23. Lubimy kłamstwo we dnie, a sen w nocy. Taki jest człowiek
~ Gustave Flaubert
~ Gustave Flaubert
Westchnął, po czym splótł palce dłoni, opierając się przy okazji łokciami o blat swojego biurka.
Na świecie zaczynało dziać się coraz gorzej. Ludzie cicho i w niewiadomych okolicznościach znikali, aby parę dni później znaleźć ich martwych gdzieś w ciemnych zaułkach. W Ministerstwie chaotyczność i głupota przeważała nad prawdomównością i spokojnym dochodzeniem do racji, przez co wszystko zaczęło iść w złym kierunku, nie mogąc się zatrzymać albo chociaż przystopować. Po prostu nikt nie potrafił odnaleźć się w sytuacji, która właśnie trwała, zostawiając na wszystkim swoje ogromne ślady.
Starzec nie zamierzał się jednak poddać. Szybkimi ruchami zaczął pocierać skronie, po czym, wzdychając po raz ostatni, wstał, ruszył w stronę wielkiego kominka. Wziął w garść ciemny proszek, aby po chwili zniknąć w zielonym ogniu.
Nie wiedział, co nadchodzi, jednak jednego był pewny: zło nigdy nie śpi.
*
W pokoju wspólnym Gryffindoru zaległa kompletna cisza, przez co odgłos zderzanych ze sobą części ciał wydawał się jakby dochodził z otchłani, ciągle się powtarzając i z czasem przybierając na głośności. Oczywiście do czasu, kiedy Syriusz, otrząsając się z szoku wywołanym przez zaskoczenie, natychmiastowo rozdzielił dwójkę walczących. Patricka odepchnął od swojego przyjaciela jednym zwinnym i mocnym ruchem ręki, a przez to, że ów chłopak zajęty był próbą wcelowania pięści w brzuch Jamesa, z zaszokowaniem upadł na podłogę. Black za to, widząc, jak Potter z grymasem na twarzy próbuje do niego podejść, szybko go powstrzymał. Niechętnie, trzeba przyznać, ponieważ sam z chęcią podbiłby oko Smithowi, jednak zauważył – na szczęście – szeroko otwarte oczy Lily, która z przerażeniem wpatrywała się w punkt przed nią, gdzie właśnie odegrała się owa scena. Z szoku otrząsnęła się dopiero wtedy, gdy w pomieszczeniu zapanowała wrzawa, a w końcu jako prefekt musiała rozgonić towarzystwo. Z chłopakami pogadam sobie bez świadków, oj, pogadam, pomyślała, robiąc wściekłą minę, która raptownie uformowała jej się na twarzy.
James zaś, nadal wpatrując się groźnie w stronę Smitha, zagryzł lekko krwawiącą wargę, aby po chwili dotknąć palcem swojego nader sinego i spuchniętego nosa. Czując złamaną kość, przeklął, jednak zrobił to cicho, ponieważ po prostu nie chciał, aby Lily to usłyszała. Już i tak pewnie ma z nią na pieńku. Chociaż, prawdę mówiąc, to nie on zaczął, więc tym razem może nawet mu się upiec. Nie zmienia to jednak faktu, że rudowłosa nie zapomni tego incydentu i będzie mu go wypominać przez – w najlepszym przypadku – parę miesięcy.
Westchnął głośno, co sprawiło, że Syriusz, który nadal go lekko trzymał za ramię, rzucił mu zaciekawione spojrzenie, aby po chwili uśmiechnąć się szeroko. James odwzajemniłby natychmiast ów gest, jednak nie pozwolił mu na to – tym razem – wzrok, którym patrzyła na niego Lily.
- Nie ma tutaj już nic ciekawego, zajmijcie się swoimi sprawami! – krzyknęła rozjuszona Evans i pocierając sobie skronie, popatrzyła na sprawców owego zamieszania. Jej reprymenda zaczęła się jednak dopiero wtedy, kiedy uznała, że ilość osób, które aktualnie przebywały w tym pokoju, jest wystarczająca.
- To my pójdziemy – wtrącił szybko Syriusz i łapiąc Dorcas i Anne pod ręce, szybko wyszli z pokoju wspólnego, uprzednio rzucając Jamesowi współczujące spojrzenie. Wiedzieli, że Lily nieźle da mu popalić. Mu i cholernemu Patrickowi, przez którego, jak zaraz się czegoś jemu nie wyjaśni, może się rudowłosej nieźle pogorszyć. Ale taką myśl, jeżeli w ogóle pojawiła się w ich głowach, natychmiast wyrzucali.
Lily poczekała tylko parę minut, aby Patrick mógł wstać na nogi, a James usiąść na kanapię, opierając głowę o zagłówek, ponieważ krew dalej leciała mu z nosa, po czym podeszła do nich, zakładając przy okazji ręce na piersi. Trzeba było przyznać, że wyglądała naprawdę groźnie.
- Na gacie Merlina, co wy sobie myślicie!? – wykrzyczała, jednak kiedy poczuła na sobie parę nieprzychylnych oraz zainteresowanych spojrzeń, powtórzyła nieco ciszej: - Na gacie Merlina, co wy sobie myślicie? O co chodzi, wytłumaczcie mi, bo nie rozumiem!
Mimo to chłopaki milczeli, zaciekle przyglądając się wszystkiemu wokół, co nie było panną Evans. W tym momencie można by stwierdzić, że najzwyczajniej w świecie się jej bali.
- Patrick, czemu to zrobiłeś? – spytała, teraz zwracając się konkretnie do jednego z nich. Smith, słysząc te słowa, wzdrygnął się lekko. Nie odpowiedział jednak. Zdenerwowana dziewczyna tylko prychnęła pod nosem, po czym zwróciła się do Jamesa: - A ty, braciszku? – wycedziła przez zęby. James tylko spojrzał na nią przepraszającym wzrokiem, aby chwilę później znów odchylić głowę do tyłu. Krew nadal nie krzepła. Lily, widząc to, tylko westchnęła, podchodząc przy okazji do Pottera. Dziewczyna zwinnym ruchem wyjęła różdżkę z kieszeni swojej szaty i przyłożyła jej końcówkę do nosa Jamesa, szepcząc przy okazji parę zaklęć. W mgnieniu oka z nosa przestała lecieć czerwona ciecz, a kości się ustawiły na swoim prawidłowym miejscu.
- Jesteś aniołem, Lily! – uśmiechnął się do niej szeroko, przy okazji mając nadzieję, że uda mu się choć odrobinę uratować swoją sytuację. Nie pomylił się, ponieważ sekundę potem rudowłosa odwzajemniła jego gest, a nawet po chwili namysłu usiadła obok niego, czochrając go po włosach.
Patrick zaś stał tylko jak wryty w ziemie, mając szeroko otworzone oczy. W akcie zdziwienia albo raczej totalnego szoku.
- Czy ja o czymś nie wiem? Liluś, od kiedy to wy się tak zachowujecie! – warknął szatyn, robiąc krok do przodu. James raptownie wstał, jednak na szczęście Lily również i to pomiędzy nimi. Na wszelki wypadek.
- Jak to od kiedy? – spytała, ze zdziwieniem marszcząc czoło. – Od zawsze – dodała, a widząc minę Patricka, zaczęła zastanawiać się nad jego słowami. W końcu nie miała bladego pojęcia, o co mu chodzi, jednak w głębi duszy czuła, że coś jest nie tak. I musiała do tego jak najszybciej dojść. To właśnie przez swoją wrodzoną ciekawość jej głowa zaczęła pulsować przeogromnym bólem, przez co szybko się za nią złapała, sycząc cicho.
James tylko głośno przełknął ślinę. W końcu te jej ataki zdarzają się już po raz któryś tego dnia. Niedobrze.
- Musimy iść, Lily – zaczął szybko, nie dając Patrickowi niczego dopowiedzieć. – Trzeba jeszcze napisać do rodziców – dodał, gratulując sobie w myślach, dość dobrego kłamstwa.
- Ach, jasne – westchnęła dziewczyna, po czym uśmiechnęła się delikatnie do Smitha. Nie powiedziała jednak nic więcej, co sprawiło, że Krukon jeszcze bardziej się zdenerwował.
- Do jakich rodziców, do cholery! – wykrzyknął, jednak po chwili namysłu zmniejszył oktawę swojego głosu. Nie chciał w końcu, aby wszyscy tutaj obecni słyszeli jego kolejne słowa: - Przecież twoi rodzice nie żyją, Lily… To dlatego się tak zachowujesz? A twoim chłopakiem na…
- Zamilcz! – warknął szybko James, przerywając mu wpół zdania.
- O czym ty mówisz? – zapytała w tym samym momencie rudowłosa. – Rodzice nie żyją? I co ma z tym wszystkim wspólnego Remus?
- Jaki Remus? – spytał całkowicie zbity z pantałyku Patrick. W tym momencie całkowicie nie wiedział, o co chodzi tej dziewczynie. I teraz nieważne, jakie były jego uczucia w stosunku do niej, po prostu musiał sobie wszystko poukładać, zrozumieć. – Przyszedłem tutaj, ponieważ usłyszałem te plotki. No wiesz, że Potter napoił cię eliksirem… - Na chwilę zamilkł, aby potem wywarczeć przez zaciśnięte zęby, uświadamiając sobie coś raptownie. – To dlatego się tak zachowujesz! – powtórzył.
- Jak się zachowuję? – zapytała dziewczyna, jednak nie dane jej było zadać kolejnych pytań, które już formowały się jej w umyśle, ponieważ nagle zaczęła widzieć przed oczami czarne mroczki i gdyby nie pomocne ramię Jamesa, na pewno upadłaby na posadzkę.
- Dość! – wykrzyknął znów kruczoczarny. – Później – dopowiedział szybko, kiwając głową w stronę Smitha, po czym, już całkowicie się nim nie przejmując, złapał dziewczynę w pasie i szybkim krokiem, podtrzymując ją przy okazji, wyszli z wieży. W milczeniu szli przez kolejne korytarze, a kiedy w końcu James upewnił się, że są sami, posadził ją na jednym z parapetów na piątym piętrze.
Lily tylko westchnęła, po czym oparła się plecami o zimny mur, drżąc przy okazji. Na jej ciele pojawiła się gęsia skórka. Po chwili zamknęła oczy, jednak moment później szybko je otworzyła, ponieważ poczuła po swojej prawej stronie ruch. Widząc, że to James siada koło niej, odprężyła się, po czym mocno wtuliła w ramie chłopaka, wciągając przy okazji głęboko powietrze, przez co poczuła zapach jego wody kolońskiej.
- Co się ze mną dzieje, Jim? – spytała, jednak kiedy nie uzyskała odpowiedzi na swoje pytanie, dodała: - I o co mu chodziło?
- Nie wiem.
Potter skłamał. Po raz pierwszy w stosunku do Lily podał nieprawidłową odpowiedź. Musiał przyznać, że czuł się z tym okropnie, aczkolwiek wiedział, iż jest to jedynym sposobem, aby rudowłosej nic się poważniejszego nie stało.
Wokół nich zapanowało milczenie, którego żadne nie zamierzało przerywać. Na razie.
I tak siedzieli, dopóki chłopak nie upewnił się, że jego domniemana bliźniaczka czuje się już wręcz doskonale. Poznał to, oczywiście, po jej ciągłym narzekaniu na miejsce, w którym się znaleźli. To właśnie ów czynnik był bezpośrednią przyczyną ich teraźniejszego chodu w stronę Sowiarnii. W końcu żaden mężczyzna nie wytrzymałby ani chwili dłużej z kobietą, której usta się prawie w ogóle nie zamykały. Nawet on, a trzeba było przyznać, że akurat Jamesa matka natura obdarzyła dużą cierpliwością.
- Co piszesz? – spytała po raz któryś Lily, zaglądając Rogaczowi przez ramię. Chłopak jednak nie pozwolił jej na dłuższe czytanie tekstu, w końcu musiał wyjaśnić wszystko swoim rodzicom. A szczególnie kwestię utraty pamięci przez Evans, przez co na święta do państwa Potterów zamiast jednego syna przyjedzie również ich córka, o której nie mieli pojęcia, że istnieje. Naturalnie do czasu, kiedy sowa dostarczy im list.
Znajdowali się właśnie na wieży przeznaczonej całkowicie sowom. I pomimo tego, że widoki w środku nie były bardzo zachęcające, krajobrazy po wyjrzeniu przez jedne z okien, a właściwie dużą dziurę w murze, sprawiały, że na twarzy obserwatora pojawiał się zachwyt. Każdemu w końcu spodobałby się widok ledwo widocznego horyzontu i delikatnie zarysowanych kontur linii drzew Zakazanego Lasu. Poza tym całe błonia i ogromne jezioro również wywoływały uśmiech.
Lily jednak nie dane było podziwiać ów pejzażu, ponieważ zajęta była próbą wyczytania czegokolwiek z listu dla rodziców, który nareszcie został całkowicie napisany. James z szerokim uśmiechem i wesołym błyskiem w oczach przyglądał się poczynaniom dziewczyny. Wybuchnął jednak śmiechem, kiedy specjalnie podniósł pergamin do góry, aby Lily nie mogła go dosięgnąć – przecież był od niej wyższy o prawie całą głowę – przez co ta skakała wysoko, siłując się z nim przy okazji. W końcu poddała się, prychając głośno, ale po chwili zastanowienia zachichotała cicho pod nosem. Już dawno nie słyszała, aby James śmiał się z czegoś aż tak dosadnie. A w końcu sprawienie bratu takiej radości było wręcz priorytetem siostry. I to jeszcze bliźniaczki.
- Jesteś wredny – powiedziała tylko, zakładając ręce na piersi i wyginając w podkówkę swoje usta. James tylko puścił jej perskie oko, po czym zwinnym gestem przywołał do siebie swoją sowę, aby po chwili przywiązać jej do nóżki list i z chaotycznymi myślami, które raptownie nim zawładnęły, patrzeć jak ta odlatuje w siną dal. – Jim, jestem głodna, chodź na obiad. – Usłyszał głos Lily, na którą od razu spojrzał. Wyglądała pięknie, jak zawsze zresztą. Tym razem jednak mógł cieszyć się ów czynnikiem w pełni, bez żadnych kłótni i przekomarzań. I pomimo tego jak dziwna była teraźniejsza sytuacja, zaczynało mu się to z lekka podobać. Oczywiście obraz bliźniaków wyrzucał sprzed swoich oczu cały czas.
Pokiwał głową, po czym pocałował dziewczynę w czubek głowy, obejmując ją przy okazji w pasie. Ta tylko uśmiechnęła się delikatnie w jego stronę, aby po chwili pociągnąć go w stronę Wielkiej Sali, gdzie czekała na nich pewnie reszta przyjaciół. I naturalnie obficie nastawione stoły z przeróżnymi potrawami.
*
O godzinie drugiej z wtorku na środę w dormitorium Gryfonek z szóstego roku pewną rudowłosą dziewczynę zaczęły męczyć koszmary. Z grymasem wymalowanym na twarzy przekręcała się z jednego boku na drugi, zaciskając coraz mocniej powieki. Już od paru dni tak miała, ale kiedy się budziła, nic nie pamiętała. Właśnie dlatego się nie wysypiała. Tym razem wydawało się jednak, że ów zły sen zostanie zapamiętany przez nią na bardzo długo.
Parę minut później natychmiast otworzyła oczy, zrywając się do pozycji siedzącej. Przez chwilę, nie wiedząc, co się dzieje, wpatrywała się w kolumienkę łóżka przed sobą, aby w końcu dać upust swoim emocjom i po prostu się rozpłakać. Oczywiście próbowała zagłuszyć lekko swój szloch, przytykając dłoń do ust, nie chciała w końcu obudzić swoich współlokatorek. Cały czas jednak przed oczami miała tę straszną scenę, przez którą teraz się tak zachowywała. W końcu nie wytrzymała tej presji. Przełykając gulę rosnącą w jej gardle, szybko wydostała się z fałd pościeli i wręcz wybiegła z pokoju. W ciszy przeszła schody prowadzące do pokoju wspólnego, aby potem skręcić w prawo i skierować się do dormitorium Huncwotów, ciągle próbując opanować swój płacz. Z ledwo dosłyszalnym kliknięciem otworzyła drzwi, wchodząc na palcach. Przez chwilę jej wzrok przyzwyczajał się do ciemności tutaj panującej, kiedy jednak zaczęła widzieć wyraźniej, natychmiast podeszła do łóżka swojego brata, po czym potrząsnęła nim lekko, wchodząc mu przy okazji pod kołdrę. Sięgnęła jeszcze po jego różdżkę, która znajdowała się na szafce nocnej, i machnęła nią lekko, rzucając na nich zaklęcie wyciszające.
- Jim? – załkała cicho, wtulając się w jego tors. Już nie mogła ani nie chciała się powstrzymywać od wyrzucenia z siebie tych wszystkich negatywnych uczuć. Chłopak zaś nieprzytomnym wzrokiem wpatrywał się w bliżej nieokreślony punkt naprzeciwko siebie.
- L-Lily? – spytał, jednak odpowiedziała mu tylko głucha cisza. Przez chwilę zastanawiał się nad tym, czy aby jego wyobraźnia nie płata mu figli, aczkolwiek poczuł ruch przy swojej piersi. Jego czekoladowe tęczówki natychmiast powędrowały w tamtą stronę, a widząc rudą czuprynę, westchnął. Czuł, że z dziewczyną działo się coś złego. Było to widać oczywiście po jej zapłakanych oczach, które w świetle księżyca delikatnie się srebrzyły. Poza tym przytulała się do niego dość mocno, jak jakaś mała dziewczynka do swojego ulubionego misia. – Co się stało? – spytał w końcu, kładąc głowę spowrotem na poduszkę, przy okazji zanurzając twarz w jej delikatnych włosach.
- Koszmar – odpowiedziała tylko.
Przez chwilę wokół nich panowała głucha cisza, przerywana jedynie szlochem rudowłosej. Nie miała siły, aby mu to wszystko teraz opowiedzieć, tym bardziej, że obrazy ciągle nawiedzały jej wyobraźnie. I były bardzo rzeczywiste. James zaś nie mógł patrzeć na jej rozpacz. Próbował ją uspokoić, szepcząc ukajające słowa czy głaszcząc ją po ramieniu, jednak na nic nie zdały się jego próby. Poza tym on musiał się dowiedzieć, co tak strasznego się stało.
- Opowiedz mi, co ci się śniło – zaczął, ale czując jak ta szybko kręci głową, dodał: - Zobaczysz, to pomoże.
Nie odpowiedziała.
- Liluś? – zapytał, nie dając za wygraną. – Hej, księżniczko, powiedz mi.
Dziewczyna, słysząc ostatnie słowa, natychmiast zamilkła. Podniosła się lekko, opierając się na łokciu i spojrzała mu głęboko w oczy, najzwyczajniej się uśmiechając. Przez łzy, ale jednak sam gest wypłynął tak naturalnie i spontanicznie, że nie miała siły ani czasu go zatrzymać.
- Mówiłeś tak do mnie, jak byłam mała, pamiętasz? – odpowiedziała pytaniem na pytanie, po czym zaśmiała się delikatnie do siebie, a James pogratulował sobie w myślach swojego genialnego przeczucia. Po chwili jednak dziewczyna raptownie spoważniała, wzdychając głośno. – Śniło mi się, jak ktoś zabijał rodziców.
James na te słowa, aż zachłysnął się śliną.
- Co? – spytał, patrząc na rudowłosą przerażonym wzrokiem. Przez chwilę lustrował ją nim, jednak nie zauważył dziwnych podejrzeń, które świadczyłyby o tym, że jej pamięć wraca. Wręcz przeciwnie, ponieważ nadal wydawała się być święcie przekonana do tego, że są rodzeństwem.
- Ale najgorsze było to, że to nie mama i tata, tylko jacyś obcy ludzie, których w ogóle nie znam – powiedziała, a po chwili namysłu dodała: - Mimo to we śnie uważałam się za ich córkę. Dziwne, prawda?
Potter nie odpowiedział, zastanawiając się w głębi ducha nad tym jej wybuchem emocji. Skoro ona nie kojarzyła tych ludzi, to czemu zachowywała się tak, a nie inaczej? No ale to była Lily…
- Nie myśl już o tym – rzekł tylko, po czym uśmiechnął się do niej delikatnie, mocniej przytulając ją do siebie. Co jak co, ale do tego mógłby się przyzwyczaić. – Branoc, śpij dobrze.
Dziewczyna tylko westchnęła, ale zarzuciła na siebie więcej kołdry.
- Dobranoc.
*
Dumbledore ze strachem, ale również z lekkim zaciekawieniem wpatrywał się w pergamin leżący przed nim. Tekst, który był tam zawarty, przeczytał aż trzy razy, przez co znał już go na pamięć. Mimo to dalej mocno trzymał papier w ręce, ciągle wpatrując się w te sześć słów, które tak nim wstrząsnęły. Po prostu niedowierzał. Owszem, przypuszczał, ale nie wiedział, że to okaże się prawdą. Wykluczał ją, nie chciał dopuścić ów refleksji do swoich myśli.
A jednak się stało.
Gdyby jeszcze potrafił, zakląłby.
Miałeś racje, Albusie, on coś szykuje.
Lily coś zaczyna 'zgrzytać'? Normalnie mogłabym Cię ozłocić za ten rozdział, ale nie zrobią tego, bo Lily nadal nic nie pamięta, a ja bym wolała, żeby pamiętała. Przepraszam, ale teraz nic konstruktywnego nie napiszę, bo się śpieszę. ;)
OdpowiedzUsuńEeeech, coraz mnie lubię tą Lilkę bez starej pamięci, ale o tym wiesz.xD W ogóle nie widzę sensu w rozpisywaniu się tutaj, bo przecież powiedziałam Ci wszystko na temat tego rozdziału na gadulcu. ; )
OdpowiedzUsuńZnalazłam kilka literówek, ale puśćmy to w niepamięć.;*
Mi też najbardziej podobała się akcja z koszmarem! No i pamięć jakoś tam powraca... Mam nadzieję, że jak już powróci, to Lilka będzie pamiętać wszystko co się działo i odkryje, jaaaki to James jest cudowny!!
OdpowiedzUsuńNo i mam nadzieję, że na kolejnego nie będzie trzeba tak długo czekać, ale z drugiej strony artysty nie można pośpieszać ;]
Pozdrawiam,
ciekawy rozdział. mam tylko nadzieję, że Lily szybko odzyska pamięć, bo to jakieś dziwne, że uważa Jamesa za bliźniaka:D
OdpowiedzUsuńWczoraj, jakimś dziwnym trafem weszłam na tą stronkę. Będąc na blogu mojej koleżanki, kliknęłam 'następny', zwyczajnie z nudów. Gdy zobaczyłam napis na belce, od razu wiedziałam, że Twoje opowiadanie to musi być coś.
OdpowiedzUsuńMimo że tematyka bloga jest 'potterowska', a Potter bokiem mi już wychodzi, to Ty przedstawiłaś to wszystko z tak zaje*istej strony, że nie mogłam się oderwać od czytania.
Przeczytałam wszystkie rozdziały z ogromnym zainteresowaniem. Kiedy doszłam do tego tutaj, strasznie mi się przykro zrobiło, że nie dowiem się co dalej. Mam nadzieję, że nie przestaniesz pisać i dodasz szybciutko nowy rozdział, bo inaczej złamiesz mi serce, które pokochało Twoją historię o rodzicach Harry'ego. :)
Pozdrawiam,
Jejuuuuu... Ale cudny rozdział! Wreszcie! Doczekałam się;] Mi też się podobała akcja z koszmarem.Więcej takich scenek z James'em plis;]
OdpowiedzUsuńRoździał naprawdę udany.Mam nadzieje, że jest to wstęp do momentu kiedy Lilka już na dobre odzyska pamięć.
OdpowiedzUsuńAle ten James jest świetnym braciszkiem. Też tak chcę mieć jak Lily.
Twój styl pisania naprawde jest czarujący. Nie umiem określić co w Twoich notkach podoba mi się najbardziej, ale po prostu zazdroszcze CI talentu.
Po przeczytaniu tego rozdziału mam w głowie tylko jedną myśl - James <333 On jest cudowny, wspaniały, świetny, super i w ogóle cool. Przeczytawszy ten rozdział ten rozdział, miałam jednak uczucie przeraźliwej pustki. Bo J a m e s, chociaż tak cudowny niestety nie istnieje w realny życiu, chociaż oddałabym wszystko za Jamesa jakiego wykreowałaś w swoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że Lily powoli, ale jednak systematycznie przypomina sobie swoje poprzednie (że też tak się wyrażę) życie. I chociaż to nie jest wyraźny obraz, chodzi bardziej o uczucia, przebłysk, jakieś fragmenty układanki skomplikowanych emocji.
Świetne opisy, zwłaszcza ten, gdy Lily przyszła w nocy do Jamesa, szukając ukojenia. Po prosu cudownie.
Pozdrawiam.
Ew. nawet nie wiesz jak ja zazdroszczę Ci takiego talentu. Piszesz cudownie, te 25 rozdziałów czytałam z ogromnym zainteresowaniem. Mam nadzieję, że PLiJ da radę i przetrwa. Brakuje mi tej dawnej Lily ;) Liczę na to, że szybko wszystko wróci do normy. Pozdrawiam,
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam xD
OdpowiedzUsuńDobra, zaczynamy.
Uważam, że Twój pomysł z "bliźniakami" jest genialny. Chyba mówiłam to wcześniej, a jeśli nie to mówię teraz. Święta u Potterów z nową córeczką to dopiero przeżycie. A jeśli chodzi o ten rozdział to koszmar Lilly i ta bójka Jamesa po prostu wymiatają.
No nie! Nie, nie, nie, nie, nie! Zbliżam się do ostatniego jak na razie rozdziału...ogarnęła mnie czarna rozpacz, wiesz?! xD
OdpowiedzUsuńWczoraj znalazlam twoj blog:) i do dzis przeczytalam wszystkie rozdzialy :):):): bardzo mi sie podoba , i czekam az lily i james beda ze soba,Buziaki:)
OdpowiedzUsuńPierwsze wrażenie : szablon - obłędny ! Przeczytałam wszystkie odcinki, które również mile mnie zaskoczyły ! Świetnie piszesz ;) Na pewno jeszcze nie raz tutaj zajrzę ! Jeżeli możesz informuj mnie o nowych odcinkach i zapraszam do siebie, może pisze w odmiennej tematyce, ale miło mi będzie jeżeli zajrzysz ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ! 3maj się ;*