3 maja 2019

Zamaskowana (19)

Dobry wieczór!
Jak mija majóweczka? Grill był? Karkóweczka zjedzona, kiełbaska też? :) U mnie dość zabawnie, bo pierwszego dnia rozwaliłam sobie kostkę. Biegłam i buch, wielki siniak i ledwo chodzę. A takie miałam plany! Tutaj kajaki, znajomi, wypady na piwko, nawet myślałam nad pojechaniem na Hel - a tu klapa. Życie potrafi płatać felerne psikusy! A wiecie, co jest najśmieszniejsze? Chłopak zrobił sobie coś z ręką i oboje leżymy na łóżku jak te kaleki. :P 
Ale, ale! Nie ma tego złego, bo mam nagle dużo czasu, toteż właśnie postanowiłam dodać kolejny rozdział Zamaskowanej. Tym razem nieco dłuższy, a końcówka - powiedzmy, że postanowiłam na zaskoczenie
Dziękuję Wam bardzo za taki odzew w poprzedniej notce! Moje oczy się radują, widząc numer większy od zera przy słowie "komentarze". :) 
Buziaki i do przeczytania!
Ew

19. Sprawy się komplikują



Około dwudziestu minut wpatrywałam się w niczego winne bilety, spokojnie leżące na biurku. Pozwalały one wejść na dzisiejszy, wieczorny koncert JD niemalże pod samą DJ-kę. Zastanawiałam się, czy Harry nadal ich potrzebował, skoro postanowił zmienić obiekt zainteresowań na… no, cóż, na mnie.
Uśmiechnęłam się.
Ale gdybym nie dała mu tych biletów, mógłby posądzić mnie o zazdrość albo o cokolwiek nieprzyjemnego? Wyglądałoby to tak, jakbym to ja nie chciała, żeby widział się z JD. To znaczy ze mną. To znaczy z JD, którą jestem ja, ale o tym nikt nie wie…
Kurwa, sama zaczynałam się gubić.
– Okej, Julie, spokojnie. – Wzięłam głębszy oddech. – Dasz mu te bilety i zobaczysz, co powie. Tak. Tak właśnie zrobisz.
– Dobrze się czujesz?
Głos Samanthy sprawił, że podskoczyłam.
– Nie wiedziałam, że tu jesteś.
– Mieszkam tu.
– No, tak, ale myślałam, że gdzieś poszłaś – wyjaśniłam, marszcząc czoło.
– Już wróciłam. – Sam pokręciła głową i wywróciła oczami. – Wyglądałaś jak posąg, gdy tak stałaś i patrzyłaś. Prawie w ogóle nie mrugałaś.
Odchrząknęłam, czując się jak idiotka. Musiałam przestać popadać w zbyt głębokie zamyślenia, ale czasami to było silniejsze. Gdy się czymś zafascynowałam, ciężko było wrócić do rzeczywistości bez wyraźnego bodźca.
– Mogłaś coś powiedzieć albo przynajmniej mnie szturchnąć.
– Nie chciałam psuć zabawy – zaśmiała się nieco wrednie, po czym bez dalszego słowa zamknęła się w łazience. Chwilę później usłyszałam szum lejącej się wody.
Po raz ostatni rzuciłam biletom zamyślone spojrzenie i postanowiłam pójść za wewnętrznym głosem. Schowałam je do kieszeni, przebrałam dresy na jeansy, zarzuciłam sweter i wyszłam z pokoju. Parę razy zastanawiałam się nad powrotem, ale nie należałam do tchórzy, więc niecałe pięć minut później zapukałam do drzwi bractwa Alfa Phi.
Otworzył Zayn.
– Jesteś jedyną osobą, która tu puka, Butler.
– Cześć, ciebie też miło widzieć – przywitałam się, przestępując z nogi na nogę. – Po prostu jestem jedyną kulturalną osobą, która chce wejść do waszego pałacu.
Malik parsknął śmiechem, jednocześnie przepuszczając mnie w drzwiach. Od imprezy, na której zgadaliśmy się, by uprzykrzyć wieczór Stylesowi, traktowaliśmy się o wiele milej. A przynajmniej nie dochodziło już do wyzwisk i potyczek słownych.
– Harry u siebie? – spytałam, kierując się ku schodom.
– Chyba tak. Nie przypominam sobie, żeby gdzieś wyłaził – odpowiedział Zayn, po czym zniknął w kuchni.
Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wspinać się na piętro.
Zanim zdążyłam zastanowić się, co takiego powiem Harry’emu, jak na złość akurat on musiał zagrodzić mi drogę. Zmierzyłam spojrzeniem sylwetkę chłopaka, jego mokre włosy, z których kapały kropelki wody, luźne dresy opuszczone nisko na biodrach i ewidentny brak koszulki. Na bank się zaczerwieniłam, bo Styles roześmiał się wesoło, choć nieco gardłowo.
– A ty jak zwykle speszona. Czasami zastanawiam się, czy kiedykolwiek widziałaś męską sylwetkę z bliska.
– Umawiałam się ze Scottem, pamiętasz?
Uniosłam brwi, starając się nie stracić rezonu.
– Przecież powiedziałem „męską” sylwetkę, nie? – roześmiał się, a ja nie mogłam się powstrzymać i wręcz musiałam mu wtórować.
– Co cię tu sprowadza? Stęskniłaś się?
– Tak – prychnęłam. – Przyniosłam ci bilety. No, wiesz – dodałam, widząc jego zaskoczoną minę – te na koncert JD. Mieliśmy umowę, że będę ci je dostarczać…
– Ach, jasne. Poczekaj – powiedział, zaczynając się cofać. – Albo chodź ze mną.
Wskazał ręką na pokój, w którym niebawem zniknął. Nic mi więc innego nie pozostało, tylko pójść za Harrym. Kiedy weszłam do środka, Styles grzebał w torbie przy biurku.
– Ile ich masz?
– Dwa. Mówiłeś, że tyle właśnie chcesz – dodałam, usprawiedliwiając się, choć wcale nie musiałam.
– Mhm. Proszę.
Wręczył mi pokaźną sumkę, na widok której uchyliłam lekko usta.
– To za dużo, Harry – stwierdziłam, chcąc mu zwrócić stówę.
– Nieważne. Oddasz mi następnym razem.
Chowając kasę do kieszeni spodni, naszła mnie dziwna myśl, że gdy będę chciała zwrócić nadwyżkę, on wcale jej nie przyjmie. Kiwnęłam jednak głową w podziękowaniu. Teraz przyda mi się każdy dolar. Na spłacanie długów przyjdzie czas po operacji taty.
– To… to na razie.
– Co? A ty gdzie? – Złapał mnie za ramię, nie pozwalając opuścić pokoju.
– No, wracam do siebie? Przecież za trzy godziny idziesz na koncert, a ja do pracy, więc oboje musimy się przygotować.
– Tak właściwie chciałem oddać bilety Niallowi. – Puścił mi oczko i uśmiechnął się szeroko. – Ale skoro ty dzisiaj pracujesz, to może jednak pójdę? Ktoś przecież musi cię odwieźć z powrotem bezpiecznie do akademika, nie?
– Nie? O ile wiem, jestem już dużą dziewczynką. A to znaczy, że umiem sama wrócić do domu.
– Może drogę znasz, ale jakże ja ci ją uprzyjemnię.
No, tak, Styles bez przechwałek nie byłby sobą.
– Może uda ci się nawet wyjść wcześniej z roboty, to pojedziemy na jakiegoś drinka albo kawę? – zaproponował już mniej wesołym tonem, w którym nawet dało się usłyszeć niepewność.
– Może. Zależy.
– Od czego?
– Od tego, czy wyjdę wcześniej – wyjaśniłam, aby zaraz dokuczyć: – Albo od tego, czy będzie mi się chciało.
– Nie widzę tu żadnych przeszkód. Jeżeli będziesz wolała wrócić do akademika, to drink albo kawa przyjdą do ciebie. Oczywiście, wraz ze mną, bo od niedawna będę nierozłącznym elementem.
Chciałam odpowiedzieć coś elokwentnego, ale nie zdążyłam.
– Czy możecie zakończyć ten do niczego prowadzący i wręcz beznadziejny flirt? – Niall nagle wyłonił się spod kołdry. Miał roztrzepane włosy i zamglone spojrzenie. – Spać człowiekowi nie dajecie. Uczyłem się pół nocy do egzaminu, więc potrzebuję spokoju i ciszy.
– Spoko, stary.
Harry objął mnie w pasie i pociągnął w kierunku korytarza.
– Dziękuję.
– Nie ma sprawy. I skoro jesteś taki zmęczony i potrzebujesz spokoju i ciszy, to rozumiem, że te bilety na koncert JD, które dała mi Julie i które miałem zamiar ci oddać, mogą powędrować do Zayna albo kogokolwiek innego?
Niall, jakby został poparzony, zerwał się z łóżka.
– Czy wy się nie znacie na żartach, gołąbeczki? – Podszedł do Harry’ego i bezceremonialnie wyrwał mu z dłoni bilety, którymi ten bezczelnie machał w górze. – Zero zrozumienia. Zero.
– Czyli rozumiem, że jednak idziesz?
– Tak. Tak. A teraz wynocha, mam jeszcze prawie dwie godziny snu.
Niall zamknął nam drzwi przed nosem, skutkiem czego roześmialiśmy się głośno. W dobrym humorze zeszliśmy na dół. Zerknęłam w stronę wyjścia, lekko pąsowiejąc, ponieważ nie miałam jeszcze ochoty stąd wychodzić. Harry chyba to zauważył, bo niespodziewanie powiedział:
– Mamy pewnie jakąś pizzę i piwo. Przyłączysz się? Chłopaki pewnie grają na playu, co zwykle kończy się na serio śmiesznie.
– W sumie – zamyśliłam się – mam czas.
– Idź do salonu, ja zaraz dojdę.
Potaknęłam, ale kroki stawiałam bardzo niepewnie. Nie miałam pojęcia, jak reszta zareaguje na mój widok. Szczególnie że jeszcze tydzień temu miałam kompletny zakaz wchodzenia do domu bractwa, a każda osoba, którą mnie tu wpuściła, mogła wylecieć na zbity pysk.
– Cześć – przywitałam się, stając w progu.
Sześć par oczu niemal natychmiast się na mnie zatrzymało. Widziałam w nich różne emocje, ale na szczęście u nikogo nie dostrzegłam ani złości, ani nienawiści, ani w zasadzie czegokolwiek negatywnego. Przeważały obojętność i ciekawość, co potraktowałam jako dobry znak.
– Będziesz tak stała, Butler, czy usiądziesz, jak normalny człowiek?
Zayn rzucił mi przeciągłe spojrzenie, po czym znów wrócił do gry. Na ekranie wielkiego telewizora widziałam dwie dziwne postacie stojące naprzeciwko i dosłownie próbujące się zabić. Wielkie coś, co przypominało człowieka wyłącznie z twarzy, zrobiło dziwny wykop, przewrót w przód i zniknęło, by po sekundzie pojawić się w drugim rogu ekranu. Po chwili widziałam, jak łamie obrzydliwej ważce kręgosłup.
Skrzywiłam się.
– To nie gra dla dziewczynek, Butler. Lepiej zamknij oczy – dogryzł mi Louis, na co prychnęłam.
– Po twojej minie widzę, że samo zamknięcie oczu jednak nie pomaga. Może zakryj twarz poduszką?
Za sobą usłyszałam znajomy śmiech i tak, jak się spodziewałam, Harry wrócił. Trzymał w ręku dwa piwa, z czego jedno mi podał.
– Dzięki.
– Nie wiedziałem, jakie lubisz, więc wziąłem jasne. Ciemne może być za gorzkie.
Wzruszyłam ramionami, bo szczerze mówiąc, było mi wszystko jedno. Nie przepadałam za piwem jakoś szczególnie, więc nie miałam żadnego ulubionego.
– O co właściwie chodzi w tej grze? – zagadnęłam, siadając na kanapie koło bruneta, którego nie znałam z imienia.
– Zabijasz.
– No, tak – prychnęłam – w życiu bym się nie domyśliła.
– To po co pytasz, skoro wiesz? Może chcesz zagrać? – zaproponował Styles i wiedziałam, że coś kombinował. Ten niebezpieczny błysk w zielonych oczach mi to powiedział.
– Jeżeli wytłumaczycie mi, co powinnam klikać, to jasne, czemu nie?
Po krótkiej i trochę zawiłej prezentacji wszystkich klawiszy wraz z ich głównymi funkcjami, mogłam jako tako stwierdzić, że niczego nie zapamiętałam. Chłopaki, z czego najbardziej Zayn i Louis, zaczęli opowiadać o przeróżnych kombinacjach dających ogromne możliwości na wygraną, przy okazji wspomnieli też coś o supermocy, co akurat spróbowałam przyswoić.
– To co? Gramy?
Popatrzyłam na zadowolonego i pewnego siebie Stylesa.
– To z tobą mam się zmierzyć?
– Jest najsłabszym graczem, więc nawet ty powinnaś go pokonać – wtrącił Sean.
– Ej! – oburzył się Styles.
– Ale ja nigdy w to nie grałam!
– Tym bardziej powinnaś go pokonać – potwierdził słowa Seana Liam, co tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że chłopaki naprawdę mają się ku sobie.
– Zobaczymy, kto się będzie śmiał ostatni.
Styles wyglądał na oburzonego.
Zaczęliśmy pierwszą rundę, którą po niecałych dwóch minutach… przegrałam. Tyle było tych różnych kombinacji, o których wspominali Zayn z Louisem, że zanim zdążyłam zastanowić się nad jedną konkretną, już dostawałam w łeb. Postanowiłam więc drugą rundę poddać szczęściu i naciskać przypadkowe klawisze. Może tym razem też nie wygrałam, ale przynajmniej zabrałam Harry’emu ponad pół paska życia, co według mnie było sporym osiągnięciem.
– No, w sumie nie jest najgorzej – pochwalił mnie Zayn. – Jeszcze parę razy i na bank przegonisz tego lamusa. Serio. Myślałem, że moja młodsza siostra gra chujowo, ale poznałem Stylesa.
Wokół przeszła salwa śmiechu, a i ja też parsknęłam głośno w brodę.
– I ty, Brutusie?
Harry nachylił się nad moim uchem, wskutek czego mimowolnie zadrżałam. Nie wyglądał jednak na wkurzonego albo dotkniętego głupim żartem. Wręcz przeciwnie, chyba jeszcze nigdy nie widziałam Stylesa tak zrelaksowanego i szczęśliwego.
Mogłabym się przyzwyczaić do takiego widoku.
Na marginesie, gdyby ktoś dwa tygodnie temu powiedziałby mi, że będę siedzieć ze Stylesem w jego bractwie, pić piwo z nim i jego kumplami, a na dodatek nawet umawiać się na randki, od razu zadzwoniłabym po psychiatrów.
Teraz przeciwko sobie grali Sean z Louisem, emocjonując się, podskakując i krzycząc. Nie mogłam powstrzymać szerokiego uśmiechu, który pogłębił się w momencie, gdy poczułam obejmujące mnie ramię. Kątem oka spojrzałam na równie radosnego Harry’ego.
Sielanka, niestety, nie trwała zbyt długo.
W salonie pojawił się Scott. Widząc pewnie, w jakiej pozycji siedzę ze Stylesem, uniósł brwi i lekko rozdziawił buzię. Odchrząknął, chcąc zwrócić uwagę.
– Nie wiedziałem, że zaczęłaś być tu stałym gościem, Juls. Myślałem, że masz zakaz wchodzenia.
– To było dawno i nieprawda, stary – wtrącił Liam. – Teraz Butler stała się główna maskotką Harry’ego, więc co się dziwisz.
Atmosfera ewidentnie zgęstniała.
– No, tak, widzę.
– Daj spokój, Scott – powiedziałam niby swobodnie, choć wcale się tak nie czułam. Zwinnie wyplątałam się z objęć Harry’ego.
– Czy możemy porozmawiać?
Kiwnęłam niepewnie głową.
– Na osobności – dodał, widząc zapewne rosnące zaciekawienie u zebranych. – Chodźmy do mnie.
– Okej.
Kiedy podnosiłam się z kanapy, Harry przejechał dłonią po moim biodrze. Nie wiedziałam, czy zrobił to niechcący, czy specjalnie, ale mimo wszystko poczułam nagły napływ gorąca. Pierwszy raz czyjś dotyk aż tak na mnie oddziaływał.
Wchodząc po schodach, kolejny raz tego dnia zresztą, starałam się opanować drżenie rąk.

///

Jak na złość, zaraz po zniknięciu Julie na górze, Niall zszedł na dół, zaszczycając nas swoją obecnością. Zamierzałem właśnie napisać do niego sms, by poszedł i podsłuchał, o czym Scott chciał porozmawiać, ale teraz już wszystko stracone. Nie dowiem się, nie ma na to najmniejszej szansy. Oby tylko nie wymyślił czegoś głupiego i oby Julie na nic się nie zgodziła.
Dopiłem resztę piwa.
Nie mogłem dać się zwariować.
– Wszystko okej? – Niall nachylił się bliżej, niby to sięgając po pizzę. – Wyglądasz na wkurwionego.
– Bo jestem wkurwiony – niemal wysyczałem.
Usłyszałem szmer za plecami, więc natychmiast się odwróciłem. Nie, to nie oni wracają, to głupi pierwszak postanowił pójść do kuchni.
– A czemu Julie ze Scottem zamknęli się u niego w pokoju? Pokłóciliście się i zrobiła ci na złość?
– Co? Nie.
– Myślisz, że się bzykają?
Otworzyłem szeroko oczy. Nie… Nie, przecież Julie by nie mogła, prawda? PRAWDA?!
– Zamknij się.
Próbowałem skupić się na rozgrywce między Liamem a Jamesem, ale bezskutecznie. Non stop przed oczami widziałem blondynkę trwającą w mocnym uścisku ze Scottem, gdzie brakowało jedynie milimetrów do pocałunku.
– Ale ty jesteś zazdrosny, stary – roześmiał się przyciszonym głosem Niall. Nie chciał zwrócić na nas niczyjej uwagi. – Aż z ciebie kipi. Po co oni tam właściwie poszli?
– A bo ja wiem? Scott chciał pogadać. Podobno.
– Aha.
– Powiesz coś więcej? – spytałem nadal wkurwiony, gdy przez minutę milczał.
– Niby co? – zdziwił się.
– Cokolwiek.
Niall westchnął głęboko.
– Wiesz, czasami mega ciężko jest być twoim kumplem, Harry.
– I vice versa – odparowałem lekko dotknięty. Przecież zawsze byłem bezproblemowy. – Chodź do kuchni, bo się na nas dziwnie patrzą.
Dopiero ogarnąłem, że wraz z Horanem znaleźliśmy się w centrum uwagi zebranych. Wszyscy ewidentnie toczyli sobie ze mnie bekę, co mocno mnie podirytowało. Nie wstydziłem się faktu bycia zazdrosnym, tylko tego że ta zazdrość dotyczyła akurat Butler.
Znajdując się w kuchni, niemal od razu burknąłem:
– Myślisz, że do siebie wrócą? Julie chyba nie jest aż tak głupia, by znów wiązać się z tym debilem?
Niall w odpowiedzi roześmiał się głośno. Zdusiłem chęć zdzielenia go po łbie.
– Nie wiem, stary. Idź i podsłuchaj.
Nabijał się, ale miał rację. Odwróciłem się na pięcie i biegiem ruszyłem ku schodom. Dotarł do mnie jeszcze krzyk:
– Czekaj, Harry, żartowałem! Wracaj tu, ty mendo!
Postanowiłem po cichu podkraść się pod drzwi od pokoju Scotta, ale niespodziewanie usłyszałem trzask rozbitego szkła. Nie patyczkując się, wparowałem do środka. Na podłodze leżała pobita ramka na zdjęcia. Julie ze skruszona miną próbowała ją pozbierać.
– Przepraszam. To niechcący. Harry? – zdziwiła się, dostrzegając mnie. – Co tu robisz?
– Ja…
Kurwa. Myślałem, że Scott chciał coś jej zrobić, dlatego zareagowałem tak bezmyślnie. W końcu kiedyś próbował siłą ciągnąć Julie do akademika.
– Bał się o ciebie – oznajmił Scott, bezbłędnie odgadując. – Wy naprawdę nie spotykacie się dłużej?
– Tłumaczyłam ci przecież, że…
– W sumie trochę czasu już minęło, nie, kochanie? – przerwałem Julie, podchodząc do niej i obejmując w pasie. Nie mogłem pozwolić, by Scott ubzdurał sobie, że ma jeszcze jakieś szanse.
– Rozumiem.
Wyglądał na złego.
– Jak to mówią, od nienawiści do zakochania jeden krok – wymyśliłem na poczekaniu.
– I z wami niby tak było? Przecież wy się naprawdę nie znosiliście.
– Może udawaliśmy, hm? – Uniosłem brwi.
– Rozumiem – powtórzył dosadnie. – Już wszystko rozumiem.
Scott pokazał na drzwi, nie kwapiąc się na więcej słów. Może to i lepiej? Facet ewidentnie zrozumiał, że Julie już wybrała. Mnie.
– Mogłeś sobie darować – westchnęła, kiedy znaleźliśmy się na korytarzu. – Scott chciał porozmawiać o przyczynach naszego zerwania. Chciałam mu wytłumaczyć, że to przez wzgląd na różnicę charakterów, ale teraz pewnie myśli, że miałam z tobą, no, nie wiem, jakiś romans, czy coś.
– A czy to ważne, co myśli?
– Trochę głupio wyszło. I tyle.
Wzruszyłem ramionami.
– Przynajmniej masz spokój.
– To prawda.
– Powinnaś mi w takim razie podziękować. No, wiesz – podchwyciłem temat zadowolony – buziakiem albo przynajmniej całusem.
– Czyli cokolwiek by to nie było, powinnam cię pocałować? – parsknęła, choć jej twarz przybrała nieco różowawy odcień. Uwielbiałem stawać się powodem zawstydzenia Julie.
– Oczywiście.
Butler stanęła na palcach, nachyliła się i… dostałem buziaka w policzek.
– No, cóż, było naprawdę miło, Harry, dziękuję – powiedziała. – Muszę się zbierać do pracy.
– Odwiozę cię.
– Nie trzeba, serio.
– Trzeba, trzeba – postawiłem na swoim. – I tak muszę zamienić z kimś jeszcze słówko.
Butler pokiwała głową ze zrozumieniem, chociaż bez wątpliwości zmarkotniała. Umówiliśmy się za pół godziny na parkingu przed domem bractwa, gdzie zazwyczaj zostawiałem auto. Po szybkim przebraniu się w koszulę, obiecaniu reszcie, że wkrótce zobaczymy się w klubie, i wyjściu na zewnątrz, znów stanąłem oko w oko z blondynką. Wyglądała nieco odmiennie, niemal nienaturalnie. Przebrała się w mocniej obcisłe spodnie, zrobiła nawet makeup, którego na co dzień raczej nie używała.
– Ładnie – pochwaliłem słowem raczej niepasującym do sytuacji.
Określić w tej chwili Butler jako „ładną” powinno poskutkować pojawieniem się krost na języku za bluźnierstwo.
– Dziękuję.
W ciszy jechaliśmy do Pandory, każdy zajęty swoimi problemami. Swoją drogą, przypomniało mi się coś, o co miałem poprosić ją już wcześniej.
– Julie, czy dałabyś radę załatwić mi około trzydziestu biletów na jutrzejszy koncert? Albo jakiś weekendowy?
– Co? Po co ci aż tyle? – zdziwiła się.
– Obiecałem chłopakom.
– Zamierzasz zasponsorować całe bractwo?
Nie, tak naprawdę robię to tylko dla ciebie, bo potrzebujesz kasy dla taty, ale jesteś zbyt uparta i nie wzięłabyś, gdybym ci dał ot tak.
– Przegrałem zakład – skłamałem.
– Mhm. Myślę, że Jess znajdzie jeszcze parę dodatkowych biletów… Ale, Harry – zacięła się, niepewnie przygryzając wargę – to będzie kosztować majątek. Jesteś pewien?
– Jasne.
– Nie obraź się, czy coś, ale… Skąd ty bierzesz te wszystkie pieniądze? Poznałam twoją mamę i Gemmę, ale nie wydaję mi się, że… No, nie trwoniłbyś wtedy kasy na takie bzdury jak bilety. Nie rozdawałbyś…
– Jeny, Butler, spokojnie – zaśmiałem się. – Nie wstydź się zapytać wprost. Chcesz wiedzieć, skąd mam tyle kasy, tak?
– Mhm.
– Mój ojciec ma firmę, dobrze mu się wiedzie. A nawet doskonale, bo on śpi na forsie. W każdym razie spłodził dwójkę dzieci, z czego jedno się uczy, więc alimenty musi płacić. Poza tym matka pozwoliła mu odejść i bez problemu dała mu rozwód, mimo że to z jego winy rozpadło się ich małżeństwo, a w zamian miał wysyłać Gemmie i mi miesięczne kieszonkowe. Trochę po prostu już nazbierałem.
 Kiwnęła głową na znak zrozumienia.
Spodobało mi się, że nie drążyła tematu. Poznała prawdę i nie dociekała, ile konkretnie dostaję kasy i ile już posiadam na koncie, jakby to zapewne zrobiła Stella albo Dafne.
– Skoro tak mówisz, przyniosę ci te bilety.
Więcej słów nie było potrzebnych.
Zajechaliśmy pod klub od tyłu, gdzie zaparkowałem i zgasiłem silnik. Julie rzuciła mi zaskoczone spojrzenie.
– No, co? – spytałem. – Mówiłem, że chcę z kimś porozmawiać.
– Z JD?
– Tak.
– To chyba będziesz musiał poczekać, bo JD przychodzi dopiero parę minut przed koncertem. Dosłownie biegiem wparowuje do garderoby i czasami ledwo zdąża zasiąść przed tabletopem.
Zmarszczyłem czoło.
– Tak? Szczerze, to odniosłem całkiem odmienne wrażenie – nie zgodziłem się. – Parę razy zjawiałem się u Jey przed koncertem. Zawsze siedziała i czekała. Poza tym nigdy nie zwróciłem uwagi, żeby przed pierwszą piosenką wyglądała na zziajaną. Dopiero potem, kiedy już wczuwała się w muzykę.
– Dużo o niej wiesz, Harry.
Nie odpowiedziałem, bo nie wiedziałem co. Owszem, nadal fascynowałem się JD, jej stylem, zatracaniem w muzyce i osobowością. Chciałem jednak porozmawiać z nią o czymś zupełnie innym, o mojej drugiej fascynacji o nazwie „Julie Butler”. Zamierzałem oficjalnie ogłosić zaprzestania uganiania się za dalekim marzeniem w postaci sławnej osoby o nieznanej twarzy, aby skupić się na tej znajomej, niegdyś wręcz znienawidzonej.
– To ja lecę, bo się spóźnię – oznajmiła Julie, wysiadając z auta. – Jeszcze raz dzięki za podwózkę. Jak coś… Jak chcesz zobaczyć koncert, czy coś, to powiem ochroniarzom, żeby cię wpuścili. Wątpię, żebyś wziął ze sobą bilet.
– Masz aż takie wtyki?
Puściłem oczko.
– Jakby nie patrzeć, pracuję tu – odparła uśmiechnięta. – To jak?
– Nie, dzięki. Poczekam sobie tutaj do końca koncertu, potem na spokojnie pogadam z JD, a potem będę już cały twój.
– Niech ci będzie. Ale, Harry – zacięła się.
– No?
– Nic. Nieważne. Do zobaczenia później.
Drzwi od samochodu zamknęły się z cichym trzaśnięciem. Jeszcze śledziłem wzrokiem oddalającą się Julie, aż wreszcie zniknęła za tylnymi drzwiami Pandory. Westchnąłem głęboko i przecierając twarz, oparłem się o zagłówek fotela.
Miałem prawie godzinę, żeby na spokojnie posiedzieć oraz ułożyć w głowie plan rozmowy z JD. Powiedzieć o tym, że wreszcie wszystko sobie przemyślałem. Kiedyś Jey kazała mi przestać uganiać się za dwiema przyjaciółkami i podjąć decyzję. Właśnie to zamierzałem oznajmić, że formalnie dokonałem wyboru, który bezprecedensowo padł na Butler. Poza tym powinienem też podziękować, że dzięki niej poznałem cudowną dziewczynę.
Nie miałem pojęcia, ile czasu dumałem, kiedy nagle drzwi od strony pasażera się otworzyły. Doznałem szoku, widząc zapłakaną JD, pchającą się na siedzenie.
– Co? Co jest?
– Jedź, Harry, proszę! Jedź do szpitala! – podniosła głos.
– Co się stało? Gdzie Julie?
– Tata… Będą go operować, bo miał zapaść. Proszę cię, Harry, jedź.
– O, kurwa! Mówisz o tacie Julie?
Kiedy nie odpowiedziała, bez wahania wcisnąłem pedał gazu. Dopiero po wyjechaniu na główna ulicę, uzmysłowiłem sobie, co zrobiłem.
– Kurwa – przekląłem. – Musimy zawracać! Trzeba zajechać po Butler!
– Jedź!
– Nie, dopóki Julie nie zapakuje się z nami do samochodu! To jej ojciec, nie twój!
– Julie dostała telefon wcześniej i mój szofer już ją zawiózł do tego jebanego szpitala. Jedź, kurwa, Harry. Proszę – dodała po chwili ciszy.
Nie zamierzałem się kłócić, mimo że cała historyjka brzmiała co najmniej bezsensownie. Dlaczego Julie miałaby jechać z kimś innym, skoro wiedziała, że stałem za klubem? Doznała pewnie szoku i przestała myśleć.
Jadąc, kątem oka zerkałem na JD. Niesamowicie mocno się denerwowała, obgryzając paznokcie, mieląc skrawek koszuli i przygryzając wargi. A szare oczy nadal były pełne łez… Zatrzymaliśmy się z piskiem opon przed głównym wejściem szpitala. Kiedy JD złapała za klamkę, by wysiąść, przytrzymałem ją.
– To nie jest dobry pomysł.
– Co? – spytała zagubiona.
– Wysiadanie w masce. Jeżeli wejdziesz do szpitala tak ubrana, zlecą się fani i dziennikarze, chcąc poznać przyczynę. Nie stawiaj Julie przed taką sytuacją. Ona i jej tata potrzebują teraz spokoju.
JD spojrzała mi prosto w oczy, w których widziałem wahanie.
– Przepraszam, Harry.
Zanim zdążyłem przyswoić jej słowa, ściągnęła maskę. Obok mnie na fotelu pasażera siedziała Julie. Cholerna Julie Butler.
Ja pierdolę.
Wybiegła z samochodu, a ja po raz kolejny tego dnia patrzyłem, jak zniknęła za drzwiami.
Julie Butler była cholerną JD!

4 komentarze:

  1. Siemasz!
    Czekaj, czekaj aż muszę zacząć od tego co tam się wyżej stało :D. Zaczęło się tak spokojnie a tu co :P Jak to się już dowiedział ?! Chociaż nie musiał się za wiele natrudzić, ale teraz dopiero będzie miał zagwozdkę co z tą wiedzą zrobić, chociaż pewnie póki co to akurat zejdzie na drugi plan. A i z drugiej strony obyło się bez miliona dylematów ze strony Julie, jak mu to powiedzieć. W każdym razie sprytnie to rozegrałaś, przyznaję ;). Mamy czekać na kolejny zwrot akcji ?
    Grill był ;) Pięknie się załatwiliście, ja sama też niczego sobie, ale jakoś trzeba się zebrać do przyszłego tygodnia ;).
    Trzymajcie się !
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czołem. :)
      Dziękuję, dobrze, że wybrnęłam dość sprytnie, jak mówisz. O tym sposobie ujawnienia się Julie przed Stylesem wiedziałam już po napisaniu pierwszych słów opowiadania. Tak po prostu musiało być. ;) A czy macie czekać na kolejny zwrot akcji, to nie wiem. Się zobaczy. :P

      Tak, powrót do rzeczywistości po tak długiej przerwie to była niemal mordęga. Ale jakoś poszło. :)
      Buziaki!

      Usuń
  2. Serwus!
    No nie powiem mam lekki szok po przeczytaniu, ale mam nadzieję, że wszytko powoli będzie się układać i Harry nie będzie zły na Julie.
    Do następnego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej!
      Następny rozdział z pewnością lepiej naświetli sytuację między Harrym a Julie. To mogę zagwarantować. ;)

      Do następnego!

      Usuń