24. Każde działanie musi mieć swoje wyjaśnienie
~ Trampolinek
~ Trampolinek
Dla wszystkich, bez wyjątku
Smith,
nie cierpię cię. Zresztą pewnie z wzajemnością, ponieważ doskonale wiesz, że za jakiś czas Ona w końcu będzie moja, a ty zostaniesz usunięty na dalszy plan. Już ja tego dopilnuję.
Piszę do ciebie, bo ci to obiecałem, a pamiętaj – James Potter nigdy nie rzuca słów na wiatr. Zacznijmy od tego, że przez jakiś czas – a najlepiej już nigdy – masz się nie zbliżać do Lily. A tym bardziej z nią się w jakikolwiek sposób kontaktować, bo możesz powiedzieć za dużo i wtedy skutki będą… nieprzyjemne. Ona straciła pamięć, Smith. Nie całkowicie, ale jednak. Właśnie dlatego się tak zachowuje; Lily żyje teraz w innym świecie, a każda próba przywrócenia jej świadomości skończy się dla niej źle. Pomfrey mówi, że wtedy w najlepszym wypadku w ogóle przestanie kontaktować się z rzeczywistością. Wiem, że tego byś nie chciał. Nikt tego nie chce, a już w szczególności ja. Pamiętaj: nie wolno ci nawet na nią spojrzeć! Inaczej się policzymy i wtedy nikt nie będzie w stanie tego przerwać.
Tyle powinieneś wiedzieć. Nie odpisuj, nie chcę mieć więcej z tobą do czynienia. Wystarczy, że widzę cię od czasu do czasu na korytarzach. Tak, dokładnie, właśnie wtedy wyglądam, jakbym chciał się wyrzygać.
Aha, jeżeli ktokolwiek się dowie się o Lily, to… Nie muszę ci opisywać twojej śmierci, prawda? To będzie niespodzianka.
Z wyrazami nienawiści,
J.P.
P.S. Za tydzień nasza drużyna was zmiażdży. Szykuj się na złożenie mi głębokiego ukłonu.
Potter!
Podziękowałbym ci, gdybyś był inną osobą. W stosunku do ciebie słowo „dziękuję” nie przejdzie mi przez krtań. Zresztą nawet nie wiem, dlaczego do ciebie piszę. Zgadłeś, moje uczucia są jak najbardziej odwzajemnione.
Nic więcej Lily nie powiem, co nie znaczy, że nie będę się z nią spotykał. Teraz będzie mi jeszcze bliższa, zobaczysz. I wcale nie obchodzi mnie to, że się tak razem panoszycie. A właśnie: Jakiego to użyłeś zaklęcia, żeby ją przy sobie trzymać? Przylepca? Przy okazji też pewnie wymazałeś jej negatywne uczucia, którymi do ciebie pałała. Dlatego jest taka uległa? No tak w końcu trzeba wykorzystać okazję. Dotknąłeś ją już w jakiś nieprzyjemny sposób, Potter? Jeżeli się tylko dowiem, że ma choćby małego siniaka, to oberwiesz. Stłukę cię na kwaśne jabłko i będziesz gnił przed moimi oczami.
Owszem, opisz śmierć, ale twoją. Z miłą chęcią bym o tym poczytał, a nóż ci się poszczęści i będzie tak, jak pragniesz.
P.
P.S. Chyba śnisz.
Smith,
miałeś nie odpisywać, pamiętasz? Czy z twoim rozumem jest wszystko dobrze? Jak się bawi w Nibylandii? Pozdrów ode mnie też Czarę Marę i jej gdaczący pieniek. Słyszałem, że ostatnio ucięliście sobie krótką pogawędkę o Czarodzieju, co miał skaczący garnek. Tylko pogratulować tak niezwykle ciekawych i mądrych tematów do rozmów.
Powtórzę po raz ostatni: Nie zbliżaj się do Lily. Nawet na nią nie patrz. Inaczej naprawdę będzie z tobą źle. Pamiętaj, że nie rzucam słów ot tak, co oczywiście już powinieneś wiedzieć. Albo przynajmniej się domyślać, nie wiem, jak szybko funkcjonujesz. Chociaż sądząc po twojej zwinności w quidditchu, to raczej powoli.
Nigdy nie skrzywdzę Lily, a swoje wyimaginowane przypuszczenia możesz wsadzić sobie w dupę, którą ci oczywiście niebawem skopię.
Kwaśne jabłka są najsmaczniejsze. I nie gnił, raczej powoli dojrzewał w skąpanych promieniach słońca, którymi będzie Lily. A wtedy już na zawsze będziemy razem. Przyślę ci nawet zaproszenie na nasz ślub i, jak dobrze pójdzie, to pocztówkę z naszego miesiąca miodowego. Szykuj się.
J.P.
Tylko ty masz takie znajomości, Potter. Widzę, że bardzo dobrze znasz bajki dla dzieci. Czytasz je sobie przed zaśnięciem, czy wystarczy ci ssanie kciuka w buzi? Nie próbuj mnie łapać za słówka, doskonale wiesz, że nie dorastasz mi do pięt. Zresztą w ogóle nie dorastasz, jeżeli wiesz, o co mi chodzi. Chociaż wątpię.
Jakie zaproszenie? Jaką pocztówkę? Tobie już całkowicie na głowę padło! Marzenie ściętej głowy, jak powiadają mugole.
P.
Wyłapałem z twojego poprzedniego listu dziwne aluzje. Jeżeli masz na mnie ochotę, to powiedz, nie krępuj się. Nie przeklnę cię tylko, co najwyżej, wyśmieję. Aha, i następnym razem nie zbliżaj się też i do mnie. Raczej nie chciałbym, abyś się na mnie rzucił, bo zawładnie tobą rządza. To byłoby ohydne. Wtedy na pewno bym się porzygał.
Doskonale wiesz, o jakie zaproszenie i o jaką pocztówkę chodzi. Dlatego się właśnie wypierasz, nawet ty jesteś pewny, że tak będzie.
J.P.
Pieprz się!
P.
Masz niezwykle bogate słownictwo, Smith.
Czyżbym trafił w sedno w obu przypadkach? Cóż, każdy od zawsze wiedział, że jestem wspaniale cudowny.
J.P.
*
Kolejne dwa tygodnie minęły tak monotonnie i nudno, że uczniowie woleli o nich zapomnieć. Tym bardziej, że za oknem już od paru dni panowała istna zawierucha. Śnieg sypał z chmur kilogramami, przez co całe błonia i Zakazany Las zostały pokryte białym puchem, który w ogóle nie chciał stopnieć. Podobnie było dzisiaj, ale na kalendarzu widniała już data dwudziestego dziewiątego listopada, która obwieszczała, że ferie świąteczne zbliżają się naprawdę wielkimi krokami, co tylko pobudzało entuzjazm hogwartczyków. Podwajał to również fakt, iż był to piątek, a za dokładnie godzinę z czystym sercem będzie można oznajmić, że zaczął się właśnie weekend. Ale zanim jeszcze nastąpi ta wyczekiwana chwila, trzeba będzie pomęczyć się – akurat w przypadku Gryfonów i Krukonów z szóstego roku – jeszcze lekcją historii magii.
Pewna blondynka siedziała właśnie na jednej z ławek na końcu klasy, podbierając ciężką głowę ręką. I rysowała w zeszycie różne wzroki. Musiała robić cokolwiek, żeby nie zasnąć, co uważała za upokorzenie. Nie potrafiłaby potem spojrzeć nauczycielowi prosto w oczy, pomijając, oczywiście, fakt, że był nim duch. Taki już miała charakter.
Z transu wybudził ją dźwięk ołówka uderzającego w ziemię, więc szybko się schyliła i go podniosła. Westchnęła, wygodniej rozsiadając się na krześle, po czym zaczęła przyglądać się każdemu uczniowi po kolei. Z ciekawością obserwowała zmęczenie i nudę wymalowaną na twarzy prawie każdego. A dzięki temu, że siedziała na ostatniej ławce, nikt nie mógł jej przyłapać, uprzednio nie odwracając się, co, oczywiście, by zauważyła i szybko zareagowała, więc nie musiała się nawet z tym chować.
Na pierwszy ogień poszedł jakiś Krukon, którego znała jedynie z widoku. I jakoś nie paliła się, by go bliżej poznać, ponieważ wydawał jej się być strasznie przemądrzałym. Zresztą widać to było w sposobie jego spojrzenia, które miał wymierzono prosto w jakąś brunetkę.
Blondynka powędrowała jego wzrokiem, a widząc, kogo ten tak bacznie obserwował, uśmiechnęła się lekko. Dorcas Meadows. Cóż, musiała przyznać, że ów Krukon nawet dobrze wybrał obiekt, bo dziewczyna była naprawdę piękna. I miła, ale blondynka wątpiła, czy aby Krukon akurat na tą zaletę zwracał uwagę.
Obok czarnowłosej Gryfonki siedziała jej przyjaciółka, Lily Evans, która jako jedyna z klasy zajęta była robieniem notatek z wykładu profesora Binnsa. Jej długie, kręcone u dołu, rude włosy i zgrabna sylwetka przyciągały uwagę, jak mało co. W tym momencie i też tak było.
James Potter, Patrick Smith i Peter Pettigrew.
Nie trzeba było mówić nic więcej.
Blondynka nagle dostrzegła coś ciekawego i odmiennego. Coś, co rzadko zdarzało się na historii magii, a mianowicie ruch z prawej strony. Szybko skierowała w tamtą stronę głowę, a widząc, jak Lissie Roshid podaje Remusowi Lupinowi zagiętą kartkę, uniosła brwi ku górze. Gryfon przez chwilę z zainteresowaniem przypatrywał się pergaminowi, by po chwili go otworzyć i zaczytać się w jego treści. Aż w końcu uśmiechnąć się szeroko, posłać radosne spojrzenie rudowłosej dziewczynie i unieść wysoko kciuk do góry. Lissie odwzajemniła gest chłopaka, po czym znów zajęła się bazgraniem po pergaminach. Niestety, jej żmudne zajęcie przerwała kartka, którą tym razem podesłał jej Remus.
Cykl trwał przez dobre paręnaście minut.
Blondynka po jakimś czasie próbowała już na to nie patrzeć, ale nie mogła się przemóc. Irytował ją fakt, że Gryfon aż tak chętnie uczestniczy w tej pisemnej wymianie uwag. Co więcej! Podoba mu się to.
A to ona miała być jego numerem jeden! I pewnie by tak było, gdyby na drodze ku niemu nie pojawiła się ta Krukonka, którą, jakby nie patrzeć, naprawdę lubiła.
Zamyślona ponownie ukryła głowę w dłoniach, całkowicie wyłączając się z rzeczywistości.
Błądzenie myślami wokół tego, co się przed chwilą wydarzyło, przerwał jej dzwonek obwieszczający koniec zajęć. Nie miała zamiaru jednak teraz się podnieść. Za dobrze jej się tak siedziało. Niestety, co dobre, musi się kiedyś skończyć. Dlatego właśnie parę minut później blondynka poczuła czyjeś ręce, które mocno szarpały za jej ramie. Uniosła głowę i nieprzytomnym wzrokiem popatrzyła prosto w piwne oczy szeroko uśmiechniętej dziewczyny. Jej przyjaciółki. Tej, o której myślała przez ostatnie dziesięć minut.
- Anne, śpisz? – spytała Lissie. – Muszę ci coś szybko opowiedzieć!
Wisborn ziewnęła przeciągle i dość mozolnie zaczęła pakować książkę, pergaminy, atrament i pióro do swojej torby. I już otwierała buzię, by coś powiedzieć, lecz przerwały jej głośne śmiechy Dorcas i Lily, które w najlepsze coś sobie opowiadały, podchodząc do nich.
- Idziemy? – zadała pytanie Dorcas, poprawiając grzywkę. – Jestem strasznie głodna – dodała, spoglądając przed siebie i puszczając oczko. Reszta przyjaciółek powędrowała jej wzrokiem, a widząc przystojnego bruneta, który się lekko potknął, zachichotały.
Pięć minut później już wesoło zmierzały korytarzem wprost do Wielkiej Sali na obiad.
- Jedziecie gdzieś na święta?
- Lily – zaczęła Anne – do świąt jeszcze daleko.
- No ale można mieć już jakieś plany, prawda? – uśmiechnęła się Lissie. – Ja na przykład zostaję w Hogwarcie. To będzie cudowny czas!
Dziewczyny popatrzyły na nią pytająco z wysoko uniesionymi brwiami.
- Z pewnym chłopakiem – dodała, sprawiając, że Dorcas i Lily zaśmiały się głośno. Anne zdobyła się tylko na sztuczny uśmiech.
- Masz szczęście – powiedziała Meadows, puszczając jej perskie oczko. – Lily, James, Anne i Syriusz jadą do domu, Remus prawdopodobnie zostaje, ale on ci raczej nie będzie przeszkadzał, a ja wyjeżdżam do Grecji, więc sobie poszalejecie! A właśnie, może chce ktoś ze mną jechać, co? Babcia powiedziała, że parę miejsc się jeszcze znajdzie – dokończyła, uśmiechając się szeroko.
- Ach – westchnęła Lily. – Normalnie ci zazdroszczę!
- To jedź ze mną!
- Nie mogę, obiecałam już Jamesowi i rodzicom, że będę – rzekła i poprawiła sobie pasek torby, który lekko wbijał jej się w ramię. – Poza tym już nie mogę doczekać się Sylwestra, na który, oczywiście, jesteście wszystkie zaproszone.
- Ja z chęcią wpadnę – zarzekła się Lissie, uśmiechając się.
- Ja też – wtórowała jej Wisborn.
- A właśnie – przerwała Dorcas – Anne pojedź ze mną do Grecji! Słońce, plaża, morze, czego chcieć więcej! No i przystojni i opaleni Grecy – dodała, widząc minę blondynki, która zachichotała głośno, słysząc jej ostatnie słowa.
- To mnie przekonałaś, jadę!
Czas w końcu zapomnieć o Remusie, przeszło jej przez myśl, gdy siadała do stołu Gryfonów w Wielkiej Sali. Ale to będzie strasznie trudne...
*
- Charles! – krzyknęła z kuchni Dorea. – Jim napisał!
Pan Potter, który właśnie smacznie spał na kanapie w salonie, teraz raptownie przebudził się, jęknął i usiadł. Nieprzytomnym wzrokiem patrzył wprost przed siebie, czekając, aż rzeczywistość zacznie do niego powoli docierać. Nie pomylił się, a dosłownie parę sekund później, w duchu przeklinając swoją uległość, wielkimi krokami zmierzał w stronę żony.
Kiedy tylko wszedł do kuchni, spostrzegł swoją ukochaną, która, opierając się o blat, czytała list od ich pierworodnego. Stanął obok niej i złożył na jej policzku całusa, na który ta odpowiedziała szerokim uśmiechem. Charles zmierzwił sobie czarne włosy, po czym z westchnieniem usiadł na krześle.
- Obudziłam cię? – spytała Dorea, przyglądając się uważnie zaspanej twarzy męża, lecz nie dała mu czasu na odpowiedź. – Przepraszam.
Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie od czasu do czasu głębszymi oddechami pana Pottera, który z ciekawością obserwował, jak żona pogrąża się w lekturze. Krótki moment mu zajęło, nim zorientował się, że już skończyła. W końcu dalej z uwagą wpatrywała się w pergamin, co było dość mylące.
- Co pisze? – zaciekawił się Charles, przeciągając się, przez co koście mu lekko chrobotnęły.
- Cóż – zaczęła kobieta – będziemy musieli dokupić jeszcze jeden prezent dla naszej nowej córki.
Panu Potterowi uśmiech natychmiast spełzł z twarzy. Jego miejsce zajęło zdziwienie i niedowierzanie. Szybko zerwał się z miejsca na proste nogi.
- Nie mów mi, że ten gówniarz był aż tak nieostrożny, że został ojcem! – wykrzyknął zdenerwowany Charles, sprawiając, że żona popatrzyła na niego ze zdziwieniem. – No ale przynajmniej jest honorowy i wziął za matkę i dziecko odpowiedzialność. To dlatego się zaręczyli, prawda? A kim dokładnie ona jest? Znam ją?
Panią Potter po prostu zatkało.
- Lily przyjedzie do nas na święta, nie dlatego, że... – nie zdążyła dokończyć, bo tym razem przerwał jej tubalny śmiech męża. I w tym momencie Dorea nie miała pojęcia, co się z nim działo. W końcu nigdy nie zachowywał się tak dziwnie...
- A jednak! – śmiał się pan Potter. – Uległa mu w końcu! Moja krew! Tylko nie musiał jej od razu zapładniać – mówiąc to, jeszcze bardziej się roześmiał.
Dorea szybko złapała ścierkę, która spokojnie leżała na blacie, by po chwili mocno zdzielić nią męża. Raz, drugi, trzeci, czwarty, aż w końcu Charlesowi udało się wyrwać ten przeklęty materiał z ręki ukochanej.
- Ty kompletny durniu! – krzyknęła Dorea, patrząc groźnie w stronę bruneta. – Lily przyjeżdża do nas, bo coś jej się poprzestawiało z pamięcią i myśli, że jest naszą córką i bliźniaczką Jima, a nie dlatego, że... Jak w ogóle mogłeś tak pomyśleć?! On ma dopiero szesnaście lat!
- Och! – pan Potter raptownie zbladł. Usiadł szybko spowrotem na krześle i lekko zawstydzony pomasował kark. Przez chwilę milczał, by dodać: – No ale przynajmniej Lily nie uważa go teraz za kretyna.
- I tylko to cię martwi? – spytała niedowierzającym tonem kobieta, po czym westchnęła i usiadła mężowi na kolanach. Charles bezświadomie objął ją rękoma w talii, jakby było to ich nawykiem, i oparł brodę na jej ramieniu.
- Jakoś to będzie – uśmiechnął się pokrzepiająco, próbując chociaż tak załagodzić swój wcześniejszy wybuch.
- Czy ty sobie wyobrażasz – zaczęła zmartwiona – jak trudno będzie nam się przestawić, że mamy jeszcze jedną córkę? Myślisz, że Lily niczego po nas nie zauważy? A wystarczy tylko coś źle powiedzieć czy zrobić, a dziewczyna od razu straci całkowicie pamięć... „Jakoś to będzie” – prychnęła oburzona. – Nie możesz wymyślić czegoś bardziej elokwentnego? Zresztą my prawie w ogóle jej nie znamy... Jaka ona właściwie jest?
Potterowie milczeli, by po chwili równocześnie zacytować słowa syna:
- Jedyna w swoim rodzaju.
Uśmiechnęli się do siebie szeroko.
- Jakoś to będzie – powtórzył Charles, lecz tym razem w odpowiedzi został obdarzony cichym chichotem.
Mi się całą notka podoba. I taka krótka się wydaje. I nie mogę się doczekać kolejne notki, ale rozumiem, że nie zawsze jest czas...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Notka naprawdę super! Trochę krótka, ale ważne że o nas (swoich czytelnikach, których jest sporo) nie zapomniałaś.
OdpowiedzUsuńJak ja kocham ojca Jamesa, to chyba tylko ja wiem... ;D
OdpowiedzUsuńKażda jego wypowiedz, jest godna zacytowania! I to: 'Jedyna w swoim rodzaju'... ;) Mam nadzieje, że Lily sobie niedługo wszystko przypomni, a Potter, nie będzie bardzo cierpieć, w oczekiwaniu na odwzajemnienie miłość. ;D
Pozdrawiam,
Uwielbiam ten rozdział! Początek zabawny, mimo, iż te listy zawierały w sobie hmm.. groźby. Uśmiechałam się, gdy je czytałam i po prostu uwielbiam Jamesa, za to, że się nie poddaje i to wszystko znosi. Poza tym lubię rodziców Jamesa, mam nadzieję, że sobie poradzą z zaistniałą sytuacją i wszystko będzie dobrze. Rozmowa między państwem Potter mnie rozbawiła, i ten moment ze ścierką spowodował, że się zaczęłam po prostu śmiać. Ah, i jestem ciekawa (tak, wiem, ciekawość to pierwszy stopień do piekła :>), jak długo Lily będzie miała kłopoty z pamięcią. Pozdrawiam i życzę weny! :*
OdpowiedzUsuńO, widzę, że są dwie Niki.xDDDDD
OdpowiedzUsuńW każdym razie to ja, kochanie, Twoja siostrzyczka. :D Uwielbiam ten rozdział, a szczególnie ambitną konwersację Smitha i Pottera, są cudowni.xDDD
Kocham! <33
Notka bardzo fajna. I tak Cię podziwiam, że w ogóle znalzłaś czas, aby coś napisać. Ja się z niczym nie wyrabiam.
OdpowiedzUsuńPrzyjemny początek z tymi listami, miałaś naprawdę dobry pomysł. Mam tylko nadzieje, że choć raz Smith utrze Potterowi nosa.
Końcówka też świetna. Jestem bardzo ciekawa jak to wszystko potoczy się dalej.
Jestem ciekawa, jak to będzie. Czy Potterom coś się wymsknie, czy coś. Bo jakoś Lilka będzie musiała dowiedzieć się prawdy. A w sumie to nie chciałabym aby o wszystkim powiedział jej ten Shmit. Rozdział, jak najbardziej udany, kochana.
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na nexta.
Pozdrawiam ; *
I jeszcze pomyliłam jego imię xD
UsuńTo trzeba być mną ;p
Warto było tyle czekać na rozdział :*
OdpowiedzUsuńSzczerze, to te listy nie bardzo mi się podobały... Takie... sztuczne. Za to reszta jak zwykle super, nie mogę się doczekać świąt u Potter'ów!! No i biedna Anne... Myślę, że Lupin jeszcze się do niej przekona ;]
"...a nóż ci się poszczęści i będzie tak, jak pragniesz." - nigdy nie słyszałam o tym, żeby sztućce się "poszczęściały", cokolwiek to znaczy. Jeśli chodziło Ci o dobry łut losu, to "a NUŻ ci się poszczęści"
OdpowiedzUsuń"Powtórzę po raz ostatni: Nie zbliżaj się do Lily." - nie wiem, dlaczego użyłaś po dwukropku wielkiej litery, przecież to nie jest konieczne.
Błąd był jeszcze gdzieś na początku, tylko teraz nie potrafię go znaleźć.
Przyznaję, że pobieżnie czytam rozdziały Twego zacnego bloga i zawsze uważałam, że ma w sobie coś z oryginalności i tego bakcyla, który sprawia, że tu wracam. Nie potrafię dokładnie określić, co to jest, ale śmiem przypuszczać, że James. Ja tego faceta po prostu uwielbiam i nienawidzę, kiedy ktoś robi z niego kompletnego durnia. A Ty to, niestety, w tym rozdziale zrobiłaś. Pomysł na listy Potter-Smith był ciekawy, nie przeczę, ale wykonanie już nie. Boli mnie to, że infantylność aż ociekała z tego wszystkiego. Ci prawie dorośli faceci przypominali mi chłopczyków z piaskownicy, którzy sypali sobie piaskiem w oczy. To bezcelowe prześciganie się w groźbach, przechwałkach, puszenie się jak paw, było takie... nie na poziomie.
Później przyszedł moment na część, której kompletnie nie rozumiałam, czyli obserwowanie uczniów. Czekaj, chwila. Ew, siedziałaś kiedyś w ostatniej ławce? Nie wiem jak Ty, ale ja stamtąd poza plecami i co najwyżej profilami nie widzę nic. No cóż, ale to w końcu ja, prawda? Ja mogę nie widzieć...
Następnie wątek, który miał być chyba rozjaśnieniem całego rozdziału, tak? No wiesz, ta taka chwila, w której rodzic nabija się z dziecka, ba, jakby w niego nie wierzy. Norma.
Wiesz, co mnie denerwuje? To, że ta notka nie można nazywać się "dobrą", według mnie, w porównaniu do tego, co pisałaś. Takie jest moje zdanie. Pewnie dlatego, że są dowody na to, że potrafisz pisać, więc można od Ciebie wymagać czegoś więcej.
Powinnaś też wiedzieć, że kropek w tytułach się nie stawia (patrz: szeroka lista), a cytując kogoś warto byłoby skorzystać z cudzysłowu i podpisać słowa, a nie podkradać (patrz: belka). Brzydko wygląda - trudno.
Pozdrawiam, przepraszam za błędy w komentarzu (nienawidzę poniedziałków...) i dołączam się do odliczania do wakacji - halska.
Bardzo fajna notka:) czekam na nastepna:)
OdpowiedzUsuńA mnie właśnie odwrotnie. Chodzi mi o to, że przynajmniej moim zdaniem końcówka rozdział jest znacznie lepsza od początku. Listy według mnie są nieco infantylne, a James i Patrick przypominają rozkapryszone dzieci, które wytrwale kłócą się o czekoladkę. Szkoda mi Ann, chociaż w sumie to... przecież Remus w niczym nie zawinił, a blondynka sama odepchnęła od siebie chłopaka, więc do kogo może mieć pretensje? Tylko i wyłącznie do siebie!
OdpowiedzUsuńDorea i Charlus są super. Mało kto ma lepszych rodziców od Jamesa Pottera. Słowa starszego Pottera bardzo mnie rozbawiły. Hmm, cóż mężczyzna niewątpliwie ma poczucie humoru;-))
Pozdrawiam;-*
Mi się podobało, nie wiem co Ty chcesz. Bardzo by było ciekawie, gdyby Lily przypomniała sobie kim jest, jak będzie u Potterów xDDD Zobaczymy co wymyślisz, moja droga :) Życzę weny ;]
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam twojego bloga... i brak mi słów! Jest po prostu porywający... Niesamowicie piszesz, jeśli mam być szczera. Z niecierpliwością czekam na nową notkę.
OdpowiedzUsuńPodoba mi się fragment z podejrzeniami ojca Jamesa:D
OdpowiedzUsuńUmarłam.
OdpowiedzUsuńTylko nowy rozdział jest w stanie mnie wskrzesić.