IX PRAWDA PODOBNO WYZWALA, A DOBRE UCZYNKI WRACAJĄ. NO, MAM, KURWA, TAKĄ NADZIEJĘ
Przez mój krzyk Parkinson, nazywana też mopsem, spadła z łóżka. Gdyby nie ta cała posrana sytuacja, w której będę musiał tłumaczyć się z własnego zachowania i przepraszać, roześmiałbym się. Okej, rozumiem, że aktualnie spotykała się z Harrym i czasami, ale to naprawdę rzadko, można było z nią zamienić parę słów, ale to nie znaczyło, że polubiłem tę kwokę. Znałem ją niemalże od dziecka i wiedziałem, do czego Parkinson była zdolna. Chwilowe uspokojenie się, bazujące na niewskakiwaniu połowie facetom z Hogwartu do łóżka, niczego nie zmieniało.
– Co się właśnie stało? – spytał Zabini, szeroko ziewając i przecierając oczy. Jęknął. – Merlinie, moja głowa...
– To sen.
Opuściłem głowę.
Hermiona ścisnęła mnie mocno za rękę, więc skierowałem ku niej spojrzenie. Po chwili westchnęła głęboko, po czym rzuciła na mnie, a potem na resztę zaklęcie. Niemalże od razu poczułem się niczym nowonarodzony. Popatrzyliśmy na dziewczynę z zaskoczeniem, na co ta tylko wzruszyła ramionami.
– Zaklęcie leczące kaca.
Uśmiechnąłem się do niej szczerze, lecz smutno. Zacząłem się cholernie bać, ale musiałem wyznać prawdę. Przyjaciele zasługiwali na szczerość.
– Muszę się wam do czegoś przyznać – zacząłem trochę koślawo. – Od dwóch miesięcy w snach nawiedza mnie pewien czarnoksiężnik. Każe mówić do siebie Szakal. Powierzył mi pewną misję...
I tak zacząłem opowieść dotyczącą mojej beznadziejnej historii. Odblokowałem też wszystkie myśli, specjalnie dla Hermiony. Zauważyła to niemalże od razu. Nie trwało długo, nim puściła moją rękę i ze łzami w oczach usiadła koło Ginny, przytulając się. Nikt nie wiedział o naszych telepatycznych zdolnościach, dlatego cała sytuacja reszcie mogła wydać się co najmniej dziwna. Na szczęście nie pytali. Hermiona załkała cicho, przez co moje serce niemalże pękło.
Chyba kochałem tę dziewczynę...
Dobrnąwszy do końca, przymknąłem na chwilę powieki. Wreszcie. Udało mi się. Nie stchórzyłem, choć teraz bałem się jeszcze mocniej. Co jeśli każdy się ode mnie odwróci? W zasadzie będą mieli prawo, ale... A Hermiona? Czy to oznaczało koniec? Myśl ta uderzyła we mnie niczym z grom z jasnego nieba. Zatrzęsłem się mimowolnie.
– Wesołych świąt.
Z zaskoczeniem popatrzyłem na Ginny, reszta również. Ta zawsze wiedziała, co powiedzieć, pomyślałem ze zrezygnowaniem.
– Ty, kretynie! Pieprzony dupko, co ty najlepszego zrobiłeś?!
Ku zdziwieniu, pierwszy wybuchnął Blaise. Szczerze mówiąc, spodziewałem się dostania w mordę od Harry’ego, ale ten siedział w skupieniu. Jakby rzeczywistość w ogóle do niego nie docierała.
– Przepraszam, przepraszam, przepraszam!
Nie wiedziałem, co we mnie wstąpiło. Nigdy się tak nie zachowywałem. Właściwie moje słowa kierowałem głównie do Hermiony.
To chyba ta miłość, prawda?
– Spróbuję coś wymyślić, żeby z tego wybrnąć. Obiecuję – przyrzekłem. Jeżeli by mi nie uwierzyli, byłem skłonny złożyć Wieczystą Przysięgę.
– No, ja myślę. Chcę jeszcze jednego „przepraszam” i zgrzewkę piwa kremowego. Myślę, że wtedy nie będę zły. O ile, oczywiście, naprawdę coś z tym zrobić – wtrącił niespodziewanie Harry, a Ginny momentalnie go poparła. Uśmiechnąłem się do nich serdecznie. Bez urazy, lubię was, ale najbardziej w tym momencie zależało mi na tych innych dwóch osobach, tak uparcie milczących.
– Stary, żyjesz?
Popatrzyłem na Zabiniego. Ten bez słowa złapał najbliższą rzecz, jaką miał pod ręką i bezceremonialnie mi nią przyłożył. Co najmniej pięć razy dostałem książką od eliksirów w łeb.
– Może przez to choć trochę zmądrzejesz – wypowiadał pomiędzy kolejnymi ciosami.
Nie broniłem się. W końcu należało mi się.
– Wystarczy? – zapytałem niepewnie, kiedy przestał i wpatrywał się we mnie nieodgadnionym spojrzeniem.
– Teraz jest okej.
– Świetnie – syknąłem z szerokim uśmiechem, po czym przywaliłem mu ręką w plecy. Oczywiście, w ramach przyjaźni. Blaise syknął, ale nic więcej nie powiedział. Pokazałem mu drzwi i kiwnąłem głową na nadal skuloną Hermionę siedzącą na łóżku. Na szczęście Zabini od razu zrozumiał aluzję. Złapał swoją dziewczynę za rękę i wyszli. Podobnie jak Harry z mopsicą.
W pokoju nastała przerażająca cisza, przerywana czasami cichutkimi pociągnięciami nosa. Po raz pierwszy od powiedzenia prawdy dokładnie przyjrzałem się Hermionie. Płakała, przez co jej całe ciało się lekko trzęsło. W tamtym momencie przyrzekłem sobie, że już nigdy więcej ta drobna osóbka nie będzie przez nikogo płakać.
Podszedłem bliżej.
– Kochanie – wyszeptałem. Pierwszy raz w życiu zwróciłem się do niej aż tak uczuciowo. – Naprawdę bardzo przepraszam. Strasznie żałuję. Gdy zgodziłem się na ten plan, nie cierpiałem cię. Zresztą pewnie z wzajemnością. Gdybym wtedy wiedziała, jaka jesteś wspaniała, nigdy bym nie przystał na tę głupotę. Wolałbym zginąć...
Nagle Hermiona poderwała się na równe nogi. Wyglądała na wkurzoną. Ponadto po jej policzkach nadal spływały łzy, przez co czułem się jeszcze bardziej okropnie.
– Czy ty nie rozumiesz, kretynie? – pisnęła. – Ja nie boję się o siebie, tylko o ciebie. Wplątałeś się w jakieś gówno i nie wiadomo teraz, jak ciebie z tego uwolnić. Kocham cię, Draco. Nie wierzę, że wpakowałeś się temu kojotowi...
Dalej nie słuchałem.
Pierwszy raz w życiu usłyszałem te słowa: „kocham cię”. Ktoś mnie kochał. Mnie! Potraficie w to uwierzyć?
Bez słowa przytuliłem się do Hermiony. Zrobiłem to mocno, jakby od tego uścisku miało zależeć całe moje jestestwo. Bo chyba zależało... Ze zdziwieniem zdałem sobie sprawę, że moja miłość do tej Gyfonki jest prawdziwa i szczera, i głęboka, i...
Przestałem myśleć, czując na swoich ustach jej. Chwilę trwało, nim się od siebie odsunęliśmy.
– Też cię kocham, Hermiono. I tym razem to najprawdziwsza prawda.
– Wiem – uśmiechnęła się przez łzy.
Postanowiłem nie czekać dłużej. Machnąłem różdżką, przez co w mojej ręce znalazł się drugi prezent dla mojej ukochanej. Kupiłem jej bransoletkę, idealnie pasującą do naszyjnika.
Tak, to był chyba dobry moment.
Widząc nieopisaną radość rozświetlającą twarz Hermiony, w moich oczach zawitały łzy.
*
Najlepsze jest to, że przez całą tę porąbaną sytuację jeszcze bardziej się ze sobą zżyliśmy. Wszystko dzięki Szakalowi. Po paru dniach zapełnionych burzą myśli, plan pokonania tego przeklętego czarnoksiężnika, był gotowy. Teraz wystarczyło tylko poczekać na odpowiedni moment.
Oprócz tego moje życie biegło szczęśliwie i bez żadnych upadków. Dzięki Hermionie były same wzloty. Poza tym po drodze szykowało się wiele uroczystości, to znaczy: czternastego lutego – walentynki, a dwudziestego – urodziny Hermiony.
Pominę dwa miesiące i przejdę od razu do opisu lutego. Śnieg już dawno stopniał, a każdą wolną chwilę spędzałem albo z Mioną, albo z resztą przyjaciół. Nie było dnia, w którym bym się nudził. Niemożliwe, prawda? Swoją drogą, chyba zacząłem dojrzewać. Coraz rzadziej wpadałem na głupie pomysły, a poza tym chyba zmieniłem się z charakteru. Stałem się bardziej dojrzalszy. W każdym razie tak pewnego dnia stwierdziła profesor McGonagall. Wszystko układało się wręcz cudownie. Na dodatek miałem wspaniały pomysł na walentynki. Musiałem jeszcze wszystko dokładnie obgadać z Harrym i Blaisem, ale wiedziałem, że prędzej czy później się zgodzą. Mój dar przekonywania działał nawet na kotkę Filcha.
Myślałem nad tym, aby zabrać Hermionę do swojego domu. W końcu rodzice musieli poznać moją wybrankę, którą – miałem przeczucie – szybko zaakceptują. Oczywiście, dopóki nie wspomnę, że jest mugolaczką. Wtedy w Malfoy Manor może zapanować istny chaos. No cóż… Mimo wszystko wiedziałem, że Hermiona jest tą jedyną, którą będę kochał ponad życie. Postanowiłem, że będą mogli mnie nawet wydziedziczyć. Chociaż... Ciągle trzymałem kciuki, by jednak tego nie zrobili.
– Stary, no, chodź już! – krzyknął Harry.
Dzisiaj zaczynały się ferie. Tak, jak na święta, tak teraz wszyscy postanowiliśmy zostać w Hogwarcie.
– Lecę!
– Zaraz zaczynamy, Draco, streszczaj dupę!
Westchnąłem. Harry Potter czasami był wulgarny.
Ruszyłem przed siebie, nie mogąc doczekać się meczu. Tak, dzisiaj, a właściwie za parę minut, miał rozegrać się ostatni mecz sezonu. Wszedłem do przebierali Slytherinu, bo jako kapitan musiałem wszystkich podburzyć do walki. Co każdy mecz tak robiliśmy, jednak tym razem, szczerze mówiąc, ostateczny wynik całkowicie mnie nie interesował. Właściwie to liczyłem, że Harry, jak zawsze zresztą, złapie znicza. Wtedy miałbym spokój na resztę wieczoru, który moglibyśmy z Hermioną spędzić w naszym dormitorium. W łóżku.
Na samą myśl uśmiechnąłem się niczym zwycięzca.
– Witamy na ostatnim meczu tego roku. Dzisiaj gra Slytherin kontra Gryffindor!
Z głośników rozległ się głos Robbie’ego Wilsona, Krukona z szóstego roku. Po całym tłumie rozeszły się gwizdy i krzyki.. – Kapitanowie obu drużyn wkraczają na boisko i podają sobie ręce.
Uśmiechnąłem się do Harry’ego i przybiliśmy sobie piątkę, na widok czego z trybun dobiegły nas głośne westchnienia naszych fanek. Zaśmialiśmy się i wsiedliśmy na miotły.
Kochałem to. Uwielbiałem odrywać nogi od ziemi i latać wysoko w górze, bo czułem się wtedy wolny jak ptak. Bez żadnych trosk i zmartwień, jakby w dalekim, nieosiągalnym dla reszty świecie.
Od czasu do czasu dochodził do mnie głos komentatora, jednak starałem się go olewać. Rozejrzałem się po trybunach, poszukując wzrokiem pewnej dziewczyny, na widok której mojej serce biło mocniej, a mój przyjaciel w spodniach stawał na baczność. Hermiona, dostrzegłszy, że na nią patrzę, pomachała mi. Chciałem się popisać jakąś ciekawą sztuczką na miotle, lecz nagle koło ucha usłyszałem cichy szmer. Tuż obok latał znicz.
Zerknąłem na Harry’ego, który również go zauważył.
Wiecie, co takiego zrobiłem? Po co wygrywać mecz, skoro można wywołać skandal i zgorszenie na twarzach nauczycieli? Zostawiłem więc złoty znicz i podleciałem do Hermiony. Zsiadłem z miotły, po czym bezceremonialnie wpiłem się w jej usta.
– Tego jeszcze Hogwart nie widział! Kapitan drużyny Ślizgonów, Draco Malfoy, w trakcie meczu zaczął całować się ze swoją dziewczyną! – krzyczał do mikrofonu Robbie. – Swoją drogą, Hermiono, masz śliczne nogi!
Po boisku przeszła salwa śmiechu, a ja nie przerywając pocałunku, pokazałem mu środkowy palec.
- Panie Malfoy! – krzyknęła McGonagall. – Proszę się opanować i natychmiast wrócić do gry!
Westchnąłem głośno, ale uśmiechnąłem się szeroko. Niechętnie odsunąłem się od Hermiony. Puściłem jej oczko i zasalutowałem do reszty uczniów, po czym znów siedziałem na miotle. Podleciałem do Harry’ego, który w swoich rękach trzymał znicz.
– Dzięki – powiedział tylko, po czym wyciągnął do góry rękę.
– Potter złapał znicz, wygrali Gryfoni!
No, i super.
O dziwo, stwierdziłem to całkowicie szczerze.
Yyyyy.....co się właściwie stało xdddd
OdpowiedzUsuńJakieś mam zmieszane uczucia (nie chodzi tu o styl pisania bo swoją drigą bardzo mi się podoba, ale jakoś ta sytuacja jest dla mnie dziwna w sumie nawet to nie wiem dlaczego xdd)
Szczerze to na poczatku zakładałam ze będziesz wredna i on się w niej nie zakocha i będzie taki wielki smutek Hermiony 😈😈😈😈😈 a tu taka niespodzianka 🎊😁😂
Nie mam się do czego przyczepić. Rozdział fajny tylko czuję sie po nim tak dziwnie....taka zmieszana jestem 😂😂😂😂
Czekam na kolejną część i wiem że będzie super 😊
Życzę dużo weny i pozdrawiam.
Ps. Sort za błędy ale piszę na tel i nie chcę mi się tego czytać xds
Nie wiem, czy czytałaś opis opowiadania, ale napisałam je już dawno, dawno temu, a teraz jedynie poprawiam zgrzyty. :) Fabuły, która swoją drogą czasami wydaje się wręcz absurdalna, nie poprawiałam. :)
UsuńNie wiem, co wtedy chodziło mi po głowie, ale wielka miłość nie wybiera, czy coś... :PPP
Kolejna część już za 4 dni, więc od razu zapraszam i dziękuję :**
Pozdrawiam!
Ten moment kiedy 4 dni wydają się być wiecznością.....😂😂😂
UsuńE tam, bez przesady... Poza tym jeszcze dwa dni :P
Usuńno nie no, musisz to opowiadanie opublikować ;)
OdpowiedzUsuńPrzecież jest opublikowane. :P
UsuńNie spodziewałam się, że Draco przyzna się do wszystkiego i jeszcze przeprosi! No i reakcja Miony, nie powinna być hm... gwałtowniejsza? Zaskoczyłaś mnie także tą przyjaźnią z Potterem ;)
OdpowiedzUsuńWeny!
U mnie także nowy rozdział, na który serdecznie zapraszam ;D
Draco już przepadł, pewnie dlatego przeprosił, a Hermiona zawsze była dobrą osóbką, więc wybaczyła. :P Tak zapewne myślałam wtedy, pisząc to-to. Teraz na sto procent kompletnie inaczej napisałabym tę historię, ale to już po ptokach. :P
UsuńNie-dziękuję, Wena zawsze się przyda. :)