11 maja 2012

Najważniejszy obowiązek wobec dzieci to dać im szczęście (7)

Część siódma

            W tym samym czasie niczego nieświadoma Zoey ze smakiem i z zadowoleniem wcinała czekoladowe ciasteczka, czekając, aż Draco przyniesie jej kakao. Hubert musiał wyjechać na jakiś czas do rodziny, więc w pewnym sensie jego obowiązki przejął sam panicz Malfoy. Oczywiście, miał jeszcze skrzaty domowe, które wyręczały go w gotowaniu i sprzątaniu, ale jeżeli chodziło o pojedyncze czynność, wolał je sam wykonać. Zresztą, Z. powiedziała mu ostatnio, że przerażają ją trochę te „dziwne stwory”.
            Zegary wybiły jedenastą, toteż za niecałą godzinę Draco wraz z córką miał się udać do wesołego miasteczka, a później na ogólną wycieczkę po Londynie. Ostatnio, mimo iż co dwa dni miał ciągle nocne zmiany w pracy, wręcz kipiał energią i entuzjazmem. Po prostu nie mógł się doczekać bardziej dogłębnego poznania jego Zoey, zaczynał się do niej coraz bardziej przywiązywać. Żałował jedynie, że nie może z nią spędzać więcej czasu. Chociaż właściwie to nie mógł na nic narzekać, ponieważ jeżeli nie był przy swojej córce, trwał u boku Hermiony, o której parę lat temu wreszcie udało mu się zapomnieć. Niestety, los nagminnie bywa przewrotny i bardzo często przeszłość zaczyna zlewać się z teraźniejszością, a później nawet i z przyszłością. Zresztą, pamiętał jeszcze jak przez bodajże dwa lata opijał tą felerną – jak wcześniej mawiał – znajomość, która przyniosła mu więcej szkód niźli była tego warta. Blaise pewnie także do tej pory nie zdążył zapomnieć o tych wszystkich ich libacjach. Poza tym wówczas dostąpił także pewnego uszczerbku na ciele – Michelle wreszcie skończyła się cierpliwość z powodu ciągłych alkoholowych wybryków ukochanego, więc w akcie złości nieźle mu przyłożyła. Do dzisiaj ma bliznę na ramieniu po jej długich paznokciach.
                - Proszę – syknął Draco, w biegu wkraczając do jadalni. Szybko położył przed Zoey kubek z napojem, po czym z głośnym sykiem złapał się za uszy. To kakao było naprawdę strasznie gorące.
             - Dzięki, tato – uśmiechnęła się w odpowiedzi, jednocześnie patrząc na swojego ojca z troską. Po chwili jednak zapomniała o całej tej sytuacji i z radością zmieniła pozycję, więc teraz siedziała na krześle po turecku. Mama zawsze jej powtarzała, że przy stole zawsze powinno się siedzieć prosto i dumnie, ale przecież właśnie tak było najwygodniej, po swojemu!
            Draco zaś pokręcił tylko głową, unosząc brwi ku górze.
            Przez chwilę wokół nich panowała cisza, ponieważ każdy zajęty był albo dalszym jedzeniem smakołyków, albo piciem kawy, która – swoją drogą – potrafiła bardzo dobrze uzależniać.
            - Z., pomyślałem... – zaczął wreszcie blondyn, z ciekawością przyglądając się, jak z talerza znika coraz więcej ciastek. – Hej, może już starczy tego dobrego, co? Zaraz się przesłodzisz, a poza tym przed wyjściem zjemy jeszcze obiad, żebyś miała dużo siły.
            Na te słowa Zoey wywróciła tylko oczami, ale posłuchała się ojca i moment później piła już swój napój, aby po chwili całkiem poważnie powiedzieć:
            - Tato, jestem kobietą.
            Draco, słysząc jej słowa, prawie się zakrztusił.
            - A co to ma do rzeczy?
            - Tato – powtórzyła dziewczynka, wzdychając i robiąc minę, jakby wszystko wiedziała – przecież dobrze wiesz, że kobiety najbardziej na świecie kochają słodycze, prawda? A teraz pomyśl sobie, że jakby takich ciastek nie było, to kobieta nie mogłaby na nich wyładować swojej złości i na pewno wyżywałaby się później na swoim mężczyźnie. A potem to wszystko prowadziłoby do ciągłych kłótni, a może nawet i rozwodów...
            - Dobra, dobra – skapitulował w końcu Malfoy, z całych sił powstrzymując się, by nie wybuchnąć głośnym śmiechem – jedz, ale później masz zjeść przynajmniej zupę.
            W odpowiedzi Zoey uśmiechnęła się promiennie i chwyciła za kolejne ciastko.
            - W każdym bądź razie – ponownie zaczął Draco, mierzwiąc dłonią włosy i niszcząc przy okazji ich zaczesany ład – zastanawiałem się, czy...
            - Tak ci lepiej – przerwała mu dziewczynka, ale widząc jego spojrzenie, uniosła ręce w akcie kapitulacji.
            - Poszłabyś ze mną choćby na dwie godziny do pracy, Z.? Chciałbym przedstawić cię mojej... koleżance – zakończył dość niepewnie, nie za bardzo wiedząc, jak określić ową znajomość.
            - Ale przecież ona mnie już zna! – odrzekła Zo, krzywiąc się nieznacznie. – Pamiętasz? Widziałam, jak się całowaliście.
            - Całowaliśmy?
            - No – potwierdziła dziewczynka – przecież pierwszego dnia, jak do ciebie przyszłam, to was widziałam.
            - Ale mi nie chodzi o Pansy, tylko o Hermionę – sprostował wreszcie Draco, uświadamiając sobie, o co dokładnie chodzi jego córce, która ostatnimi czasy była aż zanadto roztrzepana. Aczkolwiek to dobrze, ponieważ Malfoy gdzieś przeczytał, że im dzieci są bardziej pewne i rozbrykane w danym miejscu, tym czują się tam bezpieczniej.
            - O Hermionę?
            - Moja stara... koleżanka ze szkoły – mówiąc to, mężczyzna zmarszczył czoło. – Opowiem ci później, po spotkaniu, obiecuję.
            Zanim jednak Z. musiała cokolwiek odpowiedzieć, uratował ją głośny odgłos kołatania w drzwi wejściowe. Słysząc to, Draco zrobił zdziwioną minę, po czym wstał i ruszył prosto przez korytarz, jednocześnie znikając Zoey z widoku. Dziewczynka przez chwilę była dość zestresowana, ale czując, że sytuacja na razie została opanowana, westchnęła z ulgą. Właściwie to miała pewność, że niebawem tata zada jej po raz kolejny to pytanie, ale wówczas dostatnie od niej już wyuczoną i oczywiście negatywną odpowiedź.
            Przez moment zastanawiała się jeszcze nad wymyśleniem głównej przyczyny, lecz jej uwagę szybko odwrócił czyjś tubalny i chrapliwy głos, a po nim drugi - dźwięczny oraz bardziej kobiecy. Zmrużyła z zaciekawieniem oczy, po czym usiadła prosto, wyczekując na nowoprzybyłych gości.
            - Nie rozumiem, Draco, dlaczego nie możemy teleportować bezpośrednio przed wejściem – powiedział męski głos z wyrzutem, prawdopodobnie zdejmując płaszcz, bo coś zaszeleściło.
            - Mówiłem ci już, ojcze, że mieszkam w mugolskiej dzielnicy i ktoś mógłby was zauważyć – westchnął młody Malfoy, wchodząc do jadalni.
            - Ale też nie wypada, żebyśmy wraz z matką chodzi... – Lucjusz nagle urwał wpół słowa, ponieważ jego wzrok powędrował prosto ku Zoey. Z zaskoczenia aż przystanął. Zresztą, Narcyza także lepiej nie zareagowała – na jej zazwyczaj obojętniej twarzy teraz widniał szok. Na szczęście wkrótce pierwsze emocje opadły, lecz ich miejsce szybko zajęły następne.
            - Zgłupiałeś?! – wykrzyknął wreszcie Lucjusz. – Już nawet dzieci zatrudniasz jako pomoc domową? Niczego cię nie nauczyłem? Od czego są skrzaty!
            - Jaką pomoc domową? – powtórzył Draco, będąc całkowicie zdezorientowanym. Zresztą nie tylko on. Narcyza i Zo także miały co najmniej głupie miny.
            - Właśnie, dziadku, nie rozumiem – dodała dziewczynka, po czym uśmiechnęła się w stronę rodziców swojego ojca, o których co nieco zdążyła już usłyszeć. I nie zawsze były to pozytywne słowa, jednak wystarczył tylko jeden rzut okiem, by dostrzec, że naprawdę kochają swojego syna i pragną dla niego jak najlepiej. No i przy okazji są niezwykle dumni i eleganccy, zachowując się przy tym jak prawdziwi szlachcice.
            - Dziadku?! – zagrzmiał domniemany, ale swoim wybuchem wywołał ogólną wesołość; Narcyza powstrzymywała się całą swoją silną wolą od chichotu, lecz Draco nie wytrzymał i parsknął głośno śmiechem. Niestety, Lucjusz tylko jeszcze bardziej się zdenerwował. W końcu nie był jeszcze aż tak stary, by można by go nazywać dziadkiem!
            - Ojcze, spokojnie – próbował załagodzić jakoś tą dziwną sytuację Draco. – Właśnie miałem zamiar przedstawić wam moją córkę.
            Na te słowa dziewczynka, dalej szeroko się uśmiechając, podeszła do swojego taty i złapała go za rękę, którą ten mocno uścisnął, by po chwili jednym zwinnym ruchem przygarnąć ją do siebie, a potem wziąć na ręce. Z. w odpowiedzi zaśmiała się perliście, swoim pewnym zachowaniem wywołując u starszych Malfoyów jeszcze bardziej chaotyczne myśli, których i tak od ich pojawienia się na Enfield 4 było pod dostatkiem.
            Tym razem inicjatywę przejęła Narcyza.
            - Adoptowałeś dziecko i nic nam nie powiedziałeś?
            - Nie adoptowałem – odrzekł pospiesznie, po czym przez chwilę zamilkł, zastanawiając się nad konsekwencjami kolejnych słów. – Zrobiłem – dopowiedział, kątem oka patrząc na swoją córkę, która z zainteresowaniem mu się przyglądała. Zanim jednak ta zdążyła zadać jakiekolwiek pytanie, Lucjusz zamrugał gwałtownie powiekami, wtrącając się do rozmowy. Teraz zachowywał się o wiele spokojniej. Niestety, widać było z góry, że sytuacja trochę go przerosła.
            - Ale przecież ona ma już z sześć lat – westchnął stary Malfoy, a po chwili bez jakiegokolwiek słowa usiadł na jednym z krzeseł. Zoey w tym momencie zeskoczyła z ramion swojego taty, będąc lekko oburzoną.
            - Osiem! – zaperzyła się, zakładając ręce na piersi i podnosząc wysoko głowę.
            Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza; każdy zajęty był swoimi myślami, aż wreszcie Narcyza skapitulowała i z dziwnie delikatnym uśmiechem podeszła do swojej domniemanej wnuczki. Kucnęła przed nią i spojrzała Zo prosto w oczy.
            -  Jak się nazywasz? – spytała grzecznie, czując na sobie spojrzenia mężczyzn. Może i postąpiła trochę nie w swoim stylu, ale musiała przyznać, że od jakiegoś czasu czuła w sobie dziwne pragnienie, które ucichło, dopiero gdy poznała dziewczynkę.
            - Zoey – szatynka uśmiechnęła się w odpowiedzi. – A ty?
            - Narcyza.
            - Ładnie – stwierdziła, aby wkrótce dodać: - Jak kwiat.
             Lucjusz po raz pierwszy od dziesięciu minut zdobył się na nikłą radość; zaczęły mu niebezpiecznie drgać kąciki ust.
            - Chociaż właściwie wolę lilie – dodała Zo po chwili dłuższego zastanawiania się, ale poprzez swoją szczerość tym razem sprawiła, że starszy Malfoy parsknął śmiechem, co w ogóle nie było podobne do jego zachowania. Właściwie to przez tą swoją radość wywołał większe osłupienie u żony i syna, niż wiedza, że Draco ma córkę.
            - A pan to Lucjan, tak? – spytała po raz kolejny Zoey, podchodząc do niego i bacznie mu się przyglądając.
            - Lucjusz – chrząknął z lekkim oburzeniem, które jednak nie dotarło do jego oczu. – A jak panienka ma na nazwisko?
            Draco zamyślił się, słysząc pytanie padające z ust jego ojca. Właściwie to wiele razy się nad tym zastanawiał, lecz czuł, iż kiedy by o nie zapytał, Z. albo by odpowiedziała coś wymijająco, albo po prostu udała, że nie słyszy. Zawsze się tak zachowywała, gdy uznawała, że mężczyzna próbuje się za dużo dowiedzieć o niej bądź o jej mamie. Aczkolwiek w głębi duszy obiecał sobie solennie, że Zo na pewno kiedykolwiek odpowie na jego pytania, rozwiązując przy tym te wszystkie supełki niepewności oraz znaki zapytania, które ciągle mu się plątały i związywały w przeróżne wywijasy. A te nie tak łatwo jest później odplątać.
            - A czy to nie jest to samo? – parsknęła Zoey, a specjalnie chcąc uniknąć odpowiedzi na drugie pytanie, bezceremonialnie wdrapała się na kolana Lucjusza, który raptownie się wyprostował. – I tak wolę do ciebie mówić dziadku.
            Draco roześmiał się na jej słowa, ale widząc mrożące krew w żyłach spojrzenie jego ojca, natychmiast zamilkł. Coś czuł, że niebawem szykuje się poważna, męska rozmowa. Aczkolwiek nim ona miałaby dojść do skutku, trzeba by było pozbyć się z pomieszczenia dwóch upartych kobiet, które tak łatwo nie odpuszczą. Właśnie dlatego wszyscy siedzieli przy stole i rozmawiali na różne tematy aż do obiadu. Na szczęście - po nim - Narcyza, widząc, co się święci, ulitowała się nad swoimi mężczyznami.
            - Zoey, może pokażesz mi swój pokój? – zapytała, zwracając się do dziewczynki, która od razu uśmiechnęła się szeroko w jej stronę. – W końcu tak dużo o nim opowiadałaś...
            - Jasne, chodź, babciu, no chodź! – wykrzyknęła podekscytowana Zo, po czym złapała Narcyzę za rękę i szybko pociągnęła w stronę schodów, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Cóż, trzeba było przyznać, że wraz z upływem czasu państwo Malfoyowie zaczęli zauważać coraz więcej podobieństw między ośmiolatką a ich synem. Niestety, nie wiedzieli, czy to lepiej, czy raczej gorzej.
            Lucjusz spojrzał z wdzięcznością na żonę, zanim ta jeszcze zdążyła zniknąć w korytarzu. Po chwili swój wzrok skierował w stronę swojego pierworodnego, ale tym razem na jego twarzy nie pojawił się żaden błysk szczęścia i wesołości.
            Draco odstawił talerz na bok, popijając przy okazji wino z kieliszka.
            - Synu – zaczął formalnie Lucjusz – jeżeli to jakiś głupi kawał, to...
            - Spokojnie, ojcze – przerwał mu wpół słowa Draco – jedynie, czego jestem pewien, to właśnie tego, że cała ta historia z Z., to nie jest żaden kawał. Chociaż też tak na początku myślałem. Ale zobacz, to trwa już jakieś sześć, siedem dni, każde dziecko na pewno miałoby wszystkiego dość. Ona nie ma. Co więcej! Zo coraz bardziej się tutaj udomowiła, rozumiesz, i pomimo tego, jaką jest mądrą dziewczynką, w życiu nie udałoby się jej nieprzerwanie kłamać, nie robiąc przy tym dziwnych błędów czy pomyłek.
            - Naprawdę jesteś tego całkowicie pewny? – zadał pytanie mężczyzna, z wyczekiwaniem wpatrując się w Dracona.
            - Oczywiście! – zaperzył się młody Malfoy. – Zresztą, widzę, że jej też wcale nie jest łatwo. Cholernie tęskni za matką...
            - A właśnie! Kim jest ta kobieta?
            - Nie wiem.
            Lucjusz czekał na dalszą część odpowiedzi syna, ale ten milczał, uparcie wpatrując się w obrus. Draco w głębi ducha musiał przyznać, że w tym momencie czuł się strasznie głupio, co oczywiście żadnemu Malfoyowi nie wypada. Niemniej, jakoś dziwnie mu było się tłumaczyć przed ojcem. W końcu spał z naprawdę wieloma dziewczynami i nie miał bladego pojęcia, która z nich jest matką jego dziecka. Poza tym musiał to zrobić pod wpływem alkoholu, ponieważ na trzeźwo zawsze używał prezerwatywy albo przed ostatecznym końcem wyjmował swój narząd i dochodził „na zimno”.
            - Znasz mnie – dodał w końcu, będąc lekko przygnębionym panującą ciszą.
             - Tak, znam.
            Nic więcej nie trzeba było dopowiadać.
            - Cóż, a masz pewność, że jesteś prawdziwym ojcem Zoey? – pytał dalej Lucjusz, a w jego głosie czuć było coraz więcej niepewności i poddania się w pewnym sensie.
            Draco pokręcił przecząco głową, dodając:
            - Ale niebawem zrobię badania i zobaczymy, co z tego wyniknie...
            Lucjusz chciał coś jeszcze powiedzieć, ale przerwał mu krzyk Zo, która głośno ich nawoływała, powtarzając, że jest to bardzo ważne i że mają się natychmiast koło niej stawić.
            Panowie popatrzyli na siebie i jednocześnie parsknęli w swoje brody.
            - Jednego możesz być stuprocentowo pewny: zachowuje się identycznie jak ty, kiedy byłeś mały. Może i nie być z tobą spokrewniona, ale na pewno podłapała od ciebie wiele zachowań. Już ci współczuję – mówiąc to, Malfoy senior uniósł brwi do góry i ze współczuciem poklepał syna po plecach, sprawiając, że Draco roześmiał się wesoło.

*

            Kiedy Narcyza i Lucjusz Malfoyowie wreszcie opuścili dom przy Enfield pod numerem czwartym, zegar wybił godzinę dziewiętnastą. Za oknami niebo zaczęło już delikatnie szarzeć, a słońce powoli chowało się za ciemnymi chmurami, które zwiastowały szykującą się nocną burzę. W powietrzu unosiła się duchota i niezwykły gorąc, przez co ludzie stanowczo bardziej woleli siedzieć w swoich domach, podziwiając owy krajobraz z daleka. Dzieci nie bawiły się aż tak chętnie na dworze, bo gdy wychodzi.ły na zewnątrz i parę minut pobiegały, natychmiast wracały do środka, w płucach czując ociężałość i brak potrzebnego do życia tlenu.
            Ośmioletnia szatynka także siedziała w bawialni i ze skupieniem kolorowała coś zawzięcie kredkami, które zakupił jej ojciec. Od dawna miała na to ochotę, lecz ostatnio albo kompletnie brakowało jej czasu, albo myśli musiała mieć zaprzątnięte czymś innym.
            - Z., gdzie jesteś? – Usłyszała wołanie swojego taty, który po chwili wszedł do pomieszczenia. – Co się nie odzywasz? Szukałem cię – uśmiechnął się w jej kierunku, po czym usiadł na jednym z foteli, przyglądając się, jak dziewczynka dalej coś zawzięcie rysuje. Dopiero po dwóch minutach podniosła głowę, jednocześnie odkładając kredki na bok. Swoim zachowaniem dała do zrozumienia, że na moment skończyła.
            - Rysowałam – odpowiedziała, po czym uniosła wysoko obrazek w stronę Draco. – Zobacz!
            - Ślicznie – odparł mężczyzna, widząc swoją podobiznę na kartce. Musiał przyznać, że się lekko wzruszył. Pomimo tego, iż widać było, że rysunek został stworzony przez mało doświadczoną osobę, został on wykonany wyłącznie z myślą o nim. Poza tym Draco jeszcze nigdy w życiu nie miał aż tak szerokiego uśmiechu na twarzy.
            - Wiem, że dzisiaj nic nie wyszło z naszych planów – zaczął Malfoy – ale jutro przed pracą pójdziemy do tego wesołego miasteczka, obiecuję.
            - Właściwie to mi się podobało, przynajmniej poznałam dziadków!
            - Tak, dla nich na pewno było to niezapomniane przeżycie – dodał Draco, wywołując tym stwierdzeniem ogólną wesołość u siebie i u swojej córki. – Ojciec pewnie do tej pory nie może się pozbierać po tym, jak go na pożegnanie pocałowałaś w policzek.
            Zoey na chwilę zrobiła oburzoną minę, ale kiedy zrozumiała drugi sens słów taty, uśmiechnęła się promiennie. Cóż, może i dziadek zachowywał się strasznie dziwnie i mało rodzinnie, ale jaki był przy tym śmieszny!
            - Z., pamiętasz, o czym wcześniej rozmawialiśmy? – zapytał, ale widząc, jak jego córka kręci przecząco głową, dopowiedział: - No wiesz, pójdziesz jutro ze mną chociażby na dwie godzinki do pracy?
            - Och! – wciągnęła głośno powietrze Zo. Całkowicie zapomniała o wymyśleniu powodu, dla którego nie chce zobaczyć domniemanej koleżanki taty. Musiała zacząć improwizować. – Chodzi o przedstawienie mnie jakiejś Hermionie, tak?
            Draco pokiwał głową, zastanawiając się, jakie to myśli zaprzątają w tym momencie głowę córki. Mimo iż przebywał z nią dość krótko, to powoli uczył się jej zachowań. Na przykład teraz, gdy ze skupieniem marszczyła czoło, doskonale wiedział, że nad czymś dogłębnie rozmyśla.
            - A kim ona właściwie dla ciebie jest? – zapytała, próbując jakoś zmienić temat. – Jak się poznaliście?
            Niestety, Draco tym razem świetnie zdawał sobie sprawę, że szatynka próbuje odwrócić jego uwagę. Tylko nie miał pojęcia dlaczego, aliści zamierzał postawić na swoim.
            - Nie próbuj się znowu wymigać od odpowiedzi – stwierdził, wzdychając. – Słucham? Dlaczego nie chcesz, żebym przedstawił cię Hermionie, co? Przecież nawet jej nie znasz!
            - Nie chodzi o to, że nie chcę jej poznać, ale... – dziewczyna na chwilę zająknęła się – panicznie boję się widoku krwi.
            W bawialni zaległa cisza. Właściwie to trwałaby ona trochę dłużej, gdyby nieba nie przecięła jaskrawa i długa błyskawica. Zoey, widząc ją, zadrżała mimowolnie, po czym skuliła się lekko w sobie. Draco udał tymczasem, że nie zauważył tego zachowania, więc dalej brnął w rozmowę.
            - Ale przecież ja pracuję na oddziale położniczym – zaczął i wywrócił oczami, drapiąc się przy okazji po brodzie. – Tam krew występuje zazwyczaj przy porodzie, a uwierz, tam nie zamierzam cię zabierać. Nawet gdybyś chciała.
            - Aha – spasowała, lecz parę minut później dodała: - W każdym razie  i tak nie lubię szpitali. Też się ich boję.
            W odpowiedzi Draco tylko jęknął, chowając twarz w dłoniach. Najwyraźniej nie da rady jej przekonać w żaden sposób. Była uparta jak osioł; jak sobie coś ubzdura, to nie ma zmiłuj. Dosłownie jak ja, pomyślał Malfoy zdesperowanym tonem. Ojciec miał rację, będzie ciężko.
            - No dobrze – westchnął, dając tym znak, że się poddał. Zoey pogratulowała sobie w myślach, że po raz kolejny wyszła zwycięsko z ich pojedynku na temat prawdy. Ciekawa tylko była, ile jeszcze ją czeka podobnych prób przesłuchań... Całe to ukrywanie zaczynało ją powoli męczyć. Ile by dała, żeby móc powiedzieć swojemu tacie prawdę. Aczkolwiek na razie nie mogła. Jeszcze nie nadszedł na to czas.
            - Może się w coś pobawimy? – zaproponował niespodziewanie Draco, uśmiechając się szeroko. Wstał z fotela, po czym podszedł do Zoey i usiadł po turecku na ziemi naprzeciwko niej. – Znasz taką grę: pytanie za pytanie?
            Dziewczynka, domyślając się, o co może chodzić tacie, pokiwała głową. Nie miała jednak zamiaru w to wchodzić, jeszcze w jakiś sposób mogłaby powiedzieć coś, co od razu pokrzyżowałoby jej plan. Tata nie może się niczego domyślać, bo gdyby tak było, od razu oddałby ją Hermionie. Na razie musi pokochać córkę, mamą Zo zajmie się później. Zresztą, to dziwne, że akurat to mamie tata chce mnie przedstawić, pomyślała Zoey, marszcząc brwi.
            - Wybacz, tatusiu, ale jestem już bardzo zmęczona – usprawiedliwiła się, a jakby na potwierdzenie swoich słów ziewnęła. – Poza tym muszę jeszcze zadzwonić do mamy, obiecałam jej...
            - Jak to?! – przerwał jej Draco wpół słowa. – Rozmawiałaś ze swoją mamą?
            - Tak – pokiwała głową – dzisiaj rano.
            - A czy mógłbym teraz zamienić z nią choć parę słów?
            - Nie! – wykrzyknęła raptownie i strasznie głośno dziewczynka, samą siebie zadziwiając tym wybuchem. Przestraszyła się lekko i podskoczyła. – To znaczy... Nie jestem pewna, czy...
            - Dobrze, rozumiem – uśmiechnął się blondyn, sprawiając, że brunetka odetchnęła z wyraźną ulgą. – Ale czy twoja mama już wie, że jesteś u mnie?
            Zoey pokręciła przecząco głową, przez co Draco wydał z siebie jęk.
            - Musisz jej w końcu powiedzieć, pewnie się o ciebie martwi!
            Zamilkł na chwilę, po czym z lekkim wahaniem popatrzył prosto w oczy swojej córki. W smutne, szare oczy, w których zamiast tych dziecięcych iskierek miłości, radości i zabawy, błyszczały zamyślenie i tęsknota.
            - Obiecuję – westchnęła w końcu, poddając się. – Ale jeszcze nie teraz.
            - Dobrze – pokiwał głową mężczyzna. – Właściwie to miałem się ciebie zapytać o to wcześniej, ale jakoś nie było okazji. Dlaczego uciekłaś z domu? Czy... czy mama ci coś zrobiła, uderzyła cię?
            Na słowa Draco, źrenice Zoey pospiesznie się rozszerzyły.
            - Oczywiście, że nie! – zaprzeczyła gwałtownie, kręcąc szybko głową. – Po prostu chciałam cię poznać i...
            Malfoy czekał na drugą część wypowiedzi córki, lecz ta raptownie zamilkła. Przez mimikę jej twarzy zauważył, że już dzisiaj niczego konkretnego się nie dowie. Za to znów dostanie masę wymijających odpowiedzi, które i tak na nic mu się nie zdadzą. Niemniej, chciał chociaż spróbować.
            - Z., ale czy...
            - Dobranoc! – przerwała mu dziewczynka, po czym szybko dając blondynowi całusa w policzek, pognała prosto do swojego pokoju, jednocześnie kończąc rozmowę. Po raz kolejny zwyciężyła.
            I w taki oto sposób Draco Malfoy został sam w bawialni, siedząc na podłodze prawie na środku pomieszczenia. Zrezygnowany, wstał, przeczesując przy okazji włosy palcami. W tym samym momencie coś błysnęło za oknem, po chwili przeistaczając się w donośny grzmot. Mężczyzna uwielbiał burzę. Mimo niebezpieczeństwa była niezwykle piękna i taka wręcz nienaturalna, nieziemska, magiczna. Z zauroczeniem przypatrywał się jej długim ramionom - błyskawicom i odnóżom - hukom, które następowały krótko po nich.
            Niestety, jego chwilę zadumania przerwał, ponowny tego dnia, odgłos dzwonka do wejściowych drzwi. Draco zmarszczył czoło, zastanawiając się, kto pragnie go odwiedzić o  tej dość niebotycznej porze – powoli dochodziła już dwudziesta druga.
            Z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy wpatrywał się prosto w mugolskiego policjanta, który natychmiast zdjął czapkę, kiedy tylko drzwi się otworzyły.
            - Dobry wieczór, panu – przywitał się stróż prawa, zerkając kątem oka na blondyna, który nadal z wysoko podniesionymi brwiami, się mu przypatrywał, co po jakimś czasie było dość krępujące. Szczególnie gdy ktoś robił to z aż taką zachłannością.
            - Witam – otrząsnął się wreszcie Malfoy, kiwając głową. Po chwili zaprosił gościa do domu. Policjant wszedł pewnie do środka, z ciekawością przyglądając się porządnemu, a zarazem dziwnemu wnętrzu. W końcu całość była wykonana w bardzo przestarzałym, ale eleganckim stylu, którego w tych czasach prawie w ogóle się nie spotykało.
- Zapraszam do salonu – zaproponował grzecznie Malfoy, pokazując dłonią w tamtym kierunki. Nowoprzybyły pokręcił jednak przecząco głową.
- Właściwie to przyszedłem tylko na chwilę – sprecyzował, po czym wyjął z kieszeni kurtki kartkę papieru. – Czy rozmawiam z właścicielem domu przy Enfield 4?
- Owszem.
- Z telefonu komórkowego, który został zarejestrowany właśnie na tą posiadłość, wykonano dość niepokojącą rozmowę – mówił nieprzerwanie, lecz dalej z ogromnym zainteresowaniem rozglądał się wokoło. – Czy mieszka pan tutaj sam?
- Oficjalnie tak – odpowiedział szczerze blondyn, a po chwili dodał z delikatnym acz trochę wrednym uśmieszkiem: - Oczywiście czasami odwiedzają mnie koleżanki, ale ostatnio to raczej rzadkość.
Policjant parsknął śmiechem, widząc, jak Malfoy wymownie rusza brwiami, ale po chwili szybko się zreflektował. Do jego świadomości dotarła druga część zdania Dracona.
- Dlaczego?
- No cóż – westchnął, krzyżując ręce na piersi – niecały tydzień temu odwiedziła mnie moja córka. Aktualnie śpi w swoim pokoju. A czemu właściwie mnie pan dzisiaj odwiedził? Są ku temu jakieś powody?
Stróż prawa milczał przez parę minut, by w końcu głośno westchnąć i zacząć podwijać rękawy kurtki, ponieważ w domu było niezwykle ciepło. Wreszcie ziewnął szeroko, mimo że całą siłą woli próbował się powstrzymać. Niestety, nocne zmiany dały wreszcie o siebie znać.
- Przykro mi, ale nie mogę udzielać poufnych informacji – zaczął. – Poza tym obiecałem to pewnej pani. 
- Rozumiem – mówiąc to, Draco pokiwał głową. – Cóż, w razie potrzeby proszę się ze mną skontaktować, chociaż dalej nie mam pojęcia, o co właściwie chodzi... Ja na pewno nic...
Zoey!, krzyknął raptownie w myślach, uświadamiając to sobie. To o nią chodzi!
- Na pewno jeszcze się z panem skontaktujemy. Coś czuję, że to dziecko ma związek chociażby z pana telefonem.
- Dziecko? – zapytał Malfoy, wreszcie układając sobie trochę w głowie. – Jakie dziecko? Chodzi o zaginięcie, tak?
Policjant szybko zdał sobie sprawę, że za dużo powiedział.
- O porwanie, gwoli ścisłości – potwierdził stróż, wiedząc, iż tak już nie utrzyma tej tajemnicy. Był za bardzo zmęczony, żeby władać nad swoim częstym wypowiadaniem słów bez zastanowienia. – Czego to ludzie nie robią w tych czasach...
Draco przełknął głośno ślinę, by po chwili odpowiedzieć z rosnącą gulą w gardle.
- Tak, do wszystkiego są zdolni...
 Kiedy wreszcie policjant opuścił dom, blondyn z cichym przekleństwem powędrował prosto do pokoju swojej córki, która tym razem przegięła. Wcale nie chciał na nią krzyczeć, ale przynajmniej spróbować przemówić jej do rozumu. Zoey musi w końcu zadzwonić do swojej matki i powiedzieć jej, gdzie jest.
Zanim Draco otworzył drzwi, do jego uszu doleciało ciche łkanie, sprawiając, że cała jego złość raptownie wyparowała. Zapukał cicho, po czym wszedł do środka, nie czekając na odpowiedź. Na początku całkowicie nie wiedział, co ma robić – Zo siedziała na łóżku i trzymając głowę w dłoniach, płakała. Po chwili myślenia podszedł bliżej i usiadł koło niej, przytulając ją przy okazji.
- Z., maleńka, co się stało? – zapytał najdelikatniej, jak tylko potrafił.
Dziewczynka popatrzyła na niego tym przerażająco smutnym spojrzeniem, przez co serce blondyna zaczęło bezgłośnie drżeć. Jeszcze nigdy w życiu nie widział takiej żałości u żadnego dziecka – a miał się komu przyglądać, w końcu pracował na porodówce.
- Rozmawiałam właśnie z mamą – jęknęła głośno, próbując powstrzymać szloch. Po jej policzkach polecały słone krople, które natychmiast wytarła jednym ruchem dłoni. Nie lubiła, kiedy ktoś widział ją w takim stanie. To stanowczo nie było w jej stylu.
- I?
- I nic – westchnęła już lekko uspokojona, mocniej wtulając się w ramiona taty. – Mama strasznie płakała i prosiła mnie, bym powiedziała jej, gdzie jestem. Ale ja nie mogłam. Nie mogłam tego zrobić... A ona tak bardzo prosiła – zaszlochała po raz kolejny, wywołując tym jeszcze większe łzy.
Draco zaciekle milczał, lecz nadal powoli kołysał jej drżące ciało, próbując choć trochę je ukoić.
- Powiedziała mi, że wszyscy się o mnie martwią. Wujek zwołał najlepszy oddział aurorów, a ciocia może nawet poronić. Ale ja naprawdę nie chciałam, słowo, tato! Chciałam mieć tylko szczęśliwą rodzinę! Czy to złe? – spytała raptownie, bacznie wpatrując się w ojca, który natychmiast pokręcił przecząco głową. Chyba trochę ją to uspokoiło.
- Nie płacz już – zaczął niepewnie Malfoy, zamykając oczy. – Jutro rano znowu zadzwonisz i wszystko dokładnie jej opowiesz. Musisz jej powiedzieć, że wszystko u ciebie w porządku, że jesteś bezpieczna i – co najważniejsze – że mieszkasz teraz u mnie.
- Ale powiedziałam jej prawie to samo! – zaperzyła się, lecz widząc minę taty, opuściła głowę i westchnęła.
- Prawie nie oznacza tego samego, pamiętaj – ostrzegł ją, kiwając palcem przed jej oczyma.
- Teraz bardziej przypominasz ojca – uśmiechnęła się delikatnie Zoey, pomimo swojego podłego humoru, a Draco roześmiał się wesoło. 
- No ja myślę!
 Wokół zapanowała cisza, lecz nie była ona przygnębiająca i pełna smutku, bardziej podchodziła pod odprężenie, ukojenie swoich myśli. Niestety, szybko przerwał ją głośny grzmot, przez który Zo aż podskoczyła do góry i zadrżała.
- Tato? – spytała dziewczynka, patrząc na blondyna z dołu. – Zostaniesz ze mną?
- Żebyś już więcej o tym nie myślała i w spokoju zasnęła? – odpowiedział pytaniem na pytanie, po czym uśmiechnął się lekko, całując córkę w głowę.
- Też – odrzekła, kładąc się wygodnie na poduszkach i robiąc miejsce swojemu tacie. – Poza tym panicznie boję się burzy.
Draco w odpowiedzi pocałował ją tym razem w czoło. Dziewczynka szybko zamknęła oczy i mocno przytuliła się do blondyna, który z odprężeniem leżał obok niej i delikatnie głaskał ją po puszystych, brązowych lokach. Uwielbiał takie włosy, są miękkie i można się do nich łatwo przytulić. Hermiona ma podobne, przeszło mu przez myśl.
I nagle wszystko strzeliło w niego niczym piorun za oknem.
Zaczął po kolei wiązać ze sobą różne fakty, które po głębszym zastanowieniu wręcz idealnie do siebie pasowały. Puzzle niepewności powoli zaczęły się układać; poniektóre części znalazły wreszcie swoje miejsce.
Muszę się bardziej dogłębnie przyjrzeć tej sprawie, pomyślał. Na razie to są tylko spekulacje, a przecież nie podejdę do Hermiony i nie zacznę przed nią wykrzykiwać, że jej córka jest u mnie. I jest także moją córką... Cholera!, przeklął.
W tym momencie zamknął jednak szczelnie swoje powieki, obiecując sobie solennie, że jutro się nad tym wszystkim zastanowi i pomyśli, co robić dalej.
Tylko jak ja spojrzę jutro w oczy Hermionie?
Niebo za oknem przecięła kolejna, lecz wyjątkowo jasna błyskawica.

7 komentarzy:

  1. Rzadko to robię, ale no po prostu muszę, wybacz.
    Osh kur**a!! Jaki cudowny szablon!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zachwyt szablonem nie zna granic, siostrzyczko.:D Ale trzeba oddać królowi to, co królewskie, czy jakoś tak.xDD Opinii moich kopiować nie będę, bo je znasz, ale ślad na blogu po sobie pozostawić trzeba. A teraz idę z Tobą pisać na gg.xDD

    OdpowiedzUsuń
  3. omg, rozdział cudowny, naprawdę wspaniały.
    napisany jest tak, że chce się poznać następne słowo
    Draco wreszcie trafił na jakiś ślad :D
    obiecaj, że skończy się happy endem... pliss
    nie zniosłabym powtórki z twojego poprzedniego opowiadania o mionie, która umiera na sam koniec

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział MEGA ! Ja cię jak on mi się podobał !
    No i wreszcie Draco pomyślał ! .. już nie moge się doczekać jak to się skończy i kiedy Draco powie Hermionie prawde !! Nie no ja chyba nie wytrzymam !
    Strasznie mi się podobało ! ;*;*;*
    Czekam na kolejne notki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. super! policja u Draco! i patrzę , że Z ma wyrzuty sumienia... :) ach mała kombinatorka! :) ale fajnie Draco połączył te fakty...! super! następnego nie mogę się doczekać! a co do pierwszego razu [drugi to ciąża] o którym mówiła Hermiona to myślę że chodzi o to , że ona mu wybaczyła i zaufała? w dobrym kierunku kombinuje? czekam!

    OdpowiedzUsuń
  6. O matko! Wybacz, ale to co chciałabym napisać nie nadaje się na komentarz, a bardzo bym chciała, żebyś poznała moją opinię...
    Czy jest możliwość, żebyśmy mogły się w jakiś sposób skontaktować? Zależy mi na tym naprawdę.
    Na wszelki wypadek zostawiam maila jakbyś zdecydowała się do mnie odezwać
    m.i.s.93@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  7. Ojej. Ale się cieszę, że tu trafiłam. Twoje opowiadanie jest cudowne! To co? w następnym rozdziale wreszcie się trochę wyjaśni? Czy jeszcze zamierzasz trzymać wszystkich w niepewności? ;) Już widzę tą rozmowę Draco i Hermiony...
    I w ogóle to coś dawno nie było nowego rozdziału, nie sądzisz? ;D

    OdpowiedzUsuń