4 października 2020

Fortuna sprzyja śmiałym (10)

No, i witajcie w spóźnionym o cztery miesiące rozdziale. Kompletnie zapomniałam, że mam go w zanadrzu - myślałam, że już mi się skończyły, szczerze mówiąc. 

Nie za bardzo wiem, co pisać, bo tak dawno mnie tu nie było, że wstyd. Pamiętajcie jednak, że jeśli się nie odzywam na Melodiach, to nie znaczy, że zapomniałam o blogu. To moje jedne z pierwszych dzieci na blogosferze, więc nie istnieje nawet ociupina szansy, by zniknęła w odmętach pamięci. :)

Łapcie kolejne wydarzenia z życia Lily, Jamesa i reszty. :)

https://tenor.com/


10. Prawda nie niszczy nam życia, to poczucie winy

~ erinka


Nie pożyje zbyt długo, jeżeli nadal będzie się stawiał. Wiedział o tym, choć nieprzerwanie gryzł, pluł, wyrzucał jedzenie poza kraty celi, śmiał się w twarze napastników czy groził. Środków usypiających, które mu wstrzyknięto przez nieposłuszeństwo, nie potrafił już zliczyć. Teraz także był blisko zaśnięcia, a oczy ciążyły, jakby ważyły tonę. Mimo to nadal się nie poddawał. Próbował odpędzić zmęczenie, żeby znów nie podano mu leków, po których wymiotował dalej niż widział i które z każdą kolejną dawką zabijały jego nieliczne pokłady człowieczeństwa i pozwalały uwolnić drzemiącą bestię.

Kiedy już ciało nie dawało rady dłużej utrzymać świadomości, wyobrażał sobie .

Jej rude włosy i uśmiech przynajmniej trochę łagodziły ból przemiany. Choć wrzaski, jakie wówczas z siebie wydawał, mogły wskazywać zupełnie co innego. 

*

Odkąd Charles otworzył oczy, nie mógł wyzbyć się nieprzyjemnego uczucia w żołądku. Najpierw myślał, że to niestrawność. Wczoraj sobie pofolgował i na kolację zjadł dość tłustą jajecznicę na bekonie. Wziął ziołowe tabletki, ale do południa wcale nie zrobiło mu się lepiej. Kręcił się po domu, nie mogąc wysiedzieć w jednym miejscu, a jego głowa zapełniała się coraz bardziej niepokojącymi obrazami. 

– Czemu tak łazisz, tato?

– Co?

Z transu Charlesa wyrwał James, który wszedł do kuchni i od razu, jak miał w zwyczaju robić codziennie, zaczął wyciągać jedzenie z lodówki. Zamierzał zanieść je na górę do pokoju, żeby móc nieprzerwanie powtarzać materiał na kurs, uczyć się nowych rzeczy czy odrabiać zadane prace.

– Nie mogę usiedzieć w miejscu…

– To pierwsza oznaka hemoroidów – zaśmiał się Jim, ale ojciec nie podzielił jego radości.

– Raczej dziwne przeczucie. Muszę napisać do Dumbledore’a.

Bez zbędnych wyjaśnień szybko naskrobał list i wysłał go sową. Godzinę później otrzymana odpowiedź nie zadowoliła Charlesa na tyle, by poprzestał martwić się oraz wydrążać dziurę w podłodze poprzez ciągłe krążenie wokół. 

– Czy u ciebie wszystko w porządku, synu? – spytał, kiedy Jim po raz kolejny zszedł do kuchni. – Masz jakieś problemy? Niepokoi cię coś?

James westchnął.

– Dziwnie się dzisiaj zachowujesz.

– Odpowiedz. Proszę.

– Nie, tato, nie mam żadnych problemów. A przynajmniej nie takich, o które powinieneś się martwić.

– Na kursie wszystko w porządku?

– Tak. Nawet ta cholerna piła, Plumf, ostatnio mnie pochwaliła. Wiesz – uśmiechnął się szeroko – coraz lepiej mi idzie. I coraz pewniej się czuję. Kto by się spodziewał, że nauka może być naprawdę potrzebna?

Charles zmarszczył czoło.

– Raaacja – przeciągnął. – To dobrze. A co u reszty?

– Chyba spoko. Ostatnio rzadko się spotykamy i rozmawiamy. Może lepiej zapytaj Lily? Ona lepiej będzie wiedzieć, co w trawie piszczy.

– A czemu ty nie możesz jej zapytać?

– Troszkę się ostatnio posprzeczaliśmy. Lily nie rozumie, że mam pewne… zobowiązania, których nie mogę odłożyć. Rozumiesz mnie, nie?

– Cóż, szczerze mówiąc, cieszę się, że wreszcie po tylu latach ganiania cię i grożenia przykładasz się do czegoś i zaglądasz do książek, ale… Jim, może ciut przesadzasz? Nie znajdujesz czasu ani dla mnie, ani dla Lily, ani dla reszty przyjaciół.

James prychnął.

– Znów to samo. Chyba żeście się dogadali z Lily… Po egzaminach będę miał mniej roboty.

Charles doskonale rozumiał potrzebę syna w stawaniu się lepszym i bardziej uzdolnionym czarodziejem. Za możliwość obrony najbliższych, a w szczególności ukochanej, w sytuacji zagrożenia życia, kiedy to stanie się twarzą w twarz ze Śmierciożercą lub – gorzej – z samym Voldemortem. James jednak powinien dawkować tę potrzebę i czasami wyjrzeć nosem poza tomiszcza podręczników do eliksirów czy do medykalnych zaklęć.

Swoją drogą, gdy Jim wymienił imię Lily, przedziwny dreszcz przetoczył się przez plecy Charlesa.

– Kiedy ostatnio widziałeś się z Lilą? Wszystko u niej okej? Znalazła już pracę? – dopytywał wiedziony przeczuciem.

– Chyba tak… Nie skarżyła się. A przynajmniej nie na to, a na mój brak czasu.

– A jak wyglądała?

– Dobrze? Nie wiem, tato – jęknął, odrzucając ręce – nie przyglądałem się dokładnie.

– Nie zwracasz uwagi na własną dziewczynę? – Charles pokręcił głową, całkowicie zażenowany postawą syna. Jim lekko spąsowiał, jakby wreszcie coś dotarło. Podrapał się po policzku, po czym zaczął obserwować zarzucającego kurtkę na ramiona ojca.

– Co robisz? Gdzie idziesz?

– Do Lily, a gdzie?

– Serio? Po co?

– Zobaczyć, co u niej. Sam czasami mógłbyś sprawdzić, co się dzieje u twojej dziewczyny.

– Nie praw mi wyrzutów, okej? – podniósł głos podirytowany ciągłą krytyką. – Mam za wiele na głowie i nie wyrabiam się na codzienne wizyty po ploteczki.

Charles uniósł brwi.

– Wiesz, poradzę ci coś. Jak ojciec synowi… Zawsze będziesz miał coś ważnego do roboty, czy to nowa praca, czy awans, brak funduszy na zbudowanie domu albo martwienie się o dziecko i jego przyszłość. Kiedy stajesz się dorosły, a przynajmniej chcesz, aby cię tak traktowano, zawsze znajdą się problemy, o które będziesz się martwił i które będą spędzać ci sen z powiek. Nie pozwól jednak, aby przejęły one kontrole nad twoim życiem. To ludzie czynią życie wspaniałym i cokolwiek wartym, nie bycie najzdolniejszym na roku albo – czego zapewne doświadczysz w późniejszych latach – najdroższy dom oraz największa ilość zabawek dziecka. Po co komu takie rzeczy, skoro dom będzie stał pusty, a dziecko nawet nie pozna ojca, gdy ten zawita po dwunastogodzinnej zmianie?

James patrzył na Charlesa bezemocjonalnie, choć w głowie miał istną zawieruchę.

– Dzisiaj zastanów się nad tym, dopiero potem otwórz kolejne podręcznik i ucz się nowych eliksirów.

Pan Potter zapiął ostatni guzik płaszcza, wyszedł przed barierę ochronną, skąd teleportował się z głośnym trzaśnięciem. Wylądował w wąskiej, zaciemnionej uliczce w mugolskiej dzielnicy. Nie pierwszy raz zamierzał odwiedzić Lilę, więc pamiętał drogę i ilość skrzyżowań, które powinien minąć. Ten nocny spacer kosztował Charlesa kilka nieciekawych myśli. Z każdym kolejnym krokiem przeczucie nieopuszczające go niemal od rana pogłębiało się, skutkując w mdłości i kłujący ból w żołądku. Uświadomiwszy sobie, że podobnie czuł się w dniu, w którym zginęła jego ukochana Dorea, przyśpieszył, a do mieszkania dziewczyn zapukał o wiele głośniej niż musiał.

Otworzyła mu zaspana i rozczochrana Dorcas.

– Czego znowu chcesz?! Och! Pan Potter! Przepraszam, myślałam, że to sąsiad – wybąknęła zawstydzona wybuchową reakcją.

– Witaj, moja droga. Czy zastałem Lilę?

Charles starał się brzmieć spokojnie i udawać opanowanego, choć lekko drżący głos mógł go zdradzić. Podobnie jak trzęsące się dłonie. Przekroczył próg, rozglądając się uważnie.

– Lily? Od rana nigdzie nie wychodziła, więc pewnie nadal siedzi w pokoju.

– Cały dzień? – zdziwił się.

– Chyba tak. Na jakąś godzinkę wyszłam na Pokątną, więc może wtedy gdzieś poszła?

– A jak wróciłaś, to zajrzałaś do niej? Może wcale jej tam nie ma?

Dorcas wzruszyła ramionami.

– Nic mnie to nie obchodzi. Lily ostatnio zachowuje się dziwnie i… Cóż, właściwie jesteśmy pokłócone.

Zanim Charles zdążył odpowiedzieć, na korytarz wyszła Anne. Również wyglądała, jakby dopiero wstała, choć włosy miała schludnie zaczesane w warkocz. Poprawiła szlafrok.

– Dobry wieczór – przywitała się zdziwiona widokiem starszego Pottera.

– Witaj, Anne. Przyszedłem do Lily. Może ty jesteś w stanie mi powiedzieć, czy twoja przyjaciółka znajduje się w mieszkaniu?

– Byłam dzisiaj w pracy, proszę pana. Wyszłam bardzo wcześnie, więc Lily pewnie jeszcze spała. A wróciłam jakieś – zerknęła na zegar wiszący na ścianie – dwie godziny temu. W przeciągu tego czasu nie widziałam, żeby w ogóle opuszczała pokój. Stało się coś? – dodała zdziwiona i zaniepokojona. 

– Oby nie.

Charles podszedł do drzwi odgradzających pokój Lily od korytarza i zapukał raz, a gdy odpowiedziała mu cisza, drugi raz.

– Lila? Jesteś tam? Otwórz, proszę.

Szarpnął za klamkę, ale drzwi zamknięto na klucz.

– Może jednak wyszła?

– Naprawdę nie wiecie, co się dzieje z waszą przyjaciółką? – Charles popatrzył na dziewczyny, a jego głos mimowolnie się uniósł. Anne ewidentnie spąsowiała, opuszczając głowę w zawstydzeniu, zaś Dorcas prychnęła.

– Nie jesteśmy jej niańkami, panie Potter. Gdyby płaciła regularnie za czynsz albo w ogóle się na niego składała, nie byłoby żadnego problemu. Dlaczego mamy ciągle za nią wykładać galeony? U nas też kiepsko wygląda sytuacja z kasą.

– Lila nie płaci za czynsz? – Charles kompletnie zignorował resztę słów Dorcas. – Lila! Otwórz te drzwi!

– Może na serio gdzieś wyszła? – zaproponowała Anne z nutką nadziei w głosie. Wtedy problem sam by się rozwiązał.

– Homenum revelio. A jednak siedzi w pokoju – dodał Charles, gdy zaklęcie ujawniło obecność wszystkich osób w mieszkaniu, i znów załomotał głośno do drzwi: – Lila, do jasnej cholery, otwieraj!

Dorcas zmarszczyła czoło.

– Czemu ona się tak zachowuje? Wprowadza tylko nerwową atmosferę…

– Może nie ma znowu ochoty z wami rozmawiać, skoro ciągle się kłócicie i żądacie od niej pieniędzy? – warknął Charles, nie panując nad emocjami. – Ile miesięcy już zalega z czynszem?

– Trzy.

– Trzy?! I to nie wydało wam się dziwne?! Na miłość Merlina! A mówili mi, że macie swój rozum…

Anne poczuła wstyd, podobnie jak Dorcas, choć ta nie dała po sobie poznać żadnych emocji. Nie popisały się jako przyjaciółki, to było pewne.

– Może wzięła tabletki nasenne? Ostatnio chyba kiepsko sypia, bo nocami chodzi po domu. I strasznie dużo pije wody, prawie non stop – dodała Wisborn po chwili zastanowienia.

– Dosyć tego. Lila, odsuń się.

Najpierw szybkim Silencio wyciszył mieszkanie, a potem…

– Bombarda – wycedził.

Drzwi wyleciały z zawiasów sekundę później. Wparował do pokoju, nie wiedząc, czego się spodziewać. Lily zobaczył dopiero, gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności. Siedziała skulona w kącie, oplatała ramionami kolana, kiwała się raz w przód, raz w tył. Trzęsła się z zimna.

– O najświętsza, Lila!

Charles doskoczył do dziewczyny i kucnął obok. Chwycił ją za ramiona, potrząsnął, próbując wymusić choćby minimalną reakcję. Lily, jakby pogrążona w transie, nadal wpatrywała się bezświadomie w podłogę.

– Czemu tu jest tak pieruńsko zimno? – pytał. – Gdzie masz różdżkę?

Oczywiście, nie odpowiedziała, więc najpierw rzucił zaklęcie rozgrzewające, a potem strapiony rozejrzał się wokół. Z zdziwieniem zaobserwował brak łóżka, szafy, biurka, a nawet komody. Na podłodze leżał jedynie pusty materac, bez poduszek i pierzyny.

– Lila, co tu się, na Merlina, wyprawia! Lila! Lily Evans, mówię do ciebie!

Dziewczyna wreszcie drgnęła wystraszona podniesionym tonem. Powoli przeniosła spojrzenie na Charlesa i jakby dopiero teraz rzeczywiście go dostrzegła.

– P-pan Potter?

Głos miała cichy.

– Czy przeszło tędy stado czarnoksiężników i pozabierali twoje rzeczy? Gdzie się wszystko podziało? I gdzie, do cholery jasnej, masz różdżkę?!

– Pod ł-óżkiem.

– Jakim łóżkiem, na Merlina? – warknął, ale podniósł materac i faktycznie, wyjął spod niego różdżkę Lily. – Żyjemy w niebezpiecznych czasach, moja droga, dlatego wręcz żądam, żebyś różdżkę trzymała zawsze pod ręką. Rozumiemy się?

Lily potaknęła. Próbowała wstać, ale zakręciło jej się w głowie. Cóż mogła jednak na to poradzić? Była przemęczona, wyprana z emocji, a ostatni posiłek zjadła… No, właśnie, kiedy ostatnio miała coś w ustach? Wczoraj? Przedwczoraj? A może tydzień temu w niedzielę?

– Lumos.

Światło wypływające z różdżki pana Pottera zaskoczyło Lily i oślepiło. Natychmiast zasłoniła oczy dłonią, a szybki ruch wywołał spadek energii. Nogi zadrżały, a ta padłaby jak długa na posadzkę, gdyby Charles natychmiast jej nie złapał. Bez najmniejszego problemu przeniósł ją na materac, jakby ważyła nie więcej niż piórko.

Charles przyjrzał się Lily. Wyglądała… okropnie. Wychudzone ciało, z którego koszulka zwisała, jakby miała na sobie luźną sukienkę. Zapadnięte policzki oraz przeraźliwa bladość skóry sprawiały wrażenie, jakby dziewczyna nie jadła od pół roku. Ręce bez żadnej masy mięśniowej, wystające kości.

– Wyglądasz jak trup – stwierdził Potter. – Co ty ze sobą zrobiłaś? I gdzie są twoje rzeczy?

– Sprz-sprzedałam je.

Lily zaczęła szczękać zębami, choć w pokoju dzięki zaklęciu ogrzewającemu rzuconemu przez Charlesa, panowała już normalna temperatura. Dorcas i Anne stały w wejściu, obie wyglądały na przerażone widokiem wygłodniałej, słabej i niemal anorektycznej przyjaciółki.

– Rozumiem. Zostawiłaś sobie jakiś sweter, bluzę? Szalik? Cokolwiek, co mogłabyś ubrać? Na dworze straszny ziąb.

– Nie.

– Rozumiem – powtórzył pan Potter, choć tym razem słowom towarzyszyło zgrzytnięcie zębów. – Czy któraś z was mogłaby pożyczyć Lily sweter? I najlepiej jakąś kurtkę. Zamierzam się z nią teleportować, a z racji tego, że przebywamy na mugolskiej dzielnicy, musimy dojść do najbliższego zaułka.

Charles brzmiał, jakby się tłumaczył, choć wcale tak nie było. Po prostu głośno myślał, próbując poukładać myśli. Zanim zdążył wykombinować, jakich eliksirów wzmacniających Lily potrzebuje i czy posiada w domu wszystkie składniki, Anne pomogła ubrać Lily sweter. Kurtkę, szalik, skarpety i buty też – naprawdę czuła się winna.

– Czy to aby dobry pomysł, żeby ją przenosić? Wygląda, jakby każdy ruch sprawiał jej ból.

– Pozostanie tutaj sprawiłoby Lily więcej bólu.

Wiedział, że zabrzmiał szorstko i mógł z lekka przesadzić, aczkolwiek nie zamierzał przepraszać. Był zdegustowany postawą przyjaciół Lily, podobnie jak jej relacjom z własnym synem, z którym – swoją drogą – już on sobie poważnie porozmawia.

Bez wysiłku wziął Lily na ręce, która jęknęła ledwo i jak kotek przytuliła się do pana Pottera. Potrzebowała ciepła drugiego ciała, a przynajmniej tak sobie tłumaczyła. Była osłabiona na tyle, że rzeczywistość często uciekała jej między palcami.

Charles krytycznym spojrzeniem przejechał po twarzach Anne i Dorcas.

– Wyślijcie mi sowę z dokładną kwotą, jaką zalega Lila. Jutro z rana wystosuję specjalne pismo, żeby należność pobrano z mojego konta i przeniesiono ją na wasze. I jeżeli nie będziecie się wyrabiać finansowo, radzę znaleźć nowego współlokatora. Marne są szanse, że pozwolę Lily tu wrócić. Do widzenia, moje drogie.

Kiedy drzwi zamknęły się za nimi, Charles żwawym krokiem pokonywał kolejne kilometry. Pogrążony w myślach niemal przeoczył ślepą alejkę, z której bez problemów mógł się teleportować. Będąc już w domu w Dolinie Godryka, przelewitował Lily na kanapę w salonie. Przez pierwszą noc nie zamierzał opuszczać jej nawet na minutę. No, może poza momentem pójścia do kuchni i przyszykowania jej czegoś do jedzenia.

– Boli cię coś, Lila? – zagadnął, kucnąwszy obok. Opatulił Lily dwoma kocami i dodatkowo rzucił zaklęcie rozgrzewające. Powoli zaczęła się ocieplać, bo na policzkach wykwitły dwa ładne rumieńce.

– Chyba nie… Dziękuję, panie Potter.

– Zaraz przyniosę ci herbatę, ale musisz ją pić niewielkimi łyczkami. I dostaniesz kanapkę albo zupę.

– Nie jestem głodna.

– Nawet się nie waż – zabrzmiał groźnie. – Masz zjeść przynajmniej trochę, inaczej sam cię nakarmię, a uwierz, naprawdę tego nie chcesz.

Parę minut później Charles wrócił z obiecaną herbatą i rosołem.

– Ja… ja chyba nie dam rady…

– Rozumiem. Nakarmię cię. Nie martw się.

James akurat postanowił zejść na dół w momencie, kiedy Charles powolnym ruchem przystawiał łyżkę zupy do ust Lily i jednocześnie trzymał jej głowę w pozycji pionowej. Zdębiał. Za żadne skarby świata nie spodziewał się zastać takiego widoku.

– Co się tu dzieje? Tato czemu karmisz Lily? I czemu jesteś tak owinięta, Lily? – pytał. W dwóch susach znalazł się przy dziewczynie, której zwykle błyszczące zielone oczy teraz zmatowiały, tracąc kolor. – Jesteś chora?

Lily nie odpowiedziała skupiona na dokładnym przeżuciu makaronu. Bolała ją cała szczęka, żołądek zaciskał i pobudzał odruchy wymiotne. Zjadła raptem trzy łyżki zupy, a czuła się, jakby zjadła przynajmniej pięć posiłków naraz.

– Teraz zacząłeś się przejmować? Gratulacje, synu, świetne wyczucie czasu.

– O co ci chodzi? Zawsze się przejmowałem. Poza tym chcę wiedzieć, dlaczego mój ojciec karmi moją dziewczynę.

– Wbij sobie do głowy, gumochłonie jeden, że twój ojciec karmi twoją dziewczynę, ponieważ ty tego robisz. Nie zainteresowałeś się swoją dziewczyną od paru miesięcy, więc nie zdziwi mnie fakt, że Lily ową dziewczyną wreszcie być przestanie. I dobrze! Fora ze dwora!

– Panie Potter…

– Tak, moja droga?

– Pomoże mi pan wejść na górę? Ja… Chyba wolę spać zamknięta w pokoju. Bez…

Słowo: Jamesa zawisło niewypowiedziane w powietrzu.

– Tylko jeżeli ja tam zostanę. Zamierzam cię dzisiaj obserwować, więc rozłożę sobie fotel. Trochę to dziwnie zabrzmiało – dodał po sekundzie namysłu – ale niczego złego nie miałem na myśli.

– Wie-em – zająknęła się.

– Czy ktoś mi tu w końcu powie, o co chodzi?!

– Nie unoś się. Nie zamierzamy słuchać żadnych krzyków. Potrzebuję spokoju, a Lila to już w ogóle.

Charles pomógł rozplątać się Lily spod koców, kiedy jednak próbowała usiąść, przytrzymał ją. Bez słowa wziął ją na ręce i zaniósł po schodach do pokoju. James jedynie stał i patrzył z lekko rozdziawioną buzią. Przez ułamek sekundy zobaczył efekt nieinteresowania się Lily, jej wychudzone ręce, obwisły sweter na kościstym ciele i nogi cieńsze od patyków z przydrożnego lasku. Kiedy ojciec wnosił Evans na górę, jej zapadnięta twarz i smutne oczy bez wyrazu dokładniej ukazane w świetle lampy. Był to widok, który prześladował Jamesa przez następnych parę nocy w koszmarach.

Gdy wparował do własnego pokoju, czuł jedynie obrzydzenie do samego siebie. Książki rozłożone na łóżku, pióra i setki zanotowanych pergaminów, wszystko jednym ruchem zrzucił na podłogę. Rozlał kałamarz na dywan, który w okamgnieniu pokrył się czarnym atramentem. Musiał coś zrobić z rękoma, potrzebował się wyładować, bo nadmiar emocji wręcz przytłaczał. Najpierw kopnął szafkę, potem ramę łóżka, a później przywalił pięścią w ścianę. Usłyszał pęknięcie, poczuł ból, jednak to nijak nie złagodziło stanu, w jakim się znajdował.

Po wielu godzinach bezsensownych myśli i obrzucania się błotem na palcach wymknął się z pokoju. Przeszedł korytarz, by znaleźć się w pokoju Lily. Charles chrapał w poduszkę na rozłożonym pośpiesznie fotelu, ewidentnie zmęczony przeżyciami minionego dnia. Lily z kolei spała z lekko otwartą buzią na łóżku. James usiadł obok najlżej jak potrafił, bo nie chciał jej zbudzić, po czym niemal jęknął z trwogi. Dopiero teraz zdołał bliżej przyjrzeć się twarzy Lily.

Wyglądała okropnie. Blado, kościsto, jak śmierć w rudych włosach.

Przełożył za ucho kosmyk opadający na czoło i pocałował delikatnie jej usta. Mruknęła cicho, więc znieruchomiał.

Gdyby nie przeczucie Charlesa, każdy by olał sprawę i Lily znaleziono by dopiero za parę dni. Najprawdopodobniej martwą.

Zadrżał na samą myśl. Wreszcie niemal niesłyszalnie zerwał się na równe nogi i wrócił do swojego pokoju. Opadł na podłogę przed drzwiami, schował twarz w dłoniach. Jamesem targnął cichy szloch, drugi, jaki doznał w życiu. Za pierwszym razem płakał w ramionach Lily po śmierci Dorei. Teraz rozpaczał nad własną głupotą i jednocześnie dziękował Merlinowi, że nie odebrał mu również Lily. Choć tak niewiele brakowało.

Zbudziło go ostre szarpnięcie, a potem wylądował twarzą na dywanie. To Charles próbował dostać się do pokoju syna i mocno szarpnął drzwiami.

– Spałeś na podłodze?

– Mhm, najwyraźniej… Co z Lily? Jak się czuje? – zapytał natychmiast, rozbudzając się całkowicie i zrywając na równe nogi.

– Lepiej. Trzeba będzie się nią sporo opiekować, synu.

– Oczywiście. Zrobię wszystko.

Charles sceptycznym spojrzeniem zmierzył porozrzucane książki i pergaminy.

– Najpierw tu ogarnij. A potem możesz pomóc nakarmić Lilę. Będzie łatwiej, jak ktoś przytrzyma jej głowę. Jeśli dobrze pójdzie, myślę, że wieczorem powinna odzyskać siłę na tyle, by jeść samodzielnie. Na razie jednak musimy jej w tym pomóc. Aha, i jeszcze jedno, Jim. Jeżeli Lila nie zażyczy sobie twojej obecności, masz wyjść bez słowa sprzeciwu. Każda chwila zdenerwowania bardzo ją osłabi, co zresztą powinieneś doskonale wiedzieć jako kursant na Uzdrowiciela. I tutaj mam do ciebie jeszcze jedną sprawę.

James słuchał nieprzerwanie.

– Jak Lila coś zje, przygotuj jakieś eliksiry wzmacniające czy co tam może pomóc. Ale tylko takie – zaznaczył – których efektu jesteś stuprocentowo pewien. Poprosiłem starą przyjaciółkę, żeby wpadła z wizytą po obiedzie, to oceni właściwości twoich eliksirów. Dopiero wtedy je podamy. I tylko, jeśli przejdą test. Niestety, Marrie miała dzisiaj dużo na głowie, dlatego nie zdąży przygotować lekarstw… Czy rozumiesz, co mówię, czy jeszcze się do końca nie obudziłeś i muszę wszystko powtarzać?

– Tak. Znaczy nie. Znaczy… Rozumiem.

– Dobrze.

Charles chciał wyjść, ale Jim złapał ojca za ramię.

– Czy możemy porozmawiać o tym, co się stało?

– Kiedy indziej, James. Teraz sam potrzebuję poukładać parę myśli. A poza tym mamy co do roboty. Ogarnij tu, a ja zrobię śniadanie.

Reszta dnia minęła w ciszy, przerywana jedynie monosylabicznymi zdaniami dotyczącymi stanu Lily. Swoją drogą, pozwoliła Jamesowi trzymać głowę, karmić, a potem – gdy już odzyskała sprawność na tyle, by się ruszać – pozwoliła też na lekkie uściski, pocałunki czy błagania o wybaczenie. W końcu pozwoliła sobie na łzy.

Wreszcie miała, czym płakać.

28 komentarzy:

  1. Świetny fragment. Akcja nabiera tempa. Ja też u siebie muszę więcej dialogów wprowadzić. Czekam na więcej i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. No, nabiera, nabiera, a raczej kumuluje się, bo szykuję apogeum. :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział! Tak się cieszę, że pan Potter miał przeczucie, że coś się dzieje... To tylko pokazuje, jak bardzo mu zależy na Lily.
    Czekam niecierpliwie na następne przygody, życzę jak największej ilości weny! Masz talent, dziewczyno :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak przemiłe słowa! Spróbuję się mocniej zmobilizować do pisania. :)

      Usuń
  3. Czytam ten rozdział już drugi raz... bardzo mi się podobał... taki pełen emocji.. jeśli w następnym na nastąpić apogeum jak to sama napisałaś to już się nie mogę go doczekać następnego

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, dziękuję najmocniej! Nie przypominam sobie, żebym pisała coś o apogeum w następnym rozdziale. :P

      Usuń
    2. Hahaha czytanie ze zrozumieniem u mnie kuleje... chodzi mi o Twój komentarz że szykuje się apogeum i od razu pomyslam że to już w następnym rozdziale... mój
      błąd:)

      Usuń
    3. A, w takim razie potwierdzam, że apogeum będzie. Nie wiem do końca kiedy, ale mogę obiecać, że będzie. Następny rozdział... hm, może trochę zadziwić? Albo zgorszyć? Bo - uwaga - napisałam cały! :PP

      Usuń
    4. Czekam w takim razie z niecierpliwością na publikację:)
      Przy okazji zapytam czy masz może do polecenia jakieś "żywe" (uaktualniane) blogi w tematyce Lily i James. Jest to parking który uwielbiam jako nastolatka, ostatnio sobie przypomniałam o tej tematyce jako już trzydziestolatka ale bardzo ciężko jest znaleźć coś fajnego i jeszcze kontynuowanego

      Usuń
    5. Kurczę, ciężkie pytanie. Ostatnio prawie wcale nie siedzę w fandomach, więc nie mam bladego pojęcia. Warto zerknąć na Forum Mirriel - tam są naprawdę dobre fanficki. :) Mogłabym Ci polecić wiele z bloga.onet, tylko niestety wszystkie zostały usunięte i te cudowne, z którymi kojarzyło mi się dzieciństwo, przepadły na zawsze.

      Usuń
  4. Na chwilę przeniosłam się do innego świata. Dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz talent! Pomyśl nad tym by może spróbować robić coś w tym kierunku :) Życzę powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cały czas myślę, ale to ciężki orzech. :)

      Usuń
    2. Czołem!
      No jak to mogłaś zapomnieć....:P Ale wybaczamy ;). Odpowiadając na twoje ostatnie pytania, to ja jakoś się trzymam. Póki co studiuje, nadal w tym samym miejscu, chociaż niewiele chyba to zmienia przy nauce zdalnej. Poza tym pracuje, między innymi przy pacjentach covidowych, więc dość tematycznie. Mam nadzieję, że ty trzymasz się zdrowo ;)
      Oooo widzę, że z Remusem się dzieje. No mam nadzieję, że Lissie w końcu wróci,kiedy dowie się co się dzieje z nim i z Lily. W ogóle jakoś brakuje mi jej ostatnio.
      Dobrze, że Charles jest jednak czujny :P. Bardzo lubię tą relację Charles- Lily, właśnie taką ciepłą. Dobrze, że Lily ma po śmierci rodziców kogoś takiego jak on. Jeszcze Dorea by się przydała, wiesz...:P No w każdym razie dobrze, że udało się wyciągnąć z tego Lily, chociaż rzeczywiście Dorcas i Anne, mogły trochę bardziej się nią zainteresować, a o Jamesie to już nie wspomnę. No i jakoś mam wrażenie, że Charles też mu tego nie zapomni :D. Aż się boję myśleć, co jeszcze wymyślisz dla Lily, strasznie sponiewierana jest ostatnio :P.
      Trzymaj się zdrowo i to bardzo zdrowo najlepiej! Pisz szybko, czy to tutaj czy na Pomistrzowsku (chociaż tam jestem na bieżąco ;) )
      Monika

      Usuń
    3. Hej!
      Jakoś tak wyszło. Życie mnie pochłonęło. No, i Pomistrzowsku trochę też - zaczytałam się po prostu. :) To ja mam nadzieję, że trzymasz się zdrowo! Uważaj tam na siebie.

      Powiem Ci, że miałam wielki problem z tym rozdziałem. Siadałam do niego niezliczenie wiele razy i ciągle bałam się, że coś sknocę. Jakby nie patrzeć, jest dość przełomowy. A przynajmniej w relacji James-Lily. Myślę, że u Lily na chwilę się uspokoi - choć nie obiecuję! Muszę wreszcie przysiąść i wymyślić, jak dalej potoczyć fabułę, by uzyskać zakończenie, które wymyśliłam ze cztery lata temu. :P

      Cieszę się, że jesteś na bieżąco! Niedługo szykuję rozdanie książkowe, więc zapraszam. ;)
      Pozdrowionka!

      Usuń
  6. Każdy kolejny rozdział jest coraz lepszy, nie mogę się doczekać następnego!

    OdpowiedzUsuń

  7. I loved the tips, I found it fantastic. I loved your blog, which I'm already following. https://beperes.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  8. Ale super się to czytało :))
    „Zapraszam także do siebie na nowy post - KLIK

    OdpowiedzUsuń
  9. Gdy będę mieć czas, zacznę czytać od pierwszego rozdziału, nie chcę tak zaczynać od środka :D Przeczytałam początek tego rozdziału i bardzo, a to bardzo mnie zaintrygowałaś :D
    weruczyta

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam, chociaż jeśli chodzi o drugą część, to nie trzeba znać poprzedniej. Niektóre wątki się ciągną, ale je tłumaczę. :)

      Usuń
  10. Czasami potrzeba lekkiej pustki w głowie, aby napisać coś ciekawego! Rozwijaj się dalej w tym kierunku. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń