6 września 2016

Dziewczynka z ulicy (19)

Rozdział XIX

- Musimy pogadać.
Niespodziewanie do pokoju wszedł Ashton. Z racji tego, że ubierałam koszulkę do spania, odwróciłam się plecami.
- Puka się!
- Nie ma tu niczego, czego wcześniej bym nie widział. – Wręcz słyszałam, jak przewraca oczami.
- A jakbym była goła? – zapytałam wrednie. 
- Wtedy widziałbym tu coś, czego wcześniej nie widziałem.
 Słysząc jego wytłumaczenie, zezłościłam się. Mimowolnie zacisnęłam pięści. Niemożliwością było, żeby ktoś inny aż tak bardzo mnie irytował! Tylko Ashton posiadał takie zdolności.
Zerknęłam na zegarek. Dochodziła północ. Czy ten chłopak w ogóle nie śpi?
- O czym niby chcesz pogadać?
- To chyba jasne, nie? – zapytał, a kiedy uniosłam brwi, westchnął przeciągle. – O naszym układzie, tłumoku. Jesteś strasznie nierozgarniętą osobą. Jakim cudem udało ci się przeżyć bez szwanku aż siedemnaście lat?
- Jeżeli chcesz mnie obrażać, wyjdź.
Wiedziałam, że to tylko czcza groźba, którą Irwin i tak zignoruje. Westchnęłam więc i zaczęłam rozczesywać włosy, a potem poszłam do łazienki wyszczotkować zęby. Kiedy wróciłam do pokoju, Ashton leżał wyciągnięty na łóżku, przeglądając moje zeszyty z notatkami z lekcji.
- Piszesz jak kura pazurem – stwierdził oczywistość.
- Przez lata, w których siedziałam w przytułku, raczej nikt nie nauczył mnie kaligrafii.
- Przecież wiem. – Wywrócił oczami. – Jak możesz cokolwiek z tego rozczytać, nie wspominając już o nauczeniu się. Żebym miał zacząć cię uczyć, musisz wyraźniej pisać.
- Chyba zwariowałeś.
Założyłam ręce na piersi, wpatrując się w niego groźnie. W każdym razie miałam nadzieję, że tak właśnie wyglądałam. Ashton wzruszył jedynie ramionami, jeszcze bardziej opierając się o zagłówek łóżka. Nie wyglądał, jakby w najbliższym czasie chciał stąd wyjść. On nie zamierzał zostać tu przez całą noc, prawda?
Podeszłam bliżej i usiadłam na skraju łóżka, jak najdalej od Ashtona. Uniósł brwi do góry, ale nic więcej nie dodał. Za to mogłabym przysiąc, że widziałam, jak jego usta lekko zadrgały. Jakby chciał się uśmiechnąć, czy coś. Wreszcie chrząknął głośno.
- Okej, to żeby nie przedłużać, bo mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż siedzenie tutaj…
- Co takiego ważnego masz do roboty o północy? – zapytałam z drwiną, zanim zdążyłam się powstrzymać.
- Nic, co miałoby cię interesować. W każdym razie, tak jak wcześniej wspomniałem, pomogę zdobyć ci robotę i nauczyć czegoś z matmy. Jeżeli chodzi o to ostatnie, musisz się starać, bo nie przyjmuję żadnych zażaleń, że niczego nie zrozumiałaś.
Kiwnęłam powoli głową, przetwarzając jego słowa.
- Możemy zacząć korki już jutro. Im szybciej, tym lepiej. A co się tyczy pracy, to preferujesz jakąś konkretną? Ile chcesz zarabiać?
- Nie zastanawiałam się nad tym. Chyb jakąkolwiek, nie mam żadnych dodatkowych…
- Pójdzie łatwiej niż myślałem.
- To świetnie – zironizowałam. – U mnie nie będzie aż tak łatwo i przyjemnie, bo zdaje się, Mel cię nienawidzi.
- Naprawdę sądzisz, że uczenie matematyki przybłędy będzie przyjemne?
Nie zamierzałam na to odpowiadać.
- Słyszałeś, co powiedziałam? Melody cię nienawidzi. Nie rozumiem was, facetów – westchnęłam niespodziewanie, kręcąc głową. – Mogłeś mieć taką wspaniałą, miłą, serdeczną i prześliczną dziewczynę, a ty jak poleciałeś do innej jak ćma do światła.
- Nie masz o niczym pojęcia, więc się nie odzywaj, dziewczynko z ulicy.
- Myślisz, że skoro żyłam na dworcu, nie wiem nic o związkach, zdradach i miłości? – zapytałam, bezwiednie podnosząc głos. Jak on mnie irytował! – Faceci to dupki, dla których liczy się jedynie ich zadowolenie. A nie, przepraszam. Zadowolenie ich małego koleszki. Wiesz co? Zmieniłam zdanie. Radź sobie sam, dupku.
Naprawdę nie wiedziałam, co we mnie wstąpiło, ale przysunęłam się bliżej Irwina i najzwyczajniej w świecie zepchnęłam go z łóżka. Upadł na podłogę z głośnym jękiem, a ja widząc jego zaskoczony wyraz twarzy, zaczęłam się śmiać. Aż łzy napłynęły mi do oczu.
- Jesteś świrnięta, dziewczynko z ulicy.
- Może i jestem, ale przynajmniej nikogo nie zdradziłam.
- Powtarzam ci po raz setny…
Nie dokończył, ponieważ przerwał mu dzwoniący telefon. Szybko odebrał, ale nadal wpatrywał się we mnie z pogardą i wstrętem. Jeżeli ciągle będziesz się tak krzywić, to ci tak zostanie na zawsze, pomyślałam wrednie.
- Co jest, Cal? – Potem chwilę milczał, parokrotnie kiwnął głową, a raz nawet wywrócił oczami. – Spoko, ale dopiero za jakieś pół godziny. Daria? Która to… To ta z wielkimi cyckami? W takim razie daj mi dziesięć minut. Na razie.
Rozłączył się i bez słowa wyjaśnienia ruszył w stronę drzwi.
- Czyli rozumiem, że nasz układ jest nieważny? – zapytałam jawnie zainteresowana i lekko zawiedziona. Naprawdę miałam nadzieję na te korepetycje.
- Co? Niby czemu? – Odwrócił się.
- Idziesz teraz do Darii.
- No i?
- No i dajesz sobie spokój z Mel?
Czy to naprawdę było takie ciężkie do zrozumienia?
- Chyba zwariowałaś. Nie przestanę, dopóki Wilson się ze mną nie umówi.
- A potem co?
- Jeszcze nie zdecydowałem. – Wzruszył ramionami. – Poza tym to nie twoja sprawa, dziewczynko z ulicy. Twoim zadaniem jest sprawienie, żeby Wilson wreszcie zaczęła mnie lubić.
- To będzie trudne, zważywszy, że sama cię nie lubię, więc jak mam zmusić do tego kogoś innego?
- Twoje uczucia mam głęboko w dupie, przybłędo – wyznał dość nieprzyjemnym tonem. Od razu zrobiło mi się smutno, ale postanowiłam dalej zgrywać twardą.
- Ale powinny cię obchodzić uczucia Melody. Umawianie się za jej plecami z jakąś Darią na pewno nie pomoże, a nawet zaszkodzi.
- Nie będę umawiał się z Darią – wyjaśnił wyraźnie zaskoczony moim stwierdzeniem. – Zamierzam ją jedynie przelecieć. Poza tym nie jesteśmy z Wilson na wyłączność, więc raczej nie powinno jej interesować, z kim uprawiam seks.
Wybałuszyłam oczy, kompletnie niedowierzając.
- No ale skoro podoba ci się Melody, pomyślałam…
- Podoba? Co ty z choinki spadłaś? – roześmiał się. – Oczywiście, jest seksowna, ale bez przesady. Widziałem bardziej gorące laski.
- W takim razie po co za nią latasz jak wariat? – pytałam bardziej niepewnie.
- A jak myślisz? Jako pierwsza mi odmówiła. Nie mogę pozwolić na zniszczenie reputacji, nad utrzymaniem której tak ciężko harowałem.
- Więc ty chcesz ją tylko…
- Przelecieć, tak.
Ashton wyglądał jak zawsze: wredny wyraz twarzy, pogardliwe spojrzenie i nonszalancka poza. Mimo wszystko patrząc na niego w tej chwili, widziałam kompletnie innego człowieka. Czy Penelope i Tom wiedzieli, kogo trzymali pod dachem? Stał w drzwiach, wpatrując się we mnie, a kąciki jego ust drgały jakby wstrzymywał uśmiech.
- Jesteś cholernym dupkiem, Ashton.
- Gorzej mnie nazywali. – Wzruszył ramionami.
- Akurat w to nie wątpię. Dlaczego w ogóle mi o tym mówisz? – zadałam wreszcie pytanie, które nurtowało mnie od początku tej dziwnej rozmowy. – Przecież mogę wszystko powiedzieć Mel i wtedy stracisz u niej szansę na zawsze.
- Faktycznie, możesz, ale tego nie zrobisz.
- Skąd ta pewność?
- Za bardzo ci zależy na zdaniu matmy i znalezieniu roboty. O ile z tym drugim jakoś mogłabyś sobie poradzić, tak jeżeli chodzi o matmę… W życiu sama nie dasz rady nadgonić z materiałem, choćbyś nie wiem jak się starała.
- Lepsze to niż okłamywanie koleżanki.
- A widok zawiedzenia na twarzach moich starych?
Raptownie zamilkłam. Skurczybyk trafił w dziesiątkę. Jednak trochę mnie przejrzał, czym byłam zaskoczona. Na szczęście dupek nie wiedział, że miałam asa w rękawie.
- Masz rację. Zróbmy to szybko i w miarę możliwości bezboleśnie.
- Zabrzmiałaś jak dziewica przed swoim pierwszym razem – roześmiał się wesoło. Oj, nim się obejrzysz, Ashtonie Irwinie, ta wesołość zejdzie z twojej twarzuni. Mel i ja już skutecznie o to zadbamy.
- Nie łap mnie za słówka. Spróbuję już jutro zacząć ją do ciebie przekonywać, ale musisz mi obiecać, że będziesz robił wszystko, co ci powiem.
- Chyba zwariowałaś.
- Chcesz się z nią przespać czy nie? – zapytałam, lekko obrzydzona własnymi słowami. Mimo wszystko podziałały, bo zamilkł. – Świetnie. W takim razie dopóki nie umówimy was na pierwszą randkę, masz kompletny zakaz spotykania się z innymi dziewczynami. Tak, dupku, mówię o seksie.
- Dlaczego? Przecież…
- Skoro nie znasz natury dziewczyn, to się zamknij. Wiadomo, że po przespaniu się z jakąś i zostawieniu jej, dziewczyna się załamie. A potem będzie próbowała cię pogrążyć. Jak myślisz, komu pierwszemu opowie o waszej wspólnej nocy, kiedy dowie się, że zarywasz do Melody? No właśnie. Dlatego z łaski swojej utrzymaj swojego małego koleszkę w spodniach na jakiś czas.
- Po pierwsze – rzekł po jakiejś minucie, podchodząc bliżej – na pewno nie małego. A po drugie, nie dam rady tyle wytrzymać. Poza tym mały lodzik jeszcze nikomu nie zaszkodził.
Poruszył sugestywnie brwiami, na co się zgorszyłam.
- Jesteś obrzydliwy. I nie, lodzik też odpada – sprecyzowałam. – Zero jakichkolwiek igraszek seksualnych przynajmniej przez dwa tygodnie.
- Ty chcesz mnie zabić, dziewczyno! – jęknął. – Mam nadzieję, że jechanie na ręcznych obrotach przez tyle czasu się opłaci. Właściwie lepiej dla ciebie, żeby się opłaciło.
- Żeby była jasność, całować się też nie możesz.
- Dobra, dobra, zrozumiałem – warknął zirytowany, wymachując rękoma. Podszedł do drzwi, otworzył je, ale zanim wyszedł, dodał: - Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem kogoś tak czerwonego jak ty. Na każde słowo związane z seksem reagujesz jeszcze mocniejszym rumieńcem. Można by pomyśleć, że jesteś dziewicą, dziewczynko z ulicy.
Roześmiał się, po czym wyszedł, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie i – o ile to możliwe – jeszcze wyraźniejszymi czerwonymi plamami na policzkach.
Może i tę bitwę wygrałeś, dupku, ale wojna należy do mnie!

*

Śniłam o robakach przemieniających się w motyle, które później zostawały zjadane przez większe owady. Chyba pszczoły, ale nie byłam pewna, bo posiadały one ogromne zębiska, a ich oczy świeciły na czerwono. Kiedy podleciały bliżej, zaczęły śpiewać dziwną melodię…
Przebudziłam się.
Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że ową melodią był mój dzwoniący telefon. Ledwo rozchyliłam powieki, tak bardzo byłam zaspana. Nawet nie patrząc na wyświetlacz, odebrałam i wycharczałam:
- Halo?
- Deli! Super cię słyszeć – zawołał do słuchawki roześmiany Mike.
- Nie mogę tego powiedzieć o tobie. Czego chcesz, Mickey? Jest środek nocy.
- Ja to wszystko wiem, Deli. Naprawdę. Nie dzwoniłbym, gdyby to nie było ważne.
Westchnęłam głośno, przekładając się na drugi bok.
- O co chodzi?
- Mam mały problem z Ashem. – Czekałam na jego dalsze wyjaśnienia, które jednak się nie pojawiły.
- No i? Co ja mam z tym dupkiem wspólnego?
- Tak jakby mieszkacie razem – roześmiał się do słuchawki. Chyba Clifford był bardziej pijany, niż z początku sądziłam. – A propos waszego mieszkania razem, ja tak jakby stoję pod waszym domem.
- Nie naszym, tylko Irwinów. I bez sensu tam czekasz, bo Ashton poszedł chyba na jakąś imprezę.
- No wiem, wiem. Deli, czy… – W tle usłyszałam jakieś dziwne odgłosy. – Czy mogłabyś wyjść przed dom? Ciężko jest gadać z tobą i jednocześnie próbować go utrzymać.
Zainteresował mnie na tyle, by się do końca obudzić.
- Co? O czym mówisz, Mickey?
- Po prostu wyjdź przed dom, Deli.
Zakończył rozmowę, więc nie pozostało mi nic innego jak ubrać buty, zarzucić kurtkę i pójść do Mike’a. Z każdym kolejnym krokiem miałam coraz gorsze przeczucia. Nic nie zaskoczyłoby mnie bardziej, niż widok, który zastałam na podjeździe. Mike stał przy kolumnie, podtrzymując skulonego Ashtona rzygającego do doniczki.
- Jezu! Co mu się stało?!
- Schlał się – wyjaśnił Mike i jęknął, bo Ashton zaczął wymiotować jeszcze bardziej. – Tak to jest jak się nie ma umiaru. Powinniśmy przestać pić godzinę wcześniej.
Podeszłam bliżej, marszcząc nos.
- Ty jakoś się trzymasz.
- Nie. Ja po prostu wyglądam lepiej od niego. – Kiwnął głową na Ashtona, który na szczęście przestał już wyrzucać z siebie cały żołądek. Nadal stał jednak skulony z zamkniętymi oczami i potarganymi włosami. – Co ty mu zrobiłaś?
- Ja?
- No ty. Przez połowę nocy gadał, że doprowadzasz go do szału i że przez ciebie może nadwyrężyć rękę. Choć to ostatnie powiedział tuż przed tym jak wylądował w tych krzakach.
Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Kto by pomyślał, że Ashtonowi Irwinowi aż tak bardzo zależy na przespaniu się z Melody. Będę musiała jej o tym opowiedzieć, bo z pewnością zamierzam wykorzystać tę informację.
- Po co mnie w ogóle tutaj ściągnąłeś? Nie mogłeś go zostawić na tej imprezie?
- Bardzo bym chciał, ale nie mogłem. Jego starzy nie wiedzieli, że wyszedł, więc trochę by się rano zdziwili, gdyby go nie było w domu. Poza tym potrzebowałem pomocy do wciągnięcia go na górę. Aha, no i ten idiota zgubił klucze.
- Czemu nie mogliście jak zwykli ludzie iść spać zamiast na imprezę? – jęknęłam. – Dobra, łap go za ramię. Im szybciej wciągniemy te zwłoki na górę, tym lepiej.
- Jesteś cudowna, Deli.
Mike uśmiechnął się szeroko, na co wywróciłam oczami.
Wniesienie Ashtona do jego pokoju na piętrze okazało się trudniejsze niż podejrzewaliśmy. Wyglądał jak nieżywy. Chociaż sparaliżowany było odpowiedniejszym słowem, ponieważ od czasu do czasu wydawał z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. Na szczęście poza tym Irwin zachowywał się w miarę spokojnie. Najbardziej skomplikowaną rzeczą, o dziwno, nie było wniesienie go po schodach, lecz zrobienie tego wszystkiego po cichu, żeby nie obudzić całej rodziny. Dawno się tak nie zmęczyłam. Kiedy wreszcie wraz z Michaelem rzuciliśmy go na łóżko, miałam cholerną nadzieję, że jutrzejszy kac będzie dla Ashtona mordęgą.
- Ash nie wygląda na tyle, ile waży – oznajmił Mike, kiedy wyszliśmy na dwór. – Dzięki, Deli. Bez ciebie nie dałbym rady.
- Powiedziałabym, że polecam się na przyszłość, ale jak jeszcze raz ten idiota się schleje, zostaw go tam, gdzie go znajdziesz. Proszę.
- Masz moje słowo.
Oboje się roześmialiśmy.
- Przyjadę po was jutro, bo ten kretyn z pewnością nie wytrzeźwieje przez najbliższe – spojrzał na zegarek – trzy godziny.
- Już tak późno?!
- Chyba wcześnie – zaśmiał się, ale tym razem mu nie wtórowałam. – Dobra, nie zatrzymuję cię dłużej. Dobranoc, Deli. Miłych snów.
Podszedł bliżej, objął mnie w pasie i pocałował w głowę. Mogłabym przysiąc, że się zarumieniłam. Na szczęście było ciemno, więc istniała szansa, że po prostu tego nie zauważył.

- Dobranoc, Mickey.

5 komentarzy:

  1. To oczywiste, że jestem zachwycona. Już chce dalszej części.

    Przesyłam pozdrowienia i ogromnym pokładem dużej ilości czasu na pisanie oraz jeszcze większym pokładem weny. :*
    /P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się zatem cieszę. :) Nie dziękuję za Wene, co by nie zapeszyć. :P

      Usuń
    2. Oczywiście, takie "nie dziękuję" przyjmuję z przyjemnością :*

      Usuń
  2. Jakie miłe zaskoczenie - nowy rozdział !!! :) :) :) Poooooodoba mi się :) Meg

    OdpowiedzUsuń