Część szósta
Draco znajdował się właśnie we wspólnym gabinecie głównych przełożonych działu położniczego i prawie leżąc na swoim fotelu przy biurku, głośno klął. Już od bardzo dawna mężczyzna nie był aż tak zdenerwowany. Czuł w sobie pewnego rodzaju niedosyt, ale i również ulgę. Wszystkie te uczucia oczywiście były związane z wczorajszą, wieczorną sytuacją. Malfoy po prostu nie mógł uwierzyć, że stchórzył, że nie wykorzystał okazji.
Do cholery, gdzie się podziały moje ślizgońskie geny?!, pomyślał, przejeżdżając bezwiednie dłonią po swoich lśniących, platynowych włosach, całkowicie rujnując ich zaczesaną koncepcję. Westchnął głośno z poirytowaniem i zwinnym ruchem sięgając po kubek, wziął z niego dość sporego łyka, a przez to, że kawa była zanadto gorąca, musiał szybko przełknąć ciecz, parząc sobie przy okazji całą jamę gębową. Oczy zaszły mu łzami.
W takiej pozycji zastała go Hermiona. Weszła do środka, ale zanim jeszcze zdążyła mu się dokładnie przyjrzeć, odwróciła głowę i krzyknęła przez ramię:
- Klaro, powiedz Johnowi, żeby przygotował więcej naparu wywołującego poród! Coś czuję, że dzisiaj będzie nam potrzebny!
Chciała dodać coś jeszcze, ale wpół słowa przerwał jej perlisty śmiech Dracona. Popatrzyła na niego i szybko się zarumieniła, widząc jego przystojną i wręcz onieśmielającą posturę.
- Czy mi się wydaje, czy odkąd awansowałaś, John ma coraz więcej roboty? – zagadnął blondyn, sprawiając, że Hermiona parsknęła głośno śmiechem. Po chwili namysłu podeszła wolnym krokiem w stronę jego biurka, by usiąść na krześle na przeciwko Draco. Przez moment wokół nich panowała cisza. Magiczna cisza, ponieważ oboje przypatrywali się sobie z ciekawością i błyszczącymi tęczówkami. Hermiona po raz pierwszy od dłuższego czasu mogła z czystym sumieniem powiedzieć, że jest całkowicie spokojna i opanowana. Jej nerwy doznały nareszcie tej wręcz wyczekiwanej ulgi, w końcu odsapnęły, rozluźniły się, ukoiły.
Draco od razu zauważył tą ledwo dostrzegalną zmianę, która w mgnieniu oka zaszła w szatynce. Wydawało mu się, że ona promienieje, że świeci.
A magia wokół nich dalej krążyła, mącąc im całkiem w głowach i sprawiając, że ich myśli chaotycznie obijały się po głowie. Zaczęła wszystko niespodziewanie acz delikatnie pustoszyć.
- Słuchaj...
Jak to zwykle bywa, wszystko raptownie prysło niczym bańka mydlana. Draco, oczywiście, musiał przerwać tę chwilę, która trwała wyłącznie dla nich. Mężczyzna po prostu nie mógł znieść dłuższego wpatrywania się w nią, to nie leżało w jego naturze. Niestety, jego ślizgoński charakter mu na to nie pozwalał – a podobno go nie miał, jak sam twierdził.
- Draco, przepraszam cię.
Hermiona nie dała mu skończyć. Musiała wreszcie wydusić to, co leżało głęboko zakopane w jej podświadomości, a tylko uwalniając to, mogła poczuć się bardziej komfortowo, być w końcu wolną.
- Za co? – zapytał chłopak, patrząc na nią ze zdziwieniem.
- Za moje ostatnie zachowanie – odpowiedziała, zakładając przy okazji kosmyk włosów za ucho. – Wiem, że jestem dziwna i nie do wytrzymania, ale ostatnio naprawdę sporo dzieje się w moim życiu, a ja nie mogę tego wszystkiego jeszcze poukładać. Rozumiesz mnie, prawda?
Draco pokiwał głową, ale zmrużył oczy.
- No więc, przepraszam. Spróbuję od tej pory zachowywać się bardziej normalnie. Słowo – uśmiechnęła się niepewnie, kończąc.
- Szczerze powiedziawszy – zaczął - to według mnie nie zachowujesz się dziwnie. Przeciwnie, zadziwiasz mnie, ale to jest... fajne – zaśmiał się w myślach, ponieważ użył słowa, którego ostatnio nauczyła go Z. Musiał przyznać, że przebywając w jej towarzystwie, nareszcie czuł się bardziej młodo, czuł, że żyje i że ma w życiu jakąś ważną rolę do zagrania.
Wtem jednak przypomniała mu się bardzo ważna sprawa.
- Cholera! – wykrzyknął raptownie, sprawiając, że zaskoczona Hermiona podskoczyła na krześle. – Z. jest sama! Hubert ma przecież dzisiaj wolne!
- Z.? To jakaś twoja nowa zdobycz?
Malfoy rzucił jej zdziwione spojrzenie, uniósł także wysoko brwi ku górze. Granger, zdając sobie sprawą, jaką gafę palnęła, podrapała się zawstydzona po policzku.
- Wybacz, to nie moja sprawa...
- Nieważne – rzekłszy to, machnął ręką. – Mam ogromną prośbę: mógłbym na moment wyskoczyć z pracy? Góra dwie godziny, to pilne, naprawdę...
Przeczuwając, jaka będzie odpowiedź Hermiony, w biegu dopił kawę i złapał za płaszcz wiszący na wieszaku przy drzwiach.
- Jasne, nie ma sprawy – uśmiechnęła się nieśmiało, wstając i w zamyśleniu podchodząc do drzwi. – Jakby ktoś pytał, to jesteś w laboratorium i ważysz eliksiry. Oczywiście, nie wolno ci wtedy przeszkadzać.
Draco roześmiał się wesoło i zanim jeszcze przemyślał swoje zachowanie, podszedł do Hermiony i przyciągając ją do siebie, pocałował ją w głowę. Dziewczyna zastygła w bezruchu.
- Jesteś aniołem, dzięki!
I wybiegł z gabinetu, nie zdając sobie sprawy, że panna Granger właśnie z błyskiem w oczach oraz minimalnym uśmiechem na twarzy dotknęła z wręcz namaszczeniem tego miejsca na swojej głowie, który zetknął się z jego ustami. Ale i ona nie zdawała sobie sprawy, że zanim Malfoy zdążył się jeszcze teleportować, także lekko przycisnął palce do swoich warg.
Hermiona wyszła z pokoju i udała się w stronę jednej z pacjentek.
*
Kiedy Draco ponownie wszedł do gabinetu, zastał Hermionę stojącą przy oknie wraz z Johnem i Joshem – pielęgniarzami, a zarazem braćmi bliźniakami. Obydwaj opowiadali coś zawzięcie i z zapałem, ciągle wymachując rękoma w akcie gestykulacji. Dziewczyna, mimo że miała na twarzy uśmiech, zdawała się jakby w ogóle ich nie słyszeć. Wpatrywała się tylko niewidzącym spojrzeniem w krajobrazy przed sobą, obgryzając paznokcie. Widać było z góry, że czymś się frasuje – jej oczy nie miały tych szczególnych błysków, które nieraz – właściwie to rzadko – się pojawiały. A Malfoy tak bardzo lubił na nie patrzeć.
- No i wtedy ta... John, jak ona się nazywała?
- Angelica Mason – westchnął brat w odpowiedzi.
- Właśnie. Więc ta Mason zaczęła się wydzierać na całą salę, że nie będzie rodzić przy mężczyźnie, nie? To ja się jej pytam: czy jej mąż też ma wyjść. Ona w bek. Rozumiecie, nie? Nie wiedziałem, co mam robić, jakaś baba mi na porodówce ryczy. No więc powiedziałem jej, że jeżeli przy mnie nie urodzi, to niech czeka i się męczy sama...
- O! – zaczął John, nie przejmując się tym, że Josh nie zdążył skończyć. – Wróciłeś już, Draco?
- A w ogóle gdzie ty byłeś? Hermiona mówiła...
Granger, nagle jakby zbudzona z transu, natychmiast skierowała swój wzrok w stronę blondyna. Aczkolwiek nie uśmiechnęła się, jak to miała w zwyczaju robić. Westchnęła tylko mimowolnie, po czym ociężale usiadła przy swoim biurku, nadal wpatrując się w jakiś punkt przed sobą.
- John, Josh – zwrócił się Draco do chłopaków – idźcie i przygotujcie porodówkę. Dzisiaj prawdopodobnie przyjedzie pani Peterson. W każdym razie powinna przyjechać – na dzisiaj ma termin.
Bliźniacy pokiwali głowami i niechętnie wstali, trochę się z tym ociągając. Parę minut później słychać było tylko ich głośne przekomarzanki za zamkniętymi drzwiami. Draco i Hermiona równocześnie odetchnęli z ulgą. Spojrzeli na siebie i znowu równocześnie parsknęli śmiechem.
- Co się dzieje, Hermiono, co? – Malfoy, zdejmując płaszcz, wieszając go na wieszak i siadając wygodnie na kanapę, zadał wreszcie pytanie, które od paru dni nie dawało mu spokoju. Oczywiście, mniej-więcej zdawał sobie sprawę, o co chodzi, ale wolał się upewnić.
Hermiona jednak nie odpowiedziała. Usilnie za to wpatrywała się w swoje paznokcie, jakby znalazła na nich coś ciekawego.
Ku uciesze, dziewczyna nie musiała odpowiadać na pytanie, ponieważ przerwało im wtargnięcie lekko podenerwowanej Klary. Uzdrowiciele popatrzyli na nią ze zdziwieniem.
- Hermiono, Draco, przywieźli panią Peterson. Jest źle.
Więcej mówić nie musiała.
- Klaro – zarządziła raptownie Granger – idź do chłopaków i powiedz im, żeby przynieśli eliksir znieczulający, średniowywołujący oraz uspokajający, prędko.
Draco i Hermiona ramię w ramię wyszli z gabinetu, szybkim krokiem kierując się w stronę sali porodowej, z której dobiegały głośne krzyki. Za głośne... Właściwie to przy porodzie mógłby być obecny tylko jeden uzdrowiciel, ale skoro Klara powiedziała, że jest źle, to naprawdę musiało być bardzo źle. A będąc we dwójkę, wszystko na pewno sprawniej wyjdzie. Poradzą sobie.
Kiedy tylko dowiedzieli się, na czym stoją, musieli zgodnie przyznać, że Klara miała rację. U pani Peterson istniało naprawdę spore ryzyko poronienia, a przecież Draco i Hermiona nie mogą do tego dopuścić i zrobią wszystko, by dzidziuś bezpiecznie i bez żadnego urazu wyszedł z łona matki.
Poród trwał ponad osiem godzin i nie obyło się bez głośnych wrzasków i pisków, lecz gdy tylko się skończył i uzdrowiciele, i obolała, ale szczęśliwa, nowa matka, zrobiliby wszystko, żeby tylko choć na chwilę odpocząć. Pani Peterson miała szczęście, ponieważ jej to było dane i już pół godziny później spała głębokim snem, całkowicie uspokojona. Hermiona miała trochę gorzej, gdyż musiała zająć się do końca noworodkiem: umyć, przewinąć, nakarmić i uspać, co zajęło jej około półtorej godziny. W tym czasie bliźniacy – John i Josh – zdążyli już posprzątać całą salę, wypić kawę i wrócić do domów. Draco także nie miał sytuacji do śmiechu. Ba! Można by stwierdzić, że to jemu trafiła się najgorsza robota – musiał wypełnić wszystkie dokumenty, które jeszcze dzisiaj powinny znaleźć się na biurku pana Paula Robertsa.
I właśnie przy takiej pracy znalazła go panna Granger. Dziewczyna weszła do gabinetu, mając nadzieję pobyć trochę sama, żeby się lekko uspokoić - w końcu patrzenie na narodziny dziecka w pewnej chwili wydaje się nie do zniesienia, skoro własna córka gdzieś przepadła bez śladu. Niestety, los chciał inaczej...
- Hermiono – zaczął Draco, podnosząc zaczerwienione ze zmęczenia oczy i patrząc w jej stronę – możesz już wracać do domu. Sam sobie poradzę – próbował się uśmiechnąć pokrzepiająco, ale wyszedł mu tylko krzywy grymas.
Szatynka westchnęła, kręcąc głową. Po chwili namysłu – przecież i tak woli pozostać tutaj, nić wracać do pustego mieszkania – machnęła różdżką, sprawiając, że krzesło z jej biurka znalazło się koło Malfoya. Mężczyzna popatrzył na nią ze zdziwieniem, ale kiedy ta usiadła i zabrała z blatu pół kupki papierów, uśmiechnął się wdzięcznie. Odwzajemniła, oczywiście, gest, ale nie wyszedł jej tak, jakby sobie tego życzyła.
Przez pięć minut pracowali w ciszy i spokoju, a jedynym słyszanym dźwiękiem był odgłos ich powoli uspokajających się oddechów. W czasie trwania porodu musieli dać z siebie naprawdę wszystko, żeby tylko Steward (noworodek) okazał się zdrowym dzidziusiem. Biegali z jednego pomieszczenia do drugiego po różne specyfiki, często także zmieniali prześcieradła, bo pani Peterson bardzo mocno krwawiła, co wymagało nie lada poświęcenia i sporego zaangażowania fizycznego.
- Skoro już jesteśmy sami i na pewno nikt nam nie przerwie – zaczął Draco, ale przy ostatnich słowach spojrzał kątem oka w stronę drzwi. Widząc, że nie zanosi się na niezapowiedziane wtargnięcie, brnął dalej: - To może wreszcie uda nam się spokojnie porozmawiać, hm?
Dziewczyna poczuła na sobie jego świdrujące spojrzenie, ale nie odwzajemniła gestu. Nadal usilnie wpatrywała się w dokumenty przed sobą, co jakiś czas coś ciągle pisząc i zakreślając.
- Dobrze zdaję sobie sprawę z tego, że kiedy byliśmy w Hogwarcie właściwie nie łączyły nas przyjacielskie stosunki – mówił dalej – ale chciałbym to jakoś naprawić. Szczególnie chodzi mi o ten ostatni rok...
Hermionie na te słowa lekko zadrżała ręka, ale oprócz tego inaczej nie dała po sobie poznać, że się tym przejęła. Niestety, na jej nieszczęście Draco doskonale to zauważył. Zamyślił się, nie chciał teraz powiedzieć czegoś – chociażby nawet niechcący – czego później będzie żałował. Już raz tak było i wówczas obiecał sobie, iż więcej się to nie powtórzy i zanim cokolwiek wyjdzie z jego krtani, przemyśli to sobie z milion razy. Szczególnie, jeżeli dana rzecz będzie bezpośrednio lub pośrednio dotyczyć panny Granger.
- Okej, dalej milczysz....To może powiedz mi lepiej, co tam teraz u ciebie słychać. Słyszałem, że masz córkę...
Tym razem Hermionie nie udało się powstrzymać emocji. Głośno wciągając powietrze, za mocno ścisnęła pióro w dłoni, sprawiając, że to pękło na pół. Los chciał także, by dziewczynie niechcący obsunęła się ręka, przez co i kałamarz z atramentem się przewrócił, zalewając cały stół. Granger przestraszona natychmiast odsunęła krzesło od biurka, ale i tutaj jej się nie powiodło. Noga krzesła zahaczyła o dywan, więc Hermiona z cichym przekleństwem pod nosem poleciała wraz z meblem prosto na plecy. Przez chwilę widziała mroczki przed oczami. Leżała tak parę minut, jak przez mgłę słyszała, jak ktoś do niej coś mówił. Całkowicie się ocknęła, gdy poczuła, jak leci w powietrzu. Wystraszona natychmiast uchyliła powieki, ale widok przesłoniły jej kosmyki włosów. Dziewczyna poczuła, że Malfoy kładzie ją na czymś miękkim, co później okazało się kanapą.
Draco milczał, lustrując ją całą swoim spojrzeniem, ale kiedy nie zauważył nic, co mogło być skutkiem upadku, uśmiechnął się szelmowsko w jej stronę. Po chwili zamyślenia ponownie przejechał po niej wzrokiem, dłużej zatrzymując się na klatce piersiowej.
- Moje plecy i tyłek – jęknęła, łapiąc się za obolałe miejsca, przez co blondyn tym razem skierował wzrok prosto na jej twarz. Zarumieniła się lekko, ale już nic nie dodała.
- Mogę pomasować, jeśli chcesz – parsknął śmiechem i puścił jej perskie oczko. – Zobaczysz, moje ręce działają cuda.
Dziewczyna roześmiała się głośno wbrew swojemu marnemu samopoczuciu. Wiem, pamiętam bardzo dobrze, przeszło jej przez głowę, ale szybko pozbyła się myśli, zanim ta zdążyła się całkowicie ulokować w jej mózgu.
- Pomyślimy – odparła, przeciągając się. Syknęła cicho i złapała się za kość ogonową. – Coś czuję, że przez jakiś czas nie będę mogła chodzić.
- Jeżeli chcesz, zawsze będę mógł nosić cię na rękach – uśmiechnął się szeroko.
- Czy ty aby ze mną nie flirtujesz? – Hermiona uniosła brwi ku górze, ale w kącikach jej ust pojawiła się delikatna namiastka radości.
- Może.
I znów wokół nich pojawiła się ta dziwna magia. Połączenie dusz, które dawało wrażenie, jakby ci znali się już od bardzo długiego czasu, jakby byli sobie przeznaczeni od zarania dziejów.
W tym momencie nawet nie zdawali sobie sprawy, że ich ciała bezwiednie się ku sobie zbliżają. Milimetr po milimetrze. Centymetr po centymetrze. Zaczęło wirować w ich głowach; w ich uszach pojawiła się przepiękna muzyka, która nie tylko uspokajała myśli, ale także pobudzała emocje do życia; w ustach pojawiła się paleta różnych smaków, a w nosie zapachów. Ta magia najwyraźniej pobudzała ich wszystkie bodźce, otwierała ich na siebie.
Zegar wybił godzinę piątą nad ranem, przerywając przy okazji to połączenie, które wyczuwalnie krążyło po gabinecie.
Hermiona odwróciła wzrok zarumieniona, po czym chrząknęła. Draco, zdając sobie sprawę, że to, co działo się na początku siódmej klasy, zaczyna powoli wracać, natychmiast próbował się tego pozbyć. W tym czasie wystarczyło mu już zmian. Na razie dowiedział się, że ma córkę. Po co więc wracać do przeszłości i od początku to wszystko przeżywać? No właśnie, nie warto.
Dlatego udał, że teraz nic niezwykłego się nie wydarzyło i wygodnie oparł się o zagłówek kanapy, przymykając powieki. I nie dopuszczał do swoich myśli tego, że zrobił tak wyłącznie po to, by lepiej poczuć ten cudowny, słodko-kwaśny zapach, który trafił wprost w jego nozdrza, a wydobywał się prosto od panny Granger.
Hermiona za to znów go zaskoczyła. Nie poszła w jego ślady, jak się spodziewał, tylko szybko wstała z kanapy, kierując się wprost w stronę biurka. Machnęła szybko różdżką, usuwając bałagan, jaki uprzednio narobiła. Potem skierowała inne zaklęcie ku sobie i dzięki niemu sprawiła, że plecy przestały ją boleć. Postanowiła przy okazji, że siniakiem, który na pewno powstał, zajmie się później – wszystkie maści i inne potrzebne specyfiki miała w domu w apteczce. Kiedy już zrobiła to, co miała, skierowała się prosto do wyjścia. Zarzuciła na siebie płaszcz, po czym odwróciła się w stronę mężczyzny, który teraz z ciekawością, a zarazem lekkim zawodem w oczach, się jej przyglądał.
- Resztę papierków dokończysz sam, mało ci zostało – oznajmiła, wzdychając. Zapięła ostatni guziczek kurtki, ale nim złapała za klamkę, usłyszała pytanie:
- To kiedy w końcu szczerze porozmawiamy? Tak jak kiedyś?
Milczała, ale nie odważyła się jeszcze na opuszczenie gabinetu.
- Hermiono – zaczął ponownie Malfoy, wstając i podchodząc do niej szybkim krokiem. Po chwili ściskał ją delikatnie za dłoń. – Widzę, że coś się dzieję. Martwię się i chcę ci pomóc, uwierz, naprawdę.
Dziewczyna prychnęła zła.
- Chcesz mi pomóc, tak? W siódmej klasie już mi pomagałeś i to mi w zupełności wystarczy. Nie takiej pomocy potrzebuję, Draco, dziękuję bardzo – mówiąc to, bezwiednie zmrużyła oczy.
Malfoy otwierał buzię, by coś odpowiedzieć, ale Hermiona nie dała mu dojść do słowa.
- Zresztą, dwa lata później też mi pomogłeś i też nie wyszłam na tym najlepiej... Już trzeci raz nie dam się w to wszystko wciągnąć!
Brunetka, zdając sobie sprawę, że za dużo powiedziała, raptownie zamilkła. Popatrzyła w jego szare, zaskoczone tęczówki, po czym szybko opuściła gabinet. Prawie w biegu podążała przez korytarze, ale i tak doszedł do niej wyraźny krzyk chłopaka:
- Jaki drugi raz, Hermiono?! Hermiono!
Teleportowała się z głośnym trzaskiem. Uciekła, zostawiając zaszokowanego Malfoya, który bezwiednym wzrokiem wpatrywał się prosto przed siebie.
*
Nareszcie w domu, pomyślała Hermiona, wpadając prosto do salonu. Zwinnym ruchem ściągnęła z siebie płaszcz, który po chwili rzuciła prosto na jeden z foteli. Ostatnio w ogóle nie przejmowała się porządkiem, nie obchodziło ją to, na głowie miała ważniejsze rzeczy. Wcześniej robiła wszystko, co tylko było w jej mocy, żeby w całym mieszkaniu panował nieskazitelny ład. Zaś od czasu kiedy Zoey zaginęła, miała to wszystko – mówiąc kolokwialnie – gdzieś. Potrafiła za to godzinami przesiadywać w pokoju swojej ukochanej córeczki i płakać, ciągle zastanawiając się, jak to możliwe, że nadal nie brakuje jej łez.
To tutaj maska silnej i wytrzymałej kobiety opadała. To tutaj dawała upust swoim emocjom. I to tutaj nareszcie w pełni mogła lamentować i rozpaczać nad swoim losem i losem Zoey.
Dlatego właśnie postanowiła chodzić do pracy. Dzięki temu chociaż chwilę mogła zająć się czymś naprawdę pożytecznym, co przy okazji odpędzało jej smutne myśli. Poza tym tylko tam coś jadła i piła. Przebywając w domu, jakoś zawsze zapominała o odżywaniu się. W momencie kiedy przekraczała jego próg, całkowicie oddała się rozmyślaniom na temat Zo i tylko one się w tej chwili liczyła.
Co drugi dzień, czyli kiedy Hermiona miała wolne, przychodziła do niej Luna z Harrym, a czasem nawet Michelle z Blaisem, którzy łączyli się w żałobie. Nie gościła ich. Oni po prostu wchodzili do otwartego mieszkania; zazwyczaj wówczas próbowali jej przemówić do rozsądku, ale gdy to nie pomagało, to po prostu siadali obok niej i w milczeniu przypatrywali się tej pustce i ciemności, które w mgnieniu oka rozprzestrzeniały się wokół.
Tym razem było inaczej. Ciszę trwającą w całym lokum przerwała głośna melodia dzwoniącego telefonu i wibracja towarzysząca, jaka jej towarzyszyła. Hermiona poderwała głowę do góry, by powłócząc nogami, udać się wprost do przedpokoju. Nadal cicho łkała.
- Tak? – spytała, przykładając słuchawkę do ucha.
- Mamo!
Panna Granger, słysząc głos córki, z zaskoczenia aż pisnęła.
- Zo, kochanie! Gdzie jesteś, co się stało?! Malutka moja, nic ci nie jest? Dobrze się czujesz? Gdzie jesteś, halo, halo! – krzyczała, a oktawa jej głosu coraz bardziej rosła. Łez także zaczęło przybywać, a kiedy nie mieściły się już w oczodołach, bezgłośnie spływały, zostawiając za sobą jedynie smugę, po czym kapały i raptownie znikały, wtapiając się w bluzkę Hermiony.
Po drugiej stronie słuchawki dało się słyszeć ciche przełknięcie śliny, a zaraz po tym dziewczyna wciągnęła głęboko powietrze, by się choć trochę uspokoić.
- Spokojnie, mamo, nie denerwuj się, dobrze? – zaczęła, starając się mówić powoli i wyraźnie. – Nic mi nie jest, a nawet dobrze się bawię. Przepraszam cię, że tak poszłam bez żadnego słowa, no nie licząc mojej kartki, ale naprawdę musiałam to zrobić...
- Ale Zo, malutka, gdzie ty jesteś? Co się dzieje?! – Hermiona w tym momencie nie mogła zapanować nad emocjami, zaczęła płakać rzewnymi łzami.
- Mamo, nie płacz – powiedziała Zoey, a po jej głosie można było wyczuć, że i ona strasznie posmutniała. – Mamusiu, nie mogę już dłużej rozmawiać, bo zaraz – przerwała raptownie, by od razu zakończyć zdanie – wróci... Zadzwonię później, dobrze? Nie martw się, naprawdę nic mi nie jest. Obiecuję, że niedługo się spotkamy! Kocham cię, pa!
- Zo! Zo, kochanie! Zoey! Zoey!!! – krzyczała do słuchawki, ale odpowiedział jej tylko dźwięk zakończonego połączenia, który Hermiona z miejsca znienawidziła. Zaszlochała, dławiąc się łzami, po czym bezwiednie padła na kolana, ciągle mocno trzymając słuchawkę w dłoniach.
W takiej pozycji dziesięć minut później zastał ją Harry, który kiedy tylko zauważył przyjaciółkę, puścił zakupy na posadzkę i szybkim krokiem do niej podbiegł.
- Hermiono, co się stało? – spytał zdenerwowany, po czym próbował pomóc dziewczynie się podnieść. Niestety, ta nie kontaktowała ze światem zewnętrznym, ciągle zanosząc się płaczem. Potter w końcu zrezygnował z ciągłego szarpania Hermioną i jednym, zwinnym ruchem wziął ją na ręce, co wybudziło dziewczynę z transu. Panna Granger patrząc na Harry’ego zapuchniętymi oczami, mocno wtuliła się w jego klatkę piersiową.
- Zo!
- Hermiono, mówiłem ci, ciągle jej szukamy, ale jak tylko czegoś się dowiem...
- Nie! – przerwała mu, próbując zejść na podłogę. Dopiero w drugiej próbie jej się to udało. – Zo do mnie dzwoniła – wyjąkała ledwo, pociągając nosem. Musiała się trochę uspokoić.
- Co?! – wykrzyknął Harry, patrząc uważnie na dziewczynę. – Jak to dzwoniła?!
- Normalnie, telefonem!
- W takim razie idziemy na policję – zarządził Harry po chwili namysłu. – W naszym świecie tylko osoby, które darzę zaufaniem, mają telefon, więc to muszą być jacyś mugole!
Hermiona nie odpowiedziała, za to do oczu zaczęła napływać jej kolejna fala słonych kropli.
- Ubieraj się, wychodzimy!
Minutę później słychać było już tylko głośne trzaśnięcie drzwi wyjściowych.
Jestem na Twoim blogu nie pierwszy raz, lecz do tej pory siedziałam cicho jak mysz pod miotłą, bo nie wiedziałam co napisać. Tym razem jednak postanowiłam się przemóc i oto jestem. Rodział bardzo mi się podobał, mam nadzieję, że Draco niedługo dowie się, że Zo jest córką Hermiony. Widać, że coś już zaczyna mu się nie zgadzać w tym wszystkim. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńtak! jaki superowy powrót z mega fajnym odcinkiem! ;P super. i tak zastanawiam się, ten drugi raz to był jak Hermi zaszła w ciąże prawda? no bo Draco nie wiedział o co chodzi... hmmm policja może dojść od kogo Zo dzwoniła, prawda? no ale Draco nie wie że Zo jest córką Hermiony :) czekam!
OdpowiedzUsuńJeeezuuu ! Jesteś wreszcie !
OdpowiedzUsuńNawet sobie nie wyobrażasz jakie to było dla mnie ciężkie ! ;p ;D
Normalnie nie mogłam się doczekać !
Mam nadzieję że teraz będziesz dodawać notki częściej ;p
Pozdrawiam ;*
Dawaj nową notkę i to teraz bo umrzesz. Zakochałam się w twoim Malfoy'u. Długo cię nie było, nawet nie wiesz jak tęskniłam za tą historią. Pozdrowienia. :)
OdpowiedzUsuńPowiem tak... Znalazłam Cię dzisiaj i bardzo mi się tutaj u Ciebie podoba.
OdpowiedzUsuńMasz ładny, schludny szablon i wszystko jest uporządkowane, ale najważniejsze są historie. Z poprzedniej przeczytałam wybiórczo kilka rozdziałów, ale zamierzam ją przeczytać w całości. A ta, którą piszesz teraz jest naprawdę świetna. Piszesz wciągająco, nie robisz błędów i masz pomysły.
Nie sądziłam, że można w taki sposób przedstawić Dracona i podoba mi się, że pracują razem z Hermioną w miejscu całkiem innym, niż można by się spodziewać, bo to przecież porodówka.
Zapisałam się już na subskrypcję i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział! Pozdrawiam
Przeczytałam wszystko i normalnie się zakochałam w tym opowiadaniu. Jest świetne, a fabuła wspaniała. <3 Chciałam przeczytać pierwsze opowiadanie, ale jak widać poprawiasz je, więc poczekam, aż skończysz to robić, co mam nadzieję nie będzie zbyt długo trwać. ;) Biedna Hermiona martwi się o Zo, a ona nawet jej nie powiedziała gdzie jest. A Malfoy jak zwykle jest wspaniały. XD Ja się teraz nie rozpisuję i przechodzę do subskrybcji. ;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na nowy rozdział.