Ostatni dzień czerwca, ale jestem!
W rozdziale 9 wyjaśni się nieco więcej o przeszłości Karen Evans, a przynajmniej otworzą się do tej przeszłości drzwi, a my tam zajrzymy przez chwilkę. Liczę, że jesteście zainteresowani tą krótką podróżą? :) Poza tym daję Wam troszkę Jamesa (ale tylko troszkę!) i coś na deser. Gorzki deser. :)
W wolnej chwili wchodźcie tutaj → POMISTRZOWSKU, bo niedługo pojawi się ciekawy konkurs z jeszcze ciekawszymi nagrodami, czyt. książki. No, i na tutaj → INSTAGRAM. Komentujcie, obserwujcie, lajkujcie - moja nowa dewiza.:P
Buziaki!
http://pinterest.com |
9. Czujesz się osamotniony. Postaraj się odwiedzić kogoś, kto jest jeszcze bardziej samotny
~ Jan Paweł II
Lily
Evans, pełna obaw i ze skurczonym ze stresu i głodu żołądkiem, szła wąską
ścieżką prowadzącą do mosiężnej, otwartej na oścież bramy.
Nie do
końca wierzyła we wiarygodność aktualnej sytuacji. Jeszcze dziesięć minut temu
krążyła po pokoju wynajmowanej stancji w Londynie i biła z myślami. Pomysł, aby
teleportować się przed sierociniec, w którym niegdyś pomieszkiwała Karen,
pojawił się dosłownie znikąd. Spontanicznie zarzuciła kurtkę, założyła buty i
chwyciła torebkę pod pachę, zrobiła obrót i nagle pojawiała się na Roadstreet.
Adres podała jej ciotka, która po wymienieniu paru listów wreszcie się poddała.
Dodała też, że sierociniec znajdował się pod numerem jedenastym, choć – jak się dzisiaj okazało – wcale
nie musiała być aż tak szczegółowa. Lily odnalazłaby go z łatwością, ponieważ prawie
trzykrotnie górował nad resztą stojących niedaleko domów.
Sierociniec
z daleka wyglądał jak zwykła szkoła, szczególnie że ze środka dobiegały
podniesione głosy dzieci. Brakowało jedynie dźwięku dzwonka ogłaszającego
koniec lekcji – Lily
mimowolnie przypomniała sobie szkołę, do której uczęszczała zanim dostała sowę z
Hogwartu.
Parokrotnie zresztą zastanawiała się, jak potoczyłoby się życie, gdyby
nie poznała świata magii. Pewnie nie pokłóciłyby się z siostrą, miałaby mniej
problemów i może rodzice nadal by żyli, a ona odwiedzałaby ich parę razy w
miesiącu?
– Skup się – zbeształa się na głos.
Lily podeszła do drzwi i zastukała kołatką. Dopiero po chwili dostrzegła
wiszący obok guzik z dzwonkiem. Nacisnęła go, a wokół zabrzmiał odgłos
piszczącego kurczaka – mogłaby przysiąc, że właśnie to usłyszała.
Przestąpiła z nogi na nogę, zaczynając się niecierpliwić, gdy nagle
drzwi się otworzyły. Stała w nich starsza kobieta, zmęczona codziennością, choć
uśmiechnięta. Zlustrowała Lily wzrokiem, nim spytała:
– Tak? Słucham?
– Dzień dobry, jestem Lily Evans – przywitała się Lily i odwzajemniła
uśmiech. – Chciałam… porozmawiać.
– Na jaki temat?
– Widzi pani, moja mama kiedyś tutaj mieszkała. Chciałam się po prostu
dowiedzieć, jak… Po prostu chciałabym poznać jej… historię. Tak. Chciałabym
poznać historię mamy – wyjaśniła nieskładnie.
– Nie wolno nam udzielać żadnych informacji o podopiecznych, przykro
mi. Nie możesz się zapytać swojej mamy osobiście? – dopytała, kiedy zobaczyła
zawiedzenie na twarzy rudowłosej.
– Niestety, to niemożliwe. Mama umarła dwa lata temu.
– Och! Przykro mi!
Lily wzruszyła ramionami.
– Po prostu chciałabym poznać parę szczegółów z życia mamy. Na przykład,
czy miała jakichś przyjaciół? Czy długo tu mieszkała? Dlaczego dziadkowie, to
znaczy Northonowie, ją zaadaptowali? I takie tam, rozumie pani…
Kobieta zmarszczyła czoło.
– Northonowie? Twoją matką była Karen?
– Tak – odparła zaskoczona. – Znała ja pani?
– Czyli ty jesteś Lily, jej najmłodsza córka? – spytała, a potem
dodała podchwytliwie: – A twoja siostra…
– Petunia?
– Tak, Petunia – zgodziła się, tym samym potwierdzając tożsamość
rudowłosej dziewczyny. – Myślę, że w tym przypadku jestem skłonna zrobić
wyjątek. Mogę z tobą porozmawiać o Karen. Nie wierzę, że nie żyje. – Pokręciła
głową, po czym odsunęła się na bok, robiąc Lily przejście. – Wejdź. Pójdziemy
do mojego gabinetu. Nikt nam wtedy nie przeszkodzi. Teraz na lewo –
poinstruowała.
Zgodnie ze wskazówkami kobiety Lily szła przed siebie, skręcała lub
wspinała się po schodach. To błądzenie po szkole mimowolnie przypomniało
korytarze Hogwartu, równie tajemnicze i zawiłe.
– Zapraszam.
Kobieta otworzyła przed Lily drzwi, za którymi znajdował się niewielki,
skromnie urządzony gabinet. Przy oknie stało niewielkie, gdzieniegdzie
posklejane taśmą, biurko, a przy nim krzesło, na którym strach było usiąść, gdy
nie chciało się wylądować na tyłku na podłodze. Poza tym przy ścianie mieścił
się regał, a na nim i obok dosłownie tona papierów. W kącie stała mała kanapa,
z której wystawały sprężyny.
Lily zajęła krzesło wskazane przez… No, właśnie, kim była ta kobieta?
– Nie chcę być niegrzeczna, ale kim pani jest? Jakąś znajomą mamy?
– Nazywam się Cherryl Adley i jeste… To znaczy byłam przyjaciółką twojej matki. Chyba o mnie nie słyszałaś, co? –
zapytała z uśmiechem, widząc nieme pytania w oczach Lily. – Cóż, pewnie Karen
nie chciała się mną chwalić – zachichotała.
– Mama w ogóle nic nie wspominała o swojej młodości. Dziadkowie, z
tego, co pamiętam, zawsze traktowali ją jak córkę, a nas jak wnuczki. Nigdy w
życiu nawet nie podejrzewałam, że nie byliśmy spokrewnieni.
– To jak poznałaś prawdę? – zainteresowała się Cherryl. – Herbaty?
– Chętnie. Dziękuję.
Lily prawie zapomniała, że dzisiaj jeszcze niczego ani nie jadła, ani
nie piła. Pani Adley wstała i włączyła czajnik. Kiedy przygotowywała kubki, do
których włożyła po saszetce earl greya, powiedziała:
– To skąd się dowiedziałaś?
– Od ciotki, siostry taty.
– Rozumiem, że ona z kolei dowiedziała się od twojego ojca? Hm, jak on
się nazywał? Marek? – Lily potaknęła. – Karen kiedyś napisała mi w liście, że
się pobrali. Chyba nawet gdzieś mam ich zdjęcie ze ślubu, które dołączyła…
– Czyli utrzymywała pani kontakt z mamą? Przez te wszystkie lata? –
zdziwiła się.
– I tak, i nie. Na początku, w sensie tuż po opuszczaniu sierocińca
przez Karen, pisałyśmy niemal raz na tydzień, może dwa? Potem Pamela, nasza
przyjaciółka, trzecia z paczki, też została adoptowana i w sumie wtedy kontakt
się jakoś urwał. Pisałyśmy pobieżnie, jeżeli coś ważnego się wydarzyło w naszym
życiu. Właściwie głównie Kar i Pam pisały – dodała – bo u mnie niewiele się
zmieniło. Nigdy stąd nie odeszłam, nawet kiedy mogłam, wolałam zostać i pomagać
przy młodszych dzieciakach.
Woda w
czajniku się zagotowała, o czym poinformowało głośne kliknięcie. Cherryl szybko
zalała herbatę, a po minucie gorący kubek postawiła na biurku. Lily zaburczało
w brzuchu, kiedy poczuła zapach ziół.
– A ta Pamela? – zapytała Evans. – Dalej ma pani z nią kontakt? Jak
miała na nazwisko?
– Ostatnio Pam zachorował syn, z tego, co się orientuję. Przykra
sprawa. U chłopaka wykryli raka trzustki, podobno złośliwego i chyba zaczęły
się przerzuty na inne organy. Nosi teraz nazwisko po mężu, Brooks, ale
prosiłabym cię, żebyś jej nie szukała. Przeżywa aktualnie ciężkie chwile i nie
chciałabym, by ktoś ją niepokoił własnymi problemami.
– Oczywiście, rozumiem. – Lily spróbowała łyk herbaty, parząc sobie
przy tym język. Nie mogła się jednak powstrzymać, tak głodna była.
– Ostrożnie. Jeszcze gorące.
Cherryl uśmiechnęła się dobrodusznie, czym przypomniała Lily
Dumbledore’a. Dyrektor Hogwartu też miał podobny wyraz twarzy, gdy rozmawiał z
uczniami albo zwracał im uwagę, bo postąpili nieroztropnie.
– Czy mama przyjaźniła się z kimś jeszcze? Czy byłyście tylko we trzy?
– Hm, to było dawno temu, Lily. Karen była bardzo lubiana i na pewno
miała paru innych znajomych. Nie potrafię sobie jednak ich przypomnieć… Coś mi
się kojarzy, że jakiś chłopak za nią latał, ale… A może to za Pamelą? Tak,
chyba to była Pamela… Naprawdę mi przykro, ale nie pamiętam. W przeciągu lat
przewinęło się tu tyle dzieci, że czasami ciężko zapamiętać twarze, a co
dopiero ich imiona.
– To zrozumiałe – odparła Evans, choć poczuła lekki zawód. – A wie
pani, dlaczego rodzice mamy ją porzucili? Czemu w ogóle wylądowała tutaj?
Cherryl podrapała się po policzku.
– Chyba kiedyś Kar wspomniała co nieco… Niech pomyślę – zastanowiła
się, marszcząc czoło. – Ach, tak. Wydaje mi się, że jej matka ponownie wyszła
za mąż, a ten ojczym… Cóż, powiedzmy, że za sobą z Karen nie przepadali.
– A co z ojcem mamy? On nie chciał jej wziąć do siebie?
– Możliwe, że już nie żył. Tak. Zdaje się dlatego właśnie matka Karen związała
się z innym mężczyzną.
– I co? Ta kobieta po prostu ot tak pozbyła się córki? Bo nowy mąż jej
nie lubił? – W oczach Lily pojawiła się złość.
Cherryl wzruszyła ramionami, po czym odchrząknęła.
– Większość dzieci trafia tutaj, bo są niechciane, nielubiane i…
niewygodne – powiedziała nagle, czym skutecznie zawstydziła Evans.
– No, tak, przepraszam. Po prostu ciężko mi uwierzyć, to wszystko.
Niech mnie pani źle nie zrozumie, wierzę pani – zapewniła bezzwłocznie. – Ja
tylko nie potrafię uwierzyć, że cała ta historia przytrafiła się akurat mojej
mamie. Osobie, której, jak myślałam, można ufać. Myślałam też, że nie mamy
przed sobą żadnych tajemnic.
Obie sięgnęły po kubki z
herbatą, sącząc ją w ciszy. Cherryl przyglądała się Evans, która w swoich
ruchach i mimice tak bardzo przypominała przyjaciółkę z dzieciństwa. Jedynie
kolor włosów i oczu miały różny. Lily odziedziczyła je chyba po ojcu. Albo matce Karen, przypomniała sobie
nagle Cherryl.
– Wiesz, że twoja babka też miała rude włosy? – zagadnęła. –
Przynajmniej z tego, co mówiła Karen.
– Naprawdę?
– Tak.
– A czy wie pani, czy może ona żyje? – zapytała coraz mocniej przejęta
Lily. Zaczęła układać w myślach plan poznania babci w celu poznania prawdy o
ich rodzinie.
– Nie mam pojęcia, przykro mi.
– Szkoda – westchnęła, a wszystkie plany diabli wzięli. Dopiła herbatę
niemal jednym haustem, uśmiechnęła się z wdzięcznością i wstała. – Bardzo pani
dziękuję za pomoc, za rozmowę i w ogóle… za wszystko. Muszę się już, niestety,
zbierać.
Cherryl również wstała.
– Miło mi będzie, jeżeli czasem mnie tu odwiedzisz. Chciałabym się też
dowiedzieć, co u twojej siostry. Może nawet odwiedzisz mnie z nią? –
zaproponowała.
– Jasne, czemu nie? – odparła.
Nie chciała wyznać, że są pokłócone. Prędzej ziemia by zamarzła, niż
Petunia zgodziłaby się przyjść tu razem z Lily.
Znalazłszy się przy drzwiach wyjściowych, Cherryl doznała chwilowego
olśnienia.
– Jeżeli ci to pomoże, to twoja babka nazywała się Samantha Hall… Albo
Haal. Może uda ci się ją znaleźć w książkach telefonicznych czy w urzędowych
archiwach? Warto spróbować, nie?
– O-oczywiście, dziękuję – odpowiedziała Lily, a po jej plecach
przeszedł zimny dreszcz. – Do widzenia.
Jak bardzo prawdopodobne było, że polującą na nią czarownicą był nie
kto inny, tylko jej własna babka? Czy jednak Samantha nie powinna wyglądać
starzej? O wiele starzej? Ta, która
zaatakowała ją w menażerii, nie miała więcej niż czterdzieści lat, i to
zaokrąglając. Na pewno istniało racjonalne wytłumaczenie, do którego Lily
najwyraźniej jeszcze nie doszła… Bo niby czemu matka Karen chciała zabić
wnuczkę? I to różdżką?! Zaraz, czy biologiczna rodzina mamy była czarodziejami?
Mama wiedziała o magii, nim Lily dostała list z Hogwartu? A tata? On też
wiedział?
Tyle pytań, zero odpowiedzi!
Lily czuła, jakby jej cały mózg wyparował.
Kiedy opuszczała
teren sierocińca, zanim wyszła za bramę, jeszcze raz spojrzała na budynek.
Poczuła nagłe mrowienie w nogach, a przed oczami mignął jej obraz czegoś
zamazanego. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że kiedyś już tu była. Krajobraz, te
wszystkie drzewa, krzewy i nawet porośnięty chwastami ogródek, wydawał się
dziwnie znajomy.
Albo
doznała dzisiaj zbyt wielu rewelacji i jej wyobraźnia płata figle.
Musiała
się uspokoić, a najlepiej – zwierzyć komuś. Bezmyślnie teleportowała się do św. Munga. Mimo
ostatnich kłótni z Jamesem potrzebowała rady, zdrowego osądu, pocieszenia i
przede wszystkich ciepła jego ramion.
Lily długo błądziła po korytarzach szpitala, nim odnalazła odpowiednią
drogę. Wspięła się na czwarte piętro, gdzie (według zdobytych informacji)
odbywały się aktualnie zajęcia kursantów. Jamesa wypatrzyła w tłumie niemal od
razu. Chciała podbiec, przywitać się, pocałować, ale zamarła. Poczuła się,
jakby dostała kopniaka prosto w brzuch. Otóż James opierał się plecami o
ścianę, a przy nim stała długonoga dziewczyna w za krótkiej, według Lily,
spódniczce. Evans nie należała do osób zazdrosnych, ale widok własnego chłopaka
flirtującego z inną nawet ją przerastał.
Podeszła bliżej z zamiarem podsłuchania.
– …dzisiaj znajdziesz czas? – spytała dziewczyna, a jej ręka nagle
powędrowała na ramię Jamesa, po którym bezczelnie zaczęła jeździć.
– Mam dużo nauki, sama rozumiesz, Celine.
– Tak, tak, po prostu myślałam, że razem się pouczymy. No, wiesz, we
dwoje sprawniej idzie.
To dlatego Jim ostatnio nie znajdował w ogóle czasu? Bo wolał po
kryjomu spotykać się z inną? Łzy zaczęły wzbierać się w oczach Lily. Nie
chciała nawet słyszeć odpowiedzi Jamesa, była tak wściekła. Drogę do holu
pokonała w biegu, a tam bezzwłocznie teleportowała się na stancję. Zamknęła się
w pokoju i dopiero tu pozwoliła sobie na płacz.
Ostatnio życie w ogóle jej nie oszczędzało. Tak właściwie to od
zakończenia Hogwartu wszystko zaczęło się sypać. Najpierw została zaatakowana
przez świruskę (najprawdopodobniej jej babkę!), gdzie ledwo uszła z życiem.
Potem Cirilla zwolniła ją z pracy, co poskutkowało brakiem pieniędzy.
Niepłacenie za czynsz, kłótnie z Jimem i z Dorcas, i z Anne. Nie miała już, co
jeść, a piła jedynie wodę z kranu. Niedługo zapewne wyrzucą ją z mieszkania, bo
przecież na nic się nie składała. I jeszcze te rewelacje związane z rodziną ze
strony matki?
– O. Merlinie.
Zaszokowana Lily nagle przestała płakać. Zerwała się na równe nogi, a
ze stresu zaczęła spazmatycznie oddychać.
– J-ja już tam byłam.
Głowę Lily zalały obrazy sprzed paru lat, kiedy to Lucjusz Malfoy
próbował ją wyprowadzić z Hogwartu przez Zakazany Las. Sytuacja miała miejsce
gdzieś na początku szóstego roku. Jamesowi, Syriuszowi i reszcie udało się ich
powstrzymać, a ona sama trafiła do Skrzydła Szpitalnego. Tam, z tego, co
pamiętała, miała sen, w którym Voldemort opowiadał coś o swojej przeszłości? Że
niby stał się Czarnym Panem przez Karen?
Czy istniało zaklęcie albo eliksir potrafiący przywołać sen lub go w
całości przypomnieć?
Z zapałem godnym wygłodniałego hipogryfa widzącego tchórzofretkę
rzuciła się na podręczniki do eliksirów. Przeglądała je do późna w nocy. Ledwo
patrzyła na oczy ze zmęczenia, lecz się nie poddawała. Za wszelką cenę musiała
poznać prawdę, choćby miało ją to kosztować…
Zdrowie?
Przed oczami Lily pojawiły się czarne mroczki, zaszumiało jej w
głowie. Wstała na chwiejnych nogach, trzymając za ramę łóżka. W brzuchu głośno
zaburczało, ale zignorowała sprawę. Chciała rozchodzić obolałe mięśnie, bo od
paru godzin siedziała w jednej pozycji. Robiąc krok, poczuła mdłości.
Potrzebowała chwili odpoczynku.
Zanim dotarła na łóżko, głodna i wycieńczona zemdlała, upadając na
posadzkę.
*
30 stycznia
Ostatnie miejsce
pobytu poszukiwanego Petera Pettigrew zostało ujawnione!
Poprzedniej nocy
Aurorzy otrzymali anonimowe zgłoszenie od zaniepokojonego czarodzieja, że w
opuszczonym domu w mugolskiej wiosce Bilsborrow w hrabstwie Lancashire przebywa
zbiegły morderca. Po przybyciu na miejsce potwierdzono tożsamość Perttigrew,
który zorientowany w sytuacji zbiegł.
Główny szef Biura
Aurorów, Rufus Scrimgeour, odmawia komentarza w tej sprawie.
Reporterzy Proroka
dotarli jednak do prawdy. Z nieoficjalnych źródeł udało ustalić się, że
Pettigrew należy do grupy niezarejestrowanych animagów. Nie wiadomo jeszcze,
jaką przyjmuje postać.
Więcej informacji
wkrótce.
Dla Proroka
Codziennego,
T.L.
Świetny fragment - akcja nabiera tempa. Ja pracuję ciągle nad Wielkim Oczekiwaniem - i "popchnę" je w formie elektronicznej, "e bookowej". Najważniejsze, że blogerzy się wspierają. Daniela jeszcze wiele pokaże !
OdpowiedzUsuńPowoli się rozkręca, to fakt. :)
UsuńSo good.
OdpowiedzUsuńAle świetne! Cudownie mi się czytało! Zdecydowanie chcę więcej.
OdpowiedzUsuńJuż niedługo. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo kiedy przyjdzie wena - tego nikt nie wie. :)
UsuńŚwietne! Czekam na dalszą część.
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńBardzo mnie wciągnęła Twoja opowieść dlatego z chęcią przeczytam wcześniejsze rozdziały 🙂
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy i zapraszam! :)
UsuńKurde, chyba muszę zacząć tą opowieść od początku ;)
OdpowiedzUsuńZapraszam: czytanko.pl
Proszę bardzo! Spis treści stoi otworem, czytaj, co tylko sobie zażyczysz. :)
UsuńBrzmi intrygująco, chętnie zapoznam się z treścią od początku. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy! :)
UsuńWciągnęło mnie czytanie i chętnie dowiem się jak potoczyły się losy bohaterów. Czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńŚwietnie, dziękuję. Obym Cię nie zawiodła. :)
UsuńSiemasz!
OdpowiedzUsuńNo tym razem opóźnienie mam straszneee. Jak wakacje? Już po czy przed, odpoczęłaś trochę? Wena na miejscu? :D
Nie za dobrze wygląda ta sprawa z mamą Lily. I ta Samantha na dodatek. Za dużo pytań, za mało odpowiedzi :P James ostatnio niby jest obecny, ale tak jakby go zupełnie nie było, ciekawe czy się trochę otrząśnie, kiedy wreszcie zorientuje się co się dzieje z Lily, a jeśli nie to może ta cała nauka niedługo się na coś przyda. Końcówka też za dużo nie mówi co się stanie z Peterem... Zbyt nieprzewidywalne te rozdział ostatnio :D
Odmeldowuje się póki co :P Czekam na następny (akurat z czytaniem jestem na bieżąco w porównaniu do komentowania :D) Trzymaj się ciepło !
Monika
Teraz to ja mam straszne opóźnienie! Nawet nie zauważyłam Twojego komentarza... W ogóle ostatnio coś o Melodiach zapomniałam, szczerze mówiąc. Wakacje już dawno minęły i nawet nie pamiętam, co się w trakcie działo. :)
UsuńDodam zaraz kolejny rozdział (ostatni napisany, o zgrozo!), to się przekonasz, co z Jamesem i resztą ferajny.
A co u Ciebie słychać? Co w ogóle teraz robisz, bo jestem niesamowicie ciekawa? Studia? Praca? Nowe miasto? Wyjechałaś jednak czy zostałaś? Opowiadaj. :)
Na brodę Merlina, dziewczyno, błagam Cię - pisz dalej! Od kilku dni nie mogę się oderwać od Fortuny i w tym momencie czuje się, jakbyś wysłała mnie na odwyk.. szczególnie, że ten post dodałas tak dawno. Twoje opowiadanie to jedno z niewielu pozytywnych rzeczy ostatnio w moim życiu. Wiec... Proszę, zaklinam, niech wena Ci wróci i pisz!
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie komentarze - są najmocniej motywujące i w ogóle moje ego wystrzeliło za orbitę. Specjalnie więc dla Ciebie, drogi Anonimie, łap kolejny rozdział. :)
UsuńCudownie się to czyta! Masz talent i z chęcią przeczytam kolejne części :)
OdpowiedzUsuńThe 8 Best Casino Restaurants in LA | MapyRO
OdpowiedzUsuńThis 상주 출장샵 restaurant has 경상북도 출장마사지 everything you'd expect from 안양 출장샵 a Las Vegas restaurant: breakfast; two large coffee shops 울산광역 출장안마 (two high-end restaurants); 제천 출장마사지 an expansive