Rozdział 1: Zmierzch dnia
Siedziałam na krześle przy pianinie i z zamkniętymi oczami sunęłam palcami po klawiaturze. W klawisze uderzałam cicho, napięte struny dźwiękowe lekko drgały. Zrobiło się wręcz monotonnie, ale nie zamierzałam przerywać. W międzyczasie wsłuchiwałam się w odgłosy lasu, pośrodku którego znajdował się mój dom, i starałam się przenieść je na instrument. Podobnie jak cząstkę samej siebie.
C-moll, g-moll; całość zaczęła się zmieniać. Tempo nabrało szybkości, tak samo jak myśli w mojej głowie. Wszystko głucho o siebie uderzało, dając piorunujący efekt, który zaczął wywoływać spustoszenie. Zaczęłam używać coraz większej siły, brzmienie wzrastało.
Tak jak gehenna. Początkowa harmonia piosenki kojarzyła mi się ze śmiercią. Z niedoszłą śmiercią, od której uwolnił mnie mój przybrany ojciec. Było łagodnie, nic nie czułam, a mimo to działo się coś niepokojącego - ulatywałam duchem w pełnym skupieniu. Do czasu. Wystarczyło tylko bolesne zetknięcie kłów Carlisle’a z szyją, by rozpoczęło się piekło, by melodia wręcz zawrzała. Rzucałam się w konwulsjach, nie mogąc nic poradzić. Nie potrafiłam złagodzić uczucia palenia, które ciasno obejmowało całe ciało, wszystkie narządy z sercem na czele. Chciałam zrobić cokolwiek, by złagodzić cierpienie, lecz nie mogłam drgnąć nawet małym palcem. Jedyną rzeczą, której pragnęłam, była śmierć. Ależ ironia! Umierając, marzyłam o śmierci. Pragnęłam zasnąć i nigdy więcej się nie obudzić, trwać w błogiej nieświadomości i przerzucić wszystko w niepamięć.
Ruchy palcami delikatnie zwalniały, jednak nie straciły na mocy. Dalej głośno uderzałam w klawisze, aby każdy miał sposobność usłyszenia tego aktu żalu. Poznania traumy, którą przeżyłam i z którą muszę egzystować na co dzień.
W końcu serce przestało bić, wydając z siebie ostatni odgłos. Wszystko minęło, uspokoiło się. Mimo to nie potrafiłam całkowicie się opanować. Byłam zdezorientowana, nie miałam pojęcia, co się ze mną dzieje, nie odróżniałam fikcji od rzeczywistości. Myślałam, że śnię, a koszmar, który właśnie się skończył, był najzwyczajniej odkupieniem za grzechy.
Niestety.
Melodia wreszcie ucichła. Zamilkła, podobnie jak wspomnienie przemiany, które ostatnio bardzo często nawiedzało moją głowę. Dzięki temu udało mi się skomponować nowy utwór. Odę do śmierci.
Parsknęłam śmiechem, całkowicie dewastując podniosłość chwili. Uświadamiając sobie nagle istotną rzecz, westchnęłam głośno, dodatkowo tracąc humor. Od dawna nie grałam na fortepianie. Nie potrafiłam się przemóc. Dlaczego więc teraz, jakby nigdy nic się nie stało, po prostu stworzyłam piosenkę? Pamiętałam, że zanim usiadłam przed instrumentem, w głowie zrodziła się dziwna myśl. Musiałam poczuć szorstkość klawiszy – walczyłam z samotnością.
- Czyżby nowa piosenka?
Doszedł mnie głos jednej z dwóch sióstr. Alice usiadła na siedzeniu obok mnie, po czym uśmiechnęła się szeroko, puszczając perskie oko.
Wiedziałam, że wszystkie plany dotyczące ponownego rozpoczęcia gry spaliły się na panewce. Przy Alice w życiu nie dałabym rady sprostać temu - ani żadnemu innemu - zadaniu, ponieważ momentalnie ogłuszyłoby mnie jej wotum. Nigdy się nie myliłam, nawet teraz. Dosłownie minutę później próbowała prowadzić ze mną dialog. Oczywiście ona mówiła, bo ja tylko od czasu do czasu zdobywałam się na kiwnięcie głową.
- Alice – przerwałam jej w końcu, kiedy nie miałam ochoty słuchać wywodu na temat dość gorących wspomnień z nią i Jasperem w rolach głównych. – Idź pozwierzać się komuś, kto będzie chciał cię słuchać – powiedziałam i zaśmiałam się cicho pod nosem, słysząc głośne prychnięcie. Uwielbiałam ją drażnić, z czego Alice doskonale zdawała sobie sprawę.
- No właśnie nikt mnie nie chce słuchać! – poskarżyła się, zakładając ręce na piersi. Nie odpowiedziałam. Rzuciłam jej specyficzne spojrzenie, podnosząc brwi do góry. Tym razem westchnęła. – Wiem, za dużo mówię…
Mimo to kochałam ją bardzo mocno. Od zawsze. Dzień, kiedy Alice i Jasper do nas dołączyli, stał się jednym z najlepszych. Pamiętam, jakby to było wczoraj, choć naprawdę minęło już trzydzieści lat. A żeby być bardziej dokładnym to sześć lat, dwa miesiące i cztery dni po moim powrocie do rodziny. W czasie, gdy przebywałam poza domem, sporo się wydarzyło. Carlisle przemienił Esme i Rose, która parę lat później znalazła i sprowadziła do nas Emmetta.
Stworzyliśmy wspaniałą rodzinę, której nie zamieniłabym na nic innego.
- Za dużo myślisz, Bello – stwierdziła Alice, która z ciekawością mi się przyglądała. Wywróciłam oczami i już miałam odpyskować, gdy przerwało mi nadejście uśmiechniętej Esme. Wraz z siostrą odwzajemniłyśmy gest, a Alice nie chcąc tracić czasu, zaczęła trajkotać z rozmarzeniem w głosie. Mama wydawała się skupiona na słowach Alice, ale w głębi rozważała nad zupełnie innymi sprawami.
Bello, kochanie, nie myśl tyle.
Usłyszałam myśli Esme, więc popatrzyłam na nią z zaciekawieniem. Nie dopowiedziała nic więcej, dlatego wzruszyłam delikatnie ramionami. Wstałam z krzesła i niespiesznie podeszłam do okna.
Znów zmierzcha, zastanowiłam się. Westchnęłam, opierając ręce na parapecie. Zawsze uwielbiałam wpatrywać się w zachodzące słońce. Wtedy jego promienie nie były tak dotkliwe, przez co prawie nie różniłam się od zwykłego człowieka. Był to jedyny moment egzystencji, kiedy wbrew sobie cieszyłam się z bycia wampirem. Do szczęści potrzebowałam tylko ciepła, wręcz gorąca, które łaskotałoby moje marmurowe ciało. Pragnęłam czuć się bezpiecznie. Brakowało mi także miłości, której – być może – kiedyś uda mi się zakosztować.
Reszta „może być”, uśmiechnęłam się.
No cóż. Przeczytałam wszystkie 4 ksiąki (tak 4, czwartą nieoficjalnie w necie) i nie byłam zachwycona. Pomysł oryginalny, spoko. Ciekawi mnie co będzie dalej, wciąga. Ale mam pytanie! Czy to oznacza...nie napewno nie...Bella uratuje Edwarda przed samochodem? Nie, błagam nie... Chyba że... Ale nie, sorry, to chyba wyszłaby żenada. Tak więc czekam niecierpliwie bo widzę że rozdziały są krótkie a rowój akcji powolny. Fajne opisy wydarzeń. Ciekawe co ędzie się dziać^^. No bo...Bella ie będzie śpiewa/grać Edwardowi kołysanek, hmm? Mam nadzieje że niedługo sie doczekam.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się. Bella na miejscu Edwarda? Ojj... będzie się działo. Ciekawe, co też nasza kochana dziewczynka wykombinuje. I jestem też ciekawa. jak została wampirzycą.
OdpowiedzUsuńCałkiem fajna notka:) Bardzo mi się podoba ten pomysł z zamianą ról;D Ciekawe co wykombinujesz z tym zdarzeniem, gdy Edward uratował Bellę w książce;) Już się nie mogę doczekać dalszego ciągu;D Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńNieźle wciąga! Kurcze! Nie mam czasu by czytac dalej, ale postaram się wpaść jeszcze i zaspokoić swoją ciekawość. Obiecuję. Mam nadzieje, że tez znajdziesz czas by zajrzeć do mnie.
OdpowiedzUsuńPS. Podkład też jest świetny!
wciągające, czekam na więcej ! :)
OdpowiedzUsuńhttp://las-tontas-no-van-al-cielo.blogspot.com
Szanowna Ew,
OdpowiedzUsuńocena jednego z Twoich opowiadań ukazała się właśnie na http://kompania-ocenowa.blogspot.com, gdzie serdecznie Cię zapraszam.
Z nie mniej serdecznymi pozdrowieniami,
N.
Serdecznie zapraszam Cię do podróży po nigdy niezapomnianym świecie walki dobra ze złem, po świecie, gdzie pocałunek prawdziwej miłości łamał każdą klątwę. Po świecie braci Grimm. Po naszym świecie. Puść wodze fantazji i daj poprowadzić się przez las Czerwonego Kapturka, przez domek z piernika albo magiczne lustereczko. Bazuj na jednym wybranym szczególe i stwórz kolejne piękne historie. Weź udział w kolejnym konkursie literackim na Prozaikach i daj popis swoich umiejętności. Napisz baśń, bajkę lub opowiadanie fantasy i wygraj książki, dobrze się baw, twórz, kształć się. I pamiętaj, że czasem nawet to, co Dawno, dawno temu, wciąż jest aktualne.
OdpowiedzUsuńwww.prozaicy.blogspot.com
wklep sobie do arkusza:
OdpowiedzUsuńa:link {
text-decoration: none !important; }
Dziękuję, już działa. :)
Usuń