ROZDZIAŁ DRUGI
PART I
Część pierwsza
- A znasz jakąś inną osobę, która wygląda tak samo jak ja?
Dziewczyna popatrzyła na niego, unosząc brwi ku górze. Draco mógłby przysiąc, że w jej oczach pojawiły się wesołe ogniki, a kąciki ust lekko zadrgały.
- Nie.
- To po co się głupio pytasz? – zakpiła, parskając głośno śmiechem.
Malfoy, będąc lekko skonfundowanym jej widokiem i zachowaniem, gestem ręki wskazał kanapę. Dziewczyna kiwnęła głową w podziękowaniu i delikatnie usiadła, obiecująco zakładając nogę na nogę. Draco zajął miejsce obok, nie spuszczając z niej zaciekawionego spojrzenia.
- Napijesz się czegoś? – zaproponował uprzejmie. W końcu, jakby nie było, jest gospodarzem, a dobre wychowanie nakazuje chociażby zapytać - nieważne, że szlamy. Etykieta to etykieta.
Hermiona jednak pokręciła przecząco głową.
- Słuchaj, Malfoy – rozpoczęła pewnie, lecz blondynowi nie umknął fakt, że dziwnie nerwowo zaczęła bawić się skrawkiem rękawa. – Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie przepadamy za sobą i pewnie gdybyśmy tylko mieli okazje, nie zwlekając, posłalibyśmy siebie w cholerę do piekła, ale muszę prosić cię o pomoc. A właściwie to o przysługę – sprecyzowała, po czym dodała, widząc jego minę: - Nie za darmo, oczywiście.
Draco przez chwilę milczał, zastanawiając się nad słowami dziewczyny. Faktycznie, musi mieć dość ważny problem, skoro zgodziła się przyjść akurat do mnie. Ale jaki?, pomyślał, będąc coraz bardziej zainteresowanym propozycją Granger.
- Powiedzmy, naturalnie czysto teoretycznie, że się zgodzę – zaczął. – Co wtedy dokładnie będę miał z tej nieocenionej i koleżeńskiej przysługi?
- Koleżeńskiej? – powtórzyła, a kąciki ust dziewczyny znów zadrgały. Szybko się zreflektowała, ponownie przyjmując na twarz maskę obojętnej profesjonalistki.
- Jak zwał, tak zwał – odparł Draco i wygodnie rozsiadł się na kanapie.
Kobieta przez chwilę milczała, wpatrując się w bliżej nieokreślony punkt na ścianie. Westchnęła, przenosząc wzrok prosto na Malfoya.
- Dobrze wiesz, że jestem podsekretarzem dyrektora Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów, więc zarabiam dość sporo – oznajmiła swobodnym tonem, spoglądając znacząco w stronę mężczyzny, który tylko uśmiechnął się wyniośle. – Mogę szepnąć komuś słówko na temat twojego dobrego, obywatelskiego wręcz sprawowania. A nuż dostaniesz z powrotem, może nie całość, ale większość funduszy należących do Malfoyów przed wojną. Tym bardziej kiedy Harry Potter się za tobą wstawi – zakończyła swobodnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
Draco patrzył prosto przed siebie, lecz zdawało się, że tak naprawdę nic nie widział, nic do niego nie docierało.
- Aha – chrząknęła Hermiona – może jeszcze wspomnę Ginny, która, przypomnę ci, pracuje w Służbach Administracyjnych Wizengamotu na dość wysokim stanowisku, coś na temat zmniejszenia kary u twojego ojca.
- Ale on ma dożywocie w Azkabanie! – wykrzyknął Draco, nie panując nad emocjami. – Zresztą jest już stary, więc nawet jakby dali mu dwadzieścia pięć lat, to i tak by umarł ze starości – prychnął, ale nie mógł pozbyć się iskierki nadziei.
- Ale zawsze może, przypuśćmy, co pół roku wracać do domu na chociażby dwa tygodnie.
Tego było za wiele. Blondyn nie miał zamiaru słuchać dalej tych wszystkich bredni wyssanych prosto z palca. Jeszcze tego brakowało, by zaczął snuć marzenia, które całkowicie mogłyby go zniszczyć. Tym bardziej że rzeczywistość wcale nie malowała się aż tak kolorowo.
Machnął ręką, przerywając Granger, która rzuciła mu zdziwione spojrzenie.
- I ty niby umiesz tego dokonać? – zakpił, ale raptownie zamilknął, widząc jej oburzoną minę.
- Oczywiście! – zaperzyła się gwałtownie. – Prawdę powiedziawszy, w trzech czwartych już wszystko jest gotowe. Wystarczy jeszcze podpis z twojej strony, że przyjąłbyś ojca pod dach w czasie tych jego „dni wolnych”, oraz zatwierdzenie umowy, która gwarantowałaby ci odzyskanie funduszy. Własne pieniądze, naturalnie, przeleję ci od razu do Banku Gringotta. Musisz tylko obiecać mi pomoc.
Draco zastanowił się na krótki moment.
- W takim razie na czym by ta moja pomoc polegała?
- Potrzebuję zaklęcia – zaczęła, biorąc głęboki wdech – które prawdopodobnie może podchodzić lekko pod czarną magię.
Dracona po prostu wbiło w siedzenie.
- Ty chcesz czarnomagiczne zaklęcie? Ty? Hermiona Granger, Gryfonka z zamiłowania i urodzenia? – pytał zaszokowany, otwierając szerzej oczy ze zdziwienia.
- Wspominałam ci o tym w liście – oznajmiła profesjonalnie poważnym tonem.
Cóż, faktycznie tak było, więc był na to w pewnym sensie przygotowany, ale wtedy nie wiedział, kim jest nadawca. Zresztą, przeczytać słowa, a usłyszeć je z ust Granger to zasadnicza różnica.
- A skąd pewność, że ja je znam?
- Malfoy – uśmiechnęła się, ku jego zdziwieniu – nie każę ci znać tego zaklęcia. Mieszkasz przecież w Malfoy Manor, w którym, o ile mi wiadomo, znajduje się ogromna biblioteka. Poza tym twoim ojcem jest Lucjusz Malfoy, który na pewno posiadał tego typu księgi, do których pewnie nieraz zajrzałeś, nie mylę się?
- Tylko z ciekawości – sprostował, unosząc ręce do góry. Hermiona zaśmiała się dźwięcznie, nie mogąc się powstrzymać. – Zresztą masz rację, ale jesteś pewna, że w ogóle chcesz użyć takiego zaklęcia?
- Jeżeli nie będę miała wyjścia – odpowiedziała, lekko posępniejąc. – Chociaż przyznam, że wolałabym znaleźć jakieś inne, które miałoby podobne właściwości, ale byłoby dalekie od tej dziedziny.
Westchnęła, opierając ręce na kolanach.
- Coś się znajdzie.
Draco uśmiechnął się pokrzepiająco, sprawiając, że brunetka rzuciła mu spojrzenie pełne radości i ulgi.
- A więc się zgadzasz.
Draco zamyślił się na krótki moment, by po chwili wyciągnąć rękę w jej stronę.
- Chcę mieć to wszystko ma piśmie, Granger – powiedział, kiedy tylko Hermiona uścisnęła mu dłoń. – Czego dokładnie ma dotyczyć to zaklęcie? Jeżeli mi mniej-więcej powiesz, to, zaręczam, nie będziemy musieli zaglądać do połowy ksiąg.
- My? – powtórzyła zdziwiona, marszcząc czoło.
- Oczywiście! – zaperzył się, by po chwili dodać z uśmiechem: - Wolę patrzeć ci na ręce, jeszcze zwiniesz jakiś wielowiekowy dokument.
Hermiona prychnęła w odpowiedzi.
- Powtarzam, potrzebuję tylko jednego zaklęcia.
- Które może się nie znaleźć. Poza tym musi być ono dość ważne – zaczął – skoro dajesz mi za nie aż tyle w zamian.
- Powiedz szczerze – spojrzała na niego znacząco – że po prostu chcesz wiedzieć, o jaki dokładnie czar mi chodzi, prawda?
Draco uśmiechnął się niewinnie.
- Chodź – powiedział, zmieniając temat. Hermionie zadrgały kąciki ust, ale posłusznie wstała i ruszyła w kierunku wskazanym przez chłopaka. Szli przez parę długich korytarzy, dzięki czemu kobieta mogła do woli podziwiać piękno tego miejsca. A trzeba było przyznać, że zdecydowanie było na co popatrzeć.
Kiedy jednak dotarli do biblioteki, nie potrafiła dalej utrzymać na twarzy maski obojętności. Granger stanęła w wejściu w głębokim szoku, z niedowierzaniem i z szeroko otwartymi oczami.
Z transu wybudziło ją chrząknięcie, w którym dało się usłyszeć nutki rozbawienia.
- Może, mimo wszystko, powiesz mi, co pragniesz znaleźć? Tak ogólnikowo, czego powinno dotyczyć to zaklęcie.
Draco wpatrywał się w Hermionę, by po chwili przenieść wzrok na duży zegar wiszący na przeciwległej ścianie.
Cholera, zaklął w myślach. Jestem spóźniony!
Na szczęście brunetka nie przedłużała, jakby zdając sobie sprawę, że Malfoy ma także inne zajęcia.
- Coś a la odkupienie za grzechy.
- Bawisz się w rozgrzeszenie? – zaśmiał się, sprawiając, że dziewczyna lekko się zarumieniła.
- Chodzi o karmę – sprecyzowała. – Wszystkie nasze czyny do nas wracają.
Blondyn przez chwilę błądził myślami, pocierając lekko kark. Coś podobnego przydałoby się Zayedowi, zadrwił, ale szybko oprzytomniał, ponieważ zegar wybił już godzinę dwudziestą pierwszą.
- To będzie, tak mi się wydaje, ten cały, długi regał na samym końcu pomieszczenia. Jakieś paręset ksiąg – dopowiedział wrednie, ale słysząc cichy jęk wydobywający się z gardła Granger, parsknął śmiechem. – Ty możesz już zacząć szukać, a ja pomogę ci, jak tylko wrócę nad ranem.
- Nad ranem? – powtórzyła Hermiona, unosząc brwi ku górze. – To jakaś propozycja, Malfoy?
W odpowiedzi Draco uśmiechnął się szelmowsko.
- Jeżeli będziesz czegoś potrzebować, zawołaj Potworka. Jednego ze skrzatów domowych – dodał, widząc jej minę. – Do zobaczenia.
I wyszedł, zostawiając ją samą. W biegu przemierzał korytarze, a będąc już przy wyjściu, szybko złapał płaszcz, który natychmiast na siebie zarzucił.
Pięć minut później słychać było tylko trzask deportacji, dochodzący z zewnątrz.
Część druga
Wokół panowała wszechogarniająca ciemność i niezwykle przytłaczająca cisza, której każdy w życiu próbuje uniknąć.
Dopóki pewien brunet się nie aportował.
Dymitr o tysiąckroć bardziej wolał trwać w głuchocie, niż słyszeć te przerażające krzyki bólu, jęki rozpaczy i ten przerażający krew w żyłach tubalny śmiech, który skądś już znał.
Malfoy znajdował się dokładnie w miejscu, o którym była mowa w karteczce, jaką porywacz zostawił w pustej gablotce po naszyjniku. Siedem wyrazów: Arabia Saudyjska. Morze Czerwone. Dżudda. Jaskinia. Jeden. Pomimo oddzielnego, błahego znaczenia, razem stanowiły jedność – brzmiały wręcz dramatycznie i każdy, kto by je przeczytał, zaraz zacząłby się zastanawiać nad podobieństwami oraz różnicami. Próbowałby dążyć do rozwiązania łamigłówki, zagadki mającej jakieś drugie dno.
Draco musiał przyznać, że rad był, iż zdecydował się na tę wyprawę w ciele Dymitra. Gdyby kogoś teraz spotkał, na pewno nie zostałby rozpoznany – wszak Draco Malfoy jest dość znaną osobistością.
Morozow szybko próbował przeprawić się przez jaskinię. Złodziej na pewno musiał gdzieś tutaj zostawić kolejną wskazówkę. W końcu sam, będąc na miejscu poszukiwanego, stuprocentowo zrobiłby identycznie. Wzrokiem szukał białej kartki, mając nadzieję, że nie zdmuchnął jej wiatr, wiejący od wejścia, od strony morza. W zasadzie im bardziej wchodził w głąb jaskini, tym było cieplej, mimo to wolał całość dokładnie sprawdzić. W jego naturze nie leżało lenistwo ani szybkie i przedwczesne poddanie się. Wręcz przeciwnie, bo należąc do rodziny Malfoyów, zawsze walczył aż do samego końca i nigdy nie potrafił pogodzić się z porażką.
Niemniej, te straszne odgłosy ciągle było słychać. Draco mógłby nawet przysiąc, że im dłużej tutaj przebywał, tym stawały się głośniejsze i bardziej śmiałe. W pewnym momencie czuł się, jakby to on kogoś gwałcił. Owszem, w swoim życiu dopuścił się wielu zbrodni, ale do takiego uczynku nigdy by się nie posunął. Miał swój honor. Poza tym uważał gwałt za coś obrzydliwego. O wiele lepiej było współżyć z chętnymi kobietami, niźli je do tego zmuszać.
- Kurwa – przekleństwo wydobyło się z ust Dymitra, nim zdążył je zatrzymać. Dotarł właśnie do końca jaskini, nie znalazłszy ani jednego śladu, który złodziej mógłby pozostawić Zayedowi. Nie zamierzał się jednak cofnąć. Nie mógł spaprać roboty, tym bardziej że od niej zależała jego przyszłość!
I wreszcie, jakby na zawołanie, w świetle różdżki dostrzegł znikomy ruch. Poświecił w tamtym kierunku, a gdy jego oczom ukazał się skrawek białego pergaminu, uśmiechnął się dumnie. Szybko schował wycinek do kieszeni, zanim zdążył dalej odfrunąć. Zamierzał przeczytać jego treść później, więc teleportował się, jak tylko najszybciej potrafił. Za parę chwil głos mężczyzny wrzeszczałby w największym akcie spełnienia.
Część trzecia
Kiedy Draco po raz kolejny w ciągu dwóch dni przekroczył próg zamku Zayeda, poczuł się strasznie nieswojo. Oczywiście, wcześniej także nie przychodził tutaj z ochotą i radością, ale teraz gdy dowiedział się co nieco o przeszłości Araba, jedyną rzeczą, o której marzył, było wzięcie nóg za pas. Czuł, że jak tylko stanie przed Al Nahyanem, nie będzie potrafił spojrzeć mu w oczy jak dawniej. Z kpiną i wywyższeniem.
Na plecach przeszły mu ciarki.
Malfoy w głębi duszy musiał przyznać, że mniej-więcej domyślał się, o co chodziło złodziejowi z kradzieżą tego naszyjnika. Wyczuwał, że maczała w tym palce kobieta, która na pewno kiedyś została w jakiś sposób boleśnie zraniona przez Zayeda. I prawdopodobnie nawet wiedział, jaki to był sposób. Poza tym gdyby złodziejem był mężczyzna, to na sto procent nie ukradłby niczego z biżuterii, tylko raczej skupiłby się na złocie – miało ono i większą wartość, i przydałoby się do różnych celów, a nie wyłącznie noszenia na szyi bądź trzymania w gablocie. W każdym razie chodziło o zemstę. Słodką, cudownie radującą zemstę. Przez głowę Draco przemknęła myśl, że z chęcią by pomógł złodziejowi odpłacić się temu cholernemu Zayedowi. Och, na pewno by pomógł...
Kiedy Dymitr wszedł do gabinetu szejka, zauważył go siedzącego na bogato zdobionym fotelu. Zayed wypełniał jakieś dokumenty i akta. Nie umknął Draco fakt, że robił to w całkowitym skupieniu.
Malfoy chrząknął, zwracając na siebie uwagę Al Nahyana. Przejechał dłonią po głowie, mierzwiąc przy okazji czarne włosy. Ostatnio, niewiadomo dlaczego, miał serdecznie dość swojego drugiego wcielenia.
- No, no, no – zaśpiewał Zayed, oblizując spierzchnięte usta, na widok czego Draco skrzywił się bezwiednie – kogo my tutaj mamy? Draco Malfoy we... w innej osobie – zakończył, śmiejąc się ze swojego głupiego żartu.
Draco nie podzielał jego radości. W tej chwili marzył jedynie o szybkim ustaleniu tego, co było mu potrzebne do dalszego szukania złodzieja, i odejścia z dala od tego miejsca i od Araba.
- Czemu zawdzięczam tę wizytę? – spytał ponownie szejk. – Bo mniemam, iż musi być to coś ważnego, skoro raczysz mnie swoją obecnością o tej porze. Inaczej musiałbym cię zabić – znów się roześmiał, a jego tubalny głos słychać było na pewno jeszcze parę mil dalej.
- A więc – zaczął Draco – byłem w tej jaskini i znalazłem tam kolejną karteczkę. Oczywiście, nie przychodziłbym tutaj, gdybym wiedział, gdzie jest kolejne z wymienionych miejsc. Znów musisz mnie nakierować.
Malfoy zwinnym ruchem wyjął z kieszeni spodni biały pogięty pergamin i szybko podał go szejkowi. Zayed zmarszczył brwi podczas czytania kolejnych siedmiu wyrazów: Arabia Saudyjska. Tabuk. Obrzeża. Stara stodoła. Dwa. W momencie gdy Al Nahyan rozmyślał głęboko, Draco usiadł naprzeciwko niego i z zainteresowaniem przyglądał się, jak zmienia mu się mimika twarzy: od zadowolonej, przez zaskoczoną, kończąc na rozwścieczonej. Cała paleta emocji.
A po chwili prawie wybuchnął ze złości, krzycząc:
- Skąd on wie o...
- O?
- O niczym – przerwał Zayed, patrząc z ukosa na Malfoya. – Ciekawość nie należy do twoich obowiązków, pamiętaj o tym.
- Grozisz mi? – zapytał Draco, unosząc brwi ku górze. Nie otrzymał jednak odpowiedzi. Za to moment później został uraczony prawie pięciominutowym monologiem na temat tego, gdzie dokładnie znajduje się owa stodoła. Słuchał uważnie, nie chcąc, by tamten musiał się powtarzać. Na dzisiaj – i na całe życie – wystarczyło Draco słuchania tego obrzydliwego barytonu. Mimo to przeczuwał, że jeszcze przynajmniej w paru miejscach wymienionych na karteczkach złodzieja, będzie musiał się do tego przemóc.
Na razie jednak prędkim krokiem opuszczał to miejsce, nadal słysząc w myślach ostatnie słowa szejka:
- Nastąpiła mała zmiana planów. Oprócz naszyjnika przyprowadzisz mi jeszcze tego gnoja. Chcę zamienić sobie z nim parę słów na osobności. Niekoniecznie w pokojowych warunkach.
Część czwarta
Draco, zanim dotknął nogami ziemi przy teleportacji, przeczuwał, że w tej „starej stodole” znajdzie coś, co wyryje się w jego pamięci na zawsze. Na potwierdzenie myśli wystarczył mu tylko szybki rzut okiem na wejście, które było prześlicznie udekorowane. Z zaskoczeniem przyglądał się białym balonom, kokardom i innym śmieciom, które razem dawały naprawdę imponujący efekt.
Tak właśnie powinno wyglądać przystrojone miejsce na wesele.
Zwinnym ruchem wyciągnął z kieszeni różdżkę i bacznie rozglądając się wokół, ruszył naprzód. Szedł powoli, nasłuchując. Oczywiście, że nie bał się spotkać tutaj kogoś obcego – w końcu znajdował się na odludziu – lecz z chorym wręcz pragnieniem chciał dopaść tego złodzieja i być nareszcie wolnym.
Kiedy wszedł do środka, jego oczom ukazała się ogromna sala balowa, w której w centrum znajdował się parkiet, a wokół niego zostały porozstawiane długie stoły pokryte w całości jedzeniem. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby jedzenie aż tak bardzo nie śmierdziało. Draco podszedł parę kroków bliżej, lecz raptem odwrócił głowę, zatykając sobie usta z obrzydzenia. W potrawach zalęgło się pełno białych larw, które – jakby specjalnie – kolorystycznie chciały się dopasować do przyozdobionego wnętrza.
Nagle gdzieś w prawym kącie z tyłu stodoły usłyszał brzdęk rozbijanego szkła. Szepnął coś cicho do siebie. Z jego różdżki wydobył się promień oświetlający mrok, dając Malfoyowi wyraźny widok przed sobą i znikome poczucie bezpieczeństwa. Natychmiast puścił się biegiem w tamtą stronę. Przez martwą ciszę odgłosy jego butów stawały się brzmieć sto razy głośniej niż powinny. Gdy dotarł do miejsca hałasu, nie zauważył nikogo. Najwyraźniej złodziej musiał gdzieś uciec. Draco przeklął w myślach, widząc odłamki porcelanowego talerza na ziemi. Uniósł głowę do góry, rozglądając się przy okazji – musiał jak najszybciej znaleźć kolejną karteczkę.
Wtem zauważył małe, drewniane drzwi.
Westchnął, poprawił czarne włosy i ruszył ku nim, zastanawiając się, co znajduje się po drugiej stronie. Do środka wszedł powoli i najciszej jak się tylko dało, lecz po obejrzeniu zawartości małego pomieszczenia, coś przekręciło mu się w żołądku. Całe ściany były pomazane już zaschniętą, ludzką krwią, nawet okna, przez co świecący księżyc jeszcze bardziej eksponował te plamy. Mimo to największą uwagę zwracała suknia ślubna leżąca po lewej stronie pokoju. I byłaby na pewno piękna, gdyby znów nie ta okropna czerwona ciecz i lekko zielonkawa barwa. Niestety, Draco musiał przemóc obrzydzenie i ją przerzucić w inny kąt, ponieważ wystawał spod niej skrawek pergaminu. Po paru głębszych oddechach, odepchnął gdzieś dalej kawałek materiału, a kartkę szybko schował do kieszeni spodni.
Odwrócił się, z zamiarem wydostania się z tej obrzydliwej stodoły, lecz poczuł na karku silny powiew wiatru. Ze złym przeczuciem przekręcił lekko głowę i… zamarł.
Zaczął po chwili wytykać swoją głupotę, wpatrując się w latającą, gnijącą suknię ślubną. Nie przewidział, że by najmniejszym dotyku będzie ona próbowała opleść jego twarz. Draco wydał z siebie cichy okrzyk. Na szczęście nie stracił nad sobą całkowitego panowania i już po chwili obezwładnił atłas machnięciem różdżki.
Ze stodoły wyszedł najszybciej jak potrafił, marząc jedynie o uspokojeniu uspokoić nerwów. Przedstawienie, jakie wystawił specjalnie dla niego złodziej, zdecydowanie zostanie mu w pamięci na długo. Musiał się więc chociaż trochę zrelaksować. Jedyną rzeczą, która byłaby mu w stanie teraz pomóc, byłby napad na bank.
Część piąta
Pomimo tego, że na zegarze wybiła godzina piąta nad ranem, Draco – a raczej Dymitr – w ogóle nie czuł się senny. Już od bardzo dawna nie czuł w sobie nadmiaru adrenaliny i dreszczyku emocji. Nareszcie budził się do życia po długim uśpieniu. Niczym niedźwiedź na wiosnę; szkoda tylko, że jego zima trwała parę dobrych lat. Teraz dostrzegalne zaczynały już być pierwsze promyki słońca zwiastujące nadejście ciepłych frontów.
Cały napad na bank nie zajął mu więcej niż półtorej godziny, a więc nie wyszedł jeszcze z wprawy. Niemniej, będzie musiał jeszcze potrenować. Musi być najlepszy.
Właściwie to nie ukradł wielu rzeczy, prawdę powiedziawszy, prawie nic. Dzisiejszy rabunek był spontanicznym odruchem oraz w pewnym stopniu sprawdzeniem samego siebie. Od zawsze podczas kradzieży, nie liczyły się dla niego wyłącznie pieniądze lub inne wartościowe przedmioty. W końcu był Malfoyem, jego roczny dochód wynosił więcej niż niektóre banki kiedykolwiek miały na swoim koncie. Chodziło raczej o samą radość popełniania tego przestępstwa, o podwyższenie już i tak mało skromnego zdania o sobie, o pokazanie całemu światu, że Malfoy we wszystkim jest świetny.
Z westchnieniem usiadł na ławce w parku i uśmiechnął się pod nosem. Udało mu się, nie został złapany. Poruszył lekko zdrętwiałą nogą, przez co słychać było brzdęki obijającej się o siebie biżuterii. Żeby nie musieć w taszczyć łupu w worku, pomniejszył ukradziony dobytek i najzwyczajniej w świecie schował go do kieszeni. Nie przejmował się, że ktoś go napadnie. W końcu miał przy sobie różdżkę, był czarodziejem. I nic złego, mugolskiego, nie mogło mu się stać.
Draco nie miał pojęcia, jak udałyby mu się napady bez różdżki.
Mężczyzna w głębi ducha musiał przyznać, że podziwiał mugoli, którzy na co dzień obywali się bez magii. Zastanawiał się także, jak mugolskim złodziejom udaje się obchodzić te wszystkie alarmy, kamery i światełka laserowe.
Do jego uszu dobiegły głośne śmiechy. Odwrócił głowę, a widząc grupkę zmierzającą ku niemu, spiął się lekko. Może i dałby sobie z nimi radę, ale nie chciał zwracać na siebie uwagi. Tym bardziej że kieszeń miał pełną skradzionej biżuterii. Jakoś nie było mu śpieszno do więzienia.
Zaskoczył go więc fakt, że mężczyźni przystanęli obok niego z krzywymi uśmiechami na twarzy, a jeden z nich nawet wyciągnął rękę do Malfoya. Draco zmrużył oczy, chcąc dokładnie się im przyjrzeć. Po paru sekundach wstał i ze śmiechem uścisnął dłoń szatynowi z tatuażem na przedramieniu.
- Dymitr, kopę lat! – zaczął pierwszy. – Kiedy wróciłeś?
- Nie kiedy – uśmiechnął się szeroko Morozow – ale nareszcie wróciłem.
Cieszył się, że spotkał swoich starych znajomych po fachu. Największą radość jednak dało mu uczucie półwolności, która po tylu latach w końcu dała o sobie znać.
wow genialne! strasznie mi się podoba, takie inne, bo Draco musi spełniać polecenie kogoś innego? szok:D tak myślę , że to może Herm ukradła ten naszyjnik? co? hmm czekam na więcej pozdrawiam Arianna vel Esper
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. ;)
UsuńNo cóż, Draco nie może zawsze być tym co wydaje polecenia, prawda? Jeszcze sobie zacznie zbyt wiele wyobrażać. :D Bardzo dobrze kombinujesz, tyle mogę Ci powiedzieć.
Ciepło!
ciekawe co się stało z naszyjnikiem! ; D czekam na kolejną część i Draco jest boski ! <3
OdpowiedzUsuńWszystko będzie wyjaśnione w dalszych rozdziałach. Taką mam w każdym bądź razie nadzieję. ;)
UsuńBardzo podoba mi się to opowiadanie. Nie spotkałam się jak dotąd
OdpowiedzUsuńz podobną wersją przedstawienia dramione. Pomysł oryginalny, fabuła i akcja opowiadania bardzo wciągająca. Jestem ciekawa jak planujesz rozwinąć tę historię. Mam nadzieję,że nie porzuciłaś tego opowiadania,bo już długo nie dodałaś nowego rozdziału:(
Jeżeli jednak planujesz kontynuować pisanie to proszę o info kiedy można spodziewać się następnego rozdziału.
Pozdrawiam
Lilka
Dziękuję bardzo, cieszę się, że komuś przypadło ono do gustu. :) Z pewnością będę je kontynuować. Ba! Nawet zamierzam je skończyć. Ale jeszcze nie teraz. Z pewnością zabiorę się za nie dopiero w wakacje. Wtedy dokończę wszystkie zaczęte oraz pododaje nowe. :))
UsuńTylko gdzie mam Cię powiadomić?
Ciepło!
jeden z lepszych pomysłów na dhl, jaki czytałam :) mam nadzieję, że szybko dodasz nowe części. :))
OdpowiedzUsuńDziękuję. :))
UsuńO Matko! Hermiona to ma wyobraźnię. Ale też bym nie odpuściła. Zabiłabym kogoś za gwałt na kimkolwiek! Żadna kobieta na to nie zasłużyła.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i gratuluję pomysłu,
Poem
Mszcząca się Hermiona jest świetna! Szczerze myślałam, że się pozabiją, albo przynajmniej polecą jakieś zaklęcia... A tu nic, no ale jest tak ciekawie, że ci wybaczam ;)
OdpowiedzUsuń