22 grudnia 2014

Odwracając czas (4)

ROZDZIAŁ IV

     Harry miał wrażenie, jakby leciał, choć tak naprawdę to świat wirował, a on stał w miejscu. Czuł się niemalże tak samo jak podczas podróży świstoklikiem, a nie było to pozytywne skojarzenie. Mdliło go i żołądek niebezpiecznie podchodził mu do gardła.
     Niespodziewanie spadł na posadzkę, mocno uderzając w nią kolanami. Syknął z bólu, ale szybko podniósł się na nogi i wyciągnął przed siebie różdżkę, przygotowując się, by odeprzeć możliwe niebezpieczeństwo. Rozejrzał się wokół, marszcząc czoło. Stał w długim korytarzu. Przeszedł parę kroków w prawo i zdębiał, rozpoznając Kamienną Ścianę – wejście do pokoju wspólnego Ślizgonów.
     Kartka z pewnością przeniosła go do kolejnego wspomnienia. Przystanął w miejscu i oczekiwał na nadejście Syriusza i Regulusa. Wtem ściana rzeczywiście się otwarła, ale wyszły z niej tylko dwie nieznane Harry’emu dziewczyny. Szły prosto na niego, lecz nie przesunął się, wiedząc, że Ślizgonki ze wspomnień zaraz przez niego przejdą niczym duchy. Tak się jednak nie stało. Zjechały go spojrzeniem od góry do dołu, prychnęły i obeszły Harry’ego dookoła. Zdecydowanie coś musiało mu się przywidzieć! Postanowił dalej poczekać, zastanawiając się, kiedy dokładnie rozpocznie się retrospekcja Syriusza. Do tej pory wszystko działo się od razu, ale może ze względu na odmienny sposób przeniesienia ukazanie wspomnienia musiało zająć więcej czasu? Spojrzał na zegarek i westchnął. Czuł się jak kretyn, ciągle stojąc przy ścianie. Przestąpił z nogi na nogę. Musiał się stąd jak najszybciej wydostać i wrócić do Teddy’ego. Chłopiec z pewnością był przerażony i płakał, nie mogąc nigdzie znaleźć wujka. Harry’emu ścisnęło serce.
     Nagle ściana znowu drgnęła. W przejściu ukazał się młody chłopak, na twarzy którego widniało rozdrażnienie i dominacja. Harry zrobił krok do przodu, żeby wejść do pokoju wspólnego, ale niechcący wpadł na Ślizgona.
     - Uważaj! – warknął na Harry’ego, oddalając się przyspieszonym krokiem. – Patrz gdzie idziesz, ofermo.
     Harry nawet nie skomentował niegrzecznego zachowania chłopca, który, notabene, nie powinien się tak zwracać do osób starszych od siebie. Trwał w totalnym szoku. Było go widać! Harry’ego było widać i każdy mógł na niego wpaść!
     W oka mgnieniu Harry odwrócił się i pobiegł przed siebie. Musiał jak najszybciej dostać się do gabinetu Neville’a. Najwyraźniej jakimś cudem, kiedy jego różdżka przypadkowo zetknęła się z tą magiczną kartką, Harry musiał teleportować się do Hogwartu. Nie za bardzo wiedział, jak to się stało, tym bardziej że w Hogwarcie nie było możliwości aportacji. Chciał jak najszybciej porozmawiać z Neville’em i wyjaśnić całą sytuację.
     Wreszcie dotarł przed chimerę i wypowiedział hasło, które Neville podał mu parę dni temu, kiedy Harry poszedł po rzeczy rodziców do Slughorna. Nic się nie stało, więc Harry jeszcze raz, dobitniej powiedział: „odwaga i lojalność”. Rzeźba i tym razem ani drgnęła. Harry westchnął, nie wierząc we własnego pecha. Najwidoczniej Neville postanowił zmienić hasło…
     Zanim Harry zaczął zastanawiać się, co dalej zrobić, jakaś postać wyłoniła się z zakrętu. Chłopak, na oko szesnastoletni, szedł powoli z masą książek w rękach, przez co ledwo widział drogę. Od czasu do czasu wyściubiał nos poza kolumnę opasłych tomisk, by na nikogo nie wpaść. Harry wykorzystał okazję.
     - Khm, cześć – zaczął niepewnie Harry, podchodząc do ucznia. Spojrzał na jego szatę i widząc odznakę prefekta, prawie się uśmiechnął. Idealnie, pomyślał. – Mógłbyś mi pomóc?
     Chłopak zatrzymał się i cały ciężar ksiąg oparł o udo.
     - Nie ma sprawy. Słucham pana?
     - Znasz może hasło do gabinetu dyrektora, profesora Longbottoma?
     Gryfon – Harry oprócz odznaki zauważył również bordowe zdobienia na szacie – prychnął głośno, ewidentnie się denerwując. Wziąwszy książki, znów ruszył przed siebie.
     - Profesor Longbottom – warknął cicho pod nosem. – Głupie żarty!
     Harry zgłupiał, a na jego twarzy malowała się dezorientacja. Będzie musiał porozmawiać z Neville’em, żeby wprowadził coś takiego jak naukę dobrego wychowania. Co się ostatnio dzieje z tymi dziećmi, pomyślał, wzdychając.
     Wtem usłyszał za sobą najpierw głośny śmiech, a później powolne brawa. Odwrócił się i w totalnym szoku przyglądał się uśmiechniętej, klaszczącej i dużo młodszej wersji Syriusza Blacka.
     Harry nie miał pojęcia, co się wokół niego dzieje. Jakim cudem jego chrzestny stał naprzeciwko? Coś ewidentnie się nie zgadzało… Ludzie odwiedzający wspomnienia zawsze byli niewidocznymi obserwatorami.
     - Naprawdę zabawne – powiedział zadowolony Syriusz. – Już dawno chciałem wkurzyć Longbottoma, ale nie miałem okazji. Udało się to panu, panie…
     Syriusz pytająco spojrzał na Harry’ego, ale ten był zbyt zajęty własnymi myślami, by to dostrzec.
     To był Frank Longbottom? Ojciec Neville’a? Harry zmarszczył czoło, kątem oka zerkając za siebie. Miał nadzieję powtórnie zobaczyć Franka i tym razem dokładniej mu się przyjrzeć. Chciał się dowiedzieć, czy Neville jakoś go przypominał.
     Swoją drogą, jakim cudem dane mu było rozmawiać z Frankiem, który, po pierwsze, wydawał się młodszy od niego, a po drugie, już dawno nie żył?
     - Khm – chrząknął Syriusz, przypominając o sobie. – Panie…
     - Harry Po… - raptownie zamilkł i użył pierwszego nazwiska, które wpadło mu do głowy. – Granger. Harry Granger.
     - Syriusz Black.
     Wyciągnął dłoń do Harry’ego, którą ten machinalnie uścisnął.
     W sumie Harry nie wiedział, dlaczego skłamał i podał nazwisko Hermiony. Miał przeczucie, że gdyby przedstawił się swoim, Syriusz mógłby zacząć coś podejrzewać i wyszłaby z tego całkiem nieprzyjemna sytuacja. Harry nie wiedział dokładnie, jakim trafem znalazł się w Hogwarcie i jak mógł spotkać się i rozmawiać z Syriuszem, ale wyczuł w tym swoją szansę. Postanowił zagrać vabank i po raz pierwszy nie przejmować się sytuacją, w której się znalazł, tylko w pełni ją wykorzystać.
     Potter spojrzał na zegarek, który wskazywał parę minut przed dwudziestą drugą. Rozejrzał się więc wokół. Jeżeli znajdował się w Hogwarcie, to za chwilę powinna zacząć się cisza nocna.
     - Nie powinieneś iść już do pokoju wspólnego, Syriuszu? Za chwilę będzie dziesiąta.
     - Chyba piętnasta – poprawił go Black, lekko zdziwiony, i pokazał ręką na okno w końcu korytarza. Faktycznie, na zewnątrz było widno, a wręcz jasno, bo dodatkowo padający śnieg odbijał promienie słoneczne.
     To niemożliwe, pomyślał Harry. Zanim tu wylądował, dałby sobie głowę uciąć, że w Dolinie Godryka noc trwała od dawna. Co więcej, nie było śniegu, ponieważ dopiero zaczynał się listopad. Prawda? Harry jeszcze raz niepewnie wyjrzał przez okno. Całe błonia okryte zostały białą pierzynką, podobnie jak jezioro lodem.
     - Potrzebuję hasła. Muszę porozmawiać z… dyrektorem – zaczął stanowczo Harry. Od tej pory musiał uważać na wypowiadane słowa.
     - Z Dumbledore’em? Nie znam hasła.
     - Profesorem Dumbledore’em? – powtórzył oniemiały Harry. Kompletnie o nim zapomniał! Skoro jednak żył Syriusz, to czemu by nie Dumbledore?
     - Tak – odpowiedział powoli Black.
     - Mogę zdać ci jeszcze jedno, bardzo ważne pytanie?
     - Śmiało!
     - Który dzisiaj mamy?
     - Dwunasty grudnia – odparł lekko Syriusz. – Proszę się nie przejmować, proszę pana. Zapominanie dat zdarza się każdemu, a już w szczególności mi. Najczęściej, dziwnym trafem, w dni testów i egzaminów.
     Akurat to Harry’ego nie zdziwiło. Domyślał się, że Syriusz za młodu nie uzyskał miana pilnego ucznia. W tym momencie jednak Harry miał poważniejsze problemy. Musiał dowiedzieć się, co tu robił i gdzie w ogóle się znajdował.
     - A rok?
     - Naprawdę pan o to pyta? 1975.
     Harry wytrzeszczył oczy, nie dowierzając.
     - To żart? – zapytał na głos samego siebie.
     – Zaczyna mnie pan przerażać, panie Granger. Nie wie pan, czy jest dzień czy noc, jaki mamy rok… To jakiś kawał? Bo jeżeli tak, to… jest świetny!
     - Muszę jak najprędzej zobaczyć się z profesorem Dumbledore’em. On będzie wiedział, co robić – odparł Harry, kompletnie ignorując słowa Syriusza.
     - Mogę pana zaprowadzić do pokoju wspólnego Gryfonów. Kiedy wychodziłem, Luniek, znaczy Remus, pisał tam jakiś esej. On zna hasło.
     Harry szybko pokiwał głową i ramię w ramię z 15-letnim Syriuszem ruszyli przed portret Grubej Damy. Nie mógł uwierzyć w to, co się wokół niego działo. Miał wrażenie, że zasnął i trafił do wyjątkowo rzeczywistego snu. W ciągu ostatnich dziesięciu minut wielokrotnie się już uszczypnął, ale do tej pory się nie obudził, co mogło znaczyć, że śpi strasznie głębokim snem, dotykając różdżką karteczki, przez przypadek oberwał jakimś zaklęciem, zwariował, albo – co było najmniej realnym pomysłem – jakimś cudem przeniósł się do przeszłości.

* * *

     Ginewra Weasley maszerowała wzdłuż ulicy St. Martin’s Lane. Dzisiejszego poranka dostała wiadomość od Marietty z adresem tego dewelopera, Thomasa Pattersona, wraz ze szczegółami dojścia do jego biura. Okazało się, że znajdowało się ono w niesamowicie niewygodnym miejscu, w pobliżu którego nie było bezpiecznego punktu do teleportacji. Ginny musiała więc aportować się w zaułku aż dwie przecznice dalej i czekał ją prawie półgodzinny spacer.
     Cała sytuacja nie prezentowałaby się aż tak okropnie, gdyby nie fakt, że Harry perfidnie ją zignorował. Kompletnie nie mogła się z nim skontaktować, a wysyłane sowy wracały. Po wczorajszej rozmowie sądziła, że dała radę go przekonać, ale teraz już niczego nie była pewna. Harry jeszcze nigdy nie potraktował jej w tak… bezosobowy sposób i nie wiedziała, czy zacząć się martwić, czy wściekać.
     Kiedy wreszcie dotarła do skrzyżowania, skręciła w Long Acre. Od tej pory musiała się skupić. Marie nie podała jej dokładnego numeru lokalu biura, którego nie pamiętała za żadne skarby, więc Ginny zmuszona była do powolnego stawiania kroków i uważnego wypatrywania szyldu biura. Pięć minut później wreszcie spostrzegła wielki napisy: Exclusive Secondhand i Wyprzedaże, a pod nimi mniejszy: Patterson’s Development. Niepewnie weszła do środka, nie wiedząc, czego dokładnie ma się spodziewać. Jej oczom ukazało się ogromne pomieszczenie pełne ludzi, którzy stali albo przy wieszakach, albo przy ogromnych koszach. Wszędzie wręcz walały się ubrania wszelakiej maści, o które kobiety – znalazło się również paru mężczyzn – dzielnie walczyły, wyrywając je sobie z rąk i podkradając z koszyków. Ginny z zaskoczeniem przemierzała alejki letnie, zimowe czy bieliźniane, kierując się w stronę kas. Kątem oka zerknęła na przymierzalnie, całkiem odrębne pomieszczenie, gdzie w kolejce ustawiło się przynajmniej dwadzieścia osób.
     Podeszła do sprzedawczyni, która na firmowej koszulce miała tabliczkę z wygrawerowanym imieniem.
     - Dzień dobry, pani Sophio – przywitała się grzecznie. – Mogłaby mi…
     - Tak naprawdę nazywam się Angelica – odparła niegrzecznie dziewczyna wyglądająca na około dwadzieścia parę lat. – Szefowa żałowała paru pensów na nową tabliczkę. Chociaż w sumie jej się nie dziwie, pracownicy zmieniają się tu co rusz.
     - Ach. Podobno gdzieś tutaj znajduje się biuro pana Pattersona. Czy mogłaby mi pani wskazać, gdzie ono dokładnie jest?
     - Ma pani na myśli Toma? – zapytała Angelica z rozmarzeniem w oczach i nie czekając na odpowiedź, dopowiedziała: - Proszę za mną, zaprowadzę panią!
     Szybko wylogowała się z programu i zamknęła kasę, po czym zaczęła pewnie lawirować pomiędzy klientami. Ginny podążała za nią prawie w biegu, potykając się i co chwilę na kogoś wpadając. Nie pamiętała, ile razy zdołała wybąkać krótkie i ciche „przepraszam”. Wreszcie Angelica zatrzymała się przed drzwiami pomiędzy alejką ze sportowymi ubraniami a liczącym na oko pięć metrów wieszakiem pełnym toreb i chust wszelkiego rodzaju. Na środku wisiała przyklejona na taśmę kartka ewidentnie wyrwana z zeszytu, na którym widniał napis: Biuro Thomasa Pattersona.
     Angelica zapukała do drzwi i bez wyraźnego zaproszenia, weszła do środka. Ginny zauważyła, że zanim dziewczyna to zrobiła, lekko poprawiła sobie włosy.
     - Tom! – zaświergotała wesoło, przepuszczając Ginny. – Przyprowadziłam kogoś do ciebie.
     Przy biurku znajdującym się naprzeciwko wejścia siedział jasnowłosy mężczyzna. Trzymał nogi na blacie stołu, popijał coś z kubka i czytał książkę. Leniwie podniósł spojrzenie, a kiedy tylko dostrzegł Ginny, potencjalną klientkę, natychmiast wyprostował się na krześle. Przez przypadek wylał na siebie trochę zawartości kubka, a książka z plaskiem spadła na panele. Ginny zacisnęła usta, żeby nie parsknąć śmiechem.
     - Dziękuję, Angie – uśmiechnął się wymuszenie Tom.
     Angelica kiwnęła głową, zarumieniła się i cała w skowronkach wręcz wyleciała przez drzwi, zamykając je z cichym trzaśnięciem. Thomas podniósł książkę i położył ją na stół, po czym wstał, trąc nerwowo ślad po herbacie na białej koszuli.
     - Bardzo przepraszam za tę całą sytuację, madame. Proszę usiąść.
     - Nic się nie stało, panie Patterson. Mam nadzieję, że nie przychodzę nie w czas?
     Ginny usiadła na krześle naprzeciwko mężczyzny i z uwagą zaczęła mu się przyglądać. Widziała niechlujnie włożoną koszulę w spodnie, całą zachlapaną. Krawat nie był do końca zawiązany, a pognieciona marynarka została przewieszona na oparciu jego fotela. Biurko również nie prezentowało się porządnie, a wręcz odpychająco. Przy komputerze stała wyschnięta roślina w doniczce, obok niej talerz z niedojedzoną kanapką. Nie wspominając o papierach walających się po całym blacie.
     Jakim cudem ktoś tak bardzo niekompetentny dał radę znaleźć Ronowi i Marie tak wspaniałe mieszkanie? Sam urzędował w chlewie, a jego biuro mieściło się w sklepie z używanymi ciuchami. Obłęd!
     - Ależ skąd! – szybko zaprzeczył. – Jak mogę pomóc, pani…
     - Panno Weasley – sprecyzowała bezwiednie Ginny. – Chciałabym kupić mieszkanie, a nie za bardzo wiem, jak się za to zabrać. Polecono mi pana, więc jestem.
     Thomas zamyślił się i przyjrzał dokładnie kobiecie. Jej rude włosy falami spływały po ramionach, a wyprostowana i dumna poza wskazywała na pewność siebie. Bystre, brązowe oczy rozglądały się z niechęcią po gabinecie.
     - Czy pan Ron Weasley to…
     - Tak, to mój brat – znów weszła mu w słowo Ginny. – Ale to nie on mi pana polecił, lecz pan Harry Potter.
     Thomas powoli pokiwał głową. Bardzo podobała mu się współpraca z panem Ronaldem i panem Harrym, więc miał nadzieję, że i teraz przebiegnie ona w nienaganny sposób. Chociaż, jak do tej pory, przez swoją wysublimowaną postawę panna Weasley nie zrobiła na nim pozytywnego wrażenia.
     - Czy możemy wrócić do meritum?
     - Jak najbardziej – odparł swobodnie Tom, przeczuwając, że Ginny Weasley okaże się naprawdę trudną klientką. – Ma już pani jakieś pomysły na własne mieszkanie? Jest coś, na czym by pani zależało? No nie wiem, balkon, ogródek, liczba pokoi?
     - Bardzo podoba mi się mieszkanie Rona i myślałam o czymś podobnym, ale mniejszym. Na razie nie zamierzam mieć dzieci, więc wystarczą dwa pokoje z salonem, kuchnią i łazienką. Balkonu nie potrzebuję, ogródka też raczej nie… - Ginny zauważyła, że Patterson notował wszystkie jej słowa w osobistym kalendarzu, co mile ją zaskoczyło. – Za to bardzo zależałoby mi na mieszkaniu leżącym bliżej centrum. Uwielbiam nocną panoramę miasta… Najlepiej żeby było też w miarę spokojnie, bez żadnych krzyków i tłukących się po nocach butelek. I chcę, żeby było widać gwiazdy.
     Thomas dostrzegł rozmarzony wzrok kobiety, ale nic nie dodał.
     - Kiedy będzie miał pan gotową listę mieszkań pasujących do moich wymogów? Mogę przyjść jutro? Nie ukrywam, że zależy mi na czasie.
     - Tak szybko? – zauważył Tom. – Nie jestem pewien, czy dam radę tak szybko znaleźć coś dobrego. O ile pamiętam, pan Ron czekał na swoje mieszkanie prawie miesiąc…
     - Ma pan jakichś klientów poza mną?
     - Nie – odparł zaskoczony jej pytaniem.
     - Świetnie! Będzie pan mógł, panie Patterson, w całości oddać się mojej sprawie. W takim razie przyjdę do pana w środę po południu. Myślę, że będzie pan już wtedy miał przynajmniej pięć mieszkań do obejrzenia – uśmiechnęła się Ginny, nie do końca zdając sobie sprawę ze swojego dość naiwnego podejścia. – To wszystko, tak?
     Wstała i ruszyła do wyjścia.
     - Chwileczkę! A cena? Do jakiej kwoty mam szukać?
     - Cena nie gra roli – oznajmiła po chwili ciszy. – Do zobaczenia w czwartek, panie Patterson.
     Zamknęła za sobą drzwi, nie zwracając uwagi na przerażone spojrzenie Thomasa. Był wściekły i załamany jednocześnie. Niemożliwością było znalezienie pięciu mieszkań spełniających takie wymagania w tak krótkim czasie.
     Ginny Weasley z miejsca trafiła na listę osób, które w przyszłości Tom będzie musiał omijać szerokim łukiem.
* * *

     W poniedziałek rano Hermiona miała tyle ważnych spraw na głowie, że nie wiedziała, od czego zacząć. Zwolniła się z pracy, więc na nowo musiała ułożyć sobie plan dnia, a to strasznie wybiło ją z rytmu. Julien dał jej czas na dokładne przemyślenie pomysłu z powtórnym otwarciem stowarzyszenia, ale Hermiona była już zdecydowana. Dzisiaj postanowiła uporządkować również papiery WESZ, a szczególnie zobaczyć, co wraz z Julienem będą musieli pozałatwiać w przeciągu następnych dni. Nie chciała marnować czasu i postanowiła ruszyć pełną parą.
     Po śniadaniu i szybkim prysznicu postanowiła odwiedzić Harry’ego. Zdziwiła się, że mimo podobno ważnej sprawy, mężczyzna w ogóle się z nią nie skontaktował. Nie było to w jego stylu, więc zaczęła się martwić.
     Teleportowała się prosto do kuchni w Dolinie Godryka, mając nadzieję złapać Harry’ego i zamienić z nim słówko jeszcze przed wyjściem do Biura Aurorów. Zaskoczeniem więc była dla niej cisza panująca w domu, brak jakiegokolwiek harmidru towarzyszącego Harry’emu w codziennych przygotowaniach do pracy. Zero bulgotania grzejącej się wody na kawę, zero skwierczenia patelni.
     Wyszła z kuchni zaniepokojona, rozglądając się wokół. Na kanapie w salonie zauważyła otwarty album, który sprawiał wrażenie niespodziewanie porzuconego. Przyspieszyła tempa, wyjmując różdżkę z kieszeni spodni. Była pełna obaw. Kiedy dotarła pod drzwi prowadzące do sypialni Harry’ego dobiegł ją dźwięk głębokiego oddychania. No tak, zaspał, pomyślała zrezygnowana Hermiona, wytykając sobie swoje przewrażliwienie. Otworzyła drzwi z lekkim skrzypnięciem, po czym raptownie się zatrzymała. Na łóżku Harry’ego spał Teddy, który przewracał się z boku na bok, najwidoczniej dręczony koszmarem. Podeszła do chłopca i położyła rękę na jego mokrym od potu czole. Włosy co chwila zmieniały kolor, najpierw były zielone, później czerwone, pomarańczowe, aż wreszcie stały się kruczoczarne.
     - Teddy – wyszeptała, budząc młodego Lupina. Chłopiec przetarł oczy, nie do końca wiedząc, co się wokół niego dzieje. Niewidzącym spojrzeniem popatrzył na Hermionę, po czym rzucił się w jej ramiona.
     - Ciocia!
     Mocno się w nią wtulił, a z oczu poleciały mu słone łzy. Hermiona zaczęła go głaskać po włosach sterczących w każdą stronę.
     - Co się stało? Coś strasznego ci się śniło? Gdzie jest wujek Harry?
     - Wujek zniknął.
     Teddy pociągnął nosem.
     - Jak to zniknął? Poszedł do pracy i nic ci nie powiedział? Co tutaj w ogóle robisz, Teddy? – pytała chłopca Hermiona, coraz bardziej się denerwując. Jak Harry mógł być tak nieodpowiedzialny i zostawić dziesięcioletniego chłopca bez opieki? Ostatnio strasznie dziwnie się zachowywał, jakby nie był sobą.
     - Po prostu zniknął… Był cały niebieski i… po prostu zniknął – wyszeptał przerażony Ted. – Babcia musiała gdzieś pójść i poprosiła wujka Harry’ego, żeby się mną zajął przez dwa dni. A wujek zniknął!
     Do oczu napłynęła mu kolejna porcja łez.
     - Nie rozumiem, Teddy. Zniknął? Chodzi ci, że się teleportował?
     - Nie. Zrobił się niebieski i puf! Wujka nie było… - westchnął głęboko Teddy, zaczynając powoli się uspokajać. – Wiem, że powinienem być dzielny, ciociu, ale się przestraszyłem. Wujek zniknął, szukałem go po całym domu…
     - Prześpij się, dobrze? – zaczęła Hermiona, ale widząc szeroko otwarte oczy chłopca, dodała: - Zostanę tu z tobą, dopóki nie zaśniesz i dopóki wujek nie wróci do domu. Na pewno musiał załatwić coś ważnego i się teleportował. Zachował się bardzo nieodpowiedzialnie, Teddy, ale o tym to już ciocia sama z nim porozmawia. Na razie odpocznij, w porządku?
     Teddy smętnie pokiwał głową, ale zakopał się głębiej w połach kołdry i zamknął oczy. Nie spał prawie całą noc, zmęczenie dopadło go dopiero nad ranem.
     Hermiona usiadła wygodnie obok Teda i głaskała go uspokajająco po plecach.
     - Wujek się nie teleportował. On zniknął – wymruczał jeszcze Teddy, powtarzając własną wersję wydarzeń, po czym prawie od razu zasnął, oddychając głęboko. Tym razem spał spokojnie, bez żadnych koszmarów. Hermiona za to biła się z myślami, coraz bardziej złoszcząc się na Harry’ego.

* * *

     Harry znajdował się w Pokoju Wspólnym Gryfonów i stał tuż obok Syriusza, wpatrując się w Remusa siedzącego na kanapie i czytającego książkę.
     Nie mógł uwierzyć w prawdziwość tej sytuacji.
     Jeszcze niecałą godzinę temu, a może i dłużej, ponieważ tutaj zegarki autentycznie wskazywały godzinę piętnastą, leżał w swoim łóżku. Przyszedł do niego Teddy, o którego w tej chwili strasznie się martwił. Ze względu na niego musiał jak najszybciej wrócić, nie bacząc na ogromną chęć poznania młodszych wersji Syriusza i Remusa. Nie miał jednak pojęcia, jak się do tego zabrać.
     Do Harry’ego powoli dochodziła świadomość, że może faktycznie… przeniósł się do przeszłości? Jakkolwiek śmiesznie by to nie brzmiało, ale nie widział innego wytłumaczenia. Nie miał zmieniacza czasu. Z pewnością nie znalazł się we wspomnieniach, ponieważ wówczas byłby niewidoczny, a przecież rozmawiał z Syriuszem, jakby była to najzwyklejsza w świecie konwersacja, niechcący zażartował też z ojca Neville’a. Ewidentnie rzucano w jego kierunku spojrzenia. Kompletnie się im nie dziwił - na miejscu uczniów sam byłby zaskoczony widokiem około trzydziestoletniego mężczyzny w pokoju wspólnym Gryfonów.
     - Luniek! – wykrzyknął Syriusz, podchodząc do przyjaciela. Harry niemal słyszał, jak Remus wzdycha i podnosi wzrok znad czytanego woluminu. – Potrzebujemy hasła do gabinetu Dumbledore’a.
     - My? – zapytał Remus, przyglądając się Harry’emu. – Dzień dobry, Remus Lupin.
     Harry z całej siły woli starał się odpędzić wzruszenie, kiedy tylko spojrzał w te zielone, mądre oczy.
     - Dzień dobry, Harry Granger.
     - Mógłbym wiedzieć, po co panu hasło do gabinetu dyrektora? – zapytał Remus, patrząc na Harry’ego z podejrzliwością. – Musi pan zrozumieć, jako perfekt nie mam prawa rozpowszechniać hasła wszystkim, którzy tylko poproszą.
     Harry pokiwał głową, zagryzając wargę.
     - Jestem z Ministerstwa i mam ważną wiadomość dla profesora Dumbledore’a – skłamał. To było pierwsze, co przyszło mu do głowy. Najlepiej odpowiadać ogólnie, żeby nie przyłapano na szczegółach. Hermiona z pewnością pochwaliłaby go za tę myśl.
     - Skoro to ważna wiadomość, powinien pan…
     - Daj spokój, Luniek – wtrącił się Syriusz – i podaj wreszcie panu Granger to przeklęte hasło.
     Remus zgromił przyjaciela wzrokiem.
     - I gdyby Syriusz mi nie przerwał, zdołałbym powiedzieć, że profesora Dumbledore’a nie ma. Wyjechał.
     - Jak to wyjechał? – powtórzył Harry, przełykając głośno ślinę.
     - Po prostu wyjechał i nie wiadomo, kiedy wróci.
     Harry skinął głową, nie mając pojęcia, co ze sobą dalej robić. Nie wiedział, jak wrócić, a przecież Teddy siedział sam w domu i pewnie martwił się o nagłe zniknięcie wujka. Głęboko w sercu czuł jednocześnie nadzieję i niechęć do powrotu do Doliny Godryka. Jeżeli naprawdę znajdował się jakimś cudem w przeszłości, to oznaczało, że mógłby… porozmawiać z rodzicami!
     Do tej pory wyraźnie pamiętał wspomnienie Severusa, w jakim wylądował na piątym roku. Oczyma wyobraźni widział nieodbytą lekcję oklumencji, a później Wielką Salę, w której rocznik Snape’a, jak i również jego rodziców, zdawał SUMy. Nie zapomniał uczucia podniecenia eksplodującego w brzuchu, kiedy po raz pierwszy znalazł się tak blisko Jamesa i Lily. Miał wrażenie, że tym razem będzie ono zdecydowanie silniejsze, tym bardziej że mógłby z nimi porozmawiać!
     Harry utrwalił się w przekonaniu, że byłby to idealny dowód na fakt podróży w czasie.
     - Nie uważasz, że coś tutaj nie gra? – zapytał Remus szeptem Syriusza, zauważając zamyślenie na twarzy pana Harry’ego.– Gdyby to naprawdę była ważna wiadomość, ten Granger wiedziałby, że profesor Dumbledore wyjechał. Poza tym nie wydaje ci się on dziwny? Nie przypomina ci trochę kogoś?
     - Przesadzasz, Lunatyku. To spoko facet i jest zabawny.
     Remus westchnął, poddając się.
     - No nie wiem, Syriuszu… Mam wrażenie, że to oszust. A ty jeszcze przyprowadziłeś go do naszego pokoju wspólnego…
     - Daj spokój. Co on może nam zrobić? Zabić nas? – parsknął Syriusz w brodę, a Remus westchnął i powrócił do czytania o czerwonych kapturkach.
     Kiedy Harry był w trakcie wymyślania kolejnego planu, dzięki któremu mógłby tu jeszcze posiedzieć, obraz uchylił się i do środka weszła szczupła dziewczyna o ciemnorudych włosach. Potter, a raczej chwilowo Granger, od razu poznał Lily. Przyglądał się jej siadającej przy najdalszym stoliku z uczuciem ciepła rozchodzącym się po ciele. Wrósł w ziemię, nie wiedząc, jak się zachować, a przecież nie mógłby przejść obok niej obojętnie. Powinien podejść do mamy i zagadać? Ale co miałby powiedzieć? Cześć, mamo, kocham cię – wydało się Harry’emu nie na miejscu. Trzydziestoletniego faceta zwracającego się w taki sposób do piętnastoletniej dziewczyny od razu przenieśliby na oddział zamknięty do Munga.
     - Znowu Evans – rzucił Syriusz, przyglądając się Lily z niechęcią. – Nie lubię jej. Nigdy nie potrafi się zabawić!
     Harry miał wrażenie, jakby żołądek zawinął mu się w supeł. Nie dowierzał słowom ojca chrzestnego. We wspomnieniach Severusa Syriusz w zasadzie w ogóle nie rozmawiał z Lily, ponieważ ta głównie zajęta była wyzywaniem Jamesa i próbą uratowania Snape’a, ale Harry w życiu nie powiedziałby, że Syriusz nie lubił jego mamy. Przed śmiercią wielokrotnie rozmawiał z Łapą, ale ten nie powiedział o Lily ani jednego złego słowa. Zawsze chwalił ją za dzielność, oddanie przyjaciołom i poświęcenie. Najwyraźniej kiedy Lily zaczęła spotykać się z Jamesem, jej stosunki z Syriuszem również nieco się ociepliły.
     - Fakt, że jej nie lubisz, nie ma przypadkiem związku z tym, że kiedy jest w pobliżu, James nie zwraca uwagi na nikogo innego? Nawet ciebie? – pytał Remus z nosem w książce.
     - Poza tym przyjaźni się ze Smarkerusem – westchnął Syriusz, udając, że nie usłyszał uwagi przyjaciela.
     Harry nadal uważnie obserwował mamę, do której po chwili dosiadła się jakaś dziewczyna. Rozmawiały i śmiały się. Wreszcie Lily omiotła spojrzeniem pokój wspólny, a jej wzrok na dłużej zatrzymał się na Harrym, który momentalnie wciągnął powietrze. Patrzył wprost w zielone, migdałowe oczy, tak podobne do jego własnych. W tym momencie Harry zapragnął ją dotknąć; jej włosów, rąk, a nawet skrawka sukienki, wyłącznie po to, by sprawdzić, czy jest realna. Wyobraźnia przecież mogła płatać mu figla i tak naprawdę mógł spać w Dolinie Godryka, śniąc. Może to czar karteczki z medalionu Regulusa potrafił wytworzyć w głowie Harry’ego bańkę najważniejszych pragnień – jakim przykładowo było poznanie rodziców – i podsunąć mu myśl o ich prawdziwości? Nawet jeżeli wszystko to okazałoby się urojone i tak by nie narzekał. Niesamowity był w ogóle pomysł o zwyczajnej rozmowie z mamą…
     Panna Evans wstała z krzesła i podeszła do Harry’ego. W skupieniu przyglądała się jego rozczochranym włosom i okrągłym okularom, choć jej uwagę głównie przykuły zielone oczy mężczyzny. Zmarszczyła czoło. Nieznajomy wyglądał trochę jak starsza podobizna Jamesa Pottera, tego napuszonego łba.
     - Dzień dobry, proszę pana – przywitała się dziewczyna. – Jestem Lily Evans i jestem prefektem Gryffindoru. Mogę wiedzieć, kim pan jest i co pan robi w naszym pokoju wspólnym?
     Harry westchnął bezgłośnie. Zastanawiał się, ile razy jeszcze w ciągu tego dnia będzie musiał się wszystkim tłumaczyć. Najpierw Remus, który słysząc nieufność w głosie Lily i prawie identyczne pytanie, lekko uniósł kąciki ust, teraz mama. Lupin nadal gapił się w książkę, choć oczy mu się nie poruszały.
     - Harry Granger – powtórzył po raz trzeci, dochodząc do wniosku, że brzmi to co najmniej dziwnie. – Pracuję w Ministerstwie i…
     - Idź stąd, Evans – wtrącił się Syriusz. – Nikt cię tu nie prosił.
     - Uwierz mi, nie podeszłam do was z przyjemności, lecz z obowiązku – odparła, łypiąc na niego groźnie. – O ile wiem, pracownicy Ministerstwa nie powinni przebywać w pokojach wspólnych.
     Harry milczał, nie wiedząc, co odpowiedzieć. Po pierwsze, nie mógł uwierzyć, że rozmawiał z Lily Evans, kobietą, która oddała za niego życie! Po drugie, czuł się trochę nieswojo, a ton, którym operowała, sugerował bardziej rozmowę matki próbującej dowiedzieć się, co takiego zbroił syn, niż kompletnych nieznajomych. Poza tym Lily niesłychanie przypominała Harry’emu Hermionę, szczególnie przez podobną wnikliwość i poczucie odpowiedzialności.
     - Słuchaj, to naprawdę nie twoja sprawa…
     Lily już otwierała buzię, by coś odparować, kiedy do środka wszedł James Potter. Uśmiechał się wyniosło i dumnie wyginał pierś do przodu. Różdżkę miał lekko uniesioną do góry. Harry przez moment zastanawiał się po co, ale odpowiedź przyszła niemal od razu. A właściwie to przyleciała, ponieważ za Jamesem do góry nogami lewitował jakiś, na oko dwunastoletni, chłopiec. Starał się coś krzyczeć, lecz najwyraźniej Potter potraktował go zaklęciem wyciszającym.
     - Może chciałbyś nam coś powiedzieć, Bones? – zaśmiał się James, podchodząc do Syriusza. – Nie uwierzysz, Łapo, co takiego zrobił nasz Edgar.
     - Puść go!
     W momencie kiedy Lily się wtrąciła, Harry cofnął się o trzy kroki. Czuł jakby deja vu, a przed oczami od razu pojawił się obraz dręczonego Severusa. Nie mógł patrzeć na Jamesa, który tak jawnie wszystkimi gardził. Pamiętał, że kiedyś zapytał Syriusza o zachowanie swojego ojca, ale ten opowiedział mu tylko o wygłupach i poniżaniu Snape’a. O nikim innym słowem nie pisnął. Najwyraźniej James Potter nie był taki święty, jak go każdy opisywał. Może i dorósł, i się zmienił, ale nie wymazywało to z pamięci wszystkich szkód wyrządzonych bogu winnym osobom. Harry nie wiedział, co myśleć. Zawsze wykazywał się odwagą, ale w tej sytuacji chciał po prostu wyparować.
     - Co tam u ciebie, Evans? Jak ty to robisz, że zawsze jesteś tam, gdzie nie trzeba?
     - Zostaw go w spokoju!
     James westchnął, ale posłusznie przerwał zaklęcie. Edgar Bones z impetem runął na podłogę, wywołując wokół salwę śmiechu. Otrzepał szaty, zmierzył Pottera groźnym spojrzeniem i odszedł w stronę schodów prowadzących do dormitoriów.
     - Mówiłem. Jak zawsze, zero zabawy – wytknął Lily Syriusz.
     - Jeżeli zabawą nazywasz poniżanie ludzi, to ty i Potter jesteście siebie warci.
     Lily zmierzyła obu groźnym wzrokiem i zanim jeszcze bardziej się zdenerwowała, wyszła z pokoju wspólnego. James wzruszył ramionami i z uśmieszkiem wymalowanym na twarzy potargał sobie włosy. Harry cofnął się o jeszcze parę kroków. Po tym co zaszło, jakoś wcale nie miał ochoty z nim rozmawiać. Postawa Jamesa strasznie go zawiodła i najpierw musiał poukładać sobie wszystko w głowie, by w ogóle do niego podejść. Uczucia, towarzyszące Harry’emu zaraz po opuszczeniu wspomnień Snape’a, podwoiły się. Dołączyło do nich również zniechęcenie i gorycz.
     - Mam dość tej Evans – mruknął Syriusz, opadając na kanapę obok Remusa.
     Potter pokiwał w ciszy pokiwał głową.
     - Nadal chcesz się z nią umówić?
     - Muszę – odparł James, drapiąc się po brodzie. – Obiecałem to sobie.
     - No tak, Rogacz, ale to było parę lat temu. Naprawdę nie masz dość tego ciągłego odrzucania i tego jej nudziarstwa?
     - Właśnie, James. Może dałbyś jej wreszcie spokój? – wtrącił się do rozmowy Remus, a Harry od razu rozpoznał emocje w jego oczach. Lupinowi było niesamowicie żal Lily i faktu, że James aż tak bardzo się jej uczepił.
     - Dam jej spokój, jak tylko się ze mną umówi.
     - Ale ty jesteś uparty!
     - Przecież ty jej nawet nie lubisz! – dodał Syriusz, odrzucając ręce do góry. Pod wpływem tych słów Harry’emu żołądek podszedł do gardła i niemal czuł, ja związał się w supeł. – Wszyscy wiemy, że chcesz ją tylko dlatego, że dała ci kosza. A przecież zawsze musi wyjść na twoje… Daj wreszcie spokój, to już się robi nudne.
     James nie odpowiedział, kątem oka zerkając na wyjście z pokoju wspólnego, w którym zniknęła Evans. Dobrze wiedział, że Łapa i Lunatyk mieli rację. Z początku naprawdę się na nią uwziął i za wszelką cenę starał się, by zrobiła to, co chciał - żeby się z nim umówiła. Tylko tyle. Raz, podczas podobnej sytuacji jak dzisiaj, mimochodem i raczej dla śmiechu zapytał ją o wyjście, a kiedy Evans odmówiła, nie potrafił przyjąć tego do wiadomości. Od tamtego czasu latał za nią jak wariat, próbując postawić na swoim. Teraz James nie wiedział już, co robić, bo miał wrażenie, że te jego podchody stają się coraz poważniejsze. Nikomu jeszcze nie zdradził swoich uczuć, szczególnie Łapie, który ewidentnie jej nie lubił. Bał się, że powoli zaczynał zakochiwać się w Evans, do czego kompletnie nie mógł dopuścić.
     Harry, nieświadomy myśli Jamesa, po prostu wyszedł z wieży Gryfonów. Szedł przed siebie z mętlikiem w głowie, starając się zrozumieć, jakim cudem jego rodzice się zeszli. Harry przez prawie całe życie myślał, że James naprawdę kochał Lily, a te jego wygłupy miały właśnie zaimponować dziewczynie. Teraz okazało się, że żył w kłamstwie, a jego ojciec latał za Lily Evans tylko z jednego powodu: będąc jedynakiem bogatych rodziców, zawsze musiał mieć, co chciał, i nigdy nie poznał słowa sprzeciwu. Lily, dając mu kosza, wyłamała się ze schematu, a James ze wszystkich się próbował coś wszystkim udowodnić. Pokazać, że Jamesowi Potterowi nigdy się nie odmawia.
     Zawędrował do jakiejś pustej klasy, pragnąc już tylko jak najszybciej dostać się do teraźniejszości, do 2008 roku. Usiadł na biurku, wkładając ręce do kieszeni. Ze zdziwieniem poczuł chropowatą fakturę pod palcami. Wyciągnął karteczkę, wpatrując się w jej pożółkłą biel. Jakim cudem znalazła się w jego spodniach? Nie pamiętał, by ją tam wkładał… Może był tak zaskoczony widokiem Hogwartu, że bezwiednie wepchnął ją do kieszeni jeansów? Bez głębszego namysłu, wyjął też różdżkę, której koniec przytknął do pergaminu. Powiodło go przeczucie, że właśnie w taki sposób się stąd wydostanie. Znów poczuł ciepło rozchodzące się po ciele i aż westchnął z wdzięcznością, kiedy zauważył pojawiające się, znajome, niebieskie światło.
     Parę sekund później wpatrywał się w sufit swojej sypialni, leżąc na kołdrze. Zostawił tam karteczkę i różdżkę, po czym zerwał się z łóżka i biegiem pognał po schodach na dół prosto do kuchni. Dochodziły stamtąd odgłosy smażenia i miał tylko nadzieję, że Teddy’emu nie przyszło do głowy nic głupiego.
     Stanął w progu zaskoczony widokiem Hermiony, którą przestraszył nagłym pojawieniem się do tego stopnia, że upuściła miskę z jakąś białą mazią. Teddy, siedzący przy stole, raptownie wstał i przytulił się do Harry’ego.
     - Wujku!
     Harry przygarnął chłopca w ramiona, czując niewysłowioną ulgę. Jak Harry mógł być taki głupi i wiedząc o obecności dziecka w domu, zacząć w ogóle bawić się tą karteczką? Nie powinien tego robić, zachował się bardzo nierozważnie. Harry miał szczęście, że wylądował tylko w przeszłości, a nie na przykład stracił pamięć. W tej chwili do głowy przychodziło mu wiele mało optymistycznych scenariuszy. W końcu nie wiedział niczego o medalionie Regulusa, poza tym że kiedyś należał właśnie do Regulusa. Musiał jak najszybciej skończyć z tajemnicami i o wszystkim opowiedzieć Hermionie.
     - Przepraszam, że zniknąłem, Teddy.
     - Gdzieś ty, na Merlina, był?! – wykrzyknęła Hermiona, zaraz po rzuceniu zaklęcia czyszczącego na plamę po jeszcze nieusmażonym omlecie. – Jak mogłeś zostawić Teddy’ego samego? Przecież coś mu się mogło stać!
     - Jestem już duży, ciociu. Wiem, jak się sobą zająć. Po prostu przestraszyłem się, że wujek zniknął – mówił cicho młody Lupin. – Martwiłem się, bo myślałem, że ktoś go porwał…
     Harry jeszcze mocniej przytulił chrześniaka.
     - Możesz opowiedzieć na moje pytania?
     - Może później, Hermiono? – zapytał, wskazując głową na Teddy’ego.
     - Powiedz mi przynajmniej, czy wszystko w porządku. Nic ci nie jest?
     Jakby szukając potwierdzenia swoich słów, zaczęła dokładniej przyglądać się Harry’emu, ale nie zobaczyła ani jednego siniaka czy zadrapania. Gdzie on się podziewał?
     - Nie. Naprawdę, Hermiono, już mi się tak nie przyglądaj – uśmiechnął się w jej kierunku, choć zrobił to nieco wymuszenie. – Coś mi… wypadło. Porozmawiamy wieczorem, zgoda? Muszę powiedzieć ci coś bardzo ważnego.
     - Ja tobie też.
     Obydwoje kiwnęli głowami, po czym zaczęli udawać, że nic wielkiego się nie stało. Musieli jakoś ukryć przed Teddym swoje emocje i towarzyszące im obawy.
     Reszta dnia minęła im paradoksalnie normalnie. Po śniadaniu rozsiedli się w salonie i w trójkę grali w eksplodującego durnia, gargulki i parę innych zabaw, żeby jakoś urozmaicić Teddy’emu dzień. Po części chcieli także sprawić, by zapomniał o przykrościach doznanych nocą. Potem była przerwa na obiad, a po nim krótki spacer, skąd od razu zabrali Teddy’ego do Andromedy. Pani Tonks była mile zdziwiona obecnością Hermiony, a Harry zauważył, że wydawała się o wiele spokojniejsza niż wtedy, gdy widział ją po raz ostatni.
     Wreszcie wrócili do Doliny Godryka, rozsiadając się wygodnie na krzesłach w kuchni. Hermiona uważała, że właśnie to pomieszczenie w domowym zaciszu najbardziej nadawało się do poważnych rozmów. Tak było, odkąd pamiętała, i tak zostało.
     W ciszy popijali kawę, patrząc na siebie z uwagą.
     Harry nie miał pojęcia, jak zacząć. W przeciągu dnia zdołał ułożyć w głowie parę scenariuszy, w których opowiada Hermionie o podróży do przeszłości, poznaniu rodziców i rozczarowaniu Jamesem. Ciągle zastanawiał się jednak nad tym ostatnim punktem. Wciąż nie był do końca pewien, czy powinien gniewać się na własnego ojca. W końcu nie warto wypominać komuś złych czynów, skoro później osoba ta potrafiła zmienić się na lepsze. Byłoby to trochę nie fair. Tym bardziej że inni ludzie wybaczyli Jamesowi to ciągłe znęcanie się, poniżanie i kawalarstwo. Harry, który nie znał dokładnej przyczyny przemiany swojego ojca, nie miał prawa niczego mu wypominać. Sam, mając piętnaście lat, zachowywał się jak dupek, szczególnie względem Rona i Hermiony, swoich najlepszych przyjaciół. Wybaczyli mu i sprawa została zapomniana. W ostateczności o człowieku nie świadczy wyłącznie złe zachowanie, lecz dobro, które sobą reprezentuje. Gdyby było inaczej, do tej pory nienawidziłby Snape’a, a jednak Harry potrafił darować mu winę. W takim razie co stało na przeszkodzie wybaczeniu Jamesowi?
     Harry miał wrażenie, że nie chodziło dokładnie o złość na samego Jamesa Pottera. Raczej o to, że poznając zachowanie ojca, zgubił gdzieś przekonanie o czystej, ogromnej i wiecznej miłości jego rodziców. Odkąd poznał prawdę, że zginęli, broniąc jedynego syna i siebie nawzajem, na oczy opadły mu klapki. Lily i James Potterowie byli idealnym małżeństwem i rodziną. Nie potrafił dostrzec w nich ani grama zła. Po obejrzeniu wspomnień Severusa Snape’a poczuł, jakby jego piękny świat, który zbudował, zaczął się sypać. Po tym co zobaczył dzisiaj, świat ten legł w gruzach. Niemniej, i tak wiedział, że czasem właśnie kompletnie pozbycie się swoich wyobrażeń jest jedyną drogą do poznania lepszej, choć skomplikowanej i nieidealnej prawdy. Potrzeba tylko czasu…
     Na szczęście nie musiał zaczynać rozmowy, ponieważ Hermiona zgrabnie go wyręczyła. Z dokładnością do każdego szczegółu opowiedziała mu historię o Julienie Lemaire, chęci poznania jej i wznowienia działalności stowarzyszenia WESZ. Wszystko, poza zbyt dziwnym zainteresowaniem Hermioną, bardzo spodobało się Harry’emu. Cieszył się, że dziewczyna wreszcie postawiła na swoim i zacznie robić w życiu to, co naprawdę kocha. Harry wielokrotnie zastanawiał się nad powiedzeniem jej wprost, żeby nie marnowała się w Departamencie Międzynarodowej Współpracy, że powinna pracować gdzie indziej, oby tylko była szczęśliwa. Był niesamowicie wdzięczny temu Francuzowi, ale obiecał sobie przy najbliższym spotkaniu obowiązkowo mu się przyjrzeć – a głównie jego relacjom z Hermioną.
     Wreszcie, gdy Hermiona skończyła już mówić, a w kuchni zapadła cisza, Harry podniósł się na nogi.
     - Chodź, muszę ci coś pokazać – powiedział i łapiąc Hermionę za rękę, zaczął ją ciągnąć po schodach na górę. W sypialni panował mrok, ale Harry szybko zapalił światło. Na jego łóżku znajdował się medalion Regulusa, magiczna karteczka i jego różdżka. Hermiona zmarszczyła czoło, nie wiedząc, czego się spodziewać.
     Kiedy usiadła na łóżku, wyraźnie skupiona i zamyślona, Harry zaczął mówić jej o wydarzeniach z przeszło trzech dni. Gdy tak opowiadał kobiecie historię z nagle pojawiającym się i znikającym napisem na kawałku pergaminu, czuł się, jakby opowiadał bajkę. Wszystko było tak mało realne i dziwne, że sam z początku nie mógł uwierzyć, choć przeżył to na własnej skórze. Potem nadszedł czas na streszczenie wspomnień Syriusza.
     - Biedny Syriusz. Biedny Regulus – wzdychała co chwilę z ręką przyciśniętą do ust. – Jak oni mogli traktować tak własne dzieci?!
     Hermiona była oburzona, wręcz wściekła. Kiedy jednak przeszedł do dnia dzisiejszego, jej wyraz twarzy złagodniał i patrzyła na Harry’ego bardziej współczująco.
     - Rozmawiałem z mamą, Hermiono. Z Syriuszem i Remusem też!
     - Wszystko ładnie, pięknie, Harry, ale…
     - Ale co? – zapytał po dłuższym milczeniu kobiety.
     - Ale nie rozumiem, jak mogłeś być taki głupi.
     - Że co?!
     Harry wybałuszył oczy. Hermiona z głośnym westchnieniem zaczęła tłumaczyć:
     - Co cię podkusiło, żeby wędrować po wspomnieniach samemu? Nie mówiąc nic o podróży w przeszłość, co – swoją drogą – raczej nie jest możliwe bez zmieniacza czasu. To mogła być pułapka, Harry.
     - Wiem.
     - To dlaczego nie powiedziałeś o tym Ronowi ani mi?
     - Przecież właśnie ci powiedziałem – uśmiechnął się delikatnie Potter, siadając obok kobiety. Przez całą swą opowieść chodził po pokoju, nie mogąc usiedzieć w miejscu z nadmiaru wrażeń.
     - Nie łap mnie za słówka, Harry. Wcześniej. Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wcześniej?
     Harry wzruszył ramionami. Co miał niby powiedzieć? Że bał się jej reakcji? Że nie chciał jej w to wszystko wplątywać?
     - Macie własne problemy.
     - Harry! Rona jestem jeszcze w stanie zrozumieć, ale ja? Jesteśmy razem, na Merlina, i twoje problemy są moimi problemami, czyż nie?
     - Bardziej wściekasz się, bo mogła to być pułapka, czy ponieważ ci nie powiedziałem?
     - Z obu tych powodów! – warknęła głośno, aż czerwieniejąc na twarzy ze złości.
     - Po prostu nie chciałem cię martwić, Hermiono…
     Odetchnęła głęboko, łypiąc na Harry’ego groźnie. Powoli jednak zaczęła się uspokajać. Musiała przyznać, że stoczyła wewnętrzną walkę i jej ciekawość wygrała z rozgoryczeniem.
     - To ta karteczka? – zapytała już spokojniej Hermiona, wskazując palcem na pergamin obok. Podniosła go do góry i z ciekawością zaczęła się mu przyglądać.
     - Próbowałem wszystkiego, Hermiono. Każdego zaklęcia, jakie znam, ale niczego się nie dowiedziałem. Napisy pojawiały się tylko w określonym czasie, same z siebie. Tylko dlaczego tak długo to trwało?
     - Może zaklęcie powodujące przeniesienie do wspomnień albo do przeszłości musiało się jakoś odnowić? Powiedziałabym, naładować baterię, a w tym przypadku magię – zachichotała pod nosem. – Pamiętasz te napisy po kolei?
     Harry pokiwał głową.
     - To dobrze. Zajmiemy się tym potem – zdecydowała Hermiona, podnosząc się z łóżka. Jeszcze raz obrzuciła wzrokiem medalion Regulusa, po czym przeniosła spojrzenie na Harry’ego.
     - Czemu potem? Może spróbujemy znowu dotknąć różdżką tej karteczki? Może ponownie trafimy do Hogwartu?
     - Nie wierzę, że to mówię… Musimy to przełożyć na jutro. Jesteś padnięty, Harry. Nie spałeś ponad dobę i wręcz słaniasz się na nogach.
     - Ale…
     - Ze świeżym i, co ważniejsze, pracującym umysłem więcej pomysłów wpadnie nam do głowy. Wstaniemy rano i się wszystkim zajmiemy, obiecuję. Muszę koniecznie rozgryźć tę tajemnicę… - ostatnie zdanie powiedziała tak jakby do siebie. Uśmiechnęła się do Harry’ego, z niemal matczyną troską przyglądając się jego sińcom pod oczami. – Uciekam. Zafiukam do ciebie rano.
     Hermiona cmoknęła Harry’ego w policzek, kierując się do drzwi. Potter jednak pospiesznie chwycił ją za rękę.
     - Zostań.
     - No nie wiem, Harry. Chciałabym jeszcze przeczytać coś o zaklęciach wierzytelności. Poza tym muszę znaleźć papiery dotyczące WESZ…
     - Proszę, Hermiono.
     Granger, kiedy tylko spojrzała w zielone oczy mężczyzny, od razu wiedziała, że się podda. Westchnęła więc i kiwnęła lekko głową. Harry uśmiechnął się radośnie, muskając jej usta własnymi.
     - Muszę się czegoś napić, zaraz wracam. - Rzucił przez ramię, wychodząc.
     Stanął przy zlewie i nalał wody z kranu do szklanki. Oparł się o kuchenny blat, rozglądając wokół. Jego wzrok przykuło poranne wydanie Proroka Codziennego leżące w kącie stołu. Był tak zaabsorbowany wydarzeniami dzisiejszego dnia, że wcześniej nawet go nie zauważył. Dopiero teraz podszedł bliżej i z zaskoczeniem przyglądał się fotografii z pierwszej strony, na której widniał on i Ginny, siedzący w „Świstokliku” i uśmiechający się do siebie. Wielki napis: „Harry Potter wraca do byłej narzeczonej i gwiazdy Quidditcha, Ginewry Weasley! Co na to Hermiona Granger, aktualna dziewczyna i szara pracownica Ministerstwa?” zdenerwował Harry’ego do tego stopnia, że zmiął gazetę i wyrzucił ją prosto do śmietnika.
     Poszedł do sypialni, zdjął bluzkę i spodnie, pozostając jedynie w bokserkach, i położył się do łóżka. Po szumie wody i zapalonym świetle w łazience, Harry domyślił się, że Hermiona brała prysznic. Głębiej zakopał się w połach kołdry, zastanawiając się, dlaczego Hermiona nie pisnęła ani słowa o dzisiejszym artykule.
     Kiedy panna Granger wyszła wreszcie z łazienki, Harry już od dawna spał, pochrapując pod nosem.

12 komentarzy:

  1. super rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  2. nie, nie rób nam tego
    historia jest wspaniała :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział. Dojrzały ;) można wyczuć lekkość z jaką idzie Ci pisanie. Twoja historia jest niecodzienna przez co jeszcze ciekawsza. Nie mogę doczekać się kolejnej części.
    Nie zniechęcaj się i nie pozwól by Twoja praca poszła na marne.
    Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że nie zaprzestaniesz pisania tej historii i wklejania jej tu, na blogu. Wykonanie, jak zwykle u Ciebie, bez zarzutu, sama treść też, jak na ten moment zapowiada się ciekawie. Myślę, że owa cisza (i zapewne nie tylko ja tak myślę) wynika po prostu z tego, że piszesz rzadko, zjawiasz się tu nieregularnie. Moim skromnym zdaniem, inaczej by to wyglądało, gdybyś ustaliła jakieś konkretne terminy pojawiania się kolejnych części opowieści. Raz na tydzień, dwa, miesiąc - zależnie od tego, jak szybko piszesz - i Tobie byłoby się wówczas łatwiej zmotywować do tworzenia i czytelnicy, którzy tu zaglądają, nie zniechęcaliby się ciszą, która niestety coraz częściej tu gości... Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę weny!
    A.

    OdpowiedzUsuń
  5. Z niecierpliwością czekam na kolejne części :)

    OdpowiedzUsuń
  6. #MagiczneSmakołyki #DyniowePaszteciki

    Nie wiem czy znowu nie trafiłam z komentarzem do rozdziału, ale czy ktoś jeszcze zwrócił uwagę na fakt, że Harry z Hermioną, zachowali oboje się jak obrażeni nastolatkowie? Czemu żadne z nich nie skontaktowało się przez tak długi okres czasowy? No dzieci :D

    A do tego, byłam w wielkim szoku, że Harry bawił się tym pergaminem, gdy w domu miał Teddy'iego, wiedząc, że może zniknąć!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę? A mi się wydawało, że Harry nie rozmawiał z Hermioną i na odwrót, bo mieli dużo na głowie... :P
      A co do tego pergaminu. W zasadzie Potter mógł przeczuwać, że zniknie, ale skoro wcześniej milion razy mu się nie udało, to czemu miałoby się udać akurat teraz? :)

      Usuń
    2. No, ale zawsze te 50/50 było xd

      No może to moje spaczone patrzenie, bo ja jak z moim choć raz dziennie nie pisałam chociaż to chora byłam XD

      Usuń
  7. Harry.. Harry Granger?! Hah nie no nawet pasuje ;D Uśmiałam się. Ja też nie lubię Lily za to jak potraktowała Severusa. Co kombinuje Ginny? Kiedy będzie starcie z Hermioną i czy w ogóle do niego dojdzie.
    A co do Regulusa to nikt mi nie przychodzi do głowy ;)
    Pozdrawiam ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. #MagiczneSmakołyki #PieprzneDiabełki

    Po pierwsze nie spodziewałam się, że Harry będzie widoczny w tych wspomnieniach. Coś ewidentnie nie poszło po jego myśli. Poza tym Harry Granger to tak trochę zabawnie :D Fajnie, że mogłam poczytać o perypetiach Huncwotów. Zazwyczaj nie czytam opowiadań z nimi, bo jakoś to nie moje klimaty, ale tutaj wszystko ładnie opisałaś. Dobra robota!
    Dobrze, że Harry powiedział o wszystkim Hermionie, ale dlaczego oboje zachowują się jak dzieci? Rozumiem, że Potter nie chciał jej martwić i zawsze był troszkę postrzelony, ale Hermiona za dużo się czepia. Wręcz o wszystko. Ech, z takim podejściem to ja tego związku nie widzę. Niestety...

    Na bloga trafiłam dzięki Akcji komentatorskiej „Magiczne Smakołyki”.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pamiętam, że z Huncwotami też miałam niemały problem. Bo jak oddać ich kanoniczne zachowanie, kiedy Rowling nabazgrała o nich zaledwie króciutkie fragmenty? No, ale skoro mówisz, że dobra robota, to fajnie. XD

      Usuń