12 maja 2019

Zamaskowana (20)

Dzień dobry!
Przychodzę trochę wcześniej, niż obiecałam, ale chyba się za to nie obrazicie, prawda? :) Postanowiłam dodać wcześniej rozdział, bo... Bo w sumie nie wiem. Miałam czas? Napisałam więcej cośków wprzód? Cokolwiek by to nie było, zapraszam do czytania i komentowania - karmcie mojego Wena jak najbardziej się da, a odwdzięczę się kolejnymi postami. Czy to szantaż? Może. Oby zadział. :P
Chciałabym też zaprosić Was na Katalog Granger, a szczególnie do wzięcia udziału w Akcji Komentatorskiej Magiczne Smakołyki. Jestem jej wielką fanką, serio. Polega na wzajemnym czytaniu bloggowych opowiadań i ich komentowaniu, czyli tym, na czym nam, bloggerom, powinno najbardziej zależeć. Dziewczyny odwalają naprawdę dobrą robotę w mobilizowaniu, dlatego z czystym sercem polecam. Możecie mi później napisać, czy trafiliście na jakąś fajną historię, bo z chęcią wciągnęłabym się w coś ciekawego.
Hm, w ogóle postanowiłam, że następnym dodanym postem będzie - uwaga - prolog Fortuny! Chyba się nie zdenerwujecie tym krótkim przerywnikiem Zamaskowanej
Miałam w planach, by jeszcze o czymś wspomnieć we wstępnie, ale wyleciało mi z głowy. W razie ewentualnego przypomnienia, edytuję post. Uwielbiam sklerozę. Serio. 
Na tę chwilę jednak się odmeldowuję i do następnego!
Buziaki!


20. Prawda wyszła na jaw




JD, to znaczy Julie, uciekła z samochodu, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie. Czułem się, jakbym dostał łopatą w łeb i kop w jaja równocześnie. Najpierw pomyślałem, że to niemożliwe. Potem, że byłem kompletnym idiotą, który rozwiązanie dostawał niemal na tacy. Na końcu przyszło olśnienie pomieszane z ogromnym szczęściem. Otrzymałem to, o co prosiłem. Dwie kobiety, na których mi zależało, jako jedną.
Pewnie stojącą aktualnie na środku szpitalnego korytarza, płaczącą i stresującą się.
Bez wahania postanowiłem dołączyć do Julie. Dobrze, że mniej-więcej pamiętałem drogę do sali, gdzie leżał jej tata. Na piętro dotarłem po pięciu minutach i potrzebowałem zaledwie jednej, by odnaleźć w grupie paru osób Butler.
Siedziała na krzesełku przed wielkimi drzwiami z napisem „Wyłącznie dla personelu”, głowę trzymała schowaną w dłoniach, a nogi miała skrzyżowane po turecku.
Zająłem miejsce obok.
– Julie? Co się stało? Co z twoim tatą? Czy on… – zamilkłem raptownie, bojąc się kończyć.
– Nie – wychrypiała. – Właśnie go operują. Miał jakiś wstrząs, a potem jego serce przestało bić.
Zachłysnęła się łzami, chowając głowę głębiej. Objąłem ją ramieniem, nie wiedząc, ani co więcej zrobić, ani co powiedzieć.
– Patricia mówiła, że go odratowali, ale… – przełknęła ślinę i pociągnęła nosem – ale serce… Musi mieć operację w przeciągu maksymalnie dwóch dób. Inaczej… inaczej…
Rozpłakała się.
– Csi, spokojnie – próbowałem uspokoić Julie, która przytuliła się do mnie mocno. – Wszystko będzie dobrze… Zoperują twojego tatę i jutro będzie jak nowy. Zobaczysz.
– Sęk w tym, że go nie zoperują. A przynajmniej nie na tę chwilę. Nie mam pieniędzy – wyznała. – Myślałam… Raczej miałam nadzieję, że tata wytrzyma jeszcze troszkę dłużej bez operacji. W poniedziałek miałam odebrać kasę za wywiady. Miałam już mieć ponad połowę. Ba! Miałam mieć prawie całość! – poniosła głos, ale sekundę później znowu się rozpłakała.
Próbowałem ją pocieszyć. Głaskałem po plecach, trzymałem za ręce, czasami całowałem w głowę. Sam czułem wielki smutek. Nie mogłem wręcz patrzeć, jak Julie się katowała, jak mocno przeżywała.
Przestała szlochać dopiero po dłuższym czasie. Chyba zabrakło jej łez.
– Będzie dobrze. – Tylko na tyle było mnie stać, bo co innego mogłem powiedzieć?
– Mhm.
Następne minuty, a może to były godziny, siedzieliśmy w ciszy. Przytulałem Julie, starając się odpędzić najgorsze. Nagle zza zamkniętych drzwi wyszła pielęgniarka, której rozmowę z Butler kiedyś podsłuchałem.
Julie zerwała się na równe nogi.
– I co? Co z moim tatą, Patricia? – pytała, podchodząc bliżej.
– Stan twojego taty jest już stabilny, Juls.
Butler odetchnęła.
– Musimy go jak najszybciej wybudzić ze śpiączki, a co za tym idzie, musimy jak najszybciej go zoperować. Przykro mi, Julie, ale twój tata nie przeżyje do poniedziałku. Nie wiemy nawet, czy przeżyje dzisiejszą noc.
– Ale… Ja dalej nie mam pieniędzy… Znaczy mam, ale tylko osiemdziesiąt tysięcy. A raczej będę tyle miała w poniedziałek. Nie możecie go zoperować, a ja bym wam zapłaciła później? Proszę, Patricia. Nawet błagam. Proszę, uratujcie mojego tatę.
– Żałuję, Julie, naprawdę, ale nie możemy. Szpital nie stosuje takiej polityki. Dobrze o tym wiesz… Rozmawiałaś nawet z samym dyrektorem. Naprawdę mi przykro.
– Okej. Jasne.
W oczach Butler znów zawitały łzy, ale je powstrzymała.
– Czy mogę go… zobaczyć? – spytała z nadzieją w głosie, w którym dosłyszałem też nutkę strachu.
– Za chwilę. Chcemy przeprowadzić jeszcze kilka badań, by dokładniej ocenić jego stan. Dobrze wiesz, że zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by go uratować.
– Ale go nie zoperujecie. Czyli tak naprawdę gówno zrobicie.
Julie warknęła, po czym bez dalszych słów odeszła od pielęgniarki. Patricia jedynie pokręciła głową i znowu schowała się za drzwiami, za którymi zapewne nadal przebywał także ojciec Butler. Swoją drogą, dziewczyna wróciła na krzesło, ale tym razem tępo wpatrywała się w sufit.
Kucnąłem przed, a dłonie umieściłem na jej kolanach.
– Jak się czujesz? – przejąłem się.
– W porządku.
– Mhm, okej. Chcesz mi opowiedzieć, co się stało? No, wiesz – próbowałem wyjaśnić – z twoim tatą. Dlaczego leży w śpiączce i dlaczego aż tak potrzebuje jakiejś operacji?
Kiedy nie dostałem żadnej odpowiedzi, westchnąłem, ale usiadłem obok. Czułem, że Julie potrzebowała wsparcia drugiej osoby. Poza tym nie mógłbym zostawić jej teraz samej z problemami. Chyba na Butler zależało mi bardziej, niż przypuszczałem.
– Dziękuję.
– Co? – odchrząknąłem, wyrwany z zamyślenia. – Za co?
– Za to, że jesteś tu ze mną. I że zareagowałeś tak, a nie inaczej. No, wiesz, jestem JD.
– Tak. Trochę dałaś mi popalić… Nikt nigdy aż tak mnie nie wkręcił.
Julie uśmiechnęła się lekko kącikami ust, co uznałem za komplement.
– Tata miał wypadek – zaczęła niespodziewanie, a oczy z mojej osoby przeniosła na białą ścianę naprzeciwko. – Dwa lata temu. Byłam w klasie maturalnej, kiedy to się stało. Mój tata pracował jako budowlaniec i coś się spieprzyło podczas remontu parkingu biurowca. Zawaliła się ściana, która dosłownie zmiażdżyła tatę.
– Przykro mi.
Pogłaskałem Julie po dłoni, starając się dodać otuchy.
– Miał wszystko pokiereszowane i połamane. Gdy wieźli go do szpitala karetką, był jeszcze przytomny. Podobno okropnie krzyczał z bólu – odetchnęła głęboko, przełykając łzy. – Ściana zmiażdżyła mu wnętrzności, a niektóre uszkodziła w sposób nieodwracalny. Nie jestem w stanie policzyć, ile operacji przeszedł…
Wytarła policzek, po którym spłynęła samotna łza.
– Ale był przytomny cały czas?
– Tak. Znaczy przez parę godzin w dniu był, resztę spał. Pamiętam tylko, jak strasznie go wszystko bolało. Mimo że dostawał morfinę i inne przeciwbólowe środki, one średnio pomagały. Lekarze postanowili więc wprowadzić go w śpiączkę farmakologiczną, żeby odpoczął i rany zaczęły się goić… Tydzień później próbowali go obudzić, kiedy dokładnie poznali zmiany w sercu. Musieli go obudzić, żeby go zoperować… Wymienić mu coś, zamknąć, nastawić? Nie mam pojęcia, co chcą mu zrobić z sercem, nie znam się, ale wiem, że to jest bardzo ważne. Bez operacji tata… umrze.
Pociągnęła nosem i westchnęła.
– Nie obudził się – powiedziałem, a Julie potwierdziła moje przypuszczenia krótkim kiwnięciem głowy.
– Tak, nie obudził.
– Skąd więc pewność, że się obudzi? I dlaczego minęły aż dwa lata?
– Nie miałam pieniędzy. Poza tym stan taty nie był jeszcze taki zły. Problemy zaczęły pojawiać się parę miesięcy temu, kiedy serce dało o sobie znać. Powoli przestaje pracować, a maszyna podtrzymująca jego bicie… No, cóż, wymięka. W każdym razie tak powiedziała Patricia. Pewnie na to, co się z nim dzieje, jest jakieś typowe, medyczne określenie, ale ja go nie znam. Chyba nawet nie chcę? Chcę tylko, żeby tata do mnie wrócił.
– Może da radę jednak przekonać tych lekarzy? Poproszę ojca, on ma wtyki, może z nimi pogada?
Julie zaśmiała się niewesoło.
– Słyszałeś Patricię. Nie wykonają operacji, dopóki nie dostaną kasy.
– Ile kosztuje operacja? – Bałem się zadać to pytanie, a raczej usłyszeć odpowiedź.
– Sto tysięcy dolarów.
– Kurwa.
– Dokładnie, Harry. Kurwa.
– Mówiłaś, że masz już osiemdziesiąt tysięcy, tak? Nie możesz pożyczyć od kogoś reszty? Od Jess? Albo nawet z banku?
– Myślisz, że nie próbowałam? – prychnęła. – Dzwoniłam do każdego oddziału wszystkich cholernych banków w Nowym Jorku. Uwierz mi. Nie dali kasy, bo nie wykazywałam żadnej zdolności kredytowej. Oficjalnie przecież nie pracowałam, tylko się uczyłam i to tak za stypendium. A Jess… Sama ciężko stoi z pieniędzmi, a z Frydericem mają małego synka, pamiętasz? Poza tym – westchnęła – słyszałeś Patricię. Tata ma marne szanse, a ja te osiemdziesiąt kafli będę miała dopiero w poniedziałek.
– No, tak. Przepraszam. To ile masz teraz? Tak fizycznie na koncie czy w gotówce, czy cokolwiek. Ile mogłabyś wyłożyć od ręki? I policz, proszę, z kasą, którą dam ci za trzydzieści biletów, dobrze? Po powrocie do akademika, od razu zlecę przelew.
– Ale…
– Żadnych „ale”, Julie. Przyjmij tę kasę, proszę.
– Ja… Dziękuję, Harry – uśmiechnęła się nieśmiało, a ja od razu odwzajemniłem gest. – Jeżeli mam liczyć z tymi czterema i pół tysiącem, to – zamyśliła się – trochę ponad sześćdziesiąt tysięcy.
Pokiwałem głową. Kiedy wrócę do siebie, będę musiał obmyślić jakiś plan, cokolwiek, co pomoże na zdobycie Julie reszty pieniędzy. Może nawet wspomnę co nieco Niallowi i on pomoże?
– Jakoś to będzie, Jul. Naprawdę.
– Trzeba mieć nadzieję za wszelką cenę, prawda?
– Dokładnie – potwierdziłem i z nieznanych pobudek przytuliłem Butler. Dosłownie przygarnąłem ją w ramiona najmocniej, jak potrafiłem. Julie ewidentnie się odprężyła, co słyszałem po jej unormowanym oddechu oraz czułem po rozluźnionym ciele. Oparła głowę o moją klatkę piersiową, przymykając oczy. Każde zajęło się własnymi myślami, więc siedzieliśmy bez słów w kompletnej ciszy.
Jakiś czas później na korytarzu pojawiła się zdyszana Jess, zaskakując nas.
– Julie! Jak się trzymasz? Co z twoim tatą? Wszystko w porządku? Co się stało? – wystrzeliła z milionem pytań, zatrzymując się przed Butler.
– Skąd wiesz?
– Pielęgniarka zadzwoniła. W razie czego kazałam jej kontaktować się również ze mną.
– Wiecie co? Zostawię was same – wtrąciłem, nim Julie zdążyła się odezwać. Przeczuwałem, że obie potrzebowały rozmowy.
Jeszcze raz chciałem przytulić Butler, tak na pożegnanie, ale Patricia wyszła z bloku operacyjnego.
– Możesz już do niego zajrzeć, Julie.
– Idź – dodałem, widząc, jaką minę zrobiła. – Zobaczymy się jutro, Jul.
Dopiero po wyjściu ze szpitala zorientowałem się, jak ją nazwałem. „Jul” brzmiało, jakbyśmy stali się kimś więcej niż znajomymi. Poł godziny później byłem już w pokoju. Na szczęście Niall siedział przy biurku, więc nie musiałem szukać go po całym domu bractwa.
– Stary, słuchaj…
I opowiedziałem Horanowi o wszystkim. No, prawie. Wyłączyłem jedynie historię o wypadku taty Butler, którą ta podzieliła się wyłącznie ze mną.
– Wiedziałem – skwitował, kiedy skończyłem.
Tak się rozgadałem, że wypiłem aż pół butelki wody.
– Co wiedziałeś?
– Że to Julie jest JD. Albo że JD to Julie. Mniejsza. – Machnął ręką i wyszczerzył się. – Ważne, że miałem rację.
Uniosłem brwi.
– Wiedziałeś? Niby skąd? Tylko – zaznaczyłem, nim odpowiedział – nie udawaj. Sorry, stary, ale nie należysz do najbystrzejszych osób. Poza tym skoro wiedziałeś wcześniej, to po kiego chuja nic mi nie powiedziałeś?
– Gem zabroni… Kurwa.
– Aha, czyli to moja siostrunia się domyśliła, a nie ty. Świetnie. Myślałem, że akurat wam mogę ufać.
– Po prostu nie chcieliśmy zepsuć waszej relacji z Julie.
– Czyli tego, że nie jesteśmy razem, Gemma też się domyśliła? Zajebiście.
Niall zaprzeczył ruchem głowy.
– Nie. Zachowywaliście się naprawdę przekonująco – wyznał. – Czasami sam nie wiedziałem, czy nadal udajecie, czy już przestaliście.
 Nie odpowiedziałem. Zamiast tego położyłem się na łóżku na wznak i zacząłem gapić się w biały sufit. Czułem ogromny ciężar w głowie od nadmiaru myśli. Szukałem rozwiązania wszystkich problemów, szczególnie finansowego problemu Butler, lecz bezskutecznie. Najlepszym pomysłem, na który wpadłem, było pożyczenie kasy od mojego starego, co w sumie…
– I co teraz zrobisz, Harry? – spytał Niall.
– Chyba pójdę spać.
– Co? Ja nie o tym. Co teraz zrobisz z Julie? – doprecyzował.
– A co mam niby zrobić? Pomogę jej, nie?
– Cieszę się. Chociaż chodziło mi o wasze bycie razem. Zależy ci na niej?
Czy mi zależy?, pomyślałem. Jak chuj mi zależy.
– Nie wiem – odpowiedziałem zamiast tego.
Chyba najpierw sam musiałem zmierzyć się z faktem, że Julie stała się dla mnie kimś naprawdę ważnym. Co by nie powiedzieć: najważniejszym.

///

Kiedy weszłam do pokoju, tata leżał już na łóżku. Podłączony był do niezliczonej ilości rurek, które z kolei łączyły się z dwoma, wielki aparatami. W pokoju panowała cisza przerywana jedynie miarowym pikaniem – jedyną rzeczą potwierdzającą, że mój tata żył.
Usiadłam przy łóżku, złapałam go za rękę. Była zadziwiająco ciepła.
– Juls?
Przeniosłam leniwie spojrzenie na Jess.
– Na razie cię zostawię, bo chciałabym porozmawiać z lekarzem. Czy… za ile mam po ciebie przyjść? Bo rozumiem, że jedziesz do nas na noc?
– Wolałabym zostać tutaj, Jess.
– Na pewno?
– Tak. Ja… Potrzebuję tego.
Jessie kiwnęła głową.
– Okej. W razie co będę dostępna pod telefonem całą noc. Wystarczy słowo, a po ciebie przyjadę.
– Dziękuję.
Wróciłam wzrokiem znów na tatę, więc nawet nie wiedziałam, kiedy Jess wyszła. Wielokrotnie byłam wdzięczna losowi za poznanie kogoś tak wspaniałego jak ona. Właściwie całą swoją karierę zawdzięczałam właśnie Jess. To ona wyłowiła mnie wśród tłumu, to ona zrobiła mi nowy image, to ona wykreowała JD. I to ona wspierała mnie, kiedy tego potrzebowałam. Była moją jedyną i najlepszą przyjaciółką.
Chociaż od niedawna za przyjaciela zaczęłam uważać kogoś jeszcze. Harry Styles zmienił się nie do poznania. Stał się dobry i chyba zaczynało mi na nim zależeć bardziej, niżbym sobie tego życzyła.
– Tato – westchnęłam, mocniej ściskając jego rękę – wróć. Nie waż się zostawiać mnie samej na tym świecie. Potrzebuję cię. Bardzo. Niewyobrażalnie za tobą tęsknię i cię kocham, więc… Daj już spokój, obudź się i żyj.
– Proszę.
Poczułam lekkie szturchanie w ramię, co przywróciło mnie do rzeczywistości. Wystarczyło otworzyć oczy, by zobaczyć Stylesa. Wydawał się przejęty, ale w jego oczach dostrzegłam dziwną iskierkę, zazwyczaj niewskazującą na nic dobrego.
– Nie mów mi, że siedziałaś tu sama całą noc?
– Noc? To która jest godzina? – spytałam, a raczej wycharkałam, bo miałam suche gardło od wczorajszego płaczu.
– Ósma.
Popatrzyłam na tatę, który nadal się nie obudził. Chyba zaczęłam wierzyć w cuda, mając nadzieję na coś tak złudnego. Ale w tym momencie uwierzyłabym we wszystko, byleby tata otworzył oczy.
Wstałam na nogi i lekko się chwiejąc, przeciągnęłam się. Spanie na siedząco na krześle nie należało do najbardziej przyjemnych rzeczy. Moje nadwyrężone kości także były takiego zdania.
– Co tutaj robisz, Harry? – spytałam.
– Ratuję twojemu ojcu życie.
– Co? – zbaraniałam.
– Proszę.
Wyciągnął rękę, wręczając mi biały kwitek. Zmrużyłam oczy, kiedy przeczytałam jego treść. To był cholerny czek na czterdzieści tysięcy cholernych amerykańskich dolarów.
– Ja… Co? Co tym mi dajesz?
– Pieniądze, Julie. To są pieniądze. A właściwie karteczka, która ma wartość czterdziestu kafli.
– Ale, Harry, ja nie mogę… Ja – jąkałam się, tkwiąc w szoku. – Ja nie mogę ich przyjąć. To za dużo. To…
– Operacja dla twojego ojca.
– Harry, nie – powiedziałem z bólem serca. – To bardzo miłe z twojej strony, ale…
– Ale przestań chrzanić, Butler – zdenerwował się. – Bierz tą kasę. Oddasz mi, kiedy będziesz miała.
– Harry…
– Bierz to, kurwa. Masz wziąć ten pieprzony hajs, wziąć resztę swojego, pójść do tego chuja ordynatora czy tam dyrektora, rzucić mu kasę na stół i kazać operować tatę.
Wpatrywałam się w niego tępo, nadal nie mogąc uwierzyć. Nagle poczułam przypływ nadziei i radości, które niemal zwaliły mnie z nóg. Miałam pieniądze. Miałam całą sumę na operacje taty! Harry pożyczył mi kasę. Mogłam zapłacić! Mogłam uratować tatę!!!
– Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Bardzo dziękuję! Harry, ja… Dziękuję! – krzyczałam.
Bezmyślnie rzuciłam się w ramiona Stylesa i najzwyczajniej w świecie go pocałowałam. Kiedy to zrobiłam, kiedy poczułam ciepło warg chłopaka, ich miękkość, czas stanął w miejscu. Całowaliśmy się zachłannie, niemal pożerając. Wplotłam jedną rękę w jego włosy, całkowicie burząc ich zaczesaną koncepcję. Poczułam napływające podniecenie, na które zareagowałam kompletnie sprzecznie. Natychmiast otrzeźwiałam, przerwałam pocałunek i zrobiłam dwa kroki w tył. Na policzkach czułam przeraźliwe gorąco, a nogi trzęsły się jak galareta. Jedyne, co trzymałam pewnie, to czek w prawej dłoni.
– Dziękuję – wyszeptałam, nie chcąc niszczyć chwili.
– P-po – odchrząknął głośno – po prostu idź zapłać. Bo masz przy sobie resztę pieniędzy, tak?
Pokręciłam głową.
– Mam je na koncie. Myślę, że akurat z tym nie będzie problemu, że część wręczę w czeku, a część przeleję.
– Leć, Julie. Leć ratować tatę.
Uśmiechnęłam się do niego najszerzej jak potrafiłam. Zanim jednak wyszłam, odwróciłam się do Stylesa. Również wyglądał na szczęśliwego.
– A ty?
– Leć, Jul. Ja tu na ciebie zaczekam.
– Harry, naprawdę bardzo dziękuję. Jestem ci przeogromnie wdzięczna. A pierwszą ratę – dodałam po chwili namysłu – oddam ci w poniedziałek.
Styles machnął ręką, po czym zajął krzesło przy łóżku, w którym spędziłam całą noc.
– Nie śpieszy mi się.
– A skąd w ogóle wziąłeś taką sumę pieniędzy? – zdziwiłam się, kiedy po wielkim napływie szczęścia wkradł się rozsądek.
– Mówiłem, że mam bogatego ojca, Julie. Trochę uzbierałem z kieszonkowego.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
– Jeszcze raz dziękuję, Harry. Przeraźliwie mocno dziękuję.
– To nie dziękuj przeraźliwie mocno – parsknął śmiechem – tylko idź i w końcu wpłać pieniądze na operacje.
– Tak, tak.
Wyszłam z pokoju z wielkim uśmiechem. Kto by pomyślał, że lepsze poznanie Harry’ego okaże się lekiem na wszystkie choroby? I te prawdziwe jak śpiączka mojego taty, i te wewnętrzne jak ponowne otwarcie mojego serca na… miłość?
Czy zakochałam się w Harrym Stylesie?

6 komentarzy:

  1. Hej!
    Mam nadzieję że wszystko się wreszcie ułoży i jak sądzę zbliżamy się do końca opowiadania :(
    Rozdział super, jak zawsze.
    Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Tak, jeszcze jakieś cztery rozdziały, więc jesteśmy na końcówce. :) Dziękuję i do następnego!

      Usuń
  2. Ojej jaki wzruszający rozdział. Ten strach o życie ojca i to wsparcie Harrego. Oby nie napotkali więcej przeszkód związanych z operacją i żeby zdążyli. Przepraszam, że nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale byłam w takim szoku po końcówce, że nie wiedziałam co napisać. Nie mogę się doczekać następnej notki szczególnie, że to fortuna.
    Życze zdrówka i weny :-)
    Dorka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej. :)

      Dziękuję, fajnie, że się wzruszyłaś. Bądź co bądź, to jakieś emocje. :P Wszystko się wyjaśni w następnym rozdziale i super, że czytasz!
      Fortuna za chwilę się opublikuje. :)

      Buziaki!

      Usuń
  3. Czołem!
    Absolutnie się nie obrazimy o rozdział dodany wcześniej, coś ty! Bardzo się cieszę, że masz trochę cośków napisanych do przodu, a z Fortuny to już chyba najbardziej :P. Wreszcie się doczekałam !
    Harry pięknie się wkopał, w dobrym znaczeniu oczywiście, a jednak wkopał :D. W zasadzie fakt, że Julie i JD to ta sama osoba, z pewnością mu pasuje, zwłaszcza że do Julie właśnie coś ważnego dotarło. Niall chociaż jest go mało i chociaż jest zdecydowanie drugoplanową postacią jest... ujmujący :P Zresztą naprawdę lubię twoje drugoplanowe postacie, już ci to kiedyś pisałam przy Regulusie bodajże. W każdym razie bardzo lubię te wątki poboczne i na nie między innymi też czekam, jakkolwiek dziwnie to nie brzmi :D
    Czekam na Fortunę, trzymaj się !
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem, czołem!

      Ja też się nie mogę doczekać Waszych opinii na temat Fortuny, bo drugą część zamierzam zrobić bardziej mroczną, dojrzalszą czy w ogóle lepiej przemyślaną. :) Na razie jednak utknęłam w martwym punkcie, bo wokół tyyyyle rzeczy się dzieje!

      Drugoplanowe postacie łatwiej się kreuje, bo nie trzeba się skupiać na szczegółach - takie moje zdanie. I jakoś ciekawiej się piszę o kimś innym niż ciągle te same odgrzewane kotlety. :P

      Fortuna za trzy, dwa, jeden! :P
      Buziaki!

      Usuń