11 maja 2012

Najważniejszy obowiązek wobec dzieci to dać im szczęście (10)

Część dziesiąta

Kiedy zegar wskazywał godzinę szóstą trzydzieści, ciszę wypełnił dźwięk przekręcanego kluczyka w zamku. Wyczerpana Hermiona stanęła w drzwiach, ledwo wchodząc do środka. Swoje kroki od razu skierowała do salonu, a gdy już doń dotarła, prawie rzuciła się na kanapę. Westchnęła, szczelnie zamykając oczy.
Żeby zająć czymś swoje myśli, które nadal bezustannie błądziły wokół Zoey, parę dni temu poprosiła Paula, by co noc chodziła do pracy. Z początku pomysł wydawał jej się całkiem niezły, przynajmniej mogła zająć się czymś pożytecznym. Poza tym w co drugi dzień Draco bardzo skrupulatnie jej pomagał w niektórych czynnościach, dzięki czemu miała czas choć na chwilę odpoczynku. Wszystko, jak na złość, zaczęło się walić po porodzie Luny, ponieważ od dwóch dni Malfoy nie pojawił się w szpitalu, przez co jego obowiązki spadły teraz na jej głowę. Miała o połowę więcej pracy niż dotychczas, nie wspominając już o ciągle przybywających pacjentach i niebezpiecznie szybko rozrastających się stosach dokumentów do wypełnienia. Najgorszy aczkolwiek w tym wszystkim był całkowity brak kontaktu ze strony mężczyzny. Prawie wszyscy koledzy po fachu w przeróżny sposób próbowali jakoś się do niego dostać, lecz sowy ciągle wracały, kominek został zablokowany na hasło, nawet telefon zdawał się milczeć. Kompletny brak odzewu.
Hermiona w głębi serca naprawdę się o niego martwiła, tym bardziej że Paul powiedział, iż jeszcze nigdy nie było z nim takiego problemu.
W każdym razie teraz jej głowa była pełna obrazów nie tylko Zo, ale również i Draco.
Dziewczyna zerwała się z kanapy, po czym szybko poszła do kuchni. Chciała jak najgłębiej schować ciągle pojawiające się refleksje. Kiedy jednak otworzyła lodówkę i doleciał do niej zapach jedzenia, coś niebezpiecznie przekręciło się jej w żołądku. Zrobiło się jej niedobrze, chociaż w przeciągu dwunastu godzin nie zjadła nic a nic.
Przypomniało jej się nagle, jak Zo była mała i jak ta codziennie musiała wmuszać w nią chociażby najmniejsze ilości jedzenia...
Oczy Hermiony zaszkliły się niebezpiecznie. Czując, jak ponownie traci chęć i siłę do życia, powłócząc nogami, ruszyła w stronę komody. Otworzyła szafkę, po czym wyjęła z niej ogromne i ciężkie tomisko, które okazało się być albumem. Granger usiadła na podłodze i powoli zaczęła przeglądać poszczególne fotografie.
Na pierwszej z nich zobaczyła siebie, Harry’ego, i Lunę w wieku może dwudziestu lat. Dziewczyny zaśmiewały się z biednego Pottera, który miał na sobie całkowicie brudną szatę aurorską. Hermiona doskonale pamiętała tamten dzień, ponieważ wówczas jej przyjaciel miał zdawać jeden z najważniejszych egzaminów, ale Blaise – który akurat robił zdjęcie – rzucił w Harry’ego kupką błota, podobno na szczęście.
Granger dokładnie tydzień później dowiedziała się, że jest w ciąży.
            Hermiona zwinnym ruchem przewróciła stronę, a potem kolejną i jeszcze jedną. Tym razem zdjęcie zostało zrobione na ślubie jej przyjaciół tuż po złożeniu przysięgi. Dziewczyna była ich świadkową, ale nie wypełniała za dobrze swoich obowiązków, ponieważ jej ogromny brzuch jej na to nie pozwalał. Za niecały miesiąc miała rodzić.
Na następnej fotografii widziała malutką Zoey, dokładnie dzień po urodzeniu. Do tej pory pamiętała uczucia, jakie nieoczekiwanie ją zalały, kiedy po raz pierwszy zobaczyła swoją córkę. Miłość i pragnienie ochrony były tak silne, że czuła się, jakby miała za chwilę wybuchnąć.
            - Dosyć tego, do cholery! – warknęła nagle Hermiona i głośno zamknęła album. – Weź się w garść!
Szatynka natychmiast doskoczyła do telefonu, wybijając numer. Parę sekund trwało zanim nastąpił sygnał połączenia, a po nim usłyszała czyjś lekko zachrypnięty głos:
- Komisarz Johan Muller, słucham?
- Dzień dobry, z tej strony Hermiona Granger – przedstawiła się pewnym głosem, jednocześnie starając się uspokoić. – Chciałam się dowiedzieć...
- Ach, pani Granger – wotum policjanta brzmiało naprawdę przyjaźnie, lecz słychać w nim było nutkę zdziwienia. – W czym mogę pomóc?
Hermiona przez chwilę zastanawiała się, jak dobrać odpowiednie słowa.
- Chciałam się dowiedzieć, czy jest już cokolwiek pewne w sprawie mojej córki? Czy tamten mężczyzna został już sprawdzony? Mogłabym się dowiedzieć, kim on jest? I wiem, że wasze procedury na to nie pozwalają, ale niech pan postawi się na moim miejscu...
- Proszę pani, podobno już wszystko zostało wyjaśnione...
- Jak to? – zapytała dziewczyna, mrużąc oczy ze zdziwienia. – Wiecie już, gdzie jest Zoey?
- Pani... przyjaciel – zaczął trochę niepewnie – powiadomił nas wczoraj, żebyśmy zaprzestali poszukiwań, bo dziewczynka się znalazła. Cała i zdrowa.
Hermionę dosłownie wmurowało.
- Wszystko w porządku, panno Granger? – spytał po paru minutach głuchego milczenia komisarz, będąc całkowicie zdziwionym.
- Tak, tak – odrzekła natychmiastowo dziewczyna. – A kto pana o tym poinformował, jeżeli można wiedzieć?
- Niestety, nazwisko wyleciało mi z głowy, ale przy zgłoszeniu porwania pani towarzyszył. Taki czarnowłosy w okularach...
- Harry – przerywając w połowie wypowiedzi, dziewczyna prawie wywarczała imię swojego przyjaciela. – Mój przyjaciel jakoś nic mi nie wspomniał. Prawdopodobnie zapomniał o tym małym szczególe.
Komisarz odchrząknął, czując się lekko niezręcznie w tej sytuacji. Już miał zamiar się pożegnać, usprawiedliwiając się masą pracy, kiedy kobieta ponownie się odezwała:
- A może mówił panu, gdzie znalazł moją córkę?
- Niedokładnie – odrzekł z zamyśleniem. – Wspomniał coś tylko, że ojciec dziewczynki wziął ją z domu i zapomniał pani o tym powiedzieć.
Hermiona po raz pierwszy w życiu poczuła, że nadmiar informacji powoli wykańcza ją od środka. W tym momencie poczuła, jak się cała gotuje.
Draco o wszystkim wiedział. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jest ojcem Zoey, i postanowił to wykorzystać. A ona, głupia, żaliła mu się i płakała, i wierzyła w te jego cholerne zapewnienia, że dziewczynka się wreszcie znajdzie! Draco przez ten cały czas z niej nieubłaganie drwił... Najgorzej jednak zniosła fakt, że Harry również o wszystkim wiedział, ale nie raczył jej o niczym poinformować. Jej przyjaciel, przybrany brat i jedna z osób, którą kochała najbardziej na świecie, także się od niej odwrócił.
W tym momencie nie wiedziała, czy jest bardziej przepełniona nienawiścią, czy cierpieniem.
- Cóż za śmieszny zbieg okoliczności, prawda, pani Granger? – zapytał retorycznie komisarz, a w jego głosie dało się słyszeć udawany śmiech. Najwyraźniej chciał jakoś załagodzić nadchodzącą burzę.
- Niezwykle – wymówiła wyraźnie Hermiona przez zaciśnięte mocno zęby. – Przepraszam za zajęcie czasu i dobranoc.
Nie czekając nawet na odpowiedź, szybko się rozłączyła. Narzuciła na siebie płaszcz i wybiegła z domu, mocno trzaskając drzwiami.
W momencie kiedy się teleportowała, w jej oczach pojawiły się groźne błyskawice.

*

Blaise siedział teraz w biurze i pijąc czarną mocną kawę, ziewał raz po raz. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dzisiejszego poranka właśnie tak będzie się czuł. Mimo to nie żałował tych paru zarwanych godzin spędzonych z Michelle. Ostatnimi czasy obydwoje mieli straszny nawał pracy, więc jak wracali do domu, po prostu szli spać całkowicie wyczerpani. Powoli zaczynali się mijać i popadać w rutynę. Wreszcie jego żona nie wytrzymała i kiedy ten wczoraj szykował się do spania, stanęła przed nim zupełnie naga.
 Mężczyzna przez jakąś chwilę przypominał sobie co pikantniejsze nocne szczegóły. Z rozmyślań wybudziło go dopiero czyjeś głośne wtargnięcie do biura. Lekko nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w młodą kobietę.
- Hermiona? – zapytał zaskoczony, po czym uśmiechnął się szeroko. – Co tutaj robisz?
Dziewczyna w odpowiedzi rzuciła mu tylko lodowate spojrzenie. Swoje kroki natychmiast skierowała w stronę drzwi po prawej, za którymi znajdował się pokój szefa Biura Aurorów.
- Hermiono, ale... – próbował jakoś powstrzymać kobietę, ale nim zdążył cokolwiek dodać, dziewczyna już zniknęła w środku. Blaise tylko westchnął, wstając. Już chciał udać się za swoją przyjaciółką, kiedy ta raptownie stanęła tuż przed nim. Była wściekła.
- Gdzie on jest? – spytała spokojnym głosem, zupełnie nieadekwatnym do jej zachowania. – Gdzie jest Harry?
Zabini zmarszczył czoło, zastanawiając się nad czymś głęboko.
- Właśnie chciałem ci powiedzieć, że Harry wziął sobie wolne na parę dni – wyjaśnił powoli. – Po tym wszystkim co przeszedł, chciał pobyć sam z Luną i Jamesem – zamilkł na chwilę, po czym dodał: - Czy coś się stało? Zachowujesz się... dziwnie.
- Ależ skąd! – zaśmiała się histerycznie. – Zdaje ci się!
- Może usiądziesz, co? – zaproponował grzecznie Blaise, wskazując ręką na krzesło naprzeciwko. – Zrobić ci coś do picia? Kawy, herbaty? Może coś mocniejszego?
- Cholera, Blaise, w dupę sobie wsadź tę kawę! – wykrzyknęła głośno, ale mimo to z jękiem opadła na siedzenie. Przez chwilę milczała zaciekle, chcąc się uspokoić. Doskonale zdawała sobie sprawę, że zachowuje się jak kompletna wariatka, ale w tym momencie emocje całkowicie nad nią zapanowały.
Zabini w odpowiedzi wydał z siebie tylko cichy pomruk, lekko kiwając głową.
- Gdzie mieszka Draco? – zapytała wreszcie dziewczyna, a w jej oczach pojawiła się pewność siebie. Zrobi wszystko, by odzyskać córkę.
- Hermiono – zaczął niepewnie Zabini – nie wydaje mi się...
- Nie obchodzi mnie, co sobie myślisz! – warknęła. – Nie wiem jakim sposobem, ale Draco dowiedział się o Zo. Porwał ją, rozumiesz?! I dlatego podaj mi jego cholerny adres, bo chcę odzyskać moją córkę!
Blaise milczał zaciekle, nie mając pojęcia, co robić dalej.
- Ale przecież Draco nie porwał Zo... Ona sama do niego przyszła – dodał i zamyślił się na parę sekund. – W każdym razie tak mówiła.
- Co?! – krzyknęła już całkowicie zdenerwowana dziewczyna. – A więc ty też wiedziałeś, że ona jest u niego?! Dlaczego nic mi nie powiedziałeś, Blaise, co?! Od kiedy wiedziałeś? – zapytała, raptownie się uspokajając. W jej oczach pojawił się przeogromny smutek, rozczarowanie i niechęć.
- Spotkałem ją u niego jakieś parę dni po jej ucieczce – wyjaśnił, zdając sobie sprawę, że kłamstwem nic nie zdziała, a może jeszcze bardziej pogmatwać całą tą chorą sytuację. – I serio chciałem mu powiedzieć prawdę, ale nie mogłem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu widziałem go aż tak szczęśliwego. Nie chciałem tego niszczyć, tym bardziej że Draco naprawdę kocha Zo, przywiązał się do niej. Jak ostatnio byłem na Enfield...
Nagle zamilkł, przeklinając siebie w duchu, że za dużo powiedział. Z lekkim strachem obserwował, jak Hermiona niebezpiecznie mruży oczy.
- Enfield ile? – zapytała groźnie, lecz mężczyzna udawał, że nie usłyszał. – Enfield ile, Blaise?
Kiedy dziewczyna ponownie powtórzyła pytanie, brunet doskonale zdał sobie sprawę, że poległ. Przegrał z Gryfonką, ponieważ w tym momencie zaczął się jej trochę bać. Matka, która prawie straciła dziecko, była do wszystkiego zdolna. Teraz już to wiedział.
- Cztery – wyszeptał, wpatrując się w swoją przyjaciółkę. – Hermiono!
Gdy tylko zauważył, że ta robi obrót, by się teleportować, natychmiast się na nią rzucił. Nie zdążył nawet nic powiedzieć, ponieważ poczuł, jak traci powierzchnię pod stopami, a jego żołądek zaczyna niebezpiecznie wirować. Chwilę trwało, kiedy zorientował się, że stoi tuż przed domem Draco.
Jęknął głośno, po czym pobiegł za wściekłą kobietą.
Hermiona z rozmachem otworzyła drzwi, nie zwracając na nic uwagi. Teraz jej priorytetowym celem było odzyskanie Zoey i nie spocznie, póki z powrotem nie przytuli do siebie córki.
 Wpadła jak burza do holu, całkowicie ignorując krzyki Blaise’a. Zaczęła rozglądać się chaotycznie wokół, a przez jej głowę szybko przebiegła prawie niezauważalna myśl o tym, jak tutaj elegancko i dostojnie.
- Hermiono! – wykrzyknął wreszcie Zabini, próbując zwrócić na siebie uwagę przyjaciółki. – Proszę cię, chodźmy stąd. Wszystko ci dokładnie opowiem, słyszysz?
- Nie wyjdę stąd bez Zo.
Nagle tuż przed Granger prawie znikąd pojawił się kamerdyner. Kiwnął jej głową na powitanie, przyglądając się z ciekawością najpierw jej, a później Blaise’owi.
- Ach, pan Zabini – uśmiechnął się w stronę mężczyzny. – A to musi być panna Granger, dzień dobry. Pan Malfoy i panienka Zoey wiele o pani opowiadali.
Kobieta na samo wspomnienie Zo, wciągnęła głośno powietrze.
- Gdzie...
- Aktualnie pan Malfoy udał się z córką na zakupy – przerwał Hermionie, zdając sobie sprawę z tego, co ta chce powiedzieć. – Powinni wrócić za jakiś czas. W tej chwili jednak zapraszam do salonu. I czy mógłbym zaproponować coś do picia lub je...
Wtem drzwi ponownie się otworzyły, a w nich pojawił się szeroko uśmiechnięty Draco, który tłumaczył coś zawzięcie swojej córce, trzymając ją za rękę. Dziewczynka śmiała się głośno, a dźwięk ten starannie wypełnił całe pomieszczenie.
- Hubercie! – zaczęła Zoey. - Nie uwierzysz...
Zo raptownie zamilkła, zauważając swoją matkę. Stanęła jak wryta, a jej oczy przybrały kształt wielkich spodków. Z niedowierzaniem wpatrywała się w Hermionę, na której twarzy powoli zaczęły pojawiać się łzy. Zoey puściła dłoń ojca i trzymaną siatkę, która z lekkim brzdękiem spadła na posadzkę, po czym pobiegła prosto do swojej mamy. Rzuciła jej się w ramiona, mocno przytulając.
- Mamusiu! – pisnęła cichutko, łkając. Hermiona trzymała ją w żelaznym uścisku, nie dowierzając w przeogromne szczęście, które raptownie wypełniło jej całe ciało. Tuliła do siebie swoją ukochaną córeczkę. Nic się jej nie stało, była cała i zdrowa. – Och, mamo!
Pięć minut minęło, zanim panie na powrót się uspokoiły.
Hermiona wpatrywała się uważnie w córkę i odstawiając ją na ziemię, kucnęła. Odgarnęła jej włosy z czoła i ponownie przytuliła.
- Nigdy więcej mi tego nie rób – poprosiła Granger łamliwym głosem. – Proszę, obiecaj, że przenigdy więcej nigdzie nie pójdziesz bez mojej wiedzy.
- Przepraszam mamusiu i obiecuję.
- Kochanie – westchnęła kobieta, znowu przygarniając ją w swoje ramiona. – Tęskniłam za tobą.
- Ja też.
Granger uśmiechnęła się delikatnie przez łzy, całując córkę w czoło. Z westchnieniem wstała, mrugając zaciekle powiekami. Nadal mocno przyciskała Zoey do siebie, jakby bojąc się, że ta znowu jej ucieknie. Chociaż tym razem doskonale zdawała sobie sprawę, że po raz kolejny nie przeżyłaby takiej sytuacji.
Z posępnych, ale przepełnionych radością, myśli wyrwało ją czyjeś głośne chrząknięcie. Uniosła zatem głowę do góry, patrząc uważnie na twarz Draco, na której malowały się dziwne i nieznajome uczucia. Nie zastanawiała się jednak nad tym dłużej, ponieważ cała złość zdawała się raptownie powracać. Z większą siłą i mocą. Po chwili nawet poczuła, jak bezwiednie zaciska pięści i mruży oczy.
- Ty! – warknęła przez zaciśnięte zęby, podchodząc do Draco. – Czy ty wiesz...
- Mamo – przerwała jej Zo, stając pewnie przed swoim tatą i próbując zasłonić go własnym ciałem. – Tata naprawdę nic nie zrobił. To była moja wina, ja uciekłam. Możesz krzyczeć na mnie, ale nie na tatę, dobrze? Proszę cię, mamo!
Ku zdziwieniu wszystkich Hermiona zwróciła się w stronę Blaise’a.
- Czy mógłbyś zabrać stąd Zo? – zapytała, próbując być spokojną. Wiele siły kosztowało ją zadanie tego pytania, ponieważ nie chciała w tej chwili opuszczać córki. Właściwie jedyną rzeczą, o której marzyła, było teleportowanie się do domu i mocne przytulanie się do Zoey. – Muszę poważnie porozmawiać z Draco. Bez świadków.
Zabini zerknął kątem oka na swojego przyjaciela, który smętnie pokiwał głową. Westchnął więc i podszedł do Zoey, biorąc ją na ręce. Dziewczyna zaczęła mu się wyrywać, lecz jedno spojrzenie matki od razu ją uspokoiło.
- Będziemy u nas – powiedział brunet. – Michelle na pewno się ucieszy, że Zo się wreszcie znalazła.
Skierował się w stronę drzwi z Zoey na rękach. Dziewczynka rzuciła ostatnie spojrzenie ojcu, po czym uśmiechnęła się smutno.
- Do widzenia, tatusiu – pożegnała się ledwo słyszalnie. – Kocham cię.
Z podwórka dało się słyszeć głośny trzask, po którym zapanowała wręcz przygnębiająca cisza. Draco przez chwilę nie wierzył w to, co się stało. Pozwolił odejść swojej córce, nawet się z nią nie żegnając. Gorycz, która prędko opętała jego ciało, była niezwykle bolesna.
Podniósł głowę do góry, wpatrując się prosto w brązowe tęczówki Hermiony, które zdawały się emanować nienawiścią. W całym swoim życiu nie doświadczył od nikogo aż tak silnego uczucia wrogości i pogardy. Chociaż fakt, że była to akurat Granger, potęgował jego przygnębienie.
Hubert wycofał się do salonu, zamykając szczelnie drzwi.
I zrobił to w doskonałym momencie, ponieważ parę sekund Hermiona doskoczyła do Draco, okładając go mocno pięściami w tors. Mężczyzna był tak zaskoczony, że nawet nie zaczął się bronić.
- Ty cholerny idioto, kretynie! – krzyczała, a przez aż nadmierne rozemocjonowanie z jej oczu ponownie poleciały łzy. – Nie oddam ci jej, słyszysz? Nie oddam! Zoey jest moja! Nie wiem, jak dowiedziałeś się, że jesteś ojcem, bo nikt oprócz Luny i Harry’ego o tym nie wiedział, a oni na pewno nic by ci nie powiedzieli! I nie mam pojęcia, co...
- Uspokój się!
Draco powoli zaczął jak najbardziej odwzajemniać jej uczucia w stosunku do niego.
- A dlaczego ty mi nie powiedziałaś, że jestem ojcem, co?! Nie uważasz, że wypadałoby poinformować mnie o tym szczególe?! I nie chcę ci jej odbierać! Chcę być po prostu jej ojcem!
- Nie pozwolę ci na to! – przerwała mu, kiedy ten ponownie otwierał buzię, by coś wykrzyczeć.
- Dlaczego?!
- Bo nie możesz! Nie, nie i jeszcze raz nie!
- Do kurwy nędzy, kobieto, czy ty nie rozumiesz, że ją kocham! – krzyknął rozwścieczony, mocno chwytając ją za ramiona. Hermiona syknęła cicho, ale dalej groźnie wpatrywała się w jego twarz. – Chcę być częścią jej życia! Patrzeć, jak rośnie i jak poznaje świat! Tym bardziej że przez pieprzone osiem lat nie było mi to dane, przez ciebie! Dlatego nie masz w ogóle prawa mi tego zabraniać! Ona jest moja tak samo jak twoja! Rozumiesz mnie?!
Tym razem role się zmieniły; Draco mocno popchnął ją na ścianę, stając tuż przed nią. Wokół nich zapanowała cisza, a jedynymi odgłosami, które z siebie wydawali, były spazmatyczne oddechy. Malfoy, próbując się opanować, oparł rękę o ścianę i położył na niej głowę, przez co stał teraz niebezpiecznie blisko kobiety. Z nieodgadnionym wyrazem wpatrywał się w jej zaczerwienioną od krzyku twarz i zapuchnięte od płaczu oczy. Mimo to wyglądała naprawdę zjawiskowo, a przyciemnione światło padające z salonu tylko potęgowało ten efekt.
Hermiona również przyglądała się mu w skupieniu. Doskonale widziała każdą rysę jego twarzy i kropelki potu, które spływały z czoła. Otworzyła buzię, chcąc coś powiedzieć, ale po prostu zabrakło jej słów.
- Naprawdę ją kocham – powtórzył Draco, lecz tym razem zrobił to cicho i spokojnie. – I odkąd znam prawdę, nie wyobrażam sobie życia bez Z. Błagam, nie zabieraj mi jej znowu. Niech mieszka u ciebie, niech będzie jak dawniej, ale przynajmniej pozwalaj jej do mnie co jakiś czas przychodzić.
Kobieta nie mogła uwierzyć w słowa blondyna. Zdawały się za piękne, by były prawdziwe. Musiała przyznać, że od kiedy tylko Zoey przyszła na świat, wiele tysięcy razy wyobrażała sobie tę rozmowę, jednak żaden jej scenariusz nie przewidywał tego, że Draco pokocha ich córkę. Jedyną rzeczą, która do tej pory się zgadzała, były krzyki. Oraz ta minimalna odległość, która ich dzieliła, ale to były raczej jej fantazje.
- Hermiono?
Jego słowa dotarły do niej jakby z oddali. W tym momencie bardziej skupiała się nad zapachem jego perfum i bliskością ciała, od którego wręcz promieniowało gorąco. Sprawiło to powrót obrazów z przeszłości, kiedy to ci znajdowali się w prawie identycznych sytuacjach, których było aż tak wiele. Mimo wszystko pamiętała je wyraźnie, tak jakby od nich miało zależeć jej życie.
Nagle na powrót stała się nastolatką, w której ciele chaotycznie zaczynały buzować hormony i której priorytetem było upojne spędzenie nocy.
I jakby na zawołanie, przy swoich ustach poczuła ruch, a później coś się na nich znalazło. Wciągnęła głośno powietrze, zdając sobie sprawę, że były to wargi Malfoya. Przez chwilę trwała w bezruchu, smakując jego oddechu. Wreszcie się poddała ciągle napływającemu pożądaniu i z zachłannością zaczęła go całować. Robiła to z siłą i mocą, jakby tylko w taki sposób mogła wyładować wszelkie emocje, najzwyczajniej w świecie się ich pozbyć. Draco najwyraźniej był tego samego zdania, bo z równie wielkim oddaniem oddawał pieszczotę. W tym momencie Hermiona pragnęła poczuć wyłącznie bliskość jego ciała. Wobec tego zarzuciła mu ręce na szyję i mocno do siebie przycisnęła, sprawiając, że Draco wydał z siebie cichy jęk.
Mężczyzna bez uprzedzenia wtargnął językiem do środka jej buzi, pragnąc wzbudzić w sobie coraz więcej doznań. Przyszpilił ją pewnie do ściany, a rękami zaczął błądzić po ciele Hermiony, która miała na sobie stanowczo za dużo warstw. Jego dłonie bezzwłocznie powędrowały pod bordowy sweter. Musieli przerwać na moment ten szaleńczy pocałunek, ponieważ trzeba było ściągnąć zdecydowanie niepotrzebną odzież. Kiedy ubranie wylądowało na podłodze, ponownie rozpoczęli swój taniec.
Hermiona zdawała unosić się w powietrzu. Już od paru lat nie czuła się aż tak bezpiecznie i wspaniale. Prawie zapomniała, jakie to uczucie trwać w ramionach mężczyzny i być przez niego pieszczoną.
Nagle poczuła, jak Draco przycisnął dłonie do jej piersi, a pocałunkami zjechał niżej, na szyję. Wzięła parę głębszych oddechów, zdając się powoli acz skutecznie budzić z transu. Pomrugała stanowczo oczami, uświadamiając sobie, że wszystko zabrnęło zdecydowanie za daleko.
- Nie! – wykrzyknęła cicho, pewnie odpychając od siebie całkowicie zdezorientowanego blondyna. – Nie zrobisz mi tego znowu!
Hermiona patrzyła prosto w pociemniałe od pożądania tęczówki Malfoya, który zdawał się w ogóle nie kontaktować. Mimo że szary wzrok zdawał się być skupiony, wyraz jego twarzy zdecydowanie dawał do myślenia.
Aczkolwiek na przekór swoim słowom, ponownie podeszła do blondyna, całując go delikatnie. Chciała się po prostu pożegnać, po raz ostatni poczuć na sobie te jego wspaniałe wargi, zapamiętać ich słodko-kwaśny smak.
Kiedy Draco znów zaczął niebezpiecznie zagłębiać się w pocałunku, ta znów szybko się od niego oderwała. Powoli traciła kontrolę nad swoim ciałem, toteż musiała jak najszybciej się stąd wynieść. Nie mogła ponownie wkroczyć do tej samej rzeki. Nie po raz trzeci, ponieważ teraz na pewno by się w niej całkiem utopiła.
Granger natychmiast podniosła sweter z podłogi i zwinnie zarzuciła go przez głowę.
Wybiegła z holu, rzucając przewlekłe spojrzenie Malfoyowi, teleportując się prawie od razu.
Draco za to z niedowierzaniem wpatrywał się w drzwi, które pozostały szeroko otwarte, czując, jak chaos ogarnia jego myśli. Tak jak jeszcze większe podniecenie, kiedy wyobraził sobie wyraz twarzy Hermiony, kiedy na początku musnął jej usta własnymi.
Z jękiem i prawie w biegu udał się na górę do łazienki prosto pod zimny prysznic.

10 komentarzy:

  1. do 11 części bo na onecie nie mogę skomentować : rewelacja! ale że Draco poszedł z Harrym to obgadać? szok!:D ach i gdyby usłyszał całość, a nie tylko kawałek z rozmowy Zo z Hermioną... ach czekam :D Esp

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem Cię, Onet jest ostatnio bardzo zdradliwy. A co do reszty, no cóż, a do kogo miał iść po radę? Draco jest już bardzo zagubiony w swojej sytuacji. To się nazywa zrządzenie losu. ;)
      Dzięki!

      Usuń
  2. O ja ! Ona uciekła tak po prostu ! Kurdę.. a ten opis jej wściekłości ? Po prostu coś boskiego ! No i wreszcie się wyjaśniło ;)
    Już nie mogę się doczekać kolejnego ich spotkania ;P
    Matko ! Nie mogę ! Po prostu kocham ten rozdział ! ;) I Ciebie za niego !
    No coś zajebistego ! ;)
    Czekam na kolejny rozdział :) Mam nadzieję że będzie szybko ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystko ładnie i ślicznie. Hermiona w końcu wie, że Zo jest dobrze, znalazła ją i zabrała do domu. Draco ma szanse być jej ojcem. Ale końcówki się nie spodziewałam, że się będą całować, a jak już to robili to zaskoczyłaś mnie nagłą ucieczką kobiety.
    Czekam na następną, już ostatnią(?) notkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. myślałam że ona go rozniesie i poszarpie na strzępy! :) taka była zła, a jeszcze jak Bliase się wygadał he he he dobrze , że Harryego nie było w biurze bo też biedak by oberwał :D o ja, w końcu Herm odzyskała Zo. Tylko co teraz??? pozwoli Draco na kontakty z nią? w sumie Zo już dużo wie i rozumie i jak uciekła raz to może i drugi :D czekam! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. W końcu nadrobiiłam wszystko. O matko. Po prostu wspaniałe ! Brak mi normalnie słów. Zoey , cóż, postąpiła lekkomyślnie , ale mimo wszystko dzięki temu Draco pokochał ją , no i dowiedział się, że ma córkę. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co czuła Hermiona, było jej na pewno bardzo źle. Każde zdanie, słowo zostało opisane bardzo dobrze, tak, że się to wszystko czuło, dzięki czemu przenosiło się do innego świata i .. Po prostu piękne, a ten rozdział, jak już wspominałam, jest cudowny. A ta ostatnia scena, po prostu, aż się rozpływam. Z utęsknieniem czekam na nowy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kobieto nie wiem jak to robisz ale mogłabym czytać, czytać i tak bez końca. Uwielbiam to jak piszesz. No to się wydało. Biedny Pottuś jak go Granger dorwie. Ciekawe co teraz postanowi w sprawie ojcostwa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak czekałam na 10 kwietnia dzisiaj już 11 a rozdziału nie ma ;(((

    OdpowiedzUsuń
  8. tez czekałam :(:(:(:(
    opowiaanie boskie bez dwóch zdań

    OdpowiedzUsuń
  9. Zauroczyłaś mnie swoim stylem pisania :) Każdy kolejny rozdział był fragmentem niesamowitego opowiadania... W sumie nie zdziwił mnie fakt, iż Hermiona odeszła od Draco po tym jak ją pocałował. Tak na marginesie to świetnie opisałaś ich pocałunek... Był po prostu cudowny! ;) Myślę, że to nie koniec Granger i Malfoya xD Jeśli nie masz nic przeciwko to będę tu wpadać częściej no i... czekam na kolejny rozdział. Mam cichą nadzieję, że dodasz go jak najszybciej ;)

    OdpowiedzUsuń