Strony

10 czerwca 2019

Zamaskowana (21)


Cześć. 
Rozdział dodaję na szybko, bez zbędnej pogadanki i gifa - a szkoda, bo się do nich trochę przyzwyczaiłam. Dzisiaj kolejna część Zamaskowanej (nie wiem, po co to piszę, skoro macie oczy i widzicie). Zostały jeszcze trzy i koniec! Cóż, chyba muszę się odmeldować, bo jeszcze zostanę przyłapana na nie-pracowaniu. :P
Buziaki i do następnego!



21. Moje miejsce jest przy tobie


Po pójściu Julie do dyrektora i zapewne wręczeniu pieniędzy pół szpitala dosłownie oszalało. Zaczęli co chwila sprawdzać stabilność pana Butlera, zabierać go na badania, a nawet kazano nam opuścić jego pokój na około pół godziny w celu przygotowania pacjenta do operacji. Julie ewidentnie się denerwowała, a ja próbowałem ją pocieszać. Nie wiedziałem, czy skutecznie, ale parę razy udało się wywołać minimalny uśmiech na jej twarzy.
Około jedenastej wpadła Jess, która po poznaniu szczegółów wyściskała mnie jak przytulankę.
– Dziękuję, że pomogłeś Julie. Naprawdę bardzo ci dziękuję – wyszeptała mi do ucha, by zaraz się odsunąć i pójść wyściskać Butler.
Ojca Julie zabrali na blok operacyjny o trzeciej po południu. Dochodziła godzina druga w nocy, więc nic dziwnego, że Julie coraz mocniej się stresowała. Szczególnie że od dłuższego czasu nikt nie wychodził z sali, by poinformować o sytuacji.
Jess musiała wracać do domu, bo mały dostał gorączki, a Fryderica wezwano pilnie do pracy. Prosiła jednak, by informować ją na bieżąco. Siedzieliśmy więc z Butler razem, a ja od piętnastu minut próbowałem zagaić rozmowę, by jakoś zająć jej myśli.
– Jak to się stało, że stałaś się JD? – wypaliłem, bo tylko to przyszło mi do głowy.
Juli uniosła brwi w zdziwieniu.
– Przebrałam się?
– Nie – prychnąłem. – Nie o to mi chodzi. Jak to się stało, że zaczęłaś miksować piosenki? Zawsze miałaś takie hobby?
– W sumie to nie wiem.
Wzruszyła ramionami.
– Siedziałam kiedyś w pokoju i się nudziłam. To było jakoś w liceum – podjęła temat, za co pogratulowałem sobie w myślach. – Słuchałam radia i prezenter puścił remix jakiejś podobno wtedy wschodzącej gwiazdy. Pomyślałam, że to ciekawe i chwilę później już instalowałam program do mixowania. A potem już samo poszło.
– A skąd pomysł na JD? Czemu chciałaś zamienić się w kogoś, a nie grać jako Julie Butler?
– Ze względu na prywatność. Nie chciałam też, żeby kojarzono mnie wyłącznie z muzyką. No, wiesz, żeby ludzie lubili mnie za to, kim jestem, a nie co robię. Nie przewidziałam tego, że jako Julie będę wręcz antypopularna, szczególnie gdy poznam takiego Stylesa, który nie wiadomo dlaczego zacznie traktować mnie jak najgorsze gówno.
Skutecznie zasznurowała mi usta.
– Nie robię ci wyrzutów – ciągnęła. – Po prostu stwierdzam fakt. A samą JD wymyśliła Jess.
– Jakim cudem ty się tak zmieniałaś? Za dnia grzeczna dziewczynka, a nocami ponętna kocica.
Julie zaśmiała się pod nosem.
– Kocica? – podłapała. – Jeszcze nikt nigdy mnie tak nie nazwał.
– Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy, jak oddziaływałaś na facetów w stroju JD? Jestem pewien, że wielu typów waliło sobie podczas emisji na żywo twoich koncertów.
– Co? Weź się nie wygłupiaj.
– Jul, serio. Wiem, co chłopaki z bractwa mówili na twój temat i co chcieli ci zrobić, gdyby dostali szansę.
Butler skrzywiła się, po czym nagle wyprostowała i popatrzyła prosto w moje oczy.
– A ty?
– Co ja?
– Też chciałeś mi coś „zrobić”? – mówiąc to, narysowała w powietrzu cudzysłów.
– I to jak – wyznałem, wzruszając ramionami. – Zresztą, powinnaś to wiedzieć. Parę razy w końcu wpadłem do twojej szatni i się całowaliśmy. Swoją drogą, nadal nie mogę uwierzyć, że tak mnie wkręciłaś.
– Nie jesteś zły?
– Na początku byłem. Trochę – dodałem. – Ale teraz jestem szczęśliwy.
– Dlaczego?
Bo dwie kobiety, na których mi zależy, mam niemal na wyciągnięcie ręki.
– Bo mogę przestać uganiać się za dwiema kobietami, a zacząć za jedną. To wiele ułatwi – parsknąłem, widząc jej speszoną minę.
– Będziesz się za mną uganiał?
– O ile nie zauważyłaś, już zacząłem.
– Kto by pomyślał, nie? – spytała, opierając się wygodniej o ścianę. – Ty i ja? Ramię w ramię? Bez kłótni i wyzwisk?
– Cud.
– A ty? – zapytała po minucie ciszy.
– Co ja?
– Skąd ta fascynacja JD? I dlaczego tak bardzo mnie, w sensie mnie jako Julie, nie lubiłeś? Przecież nigdy nic ci nie zrobiłam, a nawet na początku pierwszego roku parę razy razem gadaliśmy i myślałam, że było spoko.
– Pierwszy raz zobaczyłem JD w telewizji – przypomniałem sobie. – Jak dawała koncert w jakimś zapyziałym klubie. Widząc, jak się rusza i jak muzyka ją pochłania, to znaczy ciebie, to chyba się zakochałem… Albo zauroczyłem? Cokolwiek. Zrobiłaś na mnie ogromne wrażenie. Oglądałem potem niemal każdy koncert i nie mogłem się doczekać, by cię poznać. Resztę już znasz, bo wkroczyłaś i zaczęłaś mnie upokarzać.
– Ej! – prychnęła. – Ty też się na mnie znęcałeś.
– Nienawidzę kabli.
– Co? – zdziwiła się.
– Nienawidzę ludzi, którzy kablują. Na pierwszym roku przecież doniosłaś na mnie profesorowi, przez co ledwo zdałem.
– Nigdy na nikogo nie doniosłam – zaprzeczyła.
– Jak to?
– Tak to. Po co miałabym kablować na ludzi? Musiałeś się pomylić, Harry, to nie byłam ja.
– W takim razie ta prawie dwuletnia kłótnia była bez sensu – powiedziałem.
– Najwidoczniej tak.
Nie mogłem uwierzyć. Gdyby nie kit, który sprzedał mi któryś z chłopaków, może zbliżyłbym się do Julie już wcześniej? Może zerwałaby dla mnie ze Scottem, a o JD wiedziałbym, zanim stałaby się sławna? Mogłoby też być kompletnie inaczej. Lubiąc Julie, nasza historia mogłaby potoczyć się w zupełnie innym kierunku…
– Harry?
– Tak?
Nie zdążyłem dowiedzieć się, o co chodziło, bo podszedł do nas zmęczony, ale uśmiechnięty, starszy mężczyzna w białym kitlu.
– Operacja się udała.
– Cudownie – powiedziała Julie, ewidentnie się rozluźniając. – I co teraz?
– Trzeba czekać. Nie wiemy, jak pacjent zareaguje, więc nie jesteśmy pewni końcówki. I czy w ogóle będzie można wybudzić twojego ojca. Był w śpiączce dwa lata. Miejmy nadzieję, że nie zapadł w nią na dłużej… W każdym razie następna doba będzie decydująca.
– Rozumiem. – Julie pokiwała głową. – Czy mogę go zobaczyć?
– Za jakieś dziesięć minut powinien trafić do pokoju.
– Dziękuję, doktorze – powiedziała.
– Jak mówiłem, trzeba czekać.
Odszedł, a my na powrót usiedliśmy.
– Nie martw się, będzie dobrze – próbowałem pocieszyć dziewczynę. – Twój tata jest silny, da radę. Nim się zorientujesz, zaczniesz się na niego wkurzać, bo nie pozwala ci zostać na randce do jedenastej i każe wracać już o dziewiątej.
Julie uśmiechnęła się niemrawo.
– Na randce, mówisz?
– Oczywiście – odparłem. – Jak tylko wszystko wróci do normy i obudzą twojego tatę, zabieram cię na prawdziwą randkę. Tym razem nie ma żadnych wymówek. Ani okres, ani pilnowanie dziecka nam nie przeszkodzą.
– Serio chcesz się ze mną umówić?
Wywróciłem oczami.
– I co w tym jest takiego dziwnego?
– W sumie to nic – zamyśliła się.
– No, właśnie.
Rozmowę przerwały nam pielęgniarki, które wyjechały z sali wraz z łóżkiem, na którym leżał tata Butler, i przetransportowały go do pokoju. Chwilę później zostawili nas samych z pacjentem, uprzedzając jedynie, by zachować ciszę. Julie podeszła do ojca, chwyciła go za rękę i zaczęła coś szeptać. Z jednej strony bardzo chciałem usłyszeć, lecz z drugiej robiłem wszystko, by dać jej odrobinę prywatności. Po jakiś pięciu minutach usiadła obok mnie.
– Harry, bardzo ci dziękuję – zaczęła – że ze mną tu siedziałeś i dotrzymywałeś towarzystwa. Bez ciebie pewnie bym popadła w depresję i na bank nie przeszłabym tego tak, jak teraz.
– Nie ma za co.
Uśmiechnąłem się lekko.
– Ale nie widzę już sensu, byś tu siedział. Wracaj do bractwa, odpocznij, prześpij się.
– Mógłbym powiedzieć tobie to samo – zaznaczyłem. – Nigdzie nie jadę. Nie zostawię cię.
– Ale, Harry, jest naprawdę późno. Poradzę sobie. Przyrzekam.
– Nie, Julie, nie zostawię cię samej.
– Dlaczego?
– Bo moje miejsce jest przy tobie.
Butler otworzyła szerzej oczy, w których pojawił się dziwny błysk. Nachyliła się i dała mi całusa w policzek. Nie miałem pojęcia, jak na niego zasłużyłem, ale nie zamierzałem narzekać. Julie rozsiadła się wygodniej, opierając głowę na mojej klatce piersiowej. Objąłem ją ramieniem. Nie zdałem sobie sprawy z tego, jak długo tak siedzieliśmy, dopóki nie zauważyłem, że Julie zasnęła. Spała z lekko uchylonymi ustami, głośno i miarowo oddychając.
A ja…
Cóż, a ja tak trwałem resztę nocy i podziwiałem najpiękniejszy widok na świecie.

///

Siedziałam w szpitalnym bufecie, jedząc sałatkę, kiedy Patricia weszła do środka. Podeszła do mnie i uśmiechnęła się życzliwie.
– Rozmawiałam właśnie z doktorem prowadzącym. Wszystko wygląda dobrze. Pierwsze dwanaście godzin również minęły bez większych problemów, ale postanowili wybudzić twojego tatę dopiero za parę dni.
– Dlaczego? – zdziwiłam się.
– Chcą poczekać, aż wszystkie procesy życiowe się ustabilizują. Po przyjęciu leków pooperacyjnych strasznie skoczyło mu ciśnienie. Trzeba je unormować, żeby zacząć działać.
– Rozumiem.
– Dlatego wracaj do domu, dziecko. Nie ma potrzeby, żebyś przesiadywała tutaj całe dnie.
– Nie zostawię taty samego.
– Uwierz mi, poradzi sobie dzień bez ciebie. Wróć do siebie, umyj się, prześpij, zjedz coś porządnego. Julie, nie możesz się tak wyniszczać. W razie potrzeby – zaznaczyła, nie dając mi wejść w słowo – zadzwonimy.
Zamyśliłam się.
Patricia mogła mieć rację, potrzebowałam chwili odpoczynku. Z tatą było już lepiej. Harry’ego też pognałam godzinę temu, więc może poszłabym za swoją radą? Przecież na ten moment raczej w niczym nie pomogę, a siedzieć i martwić się mogę także w akademiku.
Poszłam jeszcze do taty i dałam buziaka w policzek.
– Obudź się, tatusiu, proszę. Ja zaraz wrócę, obiecuję.
Do akademika dotarłam po prawie czterdziestopięciominutowym marszu. Miło było wyjść z zamkniętego budynku, gdzie w powietrzu roiło się jedynie od zapachów medykamentów i innych środków chemicznych. Nowy Jork, oczywiście, pachniał głównie spalinami i smrodem ulic, ale czasami zawiewał wiatr, przyjemnie odganiając też posępne myśli.
– Cześć – przywitała mnie Samantha siedząca na łóżku. Wychyliła głowę znad czytanego czasopisma o modzie. – Przyszła tu dzisiaj portierka.
– Co? Po co?
Zdziwiłam się, bo babka z portierni odwiedzała pokoje wyłącznie w jednym celu: kazać jak najszybciej się wynieść.
– Zostawiła list do ciebie, każąc mi go bezzwłocznie przekazać. Podobno to od dziekana.
– Aha.
– Leży na biurku – dodała, wracając do czytania.
Faktycznie, znalazłam na biurku zaadresowaną do mnie białą kopertę. Bez wahania rozerwałam ją, a po chwili przeczytałam treść wniosku o rozpoczęciu postępowania dotyczącego natychmiastowego usunięcia mnie ze studiów, a także wydalenia z akademika. Nie mogłam uwierzyć. Czy to był żart? Tępo wpatrywałam się w świstek, skutecznie niszczący moje życie. Zostałam posądzona o kłamstwo na temat stanu zdrowia, nieuczęszczanie na zajęcia oraz nadwyrężenie zaufania uczelni.
Pismo chyba było prawdziwe.
Widniała na nim pieczątka dziekana oraz jego podpis. Poza tym sama portiera pofatygowała się osobiście, by mi go dostarczyć.
– Julie? Wszystko w porządku?
Nawet nie wiedziałam, kiedy Samantha znalazła się tuż obok. Nie odpowiedziałam, bo co mogłam powiedzieć? Że życie mi się waliło? Nie dość, że tata leżał w cholernej śpiączce, z której już nigdy mógł się nie wybudzić, to jeszcze takie coś? Moja przyszłość dosłownie poszła się jebać. Nie stać mnie na rozpoczęcie nowego kierunku, a kolejnego stypendium nie dostanę przez to, że zostałam dyscyplinarnie wydalona. Dobrze przynajmniej, że dali mi tydzień na spakowanie i zabranie rzeczy osobistych, nim wyląduję na bruku.
– Czemu płaczesz?
Dopiero teraz zorientowałam się, że faktycznie płakałam. Co chwilę ciągałam nosem, a po policzkach spływały łzy.
– Zobacz – wydukałam.
Podałam kartkę Samanthcie, która po przeczytaniu aż otworzyła usta ze zdziwienia.
– Co ty im nakłamałaś, że aż tak się wściekli?
– Powiedziałam, że mam złamane obie nogi i nie mogę chodzić na zajęcia.
– Dlaczego?
Wzruszyłam ramionami, bo nie chciałam opowiadać o sytuacji z tatą. O próbach zarobienia pieniędzy w celu zapłacenia za operację.
– Skąd oni się dowiedzieli? – spytała po chwili. – Czy ktokolwiek w ogóle wiedział, że złożyłaś takie pismo?
Pokręciłam głową.
– Nie. Raczej nie.
– Mhm.
– Może Scott – dodałam po głębszym zastanowieniu. – Ale on nie mógłby mi tego zrobić. To znaczy Scott zachowuje się ostatnio jak dupek, ale w środku wcale nie jest taki zły. W końcu znam go dwa lata, nie?
Samantha potaknęła, po czym w geście pocieszenia położyła dłoń na moim ramieniu.
– Spokojnie, Julie, wszystko się jakoś ułoży i wyjaśni. Dzisiaj jest sobota, więc już raczej niczego nie załatwisz, ale poczekaj do poniedziałku. Wtedy idź walczyć o swoje miejsce tutaj. Tylko musisz wymyślić naprawdę dobrą historię, dlaczego skłamałaś.
Z tym akurat nie było problemu, bo przecież wystarczyło powiedzieć prawdę. Nikt nie był aż tak nieczuły, by nie zrozumieć sytuacji, w jakiej się znalazłam. Chociaż słyszałam kiedyś, że dziekan naszego wydziału to prawdziwy chuj. Oby to był chuj z dobrym sercem albo przynajmniej zalążkami dobroci.
Dzisiaj nie zostało mi nic innego, jak się wykąpać i spróbować zdrzemnąć. Potrzebowałam chociaż paru godzin snu na zregenerowanie sił.
– Dziękuję – powiedziałam, leżąc już w łóżku i prawie odpływając.
– Nie ma sprawy. Tylko się odwdzięczyłam.
Zasnęłam, nim Samantha skończyła zdanie.

6 komentarzy:

  1. Czołem!
    Rozdział bez pogadanki (prawie) i gifa wygląda odrobinę dziwnie :P Ale cieszę się że jest ! A w pracy czasem można się z lekka poobijać ;).
    Zostały trzy do końca i teraz czy historia nagle przyspieszy, czy urwie się na ( szczęśliwym ? :D) zakończeniu, oto jest pytanie ! :P. W każdym razie cieszę się, że wszystko się udało z ojcem Julie, byłoby nieco dramatycznie gdyby coś poszło nie tak, ale chociaż zrobiło się ostatnimi czasy bardzo miło między Harrym a Julie. Oczywiście skopała się nam następna sprawa. Sama już zdążyłam zapomnieć o tym kłamstwie Julie, mam tylko nadzieję ze ktoś ją z tego wyciągnie, Harry jest całkiem niezły w wymyślaniu "naprawdę dobrych " historii :D
    Do następnego, trzymaj się
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo!

      Fakt, mega dziwnie, ale naprawdę nie miałam czasu, a chciałam zdążyć z tym "początkiem" czerwca. :P
      Czymże byłoby opowiadanie bez dramatów? No, ale nic nie powiem, czy się skończy dobrze, czy źle. Nie będę spojlerować, a co! Poza tym już finiszujemy, więc zaraz wszystko się wyjaśni. :)

      Do następnego!

      Usuń
  2. Na moje ktoś tu powinien wylecieć. Po prostu, bo nie róbmy sobie żartów. Pracujesz to pracuj, zamiast zachowywać jak rozwydrzony przedszkolak. To już całkiem poniżej poziomu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, cóż, wylecieć, raczej nie wylecę. Skoro cała robota została zrobiona, to nie miałam nawet wyrzutów przy publikacji. I niby dlaczego rozwydrzony przedszkolak? Nie przypominam sobie, bym urządzała jakiekolwiek sceny...

      Usuń
  3. Witam!
    Nadrabiam rozdział i pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oby się miło czytało. :) I również pozdrawiam!

      Usuń