Księżyc już od dłuższego czasu znajdował
się na prawie czarnym niebie. Dzisiejszej nocy świecił nadzwyczaj jasno, przez
co jego błyszczące poświaty zaglądały do wielu londyńskich przecznic,
sprawiając wrażenie ciekawych świata.
Ashton Smith doszedł do zaciemnionej, wąskiej uliczki, którą każdy
człowiek o tej porze omijałby szerokim łukiem. Uśmiechnął się do siebie, po
czym zrobił parę kroków do przodu i dwa w tył, co prawdopodobnie było jakimś
szczególnym znakiem. Kiedy jednak nic się nie stało, zaklął szpetnie i z
grymasem na twarzy wszedł głębiej w zaułek. Z uwagą obserwował wszystko
dookoła, wytężył słuch i węch, a nawet próbował prawie bezszelestnie stąpać po
wilgotnej ziemi. W końcu był uważany za najlepszego gangstera w Londynie, a to
przecież do czegoś zobowiązywało.
Nagle z tyłu dobiegł go cichy szmer. Ashton, przeczuwając najgorsze,
szybko się odwrócił. Przydługa grzywka opadła mu na oczy, więc machinalnie ją
odgarnął. Wystarczyła jednak tylko chwila nieuwagi, by ktoś go zaatakował.
Mężczyzna próbował się bronić: szarpał się, wymachiwał rękoma i kopał, ale nic
to nie dało. Po raz pierwszy poczuł się całkiem bezbronnie.
Już wiedział, że przegrał.
Jakby na zawołanie napastnik uderzył Ashtona mocno w głowę, przez co przed
jego oczami pojawiły się czarne mroczki, a po chwili obraz całkowicie zniknął. Umysł
spowiła mgła. Zemdlał, osuwając się na mokrą i lodowatą ziemię.
Sprawca uciekł.
Smith otworzył oczy, ale tylko na
moment. Szybko zacisnął powieki z powrotem, ponieważ zbyt jaskrawe promienie
słoneczne zaczęły mu przeszkadzać. Jęknął, ale o dziwno nic go nie bolało.
Zmarszczył brwi. Starał się wyostrzyć słuch, ale wokół panowała wyłącznie
głucha cisza. Zerwał się więc na nogi i rozejrzał. Nie miał pojęcia, gdzie się
znajduje, chociaż z całych sił próbował sobie przypomnieć, jak się tutaj
dostał. Jakiś szczegół, cokolwiek…
Zauważył ścieżkę prowadzącą w głąb
ciemnego lasu.
Szedł powoli, rozkoszując się ciepłą
pogodą i… marzył. Od dawna tego nie robił. Świat był zbyt okrutny i
realistyczny, by mógł choć na minutę zatopić się w fantazjach. Poza tym
pracował jako gangster i każda chwila zapomnienia mogła go drogo kosztować.
Teraz jednak wszystko wydawało się takie proste i po prostu dobre. Dumał więc
nad kojącymi dźwiękami poruszanych przez wiatr liści, śpiewem ptaków i lekkim
szumem strumyka znajdującego się nieopodal. Całkowicie się odprężył. Nie czuł
na sobie żadnego spojrzenia, a poczucie zagrożenia przeszło w niepamięć. Nie
zorientował się nawet, kiedy przystanął na środku ścieżki.
- Hej, co tutaj robisz, czarna
mambo? – Do jego uszu dobiegł dziwnie znany głos. Szybko spojrzał za siebie i
aż zaniemówił. Otóż za nim stał Osioł! – Ej, rozumiesz mnie? Mam mówić po
innemu? Shrek! Mamy cudzoziemca! Nareszcie mogę z kimś porozmawiać po
inteligenckiemu! Shreeeeeek!
- Spokojnie, spokojnie – starał się go uciszyć
Smith. Nie miał zamiaru mierzyć się z ogrem. - Rozumiem cię doskonale. I też
się cieszę, że możemy porozmawiać po… inteligenckiemu…
- Ach, tak – zamruczał Osioł, ale
po pięciu minutach ciszy ponownie zapytał: - Jesteś opóźniony, to dlatego milczysz?
- Nie – zaprzeczył – po prostu nie
wiem, co mówić.
- Twoja kiełbasa jest do niczego,
jeżeli wiesz, o co mi chodzi! I-o, i-o! – zaśmiał się głośno Osioł. – Shreeeek!
Ashton chciał się odgryźć, ale nie
miał pojęcia, o co mu chodzi z tą kiełbasą. Zmarszczył czoło, patrząc, jak
Osioł wręcz tarza się ze śmiechu po trawie.
- Z tobą wszystko w porzą…?
Zamilkł raptownie, ponieważ na
ścieżce pojawiło się siedmiu krasnoludków. Każdy z nich miał kosz pełen malin i
kwiatów. Smith był prawie pewny, że niosą je dla Śnieżki. Liliputy nawet go nie
zauważyły. Dalej brnęły prosto, podśpiewując i gwiżdżąc pod nosem.
- To pewnie dla Śniegowej – oznajmił
Osioł, potwierdzając tym samym przypuszczenia Smitha. – Ona ma aż siedem gospodyń
latających za nią niczym wierne smoczki. Miałem kiedyś taką fantazję. Siedzę na
złotym tronie na środku polany, a wokół mnie biegają smoczyce. Tylko zamiast
koszyków mają bat i przebrane są w stroje pokojówek.
Ashton niepotrzebnie to sobie
wyobraził.
- Mi tam wystarczyłyby nagie
kobiety…
- Nagie kobiety? – zdziwił się
Osioł. – I to ma być fantazja? I-o, i-o!
Nagle doleciał do nich przerażająco
głośny ryk.
- Ośle, domagam się jedzenia!
Żuczki, motylki, kaczuszki i ludzie sami się nie upolują!
- Shrek mnie woła, narazka! I-o,
i-o!
Smith ponownie został całkiem sam.
Pozwolił więc sobie na odetchnięcie z ulgą. Wystarczyła krótka rozmowa z Osłem,
by się zagubić. Kompletnie nie rozumiał tego zwierzaka i właściwie to nie
chciał zrozumieć.
Przeszedł parę kroków i zatrzymał
się niczym wryty w ziemię. Przed nim stała piękna kobieta w stroju Ewy z
dziecięcych książeczek - jej piersi i łono zakrywały więc liście klonu. Nie
wiedział, że niektóre jego fantazje spełnią się aż tak szybko.
- Och, kim jesteś, maluchu?
Jej głos dzwonił w uszach jak
miliony dzwoneczków.
– Jestem Kopciuszek, a ty? –
zapytała i uśmiechnęła się dobrodusznie. – Idziesz do zamku, królewiczu?
Już miał zamiar odpowiedzieć, kiedy
poczuł, jak czyjeś ręce złapały go w pasie. Próbował się uwolnić, ale uścisk
był zbyt mocny. Starał się odwrócić twarzą w stronę napastnika i… zdębiał.
Znowu.
Trzymała go czarnowłosa dziewczyna
mająca ponad dwa i pół metra. Była płaska niczym deska, każda jej kość wbijała
mu się w plecy, a twarz miała usmarowaną w czymś czerwonym. Poza tym nie
pachniała zbyt przyjemnie.
Zaraz się porzygam, pomyślał Ashton
i gdyby mógł, przyłożyłby rękę do ust.
- Idziesz do zamku, królewiczu? – powtórzyła
słowo w słowo za Kopciuszkiem. – Jestem Śpiąca Królewna, a ty jesteś moim…
Nie dała rady dokończyć, ponieważ
Kopciuszek rzucił się na nią z pazurami. I to dosłownie. Wcześniej dłoń
dziewczyny była delikatna i koloru kości słoniowej, a teraz na jej miejscu
pojawiły się orle szpony.
Smith padł na ziemię i starał się
jak najszybciej wycofać z pola bitwy.
- On jest mój! Ja pierwsza go
zobaczyłam!
- Ja! Książę należy do mnie!
- Do mnie!
Kłóciły się i szarpały naprawdę
długo. Na szczęście przerwał im słodki kiciuś w czapeczce, który zaczął się do
nich łasić. Obie kobiety z zachwytem zaczęły drapać kotka za uszkiem. Do
momentu kiedy ten koteczek nie wyjął zza pazuchy szabli i ich nie zabił.
Ashtona zamurowało.
To przecież… Kot w Butach bez
butów!
- To nie ta bajka, księciuniu! – prychnął
Kot i zaczął się niebezpiecznie zbliżać do Smitha. – Bajeczki o dobrych i
pięknych królewnach, o przystojnych królewiczach i o ich dzielnych rumakach
skończyły się dawno temu. Teraz nadeszła pora na bajki dwudziestego pierwszego
wieku!
- Czyli jakie? – zdołał tylko
wyjąkać mężczyzna.
- Zdecydowanie nieprzeznaczone dla
oczu dzieci.
- A czy bajki z założenia nie są
dla dzieci?
Kot wyszczerzył zęby. Podszedł do
niego i pokazał pazur. Smith przełknął głośno ślinę, wiedząc, że jego koniec
już bliski. Ze zdziwieniem spostrzegł, że Kot zamiast go zabić, zaczął mu
rozpinać pasek od spodni.
- Co ty…?
- Bajki dwudziestego pierwszego
wieku to homoseksualne bajki pełne krwi, wampirów i seksu! – zamruczał Kot w
Butach i poruszył dwuznacznie brwiami. - Od teraz należę do ciebie, koci
przystojniaku!
Ashton próbował się wyrwać,
próbował krzyczeć, ale kicia zdecydowanie mu to uniemożliwiała. Dorwała się do
jego koszuli, z której po minucie zostały tylko strzępki.
Czy zostanę zgwałcony przez kota
geja i mordercę?
Do dupy z takimi bajkami!
Smith nawet nie zdawał sobie
sprawy, jak idealnie trafił z tą dupą…
Ashton natychmiast otworzył zielone oczy i zerwał się na równe nogi. Zaczęło
mu się kręcić w głowie, która go bolała, nie mógł utrzymać równowagi i szumiało
mu w uszach. Rwał go też bok. Raptownie przypomniał sobie wszystko, co się
wydarzyło. Nie miał pojęcia, co takiego zrobił, że aż tak bardzo go pokarano.
Wziął parę głębszych oddechów.
Dotknął czubka głowy i poczuł lepką maź na włosach. Spojrzał na dłoń i
przeklął szpetnie, ponieważ była cała umazana krwią. Zastanawiał się, czy nie
ma wstrząśnienia mózgu i czy nie powinien wybrać się na pogotowie, ale
zaniechał. Miał już wystarczająco wrażeń jak na jeden dzień. Jeżeli dożyje, to
jutro pójdzie do szpitala.
Wyszedł z zaułku i ruszył przed siebie. Starał się iść żwawo, ale bolący
bok i ciemne plamy przed oczami skutecznie mu to uniemożliwiały. Był strasznie
zły i jedyne, o czym marzył, to ciepłe łóżko.
Albo kanapa.
Raptownie zmienił zdanie, ponieważ przypomniał mu się sen, który zarazem
nim nie był. Starał się wymazać z pamięci wspomnienia, ale one wciąż powracały.
Bajki dwudziestego pierwszego wieku prześladowały i zostawiały po sobie piętno.
Gdzie się podziały historie o miłości i honorze? O tym, że dobro zawsze
zwycięża? Co się stało z opowieściami o pomocy dla potrzebujących, o
poszukiwaniu prawdy?
Zamiast tego w głowie wciąż pojawiał mu się obraz Kota w Butach bez butów
i jego… wielkie oczy.
Sympatyczne, pomysłowe i wciągającym stylem napisane (Puszek w roli gwałciciela - nie, moja psychika! :D). Podoba mi się :) Chociaż nie zauważyłam, żeby bajki dwudziestego pierwszego wieku w ogólności były takie, jak w twoim opisie. Co prawda Króla lwa, Tabalugi i innych wcześniejszych klasyków raczej nie przebiją same w sobie, ale większość z nich jakieś wartości przekazuje, o czymś ważnym mówi np. Film o pszczołach, Megamocny, Jak wytresować smoka czy Mój brat niedźwiedź. Czy Shrek (choć to raczej dla starszych dzieci). Ale zgadzam się też z Tobą, bo widziałam też takie bajki, które były tylko pustymi siekankami, pełnymi przemocy i odmóżdżających dialogów i takim bajkom również jestem przeciwna. Nie lubię też tych dla dzieci, często puszczanych w porannym paśmie, gdzie z dziecka robi się amebę. O, z taką treścią np.:
OdpowiedzUsuńTo jest Hania.
To jest Hania?
Tak! To jest Hania!
Hania!
Haniu!
Cześć, Haniu!
Och, cześć Aniu!
A to jest koleżanka Hani, Lola.
Lola!
Taaak, Lola. Lo - la. Loo - laa. Lola!
Lola!
Cześć Lolu!
Hej, hej! Upieczmy ciasto, Aniu.
Ciasto?
Tak, ciasto.
Och, ciasto! Tak, tak! Tak, ciasto!
To jest ciasto. A to jest Ania. I Hania. I Lola. Hania, Ania i Lola będą piekły ciasto.
Itd. ;)
Będę wpadać (może i do HP się przemogę).
Pozdrawiam serdecznie :)
PS. Bardzo ładny szablon.