8 maja 2015

Fortuna kołem się toczy (31)

 31. Czy ja wyglądam na wakacyjnego kochasia?
~ Becca Fitzpatrick

Wakacje mijały w przyjemnej atmosferze pełnej lenistwa. O spokoju było jednak ciężko mówić, szczególnie jeżeli mieszkało się pod jednym dachem z Syriuszem i Jamesem. Chłopcy przez prawie pół miesiąca wpadali na coraz nowsze i dziwniejsze pomysły, których efekty nie zawsze były oczekiwane. Lily i Dorea często trwały w szoku, poznając ich co niektóre sekrety, za to pan Potter głównie uśmiechał się po nosem i kiedy jego żona nie widziała, podsuwał Jamesowi i Syriuszowi nowe plany, które ci w zadowoleniu realizowali.
Wreszcie nadszedł dzień, kiedy wybryki młodych Gryfonów musiały się skończyć. Łapa po wielu nocach pełnych rozmyślań postanowił, że najwyższy czas spotkać się w wujkiem Alfardem. Nie widział sensu odkładania tego dalej. Chciał załatwić sprawę jak najszybciej i, jeżeli będzie to nadal możliwe, wrócić do Potterów. Pojechał więc do Alfarda, a po spotkaniu wuja postanowił go dokładniej poznać. Wysłał więc Rogaczowi krótką notkę, w której opisał wielki dom Alfarda, jego dziwne poczucie humoru i chęć pozostania tam przynajmniej na tydzień, który wkrótce przedłużył się do dwóch.
James był trochę rozczarowany, ponieważ brakowało mu tych conocnych rozmów i kawałów, ale z drugiej strony cieszył się, że przyjaciel poznał wreszcie członka rodziny, któremu chociaż trochę na nim zależało. Poza tym Jim miał teraz więcej czasu dla Lily, chociaż nie wiedział, czy to plus. Od wyjazdu Syriusza Lily robiła wszystko byle jak najdalej od Jamesa, ale kiedy nie miała jak uciec, stawała się dziwnie spięta i mało rozmowna. Dorea zauważyła zmianę w zachowaniu dziewczyny, więc wybrała się na urlop, do wzięcia którego zmusiła również męża. Potterowie postanowili zabrać Lily i Jamesa i udać się na zasłużone wakacje nad morzem. Wynajęli nawet domek tuż przy samej plaży i jedyne, co im pozostało, to powiadomienie syna i Lily. Wiedzieli, że z początku dziewczyna będzie miała opory, więc postanowili postawić ją przed faktem dokonanym, jednak ich plan spalił się na panewce w momencie, kiedy James postanowił zejść na dół do kuchni i zrobić sobie kanapkę…
- Nie wiem, czy to dobry pomysł, kochanie…
- Jedyny możliwy – westchnęła głęboko Dorea, ale uśmiechnęła się pod nosem.
- Ale Lila nigdy mi tego nie wybaczy…
- Charles! Tutaj nie chodzi o ciebie – zbeształa męża. – Pomyśl o Lily. Ostatnio jest taka przybita… To jedyny sposób, by ją jakoś rozruszać.
Pan Potter milczał, wpatrując się w coś nad głową Dorei. Kobieta odwróciła się i na moment zamarła. Jak mogli być z Charlesem tak głupi i rozmawiać o tajemniczych, wakacyjnych planach w kuchni, wiedząc, że James był w domu?
- Super pomysł! – krzyknął Rogacz. – Zaraz powiem Lily!
Wybiegł z kuchni i pognał prosto na piętro.
- James! Wracaj tu natychmiast! To wszystko przez ciebie! – zwróciła się do męża i trzepnęła go w głowę. Mężczyzna skrzywił się, robiąc zaskoczoną minę.
- Przecież ja nic nie zrobiłem – próbował się bronić.
- No właśnie – warknęła Dorea. – Teraz Lily będzie miała do nas pretensje… Zwalę wszystko na ciebie – mówiąc to, wyszła zła z pomieszczenia.
Charles westchnął, wytykając pod nosem głupotę syna i zachowanie żony.
- Kobiety… Kto je zrozumie?
Jak można było przewidzieć, Lily nie spodobał się pomysł Potterów. Znaczy, była im niesamowicie wdzięczna za troskę i gdyby miała możliwości (lub wystarczającą ilość pieniędzy) z pewnością by z nimi wyjechała, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Już i tak za bardzo wykorzystywała ich gościnność, więc o fundowaniu wyjazdu nad morze nie było nawet mowy.
Po długich rozmowach najpierw z Jamesem (a raczej ciągłym zatrzaskiwaniu mu drzwi przed nosem i odsyłaniu na drzewo), potem z Doreą i na końcu z Charlesem, który najpierw rzucał żartami, później prosił, a wreszcie używał największego argumentu w formie: „Lila, bez ciebie nie będzie wakacji”, Potterowie wiedzieli już, że nie dadzą rady jej przekonać. Postanowili więc pojechać sami, mając nadzieję, że Lily łatwiej będzie się otworzyć przy samym Jimie. Mieli wrażenie, że dziewczyna po incydencie z utratą pamięci trochę zamknęła się w sobie.
- Na pewno dacie sobie radę? – zapytała po raz kolejny Dorea, patrząc uważnie na uśmiechniętego od ucha do ucha Jamesa i nieco mniej radosną Lily.
- Na pewno, pani Potter, proszę się nie martwić.
- Lila, jeżeli ten gumochłon będzie cię w jakikolwiek sposób drażnił, wyślij mi sowę. Bezzwłocznie się tutaj teleportuję i wklepię mu co nieco do głowy – mówiąc to, Charles uśmiechnął się serdecznie, na co Lily parsknęła.
- Dobrze, obiecuję. Chociaż najpierw sama będę próbować go powstrzymać albo jakoś rozproszyć. Co państwo powiedzą o codziennym sprzątaniu domu w formie kary?
Dorea zachichotała, widząc oburzoną minę syna.
- Będę ci za to niesamowicie wdzięczna.
- Mamo!
- Dobrze, dobrze, już się tak nie gorączkuj – skwitowała pani Potter. – Chcecie jakieś pamiątki z Francji?
Jamesowi na te słowa aż zaświeciły się oczy.
- Nie, nie, kochanie – wtrącił się Charles – to głupi pomysł. Zrobimy im niespodziankę, a teraz chodź już, Doreo, bo się spóźnimy. Nasz świstoklik nie będzie wiecznie czekał.
- Dowidzenia!
- Do zobaczenia za dwa tygodnie, dzieciaki. Tylko nie zniszczcie nam domu, proszę – westchnął Charles, po czym najpierw uścisnął Lily, życząc jej powodzenia, a później podszedł do syna, szepcząc mu do ucha: - Kobiety lubią komplementy, nie lubią brudu, więc się staraj, tylko nie przesadź za bardzo. Nie spieprz tego, James. Lily to naprawdę świetna dziewczyna.
- O czym ty mówisz, tato?
Charles spojrzał na zaskoczoną minę syna, a później kątem oka na rozmawiające Lily i Doreę.
- Masz tylko dwa tygodnie, żeby naprawić wasze relacje z Lilą, więc musisz dać z siebie wszystko.
- Ale ona ma chłopaka – odszepnął James, marszcząc brwi.
- Właśnie chłopaka, nie męża. Trzymam za ciebie kciuki. Aha, i jeszcze jedna rada od ojca. Jeżeli w pewnym momencie będziesz chciał się poddać, pomyśl o tym, jak będzie mógł wyglądać wasz przyszły związek.
- Świetna rada, tato. Cały czas o tym myślę i jakoś nie pomaga…
- Bo robisz to źle. Myśl o wspólnych nocach i wspaniałym, wspólnym seksie.
James wybałuszył oczy, a Charles poklepał go po plecach.
- Powodzenia! No dobrze, kochanie – zwrócił się do żony – na nas już naprawdę czas.
Pięć minut później w salonie pozostała jedynie Lily, na twarzy której gościł radosny uśmiech, oraz James nadal w wyraźnym szoku. W sumie ojciec miał rację, więc musiał się jak najszybciej wziąć do roboty.
Odchrząknął, zwracając się do dziewczyny.
- Khm, Lily, masz jakieś konkretne plany na dzisiaj?
- Najpierw muszę powtórzyć pierwsze lekcje transmutacji, a później przypomnieć sobie składniki niektórych eliksirów.
- Po co? – zapytał zaskoczony. – Coś nam zadali na wakacje?
- Nie. Najwyższa pora, żeby zacząć uczyć się do OWTMów, Jim. Nie uważasz?
Brwi Jamesa podjechały do góry.
- Pomyślę o tym we wrześniu.
- No cóż – westchnęła i wzruszyła ramionami, ruszając w kierunku schodów – jak chcesz. Ja nie zamierzam zawalić szkoły tylko dlatego, że wolę się poobijać.
- A wolisz?
- Właściwie to nie…
Kiedy Lily była już na piętrze, James znowu się odezwał:
- Co ty na to, żeby zrobić sobie piknik w ogrodzie? – zaproponował na wydechu, wpatrując się w zaskoczoną Lily. – Zjemy coś, porozmawiamy, no i zaczniemy się uczyć.
Zanim jeszcze wypowiedział te słowa, już w myślach zaczął je przeklinać. Czasami trzeba było się jednak poświęcić.
- My? Ty też zamierzasz?
- I tak nie mam nic innego do roboty. – Wzruszył ramionami, starając nie wyobrażać sobie masy rzeczy, które mógłby robić zamiast uczenia się. – Potrzebuję pomocy z paroma eliksirami, a wiem, że sam nie dam rady tego zapamiętać.
Po chwili milczenia Lily wreszcie powoli pokiwała głową, a James uśmiechnął się w duchu. Wiedział, że pomoc w nauce będzie czynnikiem, który przekona Lily do jego pomysłu.
- No dobrze, niech będzie. Poszedłbyś po koc z mojego pokoju? Mam też na stoliku potrzebne notatki, książki, pergaminy i pióra. Ja zrobię nam coś do jedzenia i może lemoniadę?
James uśmiechnął się szeroko, po czym w paru susach znalazł się na piętrze. Poszedł prosto do pokoju gościnnego, który na okres wakacji zajmowała Lily. Miał nadzieję, że w przyszłości dziewczyna wprowadzi się do jego pokoju, ale chwilowo starał się o tym nie myśleć. Ani tym bardziej o ich „wspólnym seksie”, co od razu podnosiło mu ciśnienie. Rady ojca były jednak czasami trochę za bardzo trafne…
Kiedy tak stał i się rozglądał po rzeczach Lily, szukając tych przeklętych książek, dobiegło go pukanie do okna. Z zaskoczeniem zauważył szarą płomykówkę z listem przyczepionym do nóżki. Bezmyślnie wpuścił ptaka do środka, odwiązał pergamin i przeczytał krótką notkę od Patricka Smitha. Trwało to zaledwie parę sekund, ale w przeciągu tego czasu na jego twarzy pojawiło się zdenerwowanie, frustracja i niepewność, że Lily mogłaby się zgodzić na propozycję Krukona. James wiedział, że życie zawsze biegło pod górkę, ale czy musiało gnać aż tak szybko? Dopiero co dał radę stworzyć sposobność, by normalnie porozmawiać z Lily, a tutaj już musiała dostawać miłosne liściki od swojego chłopaka. Smith zapraszał ją do siebie na weekend, przy czym jeszcze bezczelnie poinformował, że będą sami, bo rodzice gdzieś wyjeżdżają.
- Jim! Znalazłeś wszystko, o co prosiłam?!
James aż podskoczył ze strachu, słysząc Lily wchodzącą na piętro. Szybko zmiął karteczkę w ręku i wygnał sowę z pokoju.
- Tak, tak! Już idę! – odkrzyknął i w pośpiechu chwycił koc i jakieś papiery. Niefart chciał, że przez przypadek upuścił list na podłogę, a wybiegając prawie zderzył się z Lily.
- Co się stało?
- Nic, nic. Nie mogłem znaleźć tych notatek, ale już je mam. Możemy iść – oznajmił lekko zadyszany, starając się wypchnąć dziewczynę ze środka. Sowa nadal siedziała pod oknem. Postanowił więc, że za jakiś czas tu wróci i całkowicie się jej pozbędzie.
Lily nigdy nie dowie się o tym zaproszeniu.
Jak postanowił, tak zrobił, bo jakiś czas później siedzieli beztrosko w ogrodzie, upajając się gorącym słońcem, przyjemnym wietrzykiem, jeszcze przyjemniejszą zimną lemoniadą i… różnicami w składzie eliksiru na bezsenność i eliksiru dobrego snu.
- Pamiętaj, że do tego na bezsenność dodajemy sproszkowanych skrzydeł ważek, a do dobrego snu tylko lekko posiekanych.
- Czym one się właściwie różnią? Po jednym i po drugim śpisz jak zabity.
James leżał wygodnie na kocu i starał się nie ziewać.
- Jak wypijesz eliksir dobrego snu, masz sny. No i musisz zasnąć sam. Ten na bezsenność sprawia, że zasypiasz w przeciągu paru sekund, ale nie śnisz. Proste – mówiła, wertując strony książki. Uśmiechnęła się szeroko. – Jeszcze to pamiętam.
- Super, gratulację. Mi takie niepotrzebne wiadomości ulatują, nim w ogóle staram się je zapamiętać.
- To wcale nie są niepotrzebne wiadomości, Jim! Co będzie, jeżeli w przyszłości będziesz musiał rano wstać do pracy, ale nie będziesz mógł zasnąć?
- Raczej tego nie przewiduję. Sądzę, że problemy będę miał jedynie ze wstaniem.
Tym bardziej po niesamowitej nocy spędzonej z tobą, pomyślał, ale nie dodał tego na głos. Uśmiechnął się do swoich myśli.
- Co?
- Co „co”? – zapytał zaskoczony, zerkając spod przymkniętych powiek na Lily.
- Uśmiechasz się.
- Serio? No cóż – westchnął – mam po prostu dobry humor.
- Prawda? Dziś taki piękny dzień, wręcz idealny do nauki – roześmiała się dziewczyna, wracając do notatek z eliksirów.
- Tak, właśnie dlatego – szepnął pod nosem James. – Dobranoc.
Przewrócił się na brzuch i po chwili zaczął lekko pochrapywać pod nosem. Lily pokręciła tylko głową, wracając do nauki.
Jamesa obudziło dopiero delikatne szturchanie w ramię. Otworzył oczy, wpatrując się w roześmianą twarzy dziewczyny.
- Lily? Co jest? Która godzina?
- Trzecia w południe. Chodź, odgrzałam obiad. Ja wiedziałam, że eliksiry cię nudzą, ale żeby aż tak? Spałeś bite dwie godziny.
James jeszcze nie zdążył się tak do końca rozbudzić, ale posłusznie powędrował za Lily prosto do kuchni.
- I tak długo wytrzymałem – uśmiechnął się niepewnie, mierzwiąc sobie włosy. – Jak ci w ogóle idzie?
- Raczej dobrze, ale na dzisiaj chyba skończyłam. Przerobiłam piętnaście eliksirów z pierwszego roku. Transmutację zostawię sobie na jutro, a potem po kolei: zaklęcia, numerologia, obrona przed czarną magią…
- To ile przedmiotów zamierzasz zdawać? – spytał zaskoczony.
- Wszystkie.
- Serio? Dlaczego?
- Nie mogłam się zdecydować, więc postanowiłam nauczyć się na wszystko. Kto wie, co mi się w życiu przyda.
- No tak, cała ty – roześmiał się, tym samym całkowicie odganiając zmęczenie. Powitała go jednak dość silna fala głodu, więc z nadzieją popatrzył na garnki stojące na kuchence. Lily, jakby czytając w myślach, nałożyła mu na talerz kopiastą ilość ziemniaków, jakiegoś mięsa w sosie i surówkę z marchewki.
- Co to jest? – zapytał, trącając widelcem mięso.
- Nie wiem. Pani Potter zostawiła pełno garnków w lodówce z karteczkami, do kiedy powinniśmy to zjeść.
James aż westchnął. Uwielbiał swoją mamę za przewidywalność. Do tej pory nawet przez myśl mu nie przeszło, że podczas nieobecności rodziców będzie musiał gotować.
- Mhm, pyszne – powiedział, przeżuwając. W trakcie jedzenie milczeli, najwyraźniej byli aż tak głodni. Wreszcie James odłożył sztućce i rozdział się wygodnie na krześle. – Pomogę ci zmywać, szybciej się uwiniemy.
Evans kąciki ust powędrowały wyżej, a podchodząc do Jamesa nawet zmierzwiła mu lekko czuprynę. Bariera, która jeszcze wczoraj ją od niego oddzielała, wydawała się powoli wyparowywać. Już dawno nie czuła się tak swobodnie. Lily musiała przyznać w głębi duszy, że brakowało jej tych wspólnych rozmów z przyjacielem. Zdawała sobie też sprawę, że zaniedbała w sumie wszystkie bliskie jej sercu osoby. Postanowiła więc coś z tym zrobić i przy najbliższej okazji przeprosić za swoje okropne zachowanie.
W podobnej atmosferze minęła im reszta piątkowego wieczoru. Po wspólnym obiedzie postanowili przejść się nad pobliskie jezioro, czemu towarzyszyło mnóstwo śmiechu. Zanim się zorientowali, zrobiło się ciemno i trzeba było wracać do domu.
Nieprzyjemnie zrobiło się dopiero, gdy Lily poszła położyć się spać i przypadkiem na podłodze znalazła pognieciony liścik od Patricka…
James, leżąc już w łóżku i ciesząc się załapaniem lepszego kontaktu z Lily, usłyszał głośne pukanie, ale zanim zdążył powiedzieć: proszę, drzwi szeroko się otworzyły. Stała w nich zdenerwowana Lily ciskająca z oczu błyskawice na prawo i lewo.
- Jak mogłeś?! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi!
James usiadł i zmarszczył czoło.
- Bo jesteśmy. O co chodzi, L…
Nie dokończył, ponieważ w ręku dziewczyny zauważył list od Patricka. Wciągnął głośno powietrze, usilnie starając się milczeć. Czuł się jak ostatni kretyn.
- Znalazłam wiadomość od Patricka. Zgadnij gdzie? Na podłodze. List był pogięty i otwarty.
- Bo go przeczytałem. Miałem ci go oddać, ale musiał mi wypaść…
- Dlaczego kłamiesz?
Kiedy Jim nie wydusił z siebie ani słowa, Lily groźnie zmrużyła oczy.
- Nie spodziewałam się tego po tobie! Sądziłam, że jesteś już na tyle dorosły, że nie będziesz grał w te durne gierki pełne zazdrości. Miałeś dać sobie spokój, James! A ty nie dość, że grzebiesz w moich prywatnych rzeczach, to jeszcze masz czelność je przede mną ukrywać?!
- To nie tak, że je przed tobą ukrywam…
- A jak?!
- No dobrze, może i ukrywam, ale na swoją obronę mogę powiedzieć, że zrobiłem to pierwszy raz w życiu!
Zerwał się na nogi i podszedł do Lily. Evans jednak odsunęła się do tyłu.
- Nie zbliżaj się! – krzyknęła, czerwieniejąc ze złości na twarzy. – Już nigdy ci nie zaufam, James! Nigdy!
Odwróciła się na pięcie, zamierzając jak najszybciej wyjść z jego pokoju. James jednak rzucił się za nią i złapał mocno za rękę.
- Przepraszam, Lily. Wiem, zachowałem się jak kretyn, ale to dlatego, że… - zamilkł, wpatrując się w rozemocjonowaną twarz dziewczyny. – Przepraszam. Już nigdy więcej tego nie zrobię. Nie wtargnę w twoją prywatność. Obiecuję, Liluś.
Evans westchnęła, mierząc go spojrzeniem. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że stał przed nią w samych bokserkach. Zarumieniła się mocno, starając się patrzeć wszędzie, byle nie na Jamesa. Zaczęła się jeszcze bardziej złościć, bo powinna być wściekła, a chwilowo czuła się bardziej zażenowana niż zła. Nie spodobało jej się to, zdenerwowała się na siebie.
- To jak? Wybaczysz mi…
Lily zaczęła się zastanawiać, ale gdy dodał kolejne słowa, ponownie poczuła napływającą złość.
- … i nie pojedziesz do Smitha?
- Czemu?
W pokoju raptownie zapanowała cisza. James podrapał się po karku, uśmiechając się niepewnie.
- Po prostu nie jedź.
- Prosisz mnie o zbyt dużo, Jim.
Znów odwróciła się do niego plecami z zamiarem wyjścia, kiedy i tym razem złapał ją za łokieć.
- Jak pojedziesz, nie będę potrafił cię wtedy uratować.
- Co? O czym ty mówisz, Jim? Uratować przed czym?
Potter znów usilnie milczał, ale bez mrugnięcia wpatrywał się w jej oczy. Lily miała wrażenie, że tym sposobem starał się przewiercić do środka, wprost do jej duszy. Zaczęła się znów denerwować, tym bardziej że to działało. Lily nie chciała tego przed sobą przyznać, ale czuła powoli mięknące kolana, co jej się nie podobało.
- Oczywiście, że pojadę, James. Nie masz prawa prosić mnie, bym została. Nie po tym, co zrobiłeś.
- Mimo wszystko, Liluś, błagam, nie jedź.
Evans patrzyła na niego z oczekiwaniem, ale kiedy dalsze słowa nie nastąpiły, skierowała kroki do swojego pokoju. Wbrew prośbom Jamesa zdecydowała się pojechać do Patricka. Przez chwilę miała wrażenie, że zrobiła to wyłącznie na przekór Potterowi, ale szybko wyzbyła się tej myśli z głowy.
- Nie chcę, żebyście to zrobili, okej?! – wykrzyknął James, wbiegając za Lily do pokoju.
- Co zrobili? Czy ty wiesz, co Pa… - Lily wybałuszyła oczy, a sekundę później wpatrywała się w Pottera z szokiem. – Czyś ty zwariował?! Ja… on… przecież to nie ma związku z moim wyjazdem… Prawda? – ostatnie pytanie zadała bardziej do siebie, ale mimo wszystko James je usłyszał.
- Czyli nie chcesz uprawiać z nim seksu?
- Tego nie powiedziałam – odpowiedziała spokojnie, samą siebie zadziwiając, bo w środku aż się gotowała od tych rewelacji, o których nawet niezdolna była pomyśleć.
- A więc chcesz?
- Jim, ja… nie wiem. Zresztą – potrząsnęła głową, jakby chcąc się wyrzucić niektóre myśli – o czym my w ogóle gadamy? To moje życie i mogę robić, co mi się żywnie podoba! Nie masz nic do powiedzenia w tej sprawie, rozumiemy się?
James nie odpowiedział, a Lily powróciła do pakowania, a raczej wrzucania na siłę ubrań do plecaka.
- Pojadę – wyszeptała pod nosem, jakby starając się przekonać samą siebie.
Zapięła plecak i włożyła go na plecy, po czym skierowała się na korytarz, zeszła po schodach i stanęła przed drzwiami wyjściowymi. Ze zmarszczonym czołem kątem oka przyglądała się Jamesowi podążającemu za nią krok w krok. Miał tak smutny wzrok, że aż serce jej się krajało.
- Dlaczego ci tak na tym zależy? No wiesz, żebyśmy tego nie zrobili? – spytała, otwierając drzwi i po raz ostatni zerkając na Jamesa. Od początku nurtowało ją to pytanie. Czuła się lekko zażenowana, zadając je.
Potter westchnął, zanim odpowiedział:
- Bo wiem, że wtedy stracę cię na zawsze… - mówiąc to, spojrzał na Evans swoim błagalnym wzrokiem. Lily przełknęła ślinę, zaczynając się wahać. Nie podobało jej się, w jakim kierunku zmierzały jej myśli. Była przerażona i zła jednocześnie, ponieważ w tym momencie nie miała kompletnie ochoty widzieć się z Patrickiem. Chciała zostać tu… z Jamesem.
Szybko się otrząsnęła.
- Głupie gadanie, Jim. Do niedzieli!
Szybkim krokiem wyszła z domu, niemal od razu się teleportując. Nawet nie zaszczyciła Pottera ostatnim spojrzeniem. Wiedziała, że wówczas od razu by się poddała i została, co naturalnie nie wchodziło w grę.
Lily Evans była niesamowicie upartą kobietą.

* * *

Lissie już od dawna nie czuła się tak bezpieczna i pełna błogiego spokoju.
Pojechała wraz z ojcem, Harrym i Remusem nad morze i od prawie półtora tygodnia przeżywała najlepszą przygodę świata. Wiedziała, że wspomnienia, które zdobyła i jeszcze zdobędzie dzięki temu wypadowi, będą towarzyszyć jej do końca życia. Lissie nawet wyobrażała sobie siebie jako babcię, która przy herbatce i ciasteczkach będzie opowiadać wnukom własne historie.
Uśmiechnęła się do tego dalekosiężnego marzenia, jeszcze mocniej przytulając się do piersi Remusa.
Leżeli na kocu na plaży, wpatrując się w zachodzące słońce i wsłuchując w szum morza oraz odgłos fal rozbijających się o brzeg. Po raz pierwszy od paru dni mieli czas wyłącznie dla siebie. Harry tak polubił Remusa, że nie chciał go odstępować ani na krok, więc pan Roshid po wielu prośbach Lissie wreszcie ustąpił i zabrał gdzieś synka. Lissie przeczuwała, że przekupił go lodami, a później wycieczką do parku rozrywki, ale nie chciała wnikać. Miała teraz lepsze rzeczy do roboty, niż zastanawianie się, gdzie teraz mogliby być Harry z tatą. Swoją drogą, powinna być zła na ojca, że tak bezczelnie wyśmiewał to dziwne, acz miłe przywiązanie Harry’ego, niedającego im świętego spokoju. Cóż, przynajmniej pan Roshid był pewien, że Remus nie robi z jego córką nic niepożądanego…
Lissie parsknęła śmiechem do własnych myśli, by po chwili zmrużyć oczy i uśmiechnąć się półgębkiem.
- Co jest? – spytał Remus, otwierając oczy. Chyba musiał na moment przysnąć.
- Nic, po prostu mam dobry humor.
- No tak, nareszcie spokój, nie?
Lissie zaśmiała się, po czym bezceremonialnie usiadła Remusowi na brzuchu. Chłopak zerknął na nią spod rzęs. Chciał coś powiedzieć, ale Lissie umiejętnie mu to udaremniła. Pocałowała go. Pocałunek trwał zaledwie chwilę, ponieważ usłyszeli za sobą ujadanie psa. Dziewczyna uśmiechnęła się do Remusa i mocno do niego przytuliła.
- Wiesz, tak sobie myślę… - zaczęła niepewnie po paru minutach. – Może poszlibyśmy jutro wieczorem na spacer?
Usiadł, wzruszając ramionami.
- No bo jutro będzie pełnia księżyca i byłoby strasznie romantycznie tak przejść się po plaży.
Lupin zdębiał, szerzej otwierając oczy.
- Jak to jutro?
Mógłby przysiąc, że pełnia będzie dopiero za półtorej tygodnia. Jeszcze przed wyjazdem dokładnie wyliczał tę datę, a nawet parę dni temu postanowił, że za cztery dni wróci do domu. Jeszcze raz wszystko dokładnie przeliczył, czując ciarki na plecach.
- Niemożliwe. Pełnia będzie za tydzień i trzy dni. Jestem tego pewny, Liss.
- Może w Anglii, ale nie tutaj.
Remus przeklął własną głupotę. Po raz pierwszy od niewyobrażalnie długiego czasu czuł się tak swawolnie i był niesamowicie odprężony, że kompletnie zapomniał o swoim „małym, futerkowym problemie”. Dziwne, że jego mama nie napisała mu żadnej sowy przypominającej. Pewnie też zapomniała o tym, że jej syn zmienił strefę czasową.
- Tak mi przykro, Liss, ale dzisiaj już wracam do domu…
- Że co? - Roshid wstała na równe nogi, a jej policzki przybrały mocno czerwony odcień. - Dlaczego?
Remus wzruszył ramionami, totalnie nie mając żadnej wymówki.
- Kiedy niby zamierzałeś mi o tym powiedzieć? Pakując się czy już stojąc za drzwiami z walizkami? A może postanowiłeś zdezerterować w nocy, kiedy bym spała?! Przynajmniej zostawiłbyś mi karteczkę, że wróciłeś do domu czy tak po prostu chciałeś mi zrobić kawał?!
Lissie coraz bardziej podnosiła głos, tym samym przywołując na siebie zdegustowane lub zaciekawione spojrzenia ludzi przechadzających się po plaży.
- Liss, po prostu…
- Co „po prostu”?! Zapomniałeś?! To jest to twoje wytłumaczenie?!
Roshid wzięła swoje buty do ręki i szybkim krokiem napędzanym wściekłością ruszyła prosto przed siebie. Lupin natychmiast wstał, zgarnął koc pod pachę, zapominając o klapkach, ruszył za dziewczyną.
- Lissie, poczekaj!
- Spadaj, Remusie! Nie chcę mi się z tobą nawet rozmawiać! Skoro masz mnie za głupią idiotkę i tak mnie właśnie traktujesz, to nic tu po tobie! Wracaj do domu!
Remus szybko do niej podbiegł, chwytając ją za ramię, przez co Lissie stanęła. Okręciła się na pięcie, patrząc prosto w jego twarz. W oczach zaczęły pojawiać się łzy złości, a pięści miała mocno zaciśnięte. Czuła się zdradzona i w tej chwili miała ochotę mu przyłożyć.
- Ja… przepraszam. Nie powiedziałem ci, bo…
- Bo? – mówiąc to, założyła ręce na piersi. Czekała na wyjaśnienia, ale kiedy po dość dłużącej się chwili nadal ich nie dostała, pokręciła głową z niedowierzaniem. – Wracaj do domu, Remusie.
Kiedy dziewczyna znów się oddaliła, dobiegł do niej krzyk Lupina.
- Bardzo chciałbym ci powiedzieć, dlaczego muszę jechać, ale naprawdę nie mogę! Pewnego dnia się dowiesz, a wiem, że wtedy nie będziesz chciała się już ze mną więcej spotykać! Zależy mi na tobie, Liss, i chcę ten moment jak najdalej odwlec! Jeżeli choć trochę mi ufasz, to zrozumiesz! Przepraszam!
Ale Lissie już go nie słyszała, znikając za zakrętem. Szła prosto do domu, mając nadzieję zamknąć się w pokoju i choć przez chwilę pobyć sama. Była niesamowicie zła na Remusa, ale jego ostatnie słowa bezsprzecznie wdarły się w jej umysł. Pokonując drogę, cały czas zastanawiała się, o czym on mówił. Co takiego ukrywał i czego aż tak bardzo bał się jej powiedzieć? Jak w ogóle mógł pomyśleć, że z nim zerwie! Te słowa najbardziej oburzyły Lissie, ponieważ pokazywały, że Remus nie ufał jej w stu procentach. Bez względu na wszystko, chciała z nim być. Nawet ta kłótnia nie prowadziła do ich rozstania.
- Lissie? Co tak wcześnie? - przywitał ją ojciec, gdy weszła do środka. – Gdzie Remus?
Dziewczyna podniosła głowę. Pan Roshid zmarszczył czoło, wpatrując się w załzawioną i zaczerwienioną twarz córki.
- Wrócił do domu.
- Co? Jak to? Co się stało?
- Nieważne, tato. Idę do siebie.
- Czy ten chłopak wyrządził ci jakąś krzywdę? Doprawdy! Nie spodziewałem się tego po Remusie. Wydawał się taki miły, ułożony i grzeczny. Jak widać, pozory mylą. Mam z nim porozmawiać, kochanie?
- Daj mu święty spokój, tato! Nie znasz go i nie masz prawa tak o nim mówić! I daj też spokój mi!
Trzasnęła za sobą drzwiami, zamykając się w pokoju i rzucając na łóżko. Nie chciała płakać. Już dawno postanowiła, że nie będzie się mazać przez faceta. Nigdy nie pragnęła być jak te inne, płytkie dziewczyny, których priorytetem życiowym jest posiadanie chłopaka…
Dlaczego więc te cholerne łzy wręcz cisnęły się z jej oczu?

* * *

Lily teleportowała się z hukiem prosto przed domem Potterów. Na policzkach widniały ślady po łzach. Były to raczej łzy zdenerwowania i niedowierzania niż samego bólu.
Nie mogła uwierzyć, że Patrick posunął się aż tak daleko. Powinien uszanować jej zdanie na temat seksu. Lily nie była jeszcze gotowa. Uważała, że powinni poznać się trochę lepiej.
Na początku było przyjemnie. Kiedy zapukała do drzwi, widziała jego nieukrywaną radość. Sama też była szczęśliwa, że go widziała. W końcu bądź co bądź Patrick należał do osób, na których Lily zależało. Zjedli kolację, porozmawiali, powygłupiali się. Lily czuła się naprawdę radośnie i bezpiecznie. Wreszcie przestała myśleć o kłótni z Jamesem, o jego głupich, nic nieznaczących słowach. Wtedy Patrick rozpoczął swoją grę…
Weszła do środka, skąd uderzył w nią odór alkoholu. Zmarszczyła nos, nie wiedząc dokładnie, czego się spodziewać. Przekroczyła próg salonu i oniemiała. James leżał rozciągnięty na kanapie, przy której rozwalona była butelka Ognistej Whisky. Drugą, opróżnioną w około jednej czwartej, trzymał w ręku. Podeszła do przyjaciela, kucnęła przed nim i położyła mu rękę na kolanie. Potter otworzył oczy i zapijaczonym wzrokiem wpatrywał się w dziewczynę. Na jego twarzy malował się szok.
- Lily?
Kiwnęła powoli głową, oceniając jego stan. Mogłoby się wydawać, że po takiej ilości alkoholu, chłopak będzie totalnie zalany. Evans zdziwiła się więc, że dał radę wydobyć z siebie głos. Kąciki ust powędrowały jej lekko ku górze. Nie powinna się z niego śmiać, ale jego roztrzepane włosy, zamglone spojrzenie, pogniecione ubrania zdecydowanie jej to uniemożliwiały.
- Zostawić cię na chwilę, a ty już sięgasz po alkohol. Nieładnie, Jim. Ciekawe, co by powiedziała twoja mama, gdyby zobaczyła cię w takim stanie?
James raptownie zerwał się z kanapy, przypadkowo oblewając Ognistą nie tylko własną koszulę, ale również spodnie Evans. Spojrzał na nią błagalnym wzrokiem.
- Nic jej nie mów! Ona by mnie wydz… wydzie… wydzidzidzi… zabiła!
Lily stłumiła parsknięcie.
- A my tego nie chcemy, prawda, Jim?
- Tak, bardzo nie chc… chcemy – mówiąc to, pokiwał szybko głową, czkając.
- Obiecam, że nic jej nie powiem, ale posłusznie pójdziesz ze mną do pokoju, dobrze? Położymy cię spać.
Złapała go pod ramię, uprzednio stawiając butelkę na stół. Mozolnym krokiem próbowała zaprowadzić Jamesa i jego plątające się nogi na górę.
Ogólnie nie przepadała za pijanymi ludźmi. Sama również nie lubowała się aż zanadto w alkoholu, ale Jim, jej przyjaciel, wydawał się przy tym taki słodki i bezbronny. Żałowała go, zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo jutrzejsza pobudka będzie dla niego okropna. Już widziała to brązowe spojrzenie przepełnione bólem i zmęczeniem.
Po paru naprawdę długich minutach wreszcie udało jej się wprowadzić Jima do pokoju i rzucić na łóżko. Przez chwilę zastanawiała się, czy aby nie zdjąć mu spodni, by spało mu się wygodniej, albo przynajmniej go okryć, ale porzuciła oba te pomysły. Miała wrażenie, iż James zasnąłby nawet na zimnej i twardej podłodze. Ruszyła więc w stronę drzwi. Niepodziewanie usłyszała za sobą szmer, a potem cichutki, chropowaty głos Jima.
- Liluś?
- Tak? – Odwróciła się w jego stronę, podchodząc bliżej. Kiedy James dłużej jej nie odpowiadał, usiadła na łóżku obok niego. – Co jest?
- Dziękuję.
- Za co? – zapytała zaskoczona.
Potter dźwignął się na rękach, znajdując się twarzą w twarz z Lily.
- Że do mnie wróciłaś.
- Jim, ja…
- Cii – uciszył ją, uważnie wpatrując się w jej zielone oczy. Evans przez chwilę miała wrażenie, jakby dziwnym trafem wytrzeźwiał. – Wiem, że byłaś u niego. Ja… czułem to tu.
Lily wpatrywała się w rękę Jamesa, spoczywającą na miejscu, w którym miał serce.
- Nie wiem – mówił dalej - co takiego ci zrobił, że uciekłaś, ale będę mu za to wdzięczny do końca życia. Kiedy cię nie było, modliłem się o nas. I teraz jestem już całkiem pewny, że do siebie należymy i nic ani nikt nas nie rozdzieli. Inaczej byś dzisiaj do mnie nie wróciła.
- Jim…
- Możesz się upierać na swoim, ale oboje znamy prawdę. Przestań w końcu udawać, Liluś. Nie chowaj się, nie przede mną. Znam cię. O tym też oboje wiemy.
Lily nic nie mówiła, tylko patrzyła. Przyswajała dopiero co usłyszane informacje, czując bezsilność. Bezwiednie przysunęła się bliżej. Na moment przymknęła oczy, by po chwili w geście pełnym desperacji chwycić Jamesa za głowę i przygarnąć go bliżej. Pocałowała go mocno, ledwo mogąc oddychać. Pragnęła jedynie być jeszcze bliżej tego niesfornego i zawsze roztrzepanego chłopaka.
Jim nie pozostał bierny. Niemal od razu oddał pocałunek, przygwożdżając ją do łóżka własnym ciałem. Jego ręka jeździła po jej plecach. Miał wrażenie kompletnego naćpania. Wszystkie zmysły się wyostrzyły, a myśli uciekły gdzieś w siną dal. Nie mógł uwierzyć, że całował się z Lily, z jego Lily!
Evans nie była lepsza. Nie miała pojęcia, co się wokół niej działo. Czuła jedynie miękkość jego warg i odór alkoholu, który w tym momencie, o dziwo, w ogóle jej nie przeszkadzał.
James oderwał się od niej, starając się złapać powietrze.
- Nie przestawaj – szepnęła, ponownie przygarniając go do siebie.
Dopiero po chwili znaczenie tych słów niczym kula armatnia wtargnęły prosto do jej głowy. Odskoczyła, kompletnie zaskoczona i zadyszana. Nie mogła uwierzyć w to, co właśnie miało miejsce, Całowała się z nietrzeźwym chłopakiem! Ba, całowała się z nietrzeźwym Jamesem Potterem!
Była przerażona. Bała się reakcji własnego ciała, ponieważ jedyną rzeczą, której w tym momencie najbardziej potrzebowała, były usta tego Pottera. Zaczęła cofać się do wyjścia. Kiedy wreszcie znalazła się na korytarzu, pobiegła prosto do swojego pokoju. Natychmiast zamknęła drzwi i opierając się o nie, usiadła na ziemi. Schowała głowę w rękach.
Jak ona mogła zachować się tak karygodnie i niewybaczalnie?! Co ona mu jutro powie? Że niby dlaczego się na niego rzuciła i dała niepotrzebną nadzieję? Nagle przypomniała sobie o Patricku i niemal zaklęła z bezsilności. Nigdy w życiu nie miała bardziej porąbanej sytuacji.
Niech państwo Potterowie już wracają, bo bez ich obecności zaczynam wariować.
Kładąc się do łóżka i próbując zasnąć, przed oczami ciągle miała ten przeszywający na wylot wzrok Jamesa i wręcz czuła jego usta na swoich.

Dlaczego, do cholery, jej się to podobało?!

14 komentarzy:

  1. Rozdział jest cuuudny;** Czekam na nexta<3
    pzdr i życzę dużo weny ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niedawno znalazłam tego bloga i przeczytałam wszystkie rozdziały Fortuna kołem się toczy. Po prostu mnie zatkało. Bardzo spodobał mi się twój blog. Co do rozdziału to jest super. Nie mam ostatnio weny na komentowanie więc jest to krótki komentarzyk. Czekam na nexta i pozdrawiam:***
    Diabolina <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się spodobało - mam nadzieję, że "zatkało cię" w pozytywnym sensie. :)

      Całusy!

      Usuń
    2. Oczywiście, że w pozytywnym sensie :D
      Buziaczki:**

      Usuń
  3. Ale super! Też dopiero trafiłam do Ciebie..i oddam wszystko, aby dalej czytać przygody z Howardu :D Świetnie piszesz:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i mam nadzieję, że dalsza historia również się spodoba. :)

      Usuń
  4. Co prawda czytam u ciebie tylko opowiadanie o Lily i Jamesie i po prostu się zakochałam. Super piszesz i kiedyś byłam na twoim blogu, bardzo dawno, ale widziałem że przestałaś pisać, ale jak zobaczyłam, że data jest taka bliska to chyba pisnęłam z radości i bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo bardzo niecierpliwie czekam na kolejny rozdział z tego cyklu.
    Pozdrawiam


    Zapraszam też do mnie evansuszm.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, ostatnio musiałam przełożyć pisanie na Lily i Jamesa, ale teraz - mam nadzieję - się to zmieni. Będę się skupiała głównie na Fortunie, a reszta zejdzie na dalszy plan. :)

      Dziękuję, jest mi bardzo miło, że wróciłaś i jednak nie zapomniałaś o Fortunie. :D

      Ciepło!

      Usuń
  5. Masz niesamowitą lekkość pióra, świetnie się ciebie czyta. Na początku miałam takie - WHAAT pisze o rodzicach Pottera zanim się ruchali, boże, co za niedowalona osoba. Mile mnie zaskoczyłaś , mało tego mam ochotę na więcej. Najlepsze w tym wszystkim jest to ,że wiadomo ,że w końcu Jim się z Lili przerucha xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy rozdział FKST?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie mam pojęcia. Padł mi dysk w laptopie i mimo że niektórzy dalej walczą, chcąc coś z niego odzyskać, powoli tracę nadzieję. Miałam napisaną już połowę rozdziału, nie wspominając o innych tekstach, więc na ten moment trochę się podłamałam. Na razie trzeba czekać na drugi dysk, a to też chwilę zajmie...

      Usuń