Strony

20 listopada 2016

Dziewczynka z ulicy (26)

Rozdział XXVI

Kiedy wczoraj przymierzyłam tę specjalną sukienkę Penny, czułam się nieswojo. Gdy jednak dzisiaj stałam ubrana w nią, z dobranymi czarnymi butami, makijażem i fryzurą, miałam wrażenie, jakbym przez jedną noc stała się zupełnie kimś innym. Kimś ładniejszym. Bez bicia przyznaję, że ponad pięć minut wpatrywałam się w swoje odbicie w totalnym szoku.
- Delilah! Twój kolega przyjechał!

 
Z dołu dobiegło mnie wołanie Toma. Wzięłam dwa głębokie wdechy, po czym wyszłam z pokoju i skierowałam się ku salonowi. W wejściu stał rozluźniony Issy, nieśpiesznie gawędząc z Penny. Uśmiechnęłam się do nich niepewnie.
- Deli! Jak ty pięknie wyglądasz! – zachwyciła się Penelope, podbiegając bliżej. Złapała mnie za rękę i okręciła. Bezwiednie zachichotałam jak głupia, a na policzkach czułam coraz większe gorąco.
- Dzięki.
- Czy to jest... – Tom przyglądał się uważnie sukience.
- Tak. – Uśmiechnęła się Penelope. – Czyż nie wygląda wspaniale?
- Kurde, Delilah, wyglądasz jak kobieta – wtrącił się Issy, którego brwi podjechały niemal pod linie włosów. Pan Irwin zgromił Isaaca morderczym wzrokiem. – Przez całą noc będę musiał odganiać od ciebie wszystkich facetów, a dla mnie nic nie zostanie.
- Słucham? Coś powiedział, chłopcze?! – uniósł się Tom, podchodząc bliżej Issy’ego. Chłopak zmarszczył czoło, po czym parsknął głośno śmiechem.
- Chyba się nie zrozumieliśmy, panie Irwin. Chodziło mi o to, że dla mnie nie zostanie żadnych facetów. Może pan być spokojny, ze mną Deli nic nie grozi.
- Och, przepraszam.
Penelope zachichotała cicho, po czym leniwie pogłaskała męża po ramieniu. Tom za to odchrząknął głośno i dopóki wraz z Issym nie wyszliśmy na zewnątrz, ani słowem się nie odezwał. Przed wyjściem Penny życzyła mi jeszcze dobrej zabawy i szepnęła, żebym pilnowała Asha. Uśmiechnęłam się do niej w odpowiedzi. W końcu po to w głównej mierze jechałam na tę imprezę: by mieć oko na Ashtona. To dzisiaj plan przytemperowania młodego Irwina miał wejść stuprocentowo w życie. Skoro ja się trochę tym denerwowałam, nawet nie chciałam myśleć, jak się w tej chwili czuła Melody. Jeszcze rano, rozmawiając przez telefon, ustaliłyśmy, że do Mike’a pojedzie sama z Ashtonem, a ja wraz z Issym do nich później dojedziemy.
- Skąd wiesz, gdzie mieszka Mickey? – zapytałam, przyglądając się mijanym domom za oknem. Isaac prowadził pewnie, jakby znał całe miasto na pamięć, a żadna uliczka nie była mu obca.
- Nie wiem. Prowadzę na czuja.
- Naprawdę? – zdziwiłam się, marszcząc czoło.
- Nie, głupku. Twój Clifford podał dokładny adres. – Zawstydził mnie, więc prychnęłam. Issy uśmiechnął się z wyższością. – Jesteś tak czerwona na twarzy, jakbyśmy nie wiadomo co robili w tym samochodzie. Chociaż powiem ci, Delilah, że gdybym nie leciał na facetów, nie omieszkałbym spróbować cię zaliczyć, tak seksowanie wyglądasz w tej kiecce.
Poczułam jeszcze większe gorąco na policzkach.
- To wcale mi nie pomaga, Issy… Jak się czegoś zawstydzę, bezwiednie czerwienieję. Nic na to nie poradzę.
- Nie musisz nic na to radzić. Taka czerwoniutka jesteś bardziej ponętna.
Nie widziałam dokładnie, bo było już ciemno, ale mogłabym przysiąc, że poruszył sugestywnie brwiami. Parsknęłam więc i trzepnęłam go lekko w ramię, na co ten zaśmiał się głośno.
- Czemu aż tak się denerwujesz, Delilah? Przecież Mel znakomicie sobie poradzi z tym dupkiem – pewnie oznajmił Issy po paru chwilach milczenia. – Wasz plan wyjdzie idealnie.
- Wcale się nie denerwuje – zaprzeczyłam szybko, po czym niepewnie dodałam: - A nawet gdyby, to skąd wiesz?
- Obgryzasz paznokcie.
Natychmiast odsunęłam ręce od twarzy, wzdychając. No dobrze, Isaac miał rację, byłam bardzo zestresowana, lecz nie ze względu na plan. Po prostu nie chciałam spotkać Ashtona, co zdecydowanie było niemądre z mojej strony. Bałam się, że w jakikolwiek sposób, mógłby rozpoznać, że wraz z Mel coś kombinujemy przeciwko niemu.
Wysiadając z samochodu, postanowiłam unikać Irwina całą imprezę.
Issy złapał mnie pod ramię i tak szliśmy do drzwi wejściowych. Mike mieszkał w nieciekawej okolicy, a jego dom wyglądał trochę tak, jakby miał się rozsypać, dzięki czemu od razu poczułam się pewniej. Gdybym weszła do kolejnej willi, w której panowałby przepych, chyba bym stąd zwiała. W końcu osoba wychowana w przytułku i mieszkająca na ulicy pasuje do luksusu jak kura do psa, czyli wcale.
- Ale zamierzam się dzisiaj schlać! – wykrzyknął Isaac, czym udało mu się mnie rozbawić. – Będę pił na umór!
- A nie lepiej wypić mało i coś pamiętać?
- Udam, że tego nie słyszałem, czubku.
- Sam jesteś czubkiem! – odpyskowałam nieudolnie, ale zrobiłam to bardziej dla śmiechu niż szczere. W końcu Issy też żartował. Prawda? – Jak tylko wejdziemy, musimy znaleźć Mel.
- Dobra, niech ci będzie. Ale potem, obiecaj, napijesz się ze mną.
- No nie wiem, Issy… Ja nigdy nie piłam – przyznałam lekko zawstydzona.
- W takim razie nadszedł idealny czas…
Nie dowiedziałam się, na co nadszedł idealny czas, choć domyślałam się, co miał na myśli, ponieważ przerwał Isaacowi głośny krzyk:
- Deli!!!
Ledwo zdążyliśmy przekroczyć próg mieszkania, a Mike już się przy nas pojawił. Jak przystało na kulturalnego organizatora imprezy, chciał się przywitać z gośćmi. Wziął mnie w ramiona i okręcił. Był strasznie pijany, a jego oddech wręcz zionął alkoholem.
- Jezu, dziewczyno. Wyglądasz zarąbiście – pochwalił, lustrując mnie dokładnie spojrzeniem. – Niektórzy padną z zachwytu, zobaczysz. Nie zdziwię się, jak dzisiaj kogoś wyrwiesz.
Wywróciłam oczami, mimowolnie się uśmiechając. To był chyba jeden z najdziwniejszych komplementów, jaki kiedykolwiek dostałam.
- Nie przyszłam tu, żeby kogokolwiek wyrwać…
- No tak, jak mogłeś tak w ogóle powiedzieć, Clifford – wtrącił się Issy, przerywając mi. – To przecież ją będą wyrywać.
Tym samym zwrócił na siebie uwagę Michaela. Chłopak parsknął głośno śmiechem i podniósł rękę do góry. Dopiero po chwili wahania Issy przybił mu piątkę. Gest ten, tak zwykły u innych osób, u nich wprawił mnie w ogromne zdziwienie.
- Dobrze powiedziane, stary.
- Mike! – Usłyszeliśmy wołanie z kuchni.
- Miło mi się z wami gadało, ale muszę lecieć i sprawdzić, co się tam dzieje. Jeszcze się spotkamy, a wy się rozgośćcie i czujcie, jak u siebie. Alkohol jest… cóż, w zasadzie wszędzie. Znajdźcie sobie coś, na co macie ochotę i się nie krępujcie. Piwo, wódka, a nawet jakieś tanie wina są do waszej dyspozycji.
Mike jeszcze raz mnie przytulił, szepcząc do ucha:
- Naprawdę wyglądasz wspaniale, Deli. Dzięki, że przyszłaś.
- Wszystkiego najlepszego, Mickey.
- Dziękuję.
I odszedł, poprawiając sobie czerwoną grzywkę, która wpadła mu do oczu. Zanim jednak przeszedł do kuchni, po drodze zaczepiła go przynajmniej trójka osób. Swoją drogą, nigdy nie widziałam tylu ludzi na raz w mieszkaniu. Tylu pijanych ludzi, pragnęłam zaznaczyć. Na każdym kroku ktoś był, więc trzeba było się pilnować, by na nikogo nie wpaść i by przypadkiem nie zostać rozdeptanym.
I jak ja w takim tłumie miałam znaleźć Melody?
Issy bez słowa chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę pokoju, z którego dobiegało najwięcej krzyków i pełnych rozemocjonowania głosów. Mike miał rację, pomyślałam, rozglądając się po salonie. Alkohol, faktycznie, był wszędzie. Rozejrzałam się wokół. Zdecydowanie trafiliśmy do salonu, ponieważ stała tu kanapa, duży stół, komody i jakaś dziwna, niska półka, na której z pewnością znajdował się telewizor. Zdecydowanie Mike postanowił go gdzieś schować, żeby uniknąć niepotrzebnych zniszczeń albo kradzieży, bo wątpiłam, czy Clifford znał chociaż połowę z obecnych osób.
- Widzę ich – krzyknął mi do ucha Isaac, starając się przekrzyczeć muzykę.
Zmarszczyłam czoło, ale posłusznie powiodłam za spojrzeniem Holta. Niemalże od razu zauważyłam Melody, koło której stał oparty o ścianę Ashton. Był odwrócony tyłem, ale bez problemu go poznałam. Wyglądali razem naprawdę uroczo i gdybym nie znała historii ich znajomości, pomyślałabym, że są parą. Mel uśmiechała się niepewnie, co jakiś czas potakując i coś odpowiadając.
Już chciałam do nich podejść, by wybawić przyjaciółkę z łap dupka, kiedy nagle Melody uniosła głowę, dostrzegając najpierw mnie, a później Issy’ego. Na jej twarzy od razu zagościł radosny uśmiech. Powiedziała coś Ashtonowi, wyminęła go i ruszyła prosto ku nam. Irwin również się odwrócił, po czym skierował wzrok wprost na mnie. Przyglądał mi się przez dłuższą chwilę, co zaowocowało czerwonym rumieńcem na mych policzkach. Poczułam się głupio, tym bardziej że Ashton poza wpatrywaniem się we mnie z dziwnym wyrazem twarzy, wyglądał na niesamowicie zaskoczonego.
- Nie zrozumcie mnie źle – zaczęła Melody, kiedy już stanęła obok – cieszę się, że jesteście, ale mogliście przyjechać wcześniej. Dużo wcześniej.
- Czy Irwin zrobił coś, czego nie powinien?
- Gdyby coś takiego zrobił, już dawno by go tu nie było. Wróciłby z obolałą twarzą i kroczem do domu.
Parsknęłam śmiechem, chociaż wcale mnie to nie rozbawiło. Po prostu starałam się skupić na czymś innym, niż na tym przeszywającym spojrzeniu Ashtona. Mimo że stałam do niego tyłem, wręcz czułam jego palący wzrok. Najgorsze, że nie miałam kompletnie pojęcia, o co mogło mu chodzić.
- Jak plan?
- Chyba dobrze – zamyśliła się Melody. – Trochę pogadaliśmy, niby coś sobie wyjaśniliśmy. Zażartował, a nawet rzucił paroma dennymi tekstami.
- Teraz tylko musimy wykombinować, jak zrobić, żebyście znów byli razem.
- To chyba nie będzie trudne – wtrącił się Issy..
- Czemu? – zapytała Wilson.
- Nie odrywa od ciebie wzroku, odkąd tu podeszłaś, Mel.
Obie niczym jeden mąż odwróciłyśmy się do Ashtona. Faktycznie Issy miał rację, Ashton patrzył, tylko że nie na Melody, ale na taką blondynkę obok niej. Pytanie brzmiało: dlaczego, do jasnej Anielki, aż tak mi się przyglądał?! Melody chyba wiedziała, co mi chodzi po głowie, bo pokrzepiająco ścisnęła moją rękę.
Do Ashtona podszedł Calum, wręczając przyjacielowi zapewne kolejne piwo. Dopiero to odwróciło uwagę Irwina. Porozmawiali trochę, po czym ruszyli w kierunku kuchni. Słowo jednak daję, że zanim wyszedł, jeszcze raz na mnie popatrzył. Może nie spodziewał się, że naprawdę przyjadę na imprezę? Jeżeli uważał, że nie potrafię się bawić, to się grubo pomylił!
Naprawdę nie miałam pojęcia, co we mnie wstąpiło.
- Napiję się dzisiaj z tobą, Issy.
Holt uniósł wysoko brwi, po czym uśmiechnął się szeroko. Przygarnął mnie do siebie, lekko przytulając.
- No! Nareszcie ktoś normalny! Dobra, słuchaj, Mel – zwrócił się do przyjaciółki. – Jak coś, my się będziemy kręcić po tym domu, więc się nie bój. Ty i tak nie pijesz, więc możesz działać z planem. My za to z Deli pójdziemy zaszaleć! Ale się schlejemy!
- Ej! Ja też zamierzam się napić!
- Naprawdę? Wspaniale! – szczerze się ucieszył Issy. - Nie wiem, co się stało z waszymi grzecznymi wersjami, ale nie zamierzam narzekać.
Nim zdążyłyśmy cokolwiek powiedzieć, złapał nas mocno za ręce i pociągnął do kuchni, a później prosto do lodówki. Wyciągnął piwa, które po szybkim otwarciu nam wręczył. Jeszcze nigdy nie piłam żadnego alkoholu, więc niepewnie pociągnęłam malutki łyczek. Powiem tak: nie tego się spodziewałam. Myślałam, że będzie mocne, ledwo je przełknę, ale w zasadzie nie smakowało źle. Wypiłam kolejny łyk, jeszcze jeden i jeszcze następny.
- Hej, spokojnie, Deli! W takim tempie zaraz padniesz – próbował mnie przystopować Issy. Ze zdziwieniem zauważyłam, że butelka była już w połowie pusta. Popatrzyłam na niego i…
- Ty już prawie kończysz!
- Taaak – westchnął – ale ja w porównaniu z tobą nie piję po raz pierwszy i wiem, na co mogę sobie pozwolić. Najpierw musimy wybadać, jak mocną masz głowę.
Kolejne godziny minęły, ku zdziwieniu, naprawdę ciekawie. Nie wiedziałam, że będę się aż tak dobrze bawiła. Po wypiciu jeszcze jednego piwka, poszliśmy tańczyć do salonu. Porozmawiałam nawet z paroma osobami, które podeszły do Mel, żeby się przywitać albo po prostu zagadać. Kto by się spodziewał, że po paru łykach alkoholu można stać się pewnym siebie?
Issy i Mel gdzieś zniknęli w tłumie, ale ja wcale się tym nie przejęłam. Wręcz przeciwnie. Z nowoodkrytą u siebie odwagą poszłam do lodówki po więcej alkoholu. Piwo niestety już się skończyło, więc sięgnęłam po coś czerwonego. Chyba wino? Smakowało o niebo lepiej, ponieważ było słodsze. Wychyliłam parę łyków, uśmiechając się. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio bawiłam się aż tak wspaniale! Czułam się, jakby wszystkie problemy nagle uleciały, jakbym się od nich kompletnie odcięła.
Nagle na kogoś wpadłam.
- Uwaga! O, to ty, Deli. – Ledwo rozpoznałam głos Mike’a. – Jezu, ale się zrobiłaś! Ile wypiłaś?
- Niewiele – odpowiedziałam, lekko sepleniąc. – Naprawdę mało.
- Czy ty… - Mike niespodziewanie się roześmiał, jednocześnie zabierając mi butelkę. Powąchał zawartość, po czym wziął łyczka.
- Ej! To moje!
- Deli, wiesz, że pijesz jakąś pieruńsko mocną nalewkę? – zapytał ze zdziwieniem, ale mogłabym przysiąc, że w jego głosie usłyszałam także rozbawienie. Zachwiałam się lekko, Mike jednak mnie złapał. – Wszystko dobrze? Chodź na zewnątrz, przewietrzysz się. To na pewno ci pomoże.
W zasadzie nie do końca docierały do mnie słowa Clifforda, ale potaknęłam. Świat zaczął mi wirować przed oczami, więc musiałam się go złapać, inaczej na sto procent bym się wyrżnęła. Kiedy wyszliśmy z domu, poczułam przypływ świeżego i zimnego powietrza, dzięki czemu od razu zrobiło mi się lepiej. Wzięłam parę głębszych oddechów. Mike zaprowadził mnie na tyły domu i posadził w bliżej nieokreślonym miejscu. Na podwórku było zdecydowanie mniej tłoczno.
Przymknęłam na moment oczy.
Gdy się ocknęłam, nadal znajdowałam się na dworze. Siedziałam oparta o drzewo. Kiedy świadomość powoli zaczęła powracać, rozejrzałam się wokół. Impreza trwała, bo z domu nadal dobiegała głośna muzyka, ale na zewnątrz nie było żywej duszy. Poza mną, oczywiście, i…
- Ashton?! – pisnęłam zaskoczona towarzyszem siedzącym obok. – Co ty tu robisz?
- A jak myślisz? – zapytał, wywracając oczami, po czym zaciągnął się dymem z papierosa.
- Ty palisz?!
- Okazyjnie.
- To śmiertelny nałóg, wiesz? – Nie za bardzo wiedziałam, o czym mam z nim rozmawiać. Poza tym było mi strasznie niedobrze.
- Dlatego robię to okazyjnie.
Westchnęłam. Nie miałam siły się z nim kłócić. Bardziej oparłam się o drzewo.
- Dlaczego tu siedzisz? Wiem – dodałam, zanim zdążył mi przerwać – że palisz, ale dlaczego akurat przy mnie? Nie boisz się, że ktoś zobaczy, że siedzisz przy przybłędzie?
- Nawet jeżeli ktoś by zobaczył i tak by nie zapamiętał. Wszyscy są zalani w sztok.
- Ty nie.
- Ja nie – przytaknął, dziwnie zamyślony. Znów się zaciągnął.
- Dlaczego? Sam mówiłeś, że to są urodziny twojego kumpla, więc musisz je opić, a ja miałam cię… pilnować.
Raptownie zamilkłam. Byłam taka głupia! Miałam pilnować Ashtona, żeby się nie schlał, w końcu obiecałam to jego mamie, a tymczasem sama się napiłam. Irwin, jakby czytając w moich myślach, powiedział:
- Chyba role się odwróciły, co? A podobno… Czekaj, jak to szło? „Alkohol nie jest dla dzieci i można się dobrze bawić bez niego”? Dobre sobie… Jesteś pijana, dziewczynko z ulicy.
- Już nie.
- Już mniej – zaakcentował ostatnie słowo, po czym zaciągając się po raz ostatni, wyrzucił papierosa za siebie. Odetchnął głęboko, by po chwili wahania spojrzeć wprost w moje oczy. Patrzył z taką intensywnością, że aż się przestraszyłam.
I bardzo zawstydziłam.

5 komentarzy:

  1. Przesadziłaś z tym piciem Deli - a może zrobiła to ze strachu? Przed Ashtonem? Żeby jej nie skrzywdzil? I wcale dobrze sie nie bawiła na tej imprezie, tylko nie miała innego wyjścia? Może to był dla niej horror, o jakim się jej wczesniej nie śniło? Może ratowała swoje życie? Może to była desperacja? Podświadome chwytanie sie brzytwy? Może jest bardziej nieszczęśliwa i zrozpaczona, niż ci sie wydaje... Trauma z dzieciństwa tak szybko nie znika. Ani nieszczęście. Nie zmienia sie tak szybko w szczęście. W milosci nie ma nie nienawiści. Nienawiść to nie jest milosc. Tak uważać mogą tylko psychopaci, osoby pokręcone psychicznie, ktore nie mają realnego kontaktu z rzeczywistością - żyją w wykreowanym przez siebie swiecie jak Ashton, wyizolowani, autystyczni. Nierealni.

    OdpowiedzUsuń
  2. Po pierwsze - przerwać w takim momencie to po prostu aghh...
    Hm, dość mocna głowa Deli, dość mocna. Jak na pierwsze picie. Spodobały mi się momenty w których opisałaś jej odczucia po wypiciu, jak dobrze się bawi itd. Jednak powiem szczerze, że czegoś mi brakuje w tym rozdziale. Z całym szacunkiem, wiesz, że masz talent ale po prostu czegoś zabrakło lecz nie potrafię określić czego.
    P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm, możliwe, że czegos może brakować. Spróbuję te braki nadrobić w następnym rozdziale. :)

      Usuń
  3. Witaj :)

    Właśnie zaczynam moją przygodę z publikowaniem swojej twórczości pisarskiej w formie bloga. Byłoby mi niezmiernie miło, gdybyś na niego zerknęła :)

    http://sarah-bandet.blogspot.com/p/strefa-czytania.html

    Przepraszam za spam, ale chwilowo nie mam innego pomysłu na promowanie bloga jak tylko zostawianie komentarzy...

    W wolnej chwili chętnie wrócę i przeczytam twoje historie, bo przyznam, że opis bloga bardzo mnie zainteresował :)

    OdpowiedzUsuń