XII TROCHĘ O CNOTCE MCGONAGALL I O ALKOHOLU – TAK, DOBRZE SŁYSZELIŚCIE, MALFOY BĘDZIE PIŁ. ZNOWU
Z westchnieniem złapałem kolejną porcję tostów z dżemem.
Urodziny Hermiony zbliżały się wielkimi krokami, a ja nadal nie miałem pomysłu, co jej dać. Nie mogłem się nie wyrobić, nie pójdę przecież do niej z pustymi rękoma… Tylko co się wręcza narzeczonej? Biżuterię? Nie, to zbyt przereklamowane. Ciuchy? To raczej powinna dostać od Ginny, nie ode mnie. A może… Tak, Draco, jesteś genialny! W tym momencie gdybym mógł, chyba zacząłbym skakać po stole, nie zważając na to, że właśnie trwało śniadanie.
Jeden z prezentów odhaczony. Drugi załatwiłem z ojcem. Czekałem jedynie na odpowiedź.
Moją euforię przerwał delikatny pocałunek w policzek.
Nieprzytomnie uniosłem spojrzenie, a kiedy zauważyłem, że to Herm, uśmiechnąłem się szeroko, szybko blokując umysł. Zrobiłem jej miejsce obok siebie, wpychając resztę grzanki do buzi. Usiadła lekko, po czym sięgnęła po filiżankę, aby zrobić sobie kawę.
Już miałem zaczynać rozmowę o tym, że chcę ją dzisiaj zaprosić do Hogsmeade, gdy do sali zaczęły wlatywać sowy. Poczta. Z westchnieniem spojrzałem w górę, zastanawiając się przy okazji, czy ktoś mi coś wysłał. Jakie było moje zdziwienie, gdy przede mną zatrzymała się czarna płomykówka z listem w dziobie. Wyjąłem pergamin i z westchnieniem otwarłem kopertę. Moje oczy szybko zaczęły poruszać się po czarnych, pochyłych literach, a z każdym nowym słowem na twarzy pojawiał się coraz szerszy uśmiech. Ojciec, jesteś genialny, a mój prezent gotowy!
Klasnąłem w dłonie z uciechy, przyciągając do siebie zdziwiony wzrok Hermiony. Chrząknąłem nieznacznie i szybko schowałem list do kieszeni spodni.
– Najlepsze życzenia od rodziców – powiedziałem głośno i nie czekając na odpowiedź dziewczyny, pocałowałem ją mocno. Odetchnąłem cicho, kiedy poczułem smak pistacjowej kawy. Nie zwracając już uwagi na resztę szkoły, która prawdopodobnie patrzyła na nas albo z odrazą, albo z uśmiechem, albo z zazdrością. Zresztą, kto ich tam wiedział… Po prostu nie obchodziło mnie już nic poza tymi pysznymi ustami. Przejechałem językiem po górnej wardze Hermiony, przez co ta dostała dreszczy. Nie powiem, podobało mi się. Czułem jak jej jedna dłoń bawi się moimi włosami, a druga dotyka policzka. Sam złapałem ją w tali i mocno przycisnąłem do siebie.
Oderwaliśmy się od siebie dopiero, gdy zabrakło nam powietrza. Głośno oddychając, ponownie zajęliśmy się konsumpcją śniadania. Tyle że teraz na naszych twarzach wykwitły rumieńce i delikatne uśmiechy.
– Panno Granger, panie Malfoy.
Usłyszałem nad sobą zachrypnięty i groźny głos. Równocześnie z Herm okręciliśmy się w tamtą stronę. Zacisnąłem wąsko usta, żeby nie roześmiać się z miny mojej narzeczonej, a także z wyrazu twarzy psorki.
– Tak?
– Co to miało znaczyć, panie Malfoy? – zapytała i srogo się w nas wpatrywała. Uśmiechnąłem się przymilnie.
– Co, pani profesor? – zacząłem grać na zwłokę, po czym objąłem Hermionę, której zadrgały kąciki ust. Minerwa kipiała ze złości. Kurde, normalnie jak Wezuwiusz. Uwaga, wybuch! Grozi śmiercią natychmiastową!
– No… – zająknęła się, a przez jej twarz przeszedł grymas. – Dobrze pan wie! – krzyknęła zdenerwowana, przez co zaczęło jej dziwnie latać oko. O, mamuniu, ale widok!Parsknąłem śmiechem, przez co pobudziła się jeszcze bardziej. – Szlaban! Zakaz wyjścia do wioski! – warknęła cicho, tak że tylko my ją słyszeliśmy, i szybkim krokiem odeszła, udając się w stronę stołu grona pedagogicznego.
Przestałem się uśmiechać. O, cholera, ona nie mogła mi tego zrobić! Przecież...
– Ale pani profesor! – krzyknąłem, stając na siedzenie, a wnet wszystkie spojrzenia powędrowały w moją stronę.
– Malfoy, siadaj! – powiedziała cicho Herm i pociągnęła mnie za nogawkę spodni.
Co to, to nie, moja droga!
– Za co? – dodałem głośno, nie zwracając uwagi na zabójczy wzrok obu kobiet. – Przecież my nic nie zrobiliśmy. Tylko się całowaliśmy. To już wymieniać się śliną nie można? – rzekłem głośno, zadając przy okazji retoryczne pytanie. Wiedziałem, że przeginam, ale cóż… Musiałem iść do Hogsmeade! – Czytałem w pewnej książce, że wymiana śliną jest potrzebna do normalnego funkcjonowania!
Do moich uszu dobiegły ciche chichoty innych uczniów, a nawet panny Granger.
– Malfoy! – wrzasnęła. Chyba zdarła sobie gardło przez ten wrzask, bo aż mnie bębenki rozbolały. – Przestań się wygłupiać, bo zaraz dostaniesz kolejny szlaban i utratę punktów!
– Zresztą, pani profesor powinna o tym wiedzieć lepiej – dalej głośno mówiłem, w ogóle nie zwracając uwagi na jej krzyki i nakazy. – Prawdopodobnie wymieniała już pani ślinę z kimś i to pewnie wiele razy, mam rację?
Zamilkła, słysząc to, i zaczęła się we mnie wpatrywać z szeroko otwartymi oczami.
– Za dużo sobie pan...
– Na przykład profesor Dumbledore…
Nie dokończyłem, ponieważ zobaczyłem, jak kobieta blednie, a z jej oczu aż cisną się błyskawice. Już chciała coś krzyknąć, gdy usłyszała głośne parsknięcie dyrektora. Nie zwracając uwagi na nikogo, szybkim krokiem udała się w stronę drzwi wyjściowych.
– Masz rację, masz rację. Szlaban odwołany, panie Malfoy, ale minus dwadzieścia punktów za niesłuchanie poleceń nauczyciela – powiedziała cicho, jednak każdy usłyszał ją bardzo dobrze.
Szeroko się uśmiechnąłem i skoczyłem na posadzkę. Złapałem Hermionę za rękę i wyszliśmy zadowoleni z sali.
Głupku, pomyślała brązowowłosa i pacnęła mnie dłonią w głowę. Po chwili jednak zostałem przelotnie pocałowany w usta. Już chciałem ponownie dobrać się do dziewczyny, ale ta zwinnie mnie ominęła, ruszając w kierunku wieży Gryffindoru. Przypominając sobie, że przyjaciele już zajmują się przygotowaniami do imprezy urodzinowej, podbiegłem do dziewcyny. Nie wiedząc, co dalej robić, machnąłem różdżką, przywołując kurtkę swoją i Hermiony, po czym wziąłem ją na ręce. Zaśmiała się perliście, gdy poczuła, że ruszam w kierunku wrót zamkowych. W międzyczasie założyliśmy cieplejsze ubrania i wyszliśmy z bram Hogwartu, nieśpiesznym krokiem zmierzając w kierunku wioski.
Nie wiedziałem, ile czasu mieliśmy tam spędzić, ale prawdopodobnie dość dużo. Tym bardziej że była dopiero godzina jedenasta, a solenizantkę miałem przyprowadzić o szóstej.
No, cóż, będzie trudno, ale poradzę sobie, w końcu Malfoy jest najlepszy!
*
Przyciągnąłem Hermionę mocniej do siebie. Kurde, nie mogłem uwierzyć, że zostało nam coraz mniej czasu. Przecież dwudziesty pierwszy lutego był jutro! Cholera, no! Dobra, potem będę się tym martwił, bo kiedy Herm to usłyszy bądź cokolwiek zauważy, to także będzie strapiona, a nie chciałem jej popsuć urodzin.
Wdech i wydech.
Nie mogąc dłużej wytrzymać, wpiłem się w jej poziomkowe usta. Oczywiście, machinalnie odwzajemniła pieszczotę. Nie trwała ona jednak długo, ponieważ nie zapominając o naszym planie, przestałem. Jęknęła niezadowolona… A może, gdyby tak…
Poczekają!
Nie licząc na konsekwencje, w końcu Ruda, Czarny i Diabeł mogli mnie zabić, ponownie pocałowałem narzeczoną. Poczułem, jak jej wargi unoszą się ku górze, prawdopodobnie w uśmiechu. Powoli zacząłem przeczesywać jej pukle włosów, zachwycając się wspaniałym zapachem. Próbowałem trzeźwo myśleć, jednak hormony za bardzo się nabuzowały…
Złe, złe hormony, nie słuchają tatusia, wstyd!
Dość niecierpliwie wtargnąłem językiem tam, gdzie nie trzeba, co poskutkowało wywołaniem dreszczy. Przejechałem językiem po podniebieniu Hermiony, aby po chwili przenieść się na dolne, przy okazji podrażniając jej gorący język. Wiedziałem, że tak uwielbiała, ponieważ aż westchnęła z zadowolenia. Zresztą, nie pozostała mi dłużna, a wręcz przeciwnie, odwdzięczyła się tym samym.
Dobra, teraz było to najmniej ważne, ponieważ musiałem się skupić, że tak powiem, na zachwycaniu przyszłej żony. Swoje pocałunki przeniosłem na szyję Hermiony, dzięki czemu ta aż jęknęła cicho z zachwytu. No, a jakżeby inaczej. W końcu mój język zaczął wywijać cuda, sam bym się nie mógł oprzeć.
Nie ma to jak skromność Malfoyów, prawda?
W tym momencie nie obchodziło mnie już to, że obściskujemy się przed wrotami do zamku, albo to, że zaraz ktoś może wyjść i nas zobaczyć. Uczeń, nauczyciel, wali mnie to! Teraz byliśmy tylko my i na nas się miało skończyć.
Chwilę potem znów trwaliśmy w namiętnym pocałunku, aż świat zaczął wirować przed oczami, a nogi się ugięły. Prawdopodobnie nie tylko ja się tak czułem, ponieważ Hermiona także odpływała. Przycisnąłem ja mocno do swojej piersi, jedną rękę lokując w jej bujnych puklach, a drugą kładąc na brzuchu.
Swoją drogą, trochę dziwne, że w tak krótkim odcinku czasu, aż tak przytyła. Nie to, że mi się teraz nie podobała, nie! Wręcz przeciwnie, uwydatniła kształty: jej twarz stała się bardziej pulchna, a oczy świeciły naprawdę przecudnie, ale...
Nagle poczułem jak coś mnie uderzyło w dłoń, którą właśnie trzymałem na jej wypukłym brzuchu.
Znieruchomiała, dlatego jak także poprzestałem zachłannie wpijać jej się w malinowe wargi. Czy coś było nie tak? Poza tym, że coś mnie kopnęło, to nic się nie stało… Jakiś prąd, czy coś? Ona też to poczuła? Zaraz, zaraz, czy to nie było przypadkiem tak, że…
Chwilunia!
Kochanie?
Usłyszałem głos Herm w głowie, więc natychmiast spojrzałem w jej kierunku. Jednak oprócz tego głosu dochodziły do mnie też inne, dziwne i bardziej chaotyczne dźwięki. Coś, jakby dane myśli się ze sobą zderzały.
Poczułeś to?
Pokiwałem twierdząco głową, a ta tylko przełknęła ślinę zdenerwowana.
Co to było?, zapytałem trochę wstrząśnięty, ale serce zabiło mi mocniej. Nawet nie wiedziałem dlaczego? Po prostu poczułem się spełniony i taki… ważny, że dzięki mnie, dzięki mojemu wkładowi coś się udało i to bardzo ważnego. Nie rozumiałem, ale było to bardzo przyjemne uczucie, takie ukłucie miłości. Nie potrafiłem wyrazić tego słowami.
Postanowiłem wczytać się w myśli Hermiony.
Próbując przejść przez pierwszą barierę, natychmiast mnie odepchnęło, lecz na szczęście mojej jakże wspaniałej uwadze, nie uszedł jej nastrój – strach. Tylko przed czym?
Ty coś wiesz?!, pomyślałem rozkazująco. Hermiona tylko opuściła zakłopotana wzrok. Co ukrywasz, słońce?, zapytałem po chwili milczenia i złapałem za jej ramiona, delikatnie nią potrząsając. W zasadzie mogło to wydać się trochę brutalne, choć tak naprawdę robiłem to bardziej ze śmiechem. Właściwie gdybym tylko mógł, zaraz wybuchłbym histerycznym chichotem, nawet nie wiedząc, po co i dlaczego to zrobiłem.
To nasz…, zaczęła cicho Hermiona, lecz nie dane było dokończyć, ponieważ nagle krzyknęła przestraszona i złapała się za serce. Musiałem przyznać, że sam także nieźle się wystraszyłem.
Diabeł wyszedł spod peleryny niewidki Harry’ego.
To nasz upierdliwy Diabełek!, dokończyłem w myślach i uśmiechnąłem się szeroko, patrząc wymownie na Hermionę, która kiedy tylko to usłyszała, zaczęła wrzeć ze złości.
Zabini, uciekaj!
– Kretynie! – krzyknęła zdenerwowana dziewczyna, aż czerwieniąc.
Normalnie niczym rasowa kotka! Raz potulna, grzeczniutka, kochana, tak że wprost nie można się od niej oderwać, a ta jak za cholerę łasi się tylko do ciebie. Zaś kiedy indziej może być zła na cały świat, a gdy tylko ktoś zajdzie jej za pazurki, potrafi nimi mocno podrapać… I za co jej nie kochać, no? Hermiona była wspaniała!
– Mogłam dostać zawału przez te twoje głupie przebieranki! Nie mogłeś normalnie podejść?! Oczywiście, że nie, w końcu panicz Zabini musi zrobić „wejście diabła”, bo inaczej czuje się niedowartościowany! Debilu, zupełnie ci się w głowie poprzestawiało! Ty kiedykolwiek myślisz? No tak, przecież ty nawet nie wiesz, do czego służy mózg! Czy ty masz coś w ogóle w głowie oprócz kamienia? Zabini, używałeś kiedyś swojej głowy pozaprogramowo czy tylko udawałeś?! Niech cię tylko dorwę! – wykrzykiwała niczym opętana, powoli zbliżając się do chłopaka.
Blaise stał przerażony i wpatrywał się w Hermionę z szeroko otwartymi oczami. Musiałem przyznać, że sam się trochę wystraszyłem, bo ten jej atak, to… Brr… Nie chciałbym być teraz na miejscu Diabła. Trzymaj się, stary!
Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni dziwnym wybuchem Gryfonki. Pomimo tego, że w zasadzie miała rację, to lekko przesadziła. Moim zdaniem nie powinna się tak unosić, ale zresztą, kto tam wie, co siedzi w tej pokręconej głowie. Brązowowłosa zawsze lubiła zaskakiwać i to było podniecające! Ach…
– Hermiś – zaczął cicho i podniósł ręce w geście kapitulacji. Prawdopodobnie chodziło mu o złagodzenie sytuacji… Buraku, i tak ci się nie uda! Pani (przyszła) Malfoy tak łatwo nie odpuszcza! – Chciałem wam tylko powiedzieć, że… – zastanowił się na chwilę, aby zaraz dodać – Snape was wzywa.
No, pięknie, gorszego kitu nie mógł wcisnąć! Debil!
Na jego szczęście Hermiona zatrzymała się tuż przed nim. Czy w tym momencie nie powinienem być zazdrosny, czy coś? W końcu żaden facet nie mógł się zbliżać do mojej narzeczonej bliżej niż pół metra.
– Snape, mówisz? – uśmiechnęła się przebiegle. Kurteczka, ona coś knuła… Podstępna Gryfonka! – A to bardzo dziwne, ponieważ rano przed śniadaniem spotkałam go i życzył mi i Draco udanego wypadu, po czym dodał, żebyśmy nie rozrabiali, bo go cały dzień nie będzie, bo musi załatwić jakąś ważną sprawę w Ministerstwie Magii i nie będzie nas potem usprawiedliwiał – zakończyła z iście Huncwockim błyskiem w oku i złożyła ręce na piersi, patrząc wyczekująco na Blaise’a.
Nie, no! Ona była fantastyczna! Gdybym mógł to zaraz wybuchłbym gromkim śmiechem, zataczając się na trawie.
– Nooo… – Zabini uśmiechnął się, szeroko szerząc ząbki i spojrzał na mnie wyczekująco, po czym nie czekając na dalszy ciąg wydarzeń, po prostu znów zniknął pod peleryną niewidką. Prawdopodobnie już w tym momencie biegł w stronę zamku, aby oznajmić, że solenizantka właśnie idzie w stronę naszej, jakże niespodziewanej imprezy
Okej, więc to był ten wspaniały znak, który miał mi powiedzieć, że wszystko już gotowe. Tylko co ja miałem teraz zrobić, żeby panna Granger poszła ze mną, o niczym nie wiedząc. Ugh… Czemu to ja zawsze dostawałem najgorszą robotę?
– Na czym to skończyliśmy?
Usłyszałem zachrypnięty, pociągający głos tuż przy swoim uchu. To brzmiało rozk...
Nie dane było mi skończyć myśli, ponieważ całkowicie rozproszył mnie smak jej pełnych, poziomkowych warg. Zadrżałem z podniecenia. Czy ona zawsze będzie tak na mnie działać?
Nie wiedziałem, ile trwał nasz jakże wyrafinowany pocałunek, ale w końcu musiałem z niechęcią się oderwać. Skrzywiłem się nieznacznie, bo przecież jaki człowiek rezygnował ze szczęścia ot tak? No właśnie, żaden! A ja zawsze musiałem! W zasadzie ona także nie była z tego zadowolona, ale co się dziwić, przecież moje usta były najlepsze pod każdym względem! Miękkie, puszyste i gładkie, miętowe i w ogóle: cud, miód i orzeszki!
Spojrzałem na Hermionę w momencie, kiedy ta otworzyła szeroko oczy, oblizując usta. Ha, wiedziałem, że byłem smaczny!
– Kochanie, może lepiej pójdziemy i sprawdzimy, co? – zapytałem, łapiąc dziewczynę za rękę i prowadząc ją do bramy zamku, żeby przypadkiem nie uciekła. – Im szybciej, tym lepiej..
Wolnym krokiem szliśmy korytarzami Hogwartu. Znaczym próbowałem iść wolno, żeby nie wzbudzić żadnych podejrzeń, jednak nie za bardzo mi to wychodziło. No, ale cóż, próbowałem, więc to nie moja wina, prawda?
Zaraz, zaraz, dlaczego w ogóle nie minęliśmy żadnych ludzi oprócz nas? Byliśmy już na piątym piętrze – na szczęście Hermiona o nic nie pytała – a tutaj ani jednej żywej duszy. Moim zdaniem to trochę dziwne, ponieważ wybiła dopiero osiemnasta…
Merlinie, zapomniałem! Przecież Harry i Diabeł specjalnie zamknęli tą część zamku, żebyśmy mogli przejść bez problemu. Właściwie genialny pomysł, bo przecież Hermiona myślała, że dzisiaj naprawdę było wyjście do Hogsmeade. Tak naprawdę, udawaliśmy.
Podążaliśmy do naszego pokoju wspólnego, ponieważ z chłopakami doszliśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej. Po pierwsze, nie będą nam przeszkadzać niechciane osoby, typu Pansy Parkinson. Po drugie, mieliśmy spokój z nauczycielami, ponieważ pewnie żaden (wyłączając Snape’a, bo musieliśmy mu powiedzieć, żeby nas krył) profesor w życiu by nie podejrzewał, że prefekci naczelni byli zdolni do niesłuchania ich poleceń. Szczególnie gdy jednym z nich była panna Granger (niedługo Malfoy). A po trzecie, i najważniejsze, mogliśmy zaszaleć!
*
Z wielkim bananem na ustach rozłożyłem się na kanapie koło Czarnego, który w najlepsze rozmawiał z Libby Patterson. Wrócił z pogrzebu przygnębiony, ale nadmiar alkoholu chyba zdał się pomóc. Coś mi się wydawało, że coś tutaj się kroiło, ponieważ oni tak przez parę godzin ciągle ze sobą gadali i się śmiali.
Stary, muszę przyznać, trafiłeś doskonale! Laska była niesamowita! Nie to, że miałem na nią oko, czy coś… Miałem swoją Hermionę, ale cóż… Facet zawsze będzie facetem.
Złapałem za Ognistą, która zbyt samotnie stała na stole, po czym wziąłem głębokiego łyka. Zrobiło się radośniej, a świat przybrał bardziej kolorowych barw.
Rozejrzałem się wokół. Pani mojego serca zmierzała właśnie w moim kierunku. Posłałem Hermionie czarujący uśmiech, kiedy usiadła obok.
– Masz zamiar upić się do nieprzytomności? – spytała, a jej brązowe oczy zabłysły radośnie. Usta rozciągnęły się w uśmiechu, kiedy odłożyłem na stół butelkę i przelotnie ją pocałowałem.
– Nie – złapałem ją za rękę i poprowadziłem na środek pokoju. – Mam zamiar zatańczyć z przyszłą panią Malfoy.
– Naprawdę? A gdzie ona jest?
Hermiona wymownie rozejrzała się dookoła, jednak doskonale wiedziałem, że robiła sobie jaja. Znów pocałowałem ją mocno i namiętnie. Spodziewałem się pociągającego uśmiechu z jej strony, jednak poczułem jedynie, jak osuwa się na podłogę. Gdybym nie trzymał Hermiony w ramionach, na pewno gruchnęłaby o posadzkę. Aż tak dobrze całowałem?
Uśmiechnąłem się do siebie z wyższością, jednak zauważając minę dziewczyny, moje usta przekształciły się na grymas.
Cholera, ona zasłabła! Cholera! Cholera po trzykroć!
Szybko wziąłem Hermionę na ręce i nie patrząc, czy kogoś potrącę, czy zdewastuje, bezzwłocznie pobiegłem do naszej sypialni. Wpadłem niczym burza do pokoju i już chciałem ją położyć, kiedy z kąta pokoju dobiegł mnie odgłos mlaskania. Ułożyłem Herm na łóżku i z prędkością światła odwróciłem się w tamtym kierunku. No, nie, jeszcze tego mi brakowało. Jakaś para lizała się w naszym dormitorium!
– Wypierdalać – warczenie przerodziło się we wrzask, kiedy tamci nawet nie zareagowali.
Co za ludzie! Ty do nich grzecznie, a oni co? Nawet nie zareagowali.
Na szczęście po dwóch minutach, gdy wziąłem sprawy w swoje ręce, wyszli, i to prawie w podskokach.
Usiadłem koło Hermiony i złapałem ją za dłoń, patrząc na nią w skupieniu ze strachem wymalowanym na twarzy.
– Skarbie.
Usłyszałem cichy szept, który jako-tako oderwał mnie od przerażających myśli biegnących wokół Hermiony. Tych złych, oczywiście.
– Jestem, cii… - powiedziałem, żeby ją uciszyć, i położyłem rękę na jej czole, patrząc, czy aby nie dostała gorączki. Odetchnąłem głęboko lekko uspokojony, ponieważ moje przypuszczenia diabli wzięły. I bardzo dobrze! Po chwili namysłu powoli zacząłem głaskać narzeczoną po włosach w celu uspokojenia. Widać było, że Hermiona czymś się mocno stresowała. Pocałowałem ją w czoło, dzięki czemu nieco sobie ulżyłem, a mój strach natychmiast odszedł w niepamięć. Jego miejsce zajęła miłość i ulga.
Jeszcze parę lat temu w życiu nie spodziewałbym się, że zaznam tak wspaniałego uczucia. Mało tego, że nauczy mnie tego szlama Granger, Wiewióra Weasley i Potter-Głupotter.
Nie miałem już najmniejszej ochoty, żeby wrócić na dół i dalej świętować osiemnastkę Hermiony. Nie mogłem zostawić narzeczonej, przecież omdlenie mogło się powtórzyć! W zasadzie co nam szkodziło odpocząć z pół godzinki. Położyłem się obok na łóżku, by ta mogła się we mnie mocno wtulić.
Kurwa.
Właśnie sobie uświadomiłem, że już jutro czekało nas zmierzenie się z Kojotem! Zacząłem się stresować. Nie mogłem dopuścić, by stracić Hermionę, by stracić kogokolwiek. Za bardzo kochałem przyjaciół, żeby teraz się z nimi po prostu pożegnać… To nie wchodziło w rachubę. Jak mogłem być tak głupi, żeby za władzę nad światem, do niczego nie potrzebną, wymienić moich najbliższych!? Jakim trzeba być egoistą, aby myśleć tylko o swoich czynach?!
– Draco, wiesz… znaczy musisz wiedzieć, że…
Jej wypowiedź zagłuszył głośny huk dochodzący z dołu. Niewiele myśląc, poderwałem się na równe nogi i posłałem Hermionie znaczące spojrzenie, po czym szybko wybiegliśmy w celu zobaczenia, co się tam stało. Stanąłem na środku schodów, trzymając Granger za rękę, i po prostu zacząłem się okropnie śmiać. Prawie położyłem się na podłodze.
Ja nie mogę, co za koleś!
Brązowowłosa Gryfonka także zgięła się w pół, opierając jedną rękę na mnie, a drugą o ścianę, wprost tarzając się ze śmiechu.
W końcu nie co dzień widziało się Harry’ego Pottera tańczącego breakdance na mahoniowym stole, pełnym szklanych, pustych butelek po alkoholu. Zrobił właśnie dziwną figurę, coś podobnego do stawania na ręce, ale tak trochę inaczej… Szkoda tylko, że nawet na dwóch rękach nie umiał stawać…
Cha, cha, cha!
Tylko coś mi tu śmierdziało? Od czego powstał ten wielki hałas? Rozejrzałem się po pokoju, poszukując przyczyny. Kurde, żywiłem nadzieję, że to nie moje lustro ze złotymi ramami, pokazujące wyłącznie odbicia zadbanych osób…
MOJE LUSTRO!
– Potter, zamorduje cię! – krzyknąłem, po czym zacząłem go gonić po całym pomieszczeniu, co jakiś czas potykając się o niezidentyfikowane przedmioty.
Nagle poczułem jak ktoś mnie oblewa czymś mokrym. Normalnie zabiję! Odwróciłem się w tamtym kierunku… Zabiję!
– Diabeł, zamorduje cię! – warknąłem ponownie, ale trochę pijackim tonem, ponieważ ten debil oblał mnie jakimś mocniejszym trunkiem. Nie wiedziałem jak to działało, ale chyba te opary zaczęły źle na mnie działać.
Co było potem?
Jedynce, co zapamiętałem to tubalny śmiech Diabła i Harry’ego, kiedy wpadłem na szafę. A potem były tylko nikłe urywki: Harry całujący się z Libby, Zab zrywający z siebie koszule, Hermiona śmiejąca się na kanapie, Ginny i Luna śpiące na podłodze, aż wreszcie ja, Blaise i Harry obalający kolejne butelki i zachwycający się urokiem jabłek, które pałaszowaliśmy.
Zaraz… jabłek? Cholera, to chyba była cebula...
Hmmmmmm 😊
OdpowiedzUsuńWrócę bo chwilowo nie mam czasu 😉