Część jedenasta
Paul Roberts nie miał pojęcia, co się wokół niego dzieje.
Dosłownie pięć minut temu z lekką niechęcią i zmęczeniem wypełniał ostatnie papiery, by wrócić wreszcie do domu, kiedy w szybę zapukała brązowa płomykówka. Pamiętał jeszcze, że zanim wpuścił sowę do środka, westchnął i mocno przetarł oczy, starając się nie zasnąć. Mimo iż kochał swoją pracę najbardziej na świecie, akurat teraz miał jej po dziurki w nosie. Czasami naprawdę dawała się mu we znaki. W każdym razie trzymając już w dłoni wiadomość, którą przyniósł mu ptak, z zaskoczeniem spostrzegł, że jest ona od Hermiony. Kobieta rzadko pisała doń jakiekolwiek listy; zdecydowanie wolała spotkać się osobiście, żeby wszystko dokładnie omówić. Otworzył kopertę, lecz zanim zdążył przeczytać treść notki, ktoś zapukał do drzwi. Machinalnie zaprosił gościa i z jeszcze większym zdziwieniem spostrzegł, że był nim Draco.
Właśnie dlatego aktualnie próbował się domyślić, co takiego musiało się stać, że obydwoje jego pracownicy skontaktowali się z nim prawie w tej samej chwili.
Uniósł brwi do góry i bezwiednie zmarszczył czoło.
- Witaj, Draco – zaczął, gestem nakazując mu usiąść. – Dobrze cię widzieć. Przyznam, że martwiłem się trochę. Jeszcze nigdy nie wyciąłeś nam takiego numeru.
Malfoy przez moment nie odpowiadał, tak jakby próbując pozbierać w głowie myśli. Spojrzał niepewnie na swojego przełożonego, a jego dłoń powędrowała do włosów, mierzwiąc je nieznacznie. Zawsze tak robił, kiedy się denerwował.
Pan Roberts za to kątem oka próbował wyczytać cokolwiek, co napisała Hermiona.
- Przepraszam – chrząknął Draco – Ostatnio wiele działo się w moim życiu. O ile wiesz, dowiedziałem się, że mam córkę. Z Hermioną.
Paul otworzył szerzej oczy, nagle uświadamiając sobie, dlaczego ta dwójka aż tak bardzo była poddenerwowana i niechętna na wieść o pracowaniu ze sobą. Teraz wszystko stało się jasne. Mężczyzna obiecał sobie w duchu, że już nigdy nie wtrąci się w życie prywatne swoich pracowników.
- W każdym razie przyszedłem właśnie w tej sprawie.
- W sprawie Hermiony? – powtórzył, układając dłonie w piramidkę i bacznie przyglądając się bladej twarzy Malfoya. – Nie za bardzo rozumiem, co chciałbyś ode mnie usłyszeć. To z nią raczej powinieneś porozmawiać.
- Właściwie to nie mogę – odrzekł niepewnie, po czym jakby coś sobie uświadamiając, nieco się wyprostował. Tym razem w jego głosie pojawiło się więcej zdecydowania: - Nie chcę już więcej się z nią widzieć. Przyszedłem więc prosić o przeniesienie mnie na inny oddział. I jeżeli to możliwe, chciałbym, by mieścił się jak najdalej od tego.
Malfoy wpatrywał się w swojego przełożonego bez mrugnięcia okiem. Zdawał sobie sprawę, że może prosić o zbyt wiele, aczkolwiek z Paulem zawsze dobrze się dogadywali. Poza tym traktował go bardziej jak przyjaciela niż szefa. Był nawet pewien, że większość pracowników tak właśnie o nim myślała.
- Draco, nie jestem pewny, czy…
- Proszę cię, Paul – mówiąc to, blondyn zerwał się na nogi, po czym ze zdenerwowania zaczął spacerować po gabinecie. – To naprawdę bardzo ważne. Po prostu nie potrafiłbym już więcej spojrzeć na Hermionę. Zresztą, ona na mnie zapewne też.
- Dlaczego?
- Zrozum, że między nami jest zbyt wiele niewyjaśnionych spraw, które raczej nie dążą do szczęśliwego zakończenia.
Roberts westchnął ociężale, mając nadzieję, że to, co stanęło pomiędzy nimi, szybko się ulotni. Mimo tego całego dziwnego położenia, w jakim ta dwójka się znalazła, mężczyzna był wręcz pewny, że są idealnie dla siebie stworzeni. Poza tym łatwo dało się zauważyć, że oboje czują do siebie to samo, aczkolwiek nie chcą się z tym ujawnić. Jak wiele podobnych par zostało zniszczonych, bo zakochani nie potrafili się ze sobą dogadać. Fakt, z Draco i Hermioną jest trochę gorzej, ponieważ mają córkę, niemniej z każdej sytuacji da się jakoś wyjść. Trzeba tylko chcieć.
- Ale powiedz mi, Draco, co ci to da? – zapytał, ale widząc zmarszczone czoło blondyna, dodał: - Kiedyś i tak będziecie musieli sobie wszystko wyjaśnić. Od tego nie uciekniecie. Teraz macie przynajmniej szansę. Później wątpię, czy się pojawi.
- Szansę na co?
- Na szczęście, miłość, założenie rodziny.
Malfoy wbrew swojemu złemu samopoczuciu, zaśmiał się głośno. Jego śmiech nie brzmiał aliści zbyt radośnie, wręcz przeciwnie – dało się dosłyszeć w nim niechęć i niedowierzanie.
- Nawet jeśli kiedykolwiek czuliśmy do siebie coś cieplejszego niż nienawiść, to te czasy już dawno minęły. Nie ma dla nas żadnej szansy.
Paul zaciekle milczał, wpatrując się w posturę blondyna. Pomimo tego, iż dało się wyczuć w nim zmęczenie i poddanie się, biła od niego także pewność siebie. Draco już postanowił i raczej rychło nie zmieni zdania.
- Siadaj, Draco.
Kiedy tylko Malfoy postąpił według zalecenia, pan Roberts za pomocą różdżki przywołał do siebie kilka plików dokumentów z regału po prawej stronie. Rozłożyły się one równomiernie na biurku, jakby czekając na to, by ktoś je przejrzał. Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, w której słychać było jedynie miarowe oddechy mężczyzn.
Nie minęła minuta, gdy Paul ponownie zwrócił się do blondyna.
- Wiedz, że robię to naprawdę niechętnie – zaczął, patrząc mu w oczy. – Nadal wierzę, że jest jeszcze dla was nadzieja. W każdym razie na czwartym piętrze brakuje nam rąk do pracy. Wiem, że nie masz specjalizacji uzdrowiciela do urazów pozaklęciowych, ale na pewno sobie poradzisz. Podobnie zresztą było z porodówką. Swoją drogą jesteś odważnym facetem.
Draco po raz pierwszy usłyszał od swojego przełożonego jakikolwiek komplement.
- Ja? Dlaczego?
- Bo żaden z lekarzy, których pytałem, nie chciał za nic w świecie trafić do tego wydziału. Poród, też coś.
Panowie równocześnie parsknęli w swoje brody.
- Mam jeszcze jedną małą prośbę – rzekł Draco raptownie, wpatrując się w Robertsa. Uśmiechnął się przymilnie. – Chciałbym prosić o zaległe trzy tygodnie urlopu. Wyjadę z Anglii na jakiś czas. Muszę odpocząć i zregenerować siły.
Paul potaknął głową na znak zrozumienia. Zwinnym ruchem sięgnął do pierwszej półki z brzegu, by wyjąć z niej małą karteczkę. Parę sekund trwało jej doszczętne uzupełnianie. Gdy wreszcie podał ją Malfoyowi, okazało się, że jest to zgoda na urlop wypoczynkowy.
- Dziękuję, Paul, za wszystko.
Draco wstał, ściskając dłoń z Robertsem, po czym skierował się do wyjścia, rzucając ostatnie spojrzenie człowiekowi, który aż tak wiele dla niego zrobił. I to akurat w momencie, kiedy zdecydowanie było mu to potrzebne. Zachował się jak prawdziwy przyjaciel.
Natomiast Paul Roberts, gdy drzwi zamknęły się z lekkim trzaśnięciem, szybko złapał za wiadomość od Hermiony. Spodziewał się mniej-więcej tego samego: prośby o przeniesienie na inne stanowisko. I zapewne chęci wzięcia urlopu. Jego oczy szybko przemierzały kolejne linijki tekstu. Jakie było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że panna Granger pragnie zupełnie czegoś innego.
*
Hermiona siedziała przy kuchennym stole zanurzona w myślach, które krążyły wokół dwóch szczególnych osób w jej życiu.
Pierwszą była Zoey, która aktualnie siedziała w wannie. Hermiona doskonale słyszała dochodzący szloch z łazienki, mimo iż dziewczynka starała się go zagłuszyć, co jakiś czas chlapiąc czy na nowo puszczając wodę. Po jej policzkach zresztą także spływały słone łzy, ale były one raczej konsekwencją całego dzisiejszego dnia, a właściwie to tygodnia. Jeszcze nigdy w życiu, a w każdym razie od czasu, kiedy urodziła Zo, w ciągu tak krótkiego okresu nie obudziło się w niej aż tyle różnych uczuć. A teraz po prostu sobie z nimi nie radziła. Próbowała się nawet lekko uspokoić, doprowadzić do porządku, niestety bezskutecznie. Solennie sobie obiecała, że jak tylko Zoey się umyje, będzie musiała poważnie porozmawiać z córką. Doskonale zdawała sobie sprawę, że czekająca je rozmowa nie będzie należała do łatwiejszych, ale była konieczna. W sumie dzięki niej ustalą, jak dalej potoczy się ich życie.
I w tym miejscu jej myśli przełączyły się na inny tryb, na drugą osobę, którą okazał się być Draco. Hermiona do tej pory nie mogła pojąć, co takiego ich wtedy poniosło. Rozumiała, że w głównej mierze sprawcą tego uczynku mógł być nadmiar emocji, który się w ich obojgu piętrzył od bardzo dawna. Nie spodziewała się jednak, że wybuchnie on akurat w taki sposób. Do tego momentu czuła na sobie pocałunki Malfoya i starała się nie myśleć, jak bardzo ją to podnieca. Kiedy wybiegła z domu przy Enfield cztery i zanim jeszcze zdążyła się teleportować, w jej głowie narodziła się chęć powrotu do środka, by znów zatopić się w pieszczotach mężczyzny, czując na sobie jego ręce, które zapewniały jej bezpieczeństwo i ciepło. Na szczęście to pragnienie okazało się być niezwykle ulotne i nim przetrawiła je do końca, zniknęło.
Jej rozmyślania przerwało głośne kliknięcie dochodzące z drzwi od łazienki. Natychmiast się otrząsnęła, próbując w ten sposób przekazać Zo, że jest silną kobietą, w której dziewczynka zawsze może widzieć oparcie. Bez względu na wszystko.
Zoey smutnym wzrokiem spojrzała na matkę. Podchodząc bliżej stołu, opuściła głowę, przez co sprawiła, że z jej długich brązowych pukli zaczęły kapać krople wody. Zadrżała, kiedy poczuła, jak te spływają po jej plecach.
Obie równocześnie westchnęły.
- Wiesz, że musimy porozmawiać, o tym, co się stało, prawda? – zaczęła Hermiona po chwili milczenia, w skupieniu wpatrując się w oblicze córki, od której wręcz emanowały żal i przygnębienie. – Musisz mi powiedzieć, dlaczego uciekłaś.
Zo nie odpowiadała. Zdawała się błądzić myślami gdzieś daleko stąd. Jej oczy zaszły mgłą, co sprawiało wrażenie, jakby ta śniła, jakby znajdowała się w całkowicie innym świecie.
Jej szare oczy.
Hermiona, pomimo iż starała się powstrzymać ze wszystkich sił, uroniła łzę, która uwolniona swobodnie spłynęła po jej policzku. Kobieta natychmiast wytarła ją dłonią.
- Kochanie, spójrz na mnie.
- Mamo? – przerwała dziewczynka, podnosząc wyżej głowę. – Przepraszam. Wiem, że postąpiłam głupio i że przeze mnie tyle cierpiałaś. Wszyscy cierpieliście. Nie chciałam tego. Przepraszam.
Hermiona klęknęła przed córką, trzymając ją za ramiona.
- Ale dlaczego to zrobiłaś? – pytała kobieta, próbując w ten sposób wyjaśnić główną przyczynę całego zajścia. – Dlaczego uciekłaś?
- Przepraszam, mamo, naprawdę przepraszam.
Po policzkach Zoey poleciały łzy, więc Hermiona natychmiast przygarnęła ją do siebie. Pomimo tego, iż ostatnio czuła wyłącznie smutek i rozpacz, teraz pomiędzy nimi powoli zaczęły przepływać odrobinki szczęścia. Od chwili, kiedy dowiedziała się, że jej córeczka zaginęła, nie było takiego dnia, w którym nie marzyłaby o tym, aby znowu przytulić Zoey, swoją ukochaną Zo.
Gdy tylko dziewczynka trochę się uspokoiła, wyszeptała cichutko:
- Tęsknię za tatą.
- Czy to dla niego uciekłaś? Chciałaś go poznać? – drążyła Hermiona. Kobieta była niezwykle uparta oraz ciekawa i doskonale wiedziała, że jeżeli coś jest dla niej tajemnicą, to musi ją rozszyfrować. Bez względu na konsekwencje. W tej chwili także sto razy bardziej wolała znać prawdę niż później zastanawiać i zamartwiać się przez resztę życia. Nawet jeśli oznaczałoby to, iż już nigdy nie zobaczyłaby córki.
Dziewczyna pokiwała głową, sprawiając, że serce Hermiony na moment się zatrzymało.
- Rozumiem – westchnęła, po czym wypuściła z objęć Zo. – Naprawdę rozumiem.
Podeszła do kuchennego blatu z zamiarem zaparzenia herbaty. Już wiedziała: przegrała. Przegrała walkę o córkę. W tej chwili żałowała, że cała ta historia nie potoczyła się inaczej. Zaczęła sobie wytykać swój strach, który towarzyszył jej zawsze, gdy chciała wyznać Draco lub Zo prawdę.
Z nerwów zatrzęsły jej się dłonie, tym samym uniemożliwiając zalanie liści mięty wrzątkiem.
Zoey za to w skupieniu, ale i z ogromnym zdziwieniem przyglądała się poczynaniom matki. Jeszcze nigdy nie widziała jej w takim stanie. Bez zastanowienia podeszła do niej i się znowu przytuliła. Patrząc na jej twarz spowitą w bezkresnej trosce i udręce, postanowiła opowiedzieć jej wszystko bardzo dokładnie. Nie chciała już więcej kłamać. Od tego momentu postanowiła mówić wyłącznie prawdę, nawet jeśli jej wypowiedzenie będzie aż tak bolesne.
- Chciałam, żebyśmy byli jedną wielką, szczęśliwą rodziną.
Hermiona tylko na nią patrzyła.
- Wiedziałam, że jeżeli powiedziałabym ci o moim planie, nigdy byś się na niego nie zgodziła. Myślałam, że wszystko naprawdę dobrze przemyślałam, ale się pomyliłam. Zapomniałam o tym, jak możesz się poczuć, kiedy dowiesz się, że nigdzie mnie nie ma. Naprawdę nie chciałam cię martwić.
- Och, kochanie – szepnęła Hermiona, całując córkę w głowę – gdybyś mi powiedziała, wtedy na pewno wyznałabym Draco prawdę. Gdybym wiedziała, jak bardzo zależy ci na poznaniu ojca…
Granger pokręciła z niedowierzaniem głową, a Zo uśmiechnęła się lekko przez łzy.
- Wtedy by mnie nie pokochał.
To takie proste!, wykrzyknęła w myślach Hermiona, a ja myślałam…
- Więc nie uciekłaś ode mnie, bo było ci tutaj źle? Bo chciałaś wychowywać się w lepszych warunkach? – zapytała, starając się nie zacząć krzyczeć ze szczęścia i ulgi, które zawładnęły jej całym ciałem. – Zostaniesz ze mną?
Zoey popatrzyła na Hermionę, marszcząc czoło.
- Mamusiu, zawsze bym z tobą została, zawsze bym wybrała ciebie.
- Dlaczego? – spytała, zająknąwszy się, chociaż uśmiechnęła się szeroko. – Przecież wiem, że go kochasz.
Ośmiolatka przez parę sekund zastanawiała się nad odpowiedzią, bezwiednie kiwając głową. Jej oczy zdały się błyszczeć, kiedy ponownie spojrzała na matkę.
- Ale ciebie kocham bardziej.
- Też cię kocham, Zo – starała się powiedzieć to zdanie jak najdelikatniej, po czym ponownie przytuliła córkę do piersi. – A ja głupia myślałam, że skoro już poznałaś swojego ojca, to będziesz chciała mnie zostawić i zamieszkać u niego.
Westchnęła, raptownie zdając sobie sprawę z czegoś ważnego. Mimo iż właściwie większość zdążyły sobie powiedzieć i – co ważniejsze – wybaczyć, między nimi na zawsze pozostanie przepaść, która z biegiem czasu będzie jeszcze bardziej się powiększać. Hermiona doskonale wiedziała, że jest tylko jeden sposób, by temu zaradzić.
- Nie zabronię ci spotykać się z Draco – powiedziała tak spokojnie, że nawet samą siebie zadziwiła. – Bądź co bądź, jest twoim ojcem i ma do ciebie takie same prawo jak ja. Nie chciałam ci o nim mówić, żebyś niepotrzebnie nie cierpiała, kiedy dopuścisz do swoich myśli fakt, iż ciebie nie kocha. Nie przewidziałam jednak, że może się to potoczyć całkiem inaczej. I wbrew temu wszystkiemu jestem szczęśliwa. Cieszę się, że Draco cię kocha i że będziesz miała dwóch rodziców, nawet jeżeli między mną a nim nigdy się nie ułoży.
- Mówisz serio?! – pisnęła Zoey, rzucając się w ramiona matce. – Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Hermiona zaśmiała się, nagle tracąc równowagę, przez co obie znalazły się na posadzce. Upadek jednak nie zniszczył ich dobrego humoru. Hermiona cieszyła się ze szczęścia swojej córki, zaś Zo niczego bardziej nie pragnęła niż mieć mamę i tatę.
Kiedy tylko obie panny Granger się uspokoiły, skierowały się w stronę salonu. Usiadły naprzeciwko siebie na kanapie i zaczęły najzwyczajniej w świecie rozmawiać. Zo, niedowierzając w swe szczęście, opowiadała Hermionie wszystkie szczegóły, jakie wydarzyły się, kiedy ta mieszkała z tatą. Mówiła jej o tym, jak byli w zoo, jak poznała dziadków i spotkała Blaise’a. Streściła jej nawet zabawną anegdotę o Hubercie, po której obie zaśmiewały się prawie do łez.
Wreszcie zegar wybił godzinę dwudziestą pierwszą, sprawiając, że Hermiona lekko się otrząsnęła. Kątem oka zauważyła, jak jej córka szeroko ziewa.
- Chyba już wystarczy na dzisiaj tych wrażeń – zadecydowała. – Chodźmy spać, już późno.
Zoey ochoczo pokiwała głową, ale zamiast kierując swoje kroki na górę, skręciła do holu. Podeszła do telefonu i wykręciła numer. Hermiona z zainteresowaniem przypatrywała się córce, zastanawiając się, o co może chodzić.
- Co robisz, Zo?
- Dzwonię do taty, żeby wszystko mu powiedzieć – oznajmiła, wsłuchując się w dźwięk połączenia. – Chcę życzyć mu dobrych snów.
- Kochanie, nie wydaję mi się, żeby to był dobry pomysł. Draco na pewno już śpi. Poza tym – zająknęła się na moment, przypomniawszy sobie ostatni incydent pomiędzy nimi, który miał miejsce zaledwie parę godzin temu – dzisiaj i tak już się wiele zdarzyło. Zostaw mu trochę rewelacji na jutro.
Zoey niechętnie odłożyła słuchawkę, zanim zorientowała się, że po drugiej stronie czyjś głos zapytał „halo”.
- Masz rację, mamusiu. Jutro do niego zadzwonię, kiedy ty pójdziesz do szpitala.
- Nie idę jutro do pracy – oznajmiła Hermiona, łapiąc córkę za rękę i prowadząc ją po schodach do pokoju. – Zwolniłam się.
- Dlaczego?
- Streściłam Paulowi sytuację, w której się znalazłam, i mam nadzieję, że zrozumiał. Napisałam, że na razie mam oszczędności, jakie starczą nam na parę dobrych lat. Nie chcę cię już nigdy więcej opuszczać, Zo. Do szpitala wrócę, jak już będziesz starsza, a najlepiej jak już pojedziesz do Hogwartu.
- To cudownie! – uśmiechnęła się Zoey. – Mogę spać dzisiaj z tobą?
Hermiona zachichotała, kiwając głową.
- Wiesz co, chyba jednak będziemy musiały iść jutro do szpitala – dodała po chwili namysłu. – Po moje rzeczy. A potem może pójdziemy na lody i odwiedzimy Harry’ego i zobaczymy, jak się trzymają Luna i James? Co ty na to?
- Ciekawa jestem, jak on wygląda. Tata mi powiedział, że ciocia urodziła. Podobno wujek strasznie dziwnie się zachowywał, to prawda?
Kobieta nie odpowiedziała, tylko w milczeniu weszła do garderoby, chcąc się przebrać w koszulę nocną. Zoey natychmiast poszła za jej śladem, by parę minut później już razem leżeć w łóżku. Hermiona przygarnęła do siebie córkę, wdychając jej słodko-kwiatowy zapach. Głaskała ją delikatnie po włosach, nie mogąc nacieszyć się tym uczuciem.
- Mamusiu?
- Tak?
- Tęsknię za tatą.
Zoey powiedziała to niezwykle smutnym głosem, który sprawił, że Hermionę aż zabolało serce.
- Wiem, kochanie, wiem.
*
Draco nadal nie wierzył w to, co robił.
Pod wpływem impulsu teleportował się prosto do Doliny Godryka. W ciszy przemierzał pogrążone w ciemności ulice, których jedynym punktem oświetlenia były niewielkie latarnie. Rozglądał się wokół, próbując przypomnieć sobie drogę do tego szczególnego domu. Bywał tutaj parę razy, ale wiele lat temu. Ze zdziwieniem jednak spostrzegł, że doskonale wie, w którą stronę ma się kierować. Mężczyzna zatrzymał się, kiedy zauważył sporych rozmiarów dom. Gdyby był on zwykłym przechodnią, nawet nie zwróciłby na niego większej uwagi. Właściwie jedyną rzeczą, która wyróżniała go od pozostałych budynków na tym osiedlu, był czerwony, spadzisty dach. Poza tym w jego oknach na parterze paliło się światło, dzięki czemu doskonale mógł zobaczyć, co robią jego mieszkańcy.
Podszedł parę kroków bliżej, a nawet przeszedł przez furtkę, która skrzypnęła głośno. Stanął wreszcie przed drzwiami, ale nie ruszył ręką, by zapukać. Właściwie to sam nie miał pojęcia, po co przyszedł akurat tutaj. Wiedział jedynie, że musi z kimś porozmawiać, inaczej zwariuje. Ta myśl nawiedziła go w momencie, kiedy podniósłszy słuchawkę dzwoniącego telefonu, usłyszał w nim głos swojej córki. Masz rację, mamusiu – te słowa nieustannie brzęczały mu w głowie i absolutnie wiedział, czego dotyczyły. Hermiona oczywiście zabroniła Zoey kontaktować się ze swoim ojcem, a dziewczynka, jako posłuszna córeczka, zgadzała się ze wszystkim, co tylko mama powiedziała. Gdy tylko sobie to uświadomił, miał ochotę natychmiast teleportować się przed dom Granger, żeby powiedzieć jej parę słów do słuchu. I właściwie już się do tego przymierzał, aczkolwiek zamiast stanąć na środku ulicy gdzieś na mugolskim osiedlu, wylądował tutaj.
Malfoy wziął parę głębszych oddechów, po czym zapukał. Nie musiał długo czekać, ponieważ po paru sekundach drzwi się otworzyły, a w nich stanął zaskoczony pan domu.
- Draco? – zapytał, a jego brwi powędrowały ku górze. – Co cię tu sprowadza?
- Dobry wieczór, Harry – odpowiedział grzecznie, kiwając mu głową. Z ciekawości zajrzał przez ramię Pottera, chcąc zobaczyć, czy cokolwiek zmieniło się we wnętrzu domu od jego ostatniej wizyty. – Przepraszam za tak późną porę, ale musimy porozmawiać.
Harry przyjrzał mu się uważnie, po czym gestem ręki zaprosił Malfoya do środka. Zanim doszli jednak do salonu, blondyn rozglądał się wokół, w duszy podziwiając wyczucie stylu jego domowników. Albo właściwie Luny. Pamiętał, jak kiedyś Blaise śmiał się, że Wybraniec nie potrafi urządzić nawet swojego domu bez zgody żony, kiedy Draco odwiedził go w pracy. Podobno aż tak został zdominowany. Na jego nieszczęście Harry doskonale słyszał każde słowo, przez co potem przez jakiś tydzień nieźle mu dogryzał.
Kątem oka zerknął na Pottera, który przyglądał się mu z ciekawością. Odchrząknął więc i machnął ręką.
- Ładnie tu macie – powiedział, ale po chwili zorientował się jakie faux pas popełnił, ponieważ w całym salonie porozrzucane były wszelkie przyrządy do pomocy przy zajmowaniu się dzieckiem.
- Poważnie? – mówiąc to, Potter uśmiechnął się szeroko. – Wybacz, ale nie zdążyliśmy jeszcze z Luną posprzątać. Urwanie głowy z tym dzieckiem. Masz szczęście, że poznałeś Zo teraz, a nie od razu po urodzeniu. Z nią to były dopiero problemy. W porównaniu do niej James to aniołek.
Harry raptownie zamilkł, przeklinając w myślach swoją głupotę. Draco za to parsknął głośno śmiechem.
- Poważnie?
Obaj roześmiali się głośno, rozluźniając tym samym powoli gęstniejącą atmosferę.
- Chcesz się może czegoś napić? – zapytał Harry, kiedy usiedli na kanapie, ale widząc, jak Draco kręci przecząco głową, dodał: - A więc co cię do mnie sprowadza? Mam nadzieję, że nie chodzi o Lunę czy Jima. Z nimi wszystko w porządku, tak?
- Tak, tak, oczywiście – przytaknął od razu Malfoy. – Hermiona się o wszystkim dowiedziała.
Harry był tak zdziwiony tymi nagle wypowiedzianymi słowami, że przez chwilę wpatrywał się z niedowierzaniem w rozmówcę. Już miał zamiar otworzyć buzię, by o coś zapytać, ale nie zdążył.
- Nie wiem, jak to się stało, ale kiedy wróciliśmy z Z. do domu, to ona i Blaise stali w holu. Z Zoey natychmiast rzuciły się sobie w ramiona, a Hermiona zaczęła płakać i się uśmiechała jak głupia. Pierwszy raz w życiu widziałem ją tak przeogromnie szczęśliwą. Gdybym wiedział, że aż tak się martwi, że aż tak kocha Z., po poznaniu prawdy, szybko bym ją powiadomił, gdzie jest mała. Miałeś rację, Harry, a ja zachowałem się jak kompletny skurwiel. Nie dziwne, że już nigdy nie zobaczę Z.
- Hej, czekaj – zawołał Harry, starając się nadążyć. – Po pierwsze, doskonale rozumiem, dlaczego się tak zachowałeś. Teraz już wiem, że zachowałbym się tak samo, gdyby chodziło o Jima. A po drugie, to dlaczego masz nigdy więcej nie zobaczyć Zo? O ile wiem, a wiem dosyć sporo, bo Blaise mi wszystko powiedział, to ona naprawdę cię kocha. Wątpię…
- To nie ma nic do rzeczy – westchnął Draco. – To Hermiona za nią decyduje, dopóki mała nie będzie pełnoletnia, dlatego na pewno w ciągu co najmniej dziewięciu lat nie zobaczę jej na oczy. No chyba, że spotkamy się przypadkowo.
- Dlaczego tak uważasz?
Draco spojrzał na Harry’ego wzrokiem, który potrafił wywołać poczucie wszelkiej tępoty u napastowanego.
- Hermiona mnie nienawidzi. W życiu nie pozwoli, żeby Z. utrzymywała ze mną jakiekolwiek kontakty. A tym bardziej po tym co się stało… - dopowiedział prawie szeptem, ale na tyle głośnym, że Harry doskonale usłyszał ostatnie słowa.
- A co się stało?
Malfoy milczał, nie za bardzo wiedząc, co zrobić. Gdyby wyznał prawdę to albo zostałby doszczętnie pobity przez Harry’ego – w końcu Hermiona to jego najbliższa przyjaciółka – albo najzwyczajniej Potter by z niego zadrwił, oznajmiając, że mu się należy.
- Może najlepiej opowiedz mi o wszystkim po kolei, dobrze? Wszedłeś do domu z Zo i spotkałeś tam Hermionę i Blaise’a, tak? – drążył Harry i widząc, jak Draco kiwa głową, mówił dalej: - Potem one zaczęły płakać i się przytulać? A co zdarzyło się później?
- Hermiona popatrzyła na mnie takim wzrokiem, jakby chciała mnie zabić.
Harry nie zamierzał skomentować tej uwagi, ale musiał przyznać, że nie dziwił się zachowaniu przyjaciółki. Mimo to współczuł Draco. W sumie on w głównej mierze nic nie zawinił. Raczej był ofiarą spisku Zoey.
- I?
- I kazała Blaise’owi wziąć ze sobą małą do domu, nawet nie dając jej się ze mną pożegnać. Chciała ze mną na poważnie porozmawiać.
- No dobrze – przytaknął Harry, a tym samym dawał do zrozumienia, że słucha z uwagą każdego słowa. – I co było dalej?
Wbrew wszystkiemu Draco zaśmiał się, kiedy przypomniał sobie, jak Granger rzuciła się na niego z pięściami. Po raz pierwszy jakakolwiek kobieta aż tak go zaskoczyła, ponieważ zazwyczaj rzucały się na niego z całkiem innego powodu.
- Doskoczyła do mnie i zaczęła mnie okładać.
- Wyobrażam sobie – parsknął Potter. – Hermiona czasami tak ma. Musiała być nieźle wkurzona.
- Na pewno. Doprowadziłem ją do szewskiej pasji, siebie też zresztą.
- Co masz na myśli? – zapytał Harry, czując, jak powoli zaczyna się gubić. – No dobrze, zaczęła cię bić, a co się stało później. Mam nadzieję, że jej nie oddałeś? – jego głos stał się na moment poważny, kryła się w nim ostrzegawcza nuta.
- Za kogo mnie masz? – oburzył się Malfoy, ale dodał: - Lekko popchnąłem ją na ścianę. I zaczęliśmy się kłócić. Nie pytaj o co, nie pamiętam…
Harry zmarszczył czoło.
- Jak to nie pamiętasz? Przecież to… - przerwał raptownie, jakby coś sobie uświadamiając. - No dobrze, a co się stało później?
- Pocałowałem ją – odrzekł blondyn i zaczął wpatrywać się w Pottera uważnie. Czekał na rozwój wydarzeń, modląc się, żeby nie oberwało mu się aż tak bardzo. Nie chciał wyglądać jak upiór, mając całkowicie zmasakrowaną twarz. W końcu Harry nie bez powodu został Szefem Aurorów.
- A ona oddała pocałunek?
Tym pytaniem zbił Draco lekko z pantałyku.
- Tak – odpowiedział powoli, w skupieniu. – A czemu…
W pomieszczeniu rozległ się gromki śmiech, który trwał dobre parę minut. Sprawił także, że w salonie pojawiła się zaskoczona Luna. Uśmiechnęła się w stronę Draco, ale kiedy przeniosła spojrzenie na swojego męża, w jej oczach pojawił się błysk radości. Zmarszczyła czoło, podchodząc doń bliżej.
- Harry – zaczęła melodyjnym głosem – uspokój się, bo zaraz obudzisz Jima, a nie po to próbowałam go usypiać przez ostatnie pół godziny. Teraz będzie twoja kolej, mam nadzieję, że o tym wiesz.
Mimo wszystko Potter nie zamierzał się uspokoić. Owszem, postarał się opanować, ale szeroki uśmiech nie schodził mu z facjaty. Pociągnął Lunę, sprawiając, że ta upadła prosto na jego kolana, i pocałował ją w policzek.
- Co się stało? – zapytała zdziwiona kobieta.
- Mnie nie pytaj – odpowiedział Draco i w geście obronnym uniósł ręce do góry. – Powiedziałem, że pocałowałem Hermionę, a on się zaczął śmiać jak głupek.
Luna na przetrawienie tym słów potrzebowała zaledwie paru sekund.
- To cudownie, Draco, wspaniale!
Kobieta nie zdążyła jednak wytłumaczyć Malfoyowi, dlaczego tak uważa, ponieważ z góry dobiegł ich głośny płacz noworodka. Luna popatrzyła na męża oburzonym wzrokiem i trzepiąc go po głowie, szybko pobiegła na górę.
Harry natychmiast się uspokoił, robiąc zbolałą minę.
- Dostanie mi się, prawda? – zapytał, wzdychając. – Trudno, najwyraźniej będę spał dzisiaj na kanapie. W każdym razie powiedz mi, dlaczego ją pocałowałeś?
- Mówisz serio? – zapytał, niedowierzając, ale kiedy zauważył, że wyraz Harry’ego na powrót stał się poważny, wciągnął głęboko powietrze. – Nie wiem. To był taki impuls, nie zastanawiałem się nad tym ani przed, ani po pocałunku. Harry, naprawdę teraz będziemy to roztrząsać?
- Chodzi mi wyłącznie o to, że jeżeli zrobiłeś to, nic do niej nie czując i robiąc jej niepotrzebnie nadzieję, to wtedy będę musiał z tobą porozmawiać inaczej.
Draco nie wiedział, co odpowiedzieć. Nie dziwił się, że Harry coś takiego powiedział. Sam pewnie by się tak zachowywał, gdyby chodziło o jego jakąś bliską przyjaciółkę czy przyjaciela.
- Ale powiedz mi, dlaczego się śmiałeś? I czemu Luna uważa, że to wspaniałe?
Tym razem Potter zamilkł. Bił się z myślami. Skoro dla Draco ten pocałunek miał całkowicie inne znaczenie, to nie powinien wyznać blondynowi uczuć Hermiony w stosunku do niego. Wiedziałby, że jeśliby cokolwiek na ten temat powiedział, zdradziłby przyjaciółkę, a do tego nie mógł dopuścić. Już i tak aż zanadto sprawił jej przykrości, nie mówiąc na przykład, że wie, gdzie znajduje się Zo.
Jego radość najwyraźniej była nieuzasadniona. A już miał ogromną nadzieję, że Hermiona będzie szczęśliwa, a jej miłość odwzajemniona…
- Przyszedłeś tutaj, żeby mi to wszystko opowiedzieć?
- Po prostu musiałem porozmawiać, poradzić się – sprostował Draco, miarkując, co takiego wpłynęło na zmianę zachowania Harry’ego. – Ty najbardziej ze wszystkich znanych mi osób rozumiesz Hermionę. Chciałem się dowiedzieć, czy aby domyślasz się, co takiego teraz zrobi. Nie chcę stracić Zoey.
- Ty naprawdę ją kochasz – stwierdził zamyślony Potter, wzdychając. – Po prostu o nią walcz i nigdy się nie poddawaj. Postaraj się na spokojnie porozmawiać z Hermioną. Kiedy zobaczy, jak wasza dwójka się dogaduje, na pewno pozwoli ci się widywać z Zo. Tym bardziej że do tej pory nie pozbawiła cię praw rodzicielskich.
Draco pokiwał głową ze zrozumieniem, ale był również lekko zaskoczony, słysząc ostatnie zdanie.
- Tylko, proszę, pamiętajcie oboje, że to Zo jest najważniejsza – dopowiedział Potter błagalnym tonem. – Jak to kiedyś mądrze powiedział Alen Baxton: „Najważniejszy obowiązek wobec dzieci, to dać im szczęście”.
Przez moment w pomieszczeniu zapanowała cisza, jakby każdy z obecnych przyswajał do siebie te słowa, jakby starał się wyszukać ich głębszy sens. Analizowali także całą rozmowę, starając się w jakikolwiek sposób wpłynąć na los, na przyszłe wydarzenia.
- Powiedz mi jeszcze jedną rzecz – zaczął ponownie Harry. – Czysto hipotetycznie, jakbyś miał prawo spotykać się z Zo, jakby odwiedzała ciebie w weekendy albo inne dni, po prostu miałbyś do niej nieograniczony dostęp i mógłbyś decydować o jej życiu, to jak wówczas wyglądałaby wasza relacja z Hermioną?
- Nie wiem, Harry, naprawdę nie mam zielonego pojęcia.
Szkoda, że przeniosłaś się z Onetu. Ale skoro uważasz, że jest Ci tak lepiej, to się nie czepiam ;)
OdpowiedzUsuńOnet strasznie mnie ostatnio denerwuje, poza tym wystarczyło przeczytać wiadomość, którą napisali jako odpowiedź na jeden z komentarzy na swojej stronie.
OdpowiedzUsuńdokładnie.. też to czytałam.
Usuńkocha ja no ! ;d
OdpowiedzUsuńniech z nią porozmawia ; P
http://las-tontas-no-van-al-cielo.blogspot.com/
Zobaczymy, co da się zrobić, ale trzeba pamiętać, że los często bywa przewrotny. ;)
UsuńYea rozweseliłaś mnie podczas nudnej jak flaki z olejem lekcji TI ;)Wchodzę sobie na Twojego bloga aby zobaczyć czy jest coś noewgo, a tu informacja, że na początku czerwca dodasz następny.
OdpowiedzUsuńJuż nie moge się doczekać nowego rozdziału ;)
Cieszę się przeogromnie w takim razie. Mam tylko nadzieję, że sprostam Twoim oczekiwaniom. ;)
UsuńŚwietny rozdział, taki wesoły. :) Masz bardzo lekki styl pisania, przez co szybko się czyta. Błyskawicznie dobrnęłam do tego rozdziału. Pisz dalej, masz talent. :)
OdpowiedzUsuńLiczę, że wstąpisz do mnie: http://fleur-stories.blog.onet.pl/
Może spodoba ci się, któreś z moich opowiadań.
Pozdrawiam i życzę weny, Fleur.
Wesoły? Czy ja wiem? Raczej wręcz przeciwnie, powiedziałabym, że bardziej dramatyczny.
UsuńNo to w końcu nadrobiłam zaległości. Czy ja już ci kiedyś mówiłam, że uwielbiam twoje opowiadanie? Tak fajnie płynnie się je czyta. Ciekawe czy pan arystokrata odważy się porozmawiać z Hermioną czy stchórzy. Czekam na dalszą część
OdpowiedzUsuńCieszę się ogromnie w takim razie. ;)
UsuńI właściwie powiem tylko tyle, że los im nieźle da popalić.
No przecież nie wszystko może być proste nawet w opowiadaniu
UsuńCo racja, to racja. ;)
UsuńŻycie nie jest proste, a uważam, że opowiadanie jako-tako powinno przypominać realny świat.
No ! Nowy rozdział ;) I to jaki fajny ! ;) Choć szkoda że nie było nic między Draconem a Hermioną :) No ale wiem że wszystko po kolei ;P Mam nadzieję że ta historia skończy się dobrze ;D I długo nie będę musiała czekać na dalszy rozwój wydarzeń :) :P Czekam na notkę ;*
OdpowiedzUsuńDziewczyno ! Uwielbiam Cię. Rozdział jak zwykle wspaniały. A ta rozmowa Draco i Harry'ego , po prostu świetna. Dobry z Pottera przyjaciel, skoro nie chce wydać Hermiony, a jednocześnie pomagając Draco zwykłą rozmową. Niech walczy, a właściwie to nawet nie musi .. W końcu Granger już się na to wszystko zgodziła. :) Czekam na kolejny. ;>
OdpowiedzUsuńPostawa Harrego jest... Taka jaka powinna być postawa prawdziwego przyjaciela ;) W końcu skoro Hermiona i Draco nie potrafią sami się ze sobą zgrać to ktoś musi im pomóc ;) Początek czyli ta rozmowa Paula z Draco sprawiła, iż pomyślałam, że Draco to jakiś tchórz, który nie ma odwagi porozmawiać z Hermioną w cztery oczy tylko planuje się wynieść jak najdalej od niej... Ogółem rozdział jak zwykle mi się podobał ;) Cudowny po prostu! xD
OdpowiedzUsuńTo jest przecudne! Chyba jeszcze nigdy nie komentowałam tego bloga, ale chyba wchodziłam. Dzisiaj nie chcę się ukrywać, gdyż przeczytałam wszystkie posty i powiem Ci tyle, że Cię podziwiam! Pisz dalej! :D
OdpowiedzUsuń