20 sierpnia 2017

Kto pierwszy powie "kocham" - przegrywa (11)

XI PSYCHOPATA MALFOY UJAWNIA CAŁEMU ŚWIATU SWOJĄ GŁUPOTĘ. PATRZ I PŁACZ

Obudziłem się dość wcześnie, ale nawet nie musiałem spoglądać na zegarek, by wiedzieć, że było trochę po godzinie szóstej. Westchnąłem mimowolnie, a mój wzrok skierował się na Hermionę wtuloną w moje ramię. Uśmiechnąłem się do siebie, bo przed oczami nadal miałem urywki z naszej wspaniałej nocy.
Poczułem delikatny powiew wiatru, przez co wszedłem głębiej w pościel. Próbowałem ponownie zasnąć, ale stwierdziłem, że pomimo tak wyczerpującego, wczorajszego dnia, i nie tylko, nie chciało mi się nawet zamknąć oczu. Stanowczo bardziej wolałem przypatrywać się śpiącej brązowowłosej. Jej loki, które zazwyczaj upinała w luźnego koka, teraz bez ładu zostały porozrzucane po atłasowej poduszce. Oddychała miarowo, dzięki czemu jej klatka piersiowa podnosiła się i opadała, co dodawało jej więcej uroku. W tym momencie musiałem się powstrzymać, aby na nią nie skoczyć. Pogłaskałem ją po policzku opuszkami palców, przez co ta uśmiechnęła się delikatnie przez sen.
Nagle zaburczało mi w brzuchu, więc zaśmiałem się cicho. Pocałowałem dziewczynę w usta i szybko wstałem, niemrawo rozglądając się po pokoju. Merlinie! Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem takiego pobojowiska. Otóż po całym pomieszczeniu były porozrzucane nie tylko nasze ubrania, ale świeczki i jakiś kawałek deski. Skąd ta deska?
Podrapałem się zrezygnowany po skroni, po czym wziąłem w dłonie pierwsze lepsze ubrania i poszedłem w kierunku toalety w celu odświeżenia. Zamknąłem za sobą cicho drzwi, a ubrania rzuciłem do kąta, w którym stała mała szafeczka. Luźnym krokiem wszedłem pod prysznic, po czym włączyłem chłodną wodę studzącą nadal rozpalone ciało. Oparłem się o przeciwległą ścianę do kranu i tak trwałem, powoli wracając do rzeczywistości.
Jeszcze tylko sześć dni do tego cholernego szakala. Strasznie się bałem, ale nie o siebie, tylko o Herm. Jak mogłem być aż tak głupi! Przecież byłem pełnoletni, więc powinienem podejmować rozważne decyzje, a nie?! Wrr… Czemu chociaż raz nie mogło wyjść na moje? Zawsze musiałem się w coś wkręcić. Ech… Chyba już taka moja dola.
Nagle usłyszałem dźwięk otwierających drzwi od kabiny, więc machinalnie zakryłem się dłońmi w moim delikatnym miejscu, ale gdy tylko zauważyłem, że to Hermiona, odsapnąłem.
Dziewczyna rzuciła mi się w ramiona, a po chwili poczułem, jak się trzęśie. To chyba przez tą zimną wodę, więc szybko przekręciłem czerwony kurek. Jakie było moje zdziwienie, kiedy zauważyłem, że po policzkach brunetki leciały łzy. Starłem je kciukiem i podniosłem jej podbródek tak, by widzieć jej lśniące od płaczu oczy. Przełknąłem gulę w gardle. PO chwili nie mogąc znieść już strasznego widoku jej smutnej twarzy, po prostu przygarnąłem dziewczynę wprost w silne ramiona. Wtuliłem się we włosy Hermiony i głaskałem delikatnie po plecach. Ciągle trzymając ją w rękach, usiadłem na lodowatym spodzie prysznica, a ją posadziłem sobie na kolana. Odgarnąłem narzeczonej kosmyk brązowych włosów, który wpadł jej niechcący do ust. Nie chcąc jej bardziej zdenerwować, milczałem, mając nadzieję, że wkrótce opowie mi o swoim problemie, który doprowadził ją do tego stanu.
Nie wiedziałem, jak długo czasu tak siedzieliśmy, gdy po raz pierwszy Hermiona odezwała się strasznie piskliwym głosem:
– Draco – szepnęła i schowała głowę w moim ramieniu. Mógłbym przysiąc, że po jej policzkach poleciały kolejne łzy. Westchnąłem cicho, ale nadal nie wydałem z siebie żadnego głosu. – Boję się, strasznie – powiedziała ledwie dosłyszalnie, wiec zanim ją całkowicie zrozumiałem, ona znów zaczęła szlochać.
– Czego? – zapytałem, lekko przygryzając wargę. Chyba domyślałem się, o co jej chodziło. Spojrzała na mnie jak na głąba, co utwierdziło mnie w tym przekonaniu. – Ja też – sapnąłem, po czym z szatańskim uśmiechem na twarzy wziąłem ją na ręce. Pisnęła przestraszona, a ja w czasie jej nieuwagi przekręciłem się, aby zmoczyć jej ciało gorącą wodą.
– Malfoy! – warknęła poirytowana, ale w jej głosie pobrzmiewała nuta rozbawienia. Udało mi się, moja prawie żona, prawie się zaśmiała!
Byłem genialny!
– Granger! – sparodiowałem i zrobiłem słodką minkę, dzięki czemu na twarzy brązowowłosej pojawił się szeroki uśmiech. W jej oczach zaś dostrzegłem błysk, więc głośno przełknąłem ślinę. Coś dla mnie szykowała, to pewne! Tylko co?
Złapała mnie za nadgarstki, aby po chwili przyciągnąć bliżej siebie i mocno pocałować. Cóż… Takie gry to ja lubiłem! Machinalnie odwzajemniłem pieszczotę, a kiedy chciałem objąć ją w talii, poczułem, że Hermiona się ode mnie odsunęła. Bez uprzedzenia złapała szampon i całą jego zawartość wylała mi na włosy. Krzyknąłem i szybkim ruchem wytrąciłem jej butelkę z ręki, po czym szybko wsadziłem głowę pod wodę, bo oczy zaczynały szczypać jak cholera. Słysząc jej donośny chichot, sam uśmiechnąłem się pod nosem.
– To oznacza wojnę! – krzyknąłem, ale wcześniej do ręki wziąłem mydło. Rzuciłem się na dziewczynę i zacząłem jeździć kostką po jej ciele, przy okazji wywołując łaskotki. Nie chciałem, by upadła, więc przygwoździłem ją do ściany własnym ciałem. Zaczęło się robić niebezpiecznie, dlatego coraz bardziej zaczynało mi się podobać. W końcu niecodziennie osobnicy płci przeciwnej leżą na sobie pod prysznicem całkowicie nadzy. Przez ciało przeszedł prąd, kiedy mój przyjaciel otarł się o podbrzusze Hermiony. Ona także to poczuła, bo drgnęła.
Dokładnie minutę później już na nad sobą nie panowaliśmy. Z zachłannością i pożądaniem wpiłem się w jej malinowe usta. Z czułością pieściliśmy siebie nawzajem., napawając się tą romantyczną chwilą. Po chwili rękoma zacząłem błądzić po rozgrzanym ciele narzeczonej. Przylgnąłem do niej ustami, chcąc brać od życia jak najwięcej.
Nagle odepchnęła mnie od siebie i szybko wybiegła z kabiny. Zamaszystym krokiem rzuciłem się za nią. Stanąłem jak wryty, zauważając, jak pochyla się nad sedesem. Ona… wymiotowała!
Cholera!
Niewiele myśląc, ukucnąłem obok, podtrzymując jej delikatnie głowę.
– Wyjdź – wychrypiała pomiędzy kolejnym zbuntowaniem się żołądka. Prychnąłem oburzony, chwytając ją za rękę, co miało oznaczać, że tak łatwo się mnie nie pozbędzie. Warknęła pod nosem, ale nie zdążyła niczego dodać. Przyszła kolejna fala niestrawności.
– Co się stało? – zapytałem, kiedy zmęczona uklęknęła na posadzce. – Źle się czujesz? – przytuliłem ją do siebie, a po chwili wziąłem ją na ręce i zaprowadziłem do pokoju, delikatnie kładąc na łóżku. Przykryłem Hermionę kołdrą, uprzednio podając jej koszulkę nocną. Ubrała się szybko, po czym odwróciła się do mnie plecami. Usiadłem na łóżku, wcześniej zakładając bokserki, obok brunetki.
– Idź po Ginny i Harry’ego – szepnęła ledwie dosłyszalnie, a zauważając moją minę, natychmiast dodała: – Proszę.
– Ale dlaczego po Harry’ego? – zapytałem, nie bardzo wiedząc, o co chodziło.
W końcu rudowłosa była jej najlepszą przyjaciółką. No, w zasadzie Potter też, ale to facet, i w ogóle.
Chyba byłem zazdrosny o własnego kumpla.
Nie odpowiedziała. Warknąłem, po czym wyszedłem z trzaskiem zamykając drzwi, przy okazji w biegu zakładając spodnie. Szybko przemierzałem korytarze, bo w końcu nie chciałem, by Hermiona dalej się źle czuła, ale cholera, po co jej do tego wszystkiego Harry?
– Siła przyjaźni – rzuciłem poirytowany w kierunku portretu Grubej Baby, przepraszam, Damy. Wszedłem do środka.
Już parę razy byłem w pokoju wspólnym Gryfonów i muszę stwierdzić, że naprawdę było tutaj dość przytulnie. Dobrze, że już się do mnie niektórzy przyzwyczaili, bo nie chciałbym szumu na całą wieżę. W zasadzie lubiłem być w centrum zainteresowania, ale teraz miałem inne sprawy na głowie niż użeranie się ze wszystkimi lwiakami.
Stawiając duże kroki, wszedłem po schodach w kierunku sypialni siódmoklasistów. Bez pukania otworzyłem drzwi, mając nadzieję, że wszyscy spali. Ze zdziwieniem zauważyłam siedzącego na parapecie Pottera, wpatrującego się w krajobrazy za oknem. Podszedłem cicho, a kiedy położyłem na jego ramieniu dłoń, wzdrygnął się. Spojrzał na mnie, ale szybko odwrócił wzrok. Czyżby Harry płakał?
– Harry, Hermiona chciała, żebyś do niej przyszedł. Trochę źle się czuje – dodałem, a ten wnet narzucił na siebie bluzę i wybiegł, zostawiając mnie tutaj samego.
Cholera!
Podążyłem za nim i przekląłem siarczyście, bo zauważyłem, że ten zniknął już za portretem.
Świetnie, po prostu cudownie!
Dobra, została jeszcze Ginny. Przelewitowałem się koło dormitorium Weasley, aby po chwili także bez pukania wtargnąć do środka.
Tak między nami to strasznie dziwne, że chłopaki nie mogli wejść na terytorium sypialni dziewczyn. To na pewno głupota wymyślona przez McGonagall.
Na szczęście tutaj wszyscy pogrążyli się we śnie. Niepewnie podszedłem do jednego z łóżek, odsłaniając zasłonę. Westchnąłem, na szczęście to była Ginny. Już chciałem ją szarpnąć, gdy do głowy wpadł mi genialny pomysł. Zatknąłem jej usta dłonią, wcześniej oblałewając ją wodą z różdżki. Wyrwała się ze snu niczym oparzona, chciała krzyknąć, ale na szczęście miała zakneblowane usta. Gdy zaczęła myśleć racjonalnie, spojrzała na mnie groźnie i zmrużyła powieki.
Zaśmiałem się cicho.
– Zabiję cię, Malfoy! – krzyknęła, nie zwracając uwagi na inne współlokatorki. Pod wpływem wrzasku, jakaś zasłona od łóżka się odsłoniła, a w nich pokazała się blondwłosa dziewczyna. Zmierzyła mnie wzrokiem, aby po chwili zacząć wrzeszczeć, chowając się przy okazji w łazience. Patrzyłem oniemiały.
Co się właśnie stało?
Minutę później podeszła do mnie jakaś szatynka, a widząc jej pożądliwe spojrzenie, odsunąłem się parę kroków w tył. O co chodziło tym kobietom? Spojrzałem na swoje ciało i… kurwa mać! Nie miałem góry od piżam tylko spodnie.
Oparłem się o ścianę plecami, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Spojrzałem błagalnie na Weasley, gdy poczułem, że ta szatynka zaczęła się przytulać.
Po raz pierwszy w życiu zacząłem kląć na własną urodę.
– Ślicznie wyglądasz, Draco – szepnęła, zataczając kółeczka na mojej klatce piersiowej.
Zachowywałem się jak baba, więc bez ceregieli odepchnąłem ją tak mocno, że upadła na ziemie, cicho sycząc. Zaśmiałem się w duchu.
– Nie dotykaj, co nie twoje. A ty chodź – zwróciłem się do Ginny i pociągnąłem ją w stronę drzwi. Dobrze, że wyszła od razu, bo normalnie nie ręczyłbym już wtedy za siebie. – Co to było?
– Po co mnie ściągasz o tej porze z łóżka? – olała moje pytanie.
Przetarła oczy pięściami, na co parsknąłem śmiechem. Zachowywała się jak małą dziewczynka. Spojrzała na mnie pytająco, ale tylko wzruszyłem ramionami.
– Hermiona chce cię widzieć. Źle się czuje.
Podniosła do góry brwi w geście zdziwienia. Ona więc też nie wiedziała? To czemu Potter od razu pobiegł do Hermiony?!
Swoją drogą, po chuj ja tutaj przyszedłem? Chyba stałem się przydupasem mojej narzeczonej. 
– Dzięki – rzekła przez ramię i biegiem udała się do naszego pokoju.
Nie mając, co do roboty, spokojnie podążyłem za Ginny.
O, kurwa mać, a jednak!
Tak brzmiała moja pierwsza myśl po otworzeniu drzwi do swojego dormitorium. Otóż Potter i Hermiona przytulili się do siebie, a Ginny głaskała brązowowłosą po lokach. Wiedziałem, że ona i Harry ze sobą kręcą!
– Malfoy, wyjdź! – rozkazała Granger, wskazując palcem w stronę drzwi. Co? Czy ona sobie za dużo nie pozwala? Prychnąłem, ale kiedy zauważyłem, że Weasley także patrzy na mnie spod byka, podniosłem do góry ręce w geście poddania się i chyłkiem opuściłem pokój. Oparłem się o framugę drzwi i nasłuchiwałem.
Usłyszałem jednak zaledwie parę słów.
Okropnych słów.
Nie wiedziałem, ile czasu minęło, więc kiedy się ocknąłem, szybko stamtąd uciekłem. Blaise, jest mi potrzebny Blaise!
W głowie wciąż mi huczało, nie mogłem się na niczym skupić, ponieważ ciągle w uszach miałem te trzy okropne słowa: „nie warty, zerwij, kocham”. Najgorsze, że traktowałem Pottera jak przyjaciela, a on co? Wbił mi nóż prosto w serce!
– Zabini! – krzyknąłem, wpadając do jego pokoju. Zacząłem go szarpać za ramię. Mruknął coś niewyraźnie, po czym przekręcił się na drugi bok. Warknąłem poirytowany i nie myśląc za wiele, po prostu zdzieliłem go dłonią w głowę.
Blaise niemalże wyskoczył z łóżka. Popatrzył na mnie nieprzytomnym wzrokiem.
– Sukinsyn.
Nie mogąc się powstrzymać, zacząłem rechotać na całego. Chyba te zmiany humorków Hermiony przeniosły się na mnie. Na samo wspomnienie Granger przełknąłem głośno ślinę. Zabini usiadł na łóżku, a ja spocząłem obok, wzdychając. Spojrzał na mnie tajemniczo, po czym walnął mnie pięścią w ramię. Syknąłem i rzuciłem mu mordercze spojrzenie, którym się nawet nie przejął. Przeciągnął się.
– Dobra, spowiadaj się – zaczął, biorąc głęboki wdech. Oparł się plecami o ramę łóżka, wpatrując się we mnie przenikającym wzrokiem. 
– Bo wczoraj zaręczyłem się z Hermioną – wyjaśniłem, ale czarnowłosy nie pozwolił mi dojść dalej do słowa, tylko dosłownie się na mnie rzucił.
– Stary, gratuluję!
Walnął mnie w plecy, przez co syknąłem. Uśmiechnąłem się nerwowo, po czym zacząłem wpatrywać się w krajobrazy za oknem.
– Dzięki.
– Nie zgodziła się? – spytał ze zdziwieniem, prawdopodobnie wnioskując to z mojej miny. Prychnąłem oburzony. 
– Jasne, że się zgodziła, a potem mi jeszcze to wynagrodziła – powiedziałem, składając ręce na piersi, niczym małe, obrażone dziecko.
– To o co chodzi?
– Wydaje mi się, że Hermiona ma romans z Potterem – rzekłem prosto z mostu, a tamten tylko spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Czyżby wiedziałcoś, czego ja nie?
– Proszę cię!
– Dobra, gadaj, co wiesz – sarknąłem, podnosząc brwi.
­– Okej – westchnął zrezygnowany. – Wczoraj Harry zerwał z Parkinson.
Wstałem niczym oparzony i nie zwracając uwagi na protesty Zabiniego, biegiem skierowałem się w stronę naszego dormitorium. Merlinie, ratuj mnie! Abym nie zrobił niczego głupiego! Chociaż znając moje popisy, prawdopodobnie będzie awantura na cały zamek. Z zamachem otworzyłem drzwi, po czym moje mordercze spojrzenie powędrowało w stronę Pottera siedzącego na łóżku z podwiniętymi kolanami pod brodę.
– Potter – wrzasnąłem, a ten jakby na zawołanie, szybko stanął na nogi. Dziewczyny spojrzały na mnie zdziwione, a z ich oczu cisnęły się błyskawice. – Co ty sobie wyobrażasz?!
Harry patrzył zdziwiony, ale ciągle przerażały mnie jego opuchnięte i czerwone powieki. Kurde, coś było nie tak… tylko co?
– No, co sobie wyobrażam? – spytał twardym głosem, choć słychać było w nim nutkę goryczy.
– Jesteś zdrajcą, tyle ci powiem! – warknąłem głośno.
Potter zmrużył gniewnie oczy i wyszarpnął rękę z uścisku Hermiony. Zwęził wargi, po czym bez zbędnego komentarza skierował się w stronę drzwi.
– Spieprzaj. A i jeszcze jedno – dodał, kiedy naciskał klamkę. – Jeżeli nie masz o niczym pojęcia, nie wtrącaj się, bo możesz coś źle zrozumieć – powiedział i wyszedł, trzaskając drzwiami. Mógłbym przysiąc, że zanim przekroczył próg po jego policzkach pociekły kolejne łzy. Zacisnąłem pięści w bezsilnej złości, przy okazji patrząc na Gryfonki. Rudowłosa wstała, podchodząc do mnie, rzekła:
– Przesadziłeś.
Nie czekając na odpowiedź, wypadła z pokoju jak burza, nie omieszkając się przywalić mi w twarz. Złapałem się za piekący policzek, patrząc nieprzytomnie na Hermionę, która leniwie podnosiła się z posłania. W gardle stanęła mi gula. O matko, ale ona strasznie wyglądała! 
Podeszła bliżej, ciężko i głośno stąpając po podłodze. Teraz staliśmy naprzeciwko siebie, mierząc się wzrokiem. Tylko czemu to ona zawsze musiała być górą?! Tym razem nie mogę jej na to pozwolić!
– Jak śmiesz! – krzyknęła mi prosto w twarz. – Czemu się tak zachowujesz?
– Ja? – zapytałem z niedowierzaniem. – Ja?! A ty co robisz?! – dodałem już krzykiem, nawet nie starając się zapanować nad emocjami, które brały nade mną władzę.
Zmrużyłem niebezpiecznie oczy.
– A co robię? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, siląc się na spokojny ton, jednak niezupełnie jej to wychodziło.
– Jesteś naprawdę głupia czy tylko taką udajesz, co? – prychnąłem rozjuszony, przy okazji zwężając usta. Hermina zaczerwieniła się niczym piwonia, ale nadal groźnie wpatrywała się w moje szare tęczówki. – Wiesz jak się teraz zachowujesz?
– No jak?!
Teraz chyba naprawdę była bardzo, ale to naprawdę bardzo wkurzona. Miejcie mnie w opiece, bogowie! Przełknąłem ślinę, ale żeby nie było po mnie widać, że się denerwuję, prychnąłem. 
– Jak jakaś pierwsza lepsza!
O cholera! Chyba przesadziłem. W efekcie moich słów wyraz twarzy Hermiony raptownie się zmienił. Wcześniej rozeźlone brązowe tęczówki, teraz posmutniały i zalśniły. Tylko nie płacz. Proszę?
Dupek!
– Wybacz, nie o to mi chodziło – szybko dopowiedziałem, lecz jej oczy nadal były dziwnie rozkojarzone. – Czemu się przytulasz z Potteraz? Nie chcesz mnie już, co? – powiedziałem tak cicho, że prawie sam siebie nie usłyszałem dokładnie. Głos mi się załamał.
Pantoflarz!
– O czym ty teraz mówisz? – zapytała, a w jej oczach zalśniły łzy.
No, to miałem przewalone, że tak ładnie powiem…
– Czemu słyszałem, jak Harry mówił, że jestem nic nie warty, że masz ze mną zerwać i że mnie nie kochasz, co?
Hermiona słysząc te słowa, zaśmiała się pod nosem, a wraz z lekkimi mrugnięciami po jej policzkach poleciały słone krople. Nie patrząc na dalsze konsekwencje, kciukiem wytarłem jej mokre plamki. Westchnęła i przytrzymała moją dłoń na swoim zarumienionym, policzku.
– Źle go zrozumiałeś. Harry zerwał z Pasny i powiedział, że nie jest jego warta. W końcu kręciła z nim i jeszcze z innym chłopakiem jednocześnie. Dalej chodziło mu o to, że z nią zerwał, bo jej się należało, nie? – spojrzała na mnie, jakby oczekiwała jakiegoś słabego sygnału, że uważnie słuchałem, więc pokiwałem lekko głową. – A co do tego „kocham”, to… – zatrzymała się i głośno westchnęła, po czym wtuliła się w moje ramiona. – Harry’emu zmarła mama... Wczoraj dostał list od ojca… Pogrzeb będzie jutro.
Debil! Zachowałem się jak kompletny debil.
Złapałem się za głowę, mocnej przytulając do Hermiony.
– Przepraszam – oznajmiłem, odsuwając się. Pocałowałem ją czule, chcąc za pomocą tego małego gestu, pokazać jej całą moją miłość. – Muszę coś załatwić, Hermiono.
Wybiegłem z pokoju.
Pędząc, ile w płucach sił, szybko przemierzałem korytarze, bo chciałem mieć to już za sobą. Szczerze mówiąc, strasznie się denerwowałem, że przez mój wygłup stracę przyjaciela. Przekląłem w myślach, dotarłszy do Pokoju Życzeń. Właściwie nie wiedziałem, dlaczego przyszedłem akurat tutaj. Nogi same mnie poniosły.
Westchnąłem, popychając drzwi. Niepewnie wszedłem do środka i oniemiałem. W pokoju panowała ciemność i z daleka czuć było tajemnicę. Po ciele przeszły ciarki, gdy przyuważyłem czarną sofę w lewym kącie pomieszczenia, obok której stał, tego samego koloru, barek, wypełniony po brzegi przeróżnymi alkoholami. Potter siedział, w dłoni trzymając na wpół opróżnioną butelkę  Ognistej Whisky.
Nie myśląc długo, usiadłem obok, przy okazji łapiąc za pierwszą, lepszą butelkę. Pociągnąłem z niej zdrowy łyk, krzywiąc się lekko.
– Wybacz mi, stary.
Spojrzałem na Harry’ego, a ten tylko wyszczerzył swoje ząbki. Odwzajemniłem gest, klepiąc go po plecach.
– Naprawdę nie wiedziałem.
– Spoko.
– Ta suka Parkinson! – warknąłem pod nosem, specjalnie zmieniając temat. Ten tylko parsknął cicho.
– Zdrówko! – wykrzyknął Harry niespodziewanie, po czym puknął swoją butelkę o moją.
Nawet nie zauważyliśmy, a może tylko ja nie byłem aż tak spostrzegawczy, że w barku zaczęło ubywać napojów. No cóż… Mogłem się tego domyślić, gdy Harry zaczął śpiewać. Zresztą sam też chciałem.
Puszek okruszek, puszek kłębuszek, bardzo go lubię, przyznać to muszę…
Nie zaraz, to mi się nie rymuje. Dobra, to może inna? Uwaga!
Wlazł kotek na młotek, pierdolnął go płotek, siekierka dobiła i kotka zabiła! Czy to na pewno tak leciało?
Ech… Zaczęło mi szumieć w głowie. Kolejna pusta butelka upada na dywan, a za nią kolejna, i następna… Do tej pory nie miałem pojęcia, ile wypiliśmy.
Odpłynąłem.

*

Merlinie!
Właśnie sobie uświadomiłem, że niedługo będą urodziny mojej narzeczonej! Trzeba szybko udać się do Zabiniego i Pottera. W końcu będą musieli pomóc. Ginny, także mogłaby coś wykombinować, bo w końcu była najlepszą przyjaciółką Hermiony.
– Weasley! – wydarłem się, stojąc przy schodach prowadzących do dormitorium dziewczyn. – Złaź tu na dół! – dodałem, kiedy zauważyłem, że jej płomienne włosy pojawiły się w drzwiach. Spojrzała na mnie nieprzytomnie, warcząc przy okazji coś pod nosem, po czym zeszła, a raczej, zczołgała się ze schodów.
– Czego? – sarknęła poirytowana, gdy pociągnąłem ją w stronę kanapy przy kominku. Walnęła się na nią, nie okazując tej gracji, którą powinny mieć dziewczyny. Patrzyła na mnie wyczekująco.  
– Dwudziestego są urodziny Hermiony, no nie?
– Cholercia, zapomniałam! – pisnęła i złapała się za głowę.
Przez chwilę wpatrywała się w dogasający ogień w kominku, kiedy raptownie wstała i szybko udała się do dormitorium.
– Ej, a ty dokąd!? – spytałem, gdy była już w połowie drogi.
– Zabierz Hermionę o dziesiątej gdzieś, żeby nam nie przeszkadzała. Przyprowadzisz ją dokładnie o osiemnastej. My się wszystkim zajmiemy – dodała szybko, widząc moją niezdecydowaną minę. Westchnąłem zrezygnowany, bo usłyszałem skrzypnięcie zamykanych drzwi. Podrapałem się po skroni, po czym skierowałem się w stronę Wielkiej Sali.
Musiałem jeszcze wszystko przemyśleć. Właściwie wiedziałem, co robić, ale postanowiłem do całego planu dodać coś jeszcze wspanialszego. W końcu to była przyszła pani Malfoy, nie?
Teraz tylko pozostał najgorszy problem: co jej kupić?
Zirytowany usiadłem na swoim miejscu przy stole Ślizgonów i zacząłem zastanawiać się nad nadchodzącym tygodniem.
Doszedłem do prostego wniosku.
Niczego lepszego poza mną Hermiona mieć nie będzie.
W o wiele lepszym humorze, nałożyłem jajecznicę na talerz.

4 komentarze:

  1. Hmmmmmmmm
    Jakie to spokojne 😊
    Nie wiem dlaczego ale zachowanie Hermiony bardzo mnie denerwuje. Jakaś dziwna jest jakby rozpieszczona 😂😂
    W sumie to chyba tyle co chciałam.napisac xdd
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dziwne zachowanie Hermiony zostanie potem wyjaśnione - a przynajmniej częściowo. :)

      Też pozdrawiam! :)

      Usuń
  2. Ona jest w ciąży, prawda?

    OdpowiedzUsuń