29 grudnia 2012

Ogień i lód (3)

Rozdział 3: Zwierzęcy wegetarianizm

Od rozpoczęcia szkoły w nowym mieście minęły dwa pełne miesiące nudy i swawoli; sześćdziesiąt jeden dni udręki i ciągłego palenia w gardle, które pokrótce stawało się nie do zniesienia; a także tysiąc czterysta sześćdziesiąt cztery godziny sprawdzania swojej silnej woli i wytrzymałości. Można by powiedzieć, że to pestka w porównaniu z tym, co jeszcze nas czekało – przecież do końca roku szkolnego ancora kupa czasu. Mimo wszystko cieszyłam się, że przynajmniej nie muszę siedzieć w domu. Po raz milionowy uczęszczając do liceum, chociaż jest się z czego pośmiać i komu podokuczać. Chodzi mi, naturalnie, o uczniów. Oczywiście, tym razem tylko ja byłam nastawiona pozytywnie, ponieważ reszta rodziny chciałaby jak najszybciej stąd wyjechać. Nawet Esme. Pamiętam, jak pewnego dnia wróciła do domu zdenerwowana i oznajmiła, że już nigdy więcej nie będzie się udzielać czynnie w radzie tego miasta. Ale nie sprecyzowała swojej myśli, przez co nadal nie wiemy, o co dokładnie chodziło. Później próbowałam wyczytać jej coś z głowy, ale mnie nakryła. Chyba  nigdy aż tak nie krzyczała, dlatego pierwszy raz w życiu postanowiłam dać spokój.
Westchnęłam, lekko mrużąc oczy, ponieważ promienie słońca padały mi prosto na twarz. Dzisiaj po raz pierwszy od jakiegoś czasu wzeszło słońce, przez co wszyscy musieliśmy tkwić w domu. Albo nigdzie nie wychodzić poza nasz teren, by przypadkiem nie spotkać żadnego człowieka. Już wolałam nie myśleć, co mogłoby się stać, gdyby jakaś osoba odkryła prawdziwą naturę Cullenów. Wtedy byłyby tylko dwa wyjścia: zabić ją albo czekać, aż Volturi zapuka do drzwi.
Wbrew wszystkiemu postanowiłam zaryzykować i udać się na polowanie. Musiałam coś zjeść, ponieważ z minuty na minutę stawałam się coraz bardziej rozdrażniona. Kiedy jest się głodnym, zmysły pracują na zwiększonych obrotach. Staje się to nie do zniesienia, ponieważ ma się ochotę wszystko rozwalić. Nie przynosi to jednak ulgi, wręcz przeciwnie – wampir, ciągle czując tą buzującą furię i jad napływający do ust, w końcu się poddaje. Odcina się wtedy od całego świata, jego dzika natura przejmuje władzę. Cóż, skutki takiego zachowania są co najmniej przerażające.
Przyznam, że parę razy zdarzyła mi się podobna sytuacja, dlatego teraz próbuję nie przekładać polowania na ostatnią chwilę. No chyba, że nie mam wyjścia, co rzadko ma swoje miejsce – i dobrze.  
Zadziwiające jest to, iż Carlisle ciągle próbuje nam uświadomić, abyśmy trwali z głodem aż do samego końca i właśnie wtedy go przezwyciężyli. Podobno wówczas można nad nim całkowicie zapanować. I wygrać. Oczywiście, próbowałam, ale przegrałam. Nie mogłam się potem pozbierać. Ciągle miałam ochotę zakosztować ludzkiej, przepysznie odżywiającej krwi i nie pomagał mi fakt, że obudziłam tym samym złość na ojca. Wyjechałam. Przez dłuższy czas nieprzerwanie bawiłam się i szalałam, mając na swoim koncie coraz więcej dusz. Wiadomo, co się później ze mną działo…
Powoli podeszłam do ogromnego okna w moim pokoju, po czym otworzyłam je na oścież. Ciepłe promienie zaczęły łaskotać lodowatą skórę, przez co wyglądała, jakby umieszczone zostały w niej małe brylanciki, które się mocno mieniły. Nienawidziłam tego. To bardzo upokarzające, wręcz tandetne. Jestem wampirem, do cholery, który żyje, żeby zabijać, a nie jakąś cholerną, błyszczącą bransoletką!
Nazywa się to ironią losu.
Wampiry są najbardziej krwiożerczymi istotami znanymi na tym świcie, ale to przez nasz idealny wygląd przyciągamy ofiary. Zresztą, jak na drapieżników przystało, mamy wszystko dostosowane, by zabić i później zjeść swe ofiary. Jesteśmy silni, szybcy, a niektórzy z naszej rasy mają nawet rozwinięte pewne zdolności. Po co? Wystarczy się tylko ładnie uśmiechnąć do człowieka, a ten bez chwili zastanowienia poleci za nami, niczym głupia mucha do świecącej lampy.
Ludzie to idioci. Wszyscy, bez wyjątku. Tyle jest wszelkich pogłosek na temat wampirów, a oni uważają, że to bujda. Zwykła bajeczka, którą rodzice opowiadają  niegrzecznym dzieciom. Rasa ludzka jest strasznie naiwna, nierozumna i po prostu ślepa. Nawet jeżeliby podać człowiekowi takiego wampira na tacy i tak kretyn by nic nie zauważył. Ba! Wątpię, czy uwierzyłby w nas, gdybyśmy akurat spijali z niego krew. Pewnie przez głowę przeszłoby mu milion idiotycznych myśli i zaraz szukałby jakiejś dziwnej oraz naiwnej wymówki. Chociażby raptowny wylew albo potrącenie przez samochód, który niewiadomo skąd się wziął.
- Idę na polowanie! – krzyknęłam w głąb domu. Nie zwracając na nic uwagi, skoczyłam i pobiegłam. Niestety, zanim minęłam ogromny dąb na północnym wschodzie, Emmett i Jasper już zdążyli mnie dogonić. A podobno jestem najszybszym wampirem w rodzinie, zironizowałam w myślach.
- Jazz obiecał mi ostatnio, że powalczymy z niedźwiedziami – zaczął Emmett, uśmiechając się szeroko. Wnet w jego głowie powstała masa przeróżnych obrazów, które prawdopodobnie miały za zadanie zwiastować ich niedługo rozpoczynającą się grę.
Zachichotałam pod nosem.
Co?, spytał Jasper, unosząc brwi ku górze.
Wzruszyłam ramionami, ale kiedy zauważyłam, że moi bracia rzucają sobie zdziwione spojrzenia, roześmiałam się na nowo. Z nimi zawsze tak było. Wystarczyło, że coś powiedzieli, a już nie mogłam opanować śmiechu. Zazwyczaj również dopadały mnie wyśmienicie głupie pomysły… Podobnie jak w tej chwili.
- Ścigajmy się – zaczęłam - do tego olbrzymiego głazu na zachód stąd. Kto pierwszy dobiegnie będzie miał dwa życzenia do wykorzystania. Dla każdego przegranego po jednym – zarządziłam i kiedy tylko zauważyłam ich aprobujące miny, ruszyłam, krzycząc: - Start!
Byłam już dobre parędziesiąt metrów dalej, gdy usłyszałam, jak nagle ruszyli. Nie ma to jak element zaskoczenia, pochwaliłam siebie.
Biegłam jak najszybciej potrafiłam, zręcznie omijając wszelkie napotkane przeszkody. Wiedziałam, że zostawiłam ich daleko w tyle, bo dźwięk ich stóp szurających po ściółce leśnej coraz bardziej cichł. Według moich obliczeń powinnam na metę dobiec za dwie minuty i trzydzieści cztery sekundy, więc wygraną mam w kieszeni. To było pewne, dlatego postanowiłam przy okazji rozpocząć polowanie. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
Wzięłam głęboki wdech. Oczywiście, nie chodziło o oddychanie. Po prostu chciałam dokładnie się dowiedzieć, gdzie urzędują moje ofiary, żeby później od razu oddalić się w tamtą stronę. A więc dwa łosie i cztery mulaki. Świetnie, zakpiłam, a po chwili z mojego gardła wydostało się lekkie westchnięcie.
Nagle usłyszałam, że kroki moich braci stają się coraz głośniejsze.
Przyspieszyłam, przy okazji wpadając na pomysł, by pobiec na skróty. Jak pomyślałam, tak uczyniłam i chwilę później natychmiast zboczyłam z jednej z przybocznych ścieżek.
Nagle wyczułam dziwny, słodkawy zapach, który dolatywał do mnie wraz z mocniejszymi podmuchami wiatru. Przystanęłam raptownie, nie mogąc uwierzyć. Przez moment stałam jeszcze pomiędzy dwoma świerkami, by wkrótce skierować się biegiem na południe.
Zamiast polowania czekała mnie rozmowa – oby tylko! - z nowoprzybyłym wampirem.
Pięć minut później doskonale widziałam jego osobę, która stała w cieniu drzew i wpatrywała się w obozowisko przed sobą. Ludzie, którzy wybrali się na biwak, nawet nie zdawali sobie sprawy, w jakim niebezpieczeństwie się znaleźli.
Zrobiłam krok do przodu, mając nadzieję, że wampir mnie usłyszy. Niestety, władzę nad nim zdążyła przejąć już dzikość naszej natury. Mogłam dokładnie wyobrazić sobie jego czerwone, zwężone oczy, którymi śledził każdy ruch przyszłych ofiar; wręcz czułam, jak jad napływa mu do ust, mięśnie napinają, a w głowie pojawia się pustka, ciemność.
Musiałam to jak najszybciej zakończyć.
Niewiele myśląc, zwinnie rzuciłam się w jego kierunku. Złapałam go za rękę, którą wykręciłam, popychając go mocno w tył. Zaszokowany byłby upadł, ale w porę zdołał się zorientować, co się dzieje. Stanął pewnie na nogach, lekko pochylając się do przodu; patrzył na mnie morderczym wzrokiem drapieżnika. Warknął groźnie, bardziej mrużąc oczy.
Jakie było moje zdziwienie, kiedy nagle się opamiętał. Natychmiast się wyprostował, lecz nie przestał na mnie patrzeć. Ba! Zaczął to robić bardziej nachalnie, jakby nigdy w życiu nie widział żadnej wampirzycy.
 Wampir przez parędziesiąt sekund stał w bezruchu, dzięki czemu detalicznie mogłam  mu się przyjrzeć. Brunet miał około dwudziestu czterech lat – z wyglądu, oczywiście. Jeżeli chodzi o jego rzeczywisty wiek, to nie miałam bladego pojęcia. Może około dwustu? Na pewno był starszy ode mnie. W każdym razie był przystojny; owalna twarz z mocno zarysowanymi kośćmi policzkowymi oraz niezwykle umięśniona sylwetką. Mimo swojej atrakcyjnej postury, od razu mi się nie spodobał. Jego myśli były obrzydliwe. Dzięki temu mogłam wyczytać wszystkie wartości, do których dąży dana osoba, jak się zachowuje, etc. – w końcu te rzeczy były najważniejsze w całej egzystencji i tylko na nie powinno się zwracać uwagę.
- James – przedstawił się dość zachrypniętym głosem, a po chwili powoli zaczął do mnie podchodzić.
Milczałam. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
- Czy nie uważasz, że nierozważnie jest przerywać czyjeś polowanie? – zapytał, ale pomimo wrogości, która biła od niego na kilometr, uśmiechnął się szelmowsko. – Tym bardziej drapieżnemu i złemu wampirowi?
On chyba sobie żartuje!, parsknęłam głośno śmiechem.
- Chyba nie myślisz o sobie – zakpiłam, coraz bardziej ciekawa, co może wyniknąć z naszej jakże konstruktywnej pogawędki. – Zresztą masz rację, dlatego to ty – zaakcentowałam - nie powinieneś mi przerywać.
- Polowałaś?
- Może to dziwne, ale wampiry polują, żeby nie zginąć – prychnęłam. Z daleka widać było, że domniemany James robi się coraz bardziej rozgoryczony.
Przez chwilę się nie odzywał, prawdopodobnie szukając równie ciętej riposty.
- Proszę bardzo – machnął ręką w stronę obozowiska na środku polany. – Z chęcią popatrzę, z jakim drygiem zabijasz, mała wampirzyco. A nuż później do ciebie dołączę.
Warknęłam, przez co ten uniósł ręce ku górze, cofając się o krok.
- Spokojnie – zaczął – nie chciałem być nachalny. W takim razie tylko popatrzę. Zresztą wydaje mi się, że to też będzie niezła zabawa.
- Nie poluję na ludzi, idioto – odszczeknęłam, robiąc się coraz bardziej wściekła. Jak jeszcze raz nazwie mnie małą wampirzycą, to urwę mu jaja!
Swoim wyznaniem nieco go zaszokowałam. James był wbity w ziemię i patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
- Nie?
- Nie.
Odwróciłam się, chcąc zakończyć rozmowę i odejść od niego jak najdalej, ale ten – jakby przeczuwając, co zamierzam zrobić – natychmiast złapał mnie za ramię. Szybkim ruchem wyszarpnęłam rękę z jego uścisku, warcząc głośno.
- Wybacz – przeprosił, po czym szybko dodał: - W takim razie co jesz?
- Krew, idioto. Nie pamiętasz? Jestem wampirem – odpowiedziałam i ukazałam mu moje ostre zęby. Na ich widok ponownie się cofnął. Cóż, jeżeli chcę, to potrafię być groźna...
Popatrzyłam ponownie na jego twarz i westchnęłam lekko, uśmiechając się przy tym przebiegle. Dosłownie sekundę wcześniej w głowie zagościł mi kolejny plan. Po raz pierwszy postanowiłam przedstawić rodzinie jakiegoś wampira. Esme pewnie zacznie szaleć ze szczęścia, bo zapewne pomyśli, że to mój wybranek. W każdym razie chodzi o to, by James zobaczył, jak jest nas dużo i jacy możemy być niebezpieczni. Ucieknie wtedy tak szybko, że nie zdążymy nawet powiedzieć „pa”.
- Jeżeli chcesz, to pokażemy ci naszą – znów zaakcentowałam, sprawiając, że jego myśli zaczęły szybciej i bardziej chaotycznie krążyć po głowie – dietę. Carlisle na pewno ci wszystko dokładnie opowie.
Pokiwał tylko głową.
Nie zwlekając, ruszyłam prosto przed siebie. Nie musiałam się odwracać, by wiedzieć, czy za mną podąża. Właściwie to mógłby nawet uciec, jakoś nie obchodziła mnie jego osoba. Parę minut później staliśmy przed domem. W powietrzu czaił się zapach czterech wampirów. No tak, przecież moi bracia jeszcze polowali i się zabawiali, całkowicie nie zdając sobie sprawy, co się tutaj dzieje. I...
Właśnie doszło do mnie, że przegrałam zakład.
Wściekła weszłam prosto do środka, uprzednio wpuszczając Jamesa, po czym głośno trzasnęłam drzwiami. Mało brakowało, a by wypadły z zawiasów.
- Carlisle! – krzyknęłam, jednocześnie wkraczając do salonu. Ojciec szybko pojawił się tuż przede mną. Uśmiechnął się do mnie serdecznie. Oczywiście, od razu odwzajemniłam gest, ale głową kiwnęłam w stronę Jamesa, który próbował wtopić się w tło pomieszczenia.
Wtem do salonu przybyła również reszta rodziny. Esme, Alice, Rosalie, a nawet – jakoś zwinnie im poszło - Emmett i Jasper, którzy założyli ręce na piersi i próbowali wyglądać groźnie.
Zachichotałam, widząc, jak James robi się coraz bardziej blady – jakby to w ogóle było możliwe. No tak, teraz już wie, że nie ma z nami żadnych szans, więc się boi, pomyślałam całkowicie zniechęcona jego tchórzliwą osobą.
- To James – przedstawiłam nowoprzybyłego. – Pragnie się dowiedzieć czegoś konkretnego o naszej diecie. Mnie nie pytaj – dodałam szybko, patrząc na Carlisle – bo nie mam pojęcia po co i dlaczego.
 Popatrzyłam na bruneta... i zaczęłam się głośno śmiać. Jeszcze nigdy nie słyszałam o czymś równie niedorzecznym!
Skoro jest ich tutaj aż tak dużo, to pewnie ich dieta polega na pożeraniu innych wampirów. To dlatego mała wampirzyca mnie tutaj przyprowadziła; zwabiła mnie do swojej sieci, a teraz będę czekał na powolną śmierć z rąk tych kanibalów...
I jak tutaj można być poważnym?
- Skoro Bella – zaczął tata, patrząc na mnie z pytaniem w oczach – staje się coraz bardziej nienormalna, to wydaje mi się, że możemy przejść do sedna.
Bella?, pomyślał James, ale po chwili zaśmiał się do własnych myśli. Mała wampirzyca brzmi o wiele lepiej.
- Naszym priorytetem – zaczął Carlisle i wskazał Jamesowi ręką na kanapę – jest próba przezwyciężenia głodu; nie chcemy także zabijać niewinnych ludzi, więc pijemy zwierzęcą krew, która...
Zostawiłam ich samych.
Nie miałam ochoty po raz tysięczny słuchać tej samej przemowy, bo znałam ją już na pamięć. Teraz tata będzie mówił, że krew zwierząt prawie niczym nie różni się od ludzkiej, że można na niej egzystować bez żadnych skutków ubocznych – oczywiście, pomijając to, iż przez nią stajemy się z lekka słabsi. Potem jak słuchacz, czyli w tym przypadku James, trochę się przekona, Carlisle zaproponuje mu, by został u nas na parę dni, żeby zobaczyć, jak to się wszystko odbywa. Naturalnie James się zgodzi – wystarczyło tylko wsłuchać się w jego myśli, by się dowiedzieć. O, a teraz tata wszystkich przedstawia parami; robi to specjalnie od lat. W końcu dzięki temu wiadomo, że jestem sama... 
Prychnęłam ze złości, rzucając się na fotel w kącie pokoju. Przecież czasami trzeba próbować zachowywać się jak zwykła siedemnastolatka. Praktyka czyni mistrza. Poza tym jestem tak narwanym wampirem, że właściwie nie musiałam się uczyć. Od zawsze zachowuję się, jakbym miałam PMS.
Z westchnieniem wyjrzałam przez okno, próbując odseparować się od otaczającej rzeczywistości. Widziałam, jak liście fruwały coraz wyżej pomiędzy drzewami, kiedy mocniej zawiał wiatr. Wręcz czułam ten powiew na sobie. Gałęzie lekko drgały, źdźbła trawy falowały. A słońce chyliło się ku zachodowi.
Przymknęłam oczy, zastanawiając się, czy aby przeczucie, które zaiskrzyło, gdy tylko James pojawił się na horyzoncie, okaże się prawdziwe.
Z pewnością wpierw minie sporo czasu, więc nie przejmowałam się aż zanadto. Próbowałam myśleć jedynie o zadaniu, jakie Emmett albo Jasper wydadzą mi z powodu przegranego wyścigu.
A coś czuję, że mam się czego bać...

21 komentarzy:

  1. Ale jaja. James zakochał się w Belli. No nie wyrobię xDBędzie nieźle ;DPozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Haha! Nie no, ubawiłam się czytając tę notkę;D Biedna Bella, współczuję jej xD Ciekawe jak rozkręci się ten wątek;) Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  3. super odcineczek :) )) ale james zakochal sie w belli a ona go nie ciecierpi hehe:))) mam pytanie kiedy edward sie pojawi w twoim opowiadaniu?? czekam na newsik pozdrawiam***)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Biedna Bella. Zakochał się w niej wampir, na dodatek go nie cierpi. Rozdział fajny, miło się czyta. Czekam z niecierpliwością na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejny blog ehh. Rzeczywiście wzięłaś ze mnie przykład i ci odbiło. Mnie i tak nie przebijesz… Notka świetna. Biedna Bells. Czekam na newsa. Pozdro for you…

    OdpowiedzUsuń
  6. No na to bym nie wpadła… ^^ James i Bella? Po moim trupie. ;) ) Z niecierpliwością czekam na Edwarda, no! <3A, i mogłabyś mnie dodać do linek. ^^ Całuję.

    OdpowiedzUsuń
  7. Wspaniały rozdział!Strasznie mi się podobał :) Biedni Cullenowie, ile razy jeszcze będą musieli chodzić do liceum? Nic dziwnego, że im zbrzydło…Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy…Bella spotkała Jamesa, a ten???Zakochał się w niej!!Czekam na kontynuacją :)Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie lubię tego Jamesa. Jakiś taki nijaki jest xD Myśli, że zdobędzie Bellę na swój urok… Phi! Niech się wali w rogi! A Bella… Dobrze zrobiła, że uciekła. Żyć z takim idiotą pod jednym dachem… Porażka. Czekam na kolejną :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  9. xd James zakochałsię w Belli? No niezłe xD I niech zgadnę – jak Bella zakocha się w Edwardzie zacznie czyś mordercze plany ^^ Nie no… ciekawa jestem, co z naszym Eduardo. I błagam – nie róz Belli i Jamesa pary!… xD

    OdpowiedzUsuń
  10. Jasper/Karolina29 grudnia 2012 22:04

    Cudny rozdzialik. Uwielbiam to jak piszesz

    OdpowiedzUsuń
  11. na100latka_pati29 grudnia 2012 22:05

    Ja nie mogę! James zakochał się w Belli! Jestem bardzo ciekawa, jak to wszystko się dalej potoczy. Już nie mogę się doczekać następnego odcinka, więc pisz szybko :)

    OdpowiedzUsuń
  12. No nie! Przed chwilą skasował mi się cudowny pełnowymiarowy komentarz! Nie wyrobię! Tfu… No więc ten już w wersji short bo ręce już mnie bolą. James i Bella, Bella i James. Sikam! ;] A gdzie nasza kochana Victoria…? No chyba że na twoim blogu jej nie będzie… Szkoda by było…

    OdpowiedzUsuń
  13. kingulka050buziaczek29 grudnia 2012 22:06

    Powiem prosto z mostu zaskoczyłaś mnie. Nigdy nie czytałam czegość tekiego ! Żeby Bella była vampirem !, !sUPER. Dodaję Cie oczywiście do linek!

    OdpowiedzUsuń
  14. Woooooow ;OOOOOOOOOOOOJEZU! Chce next !Możesz mnie informować?

    OdpowiedzUsuń
  15. To ja Ci zawracam gitarę:D (4310224) Blog świetny, a wiem co mówię bo byłam chyba na wszystkich tego typu:D

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetnie ci to idzie. Masz dobre pomysły i z niecierpliwością czekam na nowy rozdział. Mam nadzieję, że szybko się tu znajdzie.
    Czekam i jeśli masz ochotę zapraszam do mnie na love-is-not-a-color.blogspot.com
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo, cieszę się. :) A co do szybkości - to nie jestem pewna. Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy. :)

      Usuń
  17. Hej. Znalazłam ten blog przez przypadek i bardzo mi się spodobał. Piszesz świetne opowiadania, masz wspaniałe pomysły i lekkie pióro, więc czyta się bardzo przyjemnie. Jeszcze nie przeczytałam wszystkiego, ale staram się nadrobić. Czekam na nowości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki wielkie. :) Czekam zatem na jakieś obszerniejsze komentarze, jakieś wskazówki, uwagi, etc. co do mojego dalszego pisania. :)

      Usuń
  18. o matko, matko! Wrócił mój internet i przeczytałam ! <3

    OdpowiedzUsuń