Część trzecia
Na zegarze była prawie ósma rano, kiedy w ogromnym mieszkaniu panicza Malfoya sztućce zaczęły brzdąkać o talerze. Słońce, które co jakiś czas wyglądało z zawstydzeniem zza deszczowych chmur, oświetlało ogromną, bogato zdobioną jadalnię, w której urzędował Draco Malfoy i jego przyjaciółka – a raczej kochanka – Pansy Parkinson. Obydwoje po dość upojnej nocy ze smakiem jedli śniadanie, któremu można byłoby przyznać aż pięć gwiazdek. Nic nie mówili; zawsze milczeli, wiedząc, że ich kolejna schadzka nastąpi niedługo i wtedy sobie wszystko nadrobią. Niestety, tym razem było inaczej. Albo właściwie zanosiło się na coś odmiennego.
Dziewczyna, jakby przeczuwając, że dzisiaj po raz ostatni zawitała u Dracona, co jakiś czas rzucała mu posępne spojrzenia, z błyskiem w oku przyglądając się jego całej posturze. W zamyśleniu obserwowała ruchy jego żuchwy, kiedy z zamiłowaniem przeżuwał kolejne kęsy. Jej wzrok śledził jego smukłe dłonie, które zręcznie posługiwały się sztućcami. Lekko zmierzwiona grzywka, lśniące szare oczy i te wspaniałe kości policzkowe.
Westchnęła cicho, lecz mężczyzna usłyszał ten dźwięk, przez co skierował ku niej zdziwione spojrzenie i zmarszczył śmiesznie brwi. Widząc, jak ta uśmiechnęła się delikatnie do niego, natychmiast odwzajemnił gest, kręcąc przecząco głową. Po krótkiej chwili zerknął kątem oka na zegarek, który znajdował się na jego lewej ręce, po czym szybko wstał z krzesła. Brunetka poszła za jego śladem, przez co stanęli dokładnie naprzeciwko siebie. Wiedziała już, o co mu chodzi; przez owy czynnik dokładnie dawał jej do zrozumienia, że powinna teraz opuścić jego lokum.
Zawsze tak robił.
Tym razem rutynę przerwało głośne pukanie do drzwi, przez co Draco ze zdziwieniem spojrzał w stronę swojego kamerdynera Huberta, który raptownie stanął przed nimi. Blondyn pokiwał twierdząco głową. Lokaj pośpiesznie wyszedł i skierował się ku przedpokojowi, by wpuścić niespodziewanego gościa.
Pansy, jakby korzystając z chwilowej nieuwagi Malfoya, szybkim krokiem podeszła do niego i oplatając jego szyję rękami, pocałowała go niespodziewanie. Blondyn przez parę sekund nie wiedział, co się dzieje, lecz po chwili poddał się niespodziewanej, ale jakże przyjemnej pieszczocie. Niestety, trwała ona krótki moment, ponieważ nagle podbiegła do niego jakaś mała dziewczynka, mocno wtulając się w jego osobę. Zaszokowany Draco stanął w miejscu, raptownie przerywając pocałunek, zaś Parkinson wydała z siebie cichy dźwięk, po czym cofnęła się parę kroków w tył.
- Cześć, tato! – wykrzyknęła radośnie Zoey, która ciągle mocno ściskała swojego ojca. – Nawet nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię widzę! Tęskniłam za tobą, wiesz?
Niezwykle zaskoczony panicz Malfoy otworzył szeroko oczy, ale szybko wybudził się z tego transu, po czym gwałtownym acz delikatnym ruchem odepchnął od siebie małą szatynkę, przez co ta mocno posmutniała. Draco w duchu przyznał, że przez tą krótką chwilę zrobiło mu się żal dziewczynki, a w jego głowie zrodził się nagły pomysł jej ponownego przytulenia.
To był, na jej nieszczęście, tylko moment.
- Słucham? – zapytał, nie bardzo wiedząc, od czego zacząć. – Nie jestem twoim ojcem! Co to w ogóle jest za pomysł?! – zaprzeczył raptownie, gdyż w końcu myśli zaczęły powoli układać się w jego głowie. Popatrzył na swojego kamerdynera, który stał, opierając się lekko o drzwi.
- Paniczu Draco, zanim zdążyłem do końca otworzyć drzwi, ta mała panienka szybko wbiegła do domu i widząc pana, wyminęła mnie i skierowała się w stronę jadalni – wyjaśnił Hubert. - Jeżeli młoda dama ma jak najszybciej opuścić posesję, to ja…
Draco nie pozwolił mu dokończyć. Co jak co, ale dziecka z domu nie wyrzuci; owa czynność byłaby całkowicie niezgodna z jego kodeksem – jeżeli takowy w ogóle istniał.
- Dziękuję, Hubercie, możesz odejść – powiedział, a widząc, jak jego kamerdyner lekko przytaknął głową, westchnął ociężale, drapiąc się przy okazji po głowie, przez co zmierzwił swoje, i tak już roztrzepane, blond włosy. – Pansy… - zwrócił się do swojej kochanki, o której przez moment całkowicie zapomniał. Spojrzał na dziewczynę, na twarzy której malowało się totalne niedowierzanie rodzące złość oraz poddanie się. – Pansy – powtórzył, ale zanim zdążył cokolwiek dodać, Parkinson popatrzyła na niego groźnie, po czym, z rosnącą furią w oczach, szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia, by po chwili słychać było donośnie trzasnąć drzwiami.
- Cholera – zaklął głośno blondyn, a słysząc, jak ktoś za jego plecami parska śmiechem, natychmiast się odwrócił. Był zły. W końcu jakieś tam nieznajome dziecko nie będzie mu niszczyło życia! – Dziewczynko… - zaczął najbardziej delikatnie, jak umiał, wzdychając lekko.
- Zoey – powiedziała radośnie szatynka, nie mając pojęcia, że w głowie jej ojca toczy się niema walka, którą powoli zaczynały wygrywać negatywne emocje. A już naprawdę niewiele brakowało do wybuchu, więc lepiej byłoby, gdyby ta całkowicie zamilkła.
- Zoey – powtórzył, a właściwie to wywarczał przez zaciśnięte zęby. – Powtarzam: nie jestem twoim ojcem i nie mam pojęcia, kto opowiedział ci takie bzdury. Od kogo to wiesz, co? – spytał po chwili zastanowienia, siadając na jednym z krzeseł.
- Mama powiedziała, że jesteś moim tatą, a mama zawsze ma rację! – zaperzyła się i wyginając śmiesznie usta w podkówkę, założyła ręce na piersi. W tym momencie Draco musiał przyznać, że jego rzekoma córka wyglądała naprawdę uroczo. Szybko jednak wyzbył się tej myśli; im szybciej ta dziewczyna opuści ten dom, tym będzie spokojniejszy.
- Mama kłamała – odrzekł zdecydowanie Malfoy, a widząc, jak jej szare oczy robią się coraz szersze ze strachu, westchnął zrezygnowany. – Zoey, powiedz mi, gdzie mieszkasz, odwiozę cię do domu. I będzie po sprawie.
- Nie chcę, żeby było po sprawie! – wykrzyknęła raptownie szatynka. Draco miał już zamiar coś dodać, kiedy jego uwagę rozproszyło pewne znamię. Prędko podszedł do Zoey, po czym kucnął naprzeciwko niej. Przez moment z niedowierzaniem wpatrywał się w pewną ciemną plamkę, którą miała tuż pod uchem, po czym zaklął siarczyście. Dziewczyna miała pieprzyk dokładnie w tym samym miejscu, co on i reszta jego rodziny – był to znak dziedziczny Malfoyów. Poza tym szare oczy, zacięty charakter i lekko zarysowany podbródek zaczynały go coraz bardziej przekonywać do nowego odkrycia. Cholera, ja mam córkę!, pomyślał spanikowany. Prawdopodobnie ja... Draco szybko wstał na nogi i zaczął niepewnie stawiać kroki w tył.
- Jak się nazywa twoja mama? – zapytał po chwili milczenia, usilnie próbując zatrzymać te głuche myśli, które odbijały się po jego głowie. I to nie po raz pierwszy dzisiejszego dnia.
- Mama – odpowiedziała dziewczynka, zastanawiając się nad wypowiadanymi słowami. Teraz się dopiero zacznie przesłuchanie, pomyślała.
- Zoey, to wcale nie jest zabawne – powiedział zrezygnowany Malfoy, ponownie siadając na krześle. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień… - Jak ona się nazywa?
- Mama – powtórzyła szatynka, lekko pąsowiejąc. Nie chciała kłócić się teraz z tatą, a dobrze wiedziała, że ta ich bezsensowna wymiana zdań zmierza właśnie ku takiemu końcowi.
- Zoey.
I jakby na zawołanie głos blondyna stał się dość wrogi i chłodny, będąc całkowicie odmiennym od tego, którego używał na co dzień.
- Mama.
- Zoey!
- Mama!
- Zo, do cholery, powiedz mi, jak się nazywa twoja matka!
Przesadził. Wiedział, że trochę za bardzo go poniosło, ale te słowa zbyt szybko wypłynęły z jego krtani. Nie był w stanie ich powstrzymać. Patrzył teraz na coraz bardziej blednące oblicze swojej córki; jej oczy straciły wcześniejszy blask, a smutny wyraz twarzy sprawił, że serce zaczęło go boleć. Pomimo tego nie zamierzał przeprosić. W końcu nie może się poddać; on naprawdę musi poznać matkę swojego – czy aby na pewno? - dziecka i nie spocznie, póki się tego nie dowie!
- Tak do mnie mówi – oznajmiła cicho dziewczynka. Gołym okiem było widać, że mała tęskni za swoją mamą, a on sprawił jej tylko ból, budząc w niej wspomnienia. Jeszcze nawet do końca nie zacząłem być ojcem, a już popełniam błędy... Jakim ojcem, do cholery, to nie jest moje dziecko! Ale i tak nie pozwolę, by cierpiała.
- Zo? – zamyślił się, po czym dodał z uśmiechem: - Z. bardziej do ciebie pasuje. Jest prosty, ale na swój zakręcony sposób, jak ty – zaśmiał się ze swojego porównania, a widząc, że i na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, pogratulował sobie pierwszego, dobrze zdanego, ojcowskiego sprawdzianu.
Nie jestem jej ojcem!
Nie minęło pięć minut, a Z., jak od tej pory Draco ją nazywał, ze smakiem pałaszowała śniadanie, opowiadając mu o swoich najciekawszych przygodach z dzieciństwa, przez co Malfoy czasami naprawdę zaczynał żałować, że nie poznał jej wcześniej. Tylko dlaczego jej matka nic mu nie powiedziała?
To nie jest moje dziecko!!!
- Dlaczego w ogóle do mnie przyszłaś? – zadał pytanie, które nie dawało mu spokoju od dłuższego czasu. – Chyba mama wie, że tu jesteś, prawda? – dodał, a widząc, jak ta zagryza lekko wargi, jęknął cicho. Świetnie, nie dość, że ośmioletnie dziecko samo przejechało przez cały Londyn – wspominała mu coś wcześniej – to jeszcze bez wiedzy swojej rodzicielki. Gdyby mógł, Malfoy zacząłby krzyczeć z bezsilności.
- Toż twoja mama będzie się o ciebie martwić! – zaperzył się, lecz nie usłyszał od niej odpowiedzi. W sumie to może i lepiej, bo nie miał pojęcia, co by mógł wtedy powiedzieć. – A ktoś w ogóle wie, że tutaj jesteś?
- Nie – odpowiedziała cicho pod nosem, po czym zawahała się, ale spytała: - A mogę tutaj zostać?
Draco, masz tylko jedną szansę, pamiętaj, pomyślał zdesperowany ojciec. Wystarczy tylko jedna zła odpowiedź, jeden zły ruch, a twoje dziecko odejdzie w siną dal, a tego nie chcesz.
Co ja wygaduję?! To nie jest moje dziecko, mówię po raz setny! A zostanie tutaj tylko ze względu na to, że... że... Kurwa!
- Oczywiście, Z.! – odpowiedział niemal natychmiast, a widząc, jak na twarzy swojej pociechy – Jakiej pociechy?! - pojawia się szeroki uśmiech, odetchnął głęboko. Druga porządna decyzja. – Ale pod jednym warunkiem: nie uciekniesz ode mnie, jak zrobiłaś to mamie, dobrze? Jak będziesz gdzieś chciała iść, niezwłocznie mnie o tym powiadomisz – zarządził; nie znał sprzeciwu. Córką ochoczo przytaknęła, sprawiając, że ten westchnął z ulgą.
- Tato?
T-tato?
- Hm?
- Dziękuję.
Draco, kiedy tylko zobaczył tą nieopisaną wdzięczność w oczach Zoey, zaniemówił z zachwytu. Jeszcze nigdy w życiu nie doświadczył aż tylu wspaniałych uczuć, które w parę sekund potrafiła wywołać u niego jego córka. Jego dziecko, które dopiero zaczynał poznawać.
Ile razy mam powtarzać?! Malfoy, to nie jest twoja córka, nawet jakbyś zaczynał tego chcieć... Zaraz! Oczywiście, że nie chcesz!
*
Wolnym krokiem wyszedł właśnie z cichej alejki, gdzie się teleportował. Dokładnie o godzinie dwudziestej trzeciej zaczynał swój obchód, który - jak na złość - musiał wypełnić na oddziale położniczym.
Wkroczył właśnie do szpitala świętego Munga i przechodząc przez długie korytarze, co jakiś czas kiwał komuś głową na przywitanie. Dla niepoznaki, bo jego myśli zajęte były czymś, a właściwie kimś, innym. Osobą, o której jeszcze wczoraj nie miał pojęcia, że istnieje. Jego własną córką. Nadal w głębi ducha zastanawiał się, jak mógł nie wiedzieć, że ma dziecko. Zresztą on nie wiedział, z kim ma to dziecko, a to chyba jest jeszcze gorszy problem.
Niech cholera to weźmie! To. Nie. Jest. Moje. Dziecko!
Trzeba dokładnie przyjrzeć się Z., pomyślał. Skoro ma tyle moich cech, to na pewno swojej matki również, postanowił solennie i już w trochę lepszym humorze zaczął wspinać się po schodach. Oprócz tego, jeszcze nie dowiedział się wszystkiego o Zoey, a to, co mu dzisiaj naopowiadała o sobie, było tylko małą namiastką tego, czego chciał się dowiedzieć. W tym momencie musiał przyznać, że w głębi ducha już nie może się doczekać kolejnej rozmowy z Zoey, która była naprawdę mądrą dziewczynką.
Inteligencję na pewno odziedziczyła po tatusiu, zaśmiał się do własnych myśli, w których po chwili pojawiły się wspomnienia wydarzeń mających miejsce dnia dzisiejszego. Przed oczami widział portret dziewczynki, kiedy ta mówiła coś do niego z szerokim uśmiechem na twarzy. Także jej zachowanie, gdy tylko dowiedziała się, w którym pokoju będzie spać; kiedy weszła do środka, aż stanęła w miejscu i z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w wyposażenie pomieszczenia, które - jak potem stwierdziła - przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Draco do tej pory zastanawiał się, skąd mała miała taki zasób słów. Może mama ją szkoliła w domu?
I jakby na zawołanie, właśnie wpadł na jakąś dziewczynę. Czując, że ta niechcący nabiła mu siniaka, aż syknął. Popatrzył na sprawcę owego czynu... i zamarł.
- Malfoy?
Usłyszał pytanie, które kobieta zadała mu dość melodyjnym tonem. Jakoś nie pamiętał, aby dziewczyna miała tak przyjemnie brzmiący głos.
- Granger? – zapytał, lecz po chwili szybko się poprawił: - Przepraszam, stary nawyk. Hermiona?
Dziewczyna, słysząc to, zaśmiała się cicho, choć po chwili raptownie spoważniała, uświadamiając sobie ważniejszą kwestię.
- Cóż... witaj, partnerze.
A biedny Draco nie miał pojęcia, czy się śmiać, czy płakać. Stanowczo w tym dniu zdarzyło się aż nazbyt wiele i miał nadzieję, że koniec niespodzianek nastąpi szybko, ponieważ kolejnej by już nie przetrwał. Zresztą teraz także trzymał się ledwo na nogach. A przed nim jeszcze cała noc dyżuru…
Merlinie, miej mnie w opiece!
Na prawdę jestem pierwsza, nie wierzę...
OdpowiedzUsuńDobra na temat rozdziału: fantastyczny, wspaniały, coraz bardziej podoba mi się Zoey. Mam nadzieję, że jej plan się powiedzie. Czekam na następny ...
1. Szablon jest cudowny!
OdpowiedzUsuń2. Ile masz rozdziałów w zapasie? Bo to nie jest to, co ostatnio czytałam...xDDD Ale i tak boskie.xd W końcu wiesz. <3333
Kocham! :*
o rety, ale uroczo. ;)
OdpowiedzUsuńTak trochę pachnie 'Tylko mnie kochaj', prawda ? Ale to bardzo fajnie, bo mam ogromny sentyment do tego filmu. ;) I bardzo, ale to bardzo cieszę się, że było tak dużo Draco. :) No i w ogóle, i w szczególe to.. Magic, dear. Magic.
Nieeee obawiaaaaaj się! Już jestem! Jak wiesz miałam szlaban do 10, ale wdałam się w bójkę *dotyka siniaka na ramieniu i syczy: Aaaaua!* i mi przedłużyli dla odmiany do 17. ^^ I jeszcze zalałam telefon barszczem czerwonym więc nawet tej badziewnej wersji nie miałam do dyspozycji! ;[
OdpowiedzUsuńA teraz do rzeczy! *zaciera rączki*
Parkinson? No cholera, Parkinson?! Mam dreszcze. Dla mnie Draco trochę za szybko przyswoił, że Zo. to jego córka. Odrobinę za szybko. Taką maciupcią odrobinę. xDDD Między Granger, a Draconem coś iskrzy??? ;>>> Czekam na NN! Paaa! ;*
Ps. Mówiłam Ci już jaki ty masz... boski szablon? Koooooocham!
Wow, dziewczyno! Ten opis na wstępie... Tego ich śniadania... Mistrzostwo!
OdpowiedzUsuń"Zaszokowany Draco tylko stanął w miejscu, nie wiedząc, co dalej zrobić. Parkinson zaś wydała z siebie tylko cichy dźwięk zaskoczenia, po czym cofnęła się parę kroków w tył.
-Cześć, tato! - wykrzyknęła radośnie Zoey" loool, nie mogę z tego fragmentu
"(...)że przez tą krótką chwilę(...)" przez TĘ (nie odpuszczę Ci tego xD)
"(...)owa czynność byłaby całkowicie niezgodna z jego kodeksem." To Draco ma jakiś kodeks? Pewnie rycerski! (dlaczego jak myślę o Draco to mam przed oczami jego wizję jak siedzi w jakieś kawiarni czy co to tam było z ekspresem do kawy na kolanach i mówi do niego czule...)
"Chol.era - zaklął głośno blondyn, po czym, słysząc jak ktoś za jego plecami parska śmiechem, natychmiast się odwrócił." Zo powinna mu tak teraz oskarżycielskim tonem, że mama mówiła, że nie wolno przeklinać!
Mi się wydaje czy raz piszesz, że Zo jest szatynką, a raz, że brunetką? Pilnuj się xD Wiem, że to trudne, też mam przy Meggie zawsze problem z tym xD (czy to było o Pansi?)
"To, kur.wa, niemożliwe!" Kocham Draco za ten tekst!
"-Jak się nazywa twoja mama?
-Mama"
Zo jest niesamowita!
"Zoey, to wcale nie jest zabawne - powiedział zdegustowany Malfoy, ponownie siadając na krześle." Paniczyk się zdegustował... Nie mogę jak sobie wyobrażę jego mega napuszona minę XD Dlaczego on teraz nie rozmawia z Harrym!?
"(...)co chol.ery(...)." Chyba Do
Z.? Bez urazy, kochana, ale to mi głupio brzmi ^ ^” Jak mrówka Z. Zo jest leprze!
"Tylko, chol.era, nadal nie mam pewności, że to kawał!" Że to NIE kawał
"Inteligencję na pewno odziedziczyła po tatusiu(...)" Dobry żart, naprawdę Draco, zabawny jesteś.
"Merlinie, miej mnie w swojej opiece!" Super tekst! Taki megiczno-zwyczajny xD
Czekaj, czekaj... Czy Ty mi chcesz powiedzieć, że Hermiona nie szuka Zo? Tylko sobie z tą blond fretką randkuje? No wiesz...
Czy ja Ci już mówiłam, że Zo jest super? Och, ona jest zaje.bista!!
I wiesz, co mi się strasznie podoba w Twoim opowiadaniu? To jak kreujesz Św. Munga. No wiesz, ten oddział położniczy... To oczywiste, że czarownice też rodzą dzieci w szpitalach, ale jakoś nigdy by mi to do głowy nie przyszło o.O No, najciemniej jest pod latarnią xD
Mi też się ten rozdział bardzo podobał!
No i masz super nowy szablon! W sumie... Trochę mi się rozjeżdża, ale to pewnie wina mojej przeglądarki... Widzę zdjęcie z zapalniczki xD No i uwielbiam tę sesję Hermiony!
Bardzo miło się czyta. Draco i Zoey są słodcy :) Wprost uroczy, trochę jak w "Tylko mnie kochaj..." tam też Michał dosyć szybko uwierzył dziewczynce, że jest jej ojcem i nie potrzebował żadnych testów DNA :) Ciekawe jak ułożą się stosunki Hermiony i Draco w pracy? Nie pasuje mi tu jednak zachowanie Hermiony, w ostatnim odcinku dowiedziała się o zniknięciu córeczki, rozpaczała...jak wiemy mała przebywa u Malfoy'a (spędziłą tam noc) a Hermiona? Co??? Jak by nic się nie stało udała się do pracy? Tak zwyczajnie? Nie szuka dziecka, nie postawiła na nogi wszystkich przyjaciół i znajomych, policji? Nie wzięła sobie urlopu??? Coś mi tu zgrzyta...Ale scenka z Draco i Z. urocza :) Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńPiszesz bardzo ciekawie. Masz lekki i przyjemny styl, dobrze się czyta to, co piszesz. Poza tym, masz cudny szablon. To chyba wszystko, co mogę powiedzieć. Ja dopiero zaczynam. Zobaczymy, co z tego będzie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ew., twoje opowiadanie jest po prostu świetne! Bardzo oryginalna ta historia. Mi też skojarzyło się z "Tylko mnie kochaj" - uwielbiam ten film. :) Zoe jest taka słodka. Ciekawi mnie co się stanie, jak Zoe wróci do Hermiony.
OdpowiedzUsuńLubię takie artykuły.
OdpowiedzUsuń