobiłam zaskoczoną minę. Dlaczego mi się tłumaczył? Poczułam się dziwnie usatysfakcjonowana, że jednak wybrał naszą umowę, a nie jakąś cycatą laskę. Może zależało mu na Melody bardziej niż chciał przyznać? A co jeśli Ashton zgrywał tylko takiego wulgarnego, złego chłopaka, w głębi duszy będąc wrażliwym, lecz nieco zagubionym? Ta, jasne, pomyślałam i wywróciłam oczami.
Odpisałam szybko: Cieszę się, po czym całkiem wyłączyłam telefon. Znów wsłuchałam się w omawiany przez Browna temat, ale kiedy kazał nam zrobić zadanie w parach, nie potrafiłam się powstrzymać.
- Pamiętasz, jak ci mówiłam, że Ashton poszedł do tej Darii? – zagadnęłam, pochylając się ku Mel.
- No.
- Okazuje się, że nic się nie działo.
Melody uniosła brwi ku górze.
- Skąd wiesz?
- Przed sekundą mi napisał w esemesie.
- Mówisz, że dupek ot tak ci wyznał, że niczego z Darią nie robił? Tak po prostu? – pytała, jakby do końca nie mogła tego pojąć. Tylko czemu?
- No tak – przytaknęłam. – Co w tym dziwnego? Poza tym to chyba dobrze, że się powstrzymał, nie? Najwyraźniej musi mu na tobie zależeć bardziej niż przypuszczałyśmy.
Melody zmarszczyła czoło.
- Chyba nie na mnie mu zależy.
- Co? A niby na kim?
- Na tobie, Deli? – powiedziała tonem, jakby była to najjaśniejsza sprawa na świecie.
Otworzyłam szeroko oczy i parsknęłam głośno śmiechem. Szybko się jednak zreflektowałam, przypominając sobie o nauczycielu siedzącym cztery stoliki dalej. Bardziej nachyliłam się ku Mel.
- Proszę cię, przecież on mnie nienawidzi. Zresztą z wzajemnością. Najchętniej to w ogóle wypleniłby takie osoby jak ja.
- No nie wiem… - brzmiała niepewnie.
- Serio, Mel? Naprawdę uważasz, że ktoś, kto mnie ciągle wyzywa, panoszy się, obraża i traktuje jak śmiecia, mógłby poczuć coś więcej niż nienawiść?
- W takim razie po co ci to pisał?
- Nie wiem – zaczęłam, po czym dodałam: - Wydaje mi się, że gdyby naprawdę zrobił coś z Darią i jakimś cudem bym się o tym dowiedziała, na pewno bym tego przed tobą nie ukryła. Wtedy jego plan skończyłby się szybciej, niż w ogóle mógłby się zacząć.
- Naprawdę byś mi powiedziała?
- Jasne – odparłam, uśmiechając się lekko.
Mel odwzajemniła uśmiech.
- Deli? – zapytała po paru minutach milczenia, przyciągając tym samym moją uwagę. – Wiesz, że impreza już jutro, prawda?
- No tak. Stresujesz się?
- Bardzo – przyznała. – Najchętniej to w ogóle nie wyszłabym jutro z domu.
- Zawsze możesz zrezygnować, Mel. Jeżeli będziesz się przez to czuła okropnie, nie zmuszę cię.
Pokręciła głową.
- Nie. Już za bardzo zabrnęłyśmy. Poza tym ktoś w końcu musi utrzeć temu dupkowi nosa. Najgorsze, że…
- Tak?
- Pamiętasz, jak ci opowiadałam o tym pocałunku w sklepie? – westchnęła, chowając głowę w dłoniach. Kiwnęłam głową. – Najgorsze, że on też tam będzie.
- Skąd wiesz?
- Jest dość rozrywkową osobą, Deli. Jestem pewna na sto procent, że tam będzie i zobaczy, jak się całuję z Ashtonem.
- A to źle? – zapytałam istotnie zainteresowana. – Przecież sama mówiłaś, że to pomyłka, że się nienawidzicie, i tak dalej.
- Niby tak, ale…
- Ale? – ponagliłam, kiedy milczała dłuższy czas.
- Nic. Nieważne – zaniechała raptownie temat, co z lekka mnie zdziwiło. Możliwe, że Mel zaczęła czuć coś więcej do tej osoby? Sądząc po jej rumieńcach, niewykluczone. W tym momencie jak nigdy rozbudziła moją ciekawość. Kim on, do cholery, był?
- Jedziesz z Ashtonem, prawda?
- Tak. Chociaż wolałabym jechać z tobą i Issym, a spotkać go dopiero na miejscu. Boże, Deli! – jęknęła. – Jutrzejszy dzień to będzie jedna, wielka porażka!
Melody nawet nie wiedziała, że wykrakała.

*

- Delilah!
- Już idę, Penny! – odkrzyknęłam. Zamknęłam książkę od historii, po czym szybko pobiegłam do kuchni. Penelope stała przy kuchence, gotując jakąś dziwną potrawę. W każdym razie pachniało cudownie, aż zaburczało mi w brzuchu. – Jestem. Coś się stało?
- Czy mogłabym mieć do ciebie prośbę, Delilah?
- Jasne! Pomóc ci w czymś, Penny?
- Nie trzeba – uśmiechnęła się serdecznie. Usiadłam przy stole. – Czy dałabyś radę zostać jutro z Maxem? Postanowiliśmy z Tomem zrobić sobie wolne i spędzić wreszcie trochę czasu razem.
Przełknęłam głośno ślinę, lekko pąsowiejąc. Szybko jednak się zreflektowałam.
- Nie ma problemu, Penny. Tylko że pracuję do siedemnastej…
- Wiem, wiem – przerwała. – Mamy rezerwację na dwudziestą w takiej nastrojowej knajpce. Nie mogę się już doczekać, Delilah.
Wydawała się wręcz promieniować, dlatego nie potrafiłam jej powiedzieć, że już miałam plany. Impreza Mike’a, plan i widok całujących się Ashtona i Mel musiał poczekać. Zbyt wiele zawdzięczałam Penelope, by móc jej czegoś odmówić.
- Cieszę się.
Niespodziewanie do kuchni wparował Ashton. Podszedł do lodówki, wyciągnął z niej karton mleka i zaczął pić z gwintu.
- Co na kolację? – zapytał, zaglądając w garnki. – Jestem głodny.
- Krewetki w sosie słodko-kwaśnym z ryżem.
- Ohyda. Przecież wiesz, że nienawidzę krewetek, mamo – wykrzywił się.
- Wiem, dlatego dla ciebie zamiast krewetek jest kurczak.
Ashton nawet nie podziękował. Najzwyczajniej w świecie usiadł przy stole i zaczął bawić się swoim smartfonem. Kopnęłam go pod stołem, na co się skrzywił i rzucił mi groźne spojrzenie. Kiwnęłam głową na Penny, a Ashton jedynie westchnął.
- Dzięki, mamo.
- Och, nie ma sprawy, kochanie – odparła nieco zaskoczona i bez dalszych słów wróciła do garnków. Na jej twarzy wykwitł lekki rumieniec.
- Możesz jutro z nami jechać, Delilah – zaczął nagle Ashton. Przy rodzicach starał się nie nazywać mnie „dziewczynką z ulicy”, co w zasadzie było mądrym posunięciem. Wątpię, czy Tom albo Penny byliby radzi, słysząc tę dziwną ksywkę.
- Gdzie? I z jakimi „nami”?
Nie rozumiałam, o czym on mówił.
- No na imprezę do Mike’a. Jadę przecież z Wilson.
- Ja… ja nie…
- Masz na jutro jakieś plany, Deli? – zwróciła się do mnie Penny, przerywając mieszanie. Patrzyła na mnie uważnym spojrzeniem, który wprawił mnie w lekkie zakłopotanie.
- Nie, nie! Nie przejmuj się, Penny. Posiedzę z Maxem, więc…
- Nawet mnie nie denerwuj, Delilah. - Zabrzmiało poważnie, więc zamilkłam. Spojrzałam zaskoczona na kobietę, na której twarzy malowała się złość. Kurczę. Czym ją tak wkurzyłam? – Dlaczego mi się nie przyznałaś? Skoro miałaś na jutro jakieś plany, powinnaś mi była powiedzieć.
- Ale Penny…
- Daj spokój. Wynajmiemy dla Maxa opiekunkę. Po prostu pomyślałam, że skoro jutro i tak będziesz siedzieć w domu… - Wzruszyła ramionami, po czym machnęła w moją stronę łyżką. – Rozumiem, że oboje idziecie do Mike’a na urodziny?
Kiwnęłam głową, bo Ashton, oczywiście, nawet nie raczył odpowiedzieć.
- Bardzo dobrze! Deli, przypilnujesz Asha? Nie chciałabym, żeby się znów spił – mówiąc to, spojrzała groźnie na syna. – Jeżeli wyczuję u ciebie alkohol, Ash, możesz pożegnać się z telefonem i konsolą.
Ashton jęknął głośno.
- Widomo, że wypiję, mamo! Muszę się napić za zdrowie kumpla!
- Dobrze, ale jedno piwo, nie więcej. A uwierz mi, dowiem się, czy wypiłeś więcej. – W tej chwili Penny rzuciła mi dość wymowne spojrzenie, więc powoli przytaknęłam. W zasadzie będę miała niezły ubaw, kiedy Ashton będzie produkował się, chcąc mnie przekonać, bym nie wygadała się Penny. Bo to, że wypije więcej niż jedno piwo, było stuprocentowo pewne.
- Delilah mnie nie sprzeda – stwierdził Ashton, przyglądając mi się w skupieniu. Miał minę, jakby chciał coś dodać, ale powstrzymywała go obecność matki. Jakby chciał mnie czymś zaszantażować. Oj, nie takie ze mną numery, panie Irwin.
- Oczywiście, że cię sprzedam, jeżeli wypijesz więcej nic obiecane piwo. Alkohol nie jest dla dzieci, a poza tym można się dobrze bawić i bez niego.
Miałam wrażenie, że brzmię niczym czyjś rodzic.
Ashton wybałuszył oczy, wyraźnie zły, za to Penny zachichotała.
- To się nazywa kobieca lojalność. Poza tym Ash – zwróciła się ponownie do syna – powinieneś się cieszyć, że pozwalam ci tam zostać do końca imprezy, a nie jak większość rodziców do określonej godziny.
- I tak bym został do końca.
- Jeszcze słowo, Ash, a w ogóle nie pójdziesz – zagroziła i mogłabym przysiąc, że na parę sekund w jej oczach pojawił się groźny błysk. Na szczęście Ashton postanowił nie sprzeczać się dalej z matką. – Masz się w co ubrać, Delilah?
Nie zrozumiałam.
- Mam przecież ubrania?
- No tak, ale nie wyjściowe. Jak byłyśmy na zakupach, kompletnie o tym nie pomyślałam – wyglądała na lekko zawiedzioną. – Niestety, jutro nie będę miała czasu, żeby gdzieś z tobą wyskoczyć…
- Penny, ale ja naprawdę nie potrzebuję…
- Tak, tak – uciszyła mnie, machnąwszy ręką. Wydawała się jednak wcale mnie nie słuchać. – W zasadzie mam parę sukienek, w których już nie chodzę, a na ciebie, Deli, pasowałyby idealnie.
- Penny, to bardzo miłe, ale…
- Masz – wręczyła synowi drewnianą łyżkę. – Mieszaj co jakiś czas, żeby się nie przypaliło. Chodź, Delilah, zaraz ci coś wybierzemy.
Złapała mnie za rękę i pociągnęła na górę wprost do swojej sypialni, w której jeszcze nigdy nie postawiłam nogi. Pokój zdawał się być ogromny, podobnie, jak wielkie, małżeńskie łóżko na środku pokoju. Poza tym w kącie stała jeszcze biała toaletka oraz parę komód. Nigdzie nie dostrzegłam szafy. Dopiero kiedy Penny przeszła przez rozsuwane drzwi i mnie zawołała, domyśliłam się, co się mogło za nimi znajdować. Nie pomyliłam się, wchodząc do przeogromnej garderoby, na widok której moja szczęka sięgnęła podłogi.
- Przymierz tę – zarządziła, rzucając we mnie turkusową sukienką. Była prześliczna, więc bez wahania się w nią wcisnęłam. Przez chwilę trochę wstydziłam się pokazać Penny w samej bieliźnie, ale kobieta wydawała się tym kompletnie nie przejmować. – Trochę za duża.
Za duża?, pomyślałam. Myślałam, że idealna.
- A ta?
Tym razem w moich rękach znalazła się kremowa sukienka za kolana. Nim jeszcze zdążyłam ją w całości ubrać, Penelope pokręciła głową.
- Postarza cię. Zdejmuj.
Pamiętacie, jak wcześniej Penny wspomniała o „paru” sukienkach? W przeciągu godziny przymierzyłam ich co najmniej z tuzin. A niektóre nawet parę razy, tak dla pewności. Niestety, według Penelope w żadnej nie wyglądałam oszałamiająco, a słowo ładnie przecież nie mogło wchodzić w grę.
- Czy istnieje szansa na ubranie jeansów i jakiejś bluzki? – zapytałam bez cienia przekonania, siadając na podłodze.
- Mowy nie ma.
Westchnęłam głośno. Szczerze powiedziawszy, innej odpowiedzi się nie spodziewałam.
- To wezmę jakąś sukienkę, z tych, które mierzyłam. Na przykład tę turkusową. Powiedziałaś, że pasuje mi do oczu.
- Ślicznie w niej wyglądałaś, Delilah, ale uwierz mi, ta sukienka przeznaczona jest na co dzień, żeby zainteresować ludzi. Na tę imprezę potrzebujesz czegoś, co nie tylko wywoła ogromny podziw, ale również zachwyci wszystkich panów, a u pań wzbudzi jedynie zazdrość.
- Naprawdę? Dlaczego?
Penny wzruszyła ramionami.
- Zasadę tę usłyszałam od mojej mamy i trzymałam się jej całe życie. Jakoś nigdy mnie nie zawiodła, Delilah. A nawet pomogła. Myślisz, że jak udało mi się oczarować Tommy’ego? – zachichotała na samą myśl. Nagle spoważniała i zmarszczyła czoło. – A może?…
Podeszła do jednej z szuflad, z której niemal z namaszczeniem wybrała różowe pudełko. Po odsłonięciu wieka zdziwił mnie obraz czarnej sukienki, spodziewałam się raczej czegoś różowego.
- Czy to jest sukienka, którą…?
- Tak. – Uśmiechnęła się i wcisnęła mi ją w dłonie. – Przymierz.
- Nie mogę, Penny. Ona jest zbyt cenna. – Próbowałam oddać jej to czarne cudo, ale nie dałam rady. Zapomniałam, że Penelope to uparta kobieta. Wreszcie poddałam się i z westchnieniem założyłam na siebie tę niesamowicie delikatną, zwiewną u dołu, ale opiętą u góry kreację. Ledwo sięgała kolan, a plecy miała prawie całkowicie odkryte, przez co czułam się niemal naga. Spojrzałam w lustro, dostrzegając szczupłą blondynkę ze świecącymi błękitnymi oczami w czarnej sukience, w której wglądała… no cóż, zjawiskowo. Poczułam rumieńce na policzkach.
- Wspaniale! – Ucieszyła się Penelope. – Coś czuję, że ta sukienka i tobie przyniesie szczęście. Wyglądasz prześlicznie, Delilah.
- Penny, nie mogę jej…
- Daj spokój! Obrażę się na ciebie, jeżeli jej nie założysz. Do tego ubierzesz czarne szpilki, proszę bardzo. – Wręczyła mi buty, na widok których wybałuszyłam oczy. Nawet kroku w nich nie zrobię, bez uprzedniego wywrócenia się, pomyślałam sceptycznie.
- Nie potrafię chodzić na obcasach…
- W takim razie masz jeden dzień, żeby się nauczyć. Włosy możesz mieć spięte lub rozpuszczone, jak wolisz. A co do makijażu, postaw na naturalny. Wystarczą delikatne kreski, lekko podkreślone rzęsy i trochę różu na policzkach.
- Penny…
- Przebierz się i chodź na obiad. Mam nadzieję, że Ash go nie spalił.
Nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Penny wyszła z garderoby, zostawiając mnie samą. Jeszcze raz spojrzałam w lustro, nim zdjęłam sukienkę. W oczach czułam łzy. Penny jak nikt potrafiła mnie wzruszyć. Przy niej czułam się, jakby moja mama nigdy nie zginęła… Niemal z namaszczeniem odłożyłam sukienkę do pudełka, które wraz z butami odniosłam do własnego pokoju. Westchnęłam i wzięłam parę głębszych oddechów, żeby się uspokoić.
Weszłam do kuchni, gdzie przy stole siedzieli już wszyscy trzej panowie – każdy zajęty jedzeniem. Penny nakładała na talerz kolejną porcję, najprawdopodobniej przeznaczoną dla mnie. Podeszłam do niej i wyciągając jej talerz z ręki, najzwyczajniej w świecie ją przytuliłam.
- Dziękuję.
Penelope zamarła, ale po chwili uśmiechnęła się lekko i odwzajemniła gest.
- Proszę bardzo.
Odchrząknęłam, odsuwając się od niej. Bez dalszego słowa usiadłam przy stole. Ani Tom, ani Max zdawali się niczego nie widzieć, albo przynajmniej udawali aż tak zaabsorbowanych jedzeniem. Za to Ashton wbijał we mnie nieodgadnione spojrzenie. Wywróciłam oczami nieprzejęta. W końcu nie po raz pierwszy nie miałam pojęcia, o co mogło mu chodzić.

4 komentarze:

  1. Wyczuwam w powietrzu dość hm... brakuje mi słowa... intensywna? burzliwą? pełną wrażeń? imprezę. Jestem ciekawa, baaaardzo ciekawa :D Co do rozdziału, jestem zachwycona, jak zawsze. :) Ostatnio Mike, teraz Mel, ludzie zauważają pewne zmiany, jeszcze tylko Deli musi odkryć co się dzieje :D
    Pozdrawiam, P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz, że oni mają rację co do Deli i Asha? Jeśli tak, to też się nie mogę doczekać, kiedy ona odkryje, co on naprawdę do niej czuje! :D ach, ten łobuz, taki tajemniczy... ;D

      Usuń
    2. Cóż... Deli określiła, że się nienawidzą. Moim zdaniem jego zachowanie świadczy raczej o zainteresowaniu jej osobą. Oprócz tych wyzwisk to jednak często jej się przygląda i takie tam:D Ale kto tam wie co siedzi w jego głowie :D Dlatego czekam aż to się wszystko odkryje :D
      Pozdrawiam, P.

      Usuń
  2. Sympatyczny rozdział. Trochę wieje grozą, trochę tajemnicą.

    OdpowiedzUsuń