No, i witajcie w spóźnionym o cztery miesiące rozdziale. Kompletnie zapomniałam, że mam go w zanadrzu - myślałam, że już mi się skończyły, szczerze mówiąc.
Nie za bardzo wiem, co pisać, bo tak dawno mnie tu nie było, że wstyd. Pamiętajcie jednak, że jeśli się nie odzywam na Melodiach, to nie znaczy, że zapomniałam o blogu. To moje jedne z pierwszych dzieci na blogosferze, więc nie istnieje nawet ociupina szansy, by zniknęła w odmętach pamięci. :)
Łapcie kolejne wydarzenia z życia Lily, Jamesa i reszty. :)
https://tenor.com/ |
10. Prawda nie niszczy nam życia, to poczucie winy
~ erinka
Nie pożyje zbyt długo, jeżeli nadal będzie się stawiał. Wiedział o
tym, choć nieprzerwanie gryzł, pluł, wyrzucał jedzenie poza kraty celi, śmiał
się w twarze napastników czy groził. Środków usypiających, które mu
wstrzyknięto przez nieposłuszeństwo, nie potrafił już zliczyć. Teraz także był
blisko zaśnięcia, a oczy ciążyły, jakby ważyły tonę. Mimo to nadal się nie
poddawał. Próbował odpędzić zmęczenie, żeby znów nie podano mu leków, po
których wymiotował dalej niż widział i które z każdą kolejną dawką zabijały
jego nieliczne pokłady człowieczeństwa i pozwalały uwolnić drzemiącą bestię.
Kiedy już ciało nie dawało rady dłużej utrzymać świadomości, wyobrażał
sobie ją.
Jej rude włosy i uśmiech przynajmniej trochę łagodziły ból przemiany. Choć wrzaski, jakie wówczas z siebie wydawał, mogły wskazywać zupełnie co innego.
*
Odkąd Charles otworzył oczy, nie mógł wyzbyć się nieprzyjemnego
uczucia w żołądku. Najpierw myślał, że to niestrawność. Wczoraj sobie
pofolgował i na kolację zjadł dość tłustą jajecznicę na bekonie. Wziął ziołowe
tabletki, ale do południa wcale nie zrobiło mu się lepiej. Kręcił się po domu,
nie mogąc wysiedzieć w jednym miejscu, a jego głowa zapełniała się coraz
bardziej niepokojącymi obrazami.
– Czemu tak łazisz, tato?
– Co?
Z transu Charlesa wyrwał James, który wszedł do kuchni i od razu, jak
miał w zwyczaju robić codziennie, zaczął wyciągać jedzenie z lodówki. Zamierzał
zanieść je na górę do pokoju, żeby móc nieprzerwanie powtarzać materiał na
kurs, uczyć się nowych rzeczy czy odrabiać zadane prace.
– Nie mogę usiedzieć w miejscu…
– To pierwsza oznaka hemoroidów – zaśmiał się Jim, ale ojciec nie
podzielił jego radości.
– Raczej dziwne przeczucie. Muszę napisać do Dumbledore’a.
Bez zbędnych wyjaśnień szybko naskrobał list i wysłał go sową. Godzinę
później otrzymana odpowiedź nie zadowoliła Charlesa na tyle, by poprzestał
martwić się oraz wydrążać dziurę w podłodze poprzez ciągłe krążenie wokół.
– Czy u ciebie wszystko w porządku, synu? – spytał, kiedy Jim po raz
kolejny zszedł do kuchni. – Masz jakieś problemy? Niepokoi cię coś?
James westchnął.
– Dziwnie się dzisiaj zachowujesz.
– Odpowiedz. Proszę.
– Nie, tato, nie mam żadnych problemów. A przynajmniej nie takich, o
które powinieneś się martwić.
– Na kursie wszystko w porządku?
– Tak. Nawet ta cholerna piła, Plumf, ostatnio mnie pochwaliła. Wiesz
– uśmiechnął się szeroko – coraz lepiej mi idzie. I coraz pewniej się czuję.
Kto by się spodziewał, że nauka może być naprawdę potrzebna?
Charles zmarszczył czoło.
– Raaacja – przeciągnął. – To dobrze. A co u reszty?
– Chyba spoko. Ostatnio rzadko się spotykamy i rozmawiamy. Może lepiej
zapytaj Lily? Ona lepiej będzie wiedzieć, co w trawie piszczy.
– A czemu ty nie możesz jej zapytać?
– Troszkę się ostatnio posprzeczaliśmy. Lily nie rozumie, że mam
pewne… zobowiązania, których nie mogę odłożyć. Rozumiesz mnie, nie?
– Cóż, szczerze mówiąc, cieszę się, że wreszcie po tylu latach
ganiania cię i grożenia przykładasz się do czegoś i zaglądasz do książek, ale…
Jim, może ciut przesadzasz? Nie znajdujesz czasu ani dla mnie, ani dla Lily,
ani dla reszty przyjaciół.
James prychnął.
– Znów to samo. Chyba żeście się dogadali z Lily… Po egzaminach będę
miał mniej roboty.
Charles doskonale rozumiał potrzebę syna w stawaniu się lepszym i
bardziej uzdolnionym czarodziejem. Za możliwość obrony najbliższych, a w
szczególności ukochanej, w sytuacji zagrożenia życia, kiedy to stanie się
twarzą w twarz ze Śmierciożercą lub – gorzej – z samym Voldemortem. James
jednak powinien dawkować tę potrzebę i czasami wyjrzeć nosem poza tomiszcza
podręczników do eliksirów czy do medykalnych zaklęć.
Swoją drogą, gdy Jim wymienił imię Lily, przedziwny dreszcz przetoczył
się przez plecy Charlesa.
– Kiedy ostatnio widziałeś się z Lilą? Wszystko u niej okej? Znalazła
już pracę? – dopytywał wiedziony przeczuciem.
– Chyba tak… Nie skarżyła się. A przynajmniej nie na to, a na mój brak
czasu.
– A jak wyglądała?
– Dobrze? Nie wiem, tato – jęknął, odrzucając ręce – nie przyglądałem
się dokładnie.
– Nie zwracasz uwagi na własną dziewczynę? – Charles pokręcił głową,
całkowicie zażenowany postawą syna. Jim lekko spąsowiał, jakby wreszcie coś
dotarło. Podrapał się po policzku, po czym zaczął obserwować zarzucającego
kurtkę na ramiona ojca.
– Co robisz? Gdzie idziesz?
– Do Lily, a gdzie?
– Serio? Po co?
– Zobaczyć, co u niej. Sam czasami mógłbyś sprawdzić, co się dzieje u
twojej dziewczyny.
– Nie praw mi wyrzutów, okej? – podniósł głos podirytowany ciągłą
krytyką. – Mam za wiele na głowie i nie wyrabiam się na codzienne wizyty po
ploteczki.
Charles uniósł brwi.
– Wiesz, poradzę ci coś. Jak ojciec synowi… Zawsze będziesz miał coś
ważnego do roboty, czy to nowa praca, czy awans, brak funduszy na zbudowanie
domu albo martwienie się o dziecko i jego przyszłość. Kiedy stajesz się
dorosły, a przynajmniej chcesz, aby cię tak traktowano, zawsze znajdą się
problemy, o które będziesz się martwił i które będą spędzać ci sen z powiek.
Nie pozwól jednak, aby przejęły one kontrole nad twoim życiem. To ludzie czynią
życie wspaniałym i cokolwiek wartym, nie bycie najzdolniejszym na roku albo –
czego zapewne doświadczysz w późniejszych latach – najdroższy dom oraz
największa ilość zabawek dziecka. Po co komu takie rzeczy, skoro dom będzie
stał pusty, a dziecko nawet nie pozna ojca, gdy ten zawita po dwunastogodzinnej
zmianie?
James patrzył na Charlesa bezemocjonalnie, choć w głowie miał istną
zawieruchę.
– Dzisiaj zastanów się nad tym, dopiero potem otwórz kolejne
podręcznik i ucz się nowych eliksirów.
Pan Potter zapiął ostatni guzik płaszcza, wyszedł przed barierę
ochronną, skąd teleportował się z głośnym trzaśnięciem. Wylądował w wąskiej,
zaciemnionej uliczce w mugolskiej dzielnicy. Nie pierwszy raz zamierzał
odwiedzić Lilę, więc pamiętał drogę i ilość skrzyżowań, które powinien minąć. Ten
nocny spacer kosztował Charlesa kilka nieciekawych myśli. Z każdym kolejnym
krokiem przeczucie nieopuszczające go niemal od rana pogłębiało się, skutkując
w mdłości i kłujący ból w żołądku. Uświadomiwszy sobie, że podobnie czuł się w
dniu, w którym zginęła jego ukochana Dorea, przyśpieszył, a do mieszkania
dziewczyn zapukał o wiele głośniej niż musiał.
Otworzyła mu zaspana i rozczochrana Dorcas.
– Czego znowu chcesz?! Och! Pan Potter! Przepraszam, myślałam, że to
sąsiad – wybąknęła zawstydzona wybuchową reakcją.
– Witaj, moja droga. Czy zastałem Lilę?
Charles starał się brzmieć spokojnie i udawać opanowanego, choć lekko
drżący głos mógł go zdradzić. Podobnie jak trzęsące się dłonie. Przekroczył
próg, rozglądając się uważnie.
– Lily? Od rana nigdzie nie wychodziła, więc pewnie nadal siedzi w
pokoju.
– Cały dzień? – zdziwił się.
– Chyba tak. Na jakąś godzinkę wyszłam na Pokątną, więc może wtedy
gdzieś poszła?
– A jak wróciłaś, to zajrzałaś do niej? Może wcale jej tam nie ma?
Dorcas wzruszyła ramionami.
– Nic mnie to nie obchodzi. Lily ostatnio zachowuje się dziwnie i…
Cóż, właściwie jesteśmy pokłócone.
Zanim Charles zdążył odpowiedzieć, na korytarz wyszła Anne. Również
wyglądała, jakby dopiero wstała, choć włosy miała schludnie zaczesane w
warkocz. Poprawiła szlafrok.
– Dobry wieczór – przywitała się zdziwiona widokiem starszego Pottera.
– Witaj, Anne. Przyszedłem do Lily. Może ty jesteś w stanie mi
powiedzieć, czy twoja przyjaciółka znajduje się w mieszkaniu?
– Byłam dzisiaj w pracy, proszę pana. Wyszłam bardzo wcześnie, więc
Lily pewnie jeszcze spała. A wróciłam jakieś – zerknęła na zegar wiszący na
ścianie – dwie godziny temu. W przeciągu tego czasu nie widziałam, żeby w ogóle
opuszczała pokój. Stało się coś? – dodała zdziwiona i zaniepokojona.
– Oby nie.
Charles podszedł do drzwi odgradzających pokój Lily od korytarza i
zapukał raz, a gdy odpowiedziała mu cisza, drugi raz.
– Lila? Jesteś tam? Otwórz, proszę.
Szarpnął za klamkę, ale drzwi zamknięto na klucz.
– Może jednak wyszła?
– Naprawdę nie wiecie, co się dzieje z waszą przyjaciółką? – Charles
popatrzył na dziewczyny, a jego głos mimowolnie się uniósł. Anne ewidentnie
spąsowiała, opuszczając głowę w zawstydzeniu, zaś Dorcas prychnęła.
– Nie jesteśmy jej niańkami, panie Potter. Gdyby płaciła regularnie za
czynsz albo w ogóle się na niego składała, nie byłoby żadnego problemu.
Dlaczego mamy ciągle za nią wykładać galeony? U nas też kiepsko wygląda
sytuacja z kasą.
– Lila nie płaci za czynsz? – Charles kompletnie zignorował resztę
słów Dorcas. – Lila! Otwórz te drzwi!
– Może na serio gdzieś wyszła? – zaproponowała Anne z nutką nadziei w
głosie. Wtedy problem sam by się rozwiązał.
– Homenum revelio. A jednak siedzi w pokoju – dodał Charles, gdy
zaklęcie ujawniło obecność wszystkich osób w mieszkaniu, i znów załomotał
głośno do drzwi: – Lila, do jasnej cholery, otwieraj!
Dorcas zmarszczyła czoło.
– Czemu ona się tak zachowuje? Wprowadza tylko nerwową atmosferę…
– Może nie ma znowu ochoty z wami rozmawiać, skoro ciągle się kłócicie
i żądacie od niej pieniędzy? – warknął Charles, nie panując nad emocjami. – Ile
miesięcy już zalega z czynszem?
– Trzy.
– Trzy?! I to nie wydało wam się dziwne?! Na miłość Merlina! A mówili
mi, że macie swój rozum…
Anne poczuła wstyd, podobnie jak Dorcas, choć ta nie dała po sobie
poznać żadnych emocji. Nie popisały się jako przyjaciółki, to było pewne.
– Może wzięła tabletki nasenne? Ostatnio chyba kiepsko sypia, bo
nocami chodzi po domu. I strasznie dużo pije wody, prawie non stop – dodała
Wisborn po chwili zastanowienia.
– Dosyć tego. Lila, odsuń się.
Najpierw szybkim Silencio wyciszył mieszkanie, a potem…
– Bombarda – wycedził.
Drzwi wyleciały z zawiasów sekundę później. Wparował do pokoju, nie
wiedząc, czego się spodziewać. Lily zobaczył dopiero, gdy oczy przyzwyczaiły
się do ciemności. Siedziała skulona w kącie, oplatała ramionami kolana, kiwała
się raz w przód, raz w tył. Trzęsła się z zimna.
– O najświętsza, Lila!
Charles doskoczył do dziewczyny i kucnął obok. Chwycił ją za ramiona,
potrząsnął, próbując wymusić choćby minimalną reakcję. Lily, jakby pogrążona w
transie, nadal wpatrywała się bezświadomie w podłogę.
– Czemu tu jest tak pieruńsko zimno? – pytał. – Gdzie masz różdżkę?
Oczywiście, nie odpowiedziała, więc najpierw rzucił zaklęcie
rozgrzewające, a potem strapiony rozejrzał się wokół. Z zdziwieniem zaobserwował
brak łóżka, szafy, biurka, a nawet komody. Na podłodze leżał jedynie pusty
materac, bez poduszek i pierzyny.
– Lila, co tu się, na Merlina, wyprawia! Lila! Lily Evans, mówię do
ciebie!
Dziewczyna wreszcie drgnęła wystraszona podniesionym tonem. Powoli
przeniosła spojrzenie na Charlesa i jakby dopiero teraz rzeczywiście go
dostrzegła.
– P-pan Potter?
Głos miała cichy.
– Czy przeszło tędy stado czarnoksiężników i pozabierali twoje rzeczy?
Gdzie się wszystko podziało? I gdzie, do cholery jasnej, masz różdżkę?!
– Pod ł-óżkiem.
– Jakim łóżkiem, na Merlina? – warknął, ale podniósł materac i
faktycznie, wyjął spod niego różdżkę Lily. – Żyjemy w niebezpiecznych czasach,
moja droga, dlatego wręcz żądam, żebyś różdżkę trzymała zawsze pod ręką.
Rozumiemy się?
Lily potaknęła. Próbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie. Cóż
mogła jednak na to poradzić? Była przemęczona, wyprana z emocji, a ostatni
posiłek zjadła… No, właśnie, kiedy ostatnio miała coś w ustach? Wczoraj?
Przedwczoraj? A może tydzień temu w niedzielę?
– Lumos.
Światło wypływające z różdżki pana Pottera zaskoczyło Lily i oślepiło.
Natychmiast zasłoniła oczy dłonią, a szybki ruch wywołał spadek energii. Nogi
zadrżały, a ta padłaby jak długa na posadzkę, gdyby Charles natychmiast jej nie
złapał. Bez najmniejszego problemu przeniósł ją na materac, jakby ważyła nie
więcej niż piórko.
Charles przyjrzał się Lily. Wyglądała… okropnie. Wychudzone ciało, z
którego koszulka zwisała, jakby miała na sobie luźną sukienkę. Zapadnięte
policzki oraz przeraźliwa bladość skóry sprawiały wrażenie, jakby dziewczyna
nie jadła od pół roku. Ręce bez żadnej masy mięśniowej, wystające kości.
– Wyglądasz jak trup – stwierdził Potter. – Co ty ze sobą zrobiłaś? I
gdzie są twoje rzeczy?
– Sprz-sprzedałam je.
Lily zaczęła szczękać zębami, choć w pokoju dzięki zaklęciu
ogrzewającemu rzuconemu przez Charlesa, panowała już normalna temperatura.
Dorcas i Anne stały w wejściu, obie wyglądały na przerażone widokiem
wygłodniałej, słabej i niemal anorektycznej przyjaciółki.
– Rozumiem. Zostawiłaś sobie jakiś sweter, bluzę? Szalik? Cokolwiek,
co mogłabyś ubrać? Na dworze straszny ziąb.
– Nie.
– Rozumiem – powtórzył pan Potter, choć tym razem słowom towarzyszyło
zgrzytnięcie zębów. – Czy któraś z was mogłaby pożyczyć Lily sweter? I najlepiej
jakąś kurtkę. Zamierzam się z nią teleportować, a z racji tego, że przebywamy
na mugolskiej dzielnicy, musimy dojść do najbliższego zaułka.
Charles brzmiał, jakby się tłumaczył, choć wcale tak nie było. Po
prostu głośno myślał, próbując poukładać myśli. Zanim zdążył wykombinować,
jakich eliksirów wzmacniających Lily potrzebuje i czy posiada w domu wszystkie
składniki, Anne pomogła ubrać Lily sweter. Kurtkę, szalik, skarpety i buty też
– naprawdę czuła się winna.
– Czy to aby dobry pomysł, żeby ją przenosić? Wygląda, jakby każdy
ruch sprawiał jej ból.
– Pozostanie tutaj sprawiłoby Lily więcej bólu.
Wiedział, że zabrzmiał szorstko i mógł z lekka przesadzić, aczkolwiek
nie zamierzał przepraszać. Był zdegustowany postawą przyjaciół Lily, podobnie
jak jej relacjom z własnym synem, z którym – swoją drogą – już on sobie
poważnie porozmawia.
Bez wysiłku wziął Lily na ręce, która jęknęła ledwo i jak kotek
przytuliła się do pana Pottera. Potrzebowała ciepła drugiego ciała, a
przynajmniej tak sobie tłumaczyła. Była osłabiona na tyle, że rzeczywistość
często uciekała jej między palcami.
Charles krytycznym spojrzeniem przejechał po twarzach Anne i Dorcas.
– Wyślijcie mi sowę z dokładną kwotą, jaką zalega Lila. Jutro z rana
wystosuję specjalne pismo, żeby należność pobrano z mojego konta i przeniesiono
ją na wasze. I jeżeli nie będziecie się wyrabiać finansowo, radzę znaleźć nowego
współlokatora. Marne są szanse, że pozwolę Lily tu wrócić. Do widzenia, moje
drogie.
Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Charles żwawym krokiem pokonywał
kolejne kilometry. Pogrążony w myślach niemal przeoczył ślepą alejkę, z której
bez problemów mógł się teleportować. Będąc już w domu w Dolinie Godryka,
przelewitował Lily na kanapę w salonie. Przez pierwszą noc nie zamierzał
opuszczać jej nawet na minutę. No, może poza momentem pójścia do kuchni i
przyszykowania jej czegoś do jedzenia.
– Boli cię coś, Lila? – zagadnął, kucnąwszy obok. Opatulił Lily dwoma
kocami i dodatkowo rzucił zaklęcie rozgrzewające. Powoli zaczęła się ocieplać,
bo na policzkach wykwitły dwa ładne rumieńce.
– Chyba nie… Dziękuję, panie Potter.
– Zaraz przyniosę ci herbatę, ale musisz ją pić niewielkimi łyczkami.
I dostaniesz kanapkę albo zupę.
– Nie jestem głodna.
– Nawet się nie waż – zabrzmiał groźnie. – Masz zjeść przynajmniej
trochę, inaczej sam cię nakarmię, a uwierz, naprawdę tego nie chcesz.
Parę minut później Charles wrócił z obiecaną herbatą i rosołem.
– Ja… ja chyba nie dam rady…
– Rozumiem. Nakarmię cię. Nie martw się.
James akurat postanowił zejść na dół w momencie, kiedy Charles
powolnym ruchem przystawiał łyżkę zupy do ust Lily i jednocześnie trzymał jej
głowę w pozycji pionowej. Zdębiał. Za żadne skarby świata nie spodziewał się
zastać takiego widoku.
– Co się tu dzieje? Tato czemu karmisz Lily? I czemu jesteś tak
owinięta, Lily? – pytał. W dwóch susach znalazł się przy dziewczynie, której
zwykle błyszczące zielone oczy teraz zmatowiały, tracąc kolor. – Jesteś chora?
Lily nie odpowiedziała skupiona na dokładnym przeżuciu makaronu.
Bolała ją cała szczęka, żołądek zaciskał i pobudzał odruchy wymiotne. Zjadła
raptem trzy łyżki zupy, a czuła się, jakby zjadła przynajmniej pięć posiłków
naraz.
– Teraz zacząłeś się przejmować? Gratulacje, synu, świetne wyczucie
czasu.
– O co ci chodzi? Zawsze się przejmowałem. Poza tym chcę wiedzieć,
dlaczego mój ojciec karmi moją dziewczynę.
– Wbij sobie do głowy, gumochłonie jeden, że twój ojciec karmi twoją
dziewczynę, ponieważ ty tego robisz. Nie zainteresowałeś się swoją dziewczyną
od paru miesięcy, więc nie zdziwi mnie fakt, że Lily ową dziewczyną wreszcie
być przestanie. I dobrze! Fora ze dwora!
– Panie Potter…
– Tak, moja droga?
– Pomoże mi pan wejść na górę? Ja… Chyba wolę spać zamknięta w pokoju.
Bez…
Słowo: Jamesa zawisło
niewypowiedziane w powietrzu.
– Tylko jeżeli ja tam zostanę. Zamierzam cię dzisiaj obserwować, więc
rozłożę sobie fotel. Trochę to dziwnie zabrzmiało – dodał po sekundzie namysłu
– ale niczego złego nie miałem na myśli.
– Wie-em – zająknęła się.
– Czy ktoś mi tu w końcu powie, o co chodzi?!
– Nie unoś się. Nie zamierzamy słuchać żadnych krzyków. Potrzebuję
spokoju, a Lila to już w ogóle.
Charles pomógł rozplątać się Lily spod koców, kiedy jednak próbowała
usiąść, przytrzymał ją. Bez słowa wziął ją na ręce i zaniósł po schodach do
pokoju. James jedynie stał i patrzył z lekko rozdziawioną buzią. Przez ułamek
sekundy zobaczył efekt nieinteresowania
się Lily, jej wychudzone ręce, obwisły sweter na kościstym ciele i nogi
cieńsze od patyków z przydrożnego lasku. Kiedy ojciec wnosił Evans na górę, jej
zapadnięta twarz i smutne oczy bez wyrazu dokładniej ukazane w świetle lampy.
Był to widok, który prześladował Jamesa przez następnych parę nocy w
koszmarach.
Gdy wparował do własnego pokoju, czuł jedynie obrzydzenie do samego
siebie. Książki rozłożone na łóżku, pióra i setki zanotowanych pergaminów,
wszystko jednym ruchem zrzucił na podłogę. Rozlał kałamarz na dywan, który w
okamgnieniu pokrył się czarnym atramentem. Musiał coś zrobić z rękoma,
potrzebował się wyładować, bo nadmiar emocji wręcz przytłaczał. Najpierw kopnął
szafkę, potem ramę łóżka, a później przywalił pięścią w ścianę. Usłyszał
pęknięcie, poczuł ból, jednak to nijak nie złagodziło stanu, w jakim się
znajdował.
Po wielu godzinach bezsensownych myśli i obrzucania się błotem na
palcach wymknął się z pokoju. Przeszedł korytarz, by znaleźć się w pokoju Lily.
Charles chrapał w poduszkę na rozłożonym pośpiesznie fotelu, ewidentnie
zmęczony przeżyciami minionego dnia. Lily z kolei spała z lekko otwartą buzią
na łóżku. James usiadł obok najlżej jak potrafił, bo nie chciał jej zbudzić, po
czym niemal jęknął z trwogi. Dopiero teraz zdołał bliżej przyjrzeć się twarzy
Lily.
Wyglądała okropnie. Blado, kościsto, jak śmierć w rudych włosach.
Przełożył za ucho kosmyk opadający na czoło i pocałował delikatnie jej
usta. Mruknęła cicho, więc znieruchomiał.
Gdyby nie przeczucie Charlesa, każdy by olał sprawę i Lily znaleziono
by dopiero za parę dni. Najprawdopodobniej martwą.
Zadrżał na samą myśl. Wreszcie niemal niesłyszalnie zerwał się na
równe nogi i wrócił do swojego pokoju. Opadł na podłogę przed drzwiami, schował
twarz w dłoniach. Jamesem targnął cichy szloch, drugi, jaki doznał w życiu. Za
pierwszym razem płakał w ramionach Lily po śmierci Dorei. Teraz rozpaczał nad
własną głupotą i jednocześnie dziękował Merlinowi, że nie odebrał mu również
Lily. Choć tak niewiele brakowało.
Zbudziło go ostre szarpnięcie, a potem wylądował twarzą na dywanie. To
Charles próbował dostać się do pokoju syna i mocno szarpnął drzwiami.
– Spałeś na podłodze?
– Mhm, najwyraźniej… Co z Lily? Jak się czuje? – zapytał natychmiast,
rozbudzając się całkowicie i zrywając na równe nogi.
– Lepiej. Trzeba będzie się nią sporo opiekować, synu.
– Oczywiście. Zrobię wszystko.
Charles sceptycznym spojrzeniem zmierzył porozrzucane książki i
pergaminy.
– Najpierw tu ogarnij. A potem możesz pomóc nakarmić Lilę. Będzie
łatwiej, jak ktoś przytrzyma jej głowę. Jeśli dobrze pójdzie, myślę, że
wieczorem powinna odzyskać siłę na tyle, by jeść samodzielnie. Na razie jednak
musimy jej w tym pomóc. Aha, i jeszcze jedno, Jim. Jeżeli Lila nie zażyczy
sobie twojej obecności, masz wyjść bez słowa sprzeciwu. Każda chwila
zdenerwowania bardzo ją osłabi, co zresztą powinieneś doskonale wiedzieć jako
kursant na Uzdrowiciela. I tutaj mam do ciebie jeszcze jedną sprawę.
James słuchał nieprzerwanie.
– Jak Lila coś zje, przygotuj jakieś eliksiry wzmacniające czy co tam
może pomóc. Ale tylko takie – zaznaczył – których efektu jesteś stuprocentowo
pewien. Poprosiłem starą przyjaciółkę, żeby wpadła z wizytą po obiedzie, to oceni
właściwości twoich eliksirów. Dopiero wtedy je podamy. I tylko, jeśli przejdą
test. Niestety, Marrie miała dzisiaj dużo na głowie, dlatego nie zdąży
przygotować lekarstw… Czy rozumiesz, co mówię, czy jeszcze się do końca nie
obudziłeś i muszę wszystko powtarzać?
– Tak. Znaczy nie. Znaczy… Rozumiem.
– Dobrze.
Charles chciał wyjść, ale Jim złapał ojca za ramię.
– Czy możemy porozmawiać o tym, co się stało?
– Kiedy indziej, James. Teraz sam potrzebuję poukładać parę myśli. A
poza tym mamy co do roboty. Ogarnij tu, a ja zrobię śniadanie.
Reszta dnia minęła w ciszy, przerywana jedynie monosylabicznymi
zdaniami dotyczącymi stanu Lily. Swoją drogą, pozwoliła Jamesowi trzymać głowę,
karmić, a potem – gdy już odzyskała sprawność na tyle, by się ruszać – pozwoliła
też na lekkie uściski, pocałunki czy błagania o wybaczenie. W końcu pozwoliła
sobie na łzy.
Wreszcie miała, czym płakać.
Świetny fragment. Akcja nabiera tempa. Ja też u siebie muszę więcej dialogów wprowadzić. Czekam na więcej i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDzięki. No, nabiera, nabiera, a raczej kumuluje się, bo szykuję apogeum. :)
UsuńŚwietny rozdział! Tak się cieszę, że pan Potter miał przeczucie, że coś się dzieje... To tylko pokazuje, jak bardzo mu zależy na Lily.
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie na następne przygody, życzę jak największej ilości weny! Masz talent, dziewczyno :)
Dziękuję za tak przemiłe słowa! Spróbuję się mocniej zmobilizować do pisania. :)
Usuńfajnie się czytało!
OdpowiedzUsuńDzięki. :)
UsuńCzytam ten rozdział już drugi raz... bardzo mi się podobał... taki pełen emocji.. jeśli w następnym na nastąpić apogeum jak to sama napisałaś to już się nie mogę go doczekać następnego
OdpowiedzUsuńAch, dziękuję najmocniej! Nie przypominam sobie, żebym pisała coś o apogeum w następnym rozdziale. :P
UsuńHahaha czytanie ze zrozumieniem u mnie kuleje... chodzi mi o Twój komentarz że szykuje się apogeum i od razu pomyslam że to już w następnym rozdziale... mój
Usuńbłąd:)
A, w takim razie potwierdzam, że apogeum będzie. Nie wiem do końca kiedy, ale mogę obiecać, że będzie. Następny rozdział... hm, może trochę zadziwić? Albo zgorszyć? Bo - uwaga - napisałam cały! :PP
UsuńCzekam w takim razie z niecierpliwością na publikację:)
UsuńPrzy okazji zapytam czy masz może do polecenia jakieś "żywe" (uaktualniane) blogi w tematyce Lily i James. Jest to parking który uwielbiam jako nastolatka, ostatnio sobie przypomniałam o tej tematyce jako już trzydziestolatka ale bardzo ciężko jest znaleźć coś fajnego i jeszcze kontynuowanego
Kurczę, ciężkie pytanie. Ostatnio prawie wcale nie siedzę w fandomach, więc nie mam bladego pojęcia. Warto zerknąć na Forum Mirriel - tam są naprawdę dobre fanficki. :) Mogłabym Ci polecić wiele z bloga.onet, tylko niestety wszystkie zostały usunięte i te cudowne, z którymi kojarzyło mi się dzieciństwo, przepadły na zawsze.
UsuńNa chwilę przeniosłam się do innego świata. Dziękuję!
OdpowiedzUsuńA proszę bardzo. :P
UsuńMasz talent! Pomyśl nad tym by może spróbować robić coś w tym kierunku :) Życzę powodzenia!
OdpowiedzUsuńCały czas myślę, ale to ciężki orzech. :)
UsuńCzołem!
UsuńNo jak to mogłaś zapomnieć....:P Ale wybaczamy ;). Odpowiadając na twoje ostatnie pytania, to ja jakoś się trzymam. Póki co studiuje, nadal w tym samym miejscu, chociaż niewiele chyba to zmienia przy nauce zdalnej. Poza tym pracuje, między innymi przy pacjentach covidowych, więc dość tematycznie. Mam nadzieję, że ty trzymasz się zdrowo ;)
Oooo widzę, że z Remusem się dzieje. No mam nadzieję, że Lissie w końcu wróci,kiedy dowie się co się dzieje z nim i z Lily. W ogóle jakoś brakuje mi jej ostatnio.
Dobrze, że Charles jest jednak czujny :P. Bardzo lubię tą relację Charles- Lily, właśnie taką ciepłą. Dobrze, że Lily ma po śmierci rodziców kogoś takiego jak on. Jeszcze Dorea by się przydała, wiesz...:P No w każdym razie dobrze, że udało się wyciągnąć z tego Lily, chociaż rzeczywiście Dorcas i Anne, mogły trochę bardziej się nią zainteresować, a o Jamesie to już nie wspomnę. No i jakoś mam wrażenie, że Charles też mu tego nie zapomni :D. Aż się boję myśleć, co jeszcze wymyślisz dla Lily, strasznie sponiewierana jest ostatnio :P.
Trzymaj się zdrowo i to bardzo zdrowo najlepiej! Pisz szybko, czy to tutaj czy na Pomistrzowsku (chociaż tam jestem na bieżąco ;) )
Monika
Hej!
UsuńJakoś tak wyszło. Życie mnie pochłonęło. No, i Pomistrzowsku trochę też - zaczytałam się po prostu. :) To ja mam nadzieję, że trzymasz się zdrowo! Uważaj tam na siebie.
Powiem Ci, że miałam wielki problem z tym rozdziałem. Siadałam do niego niezliczenie wiele razy i ciągle bałam się, że coś sknocę. Jakby nie patrzeć, jest dość przełomowy. A przynajmniej w relacji James-Lily. Myślę, że u Lily na chwilę się uspokoi - choć nie obiecuję! Muszę wreszcie przysiąść i wymyślić, jak dalej potoczyć fabułę, by uzyskać zakończenie, które wymyśliłam ze cztery lata temu. :P
Cieszę się, że jesteś na bieżąco! Niedługo szykuję rozdanie książkowe, więc zapraszam. ;)
Pozdrowionka!
Każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy, nie mogę się doczekać następnego!
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę. :)
UsuńFabulous blog
OdpowiedzUsuńPlease read my post
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńI loved the tips, I found it fantastic. I loved your blog, which I'm already following. https://beperes.blogspot.com/
Ale super się to czytało :))
OdpowiedzUsuń„Zapraszam także do siebie na nowy post - KLIK
Gdy będę mieć czas, zacznę czytać od pierwszego rozdziału, nie chcę tak zaczynać od środka :D Przeczytałam początek tego rozdziału i bardzo, a to bardzo mnie zaintrygowałaś :D
OdpowiedzUsuńweruczyta
Zapraszam, chociaż jeśli chodzi o drugą część, to nie trzeba znać poprzedniej. Niektóre wątki się ciągną, ale je tłumaczę. :)
UsuńCzasami potrzeba lekkiej pustki w głowie, aby napisać coś ciekawego! Rozwijaj się dalej w tym kierunku. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńPróbuję, ale z marnymi skutkami. :P
Usuń