14. Aby stać się lepszym, nie musisz czekać na lepszy świat
~ Phil Bosmans
~ Phil Bosmans
Dokładnie dzień przed wyjazdem, dziewczyny zaczęły się pakować. Dobrze wiedziały, że przez ich wczorajsze roztargnienie, będą musiały wszystko teraz nadrobić. Przecież już dawno mogły chociaż przygotować sobie ciuchy na wyjazd, ale te jednak wolały zostawić wszystko na ostatnią chwilę.
W ich dormitorium panował istny chaos. Fatałaszki były porozrzucane po całym pokoju, a inne mniej ważne, ale potrzebne rzeczy, umieszczone zostały w kupce koło okna. Dzięki temu przyjaciółki jako tako mogły się poruszać po sypialni.
- Dorcas, gdzie moja szczoteczka do zębów?! – krzyknęła Lily ze zrezygnowaniem. Miała już po dziurki w nosie tego rozgardiaszu, poza tym była strasznie głodna. W końcu od siódmej jest na nogach i cały czas się pakuje. Nawet nie miała czasu zejść do Wielkiej Sali na śniadanie, ani na obiad, który właśnie w tym momencie, trwał.
Meadows wychyliła głowę z łazienki, aby lepiej było ją słyszeć. Już brała głębszy oddech, aby coś odrzec, jednak się lekko zachwiała, przez co z rąk, uformowanych w koszyczek, powypadały jej wszystkie przybory toaletowe. Przeklęła cicho, jednak wyraźnie, dzięki czemu po pokoju przeszedł cichy chichot jednej z dziewczyn, która leżała wygodnie na łóżku Lilki i obserwowała ich poczynania.
- Nie mam pojęcia! Przecież to twoja szczoteczka! – zaperzyła się szatynka i z powrotem weszła do środka łazienki.
- Ann – tym razem Lily zwróciła się do blondynki. – Nie widziałaś mojej szczoteczki? – pytała dalej, jednak kiedy nie otrzymała odpowiedzi szybko dopowiedziała. – No wiesz, taka kolorowa z… - przerwała zirytowana, gdy zauważyła, że od strony Anne nie ma w ogóle odzewu. Otóż Wisborn w zawrotnym tempie rzuciła się pod łóżko, prawdopodobnie dlatego, że czegoś szukała, i co chwila wyrzucała stamtąd jakieś niezidentyfikowane przedmioty.
- Liss, a może ty widziałaś Szczotusię? – zapytała Evans kolejną osobę. Spojrzała na nią pytająco, kiedy dosłyszała, że ta śmieje się pod nosem. Już miała powiedzieć coś zgryźliwego, gdy przyuważyła, że rudowłosa ma w swojej ręce szczoteczkę do zębów, jej szczoteczkę! Szybkim krokiem podeszła do dziewczyny i zwinnym ruchem zrzuciła ją z łóżka, przy okazji łapiąc swoją zdobycz. – Szczotusia? Nic ci nie jest? Czy ten potwór ci coś zrobił? – spytała szczoteczkę do zębów i pogłaskała ją lekko.
- To bolało – zaperzyła się Roshid, jednak na twarzy miała wymalowany szeroki uśmiech. Jeszcze nigdy w życiu nie słyszała, aby ktoś rozmawiał z przyborem do mycia zębów. Ale po Lilce można spodziewać się wszystkiego.
- Bo miało – zaśmiała się perliście zielonooka i usiadła koło niej na posłaniu.
- Znalazłam! – Usłyszała krzyk blondynki, która z impetem wyskoczyła spod łóżka z butem w dłoni. – Jeszcze tylko jeden – rzekła do siebie głośno i ponownie zanurkowała pod łóżko, tylko że tym razem nie tym należącym do niej, lecz Dorcas.
Rudowłose kobiety zaśmiały się dźwięcznie, aby po chwili równocześnie opaść na poduszki.
- Jak to możliwe, że siedzisz teraz z nami, a nie pakujesz się? – zdziwiona Lily podniosła się na łokciach i spojrzała na dziewczynę leżącą obok. Po chwili swój wzrok przeniosła na współlokatorki, biegające od szafy do walizki, od łazienki do okna, od łóżka do drzwi, aby zaśmiać się pod nosem. Nie wiedziała, że wygląda to aż tak komicznie.
- Ja już się dawno spakowałam, a dokładnie to tydzień temu. – Lissie parsknęła śmiechem, widząc minę przyjaciółki. Sama także podążyła za wzrokiem panny Evans, a kiedy dowiedziała się, że ta obserwuje poczynania reszty dziewczyn, zamyśliła się na chwilę. W tym momencie wiele by dała, aby zostać Gryfonką, która mieszka z nimi w jednym pokoju. One jako pierwsze uznały ją za przyjaciółkę, chciały z nią rozmawiać, dowcipkować. Jeszcze nigdy nie znała takiego uczucia od strony nieznajomych ludzi, bo rodzina to co innego.
Jej rozmyślania przerwał ogromny hałas, wydobywający się ze środka pomieszczenia, po którym nastąpiła głośna salwa śmiechu. Rozglądnęła się nieprzytomnie, jednak kiedy jej wzrok spoczął na pewnej blondwłosej piękności, złapała się za brzuch i padła na podłogę, zwijając się ze śmiechu.
Nadal przed oczami miała tą zabawną scenę, w której Anne w roli głównej leżała na dywanie z dziwnym ułożeniem ciała. Na dodatek w ustach miała skarpetkę w groszki, a w dłoniach trzymała sandały nie do pary. Oprócz tego cała oblała się kremem, który prawdopodobnie chciała zanieść i schować do kosmetyczki.
Wisborn warknęła pod nosem poirytowana i próbowała wstać, jednak na jej nieszczęście dywan wyślizgnął się spod jej stóp, przez co ponownie poleciała na posadzkę, tyle że tym razem na tyłek.
Dziewczyny, które już się prawie uspokoiły, widząc to, zaczęły śmiać się jeszcze głośniej, co spowodowało, że łzy leciały im po policzkach.
Taki przekomiczny widok zastali Syriusz i Remus, którzy bez uprzedzenia wparowali do dormitorium. Stanęli oniemiali w drzwiach i nie wiedzieli, co się dzieje. Jednak po trzydziestu sekundach skojarzyli wszystkie fakty i sami wybuchli donośnym śmiechem.
Po chwili do tego pokoju wparował i Peter, mając nadzieję, że on też się z czegoś pośmieje. Spojrzał na dziewczyny i na chłopaków, jednak nie zauważył w tym nic śmiesznego, ale cóż, czasem trzeba udawać, aby być lubianym, więc on także roześmiał się.
Jedynie James Potter, stojący na dole schodów, nie miał wyraźnej miny. Brakowało mu tych wspólnych śmiechów i zabaw, bo przez ten jeden incydent miał kategoryczny zakaz zbliżania się do Lily. Ta traktowała go jak powietrze, a nawet jeszcze gorzej. Wiedział, że przesadził, ale w końcu przepraszał ją z milion razy, mimo to ta nadal była na niego zła jak osa. Za swoje czyny zawsze trzeba ponosić konsekwencje, nawet jeżeli będzie to zniszczeniem tego, co razem zbudowali, czyli swoją przyjaźń.
*
Po wielu sprzeczkach, zażaleniach i ustaleniach wycieczka do Beauxbatons ruszyła. Autobus, którym jechali do granicy Anglii, został tak zaczarowany, że miał cztery wielkie kabiny. Każdy dom siedział oddzielnie w jednej, a nauczyciele znaleźli się na przedzie, przez co uczniowie mieli większe pole do popisów i wygłupów. Tym bardziej, że przedział Gryfonów był położony najdalej. Zresztą studenci i tak pomieszali się ze sobą domami.
Lissie siedziała wraz z przyjaciółmi w kabinie dla lwów, tak więc wszyscy byli w komplecie. Oprócz tego pomieszczenia miały wielkość Pokoju Wspólnego, także czuli się jak w zwykły dzień, tylko bez nauki i książek. Poza tym autobus był tak zaczarowany, że mógł poruszać się po wodzie. W końcu, aby dostać się do Francji trzeba było przepłynąć Kanał La Manche, który po francusku oznacza rękaw. Najgorsze jednak dopiero ich czekało, ponieważ dyrektorka tamtejszej szkoły, madame Maxime, zażyczyła sobie, że kiedy będą przejeżdżać przez państwo, mają przesiąść się w zwykły autokar, bo ta nie chce żadnych kłopotów i nieporozumień. Nawet jeżeli sam Albus Dumbledore jedzie wraz z nimi.
Podróż przez Wielką Brytanie minęła szybko i, o dziwno, spokojnie. Kiedy zaś nastał czas przesiadki, uczniowie rzucili się do drzwi autobusu z zamiarem zajęcia jak najlepszych miejsc w samochodzie, czyli tych ostatnich. Jak można było przewidzieć usiedli tam rozpromienieni Gryfoni, przed nimi znajdowali się Krukoni, dalej Puchoni, a na samym przedzie Ślizgoni, którzy, sądząc po ich minach, nie byli z tego zadowoleni. Nauczyciele siedzieli obok kierowcy, cały czas informując go o trasie jazdy i czyszcząc mu co parę godzin pamięć. W końcu człowiek ten był mugolem, a taki nie miał w ogóle pojęcia o istnieniu magii, dlatego zakazem w trakcie podróży było używanie różdżek.
Jedyną osobą, która była naprawdę zdenerwowana i co jakiś czas zaciskała bezsilnie pięści z powodu, że pewien kruczoczarny chłopak dzielił z nią siedzenie, była Lily Evans. Przez pół godzinny namawiała przyjaciół, aby ci się wymienili z nią miejscami, jednak tamci pozostali nieustępliwi. W końcu chcieli pogodzić rudowłosą z Potterem, bo nie mogli znieść już widoku oczu dziewczyny, które straciły dziwny blask pod wpływem straty przyjaciela oraz miny zbitego psiaka, którego ciągle naśladował James. On także nie był zbyt szczęśliwy, bo Lily traktowała go jak nic istotnegp, ale starał się tego nie okazywać, aby nie smucić reszty.
- Ruda, przestań się złościć i uśmiechnij się w końcu! – zaczął Łapa, gdy dostrzegł, że zielonooka po raz kolejny zaciska pięści. Ta tylko westchnęła zrezygnowana i uśmiechnęła się delikatnie. – Jedziemy po to, aby się zabawić i zaszaleć! – krzyknął po chwili Syriusz i stanął na swoim miejscu, przy tym tańcząc koślawo.
- Panie Black, proszę natychmiast usiąść! – Usłyszeli głos McGonagall, który nie wróżył nic dobrego.
- Jasne, pani profesor! – odkrzyknął podekscytowany czarnowłosy, ponieważ wywołał u swoich przyjaciół, a w szczególności u Lilki i Jamesa, szeroki uśmiech. W końcu o to chodziło. Jednak nie na długo, bo kiedy Potter dodał swoje trzy grosze, rudowłosa Gryfonka ponownie się nachmurzyła. Lissie, widząc to, wzruszyła ramionami i spojrzała znacząco na Remusa, z którym dzieliła miejsce. Pokiwał głową, jakby od razu domyślając się, o co chodzi.
- Dobra, Lily - zaczął zrezygnowany Remus. W sumie nie za bardzo uśmiechało mu się opuszczanie starego miejsca, ponieważ chciał siedzieć z Liss, ale trzeba pomagać, tym bardziej przyjaciółce. – Wymienimy się.
Dziewczyna, gdy tylko to usłyszała, rozpromieniała się i szybko wstała, a Lupin poszedł w jej ślady.
- Lily, dlaczego ty mnie tak nie lubisz? – spytał James, aby po chwili dodać z namysłem. – Przecież przepraszałem ze trzysta razy, no! – błagał. Ta tylko spojrzała na niego z kpiną. – Przepraszam! – powiedział i złożył ręce jak do modlitwy.
- Teraz do dokładnie dwieście osiemdziesiąt sześć – odrzekła z przekonaniem Dorcas, obliczając coś na palcach.
- Liczyłaś to? – spytała Lily i otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Dor pokiwała głową z entuzjazmem i uśmiechnęła się niemrawo, w końcu nie chciała przegrać zakładu. Otóż założyła się z Blackiem o to, że James, przepraszając Lily, dojdzie do trzystu, jednak on twierdzi, iż więcej, sądząc po upartości ich obojga. Na razie wychodziło na jej, ale skoro minęło dopiero parę dni, a ten zdążył ją przeprosić aż tyle razy, to ciekawa jest do ilu zdąży jeszcze dojść. Miała nadzieję, że niedługo się to skończy, bo nie ma zamiaru wykrzykiwać przy całej szkole jaki to panicz Syriusz jest wspaniały.
- Widzisz – zwrócił się do Rudej. – Ja naprawdę tak bardzo przepraszam!
- Dwieście osiemdziesiąt siedem – szepnęła do Ann Dorcas konspiracyjnym szeptem.
- Daj mi spokój, Potter – warknęła zdołowana Gryfonka, chociaż w głębi duszy cieszyła się, że aż tak mu zależy. Nawet przez jej głowę przeszła taka myśl, aby mu w końcu przebaczyć, jednak zaraz do głowy wpadała jej następna, a mianowicie przypomnienie tego koszmaru, przez który tak cierpiała. Po jej ciele przeszły dreszcze, dlatego nie dodała już nic więcej.
- Lily, ty się do mnie odezwałaś! – krzyknął Jim z radością i złapał Remusa za ręce, który siedział wraz z nim na siedzeniu, po czym próbował, dość nieudolnie, okręcić go wokół własnej osi. - Liluś się do mnie odezwała, Liluś się do mnie odezwała – mruczał dość głośno, dzięki czemu profesor Minerwa do niego podeszła.
- Panie Potter, jeżeli pan zaraz nie przestanie, usiądzie pan ze mną z przodu – spojrzała na niego srogo, a widząc jego niewinną minkę, westchnęła i szybko dodała, przy okazji oddalając się nieco, aby słyszeli ją wszyscy uczniowie. - A teraz spać - rozkazała i nim się spostrzegli sama usadowiła się na własnym miejscu i szczelnie przykryła kocem.
- Tak jest, pani psor – odpowiedział James i zasalutował, po czym poszedł w ślady nauczycielki. Przykrył się śpiworem aż pod brodę. - Kocham Cię, Liluś – szepnął na tyle głośno, aby Lilka go usłyszała i oparł głowę o szybę. A po chwili spał jak zabity. Reszta zaśmiała się dźwięcznie, ale zrobili dokładnie to samo. Jedynie Lily i Syriusz nie mogli zasnąć. Ta pierwsza ciągle słyszała te ostanie słowa Jima, a chłopak po prostu nie miał ochoty, ponieważ wolał popatrzeć na Meadows, która uśmiechała się przez sen.
- Liss – szepnęła zielonooka i potrząsnęła lekko ramieniem panny Roshid. Ta otworzyła ledwie swoje oczy i spojrzała na nią nieprzytomnie. – Wymień się z Łapą, co? – spytała z ledwie dosłyszalnym rozkazem, ale nie musiała nic więcej dodawać, bo Lissie ją posłuchała.
Nie minęła minuta, kiedy rudowłosa i blondynka spały sobie smacznie, a Black siedział koło Lily. Przez chwilę wpatrywali się w siebie znacząco, jednak gdy dziewczyna zrezygnowana opuściła wzrok, ten westchnął przeciągle. Poczuł jak przyjaciółka kładzie głowę na jego ramieniu i wzdycha.
- Spowiadaj się, Black – szepnęła cicho, aby nie obudzić reszty. Wiedziała, że coś bardzo ciężkiego leży na jego sercu, a w końcu zadaniem przyjaciela jest wysłuchiwanie wszystkich żalów. Tak też zrobiła. W ciszy słuchała jak Syriusz opowiada o Dorcas i o tym jak spotkała się z Regulusem na urodzinach Lily. Mówił też o durnym zakładzie szatynką, o jego uczuciach do niej. Rudowłosa patrzyła na niego zdezorientowana. Wiedziała, że Łapie podoba się Dor, ale nie wiedziała, że aż tak bardzo.
- Ale cię wzięło – powiedziała cicho dziewczyna, kiedy Syriusz oznajmił nareszcie, że skończył. Huncwot pokiwał smutno głową i wlepił swoje czarne oczy w obrazy za oknem. Zielonooka miała już zamiar coś powiedzieć, kiedy usłyszeli lekkie poruszenie. – Udajemy, że śpimy – szepnęła wprost do ucha chłopaka i szybko zamknęła oczy, wsłuchując się w choćby najmniejszy ruch. Przez chwilę panowała grobowa cisza, a słychać było tylko warkot autokaru, jednak po chwili do ich uszu dotarły dźwięki przypominające wstawanie z siedzenia i szurania nogami o podłoże.
Syriusz uchylił lekko powieki, dzięki czemu mógł zobaczyć, kim jest owa osoba i co zamierza zrobić. Zdziwił się trochę, kiedy jego oczom ukazała się Dorcas. Z daleka widział jak czarnowłosa siada na jednym z przednich miejsc, więc zaklną pod nosem. Miał wielkie wrażenie, że wie, co ona tam robi.
Wstał na lekko chwiejnych nogach i ruszył w tamtym kierunku. Czuł na sobie zdziwiony wzrok Lilki, ale nic jej nie powiedział. Przeszedł przez długość całego autokaru, co chwila wpatrując się w śpiące osoby. Musiał iść bardzo cicho, ponieważ nie chciał obudzić pozostałych uczniów, bo to zburzyło by jego plan. Pokonał jeszcze parę metrów, kiedy stanął jak wryty. Jego najgorsze przeczucia się potwierdziły. Otóż panna Meadows spała wtulona w swojego chłopaka – Regulusa Blacka. Przeklną siarczyście i szybkim krokiem oddalił się od śpiącej pary.
Z impetem rzucił się na siedzenie obok Lily, przy okazji wybudzając ją z letargu.
- Co się stało? – spytała lekko sennym głosem i położyła mu dłoń na ramię. Odepchnął jej rękę i warknął cicho:
- Nic. Śpij. – Jednak, gdy tylko przyuważył, że dziewczynie zrobiło się przykro, westchnął i przytulił ją do siebie. – Przepraszam. – Uśmiechnęła się niemrawo, ale o nic więcej nie pytała. Co jak co, ale ta rudowłosa osóbka dobrze umiała wyczuć sytuację. Po prostu matka natura obdarzyła ją tą szczególną cechą charakteru.
- Dobranoc – szepnęła i pocałowała czarnowłosego w policzek, po czym zamknęła szczelnie powieki i przez chwilę kręciła się, aby znaleźć wygodne ułożenie dla swojego ciała, aby potem zasnąć niepewnym snem.
Syriusz patrzył na to z przymrużeniem oka. Nawet nie wiedziała, jak mu teraz pomaga pozbyć się tego okropnego uczucia, które przelewa się przez jego ciało. Dzięki tej nieznośnej Evans poczuł się choć trochę dowartościowany i kochany.
Zamknął oczy, wsłuchując się w dźwięk kół poruszanych po asfalcie, gdy poczuł, że ktoś go skrobie za rękaw. Otworzył szeroko powieki i aż wzdrygnął się, ponieważ tuż przy jego oczami, świeciła rozpromieniona twarz Jamesa. Zmarszczył brwi i ze zdziwieniem wpatrywał się w Pottera, lecz tamten nie odezwał się, tylko palcem wskazał na Łapę, potem na jego siedzenie, a w końcu na siebie. Syriusz od razu zrozumiał przesłanie kumpla, dlatego z ostrożnością wstał, przy okazji odsuwając od siebie Lilkę, która czując jakiś ruch, mruknęła coś co było podobne do „nie wierć się tak, Black” i ponownie zapadła w sen. Rogaty uśmiechnął się z wdzięcznością do przyjaciela, po czym usadowił się obok Lily, która momentalnie wtuliła się w jego silne ramiona. Uśmiechnęła się przez sen, biorąc parę głębszych oddechów.
W tym momencie James był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Odwzajemnił uścisk dziewczyny i zasnął z wielkim uśmiechem na ustach. Myślał, że nic go już nie obudzi, a jednak…
- Aaaaa! – Usłyszał donośny krzyk przy uchu, więc zerwał się niczym oparzony na nogi, dzięki czemu z całej siły uderzył głową w poddasze autokaru. Syknął z bólu, łapiąc się w miejscu, na którym prawdopodobnie już ma wielkiego guza.
- Panno Evans, wszystko w porządku? – Dumbledore szybkim krokiem przemierzył dzielącą ich odległość i nim się wszyscy spostrzegli, stał obok rudowłosej, stanowczo się w nią wpatrując.
-Yyy… - zająknęła się dziewczyna. – Ten dzięcioł… znaczy, James mnie wystraszył – powiedziała lekko zbita z tropu, słysząc śmiech dyrektora.
- Jak mniemam pan Potter nie miał takiego zamiaru? – spojrzał na niego z błyskiem w oku, a kiedy zauważył, że ten kiwa przecząco głową, zwrócił się ponownie do Lilki. – Ma pani bardzo donośny głos – zachichotał, widząc jej zarumienione policzki. – Postawiłaś cały autokar na nogi, nawet ja bym czegoś takiego nie dokonał. – Lily słysząc te słowa, uśmiechnęła się delikatnie, ale z jej policzków nie zniknęły czerwone plamy, a wręcz przeciwnie, bo się powiększyły. Albus skłonił ledwie dostrzegalnie głowę i wrócił na swoje miejsce, przy okazji uspakajając kilku uczniów.
Lilka klapnęła na siedzenie i schowała ze wstydu głowę w ręce. Jednak po chwili zerknęła na Pottera, który głupkowato chichotał.
- Z czego rżysz?! – warknęła zdenerwowana. – Poza tym jak jeszcze raz to zrobisz, to twoja gęba zmierzy się z moją pięścią. Ciekawe kto wygra? – rzuciła ironicznie.
Na te słowa Syriusz zaczął się szaleńczo śmiać, a w jego ślady poszła reszta. Nawet Lily uśmiechnęła się pod nosem. W końcu nie zawsze wyskakiwała z takimi tekstami, no, chyba, że wcześniej wypiła parę butelek piwa kremowego.
- A co ja ci takiego zrobiłem, że tak szybko wstałaś? – spytał ze zdziwieniem w głosie. – Ugryzłem cię? Naplułem? Polizałem? Zaśliniłem?... – Prawdopodobnie wymieniałby tak jeszcze długo, gdyby Lily nie zamknęła mu buzi swoją ręką.
- Dobra, skończ już z tym – rozkazała i oparła się o siedzenie. – Nawet nie wiesz jak się wystraszyłam – dodała powoli, a kiedy zauważyła, że ten przygląda się jej zdziwiony, westchnęła, ale dopowiedziała. – Budzę się i co widzę? Twoją twarz. Ugh… - Przy tej wypowiedzi, dziewczyna wystawiła język, udając, że wymiotuję. Przez tyły autobusu ponownie przeszła salwa śmiechu, jedynie Jim zrobił naburmuszoną minę i złożył ręce w koszyczek. Mimo to po paru minutach znów żywo rozmawiał z przyjaciółmi i co jakiś czas wyglądał przez okno, podziwiając widoki.
Autokar dojechał równo o jedenastej przed południem. Zmęczeni podróżą uczniowie powoli zaczęli wysypywać się z pojazdu, aby odetchnąć świeżym powietrzem. W momencie, kiedy ich stopy stanęły twardo na zielonej trawie, otworzyli szeroko oczy ze zdziwienia i zaskoczenia. Otóż zamek wcale nie był aż taki duży, jak sobie go wyobrażano. Miał dwie wieże, a pomiędzy nimi mur, który je ze sobą łączył. Cała budowla została zrobiona w stylu renesansowym. Czerwone kamienie dodawały zamkowi wielkie uroku i kształtu. Jednak najpiękniejsze w tym wszystkim były ogrody, które rosły wokoło szkoły. Można nazwać to mniejszymi parkami, ponieważ przy małych dróżkach stały ławki, aby odpocząć po męczącym spacerze. Aż miło było patrzeć na te wykwintne drzewa i krzewy, które rosły przy żwirku.
Lily właśnie podziwiała magiczne krajobrazy tego miejsca, kiedy w oddali przyuważyła, że zbliża się do nich czarna czupryna jakiejś dziewczyny. Zmrużyła oczy, aby widzieć twarz brunetki.
- Jak to możliwe, że nie zauważyłyśmy, że jej z nami nie było? – szepnęła Lissie do ucha Lily, ale ta nic nie odpowiedziała, tylko wzruszyła nieznacznie ramionami. W zasadzie to wiedziała, że Meadows nie ma, bo siedzi ze swoim chłopakiem, przecież Syriusz się jej wygadał, ale myślała, że szybko do nich wróci. Jednak ta doszła do nich, kiedy byli już na miejscu.
- Gdzie ty byłaś? – Usłyszała głos podenerwowanego Jamesa i aż wzdrygnęła się na samą myśl. W tym momencie serdecznie współczuła Dor, bo przecież przesłuchanie jej nie ominie. Westchnęła i rzuciła znaczące spojrzenie Łapie, który także wpatrywał się w nią z zaciętością.
Czarnowłosa, słysząc to pytanie, mocno się zarumieniła. Złapała się za kark, po czym przymknęła powieki, łapiąc głębokie oddechy.
- Eh… - westchnęła zrezygnowana, gdy poczuła na sobie spojrzenia innych. – Byłam u Regulusa, mojego chłopaka – powiedziała wszystko na wydechu i czekała na reakcję pozostałych. Jak się spodziewała była ona dość chaotyczna.
- Odbiło ci?! – krzyknął rozjuszony Remus. Przyjaciele spojrzeli na niego z niedowierzaniem. W życiu nie przypuszczaliby, żeby Lunatyk, na pozór spokojny chłopak, mógłby tak wybuchnąć. No cóż, czasem nawet wystygły wulkan musi dać o sobie znać. – Przepraszam, poniosło mnie – dodał szybko na swoje usprawiedliwienie i zamilkł, tępo wpatrując się w swoje buty, jakby coś w nich go zaciekawiło.
- Chodzę z nim od początku października - mówiła dalej, nie zwracając uwagi na spojrzenia i odruchy pozostałych. – Spędzaliśmy ze sobą prawie każdą chwile, na błoniach, oczywiście. – I tak zaczęła swoją historię. Opowiedziała im wszystko, począwszy od spotkania na korytarzu i miłości od pierwszego wejrzenia, brnąc przez spotkania i romantyczne wieczory na błoniach, a kończąc na tym, co robiła przed chwilą i w czasie podróży. Jedyną sprawą, którą zataiła przed przyjaciółmi, był incydent z krzakami. Chciała im powiedzieć, ale stwierdziła, że nie będzie ich zamartwiać swoimi problemami, dlatego opowieść miała – według niej - pozytywny nastrój.
Od przyjazdu do szkoły Beauxbatons minęło dokładnie półtorej godziny. Uczniom z wymiany przydzielono już pokoje, dzięki czemu hogwartczycy mogli się już w spokoju zacząć rozpakowywać. Najlepsze w tym wszystkim jednak było to, że Krukoni dzielili swoje dormitorium z Gryfonami, także wszyscy byli w komplecie. Jedyne, co im teraz pozostało, to oczekiwać nadchodzącej kolacji, w której to muszą się jakoś zaprezentować.
Lissie właśnie siedziała na podłodze z głową oparta o ramę łóżka i wpatrywała się w zamknięte drzwi łazienki, z których zaraz powinna wyjść gotowa Dorcas. W końcu czarnowłosa oznajmiła im, że jest umówiona z młodszym Blackiem na spacer po parku zamkowym. Lis, pomimo tego, że nie za bardzo przepadała za arystokratycznymi dupkami, w głębi duszy jej zazdrościła. Sama też marzyła o miłości; chciała, aby w końcu ktoś ją pokochał taką, jaka jest. Do jej głowy natychmiast wleciał obraz Remusa Lupina, dzięki czemu uśmiechnęła się pod nosem. Od jakiegoś czasu często o nim rozmyślała, bo gdy tylko na niego spojrzała, jej serce biło mocniej.
Usłyszała ciche kliknięcie zamka, więc spojrzała w tamtym kierunku. Drzwi otworzyły się z lekkim hukiem, a po środku nich stanęła piękna kobieta. Na jej twarzy widniał szeroki uśmiech, przez co wyglądała uroczo. Jej zazwyczaj rozpuszczone loki, teraz upięła w koński ogon, tak, że teraz widać było jej twarz w całej okazałości. Czarne spodnie, zwane przelotnie rurkami, bezbłędnie pasowały do jej zgrabnych i długich nóg, a biała bluza z szarym kotem podkreślała smukłe ciało szatynki, a do tego ładnie się komponowała z resztą stroju. Pomimo tego, że ubrana była luzacko, wyglądała olśniewająco.
- I jak? – spytała, po czym okręciła się wokół własnej osi.
- Ładnie – odparła niezbyt przejęta rudowłosa i z trudem podniosła się na nogi, po czym ciężkimi krokami ruszyła w stronę „świątyni dumania”. Tamta tylko wzruszyła nieznacznie ramionami i ruszyła w stronę wyjścia. Najgorsze dla niej było to, że aby wyjść na korytarz, musiała przejść jeszcze przez dormitorium chłopaków, a nie za bardzo chciała spotkać Huncwotów. Los, jednak chciał inaczej, ponieważ gdy tylko weszła do męskiego salonu, poślizgnęła się na dywanie, przez co z impetem upadła na swoje zgrabne cztery litery. Syknęła z bólu i złapała się za tyłek, delikatnie go masując.
Łapa, który od dawna się jej przyglądał, podszedł do niej, wesoło pogwizdując, po czym podał jej dłoń w dość szarmancki sposób. Dziewczyna pewnie przyjęła pomoc przyjaciela, aby po chwili stać już stabilnie na nogach i uśmiechać się z wdzięcznością. Black odwzajemnił gest, po czym zmierzył i rozebrał dziewczynę wzrokiem. W jego oczach pojawiła się iskierka.
- Nie zapomniałaś o czymś? – zapytał i wyszczerzył zęby w uśmiechu. Jednak, kiedy Meadows spojrzała na niego zaciekawiona, dodał. – Szaty. Musisz wziąć ze sobą szatę z herbem Hogwartu. Pamiętasz, co powiedział Dumbledore?
Dorcas zaśmiała się dźwięcznie i pacnęła siebie w czoło, prawdopodobnie chcąc oznajmić jaka z niej gapa. Pocałowała Syriusza w policzek, przy okazji odwracając się na pięcie, aby sekundę później szybkim krokiem wrócić do sypialni. Nie minęła minuta, kiedy ponownie z niej wybiegła, jednak tym razem w dłoni trzymała czarną pelerynę.
- Dzięki – rzuciła przez ramie i zniknęła za drzwiami prowadzącymi na korytarz wyjściowy. Za to panicz Black stał z rozdziawionymi ustami, dłonią dotykając jeszcze ciepłego policzka, który Dor dotknęła swoimi wargami.
I tak stał, i stał, i stał.
Notka, jest w porządku,ale bywały lepsze. Szkoda że tak zdecydowałaś zamknąć życiorys rodziców Evens, ale cóż....
OdpowiedzUsuńPo pierwsze, dziękuję!
OdpowiedzUsuńTo ostania rzecz, której się spodziewałam. ;*
Teraz przejdźmy do notki.
Ten ostatni akapit, o śmierci rodziców Lily.
Normalnie s z o k !
I podróż ciekawa.
Czego chcieć więcej, co? ;))
Całuję! <3 ;*
EEe...Oooo....UUU....e, łał. O kurcze. Kobieto! Będziesz i płacić za kardiologa! Wiesz jak mi ciśnienie podskoczyło pod koniec? Myślałam, że za chwilę spadnę z krzesła.
OdpowiedzUsuńIdealnie. Po prostu idealnie. ;)
Pozdrawiam ;*
Dorcas z Regulusem... Wow. A Lilka... No cóż. Ma się ten głos xD Ale po jaką cholerę wrzeszczała na cały autobus? Cóż... Pomimo, że jestem jedną z dziewczyn, to łatwiej mi rozumieć zachowanie chłopaków niż reszty płci pięknej. Bo moje to ja zawsze rozumiem ;p Ale dobra, bo już zaczynam gadać od rzeczy xD Kurczę. Voldemort zabił rodziców Lilki? Ja pierdzielę. Na stos go! xD Ale szczerze to współczuję Rudej.
OdpowiedzUsuńNo nie! Zaniłaś rodziców Lily! Jak mogłaś? To znaczy voldemort zabił, ale maczałaś w tym palce! Dobra, już nic nie piszę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPewnie, że się podobało! Aj, musiałam nadrobić zaległości... A to się porobiło... No, no, kochana, masz Ty wyobraźnię. A ta Lilka to ma niezły charakterek, muszę przyznać. Czasami to się zaczynam jej bać^^ A, dodaję do linków i uprzedzam, że będę stałym gościem!
OdpowiedzUsuńNo wiesz ty co? Śmierć Evansów, a gdzie się podziały tortury? No dobra rozdział fajny, ale niespecjalnie mnie wzruszył. Czekam na newsa... Pozdro for you...
OdpowiedzUsuńCiekawy rozdział. Początek mnie rozśmieszył, to z tym "oplułem cię, ugryzłem?" xd Końcówka zauroczyła. Tylko czy Czarny Pan zakochał się w mugolce, bo sama już nie wiem. A Petunia pewnie z Dursleyem była xD Biedactwo, jak wróci do domu to będzie miałą niespodziankę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
hey =*.
OdpowiedzUsuńŚwietne to Twoje opowiadanie!Kurcze,kobieto masz jednak absolutny talent do pisania.
dreszczyk emocji,napięcie,aż chcę się czytać!
Dlatego MUSOWO poinformuj mnie o Nowym rozdziale,jeżeli możesz oczywiście xd
Do tego jeszcze świetna grafika.niezaprzeczalnie profesjonalna xd
Taka mieszanka to po prostu przepis na miano najlepszego bloga na Onecie xd.
Pozdrawiam Cieplutkoo <3333
heej.;]] noo nareszcie przeczytałam. ;D aż zgłodniałam, bo czytam już ze dwie godziny odkąd przyszłam ze szkoły i odrobiłam matmę ;D nie wiem po co Ci to mówie ale dobra jest. ;D tak jak myślałam zakochałam się w tym opku. kuurde tylko szkoda, że to 28 rozdział, a Lily i James nie są razem! ;]]] Ja się nie dziwię potterowi że tak nawrzeszczał na Lilkę wtedy jak tam gadała o tym yy chyba Patricku.. ;D No przesadził z tą szlamą, ale też bym się wkurzyła. ty no chłopak się ugania za nią przez 6 lat a ona przecież wie jak on ją kocha i jeszcze ćwierka o jakimś pedale. :D nie mogę uwierzyć, że uśmierciłaś rodziców Lilki! jesteś okropna! ;DDD żarcik.;] Ale nie noo.. Kurdę.. Co Voldemort miał na myśli mówią, że Lilka zginie tak jak matka. Że ze swoją miłością ta? Tylko proszę Cię nie uśmiercaj Lily i Jamesa.. Tak w ogóle. ;D No i fajnie byłoby gdyby np. James pojechał z Lily tam na pogrzeb.. No może wszyscy.. I ona by mu wybaczyła.. i byłoby tak miło :DD dobra ja kończę, bo się strasznie rozpisałam. ;D mam nadzieję, że lubisz czytać długie komy? a jak nie to trudno ;D pisz szybciutko :*
OdpowiedzUsuń